Connect with us

Nawiasem Pisząc

Dalej brniemy w kłamstwo, czyli taktyka mediów

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Wydawałoby się, że po tym, jak ostatnie kłamstwo TVN-u zostało zdemaskowane, lewicowe środowisko schowa się na jakiś czas w kąt, liżąc rany. Że po tym nokaucie będą w stanie jedynie powiedzieć: „Nie wszyscy, którym z dobrego serduszka pomagamy, mają dobre zamiary, ale nasze intencje są krystalicznie czyste”, ewentualnie wymyślą jakąś inną bzdurę, ale że będą dalej brnąć w to kłamstwo i wymyślać kolejne pozbawione logiki argumenty, żeby tylko podtrzymać swoje racje, tego się chyba… No dobra, wszyscy się tego spodziewaliśmy, znamy lewicę i media im sprzyjające nie od dzisiaj i doskonale zdajemy sobie sprawę, że nie ma takiego idiotyzmu, którego by nie wymyślili, żeby jakoś uzasadnić swoje manipulacje. A że przy okazji robią z siebie durniów, to przecież dla nich nie pierwszyzna, w tym są akurat doświadczeni. Kiedy zbudowana przez TVN fałszywa narracja zaczęła się sypać, wszystkie inne antypisowskie media, które bezmyślnie ją podchwyciły, starały się udowodnić, że – mimo iż policja opublikowała nagrania – prawda leży tylko i wyłącznie po ich stronie.

Etyka Hartmana

Na pierwszy plan wysunął się wybitny znawca etyki i moralności, Jan Hartman. Ten sam, który przekonywał, że w sumie to kazirodztwo to nic złego. Ten sam, który apelował do ludzi, aby nie piętnować pedofilów, bo to narusza ich prawa. I dokładnie ten, który o tragedii, jaka przydarzyła się pielgrzymom, podróżującym do Chorwacji pisał, że sami sobie winni, bo na cholerę pielgrzymek im się zachciało. Taki to wybitny autorytet moralny. I teraz też postanowił wystosować apel, bo oczywiście ma najwięcej do powiedzenia w tej sprawie, jak i w każdej innej.

Uwierzcie mi, nigdy w życiu nie pomyślałabym, że na takie bzdury może wpaść facet, który posiada tytuł profesora. Chociaż ogólnie, patrząc na poziom naszych „uczonych” zaczynam się poważnie zastanawiać, czy oni te tytuły w chipsach poznajdowali? W tym jednak przypadku bardziej skłaniam się ku myśli, że tacy jak Hartman, doskonale wiedzą, że wypisują skończone debilizmy, ale że są skierowane wobec ludzi, którzy swoją wiedzę o świecie opierają na TVN-ach, Wybiórczych i innych Onetach, doskonale wiedzą, że ci nie będą się nad niczym zastanawiać, tylko łykną wszystko. Na uwagę zasługuję tak naprawdę sam wstęp, bo cały artykuł, który zaserwował nam pan Hartman (o wielkiej odwadze i nieustępliwości nie do końca stabilnej emocjonalnie dziewczyny) może spowodować albo nudności, albo migrenę. Moją uwagę zwrócił opis „lekarka, która zdradziła panią Joannę”. Ja nie wiem, z kim szanowny filozof się na łby pozamieniał, ale jestem przekonana, że Sokrates, Platon czy Arystoteles zapłakaliby się, gdyby zobaczyli jakich przedstawicieli ma teraz reprezentowana niegdyś przez nich nauka. Pani psychiatra, która zadzwoniła na numer alarmowy miała obowiązek to zrobić, jeżeli jej pacjentka zgłosiła się do niej i zapowiedziała, że zamierza odebrać sobie życie. Nie mogła tych słów ani zlekceważyć, ani stwierdzić: „OK, pogadamy sobie jutro”. Zrobiła to, co tak naprawdę każdy człowiek – nie tylko psycholog czy psychiatra – powinien zrobić, kiedy wie, że inna osoba zamierza targnąć na swoje życie. Gdzie tu mowa o zdradzie? Raczej powiedziałabym, że nastąpiła ona z drugiej strony, bo to pani Joanna próbuje robić teraz ze swojej lekarki panikarę i oszołomkę i otwarcie twierdzi, że ta zwyczajnie kłamała, ponieważ ona jej wyraźnie podkreślała, że nic nie zamierza sobie zrobić. To teraz możemy się zastanawiać, komu bardziej opłaca się, żeby w tym przypadku mówić nieprawdę – pani psychiatrze, która nagle uznała, że jej się nudzi, więc narobi trochę problemów pacjentce i narazi swoją karierę, czy niestabilnej emocjonalnie i psychicznie dziewczynie, której mottem życiowym jest „Uj z wami, aborcja z nami”. Pomyślmy przez chwilę… Czy tylko mi się wydaje, że raczej pani Joannie, która być może miała nadzieję nakręcić kolejną proaborcyjną aferę?

