Connect with us

Nawiasem Pisząc

Współczesne „dziennikarstwo”

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Redaktorzy Onetu i WP.pl byli łaskawi wystosować oświadczenie w obronie „wolności mediów w Polsce”. Bardzo komiczne – pozwólcie zresztą, że je zacytuję: Jako redaktorki i redaktorzy naczelni największych polskich mediów deklarujemy nasze przywiązanie i poparcie dla podstawowych zasad dziennikarskich, takich jak obiektywizm, rzetelność, uczciwość i niezależność. Jesteśmy przekonani, że naszym obowiązkiem jest dostarczanie wiarygodnych informacji opartych na rzetelnych źródłach, dbając o różnorodność perspektyw. Naszym celem jest zawsze zapewnienie pełnej, zrównoważonej prezentacji faktów. W ostatnich dniach na łamach Onetu i Wirtualnej Polski zostały opublikowane teksty ujawniające próby wpływania ludzi władzy na wolność redakcji. Po licznych przypadkach z przeszłości — lex TVN, postępowaniach Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, masowo wysyłanych do polskich redakcji pozwach — to kolejne próby ograniczania niezależności polskich mediów. Nie jestem chyba osamotniona w opinii, że zwłaszcza pierwszy akapit autorstwa dziennikarzy Onetu brzmi jak niesmaczny żart.

Etyka…

Der Onet – obok Wyborczej – przoduje w skrajnie nieobiektywnych tekstach, przejaskrawiając błędy PiS-u i pomniejszając te popełniane przez PO i lewicę. Ich nagłówki notorycznie uderzają w rząd, Polskę i Kościół Katolicki. Nie wiem, gdzie oni widzą w swoich artykułach obiektywizm, rzetelność, uczciwość i niezależność. Zresztą nie są jedynym medium w Polsce z własną linią narracyjną, ciężko mi powiedzieć, czy w ogóle możemy w Polsce znaleźć dziennikarzy, którzy jakkolwiek stosują się do Karty Etycznej Mediów. A jakie zasady się w niej znajdują? Bardzo proszę:

Zasada prawdy.

Chyba nikt z nas nie ma wątpliwości, że została ona już dawno odesłana do lamusa. Nie tak dawno – w tekście dotyczącym afery Daukszewicza i Jaconia – opisałam jakich kłamstw dopuścił się TVN. Obrzydliwe łgarstwa na temat Powstania Warszawskiego czy Żołnierzy Wyklętych bez żadnej żenady publikuje Wybiórcza. Wspomniany Onet? Chociażby „fake news” o tym, że telefon Andrzeja Dudy nie był podłączony do kontaktu. Autor tego tekstu potem przeprosił prezydenta za podanie nieprawdziwej informacji – niestety tylko na TT. Bo oczywiście wszyscy, którzy przeczytali to bzdury, obserwują konto mało znanego pismaka. A kłamstwa na temat aborcji? Takich przykładów jest mnóstwo. Różnego rodzaju click-baity też można zinterpretować jako nieprzestrzeganie tej zasady.

Zasada obiektywizmu.

Tutaj nawet nie będę się rozpisywać, bo wszyscy wiemy. TVP kocha rząd, TVN Platformę. Praktycznie wystarczy przeczytać kilka pierwszych wersów tekstu, albo obejrzeć kilka minut jakiegoś programu informacyjnego, żeby zorientować się, jaka jest linia narracyjna każdego portalu czy stacji. To jest chyba najczęściej łamany punkt całej Karty. On jest dosłownie regularnie gwałcony.

Zasada oddzielania informacji od komentarza.

Kolejna rzecz regularnie pomijana. W zasadzie WSZYSTKIE artykuły, jakie czytam są właśnie osobistymi komentarzami ich autora, a nie przekazaniem wiadomości. Najbardziej rażące artykuły są pisane chyba przez OKO.press (to oczywiście moja osobista opinia), ale prywatne przekonania są wplatane – w mniejszym bądź większym stopniu – przez niemal każdego dziennikarza. Oni się zresztą wcale nie krępują. A potem piszą bezczelne oświadczenia, jak to szanują etykę dziennikarską, albo bronią „wolnych mediów”, które dokładnie taką samą taktykę stosują.

Zasada uczciwości.

