

Nawiasem Pisząc
Przywracamy praworządność. Po naszemu!
Cóż mogę powiedzieć, dalej jest śmiesznie w związku z nielegalnym przejęciem TVP, bo przecież jak Kali łamać Konstytucja to dobrze (drugi raz posłużę się cytatem Cezarego Krysztopy, bo jest on aż nazbyt trafny). Teraz jesteśmy sterowani, że koniec szczujni TVPiS, teraz telewizja publiczna będzie nam przedstawiała obiektywne informacje, będzie w pełni niezależna, wszyscy będą uśmiechnięci, więc podeptana Konstytucja to chyba nie za bardzo wygórowana cena, jak na takie luksusy, prawda? To, że ktoś próbuje nam to wmówić nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem, ale że są ludzie, którzy autentycznie w to wierzą, jest już sporym zawodem. Nie dostrzegają, że sposób przejęcia tej telewizji został przypadkowo pominięty, dowiedzieliśmy się za to, że w końcu jest rzetelnie i obiektywnie, a pan prowadzący zapowiedział, że nie będzie robił zupy, za to będzie lał wodę. I jednym z pierwszych materiałów, jakie nam zaproponowano, był paździerz o wiatrakach. Zupełnym przypadkiem, niedługo po aferze wiatrakowej. W to jest w stanie uwierzyć tylko skończony idiota. Mogliśmy dowiedzieć się również, że nowy pomysł papieża Franciszka odnośnie związków homoseksualnych jest całkiem spoko i w ogóle nie staje naprzeciw wierze chrześcijańskiej, co tłumaczyła nam panienka z Transfuzji czy jakiejś innej organizacji LGBT. Ah, i bardzo szybko awansowała córka Marka Czyża – z regionalnej przeszła do ogólnokrajowej. Kiedy PiS robił to samo w niektórych państwowych spółkach, pyski darli przez następne kilka tygodni.
TVP z niemieckim przekazem
A ponieważ niezależnym się jest, a nie tylko bywa, to uzurpatorzy przyznali sobie prawo do wyrzucania dziennikarzy i zatrudniania innych, bardziej pasujących. Dlatego już korespondentem z Berlina nie jest już Cezary Gmyz, współpracujący z pismem „Do Rzeczy”, ale pani Magdalena Gwóźdź – Pallokat, która pracuje dla niemieckiego medium, Deutsche Walle. Które jest finansowane przez niemiecki rząd. A jaką linię narracyjną prowadzą? A to łatwo sprawdzić, możecie sobie wpisać w fejsbukową wyszukiwarkę hasło „DW Polska”. Z pamięci mogę Wam jednak przytoczyć dwie sytuacje. W pierwszej informowano nas, że Unia Europejska jest bardzo zaniepokojona skalą antysemityzmu w Polsce. Miało to miejsce po incydencie, którego głównym sprawcą był Grzegorz Braun. Dostrzegacie paradoks? Niemieckie media, finansowane przez ichniejszy rząd, wyraża niepokój, że w Polsce jest taki olbrzymi antysemityzm? I jeszcze, palcami jakichś polskojęzycznych gamoni, każe nam, Polakom, się wstydzić. Mamy się wstydzić, przepraszać i bić czołem o ziemię, bo NIEMCY są zmartwieni naszym antysemityzmem. A druga taka sytuacja? Ano, opisano, jakie to szczęście spotkało całą Europę, że Niemcy odbito z łap nazistów. To już jest taka typowa ich gadka. I możemy dyskutować, dlaczego akurat ci naziści (jak rozumiem przybysze z kosmosu) upatrzyli sobie Niemcy, jako kraj, w których ich chora ideologia najlepiej się rozwinie? Jakim cudem wszyscy ci naziści mówili po niemiecku? Czemu nosili niemieckie mundury? I czy to nie jest dziwne, że przejęli Niemcy tuż po demokratycznych wyborach, w których głosowali przecież niemieccy obywatele, a nie kosmici z planety Nazi? Możemy, ale szkoda czasu. Głową muru nie przebijesz. A to jest nie tyle mur, ile kompletna betonoza. Betonu też nie przebijesz. Zwłaszcza tego zaschniętego.

Na straży moralności znów stanie słynny Ośrodek…
Tutaj mamy pierwszy dowód na ich niezależność. A drugi? Do łask wrócił Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Zaproszono tam członkiszcze tego ośrodka i przy okazji eksperta. Nowe TVP gościło prezesa OMZRiK, Konrada Dulkowskiego. Pojawił się tam i wyjaśnił, dlaczego Jan Pietrzak i Marek Król (który też pozwolił sobie na niewybredny komentarz dotyczący uchodźców i też w stacji TV Republika) powinni się wstydzić, dlaczego pozwy poszły, albo pójdą, dlaczego to jest skandal i z jakiego powodu jego małe, lewicowe serduszko mu pęka. Pan Konrad, poza występami w TVP, chwali się również swoimi długimi rozmowami z Rafałem Gawłem, który osobiście pofatygować się do telewizji, żeby wyjaśnić, czemu Polacy są wredni, nie może, bo ciąży nad nim prawomocny wyrok. Dlatego swoje mądre wnioski przesyła nam z Norwegii. Co robił jego Ośrodek, kiedy Tomasz Lis pisał o komorze dla Dudy i Kaczyńskiego, albo kiedy Donald Tusk dedykował prezydentowi RP wiersz Czesława Miłosza: Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy, i sznur, i gałąź pod ciężarem zgięta? Tak, dokładnie takie słowa skierował wtedy jeszcze kandydat na premiera w stronę głowy naszego państwa. Ale jak tu się zajmować takimi tekstami, wszak herr Tusk krzewi miłość do poezji w narodzie, a że przy okazji napomknął Andrzejowi Dudzie, że w sumie to fajnie by było, jakby go powiesili, to bez przesady, nie czepiajmy się szczegółów. A teraz przypomnijcie sobie, jaki wrzask podnosił się za każdym razem, kiedy na Marszu Niepodległości parę osób krzyknęło: A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści. I jedno, i drugie można zinterpretować tylko w jeden sposób. No, ale wiadomo, Tusk to człowiek wybitny, więc posługuje się sztuką i poezją naszego noblisty, prawacy to zwykły plebs, więc krzyczą prostackie hasła. Konstytucja, co prawda, jeszcze nie zakazała być prostakiem, ale kto by się nią przejmował dzisiaj? Pewnie niewielu, ale do tego przejdziemy w dalszej części tekstu.

