

Nawiasem Pisząc
Immunitet na pedofilię II
Kiedy wybuchła afera pedofilska w youtuberskim światku, sprawa nie schodziła z najważniejszych mediów przez ładne tygodnie. Jeszcze dzisiaj możemy trafić na kolejne publikacje Stuu, Gonciarza i resztę umoczonego towarzystwa. Odzew społeczny i medialny był olbrzymi – i bardzo dobrze, bo takie rzeczy należy nagłaśniać i piętnować. Jednak szkoda, że przy całym tym szumie zapomina się o pracy Pana Mariusza Zielkego i sprawiedliwość dla osób, które miały nieszczęście paść ofiarą kogoś wysoko postawionego, kogo „podwójne życie” z jakiegoś powodu było niewygodne dla mediów. Zielke nagrał drugą część dokumentu „Bagno”, w którym opowiada o paru kolejnych przykładach zapomnianej i nieosądzonej pedofilii. Film jest tak samo wstrząsający jak pierwsza część. Naprawdę ciężko było słuchać wspomnień kobiet, które jako małe dziewczynki spotkały na swojej drodze chorego zwyrodnialca i dewianta. I widać, że mimo upływu lat, nie potrafiły się pozbierać, rany się nie zagoiły, a przeszłość wciąż boli. I boli nawet nas – zwykłych odbiorców – mimo że prawdopodobnie nie jesteśmy w stanie choćby wyobrazić sobie tego, co czują ofiary. Niektóre z kobiet zdecydowały się na konfrontację ze swoim oprawcą – dwie telefonicznie, jedna wyszła na spotkanie z nim twarzą w twarz – ale spora część wciąż się tego bała. Jedna z nich była tak złamana psychicznie, że nie potrafiła nawet spokojnie porozmawiać z dziennikarzem – po głosie słychać było, że powstrzymuje płacz, a ręka z papierosem cały czas jej się trzęsła. Link do filmu wrzucę Wam w komentarzach, bo nie chcę tutaj zamieszczać tych szokujących historii.
Zbyt wpływowy, żeby go ruszyć
Pierwszym pedofilem, do którego udało się dotrzeć Zielkemu, jest Jarosław Błażejewski, właściciel zakładów mięsnych i centrum handlowego. Jego ofiarą była dwunastoletnia wówczas dziewczynka, która później, podczas swojej pierwszej wizyty u ginekologa, dowiedziała się, że nie będzie mogła mieć dzieci. Oprawca, podczas jednego ze stosunków, kiedy nastolatka próbowała się wyrywać i protestować, miał do niej powiedzieć: P***da nie mydło, przecież się nie wymydli. Zresztą w tłumaczeniach Błażejewskiego próżno było szukać jakiejkolwiek skruchy, szacunku do ofiary czy do kobiet ogólnie: Myśmy się przytulali w młodości, jakby to powiedzieć, te 27 czy ile lat temu. Myśmy się przytulali, ale nie wiem, czego ona, k-wa, chce, naprawdę; Jakbym, kurde, był gołodupcem, to by nie było sprawy, tak czy nie? (podejrzewam, że jakby był gołodupcem, to sprawa byłaby rozwiązana już dawno i facet siedziałby w pasiaku, ale że jest wysoko postawiony, to nagle brakuje chętnych, żeby się tym zająć – przyp. M); Baby to są ch*** i teraz właśnie to zauważam. Pani Agnieszka, bo tak ma na imię kobieta, która kiedyś trafiła na wpływowego przedsiębiorcę, jest jedną z tych osób, która zdecydowała się porozmawiać z gwałcicielem telefonicznie. Na jej pytanie, czy pamięta, co jej zrobił na przykład w 2006 roku, odpowiedział: No to mówię, za ten 2006 rok też cię przepraszam (śmiech). Ja ci mówiłem, że ja cię za wszystko przepraszam, rozumiesz? Kiedyś były inne czasy, k-wa (nie przypominam sobie, żeby we wczesnych latach 2000 p***filia była społecznie akceptowalna, ale widocznie pan Jarosław lepiej pamięta – przyp. M). Ja byłem też młodszy, kurde, i tak dalej, rozumiesz? Ja cię za wszystko przepraszam, Agnieszka, ja p***dolę. To powinna być, moim zdaniem, nasza tajemnica do końca naszego życia. Do śmierci. Niezbyt wzruszające i przekonujące przeprosiny, przyznacie mi chyba rację? W tym przypadku również, zdaniem autora „Bagna”, zdecydowana większość mediów nie podjęła się tematu. Zareagowała tylko WirtualnaPolska, zamazując jednak twarz pani Agnieszki i zmieniając jej imię, mimo że kobieta nie występuje w materiale anonimowo. Jak twierdzi Zielke: „w trosce o dobro sprawcy”, chociaż tutaj mam wątpliwości, czy dziennikarz się po prostu nie pomylił i nie zamierzał powiedzieć „ofiary”, bo z jakiego tytułu portal miałby dbać o dobro zboczeńca? To chyba nie Jan Hartman pisał tamten tekst? Reporter zapytał o zdanie redaktora gazety „Extra Świecie”, Andrzeja Bartniaka: Myślałem, że trochę więcej emocji to wzbudzi. Rzeczywiście, ten temat w mediach mocno nie zaistniał, nawet tutaj, lokalnie. Ja wiedziałem, że to jest babiarz. Zdarzało mu się podobno klepnąć dziewczynę i tego typu historie. Wie pan jak to jest, to jest małe środowisko, wzajemne powiązania różnego typu, towarzystwo biznesowe. Po pierwsze ten człowiek ma bardzo mocną pozycję w gminie, w której mieszka. Jest sponsorem klubu sportowego, a wie pan, co to znaczy na wsi, być sponsorem klubu. On dosyć skutecznie zadbał o to, żeby zapewnić sobie takie poczucie bycia skrzywdzonym przez dziewczynę, której coś tam w życiu nie wyszło i ona się teraz mści. Pan Mariusz zapytał również o opinię biuro prasowe prezydenta Bydgoszczy, Rafała Bruskiego. Okazało się, że nie wiedzą nic o tej sprawie, nazwiska szukali w Internecie, ale nie potrafili połączyć go z odpowiednią osobą. W tym jednym przypadku udało się wywalczyć namiastkę sprawiedliwości, a raczej śmiesznie niską karę. Błażejewski wyjdzie na wolność w 2024 roku po odbyciu dwuletniej kary więzienia.