Na ratunek – Maja Staśko!

Na pomoc uciśnionej Aśce ruszyła – a jakże! – Maja Staśko, która znana jest z tego, że lubi zabierać głos we wszystkich sprawach i że za każdym razem będzie to głos głupi. I o ile w przypadku Jana Hartmana jestem pewna, że on pisze te wszystkie swoje bzdury cynicznie, żeby nakręcać aferę zgodnie ze swoimi przekonaniami, o tyle w przypadku naszej „Pszczółki” mam poważne wątpliwości, bo ona akurat wydaje mi się szczerze głupiutka. Coś jak Klaudia Jachira – plecie kompletne idiotyzmy, ale naprawdę w nie wierzy. Ale też pojawiają się wątpliwości, bo za każdym razem, kiedy czytam jakiś jej tekst, nie jestem w stanie uwierzyć, że osoba, która wpada na takie pomysły jest w stanie chodzić i oddychać jednocześnie. Że nie zakrztusiła się podczas jedzenia. Albo że nie wypadła z okna, twierdząc, że identyfikuje się jako ptaszek. Ta dziewczyna za każdym razem mnie zadziwia, bo udowadnia mi, że jest jeszcze głupsza od siebie samej. Ona postanowiła ugryźć temat od innej strony. Dała spokój pani psychiatrze, która zdecydowała się spełnić swój obowiązek i wezwać służby do grożącej samobójstwem dziewczyny; ofiarę upatrzyła sobie w policji. I zrobiła to w sposób typowy dla siebie – czyli lekkomyślny. Skrytykowała bowiem policję, ponieważ jak twierdzi: Udostępnienie nagrania ze 112 przez policję i TVP to odarcie z godności, przekroczenie prywatności i zaufania. Od teraz każda osoba zwracająca się o pomoc będzie podejrzewać, że jej rozmowa zostanie publicznie puszczona. To jest śmiertelnie niebezpieczne. Pani Maja zapomniała jednak o dwóch bardzo ważnych kwestiach. Po pierwsze policja nie udostępniła tych nagrań ot tak, bo taki miała kaprys. Zrobiła to, bo niekompetentna i nierzetelna dziennikarka TVN-u zebrała informacje tylko od „poszkodowanej”, nie zaprzątając sobie głowy, aby zapoznać się z wersją funkcjonariuszy, a później na tej podstawie zrobiła materiał, który – jak się szybko okazało – z prawdą ma niewiele wspólnego. Głównie właśnie dzięki nagraniu, które udostępniono. Nie wiem, czy Maja zdaje sobie sprawę, że taka „obrona” jest zwyczajnie bezczelna, kiedy ma się świadomość, że to właśnie środowiska poglądowo bliskie Majce, rozkręcają kłamliwe gównoburze, żeby tylko dalej grzać temat aborcji, a policja jedyne, co mogła zrobić, to tylko się bronić – praktycznie była do tego zmuszona. Majeczka widocznie nie potrafi zrozumieć, że gdyby to biedne, zagubione dziewczę nie pobiegło z płaczem do mediów i gdyby te media bezmyślnie nie zmontowały materiału opartego tylko na jej zwierzeniach, to nagranie w ogóle nie wyszłoby na światło dzienne. To ich kłamstwa – które teraz dalej powiela Staśko – wpłynęły na taką decyzję. I sama aktywistka wielokrotnie w podobnych akcjach brała udział, rozkręcając sztuczne afery, bo prawo do aborcji, bo tolerancja wobec LGBT, bo klimat, bo reklama alkoholu. I wielokrotnie po takich jej akcjach okazywało się, że wcale nie ma racji, ale ona się nie zraża i broni ludzkość przed wszystkim, co jej tylko przyjdzie do głowy. Inną kwestią, na którą nasza wyzwolicielka nie zwróciła uwagi jest fakt, że policja wycięła wszystkie informacje zawierające dane wrażliwe czy stan zdrowia kobiety, która podobno chciała odebrać sobie życie. Tak naprawdę otrzymaliśmy tylko informację o tym, dlaczego policja przyjechała na miejsce i odwiozła dziewczynę do szpitala. Nie wiemy tak naprawdę, czy rzeczywiście była w ciąży.

