Connect with us

Hoplofobia

Obalamy mity: czarnoskórzy NIE są sprawcami 52% zabójstw

Avatar photo

Opublikowano

on

Są sprawcami 64%. Przy liczebności populacji na poziomie raptem 13%.

Ktoś może teraz spytać: skąd w takim razie ten mniejszy odsetek? Po sieci cyrkuluje mnóstwo postów i memów z „13/52”. Nawet prominentna, żydowska organizacja ADL (akronim od Anti-Defamation League – Liga przeciw Zniesławieniom) zamieściła tę kombinację liczb na swoim indeksie „numerycznych znaków nienawiści”, którymi posługują się aluzyjnie internetowi zwolennicy „białej supremacji”. O co więc chodzi? Już tłumaczę.

Przeszło dekadę temu Biuro Statystyczne Departamentu Sprawiedliwości podsumowało bilans zabójstw w Ameryce z minionych trzech dziesięcioleci w raporcie “Homicide Trends in the United States, 1980-2008”. W tymże dokumencie znalazła się tabela 7, zawierająca dwie newralgiczne kolumny z uwzględnieniem rasy sprawców morderstw (w dalszej części wpisu będę posługiwał się akronimami KMO od frazy known murder offenders i OR od zwrotu offending rate). Swoją drogą, był to ostatni tego typu PDF opublikowany przez amerykańską instytucję federalną. Administracja Obamy, zaraz po obsadzeniu stołków w resortach siłowych, anulowała wszystkie kolejne wydawnictwa z tej serii, puszczając w obieg tylko wersje okrojone, czyli bez informacji o kolorze skóry morderców.

Wracając do zawartości unikatowego raportu: czytamy w nim, że oto relatywnie niewielka, murzyńska subpopulacja (rekrutująca się w znakomitej większości z młodych, czarnoskórych mężczyzn, których tożsamość rozpoznano) w analizowanym przedziale czasowym miała OR dla zabójstw = 52.5% (tutaj ważna uwaga na marginesie: w kategorii White wymieszano ze sobą białych pochodzenia europejskiego, Latynosów, przybyszów z krajów karaibskich, imigrantów z Afryki Północnej i osoby urodzone na terytorium Bliskiego Wschodu).

I zagadka „52%” pięknie rozwiązana. Kto interesuje się jednak wewnętrznym zniuansowaniem statystyk amerykańskiej przestępczości i metodyką ich gromadzenia, ten doskonale rozumie, że są to szacunki raczej zachowawcze, w sensie: oficjalnie kolportowane liczby rozmijają się z rzeczywistością empiryczną. Decyduje o tym zjawisko o nazwie „Hispanic Effect” i jak na złość FBI (podstawowa baza wiedzy o zabójstwach w USA) nie radzi sobie z jego korygowaniem.

W skrócie: „Hispanic Effect” polega na tym, że lokalne departamenty policji, operujące niezależnie w poszczególnych hrabstwach, wrzucają Latynosów (podejrzanych o zabicie kogoś) do jednego worka razem z białymi „Europejczykami”. Taki rasowo-etniczny miks trafia później do centrali (FBI) i oni już dalej nic z tym nie robią poza uporządkowaniem surowego materiału – po prostu publikują zbiorcze wyniki. W konsekwencji wolumen morderstw po stronie białych jest sztucznie napompowany, zaś wskaźniki po stronie czarnych sztucznie zaniżone. Co prawda, w okolicach roku 2014 federalni zaczęli rozbijać statystyki według kryterium etnicznego i wyodrębnili latynoskich aresztantów, ale jak dowiedziałem się od współautora pracy, której konkluzje za chwilę będę referował, dane wyjściowe nie stały się przez to ani trochę bardziej przejrzyste. Ciągle panuje bałagan w papierach i ciągle wymagane są korekty.