To jest praktycznie to samo, co zasada prawdy. Dziennikarz ma obowiązek sprawdzać wiarygodność otrzymanych informacji i przekazać je zgodnie ze stanem swojej wiedzy na dany temat. Jeżeli okaże się, że podane przez niego informacje są błędne – powinien napisać sprostowanie. Tymczasem wszyscy wiemy, jak to wygląda. Taki TVN ani razu nie odniósł się do swoich nieprawdziwych reportażów o tym, że paru nastolatków jeździło wokół pomnika smoleńskiego, a nie na nim (nawet po opublikowaniu nagrań przez policję), oczywistej nieprawdy o zgwałconej czternastolatce, której każda klinika ginekologiczna odmawiała aborcji też nie znaleźli czasu, żeby sprostować i dał wiarę zapewnieniom pani od Ibrahima, że ona wie, że opowiedziana przez nią historią jest prawdziwa, bo Ibrahim jej tak powiedział. I co? I nic.

Zasada szacunku i tolerancji.

Umówmy się – większość publikacji ostro atakujących Kaczyńskiego, PiS, narodowców czy postacie historyczne (ot, na przykład Romana Dmowskiego) z szacunkiem i tolerancją nie ma nic wspólnego. Po drugiej stronie nie jest zresztą lepiej, co trzeba uczciwie powiedzieć. Przeciwnie – większość redaktorów wychodzi chyba z założenia, że im mocniej będzie nawalała w nielubianą przez siebie opcję polityczną, tym lepiej. Zbigniew Hołdys, który też próbuje swoich sił dziennikarskich napisał na łamach Newsweeka: „Kaczyński to **uj”.

Zasada pierwszeństwa dobra odbiorcy.

Cóż, wydaje mi się, że wzbudzanie paniki nie jest działaniem na rzecz dobra odbiorcy. A przypomnijmy sobie, jak było po wybuchu rakiety w Przewodowie… Media celowo podsycały emocje, usiłując wzbudzić jak największy strach w ludziach, bo doskonale wiedzą, że przerażeni ludzie będą bardziej skorzy do wchodzenia w artykuły. Im jednak zależy przecież tylko i wyłącznie na klikalności. Dlatego nawet nie bawili się w konwenanse, pisząc takie tytuły, jak: „Radzieckie rakiety w Polsce. Czy to początek wojny?” albo „Rosjanie zaatakowali Polskę”. Pandemię też radośnie wykorzystali do straszenia ludzi, pisząc o „śmiercionośnym” wirusie. Niedawna sprawa z nową, tajemniczą chorobą kotów również okazała się dla nich świetną okazją do wzbudzenia jak największego niepokoju wśród właścicieli tych czworonogów, celowo pomijając informacje o faktycznej skali tego zjawiska. W jednym artykule czytałam nawet o wirusie, który „dziesiątkuje” koty. W rzeczywistości potwierdzonych przypadków było raptem kilkanaście. Widziałam również bardzo szkodliwe dla młodych kobiet artykuły, dotyczące śmierci 27-letniej Anastazji w Grecji, opowiadające, że dziewczyna ma prawo pójść sama na drinka i nosić kuse sukienki i nikt nie może jej tknąć. Owszem, jest to prawda – ale warto chyba podkreślić, jak powinna się zachować, żeby losu Polki nie powtórzyć. Jestem przekonana, że powtarzanie tekstów, że mężczyźni z Bliskiego Wschodu są tacy sami, jak Europejczycy, a nawet lepsi, pomijanie wiadomości o tym, jak ci „uchodźcy” zachowują się w państwach Europy Zachodniej czy wzbudzanie fali współczucia do ludzi, którzy usiłują przedrzeć się przez naszą granicę też nie pozostało bez wpływu. Rozsądna kobieta wie, że nikt nie ma prawa zrobić jej krzywdy, ale zdaje sobie też sprawę, że są ludzie, którzy prawem się nie przejmują i zachowuje się tak, żeby im roboty nie ułatwiać. O zachęcaniu do zdrady partnera czy prostytucji już wielokrotnie pisałam.

Zasada wolności i odpowiedzialności.

Tutaj napiszę już krótko – dziennikarze bardzo chętnie wspominają o tej „wolności” (inna sprawa, że wolne media nie istnieją – jedne są „pilnowane” przez rząd, inne, te najgłośniej na ten temat krzyczące, przez zagraniczne korporacje), ale o odpowiedzialności już niestety nie pamiętają. A jedno przecież wynika z drugiego.