Palcem tylko rytm wystukiwał
Jan K., nauczyciel szkoły muzycznej, upodobał sobie jeszcze młodsze dziewczynki. Zielkiemu udało się dotrzeć do siedemnastu osób, które ten człowiek kiedyś skrzywdził, dwie z nich zgodziły się porozmawiać z nim na potrzeby filmu, choć anonimowo. Kiedy zwyrodnialec zaczął się do nich dobierać miały odpowiednio 8 i 7 lat i mam wrażenie, że to te dwie kobiety są najbardziej roztrzaskane emocjonalne i psychicznie w wyniku koszmarnych zdarzeń z dzieciństwa. To o jednej z nich wspominałam na początku wpisu i to ona była najmłodszą ofiarą, której tragicznych wspomnień możemy posłuchać w drugiej części „Bagna”. Jan K. obecnie ma ponad 80 lat, więc – jak widać – sprawiedliwość tak sobie go dotknęła. Dziennikarz, i w tym przypadku, zdecydował się powęszyć w temacie. Udało mu się umówić na rozmowę dyrektora Towarzystwa Muzycznego im. Henryka Wieniawskiego, Ryszarda Heliasza: Rodzice przychodzili specjalnie do mnie, żeby pan Jan uczył ich dzieci, mając świadomość, jakie proste podejście ma do ucznia. Kiedyś pani policjantka przyszła z informacją, że wszczęła postępowanie, śledztwo. Pan Jan się tłumaczył, że po prostu rytm wybijał. Ja mu uwierzyłem, bo wiadomo, że prawie każdy muzyk tak robi. Wiadomo, że nie chodzi o dotykanie miejsc intymnych, tylko właśnie na ramieniu czy na nodze, zależy jaki to jest instrument. Podobnie mówił oskarżany o pedofilię nauczyciel: To sąd jest od wyjaśniania. Jakbym był winny, to bym siedział, czy coś. Jak uderzałem, to tym palcem. Ktoś mówi, że ja tam ręką jeździłem po nodze… Jak na przykład jest rytm, jakaś melodia, niektórym trudno to zapamiętać. Pół godziny albo godzinę żeśmy jeden taki takt ćwiczyli, żeby ktoś pojął. Różni przychodzili uczniowie. Ja miałem nauczyć, żeby mieli efekty. W Parlamencie Europejskim występowałem, wszędzie, na konkursach. Różne dzieci moje były. Ja nikomu krzywdy nie robiłem. Pan Zielke zdecydował się również rozmówić z mediami, ale tutaj, jak zwykle, zaskoczenia nie było. Od dziennikarza lubelskiej Gazety Wyborczej usłyszał: Ja panu szczerze powiem, że nie wiem, bo ja się tymi sprawami pedofilii, w Kościele albo poza nim, nie zajmowałem. Trudno mi powiedzieć. Akurat tego przypadku, o którym pan mówi, nie znam. Pracownik portalu „Lublin 112” tłumaczył: Nie zajmujemy się tą sprawą. Dziennie mamy 50-60 tematów, z których wybiera się tylko te najważniejsze, bo nie ma mocy przerobowych, żeby się wszystkim zająć. I dlatego nie wszystkie sprawy jesteśmy w stanie na bieżąco śledzić. Współpracujemy z Dziennikiem Wschodnim, z Radiem Lublin, z Polsatem – bardzo dobra współpraca – a Gazeta Wyborcza zawsze jakieś problemy itd., itp. I tak chyba powie większość redakcji. Reporter starał się również uzyskać informacje od biura prasowego prezydenta Lublina, Krzysztofa Żuka: Trudno mi tutaj jakby znaleźć miejsce, globalnie, dla miasta Lublin i bezpośrednio dla pana prezydenta. Akurat ta szkoła nam nie podlega, bo miasto Lublin nie jest organem prowadzącym dla tej szkoły, to była szkoła niepubliczna prowadzona przez Towarzystwo. Zielke zwrócił uwagę, że pan Jan uczył również w Szkole Podstawowej nr 50, która jest szkołą publiczną: Dobrze, wie pan co? Myślę, że tutaj już nasza dyskusja wspólna niewiele wniesie. Jakby nie widzę tutaj miejsca na wypowiedź, ale może się mylę. Jak widać, tutaj również nie da się w żaden sposób tej sprawy pchnąć do przodu. Albo może nie ma chętnego, który odważyłby się to zrobić. Trochę tego nie rozumiem, bo szkołom, obojętnie czy są prywatne czy publiczne, powinno zależeć na dobrej opinii. Niekarany p***fil w gronie nauczycielskim raczej takiej nie zapewnia. Przerażające, bo rodzice tych dzieciaków chcieli im po prostu pomóc rozwijać pasję i talent muzyczny, a zamiast tego – zupełnie nieświadomie – zaprowadzili je w siedlisko diabła, który złamał im życia.
Artystyczna twarz Łodzi
Kolejne nazwisko może być dla wielu szokujące, bo starsze pokolenie pewnie zna tego człowieka, chociażby z serialu „Zmiennicy”. Marcel Szytenchelm jest aktorem i nauczycielem teatralnym. Czyli znowu – rodzice chcą zapewnić swoim dzieciom rozwój w dziedzinie, w której czują się dobrze, nie zdając sobie sprawy, że miły i ekscentryczny pan nauczyciel to zwykły potwór. Pan Mariusz dotarł do czterech ofiar słynnego łódzkiego aktora. Sam artysta nie był zbyt zainteresowany rozmową z autorem „Bagna”: To jest dla mnie szok. Wierzy mi pan? Szok! Ja nie zamierzam z obcą osobą się konfrontować. Po co mi to? Nie zamierzam tracić zdrowia w interesie naprawy zdrowia obcej osoby, to nie. Jeżeli chce, to proszę bardzo, niech mnie da do sądu, ja po prostu w sądzie wszystko powiem. I tu nastąpiła ciekawa sytuacja, ponieważ jedna z kobiet, które aktor miał krzywdzić w przeszłości, pani Aleksandra, zdecydowała się podejść i spojrzeć mu prosto w oczy. Zadziwiająca była reakcja Szytenchelma na tę „obcą osobę”, bo po prostu odwrócił się na pięcie i uciekł. Ja tak bynajmniej nie reaguje na widok nieznajomych. Swoją drogą, artysta bardzo często lubi występować w pełnym makijażu i damskich ubraniach. To się nazywa podobno „rozmiękczanie rzeczywistości i rozluźnianie ludzi, poprzez wymyślanie nietypowych akcji teatralnych” według Dziennika Łódzkiego. W każdym razie sprawą pani Aleksandry i trójki innych ofiar zajmowała się pewna pani prokurator, ale zrezygnowała z pracy, tłumacząc, że cała sprawa kosztowała ją dużo zdrowia psychicznego. Kolejna, która się tym tematem zajmowała, również. Mariusz Zielke nie otrzymał odpowiedzi, kto w tej chwili nad tym pracuje. Udało mu się jednak skontaktować z byłym pracownikiem Urzędu Miasta w Łodzi: Te sprawy są zamiatane, dlatego, że dotyczą bardzo często ludzi na wysokich stanowiskach. Sprawdź tę historię z Ewą Żarską. Oficjalnie to ona popełniła samobójstwo, ale przecież wszyscy wiemy, że pisała książkę. Miała opisywać właśnie władze w Łodzi i pedofilię. Komputer zabezpieczyła niby prokuratura, ale gdzie jest materiał na drugą część książki? Moim zdaniem taka tematyka jest w Łodzi bezpośrednio tuszowana. O pani Żarskiej wspominałam Wam, przy okazji tekstu o pierwszej części „Bagna”. Dziennikarka, która wytropiła wysoko postawionego przestępcę seksualnego, porywającego i molestującego małe dziewczynki (polecam jej film na YT: Mała prosiła, żebym jej nie zabijał), a później zabrała się za książkę o równie obrzydliwych czynach, nagle postanowiła popełnić samobójstwo. Wcześniej, w dniu swojej śmierci, napisała na swoim profilu FB, jak bardzo tęskni za morzem. Mnie się to nie klei, ale każdy ma prawo do własnego zdania. W biurze prasowym prezydent Łodzi, Hanny Zdanowskiej, Zielke również niczego się nie dowiedział: Przykro mi bardzo, ale akurat nazwisko pana nic mi nie mówi. I nie wiem, w jaki sposób, w jakim kontekście miałaby się wypowiedzieć pani prezydent. Jeżeli faktycznie takie przestępstwa są tam regularnie tuszowane, to trzeba przyznać, że naprawdę głęboko się je tam zakopuje. Zresztą, nie tylko tam, bo to już kolejny omawiany przez reportera przypadek, o którym nikt nic nie wie.
