Connect with us

Nawiasem Pisząc

Licytacja na cierpienie

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Ten artykuł pojawił się tuż po wybuchu wojny i zastanawiałam się, czy wracać tutaj do tak starego wpisu. Postanowiłam, że jednak to zrobię, bo podobne podejście jest wciąż aktualne wśród feministek, a wiele spraw w tym konkretnym materiale budzi we mnie naturalny sprzeciw. Na sam początek nie widzę żadnych racjonalnych powodów, dla których w ogóle powstał. Wydaje mi się, że znakomita większość polityków i dziennikarzy wykorzystuje dramat Ukraińców, żeby przekonać ludzi do swoich tez, wręcz przebiera z niecierpliwości nogami, żeby powiedzieć: „A nie mówiłem!?”. Dziwię się, że podobne zachowanie wykazują też „eksperci”, których wcześniejsze słowa i czyny bynajmniej nie obligują ich do tego, żeby dopuszczać się moralizatorskiego tonu i wyjaśniania, co oni by zrobili i dlaczego lepiej niż konkurencja. W każdym razie ten artykuł jest kolejnym tego przykładem. „Wybuchła wojna? Znakomicie! Napiszmy tekst o tym, jak to żyjemy w patriarchacie i kobiety mają gorzej”.

Rola „wiecznej ofiary”

Przede wszystkim zaskakuje mnie, jak to feministki w każdej sytuacji muszą zrobić z kobiet ofiary, które muszą koniecznie mieć gorzej niż mężczyźni. To zresztą cechuje nie tylko feministki, ale przedstawicieli lewicy, którzy pochylają się nad losem jakiejś mniejszości wyzyskiwanej przez złą większość. Na przykład kilka dni temu jeden z dziennikarzy CD-Action, a także Wyborczej i Dużego Formatu wypuścił wywiad z Igorem Isajewem, o tym jak to źle na wojnie ma społeczność LGBT. Podniósł oczywiście sprawę biednego pana, który czuje się panią i który nie może uciec za granicę albo ogólną homofobię Vladimira Putina, który sprawia widocznie, że Ukraińcy nie walczą teraz za swoją wolność i ojczyznę, ale po to, żeby Ukraina była gay-friendly. Wróćmy jednak do artykułu z Wirtualnej Polski. Ja byłam przekonana, że wojna jest tragedią dla wszystkich – i mężczyzn, i kobiet; i dzieci, i osób starszych; i zdrowych i chorych. I nawet dla zwierząt. Oczywiście, każdy mierzy się z okropieństwami wojny inaczej, ale naprawdę nie kusiłabym się tutaj o licytację, kto ma w takiej sytuacji najgorzej. Że wojna nie wybiera sobie ani płci, ani wieku, żeby doświadczyć człowieka w najgorszy możliwy sposób, pokazuje masakra w Buczy, gdzie rosyjscy „żołnierze” zabijali każdego, kto im się nawinął. Gwałcili kobiety, torturowali mężczyzn. Nie obchodziło ich nic, poza zaspokojeniem swoich prymitywnych żądz.

Codzienność żołnierza na froncie

Poza cywilami z tragedią wojny mierzą się również żołnierze, biorący udział w walkach. Których codziennie jedna zła decyzja czy chwila zawahania może kosztować życie. Którzy widzą, jak na froncie giną ich partnerzy w walce. Wreszcie – którzy każdego dnia widzą porozrywane ciała swoich towarzyszy. Ci ludzie zdają sobie sprawę, że w każdej chwili mogą zginąć, trafić do niewoli, stracić nogi albo zostać tak poważnie ranni, że dwa tygodnie będą wyć w męczarniach zanim wyzioną ducha. Ale wyobraźcie sobie, jaki byłby krzyk, gdyby któryś z nich powiedział, że oni mają gorzej niż kobiety. Kim jest pani redaktor z Wirtualnej Polski, żeby z taką stanowczością oceniać, kto ma gorzej, a kto lepiej w momencie, kiedy żołdacy Putina robią im tam na Ukrainie piekło na ziemi i niszczą całe dotychczasowe życie? Czy ktokolwiek ma w ogóle prawo do takiej oceny? Czy to na pewno jest miejsce i czas, żeby walczyć z tym złym patriarchatem i wszechobecną homofobią? Czy to są naprawdę tematy aż tak naglące, żeby walić w ten bęben 24/7, wykorzystując wojnę, w której tracą życie mężczyźni, kobiety i dzieci, a która toczy się tuż za naszymi granicami, jako dowód, że proszę bardzo, jest jak mówiliśmy, patriarchat i homofobia. Przecież to jest absurd.

Niezrozumiałe kompleksy

Drugim typowym dla feministek podejściem są jakieś dziwne kompleksy, które nie wiadomo, czym są spowodowane. Bo naprawdę nikt tak nie neguje roli kobiet w konfliktach zbrojnych, jak same feministki. One płaczą codziennie, że cały czas mówi się o historii, a powinniśmy więcej mówić o „herstorii” rozumianej właśnie jako pamięć o bohaterskich kobietach. Ależ proszę bardzo, nikt Wam nie broni. Tylko że postawa Ireny Sendler na przykład już Wam nie pasuje do tezy o Polakach – antysemitach, którzy podczas II wojny światowej mordowali Żydów na równi z Niemcami. O Wiktorii Ulmej mało kto w ogóle słyszał, a szkoda, bo rodzina Ulmów jest wręcz symbolem polskiego poświęcenia w pomaganiu Żydom. Albo Danuta „Inka” Siedzikówna, która ma niemalże kryształowy życiorys. Dziewczyna, która jako sanitariuszka pomagała rannym powstańcom warszawskim, ale także niejednokrotnie udzielała pomocy medycznej Niemcom. Która zginęła w wieku niespełna osiemnastu lat, bo komuniści w taki właśnie sposób traktowali polskich bohaterów. Ale „Inka” jest zaliczana do grona Żołnierzy Wyklętych, włóczyła się po lesie z „bandą” Łupaszki, więc też nie bardzo pasuje do narracji. W dodatku przez całe swoje życie przejawiała jedną nadrzędną cechę, której większość z Was nie rozumie i której zwyczajnie się boi – patriotyzm. Ta dziewczyna Polskę nosiła w sercu. Ale nie, przedstawiciele lewicy wolą czcić inną swoją bohaterkę – Różę Luksemburg. Kiedy PiS zaproponował dekomunizację polskich miast, to płakaliście, jak to wpłynie na nasze stosunki z Rosją, a w ogóle jak tak można, skoro radzieccy żołnierze nas WYZWALALI. Naprawdę nie mam pytań.

„Herstoria” polskich kobiet

Ja tych kompleksów nie rozumiem. Doprawdy, nikt inny nie daje mi tak odczuć, jak to mam czuć złość i wstyd, że jestem kobietą, jak same feministki. Nie czuję ani wstydu, ani złości – zamiast tego mam tylko współczucie do feministek, bo zastanawiam się, co je musiało spotkać ze strony mężczyzn, że aż tak im skrzywiło postrzeganie rzeczywistości i każdego faceta traktują jako potencjalnego gwałciciela. Mam za to w pamięci „Wiersz o nas i chłopcach”, który pokazuje okropieństwa wojny z punktu widzenia kobiety – partnerki powstańca warszawskiego.

My musimy być mocne i jasne,
Nam nie wolno płakać i nie wierzyć,
Byłoby ciężej i było daleko,
Naszym chłopcom, naszym żołnierzom.

… Jakże trudno uśmiechać się znowu,
Do zieleni, do wiosny, do słońca,
Nam dziewczynom o gorzkich ustach,
Nam dziewczynom o ramionach tęsknących,
Wiemy przecież, że wrócą kiedyś nasi,
Właśni, najdrożsi chłopcy,
Wrócą kiedyś, nie wiemy kiedy,
Skądś, z tej swojej wędrówki obcej.

Czy taka postawa polskich kobiet z czasów wojny nie zasługuje na szacunek i uznanie? Kiedy tracą one jakikolwiek kontakt ze swoimi mężami, braćmi czy synami? Kiedy nie wiedzą, co się z nimi dzieje przez kilka dni – czy ich „właśni, najdrożsi chłopcy” w ogóle żyją, czy nie zostali ranni i czy na pewno wrócą? A przy tych niszczących psychikę myślach wiedzą też, że muszą sobie jakoś radzić, że muszą ten strach i niepokój przezwyciężyć, bo teraz to one muszą być wsparciem dla walczących mężczyzn. Żeby, kiedy wrócą do nich choćby na krotką chwilę, mogli poczuć przez ten czas choćby namiastkę normalności i wspierającą obecność kochającej kobiety, która pozwoli mu na moment zapomnieć o piekle, które widział i poczuć się bezpiecznie? To jest naprawdę tak mało znacząca postawa? Mnie taka bezsilność i niemoc by przerażała. Wydaje mi się wręcz niemożliwe, żeby znaleźć w sobie tyle siły, bo najchętniej w takiej sytuacji bym się położyła i płakała. Rwała włosy z głowy i dosłownie z tego niepokoju chodziła po ścianach. Pewnie nawet myślałabym o złamaniu nogi partnerowi i bratu, zanim by przyszło otrzeźwienie. Naprawdę nie wiem, jakbym się zachowała.

Wszyscy jesteśmy ludźmi

A niektórzy ludzie zamiast dziękować Bogu, że żyjemy w czasach, kiedy w Polsce panuje względny spokój (mimo że historia raczej nas nie rozpieszczała) i modlić się, żebyśmy nie musieli przeżywać tego, przez co teraz przechodzą Ukraińcy, wykorzystują tę tragedię, żeby dalej mącić i licytować się na to, kto w czasie wojny ma najgorzej. Przecież to jest chore. Mam wrażenie, że niektóre feministki wręcz stają na głowie, żeby skłócić kobiety i mężczyzn. Po co? Przecież, mimo oczywistych różnic między nami jesteśmy wszyscy ludźmi i jako ludzie musimy często wspólnie ciągnąć wózek, żeby żyło nam się odrobinę łatwiej. Mam głęboką wiarę, graniczącą z pewnością, że nie uda się doprowadzić do tego, żeby faceci znienawidzili kobiety i na odwrót. Na razie udało się tylko osiągnąć to, że idea feminizmu jest obecnie wyśmiewana, a sufrażystki, które faktycznie walczyły o prawa kobiet na przełomie XIX i XX wieku, przewracają się dzisiaj w grobach.

M.

źródło: https://kobieta.wp.pl/wojna-doswiadcza-kobiety-inaczej-niz-mezczyzn-wyrzadza-im-wieksza-krzywde-6748743671458560a?fbclid=IwAR04hAdbuOfmOK34_lD5WudZS7iXikc-G60bxZqO1GsLm0ceKJgBU1Q8iwo

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Czytaj dalej
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nawiasem Pisząc

Idee i wartości Igrzysk Olimpijskich

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Zawsze myślałam, że zaszczyt niesienia olimpijskiego płomienia dotyczy tylko najbardziej zasłużonych sportowców. Prawdziwych legend, które potrafiły pokonać największe słabości, a stres i presję przekuć na ambicję i waleczność. Mistrzów w swojej dyscyplinie. Niedoścignionych wzorów i autorytetów dla wielu ludzi. Ludzi wytrwałych, ambitnych i pracowitych. Ludzi, którzy całe swoje życie podporządkowali sportowi. Którzy nie bali się wyrzeczeń, bo przyświecał im jeden konkretny cel i konsekwentnie do niego dążyli. Którzy są żywymi pomnikami w świecie sportu. Którzy często dokonywali rzeczy, które wydawały się niemożliwe.

Nowa tradycja?

Francuzi uświadomili mi, jak bardzo się myliłam. Ponieważ znicz olimpijski poniósł Snoop Dogg, który kojarzy mi się głównie z jaraniem trawki, oraz jakichś trzech facetów, którym wydaje się, że są kobietami. Już na ostatnich Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, zdaje się w ceremonii otwarcia albo zamknięcia konkursu w łyżwiarstwie figurowym, brał udział mężczyzna, który nie potrafił nawet jeździć na łyżwach i jedyne, co zrobił to dostojnie wyrżnął tyłkiem o lód, niosąc norweską flagę. Ale był przebrany za kobietę, więc widocznie kompromitacji nie było. Francja idzie jeszcze dalej, bo zabiera zaszczyt wzięcia udziału w sztafecie niosącej olimpijski znicz cenionym i szanowanym sportowcom, ale to wszystko, rzecz jasna, w imię tolerancji. Panowie, którzy zamiast nich, poniosą znicz znani są podobno z wulgarnych i seksualnych występów. Według wielu taki wybór to poniżanie i deprecjonowanie ważnych wartości i ogólnie hańba dla Francji. Zgadzam się, przy czym według mnie Francja zhańbiła się już ładnych parę lat temu i wiele już z tego państwa nie zostało.

Tolerancja ponad bezpieczeństwo

Ale już burmistrz Paryża broni tego wyboru, powołując się na typowe dla postępowców argumenty. Niejednokrotnie wyśmiewane i nie wnoszące absolutnie nic do dyskusji. Pewnie już domyślacie się, jakie to „argumenty”. Ależ oczywiście, homofobia i transfobia. Cóż, tak jak pisałam – zaszczyt niesienia znicza powinien dosięgnąć tylko najwybitniejszych sportowców. Nie widzę powodów, dla których ta tradycja miałaby się zmienić na korzyść jakichś niewyżytych przebierańców. Jeśli pani burmistrz potrafi mi to jakoś logicznie wytłumaczyć, to bardzo proszę. W przeciwnym wypadku niech sobie wsadzi tę transfobię i homofobię tam, gdzie słońce nie dochodzi. I zajmie się naprawdę poważnymi problemami, bo te Igrzyska mogą być najbardziej kompromitujące w całej historii tych rozgrywek i to nie tylko ze względu na takich dziwaków. Chirurdzy i inżynierowie, tak jak przewidywali ludzie mądrzejsi od pani burmistrz, już robią tam chlew. Zdążyli wywołać zamieszki na meczu Argentyny z Maroko (co, swoją drogą pokazało, że Francuzi są kompletnie pod tym kątem nieprzygotowani), okraść piłkarzy z Argentyny oraz kolarzy z Australii oraz ubogacić kulturowo australijską obywatelkę. A ceremonia otwarcia dopiero dziś wieczorem. A nieśmiało tylko przypominam, że Francja, zgłaszając swoją kandydaturę, wzięła na siebie obowiązek troskę o bezpieczeństwo wszystkich kibiców, którzy tam przyjadą.

Cóż, szykują się wybuchowe Igrzyska.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

 

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Uśmiechnięte państwo prawa

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

To, co ostatnio dzieje się w naszym uśmiechniętym państwie prawa to tak naprawdę zwykły kabaret, bo działania Tuska przypominają już najlepsze czasy SB. Niedawno służby zatrzymały ks. Olszewskiego i Marcina Romanowskiego w sprawie jakichś nieprawidłowości związanych z Funduszem Sprawiedliwości. Obaj utrzymują, że w areszcie byli traktowani co najmniej średnio, żeby nie powiedzieć dosadniej, ale służba więzienna i Adam Bodnar stwierdzili, że wcale nie, nieprawda i na tym w zasadzie sprawa się skończyła. Ale cóż, pan premier obiecał swoim wyborcom, że będzie zemsta na tych wstrętnych pisiorach – i tej jednej obietnicy akurat zamierza dotrzymać. Po pierwsze dlatego, że sam jest mściwym człowiekiem, o czym mówiło się już dawno i w różnych środowiskach, a po drugie dlatego, że doskonale zdaje sobie sprawę na czym jego zatwardziałemu elektoratowi najbardziej zależy – im nie przeszkadza, że nagle będą mieli mniej pieniędzy w portfelu, a być może nawet stracą pracę, byle tylko mieli świadomość, że ktoś „j***e PiS”. Zaatakowano dwa z najbardziej znienawidzonych – przez postępowych i tolerancyjnych – cele.

Ten szatański Kościół

Ksiądz Olszewski po zatrzymaniu napisał list do rodziny, który następnie został opublikowany. Z jego fragmentów możemy wyczytać między innymi: Od 6 rano, przez cały dzień (nawet przy czynnościach fizjologicznych) byłem skuty. Ani na chwilę nie zdjęto mi kajdanek. Usłyszałem, że o tej porze nie ma ani kolacji, ani wody. Ubłagałem pół butelki wody z kranu, przyniesionej w butelce, która stała w celi. Rano, kiedy prosiłem, by zaprowadzono mnie do WC, usłyszałem: „Lej do niej”. Ksiądz pisał również: Pouczono mnie, że w razie jakiegokolwiek ruchu bez ich zgody użyją siły włącznie z bronią palną. Oczywiście, tak jak wspominałam Bodnar i służby więzienne stanowczo temu zaprzeczyły, więc w ogóle nie ma o czym gadać, jednak adwokat księdza utrzymuje, że jego klient schudł w areszcie 15 kilogramów i ogólnie jest w złym stanie fizycznym. Jak jest naprawdę, nie wiadomo, ale patrząc na to, jakie wspomnienia z aresztu mieli Wąsik i Kamiński – obawiam się, że nie można tego wykluczać. Nie wiem też, czy ksiądz Michał jest winny czy nie – wiem za to, że wielu prawników ma wątpliwości co do zasadności tych oskarżeń, tym bardziej, że mówimy tu nawet o rzekomym udziale w grupie przestępczej. Tyle że Koalicja za grupę przestępczą uznaje PiS, Konfederację i ogólnie każdą grupę czy stowarzyszenie, która nie działa po ich myśli. Mam jednak wrażenie, że mamy tu do czynienia z typowo SB-ckimi metodami – dorwano człowieka, co do którego można było sformułować mające mniej lub więcej sensu zarzuty, a potem uprzykrzać mu życie w więzieniu tak, żeby się złamał i być może zdradził jakieś nieścisłości gdzieś w wyższych kręgach, które nawet nie muszą być prawdziwe. I trochę się denerwują, bo wygląda na to, że duchowny do tej pory się nie złamał.

Ten przebrzydły PiS

Jeszcze większe jaja są z posłem Marcinem Romanowskim. On również jest oskarżany o nieprawidłowe wydatkowanie środków z Funduszu Sprawiedliwości. Romanowskiego aresztowano przed kamerami, niemalże w świetle fleszy – tak, żeby absolutnie nikt nie miał wątpliwości z jakim niebezpiecznym przestępcą i bandytą mamy do czynienia. I po to, żeby zaślepieni fanatycy Tuska mogli wiwatować. Oczywiście, trzeba było go od razu aresztować, bo „zachodziło ryzyko matactwa”. Romanowski od jakiegoś czasu musiał zdawać sobie sprawę, że nasz nie-rząd ostrzy sobie na niego zęby, więc jakby miał mataczyć, to już dawno by to zrobił i może nawet uciekł do Włoch, jak taki inny. Mało tego – on kilka dni wcześniej sam zgłosił się do prokuratury, żeby złożyć zeznania, ale wtedy nikt nie chciał z nim gadać. Bo wtedy nie było kamer, nie było świadków, oczernianie człowieka nie byłaby więc aż tak spektakularne. Kazano mu więc spadać, żeby po jakimś czasie wywlec go w kajdankach na oczach wszystkich. Sprawiedliwość triumfuje, prawda? Tylko że wcale nie, bo poseł Romanowski bardzo szybko został zwolniony z aresztu, bo okazało się, że ma on również immunitet Rady Europy. I teraz pytanie – czy prokuratorzy pod rządami Tuska są tak niekompeteni, że nie zdawali sobie z tego sprawy i skompromitowali się doszczętnie, czy może wręcz przeciwnie – zrobili to celowo, wiedzieli, że tak to się skończy, ale też doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że obraz wyprowadzonego w kajdankach urzędnika państwowego na trwale zostanie w pamięci. I prawdopodobnie właśnie o to chodziło. Zresztą sam Tusk pisał na swoim Twixie, że publiczność jest rozczarowana. Sam się poniekąd przyznał, że robił to właśnie dla poklasku.

Prawo takie, jak my je rozumiemy

Romanowski może być po prostu nagrodą pocieszenia dla prostego ludu, bo przecież Tusk obiecywał dorwać Zbigniewa Ziobrę, a tego mu się nie udało z uwagi na ciężką chorobę byłego ministra. A może i środkiem do celu, żeby uzyskać haki na kogoś wyżej postawionego, jak to już wcześniej pisałam. Nie wiem, ale wiem, że to, co wyprawiają posłowie KO na polecenie swojego guru na pewno zgodne z prawem nie jest. Śmieszą mnie też pełne oburzenia głosu z tamtego obozu, że Romanowski chowa się za immunitetem. Bo przecież oni w naszym nie-rządzie to wszyscy święci i żodyn z nich (ŻODYN!!!) nigdy tym immunitetem nie wymachiwał. I nie chodzi też o sam immunitet, bo ja ogólnie jestem jemu przeciwna, uważam, że jeśli wszyscy jesteśmy równi wobec prawa to wszyscy, a nie, że niektórzy mogą być równiejsi. Ale chciałabym, żeby te immunitety znieśli dla wszystkich, a nie co jakiś czas urządzali sobie polowanie na czarownice, bo któregoś posła akurat wyjątkowo nie lubią, a że kiedyś wpisał swoje nazwisko w nie tej rubryczce, co trzeba, to mają podstawy. I żeby była jasność – nie twierdzę, że ks. Olszewski i Marcin Romanowski są niewinni. Tego nie wiem. Ale wydaje mi się, że każdy ma prawo do uczciwego procesu. I każdy ma prawo oczekiwać tego procesu w swoim domu, o ile nie istnieje ryzyko, że kogoś zadźga na ulicy albo zwieje za granicę. Na razie słyszymy tylko o zarzutach. Nic nie wiadomo o procesie – kiedy i czy w ogóle będzie. Bez procesu nie ma wyroku, prawda? Nieprawda. Wyrok wydały już media protuskowe, oczerniając obu mężczyzn dwadzieścia cztery godziny na dobę. I nawet jeśli okaże się, że tak naprawdę żadnej afery nie było, to i tak zniszczono im dobre imię, a smród będzie się ciągnął za nimi jeszcze długo.

Takie to państwo prawa z tej naszej uśmiechniętej Polski.

M.

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Zło, którego się nie zapomina

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Żeby jeszcze bardziej uświadomić Wam, jakimi Niemcy byli okrutnikami podczas II wojny światami, a jakimi pokrytymi hańbą obłudnikami są teraz, kiedy nie chcą wypłacić należnych Polsce pieniędzy, napiszę Wam dwie historie. O jednej pewnie coś, gdzieś słyszeliście, bo jest dość znana w naszym kraju, ale o drugiej praktycznie już się nie mówi. I naprawdę nóż się w kieszeni otwiera, kiedy się o nich czyta. Daję Wam słowo, że po lekturze tego tekstu będziecie czuć tylko wściekłość i bezradność. Ja przynajmniej tak miałam, kiedy dzisiaj, wracając z pracy, czytałam sobie na ten temat, przygotowując się do tego artykułu.

Humanitaryzm po niemiecku

Obie te historie dotyczą rzezi na Woli, którą Niemcy zorganizowali, żeby ukarać warszawian za wybuch powstania. Zginęło wówczas od 20 tysięcy do 65 tysięcy, chociaż może należy odetchnąć z ulgą, że „tylko” tyle, bo Adolf Hitler wydał jasny rozkaz – mieli zginąć wszyscy warszawiacy. Co do jednego. Zaś całe miasto należało zniszczyć – to drugie im się przecież udało. Sposób myślenia tego obłąkanego człowieka był jasny: Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy. Niemcy, oczywiście, od razu ochoczo przystąpili do realizacji planu i dokonali ludobójstwa na mieszkańcach Woli. Nie miało dla nich znaczenia, czy to było dziecko, kobieta czy mężczyzna, nie miało dla nich również znaczenia, że to byli cywile, którzy nie brali udziału w walkach. Chcieli tylko przeżyć wojnę. Nawet to nie było im dane. Wymordowano również personel i pacjentów trzech okolicznych szpitali. Wywlekali ludzi z domów, biciem, kopaniem i uderzaniem kolbami karabinów zmusili ich do ustawiania się pod ścianami, gdzie następnie ich rozstrzeliwano. Zmuszano niektórych mężczyzn do palenia zwłok, a potem ich również zabijano. Wśród tych ludzi była Wanda Lurie, wypędzona z domu z trójką swoich dzieci. Kobieta była również w widocznej ciąży. Idąc na pewną śmierć, pani Wanda próbowała wybłagać pilnujących jej Niemców o łaskę dla niej i jej dzieci, ale gdzie tam. Później usiłowała wykupić się od jakichś Ukraińców, oferując im wszystkie swoje kosztowności. Oni chcieli się nawet zgodzić, ale przyuważył to jakiś Szwab i „transakcję” uniemożliwił tuż po wręczeniu ukraińskim pomocnikom biżuterii i pieniędzy. Rzecz jasna, swojej własności już nie odzyskała, ale myślę, że był to dla niej już w tym momencie najmniejszy problem. 3-letni Wiesław płakał przerażony, tym bardziej, że pewnie nie rozumiał jeszcze, co się dzieje. 6-letnia Ludmiła również wylewała łzy, powtarzając co chwilę: Mamo, oni nas zabiją! Najstarszy syn, 11-letni Lech po prostu się modlił. Niedługo później zostali postawieni pod mur fabryki „Ursus” i hitlerowcy zaczęli strzelać. Dzieci Lurie zginęły od razu, ona została ciężko raniona w twarz i obie nogi. Po odzyskaniu przytomności leżała między ciałami zabitych przez kolejne dwa dni, bojąc się ruszyć. Mogła tylko patrzeć na swoje martwe dzieci i czekać na śmierć. W pewnym momencie jednak poczuła ruch w swoim brzuchu. Wróciły w nią siły, że może zdoła ocalić swoje ostatnie, najmłodsze dziecko, więc wyczołgała się spod spiętrzonych ciał i próbowała uciekać. Następnie została jednak ponownie pojmana i zapędzona do obozu przejściowego w Kościele Św. Stanisława Biskupa, a następnie do obozu w Pruszkowie. 20 sierpnia urodziła syna Mścisława. Widzicie więc sami, że Niemcy doskonale widzieli, że kobieta jest w ciąży, a mimo to nie okazali litości. Każdy Polak to każdy Polak. Również nienarodzony. Dr Mścisław Lurie został współzałożycielem i aktywnym członkiem Stowarzyszenia Polaków Poszkodowanych przez III Rzeszę. Zmarł w 2018 roku – jego matka odeszła w roku 1989. Była jednym z najważniejszych świadków, a dzięki jej zeznaniom wiadomo znacznie więcej o tragedii na Woli, a Niemcom nie udało się sprawy zatuszować. Choć próbowali.

Sprawiedliwość po niemiecku

No dobrze, a jakie kary spotkały morderców? Skoro były dostępne zeznania pani Wandy i innych świadków, więc było wiadomo mniej więcej, co tam się działo… Bo przecież nie mogło im to ujść tak zupełnie płazem, prawda? Cóż, nie wiem o wszystkich zbrodniarzach, ale napiszę Wam o jednym. Heinz Reinefarth był dowódcą jednego z oddziałów, który dopuścił się ludobójstwa na Woli. Później podobnych zabójstw miał dokonywać również na Starym Mieście. Szacuje się, że liczba ofiar oddziału Reinefartha wynosiła nawet 100 tysięcy osób. I co się z nim stało po wojnie? Pewnie kara śmierci, bo przecież to głównie przewidywano dla tych nielicznych, którzy trafili pod Międzynarodowy Trybunał Stanu w Norymberdze. No, właśnie – niestety tylko nielicznych. Ten kawał gnoja uniknął odpowiedzialności za swoje czyny. Polska wielokrotnie ubiegała się o ekstradycję zbrodniarza, ale za pierwszym razem odmówili nam alianci, tłumacząc, że Niemiec może być ważnym i kluczowym świadkiem w procesach norymberskich. Świadkiem! Później zrobili to już nasi zachodni sąsiedzi, powołując się na brak dowodów. Nie jest to jedyny raz, kiedy świat olewa polskie żądania o wydanie im oprawców swoich obywateli. Przecież tak samo było ze Stefanem Michnikiem i Heleną Wolińską. Przyczyną odmowy był… polski antysemityzm. Niektórzy ludzie wstydu nie mają. Szwedzi odmówili nam nawet już w 2019 roku, żeby zbrodniczy brat redaktora naczelnego Gazety Wyborczy, żeby starszy pan mógł spokojnie dożyć końca swoich dni w przytulnym ośrodku, gdzie grywał sobie w szachy z innymi mieszkańcami. Chyba wtedy powoływano się już na wiek stalinowskiego sędzi. Pamiętamy zresztą, że to samo robiła Platforma w Polsce. Bo jak tak można, przecież to starsi, schorowani ludzie! Ale już nielubianego posła chorego na raka można ciągać po sądach i robić mu najazdy na mieszkanie, czemu nie? Ale do brzegu – wiecie, co po wojnie robił w Niemczech nasz antybohater? W 1951 roku został wybrany na burmistrza miasta Westerland na wyspie Sylt. Jak można wybrać sobie na burmistrza człowieka, który niecałe dziesięć lat wcześniej dowodził oddziałami mordującymi tysiące ludzi? Nie wiem, ale to są Niemcy. Mało tego – mieszkańcy byli zadowoleni z głowy swojego miasta, więc za bardzo mu tego ludobójstwa ani służby w SS nie wypominali. Później został jeszcze posłem landtagu w Szlezwiku-Holsztynie (swoją drogą, niemiecka nazwa niezbyt dobrze nam się kojarząca), tak więc widać, że obywatele byli zadowoleni z jego – ekhm, ekhm – misji. A po zakończeniu kariery polityka pracował jeszcze jako prawnik, bo ten facet przecież na temat sprawiedliwości wiedział wszystko najlepiej! Wspominałam już, że Niemcy odmawiali nam wydania tego zbrodniarza – mało tego, przyznali mu rentę generalską! Zdechł (wybaczcie, ale nie będę pisać z szacunkiem o tym moralnym zerze) w 1979 roku w swojej rezydencji na wyspie Sylt, ciesząc się do końca życia szacunkiem i sympatią jej mieszkańców. Mam nadzieję, że chociaż w tym drugim życiu został osądzony tak jak należy. SPRAWIEDLIWEGO wyroku mu życzę. Jestem w trakcie lektury książki Krzysztofa Kąkolewskiego, zawierającej wywiady ze zbrodniarzami wojennymi, którzy uniknęli kary: Co u pana słychać?. Rozdział o tym bandycie nosi tytuł: Generał, który walczył z dziećmi. Warto po nią sięgnąć.

Tabliczka „pojednania”

Niemcom otworzyły się oczy dopiero w 2014 roku, więc postanowili… odsłonić na budynku ratusza tabliczkę z napisem: „Zawstydzeni pochylamy się nad ofiarami z nadzieją na pojednanie”. I to ma być całe zadośćuczynienie!? I liczycie na pojednanie po tym, co kiedyś Polsce zrobiliście i co robicie w dalszym ciągu, chociaż już bez użycia broni? Zmieniły się metody, cele pozostały te same. Nie jest to jednak jakiś bardzo zadziwiający wyjątek, bo pamiętamy, co zrobił nie tak dawno Justin Trudeau. Uhonorował weterana SS Galizien. Podobno nie wiedział, ale było mu przykro i bardzo przeprosił. Bo uczczenie Jarosława Hunki było bolesne dla narodu żydowskiego, Polaków, Romów i… społeczności LGBT. Dobrze w sumie, że o nas nie zapomniał. W każdym razie – jeżeli tak mają wyglądać starania niemieckiej strony o pojednanie, to ja podziękuję. Nie ma wybaczenia za takie okrucieństwa, nie ma też pojednania, jeśli chcą to załatwić cholernymi tabliczkami. Jeżeli o mnie chodzi nasi zachodni sąsiedzi mogą sobie wsadzić te tablice głęboko w… rzyć. I po czymś takim oni nas chcą praworządności uczyć? To chyba się z pewną, męską częścią ciała, na honory pozamieniali.

M.

Czytaj dalej