Prawdziwy dramat czy głupi teatrzyk?

No właśnie, bo tak naprawdę ta historia od samego początku „rozjeżdżała się” w paru kwestiach. Są choćby wątpliwości, czy kobieta wzięła już tabletki, za pomocą których chciała odebrać sobie życie, czy dopiero zamierzała. Nie ma też pewności, czy faktycznie była w ciąży. Nie chcę być niesprawiedliwa, bo być może to naprawdę zagubiona psychicznie dziewczyna, która zaszła w niechcianą ciążę, pozbyła się jej w sposób, który środowisko, w którym się obracała, znało najlepiej, a po wszystkim dopadły ją wyrzuty sumienia, jakie okazały się dla niej nie do udźwignięcia. Być może. Swoją drogą trochę kłóci się to z przekonaniem pro-aborcjonistek, że syndrom poaborcyjny nie istnieje i są to kłamstwa wymyślone przez tych wrednych obrońców życia. Zastanawiam się, czy nie widzą w tym pewnej niekonsekwencji – pani Joanna mówiła prawdę, ale jednocześnie taki syndrom nie istnieje? Wracając jednak do samej dziewczyny – niestety, patrząc na jej dotychczasową działalność, bardziej prawdopodobne jest to, że po prostu zrobiła sobie swego rodzaju „performance”, bo temat ostatnio zmarłej kobiety już trochę ucichł, media przerzuciły się na pewnego wariata drogowego z Krakowa (o tej sprawie napiszę krótko: nigdy nie cieszę się ze śmierci innych ludzi, ale w takich wypadkach wolę, żeby kończyło się to w taki sposób, niż gdyby miał on zabić jakąś postronną osobę), więc trzeba było podgrzać temat, żeby znów wszyscy trąbili tylko o biednych kobietach, których prawa są notorycznie łamane. Smutne jest to, że „dziennikarze” bezrefleksyjnie łykają takie bzdury i nawet nie chce im się ich zweryfikować.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

O kilka kieliszków za dużo?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Ja naprawdę wiele jestem w stanie zrozumieć. Naprawdę – wiele. Że majówka, że dożynki, że imieniny i Bóg jeden wie, co jeszcze. Czasem się człowiek przecież zabawić musi. Józefa było. Albo Stefana. Grzegorza, Moniki czy innej Krystyny. Może nawet Marcina – chociaż to akurat w listopadzie chyba. W każdym razie człowiek ma naprawdę dużo okazji, żeby się towarzysko poudzielać. Może nawet codziennie – ale czy wypada, jeśli wraz z zabawą idą napoje wysokoprocentowe? I nie chodzi mi tu akurat o mleko.

Słaba głowa, słaby sprzęt…?

Pan Kierwiński postanowił świętować Dzień Strażaka wyjątkowo hucznie. Do tego stopnia, że przyszedł wygłosić oświadczenie z tej okazji w stanie nie do końca trzeźwym, co nie umknęło uwadze innych ludzi. Ale stanowisko jest jasne – to wcale, pod żadnym względem i absolutnie nie było tak, że on tam wszedł na scenę na****ny jak meserszmit, nigdy w życiu. No fucking way! To w ogóle są niedorzeczne podejrzenia, po prostu mieliśmy awarię sprzętu nagłaśniającego. I tylko przez to facet nie potrafił się wysłowić. Nic to, że słychać było wyraźnie, że pan Marcin zwyczajnie bełkocze. Że niektóre słowa przeciąga nie wiadomo jak długo, a innych nie jest w stanie skończyć. To była tylko i wyłącznie awaria, a nie, że szefowi MSWiA się za bardzo chlupnęło poprzedniego dnia – albo nawet tego samego. Nam pozostaje w to tylko uwierzyć. Nieszczęścia chodzą po ludziach. Już kiedyś Aleksandra Kwaśniewskiego dotknęła choroba filipińska. I kim my jesteśmy, żeby wątpić w jego słowa? Jak powiedział, tak było. Wtedy była choroba filipińska, a nie alkohol, a teraz jest awaria sprzętu nagłaśniającego. I nawet z tym, szary człowieczku, nie dyskutuj, bo pozwy pójdą. Awaria to awaria, a jeśli Ci po głowie chodzą inne myśli, to my to spokojnie, pokojowo i sądownie załatwimy – tak, żebyś myślał prawidłowo.

Niegodne działania pisowskiej Targowicy

Pan Marcin wspomniał również, że nie będzie się poddawać badaniom pod kątem stanu przeduradarowego, ponieważ część jego wyborców – nie mogąc uwierzyć, w to co słyszą – martwiło się, że może to kwestie zdrowotne, bo wiadomo przecież, że tak światły człowiek jak pan Kierwiński do kieliszka nie zagląda, a już na pewno nie wtedy, kiedy następnego dnia ma wygłosić przemówienie. Nie, nie zamierzam, bo wszystko jest w jak najlepszym porządku. Proszę mi wierzyć. Tak jak powiedziałem, był straszny pogłos z głośnika, który był niedaleko. Więc bardzo słabo słyszałem, nie wiem, czy to była też kwestia jakiegoś sprzęgnięcia mikrofonów. Zdarza się. Nie ma to nic wspólnego ze stanem zdrowia, aczkolwiek dziękuję za troskę, wszystko jest w porządku – tłumaczył – Różne komentarze były, także polityków z polskiego życia publicznego, którzy chluby mu raczej nie przynoszą. Raczej nadinterpretują tutaj fakty lub starają się uprawiać taką brudną walkę polityczną. Jak rozumiem mają coś, do czego mogą się przyczepić, ale te insynuacje są naprawdę niegodne. Jeżeli ktoś chce wykorzystywać to święto do swojej brudnej polityki, to sam sobie wystawia świadectwo. No i spoko, jasna sprawa. Tylko czy takie samo świadectwo wystawił sobie Roman Giertych, który od razu znalazł winnego całego zajścia?

To nie my, to PiS!

Tak tylko pytam, bo Romek pisał coś o pisowskiej targowicy i chciałabym wiedzieć czy tekst: Nazwisko dźwiękowca, który obsługiwał dzisiaj najbardziej chciałbym poznać. #PiStoTargowica nie jest przykładem wykorzystywania tego smutnego incydentu do uprawiania brudnej polityki? Mam wątpliwości, bo skoro pytania zwykłych ludzi, czy poseł Kierwiński na pewno był w pełni sił podczas swojego przemówienia, są przejawem brudnej polityki, to czym innym jest sugestia, że ktoś z PiS-u (a być może sam Kaczyński!) przełączał po kryjomu różne kabelki, żeby pan Marcin brzmiał tak jak brzmiał? W każdym razie, pan Giertych otrzymał odpowiedzi, że odpowiedzialnymi za całą tą sytuację mogą być Jack Daniels albo Johnny Walker. Śledztwo trwa! Poszukiwani się nie wywiną, nie ma bata. Niech no tylko pan Roman pozna miejsce przebywania obu żartownisiów, to im da do wiwatu. Podpowiadam, że poszukiwania można by było zacząć od jakichś sklepów monopolowych.

Choroba przenoszona drogą kropelkową

Pan Kierwiński postanowił jednak opublikować na swoim Twitterze dowody na to, że podczas swojego przemówienia był trzeźwy jak świnia i przedstawił wyniki badania alkomatem. Trochę wyglądają, jakby czternastolatek usiłował na szybko przepisać pracę domową, bo mogliśmy w nich przeczytać:

Policja: Kierwiński

Nazwisko badanego: Marcin

Imię badanego: 22.08.1976 r.

No, spoko, bardzo wiarygodne. Nie pozostawia już żadnych wątpliwości. Ja podejrzewam, że jak pan Kierwiński chuchnął, to od razu wzięło też policjanta, który miał wykonywać te badania i stąd te nieprawidłowości, ale na 100% jest tak, że pod hasłem „Policja” należy wpisać nazwisko, pod hasłem „Nazwisko” swoje imię, a pod imieniem datę urodzenia.

Albo to, albo poseł Kierwiński faktycznie przez kilka godzin przed wystąpieniem nie wylewał za kołnierz. I przypadkowo policjant, który wykonywał badania również. Ale w to żaden z nas nigdy nie uwierzy, prawda?

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Bezgraniczna tolerancja odebrała Polakowi życie?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Pewnie słyszeliście, że 39-latek polskiego pochodzenia zginął tragicznie w Szwecji. Mikael Janicki został zastrzelony przez młodociany gang, prawdopodobnie narkotykowy. Tej informacji w polskich mediach się nie unika. Przypadkowo jednak pomija się kwestię, kim są w zdecydowanej większości są członkowie tego gangu. Pewnie Szwedzi, bo gang ze Szwecji, prawda? Otóż właśnie nieprawda.

Europejczycy z Bliskiego Wschodu

Szwedzka policja aresztowała dwie osoby zamieszane w tę sprawę. To byli nastolatkowie – Yassim Z. i Nassim B. Imiona mało szwedzkie, prawda? Wygląd też raczej nie wskazuje na rdzennych Europejczyków. Obaj odmawiają jakichkolwiek zeznań. Nie wiemy więc, kto nacisnął za spust – być może jeden z nich, ale prawdopodobnie była to grupa trzech-czterech mężczyzn i bezpośredni sprawca zdążył uciec. Jeżeli ktoś z Was ma jakiekolwiek aktualniejsze wieści, bardzo proszę o komentarz – dołączę ją do tekstu. Wygląda na to, że sporą część gangu, którego członkowie zdecydowali się strzelić Polakowi w głowę, stanowią Libańczycy i Syryjczycy. Mamy kolejną przesłankę ku temu, żeby twierdzić, że to niekontrolowana imigracja stanowi główną przyczynę wzrostu przestępczości w Szwecji. Ciężko mi zrozumieć, dlaczego niektórzy są tak zamknięci na prawdę. Janicki zginął w dzielnicy o nazwie Skorholmen, która – delikatnie pisząc – nie należy do najbezpieczniejszych. Piotr Zychowicz wspominał wypowiedź mieszkanki tego osiedla (też o polskich korzeniach), która potwierdziła, że dzieje się tam źle. I że ma takie myśli, że równie dobrze, to ona mogła stracić życie z rąk młodocianych gangsterów.

Ofiara w imię bezpiecznej Szwecji

Mikael Janicki słynął z bardzo obywatelskiej postawy. Wielokrotnie informował policję o łamaniu prawa przez gangi młodocianych. Tego nieszczęśliwego dnia miał zwrócić uwagę grupce młodych mężczyzn, wywiązała się sprzeczka, po której padł strzał. Nie wiadomo, co było konkretnym powodem, być może Janicki zauważył, że handlują narkotykami. Raczej na pewno nie zaczepiał ich bez powodu. Żona zabitego opowiadała, że mąż wielokrotnie mówił jej, że chciałby, aby ich syn wychowywał się w bezpiecznym miejscu. Syn, z którym szedł wtedy na basen i który był świadkiem zabójstwa własnego ojca. Chłopak ma dwanaście lat. Trauma na całe życie. Ale znowu – nigdzie nie znalazłam info o jego zeznaniach. Bardzo możliwe, że dzieciak zwyczajnie jest w szoku, a może po prostu policja nie udostępnia większości informacji dla dobra śledztwa. Trzeba czekać. Oczywiście, Szwedzi są zszokowani brutalnością i bezsensownością tej zbrodni, ale chyba już powinni się przyzwyczaić do takich i innych przestępstw. Praktycznie co chwilę słyszy się o zbiorowych gwałtach, morderstwach czy pobiciach właśnie w Szwecji. Chociaż oczywiście nie tylko tam – dziwnym trafem z podobnym problemem zmagają się na przykład Niemcy i Francuzi. Widzimy tu pewien wspólny mianownik, ale oczywiście nie jest to wina niekontrolowanej imigracji. Broń Boże. Ot, po prostu, dzieje się i nikt nie wie, dlaczego.

Bezradność rządzących

W Szwecji rządzi Umiarkowana Partia Koalicyjna, która określa się jako liberalno-konserwatywna i jest krytyczna wobec przyjmowania nielegalnych uchodźców. Bardzo utrudnili możliwość uzyskania obywatelstwa i ograniczyła przypływ ludzi, zwłaszcza z Bliskiego Wschodu. Nie bardzo jednak mają pomysł, co zrobić z bezrobotnymi inżynierami i chirurgami, którzy nie mogą znaleźć pracy ze względu na wszechobecny rasizm, więc handlują narkotykami. I to będzie problem na wiele, wiele lat, bo to już jest kolejne pokolenie migrantów. Ze szwedzkimi obywatelstwami. I radź tu sobie, obywatelu, bo Twoje poprzednie rządy chciały być tolerancyjne i mieć dobre serduszka. Donald Tusk na szczęście zapowiedział, że Polska nie zgodzi się na przymusową relokację i nikogo przyjmować (czyli po prostu będziemy płacić, hurra…!), ale ja mam wątpliwości, czy się z tego cieszyć. Patrząc na prawdomówność premiera wolałabym chyba, żeby przekonywał, że ich przyjmiemy.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Polsko – niemieckie barwy

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Słyszeliście pewnie aferę z nowymi strojami polskich olimpijczyków, którzy w sierpniu będą walczyć o medale? Ogólnie ani ładne, ani polskie. Ludzie oburzyli się, że ubrania szyła niemiecka firma, a nie polska – i słusznie, zwłaszcza że marka 4F szyje naprawdę ładne sportowe stroje. Sama kupiłam sobie olimpijską bluzę w ich wykonaniu (zdaje się, że z 2016 roku – bardzo podobały mi się te srebrne orły na plecach <3 ). Wygodne, ładne, dobrze leżą. Nie ma się do czego przyczepić. Stroje zaproponowane przez niemiecki Adidas są… no, są. I tyle dobrego można o nich napisać.

Kontrowersyjny wybór

Ani to kolorystycznie nie pasuje, jakieś inne kolory wklejone byle gdzie i nie wiadomo po co, napis „POLSKA” sprawiał wrażenie, jakby był napisany jakimś mazakiem, bo albo skończyły się fundusze, albo Niemcom się nie chciało. Co się będą przepracowywać na jakąś tam reprezentację Polski, prawda? Na szparagi jeździć i zbierać, a nie na Igrzyska medale zdobywać, w dupach nam się poprzewracało od tego dobrobytu! Dobra, ale bez żartów. Ogólnie jakąś wielką fanką Adidasa nie jestem, wolę Nike, a najchętniej właśnie 4F, ale firma jak firma, mają lepsze albo gorsze propozycje. Ta była gorsza i dziwię się, że została zaakceptowana przez PKOl. Inną sprawą jest historia tej marki, bo jest ona jedną z tych związanych z Adolfem Hitlerem i NSDAP. @lemingopedia napisał więcej w tym temacie na swoim FB, polecam się zapoznać. Cóż, jeśli świat postanowił dać szansę Niemcom na przeżycie i odbudowanie, to nie ma się co dziwić – większość z tych najstarszych niemieckich firm przed laty, które do tej pory istnieją, było w jakiś tam sposób powiązani z partią kanclerza Hitlera. Bardzo często zresztą firmy, zwłaszcza te wielkie, przechodzą z ojców na synów, ale już nie zdążyłam sprawdzić, jak było konkretnie w tym przypadku. Nie jest to zresztą specjalnie istotne.

Oczywiście na Polski Komitet Olimpijski i nasz nie-rząd spłynęła fala krytyki, bo mieliśmy ładne, schludne, dobrze leżące i skromne stroje, a teraz mamy dresy, których nikt szanujący się by nie założył nawet w latach 90-tych. 😛 I, oczywiście, PKOl zawalił, że je w ogóle zaakceptował. Teraz tłumaczą się, że zależy im na sportowcach i ich wygodzie i dlatego wybrali właśnie Adidas. Zaraz mi na czole kaktus wyrośnie, bo osobiście uwielbiam Igrzyska Olimpijskie, na letnie zawsze biorę sobie wolne w pracy (tak, to jest ten poziom obsesji), więc sporo się naczytałam o tej dbałości o wygodę i interesy naszych reprezentantów. Ale, zostawmy to, mnie się ten strój nie podoba. Jednak byłabym ostrożna w oskarżaniu naszego nie-rządu o to, że ledwo się dorwali do władzy i już od razu dają Szwabom zarabiać. Mimo wszystko weźmy pod uwagę fakt, że dzisiaj te stroje zostały dopiero zaprezentowane. Najpierw musiało pójść zamówienie, wstępny projekt, wykonanie, akceptacja, a potem jeszcze organizacja hali na oficjalną prezentację. Adidas jest firmą, która ubiera wiele krajów, więc na pewno nie zrobili od ręki. Może się więc okazać, że to nie nasz nie-rząd zdecydował się na Adidasa, ale poprzednia władza. Decyzja głupia, nieuzasadniona i zwyczajnie smutna – i tak, bardzo wiele może wskazywać na to, że spowodowana otwartą proniemieckością Donalda Tuska, bo od początku kadencji tego rządu słyszymy tylko o decyzjach, które byłyby korzystne dla nich, a nie dla nas – ale, biorąc pod wszystkie fakty, być może za tę konkretnie „dobrą zmianę” nie odpowiada akurat Tusk i jego ekipa. Nie mogłam znaleźć, kto i kiedy zaakceptował projekt Adidasa – w tej chwili wyskakują mi tylko informacje o oficjalnej prezentacji – więc nie jestem Wam w stanie napisać na 100%, który rząd podjął taką decyzję.

Tomasz Lis w formie

Ale, nie byłabym sobą, gdybym się do kogoś nie przypierdzieliła, więc zacytuję Wam wpis Tomasza Lisa na Twixie:

Ładne te stroje naszych reprezentantów. I fajne jest to, że niemiecka firma przygotowuje dla polskich sportowców stroje nawiązujące do pięknej historii polskiego olimpizmu.

Aha, aha. Nie wiem, co jest jakoś specjalnie fajnego w tym, że to nie polska, a niemiecka firma przygotowała te stroje. Nie potrafię znaleźć pozytywów, zwłaszcza że 4F sroce spod ogona nie wypadli i naprawdę szyją piękne stroje. Być może Lis poleciał na ogólnej tendencji w Internecie, że Tusk – jak to Tusk – zatrudnił firmę niemiecką, a kiedy być może dokopiemy się do informacji, kiedy i kto zamawiał te stroje i (jeśli okaże się, że to jednak PiS), to opublikuje stosowny wpis, w którym skrytykuje taką decyzję i stwierdzi, ze to skandal i że on – jako (ekhm, ekhm) – Polak jest oburzony. Nie wiem jednak, w którym miejscu on widzi nawiązania do polskiego olimpizmu? To są te czarne wstawki w innych, niż nasze barwy, kolorach? Nie widzę tego nawiązania, ale dostrzegam trochę nawiązań do polsko – niemieckiej historii:

Biały – symbol niewinności

Czerwony – przelana krew (właśnie tych niewinnych ludzi)

Czarny – może to jakieś nawiązanie do żałoby?

A, i jeszcze fakt, że czarny, biały i czerwony to barwy Niemiec, a konkretnie Cesarstwa Niemieckiego, flagi III Rzeszy do 35. roku oraz III Rzeszy aż do jej upadku.

Tak więc reparacji nie będzie, bo nie ma za co, ale trochę nam przykro, więc macie czarne kolory na Waszych biało-czerwonych barwach i sami sobie zinterpretujcie, o co nam chodzi. „Tyle od nas! Dzięki za przelew! Bajo!”. M. P.S.: Wrzuciłam zdjęcie projektu 4F, bo po co macie brzydotę oglądać? 😉

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej