Connect with us

Inny Wymiar

Inny Wywiad (VI) – gość: Roman Warszawski

Avatar photo

Opublikowano

on

Dzień dobry wszystkim, bądźcie zdrowi. Zapraszam na moją rozmowę z Romanem Warszawskim, chyba najsłynniejszym obecnie w Polsce obrońcą praw mężczyzn, który opowiedział mi co nieco o czerwonej pigułce💊💊💊…

Inny Wymiar⚫: Red Pill to ruch związany z obroną praw mężczyzn, a przynajmniej ja najprościej opisałbym go w taki właśnie sposób. A jak Pan rozszerzyłby definicję, opisującą tę ideę?

Roman Warszawski🔴: Red pill to świadomość natury ludzkiej. Prakseologia, a nie zbiór dogmatów. Zauważenie gynocentryzmu, kobiecej hipergamii i męskiego instynktu dominacji. Dopiero na tym mogą być nadbudowane ideologie. Ze świadomości natury relacji międzyludzkich wychodzą np. MRA Mens Right Activist – którzy zauważyli, że już od dawna płcią dyskryminowaną na wielu polach są mężczyźni. Dalej mamy PUA – pick up artists – środowisko doskonalące się w sztuce uwodzenia. Mamy też najbliższych mi MGTOW, czyli mężczyzn idących swoją drogą – to skrajnie indywidualistyczna filozofia, zakładająca osobiste poszukiwanie celu i sensu życia.

IW⚫: Proszę powiedzieć trochę o historii tego ruchu. Gdzie, kiedy i za czyją sprawą on powstał?

RW🔴: Jak już wspomniałem, red pill nie jest ruchem albo ideologią. Z grup posługujących się tą wiedzą najstarszą są MRA – mens rights activist. Wywodzą się oni od feministów drugiej fali, gdzie kilku działaczy zorientowało się, że wbrew obowiązującej narracji, kobiety nie są ofiarami systemu, a jest problem z męskimi ofiarami przemocy domowej czy też z kontaktami ojca z dziećmi po rozpadzie małżeństwa.

PUA powstali w latach 90-tych XX wieku. W ogromnym uproszczeniu – nerdy zaczęli zadawać pytanie dlaczego nie wychodzi im z dziewczynami, później poszli w teren, zebrali doświadczenia i porównali notatki. Pewien ogląd środowiska daje książka Neila Strausa „Gra”.

Najmłodszą grupą są MGTOW – mężczyźni idący swoją drogą. Powstali ok. 2012 r. jako społeczności internetowa. Wyznają oni skrajnie indywidualistyczną filozofię, według której życie mężczyzny powinno skupiać się na samorozwoju i ostatecznie stworzeniu dla siebie samego własnego celu i sensu życia nie opartego na uznaniu że strony społeczeństwa, a zwłaszcza kobiet. W założeniu tej filozofii leży sprzeciw wobec państwowego małżeństwa jako instytucji, która nie daje mężczyźnie żadnych korzyści, a w pewien sposób prowadzi do oddania kontroli nad własnym życiem w ręce żony, która może korzystać ze wsparcia instytucji państwa.

IW⚫: Czy w związku z tym indywidualizmem, warunkiem, aby być MGTOW jest nie szukanie sobie stałej partnerki życiowej czy nie jest to konieczne, a chodzi tylko o, jak Pan stwierdził: „sprzeciw wobec państwowego małżeństwa jako instytucji, która nie daje mężczyźnie żadnych korzyści, a w pewien sposób prowadzi do oddania kontroli nad własnym życiem w ręce żony, która może korzystać ze wsparcia instytucji państwa”?

RW🔴: Zależy kogo zapytać. Filozofia jest skrajnie indywidualistyczna, nie ma papieża który rozstrzygnie. Trafiają się głosy, że tylko mężczyźni żyjący w trybie mnicha mogą naprawdę być MGTOW. Ja się z tym stanowiskiem zupełnie nie zgadzam. Uważam, że wystarczy, iż kierujesz się wewnętrzną motywacją i wyżej od wszelkich relacji cenisz własne zasady. Bo właśnie o to chodzi w pójściu swoją drogą – aby żyć na własnych warunkach i nie podlegać mocy magicznych zaklęć – „jesteś zły, samolubny, prawdziwy mężczyzna tak nie postępuje”.

IW⚫: A jak ma się red pill do konserwatyzmu? Przecież to właśnie ten ostatni, (zwłaszcza w skrajniejszej formie) zakłada, że kobiety i mężczyźni są inni, wskazując z reguły na konieczność męskiej dominacji, ustępstwa wobec kobiet, itd. Jak wygląda to od tej strony?

RW🔴: Jako ateista widzę święte księgi głównych religii świata, w tym Biblię jako zagregowane doświadczenie odnośnie natury ludzkiej. W tym sensie tradycyjny konserwatyzm uosabiał kompromis pomiędzy męską i żeńską strategią reprodukcyjną. Tyle, że to już pieśń przeszłości. Dziś nie ma praktycznie kobiet które nie są feministkami co najmniej drugiej fali, a kobiety (ze względu na swoją wspólnotowość) to największy klaster wyborców i konsumentów. A więc i konserwatyści mają swoją gynocentryczną ofertę dla nich – mężczyźni mają akceptować swoje stare obowiązki i nie mają jednocześnie dawnych przywilejów. Oferta zjeść ciastko i mieć ciastko.

IW⚫: Dlaczego zdecydował się Pan „wziąć czerwoną pigułkę”? Tzn. mówiąc prościej, dlaczego zdecydował się Pan zaangażować w obronę praw mężczyzn?

RW🔴: Sam pigułkę wziąłem, bo widzę, że to prawdziwy opis rzeczywistości i pozwala lepiej działać w świecie. Co do skali makro – kiedy widzisz mechanizmy, to aż nazbyt oczywiste staje się, że niebieska pigułka w takim społeczeństwie musi prowadzić do apokalipsy Zombie. Po pierwsze, rozpada nam się podstawowa komórka społeczna jaką jest małżeństwo, a za nią rozpadają się wszystkie naturalne wspólnoty. Mamy zapaść demograficzną i zatomizowane społeczeństwo. Za chwilę przeciętny wyborca będzie po 60-tce, bez dzieci i rodziny. A wszystko dlatego, że kobiety nie chcą mieć nic do czynienia z nieatrakcyjnymi mężczyznami, a mężczyźni dostają cały czas błędną informację jak być atrakcyjnym. Na końcu wszystko postanawiają dać sobie ze wszystkim spokój, mają podejście po nas choćby potop, społeczeństwo jest trupem, a pozory życia zapewnia mechanizm państwa, który podtrzymywany jest przez coraz bardziej wąską grupę podatników netto, a jednocześnie wzmacnia mechanizmy które doprowadziły do powstania problemu. Chcę mieć na starość ciepłą wodę w kranie i chcę, aby moi synowie mogli mieć normalnie dzieci, aby móc cieszyć się życiem.

IW⚫: „Mężczyźni dostają cały czas błędną informację jak być atrakcyjnym”. To znaczy co, według Pana powinni robić mężczyźni, aby być atrakcyjni – zarówno dla kobiet jak i dla samych siebie?

RW🔴: Pierwszym krokiem jest zmiana założeń i postawienie na zdrowy egoizm. Należy stać się swoim własnym mentalnym początkiem. Dla tradycjonalistów od razu dodam – nie da się uratować nikogo nie ratując najpierw samego siebie, a poświęcenie bez nagrody to droga donikąd. Dla kobiet atrakcyjny jest mężczyzna posiadający własne terytorium, autonomiczny, wiedzący czego chce oraz zmierzający aby to osiągnąć. Dlatego też tak ważne jest zabicie w sobie beciaka, który uważa, że związek z kobietą jest dla niego nagrodą, gdy tymczasem w relacji, w której kobieta czuję się szczęśliwa, jej hipergamia jest zaspokojona, to on jest nagrodą.

IW⚫: Jak odpowiada Pan na zarzuty wobec ludzi red pill’u, typu: „mówisz tak, bo jesteś jeszcze młody chłopak”, „jakbyś znalazł sobie w końcu jakąś dziewczynę, to przestałbyś tak gadać” lub „ktoś kiedyś musiał Cię skrzywdzić” i inne takie? Jest w ogóle sens rozmawiania z takimi osobami?

RW🔴: Ja dostaję raczej zarzuty, że jestem już starym dziadem i mając tak siwe włosy nie wypada mi o takich rzeczach mówić🙈.

IW⚫: Czy czerwona pigułka stoi na przeciwnym biegunie w stosunku do feminizmu? Można to śmiało nazwać czymś skrajnie przeciwstawnym?

RW🔴: Czerwona pigułka to opis. Jeśli jakiś mężczyzna decyduje się w życiu na swoją naturą i męska strategią reprodukcyjną – w tym sensie to tak. Ponieważ feminizm to tak naprawdę kobiecy szowinizm na sterydach.

IW⚫: Obserwuję i widzę, że aktywność Pana czy Pani Marty Markowskiej w temacie red pill’a cieszy się od pewnego czasu sporą popularnością. Jest Pan zadowolony z odbioru waszej działalności? Spodziewał się Pan tak (w wyraźnej większości pozytywnego) feedbacku od ludzi?

RW🔴: Spodziewałem się większej fali krytyki i oburzenia. Mimo wszystko, trochę obawiam się nadmiernej popularyzacji red pilla, bo bardzo łatwo nim przestraszyć. Kobiety po pobieżnym zapoznaniu się mają wrażenie, że red pill to ataka na nie i przedstawienie ich jako złych osób, z kolei konserwatyści widzą w red pillu pochwałę degeneracji i zepsucia obyczajów. I to z kolei właśnie generuje fale hejtu. Dla konserwatystów red pill daje możliwość pokazania samych siebie jako ludzi środka, bo z jednej strony są złe feministki, z drugiej red pill, a oni mają trzecią drogę. Tak naprawdę drogę donikąd, bo chcą konserwować drugą falę feminizmu.

Roman Warszawski (pierwszy z prawej), razem z Martą Markowską i Waldemarem Krysiakiem na spotkaniu z fanami w stołecznej „Świetlicy Wolności”.

IW⚫: Obawia się Pan, że w miarę wzrostu popularności red pill’a hejt w waszym kierunku będzie przybierał na sile?

RW🔴: Niestety, bardzo łatwo na takim hejcie zrobić zasięgi. A natura social mediów wręcz zachęca do takiego działania.

IW⚫: Stawia Pan sobie jakieś red pillowe cele na najbliższy czas? Coś, co chciałby Pan osiągnąć w tym temacie i rozpowszechnianiu go.

RW🔴: Chcę po prostu dotrzeć do jak największej liczby ludzi, którzy dzięki czerwonej pigułce mogliby poprawić swoje życie. Tak czy siak, zainteresowanie red pillem będzie rosło, bo problemy stworzone przez blue pill będą narastać.

IW⚫: Bardzo dziękuję za tę rozmowę.

RW🔴: Cała przyjemność po mojej stronie.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Czytaj dalej

Inny Wymiar

„Cywilizacja życia” – recenzja

Avatar photo

Opublikowano

on

Co książka to lepsza – tak w skrócie można byłoby opisać Razprozaka i jego dzieła. To byłoby jednak zbyt proste i krótkie, tym bardziej, że ostatnie z nich traktuje o sprawie chyba najważniejszej z możliwych – ludzkim życiu.

„Cywilizacja życia” to już trzecia książka napisana przez Łukasza Winiarskiego, po Manifeście… i Tresurze… i znowu trzeba pochwalić za nią autora. Tym razem chwycił się wyjątkowo ciężkiego tematu, który co rusz powraca niczym bumerang do dyskursu publicznego – aborcji.

Jednak jak widać, pływanie i na tych wodach nie sprawia mu większych trudności. Wszystko jest w niej bardzo dobrze ułożone, do czego jestem przyzwyczajony po lekturze jego poprzednich prac. Mam tu na myśli to, że po kolei rozkładane są na łopatki praktycznie wszystkie argumenty, tzw. „strony pro-choice” – od tych, że przeciwnicy aborcji to religijni fanatycy przez te, że mężczyźni nie powinni zabierać głosu w tej sprawie czy też idiotycznych wstawek o „prawie do wyboru”. Mamy głosy lekarzy, naukowców, publicystów, od zawsze wrogów aborcji lub nawróconych proliferów. Dla każdego coś miłego.

Słusznym pomysłem było w mojej ocenie również przedstawienie innego aspektu całości – odczłowieczania ludzi. Może się on, początkowo wydawać komuś niezwiązany z aborcją, ale w gruncie rzeczy wiąże się z nim jak nic innego. Ktoś może pomyśleć: po co tu pisać o systemach totalitarnych, o najgorszych zbrodniarzach w historii tego świata, co to ma wspólnego z aborcją? Ma i to naprawdę wiele, a jeżeli ktoś dalej zastanawia się co to niech spojrzy na pierwsze zdanie tego akapitu albo jeszcze lepiej – po prostu niech przeczyta „Cywilizację życia”. Mnie na przykład bardzo zaciekawił przypadek Chrisa Wattsa i to do tego stopnia, że po przeczytaniu o nim sam zacząłem wyszukiwać informacji na temat jego sprawy, o której dotąd nie słyszałem. Kogoś takie argumenty mogą odstraszać i uważać za wyolbrzymione, ale jeśli ma chociaż trochę dobrej woli to zapozna się z przekonaniami Razprozaka i jestem przekonany, że przynajmniej w części przypadków przyzna mu rację. Cieszę się, że także zostało to zaakcentowane.