Wysiłku usunięcia tych krytycznych usterek podjął się zespół socjologów i kryminologów pod kierownictwem profesora Darrella Steffensmeiera z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii. Panowie wypuścili drukiem w roku 2011 arcyciekawe studium, oferujące pogłębiony komentarz do fenomenu przestępczości czarnych w Ameryce – „Reassessing Trends in Black Violent Crime”. Artykuł ten jest bez przesady najbardziej rygorystyczną próbą zmierzenia (skwantyfikowania) skali rzeczonej patologii, jaką kiedykolwiek przeprowadzono na polu nauk społecznych. Już w samym abstrakcie stoi jak byk, że optymistyczne przypuszczenia co do zmniejszającego się rozziewu w rządowych statystykach pomiędzy osobami czarnoskórymi a pozostałymi rasami mogą być mocno przesadzone – realnie bowiem częstość popełniania czynów kryminalnych przez Murzynów nie spadła aż tak bardzo jak sugerowałaby to dynamika trendów w przemocy w ujęciu długoterminowym. Badacze podkreślają, że gwałtowna ekspansja latynoskiej diaspory w USA na przestrzeni ostatnich paru dekad połączona z niepoprawną klasyfikacją latynoskich aresztantów mogły przełożyć się na niedoszacowanie rozmiarów czarnej przestępczości w raportach FBI oraz sondażach wiktymizacyjnych Departamentu Sprawiedliwości.

Jak się rzekło we wcześniejszych akapitach, procedury kodujące obydwu agencji sprawiają, że przeważająca większość brązowych (~93%) zaliczana jest do europejskiej rasy białej, w skutek czego trudno skalkulować, za jaki dokładnie procent morderstw, napadów rabunkowych czy też gwałtów odpowiadają Murzyni. Ponadto, jak wielokrotnie zaznaczają Steffensmeier et al., wskaźniki przemocy dla białych są przez to wywindowane zauważalnie w górę, natomiast dla czarnych odpowiednio zredukowane. Sięgając do nowojorskich i kalifornijskich rejestrów więziennych, autorzy poprawili ten błąd poprzez wydestylowanie jednostek o latynoskim pochodzeniu z grupy “non-Hispanic whites” i ekstrapolację rezultatów na resztę amerykańskiej ludności (zobacz apendyks “Hispanic Adjustment Procedure” link).

Finalne wnioski w postaci wykresów wyglądają następująco:

  • odsetek murzyńskich KMO podskoczył z 52% do 64%, zaś wielokrotność wskaźnika OR zwiększyła się względem białej populacji z 7x do blisko 12x;
  • odsetek murzyńskich sprawców rozbojów podskoczył z 59% do 70%, wielokrotność OR zwiększyła się względem białej populacji z 10x do przeszło 15x;
  • odsetek murzyńskich gwałcicieli podskoczył z 41% do 49%, wielokrotność OR zwiększyła się względem białej populacji z 5x do 6.4x;
  • odsetek murzyńskich sprawców napaści podskoczył z 37% do 45%, wielokrotność OR zwiększyła się względem białej populacji z 4x do 5x;

(mniej czytelne rysunki w oryginalnej, niezmodyfikowanej formie dostępne tu)

(mniej czytelne rysunki w oryginalnej, niezmodyfikowanej formie dostępne tu)

Od dawna powtarzam, że morderstwa w USA można rozpatrywać na trzy sposoby:

  • można uznać Amerykę za typowy przykład kraju europejskiego i argumentować, że wskaźniki zabójstw są tam zbyt wysokie (upośledzona perspektywa);
  • można uznać Amerykę za kraj z pogranicza trzeciego świata, w którym żywioł afrykański zderza się z żywiołem latynoskim, i twierdzić, że wskaźniki zabójstw są tam zaskakująco niskie (lepsza perspektywa, ale niepełna);
  • można uznać, że Ameryka jest w ~65 proc. europejska (z domieszką Azji), w ~15 proc. afrykańska i w ~20 proc. latynoska, i na tej podstawie twierdzić, że wskaźniki zabójstw są tam idealnie wyważone (zdecydowanie najbardziej uczciwe podejście).

Odsłanianie skali czarnej przestępczości umożliwia też lepsze zrozumienie, czemu powszechność broni palnej nie powinna być traktowana jako zmienna tłumacząca przemoc w USA, w sensie – jej relatywnie większe natężenie w stosunku do homogenicznych rasowo, biało-azjatyckich krajów. Dyletanckie traktowanie pięćdziesięciu stanów jako monolitu i rutynowe porównywanie ich do Norwegii, Japonii, Kanady, Hiszpanii czy Polski jest ordynarnym nadużyciem. Rasowa dystrybucja zabójstw/rozbojów w Stanach Zjednoczonych zwyczajnie wyklucza takie prymitywne zestawienia.