… i warsztat

Powodów, dla których dzisiejsze teksty, masowo produkowane przez różnego rodzaju portale, bardziej przypominają „Fakt” czy „Super Ekspress” sprzed dwudziestu lat jest więcej. Tytuły, często wprowadzające w błąd lub jawnie grające na ludzkich emocjach (ot choćby powtarzające się „To, co zrobił chwyta za serce”) dawniej zarezerwowane dla wspomnianych tabloidów to teraz norma. Naprawdę przy tego rodzaju tytułach słynne „Nie śpię, bo trzymam kredens” nagle przestaje być tak idiotyczne. Oczywiście ordynarne click-baity również są na porządku dziennym. Jako fanka sportu często śledzę artykuły o tej tematyce i ZAWSZE, kiedy artykuł mówi o ważnej decyzji dotyczącej jakiegoś zawodnika, artykuł ozdobiony jest zdjęciem innego, o wiele bardziej znanego. I tak jest dobrze, kiedy dany sportowiec będzie widoczny gdzieś w tle, ale ostatnio do artykułu o braku powołania na kolejny turniej Ligi Narodów dla Karola Butryma dołączyli zdjęcie… Bartosza Kurka i Łukasza Kaczmarka. Jestem przekonana, że powodem coraz słabszej jakości polskiego dziennikarstwa jest fakt, że z gazet przeniósł się on właśnie do sieci. Gazeta – wiadomo – miała określoną pojemność, więc reklamy były w niej ograniczone. Teraz takiego problemu nie ma, więc dziennikarze produkują te teksty masowo (co również odbija się na ich poziomie – redaktorzy naczelni już w ogóle nie przejmują się korektą), chociaż ich wartość informacyjna jest… żadna. W gazecie obowiązywała zasada istotności danej informacji. Te najważniejsze należało dawać na sam początek, a potem każdy kolejny akapit zawierał te mniej ważne. Działo się tak dlatego, że redaktorzy naczelni często „ucinali” artykuły (właśnie ze względu na ograniczoną pojemność gazet i pism) i robili to właśnie kasując ostatnie akapity. Teraz, żeby dokopać się do interesujących nas informacji, musimy przekopać się przez całą ścianę tekstu (bo – wiadomo – im dłuższy, tym więcej reklam da radę tam wcisnąć). Kiedy na przykład sprawdzam sobie termin meczów naszych siatkarzy czy Igi Świątek autor tekstu zawsze musi upewnić się, czy pamiętam dotychczas rozegrane mecze, opisując ich streszczenie. Ale hitem był pewien artykuł, na który weszłam, szukając właśnie konkretnych przykładów do tego felietonu z lat wcześniejszych – i ten jest właśnie idealny, bo pokazuje bezsensowną długość tekstu, jakość przekazywanej informacji i click-baitowy tytuł. Głosił on: „Michał Szpak w Opolu. Nie uwierzycie, co krzyknął ze sceny”. Tekst liczył sobie ładnych kilka stron i opisywał życiorys muzyka i całą historię organizowanego koncertu. I wiecie, co takiego „szokującego” wykrzyczał piosenkarz? Nie wiecie? To Wam powiem, bo bez tej informacji na pewno nie wyobrażacie sobie życia: „Czołem, Opole!”.

Faktycznie, szokujące. Nie do uwierzenia jest zwłaszcza brak szacunku autora do czasu i inteligencji czytelnika.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

https://twitter.com/NawiasemPiszac?fbclid=IwAR1d-AlFTFlfqcTlIEQrCIKlwUzkk5dQib_Cdavc-7P4NKmyYtmIKyjM_WU

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Bezgraniczna tolerancja odebrała Polakowi życie?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Pewnie słyszeliście, że 39-latek polskiego pochodzenia zginął tragicznie w Szwecji. Mikael Janicki został zastrzelony przez młodociany gang, prawdopodobnie narkotykowy. Tej informacji w polskich mediach się nie unika. Przypadkowo jednak pomija się kwestię, kim są w zdecydowanej większości są członkowie tego gangu. Pewnie Szwedzi, bo gang ze Szwecji, prawda? Otóż właśnie nieprawda.

Europejczycy z Bliskiego Wschodu

Szwedzka policja aresztowała dwie osoby zamieszane w tę sprawę. To byli nastolatkowie – Yassim Z. i Nassim B. Imiona mało szwedzkie, prawda? Wygląd też raczej nie wskazuje na rdzennych Europejczyków. Obaj odmawiają jakichkolwiek zeznań. Nie wiemy więc, kto nacisnął za spust – być może jeden z nich, ale prawdopodobnie była to grupa trzech-czterech mężczyzn i bezpośredni sprawca zdążył uciec. Jeżeli ktoś z Was ma jakiekolwiek aktualniejsze wieści, bardzo proszę o komentarz – dołączę ją do tekstu. Wygląda na to, że sporą część gangu, którego członkowie zdecydowali się strzelić Polakowi w głowę, stanowią Libańczycy i Syryjczycy. Mamy kolejną przesłankę ku temu, żeby twierdzić, że to niekontrolowana imigracja stanowi główną przyczynę wzrostu przestępczości w Szwecji. Ciężko mi zrozumieć, dlaczego niektórzy są tak zamknięci na prawdę. Janicki zginął w dzielnicy o nazwie Skorholmen, która – delikatnie pisząc – nie należy do najbezpieczniejszych. Piotr Zychowicz wspominał wypowiedź mieszkanki tego osiedla (też o polskich korzeniach), która potwierdziła, że dzieje się tam źle. I że ma takie myśli, że równie dobrze, to ona mogła stracić życie z rąk młodocianych gangsterów.

Ofiara w imię bezpiecznej Szwecji

Mikael Janicki słynął z bardzo obywatelskiej postawy. Wielokrotnie informował policję o łamaniu prawa przez gangi młodocianych. Tego nieszczęśliwego dnia miał zwrócić uwagę grupce młodych mężczyzn, wywiązała się sprzeczka, po której padł strzał. Nie wiadomo, co było konkretnym powodem, być może Janicki zauważył, że handlują narkotykami. Raczej na pewno nie zaczepiał ich bez powodu. Żona zabitego opowiadała, że mąż wielokrotnie mówił jej, że chciałby, aby ich syn wychowywał się w bezpiecznym miejscu. Syn, z którym szedł wtedy na basen i który był świadkiem zabójstwa własnego ojca. Chłopak ma dwanaście lat. Trauma na całe życie. Ale znowu – nigdzie nie znalazłam info o jego zeznaniach. Bardzo możliwe, że dzieciak zwyczajnie jest w szoku, a może po prostu policja nie udostępnia większości informacji dla dobra śledztwa. Trzeba czekać. Oczywiście, Szwedzi są zszokowani brutalnością i bezsensownością tej zbrodni, ale chyba już powinni się przyzwyczaić do takich i innych przestępstw. Praktycznie co chwilę słyszy się o zbiorowych gwałtach, morderstwach czy pobiciach właśnie w Szwecji. Chociaż oczywiście nie tylko tam – dziwnym trafem z podobnym problemem zmagają się na przykład Niemcy i Francuzi. Widzimy tu pewien wspólny mianownik, ale oczywiście nie jest to wina niekontrolowanej imigracji. Broń Boże. Ot, po prostu, dzieje się i nikt nie wie, dlaczego.

Bezradność rządzących

W Szwecji rządzi Umiarkowana Partia Koalicyjna, która określa się jako liberalno-konserwatywna i jest krytyczna wobec przyjmowania nielegalnych uchodźców. Bardzo utrudnili możliwość uzyskania obywatelstwa i ograniczyła przypływ ludzi, zwłaszcza z Bliskiego Wschodu. Nie bardzo jednak mają pomysł, co zrobić z bezrobotnymi inżynierami i chirurgami, którzy nie mogą znaleźć pracy ze względu na wszechobecny rasizm, więc handlują narkotykami. I to będzie problem na wiele, wiele lat, bo to już jest kolejne pokolenie migrantów. Ze szwedzkimi obywatelstwami. I radź tu sobie, obywatelu, bo Twoje poprzednie rządy chciały być tolerancyjne i mieć dobre serduszka. Donald Tusk na szczęście zapowiedział, że Polska nie zgodzi się na przymusową relokację i nikogo przyjmować (czyli po prostu będziemy płacić, hurra…!), ale ja mam wątpliwości, czy się z tego cieszyć. Patrząc na prawdomówność premiera wolałabym chyba, żeby przekonywał, że ich przyjmiemy.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Polsko – niemieckie barwy

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Słyszeliście pewnie aferę z nowymi strojami polskich olimpijczyków, którzy w sierpniu będą walczyć o medale? Ogólnie ani ładne, ani polskie. Ludzie oburzyli się, że ubrania szyła niemiecka firma, a nie polska – i słusznie, zwłaszcza że marka 4F szyje naprawdę ładne sportowe stroje. Sama kupiłam sobie olimpijską bluzę w ich wykonaniu (zdaje się, że z 2016 roku – bardzo podobały mi się te srebrne orły na plecach <3 ). Wygodne, ładne, dobrze leżą. Nie ma się do czego przyczepić. Stroje zaproponowane przez niemiecki Adidas są… no, są. I tyle dobrego można o nich napisać.

Kontrowersyjny wybór

Ani to kolorystycznie nie pasuje, jakieś inne kolory wklejone byle gdzie i nie wiadomo po co, napis „POLSKA” sprawiał wrażenie, jakby był napisany jakimś mazakiem, bo albo skończyły się fundusze, albo Niemcom się nie chciało. Co się będą przepracowywać na jakąś tam reprezentację Polski, prawda? Na szparagi jeździć i zbierać, a nie na Igrzyska medale zdobywać, w dupach nam się poprzewracało od tego dobrobytu! Dobra, ale bez żartów. Ogólnie jakąś wielką fanką Adidasa nie jestem, wolę Nike, a najchętniej właśnie 4F, ale firma jak firma, mają lepsze albo gorsze propozycje. Ta była gorsza i dziwię się, że została zaakceptowana przez PKOl. Inną sprawą jest historia tej marki, bo jest ona jedną z tych związanych z Adolfem Hitlerem i NSDAP. @lemingopedia napisał więcej w tym temacie na swoim FB, polecam się zapoznać. Cóż, jeśli świat postanowił dać szansę Niemcom na przeżycie i odbudowanie, to nie ma się co dziwić – większość z tych najstarszych niemieckich firm przed laty, które do tej pory istnieją, było w jakiś tam sposób powiązani z partią kanclerza Hitlera. Bardzo często zresztą firmy, zwłaszcza te wielkie, przechodzą z ojców na synów, ale już nie zdążyłam sprawdzić, jak było konkretnie w tym przypadku. Nie jest to zresztą specjalnie istotne.

Oczywiście na Polski Komitet Olimpijski i nasz nie-rząd spłynęła fala krytyki, bo mieliśmy ładne, schludne, dobrze leżące i skromne stroje, a teraz mamy dresy, których nikt szanujący się by nie założył nawet w latach 90-tych. 😛 I, oczywiście, PKOl zawalił, że je w ogóle zaakceptował. Teraz tłumaczą się, że zależy im na sportowcach i ich wygodzie i dlatego wybrali właśnie Adidas. Zaraz mi na czole kaktus wyrośnie, bo osobiście uwielbiam Igrzyska Olimpijskie, na letnie zawsze biorę sobie wolne w pracy (tak, to jest ten poziom obsesji), więc sporo się naczytałam o tej dbałości o wygodę i interesy naszych reprezentantów. Ale, zostawmy to, mnie się ten strój nie podoba. Jednak byłabym ostrożna w oskarżaniu naszego nie-rządu o to, że ledwo się dorwali do władzy i już od razu dają Szwabom zarabiać. Mimo wszystko weźmy pod uwagę fakt, że dzisiaj te stroje zostały dopiero zaprezentowane. Najpierw musiało pójść zamówienie, wstępny projekt, wykonanie, akceptacja, a potem jeszcze organizacja hali na oficjalną prezentację. Adidas jest firmą, która ubiera wiele krajów, więc na pewno nie zrobili od ręki. Może się więc okazać, że to nie nasz nie-rząd zdecydował się na Adidasa, ale poprzednia władza. Decyzja głupia, nieuzasadniona i zwyczajnie smutna – i tak, bardzo wiele może wskazywać na to, że spowodowana otwartą proniemieckością Donalda Tuska, bo od początku kadencji tego rządu słyszymy tylko o decyzjach, które byłyby korzystne dla nich, a nie dla nas – ale, biorąc pod wszystkie fakty, być może za tę konkretnie „dobrą zmianę” nie odpowiada akurat Tusk i jego ekipa. Nie mogłam znaleźć, kto i kiedy zaakceptował projekt Adidasa – w tej chwili wyskakują mi tylko informacje o oficjalnej prezentacji – więc nie jestem Wam w stanie napisać na 100%, który rząd podjął taką decyzję.

Tomasz Lis w formie

Ale, nie byłabym sobą, gdybym się do kogoś nie przypierdzieliła, więc zacytuję Wam wpis Tomasza Lisa na Twixie:

Ładne te stroje naszych reprezentantów. I fajne jest to, że niemiecka firma przygotowuje dla polskich sportowców stroje nawiązujące do pięknej historii polskiego olimpizmu.

Aha, aha. Nie wiem, co jest jakoś specjalnie fajnego w tym, że to nie polska, a niemiecka firma przygotowała te stroje. Nie potrafię znaleźć pozytywów, zwłaszcza że 4F sroce spod ogona nie wypadli i naprawdę szyją piękne stroje. Być może Lis poleciał na ogólnej tendencji w Internecie, że Tusk – jak to Tusk – zatrudnił firmę niemiecką, a kiedy być może dokopiemy się do informacji, kiedy i kto zamawiał te stroje i (jeśli okaże się, że to jednak PiS), to opublikuje stosowny wpis, w którym skrytykuje taką decyzję i stwierdzi, ze to skandal i że on – jako (ekhm, ekhm) – Polak jest oburzony. Nie wiem jednak, w którym miejscu on widzi nawiązania do polskiego olimpizmu? To są te czarne wstawki w innych, niż nasze barwy, kolorach? Nie widzę tego nawiązania, ale dostrzegam trochę nawiązań do polsko – niemieckiej historii:

Biały – symbol niewinności

Czerwony – przelana krew (właśnie tych niewinnych ludzi)

Czarny – może to jakieś nawiązanie do żałoby?

A, i jeszcze fakt, że czarny, biały i czerwony to barwy Niemiec, a konkretnie Cesarstwa Niemieckiego, flagi III Rzeszy do 35. roku oraz III Rzeszy aż do jej upadku.

Tak więc reparacji nie będzie, bo nie ma za co, ale trochę nam przykro, więc macie czarne kolory na Waszych biało-czerwonych barwach i sami sobie zinterpretujcie, o co nam chodzi. „Tyle od nas! Dzięki za przelew! Bajo!”. M. P.S.: Wrzuciłam zdjęcie projektu 4F, bo po co macie brzydotę oglądać? 😉

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

O pewnej wielkiej imprezie

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Na pewno zauważyliście, że wielu polityków odwala jakieś chore akcje. Mam subiektywne wrażenie, że częściej są to ludzie wywodzący się z nowej koalicji rządzącej, ale tu się przyznaję, że jestem dość mocno stronnicza. Ale można choćby wspomnieć Grzegorza Brauna, najbardziej prawicowego z prawaków. Zgodzicie się chyba ze mną, że akcje tych bardziej po lewej śmiało można określić mianem „cringe’u”, jak to teraz mówi młodzież. Niezwykle trafne, patrząc na to, na jakie pomysły wpadają przedstawiciele nowego nie-rządu.

Ciekawe przypadki politycznej zabawy

Mieliśmy bowiem Julię Żołędziowską, która w pewien sylwestrowy wieczór pochwaliła się w mediach społecznościowych, że usypuje sobie ściechę – konkretnie wrzuciła zdjęcie. Kiedy spadła na nią fala krytyki, tłumaczyła się, że to tylko taki żart, a tak naprawdę to przecież mąka. Ciekawe poczucie humoru. Nie do końca jej jednak wierzę, bo miewam mąkę w domu i konsystencja jest trochę inna, mniej kryształowa, ale to może inna odmiana dla nowobogackich, do której jako plebs nie mam dostępu. Był też Sławomir Nitras, który kiedyś szarpał się z posłem Kaletą, ale też zdarzyło mu się przeszukiwać torby i plecaki członków PiS-u. Niedawno stanął też po stronie Holendrów, którzy szarpali prezesa Legii, kojarzycie może tę awanturę? Szczerze powiem, że Sławka uważam za największego buca z naszego nie-rządu, zaraz obok Michała Kołodziejczaka. Któremu zresztą też niedawno przytrafiła się wpadka, bo Ukraińcy dość mocno sugerowali, że spec od rolnictwa był w stanie wskazującym, podczas niedawnej dyskusji na temat ukraińskiego zboża. I to wskazującym nie na jakiś tam alkohol, tylko na substancje nie do końca w Polsce legalne. Nie ma co wierzyć we wszystko Ukraińcom, bo znamy ich nie od dziś, ale ich słowa są bardziej wiarygodne, jeśli przypomnimy sobie zdjęcie z owego spotkania, na którym pan Michał był już pogrążony w kamiennym śnie, co może sugerować, że nastąpiło tzw. „zejście”. Przypomina mi się też Rafał Trzaskowski, który kiedyś na dyskotece zrobił awanturę, bo DJ nie puszczał jakiejś piosenki, którą wybrał, bo – zdaniem Rafała – nie wiedział, kim on jest! Aha, i oczywiście Jacek Sutryk, który napisał niepełnosprawnemu człowiekowu, skarżącemu się na kiepską pomoc MOPSu w sprawach tak prozaicznych jak codzienna toaleta, żeby mniej siedział w Internecie, a więcej się mył. Prezydent Wrocławia rywalizuje teraz w II turze wyborów prezydenckich z Izabelą Bodnar, która dała się poznać w Sejmie po okrzykach: „Go, Poland! Goooo!”. Oczywiście, na prawicy mieliśmy kontrowersyjne wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego i bójkę z policją w wykonaniu Przemka Wiplera, ale…\

Lider pelatonu

Ale ten osobisty konkurs wygrywa zdecydowanie Jacek Protasiewicz, któremu obca jest chyba maksyma: „Piłeś, nie pisz”. Jego ostatnia chora akcja była na tyle żenująca i idiotyczna, że zostawił konkurencję daleko w tyle. Bo wiecie, nie jednemu Jackowi zdarza się przesadzić z alkoholem (chociaż jemu w miarę regularnie), ale mało komu przychodzi do głowy, żeby pisać jakieś obrzydlistwa w sieci. To był bardziej etap dwunastolatka, który po raz pierwszy podwędził rodzicom pół flaszki z barku, a potem – zanim zwymiotował i stracił przytomność – uznał, że fajnym pomysłem będzie napisać, co by się zrobiło z Anią z IV b, publicznie i wulgarnie obrażać wychowawczynię, a potem zapowiedzieć koledze z klasy, że w poniedziałek go pobije. Umówmy się, to jest mniej więcej ten sam kaliber, tylko że dwunastolatek to tak naprawdę dzieciak, więc poza naganą i pasem od ojca nic mu raczej nie grozi, a Protasiewicz jest mężczyzną w kwiecie wieku, na dodatek pełniącym funkcję publiczne…. Impreza Jacka trwała trochę dłużej niż nasze, zwykłe, plebejskie, bo zaczął w sobotę, a skończył w niedzielę. Zaczął od Oskara Szafarowicza, któremu napisał: Biedaku, nawet nie wiesz, co oznacza starcie całego Parmiggiano na obiad z seniorem, bo od Ciebie chcą tylko miękkich ust… współczuję… nie! Twoje czerwone i duże wargi muszą robić karierę w PiS, nieprawdaż? Przyznam szczerze, że sama nie przepadam za młodym rycerzem PiS-u, ale spójrzcie co my tutaj mamy. Najpierw facet utrzymujący się z pieniędzy podatników obraża innego za gorszą sytuację materialną, potem sugeruje mu robienie kariery przez łóżko i homoseksualizm, a przy okazji wyśmiewa się z jego wyglądu. Wyobraźcie sobie, co by się działo, gdyby ktoś w podobny sposób odnosił się do chłopaka w makijażu i rurkach. Tutaj oczywiście afera gigantyczna też musiała być, ale odnoszę wrażenie, że bardziej ze względu na jego stosunek do Darii Brzezickiej, niż przez to, że poobrażał iluś tam ludzi w Internecie. Dziwne zainteresowanie starszego gościa wyglądem młodego studenta wydaje mi się mocno niepokojące, ale wiadomo – żeby życie miało smaczek…

Niezdrowe fascynacje

Protasiewicz w ogóle wydaje się mieć skłonności do studentów obojga płci, ale do 22-letniej, zdaje się, Darii jeszcze wrócimy. Kolejną ofiarą pana Jacka okazał się Samuel Pereira – pan wojewoda dolnośląski, koniecznie chciał wiedzieć, czy ten „bidok” dalej siedzi w wannie. Nie wiem, do czego potrzeba mu była ta informacja, ale ten człowiek wykazuje naprawdę nienaturalną ciekawość życiem seksualnym innych ludzi. Kiedy bowiem sympatyk Prawa i Sprawiedliwości odpowiedział, że nie jest zainteresowany bliższymi relacjami z Protasiewiczem, ten odpisał mu: Kijem bym opędzał… nawet gdybyś pan się starał, jak przy rozporku Kurskiego. No dobrze, ale się nie stara, więc w czym problem? Poza tym znowu – wyśmiewanie sytuacji materialnej (chociaż Pereira jako były wicedyrektor TVP chyba nie może narzekać na biedę – przynajmniej dość mocno sugerowały to swego czasu prorządowe media, publikując zarobki byłych pracowników publicznej telewizji) oraz sugerowanie niezbyt przyzwoitych zachowań. Obsesja jakaś? Chyba tak, bo pan Jacek zdaje się wiedzieć, jak wygląda przyrodzenie dziennikarza śledczego, Marcina Dobskiego: Bo z niego taki dziennikarz śledczy, jak z jego 20 cm – 20 cm! 😂 Zwykla, przeciętna fujara 🤣. Przypominam, ten człowiek był w związku z kobietą i tym również nie zawahał się pochwalić. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy pytał innych mężczyzn, czy jeszcze biorą kąpiel oraz oceniał ich penisy… Pewnej użytkowniczce Twixa napisał, że Daria Brzezicka leży jeszcze w łóżeczku, a ja przygotowuję jej kanapki i kawusię… i zaraz zaniosę do łóżeczka… Proszę nie zazdrościć, że nie nasza wina, że się w życiu poukładało… a z tej zazdrości tylko głupie tweety Pani wychodzą spod klawiatury 😉 oraz A teraz z Darią Brzezicką przygotowujemy się do niedzielnego obiadu, więc – trolle! – nie przeszkadzać!. Ale panie Jacku, przecież to pan dzwoni… Ale przynajmniej on nie rozsiada się w kuchni, kiedy żona zapierdziela to się szanuje. Powiem Wam, że to dość ciekawe, bo po wpisach pana wojewody widać, że troszkę wstawiony był i troszkę mu się paluszki plątały, ale jednak był w stanie pisać zrozumiale i nikt nie miał wątpliwości, o co mu chodziło (zachowałam ich oryginalne brzmienie, więc możecie ocenić, chociaż kilka literówek litościwie poprawiłam – przyp. m). A mimo wszystko wydawało mu się, że takie pisanie jest z jakichś powodów dosyć zabawne. W każdym razie – związek młodziutkiej studentki z prawie sześćdziesięcioletnim mężczyzną budzi pewne kontrowersje, ale ostatecznie – przestępstwa nie popełnili, dorośli ludzie mogą tworzyć takie związki, jakie im się podobają. Zresztą pani Brzezicka zapewnia o ich wielkiej miłości, więc widziały gały, co brały. Zastanawiam się tylko, czy na pewno nie przeszkadza jej to zainteresowanie partnera męskimi narządami płciowymi. Mnie by przeszkadzało, ale ja jestem nietolerancyjna. Niech się bawią, romantycy.

Tusk znowu się wściekł

W każdym razie szambo wybuchło i trzeba było zareagować, dlatego Donald Tusk odwołał go ze stanowiska wojewody. Oczywiście, media znowu pisały, że premier jest wściekły. To jest standardowe hasło, kiedy Koalicja Obywatelska coś zawali – oczywiście ma to sugerować, że szef PO o niczym nie wiedział, nie słyszał, nie maiał pojęcia – chciał, żeby było zrobione dobrze, a tutaj jakieś szkodliwe dla Polaków ustawy? Tak było przecież po ustawie wiatrakowej. Niechcący sugeruje to jednak co innego – że Tusk jest zwyczajnie mściwym i wybuchowym człowiekiem, bo kto normalny tak często się wścieka? I pewnie taka jest racja, a o te ustawy to się denerwuje, że ich autorzy nie dopilnowali, żeby jakoś ukryć te niezbyt korzystne pomysły. No i może jeszcze to, że nie jest w stanie zapanować nad tym, co wyczynia jego partia.

A Protasiewicz? Tutaj może odwyk mógłby coś pomóc…

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej