Connect with us

Nawiasem Pisząc

Zaszczucie człowieka po lewicowemu

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Ja wiem, że wielokrotnie pisałam Wam, że wydawało mi się, że lewica osiągnęła już swoją granicę absurdu, a oni za każdym razem mnie zaskakują. Teraz też mnie zaskoczyli i – kiedy trafiłam na informacje o problemach Szymona Marciniaka, bo ośmielił się spotkać ze Sławomirem Mentzenem – zastanawiałam się, czy to nie fejk, bo naprawdę podważa to wiarę w wolność i prawo człowieka do posiadania własnych poglądów. Niby wiem, że ci ludzie od dawna próbują niszczyć każdego, kto nie idzie z nimi w jednym szeregu – ot, choćby ataki na J.K. Rowling – ale wydawało mi się, że nie miało to aż tak negatywnych konsekwencji. Zdaję sobie sprawę, że autorka cyklu o Harry’ym Potterze nie była z tego powodu zapraszana na wiele gal, ale umówmy się – wciąż ma milionowe zasięgi, jej książki dalej są wydawane, a ona sama w dalszym ciągu ma kupę szmalu. Chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby obawiała się o własne życie, ale mimo wszystko – to są działania poza prawem, Rowling może spokojnie zgłosić to na policję i nikt z tego tytułu nie powinien być oburzony. Z drugiej strony wiem też, że i mnie wielokrotnie grożono, że zgłoszą moje poglądy do pracodawcy (tyle że ci ludzie nie połapali się, że na FB mam wpisaną nazwę byłej firmy, w której pracowałam na samym początku mojej pracy zarobkowej przez kilka miesięcy jakieś dziesięć lat temu i nawet nie wiem, czy ona dalej istnieje). Jestem też świadoma tego, z jakimi problemami boryka się autor bloga „To tylko teoria”, który sam mówi, że możliwości zarobienia pieniędzy są mu regularnie blokowane i utrzymuje się (oraz może pozwolić sobie na niezależność) w dużej mierze dzięki wsparciu widzów. Były to jednak problemy bardziej lokalne, a osoby dotknięte próbą „wykasowania z opinii publicznej” dalej działają. Tutaj mamy do czynienia z aferą na cały świat, która faktycznie mogłaby złamać facetowi karierę. I to za co? Za to, że ośmielił się spotkać ze Sławomirem Mentzenem, i to na imprezie czysto biznesowej, nie mającej – według jej organizatora – żadnych konotacji politycznych. A nawet gdyby tak było – każdy człowiek powinien mieć prawo do własnych poglądów, tym bardziej, że Konfederacja jest LEGALNĄ partią, która według sondaży ma ok. 10% poparcia i jest trzecią albo czwartą siłą polityczną w Polsce. Celebrytom, aktorom, ba, nawet dziennikarzom, którzy otwarcie optują za „jedyną słuszną partią”, czyli Platformą, nic się nie dzieje. Wtedy można, teraz jest źle.

Zbudujmy nagonkę na kłamstwie

Donos na Marciniaka złożyło stowarzyszenie „Nigdy więcej”, które na swojej stronie opisuje się jako walczące z dyskryminacją. Przepraszam bardzo, ale to, co teraz robią, to jest czysty przejaw dyskryminacji właśnie. To jest próba zaszczucia człowieka, bo im się wydaje, że ma jakieś tam poglądy. Ponieważ ośmielił się spotkać z innym gościem, którego uparli się nienawidzić, bo też im się coś wydaje. Na konferencji biznesowej Everest, a nie trasie czysto politycznej „Piwo z Mentzenem” (tak jakby ta druga opcja była czymś złym, ale staram się podkreślić absurd całej sytuacji). A jak argumentowali swoją decyzję o próbie zniszczenia Marciniakowi życia? Ano, z powodu tzw. „piątki Konfederacji”, której znaczenia lewactwo do tej pory nie załapało. Lider 'Nowej Nadziei” wykrzyczał kiedyś: Nie chcemy Żydow, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej. Miało to miejsce, podczas któregoś wykładu ze strategii politycznej i, rzecz jasna, zostało wycięte z kontekstu. Takie słowa padły jako wyjaśnienie, że każde ugrupowanie powinno mieć jak najgłośniejsze hasła, aby mogło zaistnieć na scenie politycznej. To hasło było tylko przykładem. Jak widać chwyciło – jest głośno. Chociaż pewnie nie w tym kontekście, na jakim Mentzenowi zależało. I podejrzewam, że nie spodziewał się, ani tym bardziej nie było jego zamiarem, że to zdanie posłuży kiedyś jako pretekst do zaszczucia człowieka, który osiągnął sukces, dzięki własnej, ciężkiej pracy. Polityk, oczywiście, próbuje teraz pomóc sędziemu piłkarskiemu, ale facet tak czy inaczej musiał tłumaczyć się przed UEFA. Żeby było śmieszniej lider partii jest bardziej kojarzony z postulatami ekonomicznymi, niż ideologicznymi i poza tym słynnym już wystąpieniem, nie rzuca tekstów o Żydach, gejach czy kimkolwiek innym. To jest, moi drodzy, afera tak absurdalna, że nawet nie wiem, jak to racjonalnie opisać. Jeden facet spotkał się z innym i pewnie – o, zgrozo – podał mu rękę! To jest jeszcze bardziej niskie, niż przerzucanie się nawzajem zdjęciami przez dwie główne partie polityczne, bo któryś z ich przedstawicieli podał kilka lat temu rękę rosyjskiemu dyplomacie. To jest zwykła szczujnia. Lubią w ten sposób określać Telewizję Polską, a sami, co teraz robią?

Podejrzane autorytety

A bo, właśnie, może warto napisać, czym w ogóle jest Stowarzyszenie „Nigdy więcej”. Na swojej stronie opisują się w sposób następujący: Naszym celem jest przeciwdziałanie rasizmowi, neofaszyzmowi, ksenofobii i dyskryminacji. Na stronie można zapoznać się m.in. z elektroniczną wersją magazynu „NIGDY WIĘCEJ” oraz efektami monitoringu zdarzeń o charakterze rasistowskim i ksenofobicznym „Brunatna Księga”, dowiedzieć się o naszej działalności w ramach kampanii „Wykopmy Rasizm ze Stadionów”, „Muzyka Przeciwko Rasizmowi” i „R@cism Delete”, a także skorzystać ze zbiorów Czytelni i archiwum materiałów multimedialnych. Czyli, czytając między wierszami, są to ludzie, którym do tej pory raczej nic się nie udawało, Bo czy ktokolwiek się przejął wpisaniem do „Brunatnej księgi”. Nikt, bo nie niosło to za sobą żadnych poważnych reperkusji, jedynie uśmiech zażenowania na twarzy. Na pewno nie przejęła się Monika Jaruzelska, która została tam wpisana, bo ośmielała się robić wywiady również z przedstawicielami prawicy i, co gorsza, dopuszczać ich do głosu. Z tego, co pamiętam, trafiła tam po rozmowie z Krzysztofem Bosakiem, ale jej gośćmi byli też inni prawicowi politycy i publicyści. No i nic się nie stało – obśmiała się Jaruzelska, obśmiał się cały polski Internet, ona sama dalej publikuje swoje rozmowy na YouTube i w dalszym ciągu ma milionowe zasięgi. Musiało być to nie w smak członkom Stowarzyszenia, dlatego podejrzewam, że teraz celebrują swój „sukces”. W każdym razie „Nigdy więcej” zdążyło się już wcześniej poważnie skompromitować, bo przyznali tytuł „Antyfaszysty Roku” Simonowi Molowi, kameruńskiemu poecie. Jego największą zasługą był jego kolor skóry, bo raczej nie fakt, że… świadomie zarażał wirusem HIV swoje partnerki seksualne. Jego głównym celem były dziewice, czyli najmłodsze i najbardziej naiwne dziewczyny. Chociaż pewnie nie aż tak naiwne, żeby pójść do łóżka z facetem zarażonym HIV, więc tę – mało istotną według niego – informację pomijał. Gratuluję autorytetów. Skoro już o tym mowa, to warto zwrócić uwagę na kolejny przykład hipokryzji skrajnej lewicy. Co z tego, że Szymon Marciniak jest przede wszystkim bardzo dobrym i powszechnie szanowanym sędzią, skoro miał czelność spotkać się z Mentzenem? Za to Simon Mol jest czarny, pisze wiersze i walczy o nielegalnych uchodźców, a to, że przy okazji świadomie zaraża kobiety HIV-em, to już oj tam, oj tam. Priorytety!

Upokorzenie polskiego arbitra

I w sumie wszystko byłoby tylko i wyłącznie śmieszną ciekawostką, gdyby nie to, że UEFA potraktowała sprawę bardzo serio i Polak mógł stracić możliwość sędziowania finałowego meczu Ligi Mistrzów. Poważnie traktujemy zarzuty wobec Szymona Marciniaka dotyczące jego obecności na spotkaniu skrajnej prawicy. Po pierwsze nie „skrajnej prawicy”, tylko biznesowe, po drugie nic was to nie powinno interesować. Nawet jeśli „brzydzicie się”, jak sami pisaliście w oświadczeniu, ideami Konfederacji i postawą Marciniaka, który rzekomo ma wspierać „skrajną prawicę”, to dopóki nie łamie prawa – wara! No, ale jak jakiś zlewaczały wypierdek, pisze: Jesteśmy zszokowani i zbulwersowani publicznym skojarzeniem Marciniaka z Mentzenem (sami go sobie skojarzyliście – przyp. M.) i jego odmianą toksycznej, skrajnie prawicowej polityki. Jest to niezgodne z podstawowymi wartościami fair-play (ale za to zgodne jest zwolnienie piłkarza, bo jego żona – osoba niezależna i z własną wolą – ironicznie napisała na mediach społecznościowych „Nike LIves Matter”, w czym miała według mnie sporo racji – przyp. M.), takimi jak równość i szacunek. Wzywamy sędziego do uznania swojego błędu. Jeśli tego nie zrobi, uważamy, że URFA i FIFA powinny wyciągnąć konsekwencję. Autorem tego donosu jest – tym razem nie Lech Wałęsa, ale Rafał Pankowski, współzałożyciel ośmieszonego stowarzyszenia. Oczywiście, kiedy tylko wspomni się o rasizmie, to UEFA robi pod siebie, więc poważnie potraktowała oskarżenia człowieka, który bynajmniej w Polsce traktowany poważnie nie jest, dlatego Marciniak został zmuszony do napisania upokorzającego oświadczenia: Mam nadzieję, że to oświadczenie trafi do wszystkich zainteresowanych, w szczególności do osób, które słusznie były zaniepokojone i rozczarowane moim udziałem w wydarzeniu 'Everest’. Chcę wyrazić moje najgłębsze przeprosiny za zaangażowanie i wszelkie przykrości lub szkody, które mogło ono spowodować. Po głębszej refleksji stało się oczywiste, że zostałem poważnie wprowadzony w błąd i całkowicie nieświadomy prawdziwej natury wydarzenia. Nie wiedziałem, że było ono związane z polskim ruchem skrajnej prawicy. Gdybym był tego świadomy, kategorycznie odrzuciłbym zaproszenie. Ważne jest, aby zrozumieć, że wartości promowane przez ten ruch są całkowicie sprzeczne z moimi osobistymi przekonaniami i zasadami, których staram się przestrzegać w życiu. Mam wyrzuty sumienia, że mój udział mógł być z nimi sprzeczny – pisał Marciniak. Osobiście staram się go zrozumieć i daleko mi do oceniania kogokolwiek, bo gdyby się nie pokajał roztrzaskaliby mu karierę, jednak mam wrażenie, że to jest publiczna autokastracja. Największy jednak niesmak budzi we mnie fakt, że dorosły człowiek jest zmuszany do jakichś absurdalnych wyjaśnień i przeprosin, bo z kimś się tam spotkał.

Kłamstwo na kłamstwie

Oczywiście, większość redakcji polskojęzycznych, opisując całą tę żenującą aferę, nakłamało, ile wlezie. Po pierwsze sugerowano, że te pięć postulatów, które Mentzen ironicznie wypowiedział, jest oficjalnym programem wyborczym Konfederacji, która… jeszcze nawet tego programu nie ogłosiła, ma to zrobić w połowie czerwca. Po drugie sugerowano, że arbiter pojawił się na trasie wyborczej Mentzena, a nie na spotkaniu biznesowym, które polityk zorganizował. Dwa różne wydarzenia przecież, czy oni nie mają wstydu? Po trzecie wreszcie, dumnie ogłoszono, że Konfederacja zawdzięcza swoją nazwę… Skonfederowanym Stanom Ameryki, które miało popierać niewolnictwo. To zabawne, bo pamiętam początki tego ugrupowania i jego członkowie zgodnie twierdzili, że inspiracją ich nazwy była konfederacja barska, ale oj tam, oj tam, kto by się tym przejmował. Konfederacja to konfederacja! Dobrze, że nie stwierdzili, że to hołd dla konfederacji targowickiej, jak to wielu ich przeciwników lubi podkreślać. Przepraszam bardzo, ale to, co robicie to jawny totalitaryzm. Próbujecie zaszczuć człowieka, bo wam się ubzdurało, że jest „skrajnym prawicowcem, faszystą i rasistą”. Zmuszacie go, żeby wydał upokarzające oświadczenie, bo inaczej złamiecie mu życie. To jest dosłownie powtórka z czasów PRL-u, kiedy donoszono na ludzi za opór wobec komunistycznej partii albo nawet niewystarczające dla niej uwielbienie. I jeszcze celowo kłamiecie w swoich tekstach, żeby jak najbardziej oczernić jego samego i partię, do której należy człowiek, z którym się spotkał. To jest antyteza wartości dziennikarskich, których kiedyś jeszcze jako-tako przestrzegano. Żeby w jednym artykule zawrzeć tyle kłamstw i manipulacji, trzeba się naprawdę postarać. Żeby to potem, bez żadnej refleksji albo poczucia żenady, opublikować trzeba być całkowicie pozbawionym honoru. Ale przecież Wybiórcza pisała kiedyś o honorze, że jest to kwintesencja toksycznej męskości, to w sumie wszystko powinno być jasne. Nie macie honoru – OK. Ale że to wasze pieprzenie zyskało taki rozgłos, to się już w palę nie mieści.

I mam jeszcze ostatnie krótkie pytanie. Czy jeśli według was można próbować zniszczyć życie innym ludziom, bo – BYĆ MOŻE – mają inne poglądy, to czy ja – całkowicie nie zgadzając się z waszymi – mogę wam napluć w twarz na ulicy i, nie odwracając się, pójść dalej? Tak będzie w porządku? Do tego sprowadzacie publiczną debatę?

M.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Polsko – niemieckie barwy

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Słyszeliście pewnie aferę z nowymi strojami polskich olimpijczyków, którzy w sierpniu będą walczyć o medale? Ogólnie ani ładne, ani polskie. Ludzie oburzyli się, że ubrania szyła niemiecka firma, a nie polska – i słusznie, zwłaszcza że marka 4F szyje naprawdę ładne sportowe stroje. Sama kupiłam sobie olimpijską bluzę w ich wykonaniu (zdaje się, że z 2016 roku – bardzo podobały mi się te srebrne orły na plecach <3 ). Wygodne, ładne, dobrze leżą. Nie ma się do czego przyczepić. Stroje zaproponowane przez niemiecki Adidas są… no, są. I tyle dobrego można o nich napisać.

Kontrowersyjny wybór

Ani to kolorystycznie nie pasuje, jakieś inne kolory wklejone byle gdzie i nie wiadomo po co, napis „POLSKA” sprawiał wrażenie, jakby był napisany jakimś mazakiem, bo albo skończyły się fundusze, albo Niemcom się nie chciało. Co się będą przepracowywać na jakąś tam reprezentację Polski, prawda? Na szparagi jeździć i zbierać, a nie na Igrzyska medale zdobywać, w dupach nam się poprzewracało od tego dobrobytu! Dobra, ale bez żartów. Ogólnie jakąś wielką fanką Adidasa nie jestem, wolę Nike, a najchętniej właśnie 4F, ale firma jak firma, mają lepsze albo gorsze propozycje. Ta była gorsza i dziwię się, że została zaakceptowana przez PKOl. Inną sprawą jest historia tej marki, bo jest ona jedną z tych związanych z Adolfem Hitlerem i NSDAP. @lemingopedia napisał więcej w tym temacie na swoim FB, polecam się zapoznać. Cóż, jeśli świat postanowił dać szansę Niemcom na przeżycie i odbudowanie, to nie ma się co dziwić – większość z tych najstarszych niemieckich firm przed laty, które do tej pory istnieją, było w jakiś tam sposób powiązani z partią kanclerza Hitlera. Bardzo często zresztą firmy, zwłaszcza te wielkie, przechodzą z ojców na synów, ale już nie zdążyłam sprawdzić, jak było konkretnie w tym przypadku. Nie jest to zresztą specjalnie istotne.

Oczywiście na Polski Komitet Olimpijski i nasz nie-rząd spłynęła fala krytyki, bo mieliśmy ładne, schludne, dobrze leżące i skromne stroje, a teraz mamy dresy, których nikt szanujący się by nie założył nawet w latach 90-tych. 😛 I, oczywiście, PKOl zawalił, że je w ogóle zaakceptował. Teraz tłumaczą się, że zależy im na sportowcach i ich wygodzie i dlatego wybrali właśnie Adidas. Zaraz mi na czole kaktus wyrośnie, bo osobiście uwielbiam Igrzyska Olimpijskie, na letnie zawsze biorę sobie wolne w pracy (tak, to jest ten poziom obsesji), więc sporo się naczytałam o tej dbałości o wygodę i interesy naszych reprezentantów. Ale, zostawmy to, mnie się ten strój nie podoba. Jednak byłabym ostrożna w oskarżaniu naszego nie-rządu o to, że ledwo się dorwali do władzy i już od razu dają Szwabom zarabiać. Mimo wszystko weźmy pod uwagę fakt, że dzisiaj te stroje zostały dopiero zaprezentowane. Najpierw musiało pójść zamówienie, wstępny projekt, wykonanie, akceptacja, a potem jeszcze organizacja hali na oficjalną prezentację. Adidas jest firmą, która ubiera wiele krajów, więc na pewno nie zrobili od ręki. Może się więc okazać, że to nie nasz nie-rząd zdecydował się na Adidasa, ale poprzednia władza. Decyzja głupia, nieuzasadniona i zwyczajnie smutna – i tak, bardzo wiele może wskazywać na to, że spowodowana otwartą proniemieckością Donalda Tuska, bo od początku kadencji tego rządu słyszymy tylko o decyzjach, które byłyby korzystne dla nich, a nie dla nas – ale, biorąc pod wszystkie fakty, być może za tę konkretnie „dobrą zmianę” nie odpowiada akurat Tusk i jego ekipa. Nie mogłam znaleźć, kto i kiedy zaakceptował projekt Adidasa – w tej chwili wyskakują mi tylko informacje o oficjalnej prezentacji – więc nie jestem Wam w stanie napisać na 100%, który rząd podjął taką decyzję.

Tomasz Lis w formie

Ale, nie byłabym sobą, gdybym się do kogoś nie przypierdzieliła, więc zacytuję Wam wpis Tomasza Lisa na Twixie:

Ładne te stroje naszych reprezentantów. I fajne jest to, że niemiecka firma przygotowuje dla polskich sportowców stroje nawiązujące do pięknej historii polskiego olimpizmu.

Aha, aha. Nie wiem, co jest jakoś specjalnie fajnego w tym, że to nie polska, a niemiecka firma przygotowała te stroje. Nie potrafię znaleźć pozytywów, zwłaszcza że 4F sroce spod ogona nie wypadli i naprawdę szyją piękne stroje. Być może Lis poleciał na ogólnej tendencji w Internecie, że Tusk – jak to Tusk – zatrudnił firmę niemiecką, a kiedy być może dokopiemy się do informacji, kiedy i kto zamawiał te stroje i (jeśli okaże się, że to jednak PiS), to opublikuje stosowny wpis, w którym skrytykuje taką decyzję i stwierdzi, ze to skandal i że on – jako (ekhm, ekhm) – Polak jest oburzony. Nie wiem jednak, w którym miejscu on widzi nawiązania do polskiego olimpizmu? To są te czarne wstawki w innych, niż nasze barwy, kolorach? Nie widzę tego nawiązania, ale dostrzegam trochę nawiązań do polsko – niemieckiej historii:

Biały – symbol niewinności

Czerwony – przelana krew (właśnie tych niewinnych ludzi)

Czarny – może to jakieś nawiązanie do żałoby?

A, i jeszcze fakt, że czarny, biały i czerwony to barwy Niemiec, a konkretnie Cesarstwa Niemieckiego, flagi III Rzeszy do 35. roku oraz III Rzeszy aż do jej upadku.

Tak więc reparacji nie będzie, bo nie ma za co, ale trochę nam przykro, więc macie czarne kolory na Waszych biało-czerwonych barwach i sami sobie zinterpretujcie, o co nam chodzi. „Tyle od nas! Dzięki za przelew! Bajo!”. M. P.S.: Wrzuciłam zdjęcie projektu 4F, bo po co macie brzydotę oglądać? 😉

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

O pewnej wielkiej imprezie

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Na pewno zauważyliście, że wielu polityków odwala jakieś chore akcje. Mam subiektywne wrażenie, że częściej są to ludzie wywodzący się z nowej koalicji rządzącej, ale tu się przyznaję, że jestem dość mocno stronnicza. Ale można choćby wspomnieć Grzegorza Brauna, najbardziej prawicowego z prawaków. Zgodzicie się chyba ze mną, że akcje tych bardziej po lewej śmiało można określić mianem „cringe’u”, jak to teraz mówi młodzież. Niezwykle trafne, patrząc na to, na jakie pomysły wpadają przedstawiciele nowego nie-rządu.

Ciekawe przypadki politycznej zabawy

Mieliśmy bowiem Julię Żołędziowską, która w pewien sylwestrowy wieczór pochwaliła się w mediach społecznościowych, że usypuje sobie ściechę – konkretnie wrzuciła zdjęcie. Kiedy spadła na nią fala krytyki, tłumaczyła się, że to tylko taki żart, a tak naprawdę to przecież mąka. Ciekawe poczucie humoru. Nie do końca jej jednak wierzę, bo miewam mąkę w domu i konsystencja jest trochę inna, mniej kryształowa, ale to może inna odmiana dla nowobogackich, do której jako plebs nie mam dostępu. Był też Sławomir Nitras, który kiedyś szarpał się z posłem Kaletą, ale też zdarzyło mu się przeszukiwać torby i plecaki członków PiS-u. Niedawno stanął też po stronie Holendrów, którzy szarpali prezesa Legii, kojarzycie może tę awanturę? Szczerze powiem, że Sławka uważam za największego buca z naszego nie-rządu, zaraz obok Michała Kołodziejczaka. Któremu zresztą też niedawno przytrafiła się wpadka, bo Ukraińcy dość mocno sugerowali, że spec od rolnictwa był w stanie wskazującym, podczas niedawnej dyskusji na temat ukraińskiego zboża. I to wskazującym nie na jakiś tam alkohol, tylko na substancje nie do końca w Polsce legalne. Nie ma co wierzyć we wszystko Ukraińcom, bo znamy ich nie od dziś, ale ich słowa są bardziej wiarygodne, jeśli przypomnimy sobie zdjęcie z owego spotkania, na którym pan Michał był już pogrążony w kamiennym śnie, co może sugerować, że nastąpiło tzw. „zejście”. Przypomina mi się też Rafał Trzaskowski, który kiedyś na dyskotece zrobił awanturę, bo DJ nie puszczał jakiejś piosenki, którą wybrał, bo – zdaniem Rafała – nie wiedział, kim on jest! Aha, i oczywiście Jacek Sutryk, który napisał niepełnosprawnemu człowiekowu, skarżącemu się na kiepską pomoc MOPSu w sprawach tak prozaicznych jak codzienna toaleta, żeby mniej siedział w Internecie, a więcej się mył. Prezydent Wrocławia rywalizuje teraz w II turze wyborów prezydenckich z Izabelą Bodnar, która dała się poznać w Sejmie po okrzykach: „Go, Poland! Goooo!”. Oczywiście, na prawicy mieliśmy kontrowersyjne wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego i bójkę z policją w wykonaniu Przemka Wiplera, ale…\

Lider pelatonu

Ale ten osobisty konkurs wygrywa zdecydowanie Jacek Protasiewicz, któremu obca jest chyba maksyma: „Piłeś, nie pisz”. Jego ostatnia chora akcja była na tyle żenująca i idiotyczna, że zostawił konkurencję daleko w tyle. Bo wiecie, nie jednemu Jackowi zdarza się przesadzić z alkoholem (chociaż jemu w miarę regularnie), ale mało komu przychodzi do głowy, żeby pisać jakieś obrzydlistwa w sieci. To był bardziej etap dwunastolatka, który po raz pierwszy podwędził rodzicom pół flaszki z barku, a potem – zanim zwymiotował i stracił przytomność – uznał, że fajnym pomysłem będzie napisać, co by się zrobiło z Anią z IV b, publicznie i wulgarnie obrażać wychowawczynię, a potem zapowiedzieć koledze z klasy, że w poniedziałek go pobije. Umówmy się, to jest mniej więcej ten sam kaliber, tylko że dwunastolatek to tak naprawdę dzieciak, więc poza naganą i pasem od ojca nic mu raczej nie grozi, a Protasiewicz jest mężczyzną w kwiecie wieku, na dodatek pełniącym funkcję publiczne…. Impreza Jacka trwała trochę dłużej niż nasze, zwykłe, plebejskie, bo zaczął w sobotę, a skończył w niedzielę. Zaczął od Oskara Szafarowicza, któremu napisał: Biedaku, nawet nie wiesz, co oznacza starcie całego Parmiggiano na obiad z seniorem, bo od Ciebie chcą tylko miękkich ust… współczuję… nie! Twoje czerwone i duże wargi muszą robić karierę w PiS, nieprawdaż? Przyznam szczerze, że sama nie przepadam za młodym rycerzem PiS-u, ale spójrzcie co my tutaj mamy. Najpierw facet utrzymujący się z pieniędzy podatników obraża innego za gorszą sytuację materialną, potem sugeruje mu robienie kariery przez łóżko i homoseksualizm, a przy okazji wyśmiewa się z jego wyglądu. Wyobraźcie sobie, co by się działo, gdyby ktoś w podobny sposób odnosił się do chłopaka w makijażu i rurkach. Tutaj oczywiście afera gigantyczna też musiała być, ale odnoszę wrażenie, że bardziej ze względu na jego stosunek do Darii Brzezickiej, niż przez to, że poobrażał iluś tam ludzi w Internecie. Dziwne zainteresowanie starszego gościa wyglądem młodego studenta wydaje mi się mocno niepokojące, ale wiadomo – żeby życie miało smaczek…

Niezdrowe fascynacje

Protasiewicz w ogóle wydaje się mieć skłonności do studentów obojga płci, ale do 22-letniej, zdaje się, Darii jeszcze wrócimy. Kolejną ofiarą pana Jacka okazał się Samuel Pereira – pan wojewoda dolnośląski, koniecznie chciał wiedzieć, czy ten „bidok” dalej siedzi w wannie. Nie wiem, do czego potrzeba mu była ta informacja, ale ten człowiek wykazuje naprawdę nienaturalną ciekawość życiem seksualnym innych ludzi. Kiedy bowiem sympatyk Prawa i Sprawiedliwości odpowiedział, że nie jest zainteresowany bliższymi relacjami z Protasiewiczem, ten odpisał mu: Kijem bym opędzał… nawet gdybyś pan się starał, jak przy rozporku Kurskiego. No dobrze, ale się nie stara, więc w czym problem? Poza tym znowu – wyśmiewanie sytuacji materialnej (chociaż Pereira jako były wicedyrektor TVP chyba nie może narzekać na biedę – przynajmniej dość mocno sugerowały to swego czasu prorządowe media, publikując zarobki byłych pracowników publicznej telewizji) oraz sugerowanie niezbyt przyzwoitych zachowań. Obsesja jakaś? Chyba tak, bo pan Jacek zdaje się wiedzieć, jak wygląda przyrodzenie dziennikarza śledczego, Marcina Dobskiego: Bo z niego taki dziennikarz śledczy, jak z jego 20 cm – 20 cm! 😂 Zwykla, przeciętna fujara 🤣. Przypominam, ten człowiek był w związku z kobietą i tym również nie zawahał się pochwalić. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy pytał innych mężczyzn, czy jeszcze biorą kąpiel oraz oceniał ich penisy… Pewnej użytkowniczce Twixa napisał, że Daria Brzezicka leży jeszcze w łóżeczku, a ja przygotowuję jej kanapki i kawusię… i zaraz zaniosę do łóżeczka… Proszę nie zazdrościć, że nie nasza wina, że się w życiu poukładało… a z tej zazdrości tylko głupie tweety Pani wychodzą spod klawiatury 😉 oraz A teraz z Darią Brzezicką przygotowujemy się do niedzielnego obiadu, więc – trolle! – nie przeszkadzać!. Ale panie Jacku, przecież to pan dzwoni… Ale przynajmniej on nie rozsiada się w kuchni, kiedy żona zapierdziela to się szanuje. Powiem Wam, że to dość ciekawe, bo po wpisach pana wojewody widać, że troszkę wstawiony był i troszkę mu się paluszki plątały, ale jednak był w stanie pisać zrozumiale i nikt nie miał wątpliwości, o co mu chodziło (zachowałam ich oryginalne brzmienie, więc możecie ocenić, chociaż kilka literówek litościwie poprawiłam – przyp. m). A mimo wszystko wydawało mu się, że takie pisanie jest z jakichś powodów dosyć zabawne. W każdym razie – związek młodziutkiej studentki z prawie sześćdziesięcioletnim mężczyzną budzi pewne kontrowersje, ale ostatecznie – przestępstwa nie popełnili, dorośli ludzie mogą tworzyć takie związki, jakie im się podobają. Zresztą pani Brzezicka zapewnia o ich wielkiej miłości, więc widziały gały, co brały. Zastanawiam się tylko, czy na pewno nie przeszkadza jej to zainteresowanie partnera męskimi narządami płciowymi. Mnie by przeszkadzało, ale ja jestem nietolerancyjna. Niech się bawią, romantycy.

Tusk znowu się wściekł

W każdym razie szambo wybuchło i trzeba było zareagować, dlatego Donald Tusk odwołał go ze stanowiska wojewody. Oczywiście, media znowu pisały, że premier jest wściekły. To jest standardowe hasło, kiedy Koalicja Obywatelska coś zawali – oczywiście ma to sugerować, że szef PO o niczym nie wiedział, nie słyszał, nie maiał pojęcia – chciał, żeby było zrobione dobrze, a tutaj jakieś szkodliwe dla Polaków ustawy? Tak było przecież po ustawie wiatrakowej. Niechcący sugeruje to jednak co innego – że Tusk jest zwyczajnie mściwym i wybuchowym człowiekiem, bo kto normalny tak często się wścieka? I pewnie taka jest racja, a o te ustawy to się denerwuje, że ich autorzy nie dopilnowali, żeby jakoś ukryć te niezbyt korzystne pomysły. No i może jeszcze to, że nie jest w stanie zapanować nad tym, co wyczynia jego partia.

A Protasiewicz? Tutaj może odwyk mógłby coś pomóc…

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Podsłuchiwać to my, ale nie nas

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Konto TT/X Szymona Hołowni

W uśmiechniętej Polsce prawo działa tak, że za popełnione czyny można skazać tylko kogoś, kto się uśmiechniętej Polsce nie podoba. Często też można tego kogoś skazać, nawet jeśli nie popełnił przestępstwa, bo sam fakt, że ktoś się uśmiechniętej Polsce nie podoba jest już przestępstwem. Jeśli natomiast jesteś uśmiechniętym Polakiem – to wszystko jest w porządku. Czyli wszystko zgodnie z doktryną Neumanna: Pamiętaj: jedna zasada jest dla mnie święta, k***a. Naucz się tego, jak będziesz o czymkolwiek rozmawiał. Jak będziesz w Platformie, będę cię bronił, k***a, jak niepodległości.

Pamiętne ośmiorniczki

I tak samo sprawa ma się z podsłuchami. Pamiętacie może aferę podsłuchową, w której w rolach głównych wystąpili politycy PO, zajadający się ośmiorniczkami? Dowiedzieliśmy się wtedy o wielu mało fajnych sprawach (na przykład o tym, że to nie narodowcy uczestniczący w Marszu Niepodległości są odpowiedzialni za podpalenie budki pod rosyjską ambasadą – co do czego mało kto powinien mieć wątpliwości, ale dzięki temu mieliśmy dowody czarno na białym). Ostatecznie skończyło się dymisją części ministrów, ale dopiero po tym, kiedy Zbigniew Stonoga udostępnił publicznie wszystkie skrypty i zeznania świadków. Wcześniej Donald Tusk grzmiał, że nikogo dymisjonować nie będzie, bo polski rząd nie może zginać się przez przestępcami. A to, że nagrane tam były większe przestępstwa? Oj tam, oj tam. Wiecie, mnie zachowanie naszego ówczesnego rządu skojarzyło się z pewną hipotetyczną sytuacją – mężczyzna, widząc, że niedaleko jakiś zwyrodnialec bije kobietę i usiłuje ją zgwałcić, rzuca się jej na ratunek i przepędza napastnika, a następnie ukarany zostaje on, a nie niedoszły gwałciciel, bo podczas próby obrony wbiegł on na trawnik, na którym wyraźnie było widać tabliczkę: „Zakaz deptania”. Albo może z mniej hipotetyczną sytuacją, w której Polka nagrywała swojego niemieckiego szefa, kiedy ten krzyczał, że jest nazistą i jako nazista uważa, że powinno się wymordować Polaków. Ta druga sprawa nie ma, co prawda, wiele wspólnego z Platformą Obywatelską, poza tym, że autorem tych skandalicznych słów był przedstawiciel ulubionej nacji Donalda Tuska. Dymisja była największą karą, jaka spotkała niektórych ministrów ówczesnego rządu, poza tym sprawę zamieciono pod dywan. Wszak nic się takiego nie stało, więc nie ma co drążyć tematu.

Wszystkich ukarać!

Potem mieliśmy aferę Pegasus i tutaj szefowie również byli zgodni – trzeba ukarać wszystkich, którzy mieli z tym cokolwiek wspólnego, a najlepiej jeszcze paru innych, mimo że pojęcia o niczym nie mieli. Profilaktycznie. Tak przynajmniej wygląda praca nowo powstałej komisji w tej sprawie, która jak na razie głownie się kompromituje. Najpierw postanowiono ukarać Jarosława Kaczyńskiego, za to, że członkowie (hehe) komisji nie wypełnili swoich obowiązków i nie załatwili od premiera zgody na to, żeby prezes PiS-u mógł zdradzić tajemnice państwowe. Pomijając oczywiście fakt, że kiedy kluczowy świadek przychodzi i zgodnie z prawdą informuje, że nie może powiedzieć wszystkiego, co wie z wiadomych przyczyn, komisja powinna przerwać obrady, bo na cholerę to całe przesłuchanie, skoro wiadomo, że nie dowiemy się wszystkiego? Ale to przecież podatnik płaci, więc możemy odbębnić ten cyrk, że niby tak ciężko pracujemy. Podobny wniosek o ukaranie do Sądu Okręgowego w Warszawie został skierowany w sprawie Michała Wosia, byłego ministra, za niestawiennictwo na przesłuchanie. Później jednak okazało się, że poseł jedynie się spóźnił i miał na to cholernie dobre usprawiedliwienie – mianowicie w tym czasie CBŚ przekopywało mu mieszkanie i pokój hotelowy i, nie wiedzieć czemu, pan Woś wolał być przy tym obecny. Został jednak poinformowany przez przewodniczącą komisji, panią Srokę, że wszystko spoko, ona rozumie, jednak wniosek został już przegłosowany, więc jest jej bardzo przykro, ale czasu przecież nie cofnie. Ogólnie więcej jaj jest na razie z tą komisją, niż pożytku, bo w dalszym ciągu nie wiemy tak naprawdę nic, a zadania jej członków ograniczają się do tego, żeby jak najbardziej uprzykrzyć życie posłom PiS, a nie żeby cokolwiek rozwiązać.

Dobre podsłuchiwanie

Mieliśmy tutaj dwa przykłady, w których podsłuchiwać nie wolno. A kiedy wolno? Kiedy robi to KO, rzecz jasna! I to nawet nie tych wrednych pisiorów, ale własnych koalicjantów. „Sejmowa telewizja transmitowała zamknięte posiedzenie klubu parlamentarnego Lewicy, na którym omawiano taktykę formacji dotyczącą m.in. projektów ustaw dotyczących aborcji” – czytamy na Wirtualnej Polsce. Wiadomo, że jest to temat dla Lewicy priorytetowy (ja się w ogóle zastanawiam, czy oni pamiętają o jakichkolwiek innych swoich postulatach), więc posłowie próbowali przygotować jak najskuteczniejszą taktykę. Tak więc debatowali i debatowali, a w międzyczasie ich rozmowa była transmitowana przez sejmową telewizję – tak więc wszyscy politycy wszystkich innych partii mogli sobie całą tę gorliwą dyskusję i końcowe wnioski obejrzeć. Co na to Lewica? Oczywiście są oburzeni i interweniowali u szefa Kancelarii Sejmu, ale mleko się rozlało. Mogą co najwyżej zorganizować nowe spotkanie i wpaść na inne pomysły, bo te już wszyscy znają. I trochę się jeszcze pooburzać, bo powodów mają sporo – nie tak dawno okazało się, że byli potrzebni Tuskowi tylko po to, żeby mógł zostać premierem, a dalej to niech sobie robią osobną listę, on już nie chce. Dostali parę śmiesznych ministerstw i powinno im wystarczyć. W sumie nie będę nawet zdziwiona, jeśli Lewica dalej zostanie w koalicji rządzącej, mimo że szefostwo KO coraz wyraźniej daje im do zrozumienia, że ich rola w obecnym nie-rządzie ma ograniczyć się do słuchania i wykonywania poleceń. Jednak idee ośmiu gwiazdek są widocznie mocniejsze niż jakiś tam honor, godność i szacunek do samego siebie.

Po prostu się uśmiechajmy

Dlaczego tak sądzę? Bo Szymon Hołownia wrzucił na swojego Twixa zdjęcie z Anną Marią Żukowską, której dziękował za dobre i miłe spotkanie. Tak, tą samą Anną Marią Żukowską, która niedawno za pośrednictwem tej samej platformy społecznościowej kazała mu… szybko sobie iść z tym swoim spokojem i cierpliwością. Bo, wiecie, spokojne one już były. A teraz Szymon, bez żadnej żenady, wrzuca zdjęcie z podziękowaniami. Nie wiem, być może marszałek Sejmu chce grać na bezdomnego pieska – możesz go kopnąć w tyłek raz, drugi, trzeci, ale potem pomachaj mu kiełbasą, to on przybiegnie, będzie się łasił i może nawet jakichś sztuczek się nauczy. Wszystkie te kryzysy obecnego nie-rządu mogą sugerować, że daleko w tym składzie nie pociągną, bo oni tam są już praktycznie wszyscy skłóceni. Przecież całkiem niedawno pan Hołownia przestał być już fajnym Szymkiem i dostało mu się od jednej i drugiej stronie, że sobie nie radzi, że zwleka z tym głosowaniem na temat aborcji. Na razie ciągle są jeszcze Donkowi potrzebni, żeby sprawiać w Sejmie wrażenie, że w ogóle robią cokolwiek innego, niż swoistą vendettę wobec polityków PiSu (chociaż fajnopolakom się to chore pojęcie sprawiedliwości podoba, więc aż tak ich nie ciśnie, żeby na przykład zająć się którymś ze swoich konkretów), ale kiedy będzie wystarczająco silny, to i Hołownia, i Żukowska, i pewnie całe to towarzystwo lewicowo-trzeciodrogowe zostaną po prostu spłukani w kiblu. Trzeba trzymać kciuki, żeby może otrząsnęli się wcześniej – nie dlatego, że byłoby mi ich przesadnie szkoda (uważam zresztą, że marszałek powinien przed sądem wytłumaczyć się z paru swoich zachowań), ale im szybciej się obudzą, tym szybciej ten rząd po prostu padnie. A im szybciej padnie, tym lepiej dla Polski.

M.

Czytaj dalej