SUPLEMENT

Oto rekonstrukcja wskaźników zabójstw w USA z lat 1910-1949 z podziałem na białych i nie-białych mieszkańców kraju (statystyki z okresu 1910-1933 mogą być umniejszone). Średnia dla ludności o europejskich korzeniach wynosi 3.4, dla przybyszów spoza Europy (głównie Murzynów) – 29.6, co daje stosunek 8.7 do 1. Grafika za artykułem Barry’ego Latzera „Subcultures of violence and African American crime rates” (link).

Generalnie wiedza o przestępczości czarnych sprzed dekady lat 50. XX wieku opiera się na artykułach prasowych albo informacjach ściąganych z ograniczonej liczby departamentów policji. W archiwalnym numerze tygodnika “Time” z kwietnia 1958 roku podjęto się odważnej próby szerszego opisania zjawiska (“The Negro Crime Rate: A Failure in Integration” → link). Cytuję:

Burmistrzowie największych amerykańskich aglomeracji na Północy boją się mówić o tym głośno, ale w zaciszu prywatnych rozmów zdradzają, że najbardziej niepokojącym problemem w ich jurysdykcjach jest murzyńska przestępczość. Według rejestru FBI za rok 1956, ludność czarnoskóra, zasiedlająca 1551 amerykańskich miast, składała się na 10% mieszkańców kraju i stanowiła 30% aresztowanych ogółem i 60% aresztowanych za przestępstwa z użyciem przemocy albo za groźby zamachu na czyjeś życie lub zdrowie. Do tej puli kwalifikują się: morderstwa, zgwałcenia, rozboje i napaści uliczne. Statystyki od jednego miasta do drugiego – jeśli nie są akurat ukrywane albo bagatelizowane przez miejscowy ratusz – ujawniają szokującą prawidłowość.

I jeszcze ciekawostka: na przełomie lat 50./60. XX wieku władze federalne po raz pierwszy upubliczniły do wglądu oficjalne rekordy aresztowań z podziałem rasy domniemanych sprawców przestępstw. Był to moment historyczny. Statystyki pojawiły się w księgach Biura Spisowego (US Census Bureau) i obejmowały obszary miejskie z populacją powyżej 2500 ludzi. Z tych druków wynika, że w roku 1958 czarnoskórzy figurowali jako oskarżeni w przypadku: 61% morderstw/umyślnych zabójstw, 46% gwałtów, 54% napadów rabunkowych i 63% napaści z użyciem niebezpiecznego narzędzia (link). Może 1958 rok to była jakaś anomalia? Sprawdzam 1960: 56% morderców, 56% rabusiów, 52% gwałcicieli, 62% prowodyrów napaści i bójek (link).

Sam Harris zaskakująco celnie to wszystko spuentował:

U podstaw wielu twierdzeń dotyczących przemocy w naszym społeczeństwie, o których sądzicie, że są prawdziwe, niemal na pewno tkwi fałsz. I to powinno was obchodzić. Historia przestępczości w Ameryce jest bowiem w przytłaczającej większości przypadków historią przestępstw popełnianych przez czarnych na innych czarnych.

Pod tę jego wypowiedź można spokojnie podpiąć komentarz W.E.B. Du Boisa – że jest to ogromny problemem, który od 1880 roku stale się rozrastał.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Czytaj dalej
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hoplofobia

Dlaczego lewica neguje konsensus naukowy w sprawie czynnika G?

Avatar photo

Opublikowano

on

W domenie psychologii testowanie ludzkiej inteligencji należy do najbardziej wiarygodnych narzędzi, służących do przewidywania przyszłości – stanowi swoiste ukoronowanie tej dziedziny nauki. Jeśli koncept IQ jest niepoprawny, wszystkie inne twierdzenia w psychologii też są niepoprawne.

– Steve Stewart-Williams (link)

Inteligencja wywiera potężny i rozległy wpływ na stratyfikację społeczną, względnie podziały klasowe. Jej efektów nie da się wytłumaczyć wykształceniem rodziców czy warunkami ekonomicznymi, w których chowały się dzieci. Wbrew obiegowej opinii, oddziaływanie szeroko rozumianego “środowiska” na nasze wyniki w nauce i późniejszy poziom zamożności jest stosunkowo słabe.

– Gary N. Marks (link)

Czynnik G to inaczej inteligencja, względnie zdolności poznawcze (kognitywne). W amerykańskich realiach pomiary robione na ogromnych, reprezentatywnych próbach niezmiennie od dekad wykazują, że przeciętna rozbieżność w ilorazie inteligencji między rasą czarną i białą przyjmuje wartość d Cohena 1.00, co przekłada się na ~15 punktów IQ różnicy, a zatem 1 odchylenie standardowe w rozkładzie empirycznym wyników testów. Zgoda w tej kwestii jest ugruntowana i nie podlega dyskusji, zobacz: Jensen & Reynolds (tabela, artykuł), Rushton (tabele, książka), Roth et al. (tabela, metaanaliza), Weiss et al. (cytat, artykuł), Hunt (książka), Frisby & Beaujean (cytat, artykuł), Hu et al. (tabela, artykuł), Lasker et al. (cytat, artykuł) czy Fuerst et al. (cytat, artykuł). Optymistyczne rokowania części badaczy odnośnie stopniowego zanikania międzyrasowych dysproporcji w inteligencji (łączone z “Efektem Flynna”) zawsze były przedwczesne i nieuzasadnione, patrz Rushton & Jensen (cytat, artykuł), Williams (cytat, artykuł), Platt et al. (cytaty, artykuł) czy Nijenhuis & Flier (cytat, metaanaliza). W ocenie laika 15-punktowa przewaga z korzyścią dla białych wydawać się może trywialna, jednak statystyczne i przede wszystkim praktyczne konsekwencje istnienia rzeczonej asymetrii są w makroskali Stanów Zjednoczonych kolosalne.

(źródło, diagram 10.1)

Znając wartości procentowe konkretnych przedziałów (link), załączona wyżej grafika informuje nas, że

  • raptem ~16% amerykańskich Murzynów ma IQ > 100 (dla białych odsetek ten wynosi średnią 50%);
  • raptem ~3% amerykańskich Murzynów ma IQ > 115 (biali ~16%);
  • ~65% amerykańskich Murzynów ma IQ < 90 (biali ~25%);
  • ~35% amerykańskich Murzynów ma IQ < 80 (biali ~10%), co oznacza, że nie przebrnęliby nawet przez sito rekrutacyjne do armii, ponieważ stwarzaliby zagrożenie dla siebie i innych;
  • ~16% amerykańskich Murzynów ma IQ < 70, co sugeruje intelektualne upośledzenie (biali ~3%);

Test inteligencji zaprojektowany przez Davida Wechslera (link, tabela 3) pokazuje z kolei, że

  • 3.6% białych i 18% czarnych ma IQ < 75 (stosunek ~5:1);
  • 21.9% białych i 59.4%. czarnych ma IQ < 90 (stosunek ~2:1);
  • 53.8% białych i 15.7% czarnych ma IQ > 100 (stosunek ~1:3);
  • 27.9% białych i 3.8% czarnych ma IQ > 110 (stosunek ~1:7);
  • 5.4% białych i 0.2% czarnych ma IQ > 125 (stosunek ~1:27);

Dla krańcowo prawej strony ogona rozkładu sytuacja wygląda następująco (skalkulowane na podstawie tabeli 4.3, link):

  • IQ > 120: biali 11.14%, czarni 1.10%, stosunek ~1:10 (Azjaci 17.67%);
  • IQ > 125: biali 5.68%, czarni 0.40%, stosunek ~1:14 (Azjaci 10.36%);
  • IQ > 130: biali 2.59%, czarni 0.13%, stosunek ~1:20 (Azjaci 5.54%);
  • IQ > 135: biali 1.05%, czarni 0.04%, stosunek ~1:26 (Azjaci 2.70%);
  • IQ > 140: biali 0.38%, czarni 0.01%, stosunek ~1:38 (Azjaci 1.19%);
  • IQ > 145: biali 0.12%, czarni 0.00% (Azjaci 0.47%);
  • IQ > 150: biali 0.03%, czarni 0.00% (Azjaci 0.17%);

Czemu te liczby są ważne? Bo spośród wszystkich powszechnie akceptowanych i dających się skwantyfikować zmiennych to właśnie IQ oferuje największy potencjał prognostyczny w takich kluczowych dziedzinach życia i dla tak istotnych zjawisk jak poziom świadomości zdrowotnej, skłonność do antyspołecznych zachowań, przebieg edukacji, sukcesy w nauce, osiągnięcia zawodowe, talenty przywódcze oraz umiejętność akumulowania majątku w okresie dorosłym (szerzej na ten temat do poczytania tutaj). W rezultacie dodanie komponentu w postaci pomiarów inteligencji do rutynowego zestawu zmiennych kontrolnych sprawia, że wiele najbardziej rażących nierówności socjoekonomicznych między przedstawicielami rasy białej i czarnej w USA ulega drastycznej redukcji lub kompletnie zanika. Krótko mówiąc, wmiksowanie IQ do regresji przekreśla szanse na postawienie kategorycznej tezy o “systemowym rasizmie” jako rzekomej przyczynie dominacji białych nad Murzynami. Jest to główna, aczkolwiek rzadko werbalizowana przesłanka, która kieruje postępowaniem lewoskrętnych intelektualistów (socjologia należy tradycyjnie do skrajnie upolitycznionych i zideologizowanych dyscyplin → diagram, link, zaś metodyka i wnioskowanie socjologów zaliczają się do najmniej rzetelnych z powodu deficytu replikacji i potężnego efektu szuflady → cytat, link), gdy ci ignorują czynnik G w swoich pracach albo wręcz zaprzeczają jego doniosłej roli w rozwoju danej subpopulacji. Ich oficjalna argumentacja jest oczywiście taka, że segregowanie ludzi wedle kryteriów inteligencji nosi znamiona (pseudo)naukowego rasizmu i oni z racji swego “oświecenia” nie zamierzają brać udziału w tym haniebnym, zacofanym procederze.

WYBRANE PRZYKŁADY ODDZIAŁYWANIA IQ NA KONKLUZJE BADAŃ
(znacznie więcej obserwacji tu)

  • skorygowanie modelu o inteligencję całkowicie niweluje dysproporcje w dochodach między czarnymi i białymi w Ameryce: Farkas & Vicknair (cytat+tabela, artykuł), Kagawa (artykuł);
  • dopasowanie modelu o inteligencję odwraca (ze szkodą dla białych) związek na linii rasa-dyskryminacja przy zatrudnieniu w tym sensie, że biali mężczyźni, znajdujący się na identycznym szczeblu IQ co czarni, doświadczają relatywnie gorszego traktowania na rynku pracy: Nyborg & Jensen (artykuł);
  • po skorygowaniu modelu o inteligencję (szacowaną przy wykorzystaniu ogólnego testu klasyfikacyjnego armii/AGCT) rozziew w tygodniowych i rocznych zarobkach między czarnymi i białymi mieszkańcami stanów południowych w latach czterdziestych XX wieku kurczy się w zależności od sposobu wprowadzania brakujących statystyk o odpowiednio 72-76% i 78-97%: Carruthers & Wanamaker (cytaty+tabela, artykuł);
  • po skorygowaniu modelu o inteligencję (mierzoną za pomocą baterii testów kwalifikacyjnych sił zbrojnych typu ASVAB lub AFQT) czarni mężczyźni notują wyższe wskaźniki zdawalności egzaminów uniwersyteckich i częściej dostają dyplomy ukończenia studiów niż ich biali rówieśnicy: Herrnstein & Murray (cytat, rozdział), Cameron & Heckman (cytat, artykuł);
  • dodanie parametru IQ do finalnego modelu wydłuża czas edukacji czarnoskórych kobiet i mężczyzn w stosunku do “ilości” edukacji, którą otrzymują biali: Lang & Manove (cytat+wykresy, artykuł);
  • uwzględnienie inteligencji w modelu likwiduje wszelkie rasowe różnice w międzypokoleniowej, ekonomicznej, wertykalnej mobilności społecznej: Mazumder (cytat+wykres, raport), Acs (cytaty, raport), Mazumder (cytat+wykresy, artykuł);
  • skorygowanie modelu o inteligencję eliminuje różnice w długości zasądzanych wyroków: Simon (tabela+cytat, artykuł);
  • wkalkulowanie inteligencji do modelu zmniejsza niemal do zera przepaść między czarnymi i białymi, jeśli chodzi o względne ryzyko aresztowania i uwięzienia: Beaver et al. (artykuł), Beaver et al. (artykuł);
  • skontrolowanie modelu o inteligencję oraz impulsywność powoduje, że kolor skóry recydywisty przestaje korelować z prawdopodobieństwem jego ponownego aresztowania: Schwartz & Beaver (tabela, artykuł);
  • korekta o inteligencję i agresywne predyspozycje skazańców ujawnia, że uprzedzenia rasowe przy zasądzaniu wyroków śmierci są artefaktem statystycznym, powstałym na drodze niepełnej kalibracji bazowego modelu: Heilbrun et al. (cytat, artykuł);

 

(cytat z Wikipedii, zarchiwizowany 9 lipca 2022)

Negowanie mocy predykcyjnej IQ w generowaniu i podtrzymywaniu różnic międzygrupowych prowadzi do czegoś na wzór zbiorowej paranoi, czyli kolektywnego przeświadczenia, iż oto tajemnicze, wrogie siły działają za naszymi plecami i mimo nieustających prób rugowania z przestrzeni społecznej wszelkich przejawów dyskryminacji oraz uprzedzeń rasowych, ciągle utrwalają nierówności na polu edukacji lub w dostępie do dobrze płatnych zawodów. Jest to później idealny grunt dla rozrostu wielopokoleniowych frustracji, podejrzeń i nienawiści, co w połączeniu z masowymi transferami ograniczonych środków publicznych na chybione bądź nieefektywne programy pomocowe tylko pogłębia poczucie zniweczonych nadziei. Miliony dolarów rocznie wydawane są na wydumane interwencje czy realizowanie mrzonek o “podnoszeniu wyników w nauce”. Niestety, na skutek rasowych implikacji badań dotyczących wpływu IQ i obaw, że w razie poruszenia tego tematu spadnie na nich środowiskowy ostracyzm, amerykańscy decydenci dalej będą udawać, że głaz ten można wtoczyć na szczyt.

Czytaj dalej

Hoplofobia

Czy te oczy mogą kłamać?

Avatar photo

Opublikowano

on

Anglojęzyczna Wikipedia podaje (link), że Michael Shermer to popularyzator i historyk nauki, prezes Stowarzyszenia Sceptyków, redaktor naczelny kwartalnika “Skeptic”, autor przeszło tuzina książek, sygnatariusz wielu artykułów na łamach szanowanej prasy oraz postać czynnie zaangażowana w śledzenie, badanie, podważanie i demaskowanie pseudonaukowych, paranormalnych i religijnych twierdzeń, które zaśmiecają przestrzeń społeczną. Słowem, chłodny, analityczny umysł, który nie uwierzy, dopóki nie sprawdzi.

Po ostatniej masakrze-strzelaninie w szkole podstawowej w teksańskim Uvalde Shermer poczuł wenę twórczą, zasiadł do pisania i spłodził felieton na wiadomy temat, ten zaś po dwóch tygodniach wylądował na stronach magazynu “Quillette”. Postawił w nim kategoryczną tezę, że kołem zamachowym przemocy z udziałem broni palnej w Ameryce jest zbyt łatwy dostęp do tejże broni (link). Związek ów ma, jego zdaniem, charakter przyczynowy w tym sensie, że kraje, które obniżyły u siebie wskaźniki zabójstw i samobójstw z użyciem broni, równolegle wdrożyły także surowe zasady jej reglamentacji. Tymi krajami były w latach 90. XX wieku Australia i Austria. O wymiernych konsekwencjach reform premiera Johna Howarda po rzezi w Port Arthur wspominałem w innym miejscu, nie będę się więc powtarzał (dodam tylko, że całokształt materiału dowodowego przekonuje, iż nie wpłynęły one na poziom lokalnej przestępczości). Proponuję za to przyjrzeć się sytuacji w Austrii, bo nasz samozwańczy sceptyk znowu pomija kluczowe detale, niepasujące mu do narracji.

Shermer argumentuje (referując konkluzje tekstu, wydanego nakładem sztandarowego czasopisma brytyjskiego Królewskiego Kolegium Psychiatrów), że po wymuszonym przez unijne dyrektywy nałożeniu restrykcji na cywilny obrót bronią w Austrii w roku 1997 (weryfikacje niekaralności, testy psychologiczne, kursy bezpiecznej obsługi i znajomości prawa, zakazy sprzedaży karabinków “szturmowych”, obowiązkowe szafki i sejfy etc.) zaobserwowano wyraźne kurczenie się puli licencjonowanych posiadaczy broni i korespondujący z nim spadek średniej liczby zabójstw i samobójstw popełnianych z broni palnej. Ten “naturalny eksperyment” – kontynuuje Shermer – powinien być lekcją dla Amerykanów, że przy odpowiedniej determinacji i woli politycznej da się wprowadzić korzystne z punktu widzenia zdrowia publicznego zmiany, przynoszące natychmiastowe efekty.

Problem z tą huraoptymistyczną propagandą sukcesu jest taki, że zarówno pan “sceptyk”, jak i cytowani przez niego autorzy wygodnie przemilczeli długofalowe trendy w kształtowaniu się OGÓLNYCH WSKAŹNIKÓW PRZEMOCY w Austrii przed rokiem 1997 i po roku 1997. Te bowiem ujawniają, że ostrzejsze regulacje w żaden sposób nie korelują z częstością występowania zgonów. Poziom samobójstw ulegał dalszej redukcji w niemal identycznym tempie jak przed wejściem w życie obostrzeń, w przypadku natomiast najważniejszej subkategorii, czyli morderstw i zabójstw, można wręcz pokusić się o wnioskowanie, że restrykcje spowolniły dynamikę spadku śmiertelności, co sugeruje scenariusz znany z USA: rozbrojenie populacji nie-kryminalistów i ograniczenie im możliwości legalnej obrony rozzuchwala populację kryminalistów, skutkując eskalacją zabijania za pomocą innych metod.

(źródło)

(źródło)

Powyższe wykresy nie pozostawiają pola do interpretacji: ja, anonimowy bloger z polskiej piwnicy, jestem lepszym sceptykiem niż amerykański profesjonalista i medialny celebryta, Michael Shermer, który zdecydował się zataić przed swoimi czytelnikami newralgiczne fakty dotyczące rezultatów austriackiej ofensywy legislacyjnej z roku 1997. Nieładnie.

Czytaj dalej

Hoplofobia

Profil rasowy sprawców masowych mordów i strzelanin w Ameryce

Avatar photo

Opublikowano

on

Parę lat temu zespół dziennikarzy nowojorskiego „Timesa” przygotował sztucznie rozwleczony reportaż na temat wszystkich strzelanin zarejestrowanych na terenie Stanów Zjednoczonych w roku 2015 z uwzględnieniem rasy sprawców. Ogromną większość z nich stanowiły prywatne wendetty, inicjowane przez lokalne gangi uliczne, oraz mordy rodzinne. Najważniejsze statystyki rozrzucono po całym tekście i przy pierwszym kontakcie jest rzeczą niemożliwą uchwycić ich zniuansowanie, dlatego przechodzę od razu do sedna.

NYT ujawnia, że spośród 358 strzelanin z minimum czterema osobami zabitymi i/lub rannymi w blisko połowie przypadków (160) nie udało się zidentyfikować tożsamości strzelca. Daje to 198 zweryfikowanych incydentów; trzy-czwarte z nich (144 albo 73 proc.) popełnili czarni. Po wykluczeniu 144 „zamkniętych” spraw zostaje zatem 160 nierozwikłanych i 54 z rozpoznanym nie-czarnym zamachowcem. Czy posiłkując się tak okrojonym materiałem można oszacować, za ile ataków ponoszą winę potomkowie europejskich osadników?

214 (160+54) przekłada się na 60 proc. ogółu strzelanin – w tym właśnie przedziale mieszczą się biali napastnicy. Autorzy felietonu podkreślają, że z powodu ułomności policyjnych źródeł, które nie rozróżniają grup etnicznych, zaliczyli do subkategorii „Whites” lwią część Latynosów, znacząco utrudniając wyizolowanie poszukiwanych przypadków. Z drugiej strony wspomnieli także, iż z początkowej puli 358 zdarzeń odnotowanych w 2015 roku 39 zaklasyfikowano jako eksplozje przemocy domowej zakończone rzezią członków rodziny; biali dopuścili się 63 proc. z tych morderstw. Po dokooptowaniu do tego najgłośniejszych medialnie masakr w miejscach publicznych, składających się przeciętnie na kilka incydentów rocznie, oraz zbioru mniejszych ataków z jedną osobą zabitą można spokojnie przyjąć, że „non-Hispanic Whites” odpowiadają bezpośrednio za maksymalnie 36 (~10 proc.) strzelanin [1] (diagramy kołowe prezentują surowe proporcje, nieskorygowane o wielkość populacji, słupki ukazują wskaźniki przeskalowane):

grafika po angielsku link

Co się stanie, gdy zmodyfikujemy bazową definicję z czterech osób rannych (niekoniecznie śmiertelnie) na minimum cztery osoby zabite? Poniższe statystyki pochodzą z najnowszej publikacji Foxa & Levina, kryminologów z Uniwersytetu Północno-Wschodniego w Bostonie:

grafika po angielsku link

Końcowe wnioski

Na przekór fałszywym opiniom kolportowanym w mediach sprawcami znakomitej większości wybuchów masowej przemocy w Ameryce są czarni mężczyźni, stanowiący zaledwie ~6 proc. ludności. Z perspektywy statystycznej sytuacja wygląda następująco: reprezentanci tej populacji odpowiadają rocznie za ~80 proc. wszystkich strzelanin, co oznacza, iż matematyczna szansa dostania się pod lufę czarnoskórego napastnika w USA jest kilkanaście razy wyższa niż w przypadku agresora o białym kolorze skóry. Wywindowanie progu numerycznego ofiar śmiertelnych do 4+ zabitych redukuje wspomniane ryzyko po stronie Murzynów, ale i tak w stosunku do swojej liczebności deklasują oni konkurencję w rankingu morderców. It’s not even close.

_________________________

[1] Jedna kwestia wymaga tutaj uściślenia: jak się rzekło, NYT nie pozostawili explicite uwag odnośnie rasy lub pochodzenia etnicznego przy 160 strzelaninach. Milczące założenie, że ich inicjatorami byli agresorzy o ciemnej karnacji wynika wprost z samego artykułu oraz dedukcji na podstawie statystyk federalnych. Tajemnicą poliszynela jest, że najwięcej nierozwiązanych zabójstw w Ameryce to pochodna konfrontacji ulicznych z udziałem młodych Murzynów albo latynoskich cholos w roli ofiar, co niemal zawsze oznacza też zaangażowanie mordercy bądź morderców o podobnym odcieniu skóry (przy okazji: Murzyni ginący z rąk białych stanowią symboliczny procent wszystkich czarnych ofiar zabójstw; FBI podaje średnio ~200 przypadków w skali roku, ale ponieważ wielu z tych zabójców to w rzeczywistości Latynosi, błędnie zakodowani przez lokalną policję jako biali na wstępnym etapie śledztwa, bardziej realna liczba „white-on-black homicides” jest nieporównywalnie niższa). Problemy z identyfikacją sprawców nie dotyczą natomiast przemocy domowej czy miłosnych trójkątów (cytat), a są to najbardziej typowe motywy zbrodni pośród przedstawicieli białej ludności, regularnie wieńczone aresztowaniem podejrzanego. Nie powinno więc dziwić, że większość (ok. 3/4) skatalogowanych przez nowojorski dziennik zajść, w których uczestniczyli biali Amerykanie, sprowadzała się do eskalowania wewnętrznych konfliktów w patologicznych rodzinach z długim rekordem policyjnych interwencji.

Czytaj dalej