Co również charakterystyczne dla autora, w książce widzimy całą masę barwnych porównań i to takich, które trafiają w sedno. Kiedy niektóre argumenty lewaków odnośnie aborcji w pierwszej chwili wydają się faktycznie dość rozsądne i normalne to wtedy wkracza autor i od razu popisowo je zbija. Wyraźnie częściej jednak swoimi słowami lewacy po prostu się ośmieszają i to tak samo zostało ukazane (prawidłowo).

Najpierw byłem trochę rozczarowany okładką książki kiedy już ją poznałem, bo spodziewałem się jakiejś grafiki bądź rysunku nienarodzonego dziecka w łonie matki, a dostałem prosty napis z cytatem z tego, co w środku i tyle. Po pewnym czasie jednak przyzwyczaiłem się do tego, szczególnie, iż to nie ona jest tu mimo wszystko najważniejsza. To tylko ozdoba, a to co istotne znajduje się gdzie indziej.

Reasumując, trzeba powiedzieć, że ta pozycja jest praktycznie bez wad. Poprzednie lektury Razprozaka to młoty na współczesnych marksistów i lemingów, a teraz doszedł kolejny: na aborcjonistów. Niech podsumowaniem będą jego słowa z końcówki książki: „to nie człowiek decyduje o tym czym jest prawda, to prawda decyduje o tym kim jest człowiek”.

Czytaj dalej

Inny Wymiar

Inny Wywiad (X) – gość: Wojna Idei

Avatar photo

Opublikowano

on

Dzień dobry państwu w tych pięknych okolicznościach przyrody ❄️. Niedawno przeczytałem książkę autorstwa Szymona Pękali z „Wojny Idei”, która mi się naprawdę spodobała i w związku z tym, postanowiłem przeprowadzić rozmowę z samym zainteresowanym. Całość poniżej 👇. Zapraszam serdecznie 🙂.
Inny Wymiar⚫️: Sam wpadłeś na pomysł napisania książki czy to wydawnictwo Znak podsunęło Ci ten pomysł?
Wojna Idei🟣: Pomysł wyszedł od wydawnictwa. Generalnie podjąłem się tego tematu właśnie dzięki temu, że wydawnictwo zapewniało pomoc i zaplecze techniczne.
IW⚫️: Jakie to doświadczenie pisać taką pozycję? Dużo czasu Ci to zajęło?
WI🟣:Samo pisanie kilka miesięcy, kolejne kilka na korekty. Nie mam porównania czy to dużo czy mało.
IW⚫️: Co kierowało Tobą w momencie, w którym zdecydowałeś się napisać „Wojnę Idei”? To samo co podczas tworzenia kanału na yt? Porównaj obie te sytuacje.
WI🟣: Niekoniecznie to samo. Książka była zaplanowana na dotarcie do nowych przestrzeni, do których ciężko trafić z contentem YouTubowym. Ogólnie, poza usystematyzowaniem pewnych treści, chodziło w niej również właśnie o przebicie się ze swoim przekazem poza YouTubową bańkę.
IW⚫️: Jesteś zadowolony z odbioru Twojej książki?
WI🟣: Jest lepiej niż przypuszczałem. Zwłaszcza, że Polacy z reguły książek raczej nie czytają 😉
IW⚫️: Czy Twoje podejście można określić jako promocję klasycznego liberalizmu, na zasadzie: „nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie, abyś mógł to powiedzieć”?
WI🟣: Ten element klasycznego liberalizmu jak najbardziej uważam za wartościowy do promowania, zwłaszcza w Polsce, gdzie idea wolności słowa nadal jest konceptem dość egzotycznym.
IW⚫️: Słyszałeś, aby ktoś zmienił swoje podejście do dyskusji społeczno-politycznych pod wpływem tego, co przeczytał u Ciebie?
WI🟣: Tak, otrzymuję wiele takich wiadomości od widzów i czytelników.
IW⚫️: Nie sądzisz, że dobrym pomysłem byłoby zorganizowanie jakiejś ogólnopolskiej trasy w największych miastach, na których fani mogliby się z Tobą spotkać i osobiście pogadać, a przy tym rozpromować dodatkowo książkę? A może coś takiego miało już miejsce?
WI🟣: W ciągu ostatniego roku gościłem już na wielu różnych konferencjach i spotkaniach w różnych miejscach Polski, i było to zwykle połączone również z promowaniem książki.
IW⚫️: Czy planujesz napisanie kolejnej książki i, jeżeli tak, to na jaki temat?
WI🟣: Są takie plany, ale ciężko powiedzieć kiedy znajdę na nie czas. Tematu na razie nie chciałbym zdradzać.
IW⚫️: Co, zakładając, że napiszesz następną pracę zrobiłbyś inaczej niż przy debiucie?
WI🟣: Pierwsza książka była dość ogólna i poruszała się po szerokim zakresie tematów, kolejna będzie bardziej skonkretyzowana i dogłębnie pochylająca się nad jedną sferą.
Czytaj dalej

Inny Wymiar

Początki rozbicia dzielnicowego w Polsce

Avatar photo

Opublikowano

on

Rok 1138 to w historii Polski bardzo ważna data. Wtedy bowiem umiera Bolesław Krzywousty, książę państwowy od roku 1107. Był to początek, tzw. rozbicia dzielnicowego, które trwało w naszym kraju przez prawie 200 lat, o czym postaram się dzisiaj pokrótce opowiedzieć.

 

Po śmierci Bolesława, zgodnie z zasadą senioratu, która mówiła, że główną władzę ma objąć najstarszy członek danego rodu, niezależnie od jego stopnia pokrewieństwa ze zmarłym, rządy zwierzchnie otrzymał jego najstarszy syn, a więc Władysław. Poza Małopolską dostał też dla siebie Śląsk i ziemię lubuską. Jego młodszemu bratu, Bolesławowi Kędzierzawemu przypadło z kolei w udziale Mazowsze, zaś trzeciemu bratu, czyli Mieszkowi Staremu – Wielkopolska. Ponadto, Henryk otrzymał ziemię sandomierską, od której zaczęto go nazywać Henrykiem Sandomierskim, a najmłodszy syn Krzywoustego, (najprawdopodobniej pogrobowiec), Kazimierz zwany Sprawiedliwym, jako, że był jeszcze za młody na rządzenie to w jego imieniu ziemią łęczycko-sieradzką władała Salomea, jego matka.

 

Spory o władzę były podszyte po części kwestiami rodzinnymi, gdyż Władysław był synem Krzywoustego z pierwszego małżeństwa księcia ze Zbysławą, natomiast jego młodsi bracia byli dziećmi drugiej żony władcy, Salomei, która oczywiście sprzyjała swoim potomkom.

Najstarszy syn, po początkowych sukcesach, w których to pomogły mu posiłki ruskie, zaczął mieć problemy. W 1144 roku zmarła Salomea, co dla Władysława było dobrą wiadomością, lecz już w kolejnym roku został on pokonany przez braci w starciu nad Pilicą.  Również bliska jemu, a wcześniej jego ojcu osoba, czyli palatyn Piotr Włostowic miał się wypowiedzieć w kwestii tych bratnich sporów. Nie chciał on jednoznacznie poprzeć, którejś ze stron, co zirytowało najstarszego z braci na tyle, że nakazał on go schwytać, uwięzić i oślepić. To oburzyło możnych wokół zwierzchnika i zadecydowało o ich opowiedzeniu się po stronie koalicji. Nie był to koniec złych wiadomości dla Władysława, ponieważ Włostowicowi udało się ujść z Pokski i to na Ruś, gdzie przekonał dotychczasów sojuszników władcy zwierzchniego do zaprzestania wspierania go, co kompletnie osłabiło rządzącego Władysława i spowodowało jego ucieczkę do Niemiec, od której zwie się go Wygnańcem.

 

Dzięki temu, władzę zwierzchnią otrzymał Bolesław IV Kędzierzawy jednak Władysław nie zamierzał tak łatwo rezygnować z rządów w Polsce. Dopominał się o swoje w Niemczech – najpierw u Konrada, a potem u jego następcy, tj. Fryderyka I Rudobrodego (Barbarossy). Przy marszu Wygnańca i tego ostatniego na Polskę doszło wprawdzie do hołdu w Krzyszkowie, w czasie którego Kędzierzawy musiał złożyć rywalowi hołd i zobowiązać się do podróży do Magdeburga, gdzie miały być rozpatrzone racje obu stron, (do czego ostatecznie jednak nie doszło), ale jednak Władysław nie otrzymał tego, czego chciał najbardziej, czyli władzy zwierzchniej z powrotem w swoich rękach.

 

Tak właśnie rozpoczęły się średniowieczne podziały Polski. Dopiero w XIV wieku zakończył je król Władysław Łokietek.

Czytaj dalej