Sport to zdrowie
Śledztwo prowadzone przez Mariusza Zielkego nie ominęło również Marka Klęczki, trenera narciarskiego, który szkolił dzieci i młodzież w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Szczyrku. Jego ofiara, pani Anna, miała wtedy 12-13 lat. Złożyła zawiadomienie do prokuratury, jednak sprawa była już przedawniona. Powtórzę się, ale nie rozumiem idei przedawnienia, kiedy mówimy o najcięższych zbrodniach. Jest to dla mnie nieludzkie i zwyczajnie pozbawione sensu. Przecież ten facet nie przestał nagle, ot tak, interesować się małymi dziećmi, nie wyleczył się ze swojej dewiacji. A cierpienia ofiar takich ludzi nie da się chyba zmierzyć latami? Możesz mieć zniszczoną psychikę, nie wiem, dziesięć-dwadzieścia lat po tym, jak padłaś ofiarą przestępstwa, ale potem to już nie, wszystko powinno być dobrze? Niestety, to tak nie działa. W każdym razie pani Anna również zdecydowała się porozmawiać z człowiekiem, który kiedyś ją krzywdził: Anka, czy ty musisz to wszystko rozdrapywać? Nie potrzebowałem żadnej bliskości z dziewczyną w twoim wieku. Potrzebowałem osoby, która będzie po prostu mnie rozumiała w życiu (gwoli wyjaśnienia – kobieta miała wtedy dwanaście lat, Klęczko – około trzydziestu; dwunastolatka przecież bez problemu zrozumie problemy faceta dwa razy od niej starszego, prawda? – przyp. M). Anka, wiem, że zrobiłem źle i za to cię przeprosiłem już niejednokrotnie. Powiedz, jak mam cię przeprosić? Co mam zrobić? Anka, ja sobie zdaję sprawę z tego, że to było przestępstwo. Nie umniejszam niczego, jest to dla mnie tragedia i nie chcę do tego wracać, rozumiesz? Przepraszam cię, przepraszam cię i jeszcze raz cię przepraszam. Cóż, ten przynajmniej zdobył się na jako-tako brzmiące przeprosiny. Mam jednak olbrzymie wątpliwości, co do ich szczerości. Nie wiem również, czy to wystarcza, patrząc na to, że pan Marek wciąż pracuje jako trener i prowadzi własną działalność gospodarczą w zakresie pozaszkolnych form edukacji sportowej dla dzieci i młodzieży. Czyli dalej ma kontakt z dzieciakami. I czy mamy jakieś gwarancje, że jego skłonności mu nagle przeszły? Żadnych, powiedziałabym wręcz, że jest to bardzo mało prawdopodobne. Czy tym razem trzyma on swoje chore żądze na wodzy? Nie mam pojęcia, ale uważam, że takie osoby nie powinny mieć już nigdy możliwości pracy z dziećmi, a nie że otwierają sobie szkółki sportowe. Mam nadzieję, że rodzice dzieci, które uczęszczają na zajęcia do Klęczki natrafią na najnowszy film Zielkego i przeniosą swoje dzieci do innych ośrodków sportowych. Jeżeli nie da się go ukarać, to należy mu chociaż uniemożliwić kontakt z najmłodszymi, bo mnie się to w głowie nie mieści. Jeżeli ktoś z Was, Drodzy Czytelnicy, mieszka w Krakowie i zna kogoś, kto posyła swoje dziecko na zajęcia sportowe, to dowiedźcie się, czy przypadkiem nie do tego chorego człowieka. Ostatnim podejrzanym na liście Mariusza Zielkego jest biznesmen, Ryszard Varisella, który niegdyś podobno znajdował się na liście najbogatszych Polaków. Przestępstw seksualnych miał dokonywać na swojej jedenastoletniej wówczas pasierbicy, która – kiedy powiedziała o wszystkim matce – została zapisana na WARSZTATY WYBACZANIA (sic! – przyp. M). Tutaj jednak panu Zielkemu nie udało się wiele ustalić – jak zwykle nikt nic nie wiedział, nikt nic nie słyszał. Varisellego też nie udało mu się złapać. Mamy więc komentarze zaskoczonych znajomych i wspomnienia dziewczyny, ale tak jak wcześniej pisałam, nie będę ich tutaj zamieszczać. Musicie mi to wybaczyć, ale krew mnie zalewała, kiedy oglądałam ten dokument pierwszy raz, również, kiedy zrobiłam to ponownie, już typowo pod ten tekst i nie byłabym już chyba w stanie jeszcze ich tu dla Was spisywać. Jak wspominałam we wstępie – link do filmu wrzucę Wam w komentarzu.
Kto tuszuje pedofilię
Na zakończenie warto pochylić się nad pewną kwestią. Kiedy rozmawia się z ludźmi, którzy beztrosko atakują Kościół w związku z aferami pedofilskimi, często można natrafić na argument, że w innych środowiskach przynajmniej się tego nie tuszuje. Rok albo dwa lata temu Razprozak przygotował serię materiałów, w których opisywał, że owszem, tuszuje się. Podawał przykłady szkół czy też – bardzo niewygodnych dla mainstreamowych mediów – środowisk LGBT. Dość przypomnieć tragedię, która dotknęła niedawno jedną z posłanek KO. Ten materiał Zielkego jest kolejnym dowodem na to, że tuszowanie takich przestępstw jest niestety czymś aż nazbyt często spotykanym. Dzieje się to w środowiskach szkolnych, muzycznych, sportowych, teatralnych, artystycznych. Zresztą, to się dzieje nie tylko w Polsce, choć to oczywiście nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Jak długo przed sprawiedliwością ukrywał się Jeffrey Epstein albo Jimmy Saville? A całkiem niedawno oglądałam dokument o podobnej aferze w środowisku gimnastyczek sportowych, w którym jeden z trenerów też miał pewne niezdrowe skłonności do małych dziewczynek. Wspomniane przeze mnie szambo, które wylało się niedawno na polski YouTube też było przez wiele lat kryte, mimo iż koledzy tego całego Stuu wiedzieli, jak lubi się on zabawiać z niepełnoletnimi dziewczynami. Zresztą nie tylko oni, bo po YT krążyły żarty innych twórców, którzy niewybrednie śmiali się z jego niezdrowych skłonności. Dopiero ktoś musiał zacząć w tym kopać, żeby zrobiło się głośno. Teraz kopać usiłuje pan Mariusz i fajnie by było, gdyby tym razem w końcu ktoś się zainteresował.
To, co się dzieje w niektórych środowiskach, to naprawdę jest jedno, wielkie bagno.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Polityczna elita głosi

Dzisiaj trochę lżejszy tekst przygotowałam, bo pomyślałam sobie, że warto byłoby się trochę pośmiać, póki jeszcze możemy. Zanim, wiecie, demokracja nam wbije na chatę i założy kajdanki za jakieś posty sprzed paru lat. Tak w ogóle, patrząc pod tym względem, to trochę igram z ogniem, nie publikując tylko tego o Donaldzie Tusku, co on sam chciałby przeczytać. Gdyby chodziły tylko o posty sprzed paru lat, to jeszcze mogłabym się wyłgać, że zmieniłam poglądy i od dwóch lat krzewię demokrację i j***ę PiS. Ewentualnie, że wcale nie chciałam dać lajka, tylko emotkę „Wrrrr”, bo tak bardzo mnie poprzednia władza denerwowała, że zębami szurałam jak sędzia Waldemar Żurek. Dni więc moje są policzone, w wolnej Polsce będę siedzieć, a w więzieniu, jak tylko się roześmieję, to mogę dostać w papę, więc lepiej nie próbować. Chyba że zbudują jakieś osobne więzienie dla apologetów mowy nienawiści? Wtedy by było nawet fajnie, miałabym całkiem niezłe towarzystwo. Korzystając jednak z ostatnich chwil wolności, zanim mój sądny dzień nadejdzie, postanowiłam pośmiać się z Wami z kilku najgłupszych wypowiedzi ostatnich dni.
Eliza jest nieplagiatowalna!
Najbardziej odkleiło się chyba pani Elizie Michalik, która zasłynęła tym, że umie w plagiaty. I mogłaby na tym poprzestać, bo kiedy stara się przekazać swoje własne myśli, to wychodzi wyjątkowo głupio. Robienie z siebie idiotki chyba weszło jej w nawyk. Zresztą sami poczytajcie:
Ludzie potrzebują upamiętniania dobrych momentów, ale potrzebują też pomocy chociażby w postaci symboli w przeżywaniu złych momentów. I o tym nie można zapomnieć. Na początek zniosłabym Święto Niepodległości, czy wykasowałabym tę datę 11 listopada…
Ale tak w ogóle, z kalendarza?
…bo ona kojarzy się już tylko i wyłącznie faszystowsko, przemocowo i z płonącą Warszawą…
Pisałam Wam, że na tegorocznym Marszu byłam z Raz prozą, raz rymem – walczymy z propagandowym reżimem i Inny Wymiar? No i rozmawiając między sobą, doszliśmy do wniosku, że gdyby któreś z nas napisało do innego, że jego ostatni tekst był faszystowski (ale wiecie – bez cienia ironii), to – ja osobiście – pomyślałabym, że – kurczę – może faktycznie trochę za ostro, może mnie poniosło, może lepiej odetchnąć kilka razy, odpocząć i wrócić do Internetu dopiero, kiedy nie będę już swoją brunatnością razić nawet znajomych o podobnych poglądach. Ale kiedy mówi mi to jakiś kompletnie radykalny lewicowiec albo Eliza Michalik (która Święto Niepodległości zastąpiłaby… bez spoilerów, zaraz doczytacie! ), to dla mnie jest to tylko i wyłącznie komplement. Bo zdaję sobie sprawę, że dla nich faszyzm jest tożsamy z patriotyzmem. Zresztą Szymek Hołownia chce biało-czerwone paski na świadectwach szkolnych zastępować tęczowymi, więc sami rozumiecie – nie łączą mnie z nimi absolutnie żadne wartości. Tak więc, dzięki za komplement, Elizka, i wracamy dalej do Twoich mądrości.
A naprawdę ten piętnasty października, te wybory, po niemal dziesięciu latach pójścia drogą dyktatury, przywrócenie nam wolności… To byłaby taka świetna data! I taki fajny, ciepły październik. To byłoby świetne Święto Niepodległości.
Tak, dobrze czytacie. Babeczka stawia na równi odzyskanie przez Polski Niepodległości po 123 latach nieobecności na mapach politycznych i wybory, po których partia, której nie lubi prawdopodobnie nie będzie sprawowała władzy. A nawet więcej – ona uważa, że te wybory są ważniejsze, niż jakaś tam Niepodległość. Na tyle ważniejsze, że symboliczną datę jej odzyskania należy wywalić do kosza i wyznaczyć nowe święto. Jeśli z podobnego założenia wychodzi to całe platformerskie środowisko, to wcale się nie dziwię, że dla nich wizja federalizacji Unii, słuchanie poleceń Niemców i „wspólna armia” to zupełnie niegroźna, a wręcz korzystna wizja. Do tej pory myślałam, że oni są po prostu kompletnymi, politycznymi „niemotami”, ale po tym wywodzie pani Michalik zmieniłam zdanie. Oni po prostu Polskę mają za nic. Wszak już ładnych parę lat temu Donald Tusk im powiedział, że polskość to nienormalność, więc teraz już się jej zwyczajnie wstydzą. Jeżeli nie zaczęli wstydzić się wcześniej, kiedy Michnik sączył im do głów swoja truciznę. Ale jeszcze trochę poznęcam się nad tekstem „dziennikarki”, bo podejrzewam, że o niczym głupszym długo nie usłyszymy – chociaż faktycznie poziom żenady wyjątkowo wysoki. Nie idzie za nimi nadążyć. W każdym razie – o jakiej dyktaturze, Elizka, Ty pierdzielisz? Sprawdziłam sobie i ta kobieta urodziła się w 1976 roku (może datę jej urodzin też będziemy jakoś upamiętniać, na przykład jako dzień upadku polskiego dziennikarstwa – chociaż musiałabym sprawdzić, kiedy urodził się Lis, on się bardziej nadaje), więc powinna coś niecoś pamiętać z czasów PRL-u. Bo o czasach stalinowskich nie ma prawa nic wiedzieć, musiałaby poczytać. I ona bez zażenowania podpisuje się pod okrzykami kodziarzy, że rządy PiS to dokładnie to samo, co PRL. A nawet gorzej, bo wtedy to przynajmniej kultura była, kiedy ludzi pałowali w więzieniach. Przecież jakby tych idiotyzmów słuchał jakiś dzieciak, który nie liznął jeszcze historii, to byłby święcie przekonany, że za komuny to można było marsze organizować i na całą ulicę drzeć ryja, jaka ta władza jest zła. Nawet używając wulgaryzmów. Serio, jeżeli słyszę, że ktoś wygaduje takie głupoty, to poważnie się zastanawiam, czy nie mam do czynienia z kimś ciężko upośledzonym. I czy wypada się z niego śmiać, czy może jednak zadzwonić po karetkę. Czy ta baba wie, kim był Jerzy Popiełuszko? Emil Barchański? Grzegorz Przemyk? Stanisław Pyjas? Ona wie w ogóle cokolwiek? Bo takimi wypowiedziami obraża jedynie pamięć ofiar prawdziwego reżimu. A z tym ciepłym październikiem to też bym uważała. W październiku ma być zimno! Jak przez jakiś czas we wrześniu było ciepło, to był dramat i koniec świata, a tej się zachciało ciepłego października.
Kołodziejczak znów atakuje
Nie ma chyba sensu się dłużej nad tą kobietą znęcać. Nie ona jedna na lewicy głupoty wygaduje. Przypomnieć o sobie postanowił Michał Kołodziejczak. Ostatnio było mu trochę smutno, bo wydawało się, że po wywiadzie u Mazurka nagrodę politycznego dzbana ma już w kieszeni, ale potem u dziennikarza zjawiła się Anna Maria Żukowska i wygrana może nie być taka pewna. Dlatego wpadł na genialny pomysł zwiększenia swoich szans i poszedł do Bogdana Rymanowskiego. A ten postanowił odczytać mu pytanie od słuchacza – nawet nie to, że sam redaktor taki wredny.
– Czy pan wie, jakie organy władzy w Polsce wybieramy w wyborach większościowych?
– No proszę pana, wie pan (a może nie wie? – przyp. M), idziemy w taką narrację redaktora Mazurka i zadajemy takie pytania. Proszę pana, ja proszę o poważny zestaw pytań (nie ma przypadkiem jakiejś emotki rżącego konia?), który będzie mówił o tym, co robimy (ten zestaw znaczy?). Bo z taką narracją to za chwilę, tak jak widziałem na Twitterze pytania, które mówią o tym, czy to premier czy Prezes Rady Ministrów coś powołuje”
Ty się, Michałek, tak nie oburzaj o „nieodpowiednią” narrację. Obywatele mają prawo się martwić, jeśli do Sejmu idzie facet, który nie wie, czym jest Zgromadzenie Narodowe, ani że premier i prezes Rady Ministrów jest tym samym. To po pierwsze. Po drugie, możesz sobie psioczyć na dziennikarzy, jakby to była ich wina, że nie posiadasz wiedzy na poziomie czwartej albo piątej klasy szkoły podstawowej, ale to było pytanie od słuchacza. Od obywatela, za którego podatki możesz sobie teraz przez najbliższe lata w Sejmie waletować, a nie wyprowadzać pasać kury. Połączenie głupoty i bezczelności nie za dobrze świadczy o człowieku. A kiedy taka osoba dostaje się do Parlamentu, to może być wręcz niebezpieczne. Nie wiem, czemu Polacy to sobie robią.
Donald Tusk i polityczny cynizm
Na koniec wypowiedź, która może nie jest głupia, ale doskonale pokazuje polityczny cynizm i bezczelność Donalda Tuska. Znakomicie się z Michałem dobrali. Prezes Platformy Obywatelskiej był łaskaw wspomnieć na X/TT: „Tusk nie będzie moim premierem” – powiedział prezydent Duda. Potwierdzam. Nie będę. Tym wpisem spuścił psy ze smyczy i dał sygnał do ataku. Na prezydenta rzucili się lewicowi dziennikarze z Tomaszem Lisem na czele i posłowie PO. Że może nie będzie twoim premierem, ale będzie naszym i całej Polski! Tjaaaa. Zaskakuje głupota tych ludzi, bo teraz zareagowali oburzeniem, że jaki to ten Duda wredny, a przecież od kiedy objął urząd prezydenta, to oni nawalali bez przerwy, że to nie jest ich prezydent. Ale powiedz o świętym Donaldzie, że nie będzie Twoim premierem, to są gotowi Cię na stosie spalić. Albo ukamienować. Żeby tak bardziej multi-kulti było. Na tym przykładzie możemy też zaobserwować w jakiej kondycji są nasi politycy i media. Że posłowie PO rzucili się z jazgotem, bo ich pan i władca tak im kazał, to jestem w stanie zrozumieć. W tej partii nie ma demokracji, czego sam Tusk nigdy nie ukrywał. Tam wszyscy mają mówić tak, jak on sobie życzy, bo inaczej wyrzuci z partii. To jest naprawdę skończona kanalia. Ale od dziennikarzy wypadałoby, żeby chociaż zweryfikowali informacje. Że Tomasz Lis jest dziennikarską prostytutką, to już wiem od dawna, ale nie on jeden wyskoczył z tą retoryką (der Onet i TVN oczywiście od razu zmanipulowali wypowiedź Dudy). A co tak naprawdę powiedział Andrzej Duda? W pierwszym kroku mówimy o wyborze prezydenckiego kandydata na premiera. Ja jestem prezydentem, ale Donald Tusk nie jest moim kandydatem na premiera. Kandydatem. Nie premierem. Donek oczywiście doskonale zdaje sobie sprawę, jaka jest różnica, ale nie po to od wielu lat hodował sobie stado idiotów, żeby z nich nie skorzystać, jeśli będzie taka konieczność. Dlatego napisałam, że wypowiedź naszego słońca narodu (niemieckiego) nie była idiotyczna, ale idealnie odzwierciedlała jego charakter jako polityka. Obłudnik, kłamca, manipulant i bezczelny cynik. Taki obraz widzi każdy przeciętnie inteligentny Polak, jeżeli zadał sobie trochę trudu i skonfrontował wpis byłego (i niestety pewnie przyszłego) premiera z autentyczną wypowiedzią Andrzeja Dudy. Ale wyhodowane przez niego stado idiotów widzi Tuska z aureolą nad głową i z dumną, mężną twarzą jaśniejącą od promieni Słońca, które znowu sprowadził do Polski. I nie ma w tym chyba ani trochę przesady.
M.
Nawiasem Pisząc
Rozpędzona koalicja

Co tam nowego słychać u naszych nowo rządzących? Oglądałam niedawno wywiad z Czarzastym, który cieszył się, że wspólnie tworzą formację wieloprogramową, więc jak to tak można mówić, że oni programu nie mają, a jedyne co ich łączy, to niechęć do PiSu. No niby OK, ale to są programy zupełnie niespójne. Jesteśmy za aborcją i jesteśmy przeciw aborcji. To już mamy dwa pomysły. Jesteśmy za związkami partnerskimi, ale jesteśmy też przeciw. To już cztery. Damy kredyt 0%, dopłatę 600 zł do wynajmu mieszkania i 800 plus, ale tak w ogóle to nie dla rozdawnictwa i nic nie będziemy dawać – to już sześć. Jesteśmy za poprawą warunków pracy rolników, ale też będziemy walczyć o klimat, nawet jeśli ta walka w konsekwencji miałaby oznaczać olbrzymi wrzód na rolniczych tyłkach – czyli już osiem. A ile razy Tusk i jego partia zmieniała zdanie w sprawie nielegalnych imigrantów! To już chyba trzy kolejne. Tak można bez końca wymieniać. Ale ze wszystkich pomysłów nowej koalicji, które mi się nie spinają, jeden nie spina mi się najbardziej. Wpisano do tych całych tuskowych konkretów (co wczoraj posłanki KO i Lewicy radośnie świętowały na TT/X, kompletnie zapominając, że trzeba je jeszcze przegłosować, bo konkret jeszcze nie jest konkretem, tylko dlatego że Tusk tak powiedział) karę za mowę nienawiści wobec społeczności LGBT. Ja chciałabym się jeszcze dowiedzieć, jak zamierzają zdefiniować tę mowe nienawiści – czy będzie się ograniczała tylko do słów powszechnie uznawane za obelżywe, jak np. nazwa pewnej części od roweru, czy może w pasiak będzie już można pójść za stwierdzenie, że sposób walki o swoje prawa przez to środowisko jest nieakceptowalny albo że na przykład nie zgadzamy się na adopcję dzieci przez takie pary. Bo coś mam wrażenie, że mało konkretny ten konkret Platformy. Jednocześnie, jak wczoraj pisałam, utworzono ten zespół ds. polityki migracyjnej, na którym będzie się debatować o tym, jak pomóc naszym niedoszłym gościom i utrudnić pracę Straży Granicznej. To są dla mnie takie pierwsze przesłanki, świadczące o tym, żeby Polska ostatecznie się zgodzi na przyjmowanie uchodźców, wszystkich jak leci. Donald już się przyzwyczaił, że po swoich wyborcach może się spodziewać wszystkiego, ale nie tego, że kiedykolwiek zwątpią w jego potęgę, albo że będą pamiętali jego kłams… przepraszam, przenośnie. Nikt im jeszcze nie powiedział, że to się nie dodaje? Że im więcej ich tu wpuszczą, tym głębiej homoseksualiści się schowają do swoich szaf i nie będą chcieli ich opuścić nie w obawie nie przed wstrętnymi, polskimi homofobami, którzy na nich nienawistnie łypią okiem na ulicy, ale przed całą masą nowych przybyszów, którzy radośnie zabiorą się za ubogacanie kulturowe. Ubogacanie kulturowe homoseksualistów po islamsku wygląda tak, że zrzuca się ich z dużych wysokości, ale myślę, że islamiści są bardzo otwartymi ludźmi i mogą ostatecznie ubogacać w inny sposób. Całkiem niedawno widziałam krótkie nagranie z propalestyńskiej manifestacji, na której jakiś lewak próbował przekonać jej uczestniczki, pochodzące z krajów Bliskiego Wschodu, że ok, Palestynę już załatwiliśmy, ale możemy jeszcze poprotestować o prawa osób transseksualnych, bo niektórzy bardzo nietolerancyjni ludzie mówią, że dziewczynka nie może być chłopcem, ani na odwrót. Jak zareagowały, nie muszę Wam chyba tłumaczyć, i niepocieszony aktywista musiał szukać zrozumienia gdzie indziej. Przy okazji pogubiłam się trochę, kogo ci najbardziej radykalni lewacy wspierają w izraelsko-palestyńskim konflikcie, bo mam wrażenie, że chcieliby wesprzeć oba kraje, najlepiej zaprosić ich tutaj na wspólne świętowanie tolerancji, a potem zobaczyć, co z tego wyjdzie.
Wolne media
Ale są oczywiście sprawy, które koalicjantów z naszego przyszłego rządu łączą. Na przykład, żeby TVP przestało kochać Kaczyńskiego, a znowu zaczęło kochać Tuska. Oczywiście, zasłaniali się pięknymi hasłami, żeby TVP znowu była publiczna, a nie rządowa, ale mam przykrą informację. TV publiczna zawsze będzie rządowa i naprawdę nie chce mi się wierzyć, żeby Tusk nie wykorzystał swoich wpływów i nie zmontował TVP, żeby mu to grało i buczało, jak w TVN. Żeby mu tam wszyscy spijali z dzióbka i żeby głosili dokładnie ten sam przekaz, jaki sobie życzy. To jest akurat człowiek, który brzydzi się jakąkolwiek krytyką swojej świętej osoby w mediach, ma wręcz na nią alergię, dlatego np. nie wpuścił przedstawicieli TVP ani TV Republiki na jego wieczór wyborczy, bo co tu nam będą pisowcy bruździć. Dlatego taka była reakcja władz na publikacje nagrań z restauracji „Sowa i przyjaciele” w magazynie WPROST czy na stronę internetową „Antykomor”. Kibicom też usiłował gęby pozamykać. Dla przykładu – wczoraj na salę sejmową przyszła Aleksandra Gajewska ze swoim synem. I spoko, mnie to ani nie chłodzi, ani nie grzeje. Domyślam się, że to była przede wszystkim promocja siebie jako dobrej matki, bo nie chce mi się wierzyć, żeby posłanka nie dała rady załatwić opiekunki na kilka godzin. I trochę zapomniało jej się, że są tak bardzo za równością, bo jednak większość Polaków nie może sobie z dzieckiem przyjść do pracy, obojętnie jakiej awaryjnej sytuacji by nie mieli. Ale może równość nie wyklucza równiejszości. W każdym razie nie oburzyło mnie to jakoś szczególnie, jedyne moje obawy, dotyczyły tego, jakie wartości będzie dziecko czerpać z tej krótkiej wizyty u ludzi, którzy od dawna robią z tego sejmu cyrk. Kłótliwość? Chamstwo? Brak umiejętności poważnej dyskusji? Głupotę? To miało akurat jak w banku. Ja bym wolała takiego berbecia do ZOO zabrać, tam jest jednak większa kultura. W każdym razie jedna z pań posłanek rzuciła się – znowu na WPROST – za szkalowanie i nękanie biednej Gajewskiej, domagając się publikacji imienia i nazwiska autora tego tekstu. Pewnie po to, żeby też rozliczać. Tyle że sam artykuł nie wyglądał mi, ani na złośliwy, ani tym bardziej szkalujący. Ot, napisano, że pani taka i taka przyszła do Sejmu z kilkuletnim chłopcem i że internauci są podzieleni, bo niektórzy chwalili za to młodą mamę, a inni ją ganili, że to jednak nie miejsce dla takich małych dzieci. Tyle szkalowania. Ale że politycy PO są przeczuleni na złośliwe, pisowskie media i głupie pytanie o Zgromadzenie Narodowe uważają za tendencyjne i mające za zadanie ośmieszyć rozmówce, tylko dlatego, że był z PO, to już pisałam. Nic nowego, to po prostu kolejny taki przykład.
Wolne sądy
I rzecz jasna, łączy ich jeszcze kolejna sprawa. PRAWORZĄDNOŚĆ. Oni wszyscy ją kochają, wspierają i walczą o nią. Dlatego na przykład do KRS wcisnęli tylko swoich kandydatów – w tym między innymi Annę Marię Żukowską, co nie wiem, czy jest bardziej śmieszne, czy tragiczne. I uwalili im wicemarszałka. To oczywiście, zgodne z literą prawa było. Dodatkowo już sobie wykombinowali, jak to uwalić ten nielubiany przez nich wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Nie damy rady ustawą? To spróbujmy uchwałą. Najlepiej uznajmy, że wszyscy członkowie TK byli tam przez pomyłkę i unieważnijmy ich wyroki. A że to samo w sobie nie brzmi jako przestrzeganie prawa konstytucyjnego, tylko szukanie możliwości, żeby je uwalić, to już spoko. Niedługo wszystkie główne media w Polsce będą w naszych rękach, więc Polacy się nie dowiedzą. Nie będziemy im przecież humorów psuć, i tak są niezadowoleni, że tych obietnic, co tam kiedyś mówiliśmy, nie da rady spełnić przez PiS. Zamiast tego będą mieli aborcję. Na NFZ. Gdzie termin oczekiwania to od roku do dwóch lat, ale wciśniemy im tam jeszcze aborcję jak kolanem do walizki, na **uj będziemy kombinować, żeby to sprawniej działało. Zgodnie zresztą z ideą praworządności wcisnęli do Sejmu Romana Giertycha, który przed polskim prawem spierdzielił do Włoch, bo prawdopodobnie jest umoczony, ale teraz dostanie immunitet, więc co za problem? Ma immunitet, więc jest niewinny. I który w trakcie kampanii bawił się w swoistą turystykę wyborczą. I ja wiem, że samo w sobie nie jest to nielegalne. Sama skorzystałam z tej możliwości na wybory prezydenckie w 2015 roku, bo akurat jechałam do Gdańska. Ale jak polski kandydat do Sejmu namawia wyborców, żeby jechali specjalnie do Radomia i tam oddali na niego głos, to chyba coś jest jednak nie w porządku? W imię praworządności postawili zarzuty profesorowi Roszkowskiemu, autorowi podręcznika „Historia i Teraźniejszość”, że szkaluje dzieci z in vitro. I to nieważne, że w tym bulwersującym fragmencie zarzut nie padał w stronę dzieci z in vitro, ale wobec handlu dziećmi. Zgadzam się z opiniami, że ten podręcznik był opiniotwórczy, a niektórzy powiedzą, że indoktrynujący. Zgadzam się również z tymi, że przedmiot HiT był bardzo potrzebny w polskiej edukacji, co wnioskuję po swoim przykładzie, dlatego ten podręcznik należało napisać tak, żeby nikt nie mógł mieć do niego jakichkolwiek zastrzeżeń. Ale jednocześnie słyszę, że sędzią w procesie Roszkowskiego ma być Waldemar Żurek, chociaż nie wiem, na ile ta informacja jest potwierdzona, co od razu zastrzegam. A pan Żurek to ten, który domagał się odszkodowania od państwa polskiego, bo PiS tak go wpieniał, że sobie zęby uszkodził, kiedy je zaciskał w bezmyślnej złości. Sami widzicie, że z poważnymi ludźmi raczej do czynienia nie mamy. Zresztą rządy PO to dalsze dowolne traktowanie prawa przez tzw. sędziów Iusticii. Będzie pewnie gorzej niż było. Wreszcie dalsze działanie w imię praworządności to zwolnienie z aresztu Włodzimierza Karpińskiego, który od paru miesięcy tam przebywał w sprawie zarzutów o korupcję. I który z tego aresztu nie mógł wyjść ze względu na wysokie ryzyko matactwa. Ale Szymek już mu to załatwił i teraz Karpiński będzie mógł się chować za immunitetem europarlamentarzysty. Doktryna Neumanna jeszcze działa, Tusk jej uroczyście nie unieważniał przecież. Zresztą – również w imię praworządności – KO już załatwiło, żeby nikt mu tam specjalnie nie patrzył na ręce i go nie stresował, dlatego odebrano – z pomocą UE – immunitety czterem posłom Zjednoczonej Prawicy, bo pięć lat temu polubili LEGALNY spot wyborczy własnej partii. Zgodnie z literą prawa sprawę zaklepała jedna z sędziów – a jakże! – Iusticii, a że donosy pisał człowiek, który przed prawomocnym wyrokiem spierdzielił do Norwegii to przecież w ogóle nie ma znaczenia. Praworządność, złotko.
Wolna SB-ecja
I jest jeszcze jedna sprawa, która ich łączy. Marzą o przywróceniu wysokiej emerytury byłym agentom SB, bo przecież pamiętamy ich lamenty, kiedy je odebrano, prawda? Trzeba wynagrodzić takie komunistyczne szuje za to, że odpowiednio głośno krzyczały wulgaryzmy w stronę PiSu i zapowiadały, że teraz to dopiero komuna będzie. I że te ścieżki zdrowia to może i tam były, ale to kulturalnie wszystko załatwione, a nie jak chce teraz PiS. Zresztą trudno się dziwić takiemu podejściu, wszak do Sejmu z KO startował inny nieosądzony sługus SB-ecji, Bogusław Wołoszański, a jemu też się przecież coś należy za to, że będzie głosował z duchem praworządności. I tylko jedną nadzieję można mieć na przyszłość. Portal Brussels Signal ćwierka na TT/X, że Tusk już zapowiedział swoim sojusznikom, że popremieruje jeszcze w sumie rok, bo potem spada do Europy, bo mu tam stanowisko obiecywali. Wcale bym się nie zdziwiła. Pozostaje mieć nadzieję, że znowu zostawi tę swoją Platformę w takich rękach, że im ją na kolejne lata od środka rozmontują. Inaczej mamy przerąbane.
Platforma Obywatelska. Żeby żyło się lepiej. Naszym.
M.
Nawiasem Pisząc
Proszę Państwa – oto miś

To jest miś. Misie to takie fajne, duże zwierzątka, które wyglądają na sympatyczne, ale potrafią się zrobić mniej sympatyczne, jeśli się je odpowiednio rozsierdzi. W sensie same raczej ludzi nie atakują, chyba że podejdą za blisko albo zaczną robić inne rzeczy, które misie uznają za niefajne. Wiecie, jak to z dzikimi zwierzętami jest. Można poobserwować z daleka, jak się ma odpowiedni aparat to cyknąć dobrą fotkę, żeby się znajomym pochwalić, ale raczej nie podchodzić bliżej i nie próbować nauczyć wilka aportowania na przykład. I wiecie, co te zwierzątka najbardziej wpienia? Jak im się człowiek na chama wpierdziela na chatę. Nic zresztą dziwnego, chyba nikt nie lubi, jak mu po mieszkaniu zaczyna urzędować nieproszony gość. A kiedy na dodatek przerywa Wam zasłużoną drzemkę, to już w ogóle można się mocno zniecierpliwić. I tak to się właśnie stało, a w roli głównej, poza niedźwiadkiem, który przeobraził się z rozkosznej maskotki w groźnego drapieżnika, wystąpili… eko-aktywiści.
Miś jest niezbyt grzeczny dziś
Bo są tacy ludzie, którzy działają w inicjatywie „Dzikich Karpat” i „Fundacji Siła Lasu” i którzy bardzo nie zgadzali się z leśnikami. Uważali bowiem, że ci robią coś bardzo złego, co prowadzi do tego, że w gawrach nie ma miśków, a powinny być. Na cel wybrali sobie jedną z takich leśnych jam, bo od bardzo dawna nikt tam nie widział żadnego dźwiedzia. I poszli udowodnić, że nie ma. Cóż, dźwiedzia może nie było, ale był niedźwiedź. Bardzo zły niedźwiedź. Wiecie, to już jest ta pora roku, w której te ssaki przygotowują się do zimowego snu (trochę im tego nawet zazdroszczę). Tak więc misiek wrócił sobie do swojej własnej, osobistej gawry i zamierzał uderzyć w kimono, gdy nagle usłyszał, że mu ktoś do jego ciasnego, ale własnego mieszkanka włazi z buciorami. No i wyszedł sprawdzić co to, a jego zdumionym oczom ukazali się eko-aktywiści, którzy przyszli udowodnić, że w gawrze nie ma niedźwiedzia i to wszystko wina leśników, więc postanowił im pokazać, że on tam jednak jest. I że nie spodziewał się gości. I że to bardzo nieładnie wchodzić bez pukania. I że on grzecznie zaprasza wyp***dalać. To był widocznie miś o bardzo małym rozumku, bo średnio przekonywały go tłumaczenia, że oni mu się na hacjendę wpierdzielili dla jego własnego dobra, uznał, że jego dom – jego twierdza i nikt mu tu nie będzie robił dla jego dobra niczego, kiedy on chce spać. Myślę, że wszyscy jesteśmy w stanie zrozumieć tego miśka. No więc wyszedł dosyć dosadnie pokazać nieproszonemu gościowi, że on w tej jamie jednak jest. Na dodatek pokazał mu, że – poza milutkim futerkiem i małymi, słodkimi uszkami – ma jeszcze wielkie pazury i na domiar złego potrafi ich używać. A tego się fan przyrody i wszelkich zwierzaczków nie spodziewał. Jakimś cudem przeżył, bo pomogli mu… leśnicy. Ci sami, którym on usiłował udowodnić, że przez nich nie ma małych, słodkich niedźwiadków, jak to tak może być i co mają na swoje usprawiedliwienie. Pomoc wezwał inny mężczyzna, który prawdopodobnie podróżował razem z poszkodowanym, ale na swoje szczęście nie wlazł tak głęboko do miśkowej jamy, więc niedźwiedź postanowił szlachetnie go olać i dać nauczkę temu, który nie uszanował jego prywatności. Michał Gzowski, rzecznik prasowy Lasów Państwowych, zastanawiał się, czy to się nie kwalifikuje do Nagrody Darwina. Obawiam się, że nie, bo trzeba tam spełnić jedno z dwóch kryteriów: albo zginąć, albo stracić bezpowrotnie możliwość posiadania potomstwa. Z tego, co wiem, niedźwiedź zadał mu bardzo poważne rany na ramionach i plecach, więc te wymagania raczej nie zostały spełnione. Niemniej uważam, że należy docenić jego starania. Może jakieś wyróżnienie? Był już tak blisko!
Kto spotyka w lesie misia?
Na TT/X pojawiły się głosy, że ten ranny entuzjasta przyrody jest Niemcem, który – jak to Niemcy – usiłował pokazać, że Polacy źle sobie radzą, wszystko robią nie tak na swoim terytorium, więc poczuł się w obowiązku pokazać nam, jak należy robić dobrze. Rzecz jasna, jako przedstawiciel lepszego narodu. Sami widzicie, że sympatia do tego miśka rośnie z każdym kolejnym zdaniem. Czekam na publikacje „Die Zeita”, że zły nacjonalistyczny, polski miś zaatakował przypadkowego, niemieckiego turystę.
M.