Nawiasem Pisząc
Współczesne „dziennikarstwo”
Redaktorzy Onetu i WP.pl byli łaskawi wystosować oświadczenie w obronie „wolności mediów w Polsce”. Bardzo komiczne – pozwólcie zresztą, że je zacytuję: Jako redaktorki i redaktorzy naczelni największych polskich mediów deklarujemy nasze przywiązanie i poparcie dla podstawowych zasad dziennikarskich, takich jak obiektywizm, rzetelność, uczciwość i niezależność. Jesteśmy przekonani, że naszym obowiązkiem jest dostarczanie wiarygodnych informacji opartych na rzetelnych źródłach, dbając o różnorodność perspektyw. Naszym celem jest zawsze zapewnienie pełnej, zrównoważonej prezentacji faktów. W ostatnich dniach na łamach Onetu i Wirtualnej Polski zostały opublikowane teksty ujawniające próby wpływania ludzi władzy na wolność redakcji. Po licznych przypadkach z przeszłości — lex TVN, postępowaniach Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, masowo wysyłanych do polskich redakcji pozwach — to kolejne próby ograniczania niezależności polskich mediów. Nie jestem chyba osamotniona w opinii, że zwłaszcza pierwszy akapit autorstwa dziennikarzy Onetu brzmi jak niesmaczny żart.
Etyka…
Der Onet – obok Wyborczej – przoduje w skrajnie nieobiektywnych tekstach, przejaskrawiając błędy PiS-u i pomniejszając te popełniane przez PO i lewicę. Ich nagłówki notorycznie uderzają w rząd, Polskę i Kościół Katolicki. Nie wiem, gdzie oni widzą w swoich artykułach obiektywizm, rzetelność, uczciwość i niezależność. Zresztą nie są jedynym medium w Polsce z własną linią narracyjną, ciężko mi powiedzieć, czy w ogóle możemy w Polsce znaleźć dziennikarzy, którzy jakkolwiek stosują się do Karty Etycznej Mediów. A jakie zasady się w niej znajdują? Bardzo proszę:
Zasada prawdy.
Chyba nikt z nas nie ma wątpliwości, że została ona już dawno odesłana do lamusa. Nie tak dawno – w tekście dotyczącym afery Daukszewicza i Jaconia – opisałam jakich kłamstw dopuścił się TVN. Obrzydliwe łgarstwa na temat Powstania Warszawskiego czy Żołnierzy Wyklętych bez żadnej żenady publikuje Wybiórcza. Wspomniany Onet? Chociażby „fake news” o tym, że telefon Andrzeja Dudy nie był podłączony do kontaktu. Autor tego tekstu potem przeprosił prezydenta za podanie nieprawdziwej informacji – niestety tylko na TT. Bo oczywiście wszyscy, którzy przeczytali to bzdury, obserwują konto mało znanego pismaka. A kłamstwa na temat aborcji? Takich przykładów jest mnóstwo. Różnego rodzaju click-baity też można zinterpretować jako nieprzestrzeganie tej zasady.
Zasada obiektywizmu.
Tutaj nawet nie będę się rozpisywać, bo wszyscy wiemy. TVP kocha rząd, TVN Platformę. Praktycznie wystarczy przeczytać kilka pierwszych wersów tekstu, albo obejrzeć kilka minut jakiegoś programu informacyjnego, żeby zorientować się, jaka jest linia narracyjna każdego portalu czy stacji. To jest chyba najczęściej łamany punkt całej Karty. On jest dosłownie regularnie gwałcony.
Zasada oddzielania informacji od komentarza.
Kolejna rzecz regularnie pomijana. W zasadzie WSZYSTKIE artykuły, jakie czytam są właśnie osobistymi komentarzami ich autora, a nie przekazaniem wiadomości. Najbardziej rażące artykuły są pisane chyba przez OKO.press (to oczywiście moja osobista opinia), ale prywatne przekonania są wplatane – w mniejszym bądź większym stopniu – przez niemal każdego dziennikarza. Oni się zresztą wcale nie krępują. A potem piszą bezczelne oświadczenia, jak to szanują etykę dziennikarską, albo bronią „wolnych mediów”, które dokładnie taką samą taktykę stosują.
Zasada uczciwości.
To jest praktycznie to samo, co zasada prawdy. Dziennikarz ma obowiązek sprawdzać wiarygodność otrzymanych informacji i przekazać je zgodnie ze stanem swojej wiedzy na dany temat. Jeżeli okaże się, że podane przez niego informacje są błędne – powinien napisać sprostowanie. Tymczasem wszyscy wiemy, jak to wygląda. Taki TVN ani razu nie odniósł się do swoich nieprawdziwych reportażów o tym, że paru nastolatków jeździło wokół pomnika smoleńskiego, a nie na nim (nawet po opublikowaniu nagrań przez policję), oczywistej nieprawdy o zgwałconej czternastolatce, której każda klinika ginekologiczna odmawiała aborcji też nie znaleźli czasu, żeby sprostować i dał wiarę zapewnieniom pani od Ibrahima, że ona wie, że opowiedziana przez nią historią jest prawdziwa, bo Ibrahim jej tak powiedział. I co? I nic.
Zasada szacunku i tolerancji.
Umówmy się – większość publikacji ostro atakujących Kaczyńskiego, PiS, narodowców czy postacie historyczne (ot, na przykład Romana Dmowskiego) z szacunkiem i tolerancją nie ma nic wspólnego. Po drugiej stronie nie jest zresztą lepiej, co trzeba uczciwie powiedzieć. Przeciwnie – większość redaktorów wychodzi chyba z założenia, że im mocniej będzie nawalała w nielubianą przez siebie opcję polityczną, tym lepiej. Zbigniew Hołdys, który też próbuje swoich sił dziennikarskich napisał na łamach Newsweeka: „Kaczyński to **uj”.
Zasada pierwszeństwa dobra odbiorcy.
Cóż, wydaje mi się, że wzbudzanie paniki nie jest działaniem na rzecz dobra odbiorcy. A przypomnijmy sobie, jak było po wybuchu rakiety w Przewodowie… Media celowo podsycały emocje, usiłując wzbudzić jak największy strach w ludziach, bo doskonale wiedzą, że przerażeni ludzie będą bardziej skorzy do wchodzenia w artykuły. Im jednak zależy przecież tylko i wyłącznie na klikalności. Dlatego nawet nie bawili się w konwenanse, pisząc takie tytuły, jak: „Radzieckie rakiety w Polsce. Czy to początek wojny?” albo „Rosjanie zaatakowali Polskę”. Pandemię też radośnie wykorzystali do straszenia ludzi, pisząc o „śmiercionośnym” wirusie. Niedawna sprawa z nową, tajemniczą chorobą kotów również okazała się dla nich świetną okazją do wzbudzenia jak największego niepokoju wśród właścicieli tych czworonogów, celowo pomijając informacje o faktycznej skali tego zjawiska. W jednym artykule czytałam nawet o wirusie, który „dziesiątkuje” koty. W rzeczywistości potwierdzonych przypadków było raptem kilkanaście. Widziałam również bardzo szkodliwe dla młodych kobiet artykuły, dotyczące śmierci 27-letniej Anastazji w Grecji, opowiadające, że dziewczyna ma prawo pójść sama na drinka i nosić kuse sukienki i nikt nie może jej tknąć. Owszem, jest to prawda – ale warto chyba podkreślić, jak powinna się zachować, żeby losu Polki nie powtórzyć. Jestem przekonana, że powtarzanie tekstów, że mężczyźni z Bliskiego Wschodu są tacy sami, jak Europejczycy, a nawet lepsi, pomijanie wiadomości o tym, jak ci „uchodźcy” zachowują się w państwach Europy Zachodniej czy wzbudzanie fali współczucia do ludzi, którzy usiłują przedrzeć się przez naszą granicę też nie pozostało bez wpływu. Rozsądna kobieta wie, że nikt nie ma prawa zrobić jej krzywdy, ale zdaje sobie też sprawę, że są ludzie, którzy prawem się nie przejmują i zachowuje się tak, żeby im roboty nie ułatwiać. O zachęcaniu do zdrady partnera czy prostytucji już wielokrotnie pisałam.