Ta nieznośna TV Republika…
Myślę, że warto dalej poruszyć temat TV Republiki oraz tego, jak bardzo ona naszej nowej władzy nie pasuje. Już sam fakt, że wobec całej telewizji toczy się postępowanie, bo ich gość palnął w programie na żywo jakąś gafę może o tym świadczyć. Jestem prawnym laikiem, więc nie wiem, ale wydaje mi się, że może być ciężko w ten sposób upierdzielić całą prywatną telewizję, ale jak się nie da w ten sposób, to trzeba próbować inaczej. Do skutku. I czego się ostatnio dowiadujemy? Że coraz więcej dużych firm, działających w Polsce, wypowiada współpracę reklamową z TV Republiką. A wiadomo, że telewizja, zwłaszcza prywatna, utrzymuje się głównie z reklam. Jakie to firmy? Między innymi Ikea, mBank, Media Expert. Ahamed Pharma, OtoDom, Pyszne.pl, Żabka, Provident, Tarczyński. Swoją listę opublikowała na swoim TT/X Klaudia Jachira – znalazły się na niej takie firmy jak Skoda, AliorBank czy Carrefour. Poślica dopisała tam hasło: „Warto być przyzwoitym”. I ja się zgadzam – warto. Dlatego będę omijać te firmy szerokim łukiem. Chciałam jednak podkreślić jedną rzecz. Republika miała od początku jasną linię narracyjną – była od zawsze telewizją prawicową, konserwatywną, krytyczną wobec PO i lewicy. I do tej pory to wymienionym firmom nie przeszkadzało. A teraz, nagle, wszyscy są święcie oburzeni. I teraz – może się mylę – ale pokażcie mi firmę, która byłaby niezadowolona, że medium, w którym się reklamuje, ma coraz więcej odbiorców? Przecież teoretycznie jest to dla nich nadzieja na zdobycie kolejnych klientów. I tak, lekką ręką, po prostu z tego zrezygnowali? I to z powodów MORALNYCH? Proszę mnie nie rozśmieszać. Wiadomo przecież, że politycy absolutnie nie mają żadnych kontaktów w największych światowych firmach (nigdy, przenigdy, w żadnym wypadku!), więc absolutnie żadne polecenie nie mogło tutaj paść, w życiu. Firmy wycofają reklamy, a zleceniodawcy już się postarają, żeby im te straty wynagrodzić. Nie uwierzę w przypadek. Tusk nie docenił małej, prywatnej telewizji (wystarczy porównać sobie, jak wygląda siedziba TVP czy TVN, a jak TV Republiki – różnica jest kolosalna), a teraz ta telewizja przejmuje wszystkich widzów TVP (którzy mieli za zadanie grzecznie przyjąć gwałtowną zmianę linii narracyjnej i oglądać dalej, mimo że media-workerzy serwują im ideologię kompletnie oddaloną od ich własnej), rośnie w sile i może się okazać, że ta druga, nietuskowa prawda będzie do ludzi docierała inną drogą. Trzeba coś z tym zrobić. I robią. Nie da rady prokuraturą, to postaramy się, żebyście zbankrutowali.
Praworządność po naszemu!
Swoją drogą naprawdę zastanawiam się nad sposobem myślenia j***ćpisów. Przecież muszą do nich dochodzić głosy, że ta ich upragniona władza Konstytucji potrzebuje co najwyżej do podcierania sobie tyłków. Szymuś już łez nie wylewa, koszulki można schować w szufladach albo sprzedać, ogólnie łamana jest bardziej jawnie, niż za rządów PiS, ale za to w słusznej mierze, więc nic nie szkodzi. Naprawdę nie wiem, jak oni są w stanie wyjaśnić słowa: Pachnie stanem wojennym, ale lepszy krzyk pięćdziesięciu osób, niż dowód na bezsilność władzy. To zdanie miało rzekomo paść w grupie utworzonej na jednym z komunikatorów o nazwie „Wejście”, gdzie członkowie mieli uzgadniać między sobą plany przejęcia mediów publicznych. Sprawę ujawnił Marcin Dobski. Wszystko spoko? To idźmy dalej. Adam Bodnar miał powiedzieć: Przywracamy konstytucyjność ( – przyp. M) i szukamy jakiejś podstawy prawnej, żeby to zrobić. Oni dopiero szukają. Bo nie mają pojęcia, czy i gdzie wcześniej zostało złamane prawo. Mnie się to kojarzy ze słynnym: Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie. Przykro, że takie praktyki zamierza stosować były rzecznik praw obywatelskich. Nikomu nie zapaliła się czerwona lampka, kiedy Donald Tusk wprost powiedział, że praworządne jest to, co my uważamy za praworządne. Nie Konstytucja, nie Kodeks Karny – oni. Koniec, kropka. W ogóle nie widać tutaj dyktatorskich zapędów, prawda? I już mamy podstawę do działania dla pani Katarzyny Kotuli, która ma nadzieję niedługo skazywać wszystkie osoby, które ośmielą się mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do organizacji LGBT. Już rączki zaciera. Oni postanowili, że praworządnością jest to, co sami sobie wymyślili i nie zaczynaj nawet dyskusji, homofobie ty, jeden, wstrętny. A co z przekonaniem Wojciecha Sadurskiego, że Konstytucja jest pułapką, którą PiS zastawia na demokrację? Hmmm, ale czy tego samego nie robiła ówczesna opozycja przez ostatnie osiem lat? Konstytucja stała się dla nich hasłem – wytrychem. I nieważne, że bardzo często racji nie mieli – choćby w przypadku aborcji i wyroku Trybunału Konstytucyjnego – bo kto komu zabroni płakać i krzyczeć? Ale kiedy druga strona robi dokładnie to samo, bo okazuje się, że Tusk zamierza dopiero nauczyć „siusiumajtków” z PiSu, jak można skutecznie, szybko, łatwo i przyjemnie łamać prawo, to Konstytucja jest pułapką zastawioną na demokrację.
A demokrację to mamy jak w banku, od kiedy tylko Tusk dobrał się do władzy. Należy tylko ignorować wspomniane przeze mnie cytaty, zgadzać się ze wszystkim, co mówi i robi władza i nigdy nie dopuszczać do samodzielnego myślenia. Jeśli jakaś wątpliwość przejdzie tylko przez Wasze głowy – pozbądźcie się jej natychmiast! W wolnej Polsce myślenie jest zabronione!
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Afera nie do końca przykryta

Trochę już cichną głosy o sfałszowanych wyborach. Oczywiście, na Twixie w dalszym ciągu o uwagę walczy Czterech Szurkieterów, czyli Roman Gietych, Jan Piński, Tomasz Wiejski i Tomasz Lis, ale już nie bardzo mają do kogo krzyczeć o atencję, bo najwierniejsze źrebaki swoje wnioski wysłały, a że – zgodnie z przewidywaniami – większość z nich do niczego się nie nadawała, to nie bardzo zostały im jeszcze jakieś możliwości. Najwyższy czas, bo poważnie już się zastanawiałam, co KO zamierzała ugrać tą całą szopką, a już najtrudniej było mi trafić za Donaldem Tuskiem, który na zmianę odcinał się od drużyny Giertycha albo wyrażał dla nich wsparcie i trzymał kciuki. Nie chciało mi się wierzyć, że premier zgadzał się na to wszystko, tylko po to, żeby ratować swój mit „niezwyciężonego”, bo po pierwsze ten mit od 2015 roku się mocno zdeaktualizował, a po drugie taki fikołek też nie świadczyłby o nim najlepiej, bo oto on, premier Polski, który wrócił tutaj na białym – ekhm, ekhm – koniu, żeby rozprawić się z pisowską swołoczą, a tu mu pisiory wynik wyborów skręcają i to jakimiś braćmi kamratami?
Bezinteresowna pomoc z Zachodu
Najwidoczniej szef polskiego rządu wyszedł z założenia, że może faktycznie lepiej jest się zbłaźnić ze sfałszowanymi wyborami, niż jakby miało się wydać to, co się dzieje na naszej zachodniej granicy. I wiecie co? Wydało się. Jak nie idzie, to nie idzie. Pamiętacie, jak ładnych parę miesięcy temu kamery monitoringu uchwyciły patrol niemieckiej Straży Granicznej na terytorium Polski, który zatrzymał się, wysadził po naszej strony jakąś grupę ludzi i pojechał w długą? I pamiętacie, że Donald Tusk zapowiedział, że tak to być nie będzie i ogłosił, że on sobie pojedzie do Scholza na ten temat poważnie porozmawiać. A dalej co było, pamiętacie? Pewnie nie, bo dalej to już nic nie było. Scholz przyznał się w mediach społecznościowych, że Tusk nie wpadł do niego nawet na herbatę, a co więcej zgodził się, żeby Niemcy tak nam przerzucali niechcianych imigrantów. Niemal od zawsze było tak, że jak Niemcom się coś nie podobało, to wywalali to do nas, nie ma co walczyć z piękną, wieloletnią tradycją. No więc od jakiegoś czasu Niemcy się już wcale nie kryją z tym, że wyłapują jakichś tam inżynierów i chirurgów na swoim terytorium i przetransportują do nas. Na szczęście nasza Straż Graniczna doskonale wie, co z nimi robić. Za taksówkę im robi i rozwozi ich pod wskazane ośrodki. Głośna była sprawa, kiedy trzech młodych facetów trafiło do skierniewickiego domu dziecka, a potem stamtąd zwiała. Jeden jest wciąż zaginiony, dwóch znaleziono jak po raz kolejny próbowali przedostać się przez granicę do Niemiec. Oczywiście ci ludzie nie mają żadnych dokumentów, więc nie wiemy ile mają lat i czy dom dziecka jest na pewno odpowiednią instytucją, w której powinni się znaleźć. Mam co do tego pewne wątpliwości, bo każdy z tych panów wyglądał na 20+, ale to może trudy wędrówki odcisnęły takie piętno na ich nastoletnich twarzach? Po drugie, mam takie dziwne uczucie, że oni wcale nie chcą tutaj być, skoro uparcie dążą do tej niemieckiej granicy i najwyraźniej woleliby się znaleźć po drugiej stronie. Czyli jesteśmy zmuszeni trzymać tych ludzi na terenie Polski wbrew ich woli. A to wszystko na słowo honoru i piękny uśmiech Niemców, którzy cofają do nas tylko tych inżynierów, którzy wiadomo, że podróżowali przez Polskę i to w Polsce ostatni raz byli nielegalnie. A skąd wiedzą? Nieważne, mamy się nie interesować. Na złość nam przecież nie robią.
W cieniu tragedii z Torunia
Wydarzenia na granicy z Niemcami zbiegły się w czasie ze śmiercią 24-letniej Klaudii z Torunia, która dwa tygodnie temu została zaatakowana, kiedy wracała z pracy. Na swoje nieszczęście spotkała na swojej drodze młodego Wenezuelczyka, który potraktował ją bardzo brutalnie – na tyle brutalnie, że mimo tego, że jej krzyki zostały usłyszane, a napastnik przepędzony, dziewczyna trafiła do szpitala, który lekarze bardzo szybko określili jako nierokujący. Torunianka została poraniona w głowę, klatkę piersiową i szyję, podobno sprawca próbował też wydłubać jej oczy, żeby przypadkiem go nie poznała i prawdopodobnie wtedy doszło do uszkodzenia mózgu, które okazało się najgroźniejsze. Podobno mężczyzna, który rzucił się 24-latce na ratunek niedługo później wyjechał na jakiś czas z Torunia, żeby wyleczyć się z traumy, bo widok, który zobaczył po przepędzeniu zwyrodnialca na pewno był szokujący. Było dużo plotek odnośnie tego, w jaki sposób Wenezuelczyk trafił do Polski. Pojawiały się głosy, że może w ramach podarunków, jakie nam nasi zachodni sąsiedzi zostawiają po naszej stronie granicy, ale podobno chłopak miał wizę, do Polski trafił legalnie – podobno odwiedzał swoją matkę, która mieszka w Polsce już ładnych parę lat. Tyle tylko, że wizę miał na trzy miesiące, do Polski trafił w lutym, łatwo więc obliczyć, że w momencie ataku był już nielegalnym imigrantem, a mimo wszystko służby nie zrobiły nic, żeby się chociaż dowiedzieć, czy coś z tym zamierza zrobić, czy chociaż znalazł pracę. Widocznie uznali, że nie ma co jeszcze człowieka stresować, jak będzie mógł zalegalizować pobyt, to na pewno to zrobi, nie ma pośpiechu, nie ma obaw, wszystko pod kontrolą. A że w brutalny, bestialski sposób zostało odebrane młode, zdolne życie polskiej obywatelki, to już nam bardzo przykro. Łączymy się w bólu. Oczywiście, ktoś powie, że nie ma co łączyć tych dwóch spraw, bo Wenezuelczyk przyleciał legalnie, a nasza straż graniczna rozwozi po różnych ośrodkach nielegalnych gości, ale tamta tragedia na pewno bardzo mocno zadziałała na wyobraźnię obywateli. Nic zatem dziwnego, że mieszkańcy zachodniej Polski zaczęli oddolnie formować się w grupy i na własną rękę pilnują granic. Prawdopodobnie w dużej mierze dlatego, że nie bardzo widać jakikolwiek sens w zachowaniu strażników granicznych, bo przecież wszyscy pamiętamy, jak SG chroni wschodnich granic naszego państwa, podczas gdy zachodni funkcjonariusze serwują im tak naprawdę usługi transportowe. Bo muszą przestrzegać pism, na których jest jasno napisane, że pan taki i taki, nie wiemy, skąd pochodzi, nie wiemy, ile ma lat, nie znamy jego historii i nie mamy żadnych możliwości sprawdzenia, kim ten gość tak naprawdę jest ma trafić do tego i tego ośrodka. I trzeba słuchać. A kto odpowiada za te rozkazy?
Politycy wyrażają zaniepokojenie
Nie wiadomo, bo Donald Tusk i Tomasz Siemoniak jeszcze do wczoraj zgodnie twierdzili, że zachodnie granice są zabezpieczone, nic się złego nie dzieje, oddolne patrole są formułowane przez faszystów i bardzo złych ludzi, ale poza tym nie ma powodów do obaw. Tak mówił wczoraj, nieśmiało dodając, że gdyby była potrzeba wprowadzenia kontroli na polsko-niemieckiej granicy, to by ją wprowadził, ale na razie więcej szkody by z tego było, niż pożytku. W międzyczasie zmienił jednak zdanie i zapowiedział, że od 7 lipca zostaną wprowadzone tymczasowe kontrole na granicy z Niemcami i Litwą. To prawie jak z powodzią, prognozy wcześniej nie były przesadnie alarmujące, ale być może od 7 lipca już będą, więc profilaktycznie już zadziałamy. Spoko. Nie wyjaśnia to jednak, co się będzie z tymi migrantami działo do 7 lipca. I co mają nam te kontrole jednak dać, bo patrząc na to, że Donald Tusk jest zdecydowanie najlepszym polskim premierem, jakiego kiedykolwiek miały Niemcy, obawiam się, że będzie wyglądało to tak samo albo podobnie – niemiecka SG poinformuje naszą, że za 10 minut przy przejściu granicznym takim i takim będzie stała grupka pięciu śniadych mężczyzn, którzy oczekują na taksówkę. Ja się tutaj jednak obawiam, że te kontrole to bardziej są po to, żeby zająć się tymi niedobrymi faszystami, którzy sami, w wolnym czasie, pilnują tych granic, bo obawiają się o bezpieczeństwo swoje, swoich dzieci i swoich kobiet. Tym bardziej, że Donald Tusk niezbyt krytycznie mówi o tym, że nam nasi niemieccy przyjaciele podrzucają w porywie serca inżynierów, którzy im się już nie mieszczą. Jego większym zmartwieniem są te oddolne grupki polskich mężczyzn, którzy tak naprawdę nie robią nic nielegalnego. W dużej mierze wygląda to tak, że nagrywają oni działania Straży Granicznej, a potem dzielą się z internautami wątpliwościami, czy aby na pewno praca pograniczników na tym właśnie polega. Głos postanowiła zabrać również Adriana Porowska, o której nic wcześniej nie wiedział, że istnieje, bo sprawuje funkcję minister ds. społeczeństwa obywatelskiego, czyli na szybko wymyślonego ministerstwa, żeby przystawki dostały jakieś stołki i nie oburzały się, że są tylko przystawkami. Pani Adriana napisała na swoim X-ie:
Jako Minister ds. Społeczeństwa Obywatelskiego…
Tak się już dała wszystkim poznać w tym rządzie, że poczuła się w obowiązku poinformować plebs, czym ona w ogóle się zajmuje.
…wyrażam głęboki niepokój ws. nielegalnych „patroli obywatelskich” organizowanych przy granicy PL-DE.
Oczywiście. Nie nielegalnie podrzucanymi nam migrantami, o których nic nie wiadomo. Polakami, którym się to nie podoba.
To nie troska o bezpieczeństwo, lecz cyniczne działania oparte na fake newsach i straszeniu migrantami. Granic pilnują służby – nie samozwańcze grupy.
Właśnie, Ada, cały kłopot polega na tym, że nie pilnują. Ewentualnie w trakcie służby dorabiają sobie jako taryfiarze, ale ja mam wrażenie, że wy tam w rządzie wiecie, albo przynajmniej domyślacie się, na czyj rozkaz oni działają w tak absurdalnie nielogiczny sposób. Na razie wygląda niestety na to, że społeczeństwo obywatelskie rozpoczęło procesy, a pani minister, która właśnie miała się nimi zajmować jest głęboko zaniepokojona, że w ogóle ośmielają się protestować i występuje przeciwko oddolnej inicjatywie obywatelskiej. Demokracja na pełnej. Dzisiaj już wiemy, że wszystkie kłamstwa Donalda Tuska można włożyć tam… gdzie wkłada się wszystkie kłamstwa Donalda Tuska. Kiedy premier diametralnie zmienił swoje podejście co do migrantów forsujących naszą wschodnią granicę, miałam przeczucie, że pojawi się podział na złych migrantów od Łukaszenki i tych dobrych – od Scholza i Merza. Nie spodziewałam się tylko, że to się stanie aż tak szybko.
M.
Nawiasem Pisząc
Jak skutecznie dzielić społeczeństwo?

Jakiś czas temu czytałam rozmowę z profesorem Andrzejem Nowakiem, w którym stwierdził on, że prezydenta-elekta trzeba chronić również, a może przede wszystkim fizycznie. Że polaryzacja społeczeństwa, teraz jeszcze dodatkowo pogłębiana przez brednie o sfałszowanych wyborach, jest już tak głęboka, że komuś może wpaść do głowy, żeby zrobić coś tak okropnego. Żeby zabić człowieka. Dlatego, że go nie lubi. Dlatego, że ośmielił się wygrać z jego kandydatem. Dlatego, że jego ukochany Tusk i jego ukochana partia powiedzieli, że on jest zły i niedobry. Wtedy zwolennicy Tuska wyśmiewali prof. Nowaka, do jakichże to abdurdalnych wniosków dochodzi, a tymczasem taki wpis został opublikowany 23 czerwca, prawdopodobnie pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem. W odpowiedzi do jakiegoś wpisu rzecznika rządu Adama Szłapki. I co? I nic.
Eksperymenty na żywej tkance
Ostatnie dni dobitnie pokazują, komu tak naprawdę zależy na podziale Polski. KO zależy na tym, żeby 6 sierpnia spotkali się ze sobą wyborcy Karola Nawrockiego z reprezentacją „Silnych Razem”, która to grupa chyba najbardziej zgłupiała pod wpływem mało racjonalnych, a czasem wręcz zupełnie obłąkańczych teorii Romana Giertycha, bo być może dojdzie do zamieszek i będą mogli powiedzieć: „Patrzcie, społeczeństwo się buntuje”. Co do obłąkańczych teorii pana Romana, przekonywał on na przykład, że niedawno aresztowany Wojciech Olszański ps. „Jaszczur” i jego bracia kamraci zinfiltrowali okręgowe komisje wyborcze i to oni stoją za fałszerstwem wyborów. To się naprawdę kupy z żadnej strony nie trzyma. To jest już tak gruba odklejka, że już nawet silniczki musiały się zorientować, że Giertych nie ma już kontaktu z rzeczywistością. Rozpaczliwie puka do jej drzwi, ale nikt nie otwiera. Być może Donald Tusk nauczony własnym doświadczeniem z Jackiem Murańskim uznał, że to jest za grube i szepnął swoim ulubionym dziennikarzom, żeby znaleźli trochę mniejszego oszołoma i przykryli nim Jaszczura. I wygrzebali dra Krzysztofa Kontka. Doktor znaczy, że wykształcony; znaczy, że wie co mówi. A gdzie tam. Sprawdziłam sobie tego człowieka, kiedy któreś źrebię Giertycha zaczęło pisać o wybitnym naukowcu. Było o nim napisane tylko tyle, że odkrył sposób na sprawdzenie anomalii wyborczych. Nic więcej – żadnych naukowych prac, żadnych odkryć. Taaaaaaaki wybitny… Nie wiem, czy wiecie, ale w Kanale Zero określenia „wybitny” używa się już tylko z ironicznym podtekstem. Myślę, że tutaj też należy używać go tylko w tym kontekście. W każdym razie pan Kontek był łaskaw sam podważyć swoje badania, kiedy zapytany, dlaczego nie zbadał anomalii na niekorzyść Karola Nawrockiego odpowiedział, że po prostu mu nie pasowały. Nam na uczelni tłumaczono, że jakiekolwiek utajnienie badań, które nie pasują do naszej hipotezy, jest zabronione, a takie badania ostatecznie nie będą uznawane, jeśli coś takiego wyjdzie na jaw. No ale, pan Kontek nie utajnił, on po prostu nie zrobił, więc sprawa jest jasna. Silniczki uważają również za podejrzane, że prawie we wszystkich sprawdzonych komisjach doszło do „fałszerstwa” i że mylą się tylko na jedną stronę. Spieszę wyjaśnić – Giertych przygotował dla was wnioski tylko dla tych komisji, w których doszło do anomalii na korzyść waszego kandydata, dlatego duża część się sprawdziła i wszystkie „dowodziły przestępstwa”, bo zwolennicy Nawrockiego żadnych wniosków nie składali. Czasami naprawdę wystarczy odrobinę pomyśleć.
Niepokojące obserwacje
W głowach sympatyków Giertycha uroiło się jednak przekonanie, że oni, jedyni sprawiedliwi, walczą w słusznej sprawie, a wszyscy ich olewają. Że PKW i SN, którym powinno najbardziej zależeć na „wyjaśnieniu nieprawidłowości” w kulki sobie lecą. I nie przetłumaczysz, że oni sprawdzają te wszystkie ich wnioski, które akurat zawierają prawdziwy PESEL nie należący do Romana Giertycha, ale widzą, że to daremna robota i strata czasu. Nie przetłumaczysz, że odrzucili te wnioski, które zawierają nieprawdziwe dane z oczywistych względów, bo „zastraszeni obywatele mogą chcieć zachować anonimowość” (z takimi tłumaczeniami się spotkałam). Nie, oni są sami przeciw wszystkim. Nawet przystawki odwróciły się od tej bohaterskiej walki dzielnego Romana, bo w końcu do nich dotarło, że były tylko przystawkami. Szymon Hołownia, po odcięciu trzeciej nogi bez znieczulenia, nie jest już tak chętny do sprawowania funkcji prezydenta, bo nagle do niego dotarło jakby to wyglądało. On by im podpisał wszystkie potrzebne ustawy, a potem by go wymienili, bo z takim poparciem, to on się chyba nie chce na pośmiewisko drugi raz wystawiać. Brawo, Szymek, może jeszcze będą z Ciebie ludzie, ale na powrót do TVN-u po tym wystąpieniu akurat bym nie liczyła. I rośnie w Silnych Razem frustracja. Bo oni dzielnie na tym swoim koniu gnają ku sprawiedliwości, ale tak naprawdę oni tu na deszczu, wilki jakieś. Nic śmiesznego. I ta frustracja urosła już do takich rozmiarów, że jawnie stosują groźby wobec przyszłego prezydenta Polski. A co robi polskie państwo? Policja jest zajęta ściganiem staruszek, które nie lubią Owsiaka albo autorów maili, po których pani Jagielskiej robi się przykro, bo czyta o sobie, że złe rzeczy robiła. Tak, polska policja dba teraz o dobre samopoczucie kobiety, która jawnie łamie konstytucję, a niemniej jawne groźby wobec przyszłego prezydenta? Oj tam, oj tam. Czy ktoś w ogóle zainteresował się panem Markiem i sprawdził, czy on przypadkiem nie ma odpowiednich narzędzi, żeby zrealizować swoją groźbę? Zresztą, nawet jakby nie miał, to mało jest oszołomów, którym może wpaść do głowy, że to w sumie dobry pomysł? Okazuje się, że można publicznie nawoływać do przestępstwa pod jakimś wpisem Adama Szłapki i nic się nie dzieje. Być może polska policja słusznie zauważyła, że pan Marek zostawił sobie furtkę, bo może coś innego zadziała. I podejmie działania dopiero, kiedy już wyczerpie możliwości? Masa czasu im została, bez stresu.
Nie wiem, panie Marku, kogo aż tak spierdoliło te kilka lat w polityce, ale podejrzewam, że nie tych, którzy nie wpadli jeszcze na pomysł strzelania do nielubianych polityków.
M.
Nawiasem Pisząc
Jakie szanse daje nam Karol Nawrocki?

Napiszę Wam, że… kurczę, naprawdę polubiłam Karola Nawrockiego podczas całej tej kampanii i wiąże z jego prezydenturą jakieś tam nadzieje. Oczywiście ze swoją zasadą ograniczonego zaufania, ale mimo wszystko. Nie wiem, co prawda, dlaczego go polubiłam, bo to uczucie czysto subiektywne, ale myślę, że potrafię obiektywnie uzasadnić jakieś tam wiązane z nim nadzieje. Postaram się tutaj pokrótce („Tjaaaa… Ona i pokrótce” – myślicie sobie pewnie 😉 ) opisać swoje odczucia, bo – znowu czysto subiektywnie – wydaje mi się, że na tego człowieka wylano takie wiadra niezasłużonego łajna, że mogę pomóc mu się trochę „odczarować”.
Czysto suciektywnie…
Najpierw jednak rozprawmy się z tymi subiektywnymi odczuciami. Koalicja osiągnęła chyba wynik odwrotny od zamierzonego, bo im bardziej napierdzielali w tego biednego Nawrockiego, tym większą czułam do niego sympatię. Apogeum osiągnęli, kiedy wyciągnęli alfonsa, gdzie tam się nic w tych ich oskarżeniach nie zgadzało i nawet dziennikarze der Onetu się od części tych rewelacji odcięli, mimo że to oni wyniuchali (albo wymyślili) całą aferę z Grand Hotelu. Pierwszym „dowodem” był fakt, że Nawrocki kogoś tam poznał, kto później stał się niedobry albo już wtedy był niedobry. Niestety sam fakt znania kogoś bardzo złego nie jest żadnym dowodem, więc Donald Tusk, żeby trochę uwiarygodnić śledztwo swoich posłusznych dziennikarzy, powołał się na Jacka Murańskiego, który miał te brednie potwierdzić POD WŁASNYM NAZWISKIEM. Ten koleś pod własnym nazwiskiem udawał, że szprecha po francusku i nie czuł wtedy ani pół miligrama zażenowania, więc taki sobie z niego autorytet. To samo pomyśleli pewnie ci dziennikarze, bo jeden z nich wprost napisał, że trzeba być debilem, żeby uwierzyć, że to właśnie Murański stanowił ich źródło informacji i potrafili to uargumentować troszkę lepiej niż Tusk. Mieli zrobić artykuł ostatecznie obalający kandydata wspieranego przez PiS, a kiedy nie wyszło, to jeszcze dodatkowo ośmieszyli premiera. „A to węże łyse, na własnym cycku wyhodowane” – musiał pomyśleć wtedy pan, przepraszam, herr Donald, choć nie wykluczam, że mogło tam być więcej niecenzuralnych wstawek. Nawrocki trochę stracił z tą aferą kawalerkową, bo za każdym razem tłumaczył się w inny sposób, ale dosłownie nadrabiał to wszystko miną. Ten facet się cały czas uśmiecha! Nie da się też ukryć, że jego kampania była dużo bardziej pozytywna, niż to co wyczyniała Koalicja Obywatelska. I dużo bardziej naturalna, niż pomysły jakie mieli sztabowcy Trzaskowskiego. Sam Karol był dużo bardziej prawdziwy. Kiedy piękny Rafał rzucał wymuszone żarty o prima aprilis czy uśmiechniętych brygadach, Nawrocki grał z młodymi chłopakami w dziada. To takie trochę dwa ognie, tylko że kopane. Poza tym facet musiał naprawdę wiele ustać. Na pewno nie było mu łatwo, kiedy oskarżano go o sutenerstwo, nie było też mu łatwo, kiedy atakowano jego żonę, bo „jest tak brzydka, że to na pewno trans”. Po ogłoszeniu wyników nie miał lżej, bo tym razem uśmiechnięci-nowocześni wzięli sobie za cel jego siedmioletnią córkę, a później jeszcze jakaś genialna dziennikarka (chyba też z der Onetu) odkryła, że Marta Nawrocka założyła dwa razy tę samą sukienkę, bo to niestosowne, ale kiedy dokładnie to samo zrobiła księżna Kate, to była wielka klasa i oszczędność. Psiakrew, jakbym ja wiedziała, że ubrania można założyć więcej niż jeden raz, a nie wypierdzielać po pierwszym użyciu, mogłabym zaoszczędzić kupę kasy. Dzięki, Marta!
I bardziej obiektywnie
No dobrze, pośmialim się, pobawilim, przejdźmy więc do bardziej rozsądnej argumentacji. Bo Karol Nawrocki wcale nie miał jakiejś super ekstra kampanii. Zaczęli od boksowania i hasła „NowRocky”, które trochę za bardzo przeciągnęli, bo przez pierwsze kilka tygodni kandydat na prezydenta nie robił nic innego, tylko boksował i biegał. Poza tym, skoro od tego zaczęli, mogli konsekwentnie pociągnąć tego NowRocky’ego jako człowieka, który kiedyś tłukł się po lasach z bandą pseudo-kibiców, ale wyszedł z tego, założył rodzinę i został prezesem IPN-u. A teraz prezydentem-elektem. Zostańmy jednak przy tym IPN-ie. Karol Nawrocki objął to stanowisko w 2021 roku i od razu nadepnął na odcisk Rosjanom. Aktywnie demaskował i ujawniał zbrodnie Związku Radzieckiego dokonywanych na Polakach, gorąco popierał usuwanie pomników Armii Czerwonej na terytorium Polski, uznając je (bardzo słusznie!) za symbol okupacji radzieckiej, podczas gdy Rosjanie do dziś uważają, że to laur wspólnego zwycięstwa nad nazizmem. To właśnie dlatego został wpisany na rosyjską listę sankcyjną i gdyby kiedykolwiek pojawił się na terytorium Rosji w najlepszym wypadku zostałby zatrzymany i zawrócony, ale bardziej prawdopodobny proces pokazowy. Dlatego tak bardzo śmieszą mnie argumenty wielbicieli KO, że prezydent-elekt wepchnie nas teraz w ramiona Putina. Serio? Skoro już Tusk i KO koniecznie muszą siać propagandę, to mogliby się postarać, żeby była ona odrobinę mniej idiotyczna. Też macie wrażenie, że Donald Tusk wrócił z Europy głupszy, niż był za czasów swojego pierwszego premierostwa? Kto wie, być może Rafał Trzaskowski przeszedł tam podobne pranie mózgu i dlatego tak bezrefleksyjnie zgadzał się na najbardziej durne pomysły swoich sztabowców? W każdym razie, patrząc na to, jak Karol Nawrocki walczył o pamięć Polaków, którzy zginęli z rąk Sowietów, mam nadzieję, że podobnie zachowa się, jeśli chodzi o tych, którzy ginęli z rąk ukraińskich banderowców. Pamiętam, że mocno byłam zawiedziona postawą Andrzeja Dudy, który w ogóle się nie zająknął, kiedy Zełeński, stojąc przecież obok niego, manipulował historią tak, że aż zęby bolały. Nie reagował również wtedy, kiedy prezydent Ukrainy zupełnie jawnie i publicznie sobie z niego drwił. Ale na Dudę głosowałam tylko i wyłącznie po to, żeby nie wygrał najpierw Komorowski, a później Trzaskowski. Do Nawrockiego, właśnie ze względu na to, w jaki sposób prowadził IPN, oddawałam głos jednak z większym przekonaniem.
Post Scriptum
Już po wyborach kolega podsunął mi dwa materiały na YT, chociaż nagrane jeszcze w trakcie trwania kampanii. Pierwszy był autorstwa Miłosza Lodowskiego, który sugerował, że koalicja platformersów z lewakami tak brutalnie atakuje Karola Nawrockiego, bo ten z racji swojej funkcji miał dostęp do wielu akt sprawy i mógłby zdemaskować jak faktycznie wyglądało to obalanie komunizmu, bo do dziś nasza „oficjalna” wersja historii ma niewiele wspólnego z prawdą. A być może miał również dostęp do akt najważniejszych ludzi polskiej polityki i być może ujawnienie tych akt byłoby im bardzo nie na rękę. Coś w tym jest, jeśli pamiętamy, że był to etap historii najchętniej badany przez prezesa IPN-u. Z drugiej strony, ten sam kolega podesłał mi wywiad z Wojciechem Sumlińskim (to ten od „Niebezpiecznych związków”, który ma naprawdę zrozumiałe powody, żeby nie lubić całej Platformy). Opowiadał on, że poznał Karola Nawrockiego i prosił go, żeby poszperał trochę na temat morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki; wręcz wymusił na nim obietnicę, że to zrobi i powie mu, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło. Po jakimś czasie miał mu odpowiedzieć, że nic nie da rady zrobić i lepiej to zostawić. Czyli klasycznie – jeden rabin powie tak, a drugi powie inaczej. Faktem jest, że prezydent RP nie może sam sobie odtajniać akt – może to zrobić tylko organ, który je zataił lub jego następca. A że w Polsce dalej dopuszcza się komunistów do władzy, to większość tych akt ciągle gdzieś leży i się kurzy. A pewnie część została zniszczona, bo już Sławomir Cenckiewicz ujawnił, że tajemniczo zniknęła część dokumentów o Lechu Wałęsie, a ostatnim wyszukującym te dokumenty był właśnie… Lech Wałęsa. Który zresztą jest tym, który reaguje na demokratyczny wybór Polaków w najbardziej obłąkańczy sposób. Wracając jednak do tematu – Karol Nawrocki prawdopodobnie ma dużą wiedzę na temat tego, co się działo w 89 roku i parę lat po nim i nawet, jeśli nie ma możliwości ich ujawnić, to przynajmniej wie, z kim ma do czynienia. I ma narzędzia, żeby nie dać się tym ludziom tutaj rozpasać do reszty. Na to również po cichu liczę. Zresztą, umówmy się. Patrząc na dotychczasowych prezydentów Polski, Nawrocki nie ma jakoś szczególnie groźnej konkurencji i spokojnie ma szansę każdego z nich prześcignąć. Nawet Lech Kaczyński, którego zresztą cenię sobie najbardziej z dotychczasowych prezydentów, podpisał ten nieszczęsny traktat lizboński, który nadał Unii Europejskiej więcej praw.
I tak już zupełnie na koniec – kiedy widzę to zdjęcie młodego Karola Nawrockiego, to micha mi się sama cieszy. Nic nie poradzę.
M.