Zasada wolności i odpowiedzialności.
Tutaj napiszę już krótko – dziennikarze bardzo chętnie wspominają o tej „wolności” (inna sprawa, że wolne media nie istnieją – jedne są „pilnowane” przez rząd, inne, te najgłośniej na ten temat krzyczące, przez zagraniczne korporacje), ale o odpowiedzialności już niestety nie pamiętają. A jedno przecież wynika z drugiego.
… i warsztat
Powodów, dla których dzisiejsze teksty, masowo produkowane przez różnego rodzaju portale, bardziej przypominają „Fakt” czy „Super Ekspress” sprzed dwudziestu lat jest więcej. Tytuły, często wprowadzające w błąd lub jawnie grające na ludzkich emocjach (ot choćby powtarzające się „To, co zrobił chwyta za serce”) dawniej zarezerwowane dla wspomnianych tabloidów to teraz norma. Naprawdę przy tego rodzaju tytułach słynne „Nie śpię, bo trzymam kredens” nagle przestaje być tak idiotyczne. Oczywiście ordynarne click-baity również są na porządku dziennym. Jako fanka sportu często śledzę artykuły o tej tematyce i ZAWSZE, kiedy artykuł mówi o ważnej decyzji dotyczącej jakiegoś zawodnika, artykuł ozdobiony jest zdjęciem innego, o wiele bardziej znanego. I tak jest dobrze, kiedy dany sportowiec będzie widoczny gdzieś w tle, ale ostatnio do artykułu o braku powołania na kolejny turniej Ligi Narodów dla Karola Butryma dołączyli zdjęcie… Bartosza Kurka i Łukasza Kaczmarka. Jestem przekonana, że powodem coraz słabszej jakości polskiego dziennikarstwa jest fakt, że z gazet przeniósł się on właśnie do sieci. Gazeta – wiadomo – miała określoną pojemność, więc reklamy były w niej ograniczone. Teraz takiego problemu nie ma, więc dziennikarze produkują te teksty masowo (co również odbija się na ich poziomie – redaktorzy naczelni już w ogóle nie przejmują się korektą), chociaż ich wartość informacyjna jest… żadna. W gazecie obowiązywała zasada istotności danej informacji. Te najważniejsze należało dawać na sam początek, a potem każdy kolejny akapit zawierał te mniej ważne. Działo się tak dlatego, że redaktorzy naczelni często „ucinali” artykuły (właśnie ze względu na ograniczoną pojemność gazet i pism) i robili to właśnie kasując ostatnie akapity. Teraz, żeby dokopać się do interesujących nas informacji, musimy przekopać się przez całą ścianę tekstu (bo – wiadomo – im dłuższy, tym więcej reklam da radę tam wcisnąć). Kiedy na przykład sprawdzam sobie termin meczów naszych siatkarzy czy Igi Świątek autor tekstu zawsze musi upewnić się, czy pamiętam dotychczas rozegrane mecze, opisując ich streszczenie. Ale hitem był pewien artykuł, na który weszłam, szukając właśnie konkretnych przykładów do tego felietonu z lat wcześniejszych – i ten jest właśnie idealny, bo pokazuje bezsensowną długość tekstu, jakość przekazywanej informacji i click-baitowy tytuł. Głosił on: „Michał Szpak w Opolu. Nie uwierzycie, co krzyknął ze sceny”. Tekst liczył sobie ładnych kilka stron i opisywał życiorys muzyka i całą historię organizowanego koncertu. I wiecie, co takiego „szokującego” wykrzyczał piosenkarz? Nie wiecie? To Wam powiem, bo bez tej informacji na pewno nie wyobrażacie sobie życia: „Czołem, Opole!”.
Faktycznie, szokujące. Nie do uwierzenia jest zwłaszcza brak szacunku autora do czasu i inteligencji czytelnika.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Polowanie
Wygląda na to, że Tuskowi znudziło się już łowienie płotek i poluje na grube ryby. Trudno się dziwić, bo jak na razie to całe rozliczanie PiS-u wychodzi im trochę jak krew z nosa. Zamykają w aresztach kogo popadnie, potem dopiero szukają podstaw prawnych, a jak nie znajdują, to trzymają w areszcie mimo wszystko, bo może akurat ktoś „pęknie”. Na nic się to jednak nie zdało, bo albo interweniowała Unia Europejska, albo za aresztowanych zostały wpłacone poręczenia majątkowe. Wyborcy KO na początku z entuzjazmem przyjmowali kolejne przykłady łamania prawa w słusznym celu ośmiogwiazdkowania PiS-u, ale został on już chyba trochę przygaszony, bo do tej pory nie udało się wsadzić za kratki największych „złoli” Prawa i Sprawiedliwości, czyli Kaczyńskiego i Ziobry. A przecież zaczyna się kampania prezydencka, trzeba wspierać Trzaskowskiego, bo nowy rząd przebiera aż nogami z niecierpliwości, żeby przejąć pełnię władzy.
Po co komu dowody?
Dlatego też rząd zdecydował się odebrać immunitet jednemu i drugiemu. I obie te sprawy wyglądają… bardzo wątpliwie. Zacznijmy od Zbigniewa Ziobry. Trochę się za tym człowiekiem ciągnie i wcale nie wykluczam, że coś może być na rzeczy i być może były minister sprawiedliwości faktycznie powinien zostać ukarany. Zastanawia mnie inna sprawa, bo z tego co pamiętam, ta śmieszna komisja śledcza ds. Pegasusa niczego mu nie udowodniła. Ogólnie mam wrażenie, że posłowie PiS przychodzą na te komisje głównie dla beki, bo członkowie tych komisji są absolutnie nieprzygotowani – i tutaj mam na myśli absolutnie każdą komisję, bo każda okazywała się potem komedią omyłek. Tak między innymi KO zagospodarowało nasze pieniądze, a trzeba przyznać, że gospodarują nimi na potężną skalę, bo przecież niedawno uchwalili budżet z rekordowym, bo prawie 300 miliardowym zadłużeniem. Już się jednak zdążyliśmy dowiedzieć, że to nie ich wina, tylko PiS (tak zresztą tłumaczą każde swoje niepowodzenie), więc tematu, jak rozumiem, nie ma. Wracając jednak do sprawy Ziobry, to pamiętamy wszyscy, że ABW przeszukało mu mieszkanie, wypatrując jakichś tam brudów. Nie wiem, czy i co znaleźli, ale mam poważne wątpliwości co do legalności tego rodzaju przeszukiwań, ponieważ Zbigniewa Ziobry nie było nawet na miejscu. Nie jestem prawnikiem, nie znam się, ale i tak się wypowiem ( 😉 ). Na zdrowy, chłopski rozum wydaje mi się, że właściciel przeszukiwanego domu powinien być na miejscu, bo przecież istnieje możliwość podrzucenia mu czegoś podczas jego nieobecności. Znalazłam nawet potwierdzenie moich domniemywań, bo jest jasno wskazane, że nawet jeśli właściciel z różnych względów nie może uczestniczyć w przeszukiwaniu należy przywołać przynajmniej jednego dorosłego domownika lub sąsiada. Z tego co pamiętam, nic takiego nie miało miejsca, a zatem całe to przeszukanie należałoby uznać za nielegalne, obojętnie czego by tam nie znaleźli. Pomijam już tutaj, oczywiście, jakiekolwiek poczucie przyzwoitości, bo pamiętamy chyba, czym była spowodowana nieobecność Zbigniewa Ziobry na przesłuchaniach komisji oraz podczas przeszukiwania.
Terminator Kaczyński?
Odnoszę jednak wrażenie, że sprawa z Jarosławem Kaczyńskim to jeszcze większa hucpa – na siłę rozdmuchiwana. Prezes PiS-u w każdy miesiąc, dziesiątego, przychodzi złożyć wieniec pod pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej. I za każdym razem przychodzi tam grupa obłąkanych nienawistników (przepraszam, ale nie znajduję słów, żeby tych ludzi inaczej nazwać), którzy mu w tym przeszkadzają. Jednym z nich jest Zbigniew Komosa, który złożył pod pomnikiem wieniec z napisem sugerującym, że ś.p. Lech Kaczyński jest winny spowodowania śmierci wszystkich pasażerów oraz załogi Tupolewa. Dokładna treść tego wpisu brzmi: „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który, ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski”, a pod spodem zamieszczono również dopisek: „Stop kreowaniu fałszywych bohaterów” (Nie mogę wyjść z podziwu, jak tacy ludzie potrafią tak łatwo narzucić swoje zdanie innym – mieliśmy „Marsz kobiet”, mimo że nie wszystkie kobiety go popierały; teraz mamy „Naród Polski”, do którego, zdaje się, należę, a jednak nie po drodze mi z taką treścią). Trudno zatem się dziwić reakcji jego brata, który zdecydował się tabliczkę z niesprawiedliwym, w jego opinii, napisem usunąć. Później pojawiła się informacja, że Jarosław Kaczyński miał uderzyć Komosę za obrażanie pamięci jego brata. Na początku nie dowierzałam, że coś takiego mogło mieć miejsce, bo jednak antypisowski aktywista (cały jego aktywizm w zasadzie ogranicza się do nie lubienia PiS-u) jest od niego sporo wyższy. Wychodziłam z niesłusznego, jak się okazało, założenia, że KO wziął za pewnik zeznania człowieka, który słynie z nienawiści do prezesa PiS-u (na swoje usprawiedliwienie dodam, że to do nich bardzo podobne), a który, nie wiedzieć czemu, zdecydował się opowiedzieć o tym dopiero niedawno. Nie chciało mi się wierzyć, żeby ten facet czekał tak długo, skoro trafiła mu się taka okazja, żeby jeszcze bardziej w Kaczyńskiego uderzyć. Nie mogła się wręcz zmarnować. W dalszym ciągu zastanawiam się, dlaczego ta sprawa wyciekła dopiero teraz, ale trafiłam już na nagranie pokazujące całe zajście. Cała sytuacja wyglądała tak, że Zbigniew Komosa stał z mikrofonem w ręku i domagał się przeprosin; Kaczyński próbował mu ten mikrofon zabrać, ale ze względu na grupę obrońców pana Komosy nie udało mu się to. I wtedy faktycznie się na pana Komosę zamachnął, jednak mam spore wątpliwości, czy w ogóle go trafił – jeżeli tak, to ledwie go dotknął. Nie mam co do tego całkowitej pewności, bo nagranie jest w słabej jakości, ale dla KO był to wystarczający powód, żeby odebrać prezesowi immunitet poselski. Naprawdę, podziwiam spostrzegawczość.
„W ryj dać, mogę dać”
Oczywiście KO postanowiło przekuć całą tę sytuację w swój wyborczy „argument”. Prezes Kaczyński stosuje przemoc! Prezes Kaczyński uderzył polskiego obywatela! Prezes Kaczyński przejawia agresję wobec zwykłych ludzi, którzy się z nim nie zgadzają! Prezes Kaczyński tłumi protesty! On sam, jeden! Troszkę mi się to kłóci z wizerunkiem polityka, który do tej pory budowały media. Bo przecież to taki nieporadny, zagubiony dziadzio jest. Nic nie zrobi bez ochrony. Nie ma rodziny, konta w banku, ani prawa jazdy. I jak taki człowiek ma rządzić całym krajem, przecież on sam sobie zakupów zrobić nie potrafi! Ale już zostawmy ten brak konsekwencji, bo akurat w ekipie Donalda Tuska nie jest to nic nowego, bo chciałabym podejść do tego tematu z ludzkiego punktu widzenia. Szczerze pisząc, gdyby ktoś starał się na każdym kroku obrazić nieżyjącego członka mojej rodziny, to też bym się zdenerwowała. Mocno bym się zdenerwowała, bo pewnych rzeczy przyzwoici ludzie po prostu nie robią. Widocznie pan Komosa do nich nie należy. Nie wiem, czy uciekałabym się aż do próby uderzenia mężczyzny dużo wyższego ode mnie (zwłaszcza że ze względu na dystrofię mięśniową do najsilniejszych kobiet świata zdecydowanie nie należę), ale na pewno bym zareagowała. I, jasna sprawa, komu jak komu, ale posłowi Sejmu RP bardzo mocno nie wypada w taki sposób reagować, mimo wszystko. W dużym jednak stopniu rozumiem jego reakcję, bo jego nieżyjący brat nie może się już obronić, a ilość godzących w jego imię artykułów, która wylała się po 10 kwietnia 2010 roku jest przeogromna. Warto wspomnieć, że obrywa się też córce byłego prezydenta Polski, Marcie Kaczyńskiej, która przecież nie angażuje się politycznie, ale obrywa rykoszetem. Doskonale zdaję sobie sprawę, czego konkretnie czepiają się przeciwnicy PiS-u, ale jednak należy pamiętać chyba o tym, że to jest jej życie, jej sprawa i jej wybory. Ta kobieta nie biega teraz po mediach i nie opowiada, że rodzina i wierność jest najważniejsza, tak jak Dominika Chorosińska. Dlatego nie do końca jest dla mnie zrozumiały fakt, że córce Lecha i Marii Kaczyńskich obrywa się tak bardzo, skoro ani nie moralizuje, ani nie politykuje. W każdym razie w związku z tą sytuacją oberwało się również Sławomirowi Mentzenowi, który ze stoickim spokojem stwierdził, że „mężczyzna musi czasem dać w mordę”. Ponieważ OFICJALNIE POPIERA PRZEMOC. Cóż, ja się z nim zgadzam. Ogólnie, owszem, nie popieram przemocy i uważam, że zdecydowanie większość spraw da radę rozwiązać bez rękoczynów, ale czasami trzeba po prostu stanąć w obronie rodziny. Pisałam zresztą już podobny tekst po tym, jak Will Smith uderzył Chrisa Rocka, bo ten ośmielił się na niestosowne żarty wobec jego partnerki.
M.
Nawiasem Pisząc
Kontrowersje wokół wywiadu
Kwik lewactwa, że właściciel i twórca kanału internetowego zaprasza do tego kanału, kogo sam chce zaprosić jest niewiarygodny. Ja rozumiem, że Janusz Waluś może być uznawany za kontrowersyjną postać, ale naprawdę, żeby się aż tak oburzać i lamentować, trzeba chyba kompletnie nie wiedzieć, kim był człowiek, którego zabił. A był mordercą, terrorystą i komunistą, który zabijałby dalej, gdyby nie został powstrzymany przez naszego rodaka. To raz. A dwa – polskie (zresztą nie tylko) media promują już najgorszy rodzaj ludzi, łącznie z sutenerką odpowiedzialną za handel ludźmi i gwałty na kobietach. I to nie promują w ten sposób, że zapraszają je do programu, żeby zrobić z nimi wywiad i zapytać się, czemu robili to, co robili. Promują ich w tandetnych programach, gdzie usiłuje się lansować ludzi na gwiazdy. I to jest doprawdy szczyt obłudy, bo jestem przekonana, że Waluś nie będzie u Stanowskiego tańczył, śpiewał, ani pajacował, tylko dokładnie wyjaśni swoje motywy. Być może tak klarownie, że nawet głupi by zrozumiał, czego, jak się domyślam, najbardziej obawiają się niektórzy ludzie ze środowiska medialnego.
Kim był Chris Hani?
Tak więc celem sprostowania – zamordowany przez Walusia Chris był członkiem organizacji Umkhonto we Sizwe. Była to organizacja paramilitarna i terrorystyczna. Mieli na koncie kilka zamachów, w tym ataki na infrastrukturę i obiekty wojskowe oraz policyjne. Organizowali również zamachy bombowe, w których ginęli cywile, przeprowadzali również bezpośrednie ataki na ludzi związanych z ich przeciwnikami politycznymi. Choćby w 1983 w wyniku zamachu przeprowadzonego przez członków tej organizacji zginęło 17 osób. W 1985 przeprowadzili zamach na stację kolejową w Durbanu, w wyniku której poniosły śmierć kolejne osoby. Chris Hani był zaangażowany w działalność zbrojną tej organizacji. W pewnym momencie Hani zdobył na tyle dużą popularność, że miał duże szanse na objęcie fotelu prezydenta, tym bardziej, że Nelson Mandela zapowiedział, że będzie prezydentem tylko przez jedną kadencję. Być może właśnie ten fakt był bezpośrednim powodem, dla którego Waluś zdecydował się na ten krok. Uprzedzając pytania: nie, nie uważam, żeby strzelanie do ludzi na ulicy było najlepszym sposobem na rozwiązywanie sporów politycznych, ale wydaje mi się, że aby móc dokładnie ocenić zbrodnię Walusia, należałoby również poznać działalność człowieka, którego zabił. Tymczasem media przedstawiają to tak, że Polak zabił Haniego, tylko dlatego, że był czarny. Nie, zabił go dlatego, że był komunistą i terrorystą. Tymczasem w Internecie ciężko znaleźć jakiekolwiek informacje o zbrodniczych działaniach organizacji Umkhonto we Sizwe i samego Haniego. Przeciwnie, ich działalność się relatywizuje, bo przecież walczyli z aparthaidem. Z kolei Waluś jest dosłownie wszędzie piętnowany jako rasista i terrorysta właśnie. Bardzo podobna sytuacja do tej z George’em Floydem i Derekiem Chauvinem – wszyscy dokładnie wiedzieli, że udusił Floyda celowo, bo był rasistą, mimo że nie ma na to żadnych dowodów. Nie ma rownież dowodów, że zrobił to umyślnie, mimo to przyklepali mu chyba najwyższy możliwy wyrok.
Podwójna moralność pani Wielowieyskiej
Jedną z osób, które oburzyły się na Stanowskiego była Dominika Wielowieyska, która napisała na swoim Twixie chyba najgłupszy komentarz, jaki tylko mogła wymyślić: Wywiad z mordercami ks. Popiełuszki byłby bardzo ciekawy. #gorzkaironia. Znaczy, ja bardzo przepraszam, ale chyba jest różnica między księdzem, który pokojowo, za pomocą siły słowa walczył z komunizmem, a facetem, który brał udział w zamachach terrorystycznych. Jest również różnica w sposobie, w jaki obaj zginęli. Jerzy Popiełuszko był przez wiele dni katowany i torturowany, Hani dostał po prostu kulkę w łeb. I znowu – nie usprawiedliwiam, ale gdybyśmy mogli wybrać sobie okoliczności, w których stracilibyśmy życie, jestem niemal przekonana, że każdy z nas wybrałby opcję numer dwa. I ja naprawdę rozumiem, że środowisku pani Wielowieyskiej bliżej jest do Haniego, niż do Popiełuszki, ale mogliby chociaż zachowywać pozory. Jednak wpis pani Dominiki był głupi nie tylko z tego powodu. Był głupi również dlatego, że ta sama Wyborcza wybielała generała Jaruzelskiego: „To był całkiem dobry generał. Dlaczego zapomnieliśmy o Jaruzelskim?”, nie przeszkadzał im również wywiad z Alim Agcą, ani fakt, że mieli w swoich szeregach chociażby Lesława Maleszkę, który bezwstydnie donosił do SB na swoich „przyjaciół”, w wyniku czego jeden z nich, Stanisław Pyjas, został przez służby komunistyczne zamordowany. Za to przełożony pani Dominiki kumplował się z Urbanem (który według wielu przyczynił się do śmierci księdza Jerzego) oraz Jaruzelskim, ale o tym też cicho sza. Różnica jest taka, że Waluś odbył swoją karę, wspomniani wyżej panowie niekoniecznie. Aha, a wywiad z Grzegorzem Piotrowskim faktycznie się pojawił i to w formie książki. Przeprowadził go Tadeusz Fredro-Boniecki, który był związany z Gazetą Wyborczą. Książka nazywa się: „Zwycięstwo księdza Jerzego. Rozmowy z Grzegorzem Piotrowskim”. I, oczywiście, tytuł książki wskazuje na to, że autor trzymał stronę księdza Jerzego Popiełuszki, ale przecież pani Wielowieyska nie wie jeszcze, jak będzie przebiegała rozmowa Stanowskiego z Walusiem? Czy wie?
Cóż, a ja wywiad z Januszem Walusiem chętnie obejrzę, bo ciekawa jestem punktu widzenia tego człowieka. Chyba że faktycznie w programie Stanowskiego będzie tańczył, śpiewał i pajacował, wtedy wyłączę.
M.
Nawiasem Pisząc
Powiew demokracji
Ciężko ocenić, który kandydat na kandydata z KO jest gorszy, chociaż i tak zdziwiona jestem, że Tusk pozwolił się swoim posłom pobawić w jakieś wybory, a nie wystawił po prostu swojego kandydata. Powiew demokracji. Ciekawa jestem, czy im wcześniej delikatnie zasugerował na kogo głosować. Te ich prawybory, co prawda, mają być anonimowe, ale kto ich tam wie. W każdym razie, którykolwiek z nich wygra (Trzaskowski ma większe szanse według sondaży, ale to Sikorski jest zaufanym człowiekiem Tuska), mam nadzieję, że PiS wystawi naprawdę mocnego kandydata.
Polityczna wydmuszka
Bo wyobraźcie sobie, co zrobiłby z Polską Trzaskowski, wielki entuzjasta Zielonego Ładu. Wszystkie te chore unijne przepisy akceptowałby bez czytania, podobnie jak z tym, co podsunie mu Donald Tusk ma się rozumieć. Zaakceptowałby wszystkie chore pomysły, które udałoby się przepchnąć lewicy, w tym małżeństwa jednopłciowe i aborcję, chociaż na te akurat mają niewielkie szanse, dzięki Bogu. A poza tym ta jego niekończąca się błazenada, zwłaszcza podczas kampanii. Wyobrażacie sobie, że ktoś mógłby nas reprezentować facet, który zaklejał ludziom szybę w drzwiach? I na dodatek do tej pory nie rozumie, czemu to było zabawne?
Niebezpieczny szaleniec
Sikorski z kolei? Idiotyczne albo agresywne wpisy na Twitterze, brak szacunku do jakichkolwiek oponentów politycznych (chociaż patrząc na to, jak potrafi się zachowywać, odnoszę wrażenie, że on nie ma szacunku do nikogo, również do siebie), chamskie odzywki. Taki ktoś ma pełnić rolę Prezydenta Polski, która jest funkcją, było – nie było, reprezentacyjną?! I ten jego żenujący wpis na Twixie, w którym dziękował USA za wysodzenie Nord-Stream, a który potem oczywiście wykorzystała rosyjska propaganda. Ale przede wszystkim to jest człowiek, który własną pychą, atakami szału, agresją i przede wszystkim głupotą jest w stanie wciągnąć nas do wojny. Na przykład ostatnio domagał się, żeby Polska i inne kraje graniczące z Ukrainą zestrzeliwały rosyjskie rakiety znad terytorium ukraińskiego.
Ten szaleniec jest niebezpieczny.
M.