

Nawiasem Pisząc
Minister od głupich pomysłów
Barbarze Nowackiej płaci się za to, żeby mówiła głupie rzeczy i wpadała na głupie pomysły. I trzeba przyznać, że jako jedna z niewielu faktycznie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Od czasu uformowania się nowego nie-rządu nie powiedziała jeszcze ani razu nic mądrego. A mówi dużo. Czyli są jeszcze politycy odpowiedzialni, pracowici i spełniający swoje obietnice. Chyba, że pani Barbarze wcale nie płaci się za to, żeby mówiła i robiła głupie rzeczy, tylko za coś innego – w takim wypadku nie rozumiem, czemu ona to robi, ale najwyraźniej lubi. Nie do końca też wiem, co ona w ogóle robi. Teoretycznie jest minister edukacji, ale to mi się w ogóle nie zgadza. Ministrowi edukacji chyba powinno zależeć na tym, żeby stan polskiego szkolnictwa był jak najwyższy, żeby uczniowie osiągali jak najlepsze wyniki oraz żeby po zakończeniu edukacji nie byli debilami. Posłanka Lewicy robi jednak wszystko, żeby efekt był dokładnie odwrotny. Uparcie, ambitnie i konsekwentnie.
Wstępne przymiarki
Pierwsze jej pozbawione sensu i logiki pomysły już znamy. „Tęczowe piątki” w szkołach, brak ocen z niektórych przedmiotów, brak zadań domowych – a jeśli już koniecznie trzeba zadać, to broń Boże nie sprawdzać. Niech uczeń nie będzie świadomy, że źle wykonuje jakieś zadanie, co za problem? Pani Nowacka wspominała również o obiadach dla dzieci w każdej szkole, ale później widocznie uznała, że to jednak za mądry pomysł, więc z niego zrezygnowała. Odrzuciła na stertę innych niespełnionych obietnic swojego nowego szefa, bo przecież ten człowiek już nie pamięta, co tam naobiecywał. Było coś o podwyżkach dla nauczycieli, było o paliwie za 5 zł i był jeszcze kredyt 0%. Chociaż ekipa Tuska nie będzie miała pewnie problemów, żeby uznać je za spełnione, bo podwyżka ma być, ale nie taka jak obiecano, paliwo za 5 zł obiecywał w tamtym konkretnym momencie, teraz już się nie da, a zamiast załatwić kredyt 0% zlikwidujemy kredyt 2%. Ale do brzegu. Pani Basia, kiedy już uraczyła wszystkich swoimi pierwszymi głupimi pomysłami, postanowiła przekazać kolejne. I tutaj już się robi niefajnie, bo Nowacka zabiera się za język polski i historię. W kolejce pewnie czeka biologia, ale musi jeszcze ustalić z Żukowską, ile jest płci. Jeszcze do tego nie doszły. Trzeba poczekać aż Kaśka Lubnauer nauczy je liczyć do dwóch. W każdym razie – moim zdaniem Tusk może śmiało wycofać się z tej obietnicy podwyżek dla belfrów, bo oni niedługo nie będą mieli co robić.
Najpierw podstawówki…
Jeśli chodzi o język polski to rzecz jasna przede wszystkim oberwie się lekturom, chociaż nie wykluczam, że później wycofa się z alfabetu literę „r” na cześć naszego premiera. I podejrzewam, że lektury, które zostaną usunięte, nie będą dla Was zaskoczeniem. Za chwilę do tego przejdę, wspomnę jedynie, że minister edukacji dokładnie wyjaśniła takie, a nie inne decyzje: Na liście lektur nie ma żadnej książki, która powstała w XXI wieku. Warto się zastanowić nad tym, że jak chcemy mieć młodzież z wiedzą, otwartą na świat, to muszą też czytać literaturę współczesną. Argument nie do zbicia, zwłaszcza że wiadomo, jak olbrzymi jest współczesny poziom literacki. Proponuję dorzucić „365 dni” i jakiś kryminałek Remigiusza Mroza – oczywiście w miejsce Mickiewicza, Sienkiewicza, Żeromskiego. Ale nie martwcie się, nie będzie aż tak źle, chociaż niewiele lepiej. Dołożą Olgę Tokarczuk. Dzieci w liceum będą czytały książki kobiety, która twierdziła, że Polacy mordowali Żydów, byli właścicielami niewolników oraz kolonizatorami. Każdy normalny człowiek popukałby się w czoło, ale pani parlamentarzystka z Lewicy świętuje kolejny głupi pomysł. A teraz przejdźmy do samych lektur. Po kolei – z lektur ma zostać wyrzucony „Powrót taty” Adama Mickiewicza, „Pan Tadeusz” można powiedzieć, że zostaje, ale niepełny – wytnie się opisy, ówczesne zwyczaje i – a jakże! – polowania. Poza tym zniknie „Katarynka” Bolesława Prusa. Z „W pustyni i w puszczy” ostaną się jedynie fragmenty, trwają też rozmowy, czy nie wyrzucić „Potopu”, „Quo Vadis” też już nie będzie, bo przecież wiadomo, że Sienkiewicz to stary rasista. Przypominam, że w tym nie-rządzie jest jego prawnuk. Strasznie polskiego pisarza pokarało za ten jego rasizm – taką kanalię ma wśród swoich potomków. Lećmy jednak dalej: „Syzyfowe prace” Stefana Żeromskiego, tren I i V Jana Kochanowskiego i „Żona modna” Ignacego Krasickiego. Poezja Cypriana Kamila Norwida, Jana Lechonia czy Marka Rymkiewicza też jest niepotrzebna. Będą również czystki w lekturach dla klas z rozszerzonym językiem polskim. Wypadną „Topsy i lupus” Zofii Kossak-Szczuckiej, bo była wredną antysemitką, która ratowała Żydów (na szczęście mają zostać „Bursztyny”), znowu oberwało się Sienkiewiczowi, bo zniknąć ma „Janko Muzykant”.
Później licea
No to przejdźmy szybko do liceów, bo tutaj ministerstwo edukacji również zadbało, żeby przypadkiem uczniowie się nie przemęczali. Zniknąć mają Pieśń nad pieśniami, „Odyseja” Homera, Legenda o św. Aleksym, Kroniki Galla Anonima, „Boska komedia” Dantego (chociaż na szczęście ma być wciąż dostępna na poziomie rozszerzonym), Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska, „Romeo i Julia” Shakespeara, „Rozdziobą nas kruki, wrony” Stefana Żeromskiego. Nowacka uznała również, że to wcale nie jest konieczne, żeby uczniowie klas rozszerzonych czytali więcej, bo więcej znaczy za dużo, więc tutaj też planuje okroić listę lektur. Pożegnamy więc „Chmury” Arystofanesa, „Eneidę” Wergiliusza, „Wyznania” św. Augustyna, Summę teologiczną św. Tomasza z Akwinu, „Lilla Weneda” Juliusza Słowackiego. Te wybory chyba nikogo nie dziwią. Za dużo świętych. Barbarę Nowacką tyłek parzy na samo tylko wspomnienie, więc won. Żadnych świętych! A skoro tak, to… z listy lektur uzupełniających ostała się jedna książka. JEDNA. I tutaj chyba najwidoczniejszy jest cel działania Barbary Nowackiej i jej motywy – ona nienawidzi wszystkiego co katolickie i chrześcijańskie. Licealiści nie będą musieli czytać: „Historyji o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim” Mikołaja z Wilkowiecka, Kroniki książąt polskich, „Świętego” Jana Józefa Szczepańskiego, „Zapiski więzienne” Stefana Wyszyńskiego, „Przekroczyć próg nadziei”, „Tryptyk rzymski”, „Pamięć i tożsamość” Jana Pawła II oraz „Ojciec wolnych ludzi. Opowieść o Prymasie Wyszyńskim” Pawła Zuchniewicza. Sporo, prawda? Do tego należy prawdopodobnie doliczyć pieśni patriotyczne, bo na cholerę rozwijać i uczyć uczniów takiej idei, skoro można pokazać im, jak należy się masturbować. Jak widać z kanonu lektur wypada bardzo wiele wartościowych pozycji, które znajdowały się tam od lat. Co w zamian? Niewiele. Wspominałam o Oldze Tokarczuk. Dorzucą jeszcze „Wroniec” Jacka Dukaja i „Gorzką Czekoladę i inne opowiadania o ważnych sprawach” Barbary Kosmowskiej i Pawła Beręsewicza. Trzy książki. Zamierza wypierdzielić pół lektur, a w zamian za to da trzy książki, z czego jedna kobiety, która pojęcia nie ma o polskiej historii. Pani Barbara pewnie uśmiecha się pod nosem, bo tak głupio to się jeszcze nikomu nie udało.
Historia… a po co komu historia?
Myśleliście, że to koniec? Nie, nie, nie, Basieńka ma całe mnóstwo kolejnych głupich pomysłów. A czego Basieńka nie lubi najbardziej – poza chrześcijaństwem? Tak, dokładnie! Polskości! Patriotyzmu! Naszej historii! Dlatego, rzecz jasna, nie zamierzała tej historii oszczędzać. „Wśród tematów, które proponuje się wykreślić z podstawowych lub dodatkowych treści nauczania, są m.in. Kulturkampf, chrzest Polski, średniowieczne wojny z Niemcami, Żołnierze Niezłomni, zwycięstwo grunwaldzkie, rola Jana Pawła II w obaleniu komunizmu i przykłady bohaterstwa Polaków podczas II wojny światowej” – opublikował portal Niezależna. I zobaczmy, co my tu mamy. Kulturkampf – wiadomo, cesarz Otto von Bismarck usiłował ograniczyć wpływ Kościoła Katolickiego w Cesarstwie Niemieckim. Kościół Katolicki należy tępić, więc nie ma co roztrząsać, Bismarck dobrze zrobił. W ogóle w tej nowszej wersji historii ci Niemcy to będą fajne ziomeczki. Ale już druga pozycja budzi spore obawy. Chrzest Polski. Przecież to był praktycznie początek istnienia Polski. Początek jej cywilizacji. Nie da się być tak głupim, żeby całkowicie na trzeźwo wymyślić coś takiego, prawda? Nieprawda. Bo tu właśnie wchodzi Baśka, cała na biało. Średniowieczne wojny z Niemcami też wyrzucimy, pamiętajcie, że od teraz Niemcy są fajni. Bitwę pod Grunwaldem też, bo Doniek dostał wytyczne od naszych zachodnich sąsiadów, że ich ta porażka ciągle wkurza. Zniknięcie kwestii Żołnierzy Wyklętych czy Jana Pawła II nie dziwi mnie absolutnie. Tego się spodziewałam. Ale podobno ma pojawić się temat Inki, chociaż mocno okrojony. Obawiam się, że polska bohaterka może posłużyć do tworzenia HERstorii, bo przecież pamiętamy, że takie debilizmy lewicy po głowach chodziły. Czy to wszystko? Nie. Bo na przykład zamiast rzezi wołyńskiej dzieci będą się uczyć o konflikcie polsko-ukraińskim, zamiast o przykładach Polaków ratujących Żydów dowiedzą się o postawach Polaków względem Żydów. Wiadomo jakich postawach. Przekłamane Jedwabne przepracują od początku do końca, starannie pomijając wątek niemiecki (wiadomo, wbijcie sobie do głów, Niemcy fajne chłopy są!), o rodzinie Ulmów nie będzie już czasu nauczyć. Zaraz przejdziemy do historii II wojny światowej (bo jej oberwało się najmocniej), ale o jednym muszę Wam wspomnieć, mimo że chciałam się skupić głównie na historii Polski, którą nowa minister zamierza potraktować najsurowiej. „Zasięg ekspansji arabskiej” zastąpiono „narodzinami islamu”, wykreślono też „rolę Kościoła w dziedzinie nauki, architektury i sztuki”, sprowadzając ją jedynie do „kultury i życia codziennego”. Brzmi znajomo, prawda? Niestety, jak wspominałam, bardzo dużo uwagi nowa minister edukacji poświęciła II wojnie światowej. Jak można się domyśleć jest tam sporo treści, które nie spodobały się pani Nowackiej. Wśród treści przewidzianych do usunięcia […] są „przykłady szczególnego bohaterstwa Polaków, np. obrona poczty w Gdańsku, walki o Westerplatte, obrona wieży spadochronowej w Katowicach, bitwy pod Mokrą i Wizną, bitwa nad Bzurą, obrona Warszawy, obrona Grodna, bitwa pod Kockiem”. W podpunkcie dotyczącym przykładów zbrodni niemieckich i sowieckich wykreślono nawias „(Palmiry, Katyń, kaźń profesorów lwowskich, Zamojszczyzna)”. Z materiałów dotyczących początków komunizmu w Polsce proponuje się usunąć wątki „opór zbrojny (żołnierze niezłomni)” oraz „rola Jana Pawła II i jego wpływ na przemiany społeczne”.
Nowa podstawa programowa, czyli niczego nie będzie
A czemu tak? Bo tak i prawdopodobnie mamy się nie interesować. W tej fajniejszej wersji historii, Niemcy to nasi starzy, dobrzy kumple, więc sami rozumiecie, że akurat to wydarzenie trzeba troszeczkę przyciąć. Ale spokojnie, Baśka wszystko ogarnie. Na początku rzuciła się ratować najbardziej palące ją przedmioty, ale podejrzewam, że głupich pomysłów jej nie brakuje. Trzeba jednak przede wszystkim zrobić porządek z historią i polskim, bo na cholerę młodzi Polacy mają się uczyć o naszych bohaterach i czytać powieści naszych pisarzy? Nikomu to do niczego potrzebne nie jest – zwłaszcza na szparagach u Niemca. Ale skąd to wiadomo, zapytacie, może nie będzie aż tak źle? Z dokumentu o nazwie: „Podstawa programowa kształcenia ogólnego dla szkoły podstawowej”, który jest już rozsyłany do urzędników MEN do konsultacji. Wspomniane zmiany nie są ostateczne, ale wszystkie są autorstwa resortu edukacji. Spodziewałam się podobnych rozwiązań, ale że pani Basia tak jawnie przyzna się, że jest zwykłą antypolską szczekaczką – tego nie. Nie wiem tylko, czy mam pogratulować bardziej odwagi czy raczej kolejnego głupiego pomysłu? W każdym razie – Nowacka z całą pewnością zamierza zostać najgorszą minister edukacji w historii. Konkurencję ma dużą, ale i szanse ogromne. Wydaje mi się, że może nawet wyprzedzić tego śmieszka, który wprowadził gimnazja – a to było dawno, bo zdaje się, że za rządów Jerzego Buzka.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Ameryka już nigdy nie będzie taka sama

Tak Charlie Kirk skomentował śmierć Iryny Zarutskiej. Dobę później sam już nie żył. W sumie chciałam Wam napisać o tej młodej Ukraince, nawet miałam już gotowy „szkielet” tekstu, ale kiedy wczoraj dowiedziałam się o Charlie’em, to morderstwo wstrząsnęło mną chyba jeszcze bardziej. Myślę jednak, że warto napisać parę słów o obu tych zabójstwach, bo jest to wyraźny sygnał, że z Ameryką dzieje się coś złego. I to dzieje się od dawna. A patrząc na to, że my lubimy bezmyślnie kopiować wszystkie, nawet najbardziej absurdalne pomysły z Zachodu (ot, choćby feminizm i walka o prawa homoseksualistów) – obawiam się, że zacznie się to również u nas. Już się zaczyna, jeśli przypomnimy sobie np. o 24-latce z Torunia.

Bezsensowna zbrodnia w komunikacji miejskiej
Zarutska była młodą, 23-letnią Ukrainką, która uciekła przed wojną z Kijowa do USA. Podobno interesowała się sztuką, sama też próbowała coś tworzyć. Dziewczyna wsiadła do jednego z pociągów komunikacji miejskiej w Charlotte, w stanie Karolina Północna i zajęła wolne miejsce, nie prowokując, nie zaczepiając nikogo, nie wszczynając żadnych kłótni ani awantur. Usiadła i zaczęła przeglądać swoją komórkę. Na zdjęciu widzimy ją tuż przed śmiercią, kiedy przerażona spogląda na swojego oprawcę, który zadał jej trzy ciosy nożem albo scyzorykiem, w tym jeden w szyję, który prawdopodobnie okazał się śmiertelny. Chwilę później osunęła się na ziemię i umarła. Do zdarzenia doszło 22 sierpnia, jednak głośno o nim zrobiło się dopiero na początku września. Wcześniej media starannie unikały tematu. Czyżby dlatego, że morderca był czarny, a ofiarą została drobna, biała kobieta? Wyobraźmy sobie odwrotną sytuację, w której biały mężczyzna bez żadnego powodu, ot po prostu dlatego, że mu się nudziło, atakuje nożem czarnoskórą kobietę. Lament byłby niewyobrażalny – zresztą wystarczy przypomnieć sobie całą aferę z George’em Floyde’em, który w przeciwieństwie do Ukrainki był już wielokrotnie notowany za rozboje, kradzieże i grożenie ciężarnej kobiecie nożem. Wszyscy pamiętamy chyba, że w USA wszyscy oszaleli, bo przecież wiadomo, że to był rasizm. I żadne argumenty do nikogo nie trafiały – Derek Chauvin został rasistą i koniec. Trafił na 21 lat do więzienia federalnego, w którym zresztą też został ugodzony nożem, chociaż on akurat ten atak przeżył. Minęło nieco ponad pięć lat i dziś my mamy do czynienia z brutalnym morderstwem dokonanym przez czarnego mężczyznę. A zamordowaną Ukrainką zainteresowano się dopiero po paru tygodniach, bo komuś się chciało to nagłośnić. Zresztą mniej więcej w czasie, kiedy w Ameryce trwała hucpa związana ze śmiercią czarnego bandyty i narkomana, doszło tam do innej zbrodni. Popełnionej na małym, pięcioletnim chłopcu, który jeździł sobie rowerkiem niedaleko swojego domu. Nie wiem, czy w ten sposób wyrażał swoje poparcie dla białej supremacji, ale w pewnym momencie jego czarnoskóry, 25-letni sąsiad podszedł do niego i strzelił mu w głowę, na oczach jego dwóch 7-letnich sióstr. Tak po prostu. Ten temat został jednak skutecznie przykryty aferą o Floyda, który stał się dosłownie świętym męczennikiem lewicy. Chociaż, gwoli sprawiedliwości, parę informacji o małym, zamordowanym chłopcu się pojawiło. Na przykład w artykule mówiącym o tym, że ujęto sprawcę, zamieszczono… zdjęcie jego białego ojca. Żeby przypadkiem nikomu się to „rasistowsko” nie skojarzyło. Morderca Iryny po dokonanym zabójstwie trafił do szpitala, bo biedaczek zranił się w rękę, kiedy dźgał młodą kobietę, jak gdyby nigdy nic. Bo mu się nudziło. Wcześniej był czternaście razy zatrzymywany – podobnie jak Floyd za rozboje i kradzieże – ale dziwnym trafem chodził sobie dalej wolno po ulicy. Lewica oczywiście wzięła w obronę… nie, nie tę biedną dziewczynę, tylko jego oprawcę. Tradycyjnie wpadł argument o niepoczytalności i schizofrenii (pamiętacie, jak w pewnym momencie każdy muzułmański zamach tłumaczono depresją lub innymi chorobami psychicznymi sprawców?), ale jakbyście obejrzeli sobie to nagranie, widzielibyście, że o niepoczytalności nie ma mowy. Zabójca dokładnie wiedział, co i jak zamierza zrobić. Sugerowano nawet, że Ukrainka na pewno przeglądała sobie jakieś rasistowskie strony w telefonie, co sprowokowało agresora. Wątpię, bo ta dziewczyna prawdopodobnie miała plakat BLM w swoim pokoju, co mnie specjalnie nie dziwi, bo tak młode kobiety często skręcają w lewo. Potem spora część z nich nabiera rozumu. Iryny niestety pozbawiono tej szansy. Obecnie trwa zbiórka na opłacenie adwokata dla Decarlosa Browna Juniora, bo tak się nazywał napastnik.
Zamach na wolność słowa?
Charlie Kirk opublikował jej ostatnie zdjęcie, podpisując je „Ameryka już nigdy nie będzie taka sama”, sugerując prawdopodobnie, że pobłażliwość wobec czarnoskórych popełniających przestępstwa, wynikająca z obawy o sprowokowanie ruchu BLM, przyczyniła się do tego, że czują się oni całkowicie bezkarni. I że mamy do czynienia ze zjawiskiem „odwróconego rasizmu”, w którym białe ofiary Murzynów są marginalizowane, pomijane, a czasem wręcz obwiniane częściowo za zbrodnie, której ofiarą padły. Niecałą dobę później Charlie Kirk sam został postrzelony, również w okolicę szyi (morderca trafił go prosto w tętnicę) na jednym ze zorganizowanym przez siebie spotkań ze studentami. Bo tym Kirk się zajmował. Dyskutował, rozmawiał z młodymi ludźmi, argumentował i przekonywał. O swoje poglądy walczył słowem, nie bronią. I bardzo często te debaty wygrywał. Nie śledziłam go jakoś regularnie, ale jak w ręce wpadło mi jakieś nagranie z jego debat, chętnie sobie włączałam. Nie wiadomo, kim był sprawca, dlatego za wcześnie, aby stwierdzić na 100%, że to morderstwo na tle politycznym (chociaż innego wyjaśnienia osobiście nie widzę, ale poczekajmy na ujęcie sprawcy), ale już teraz można powiedzieć, jak ludzie o lewicowych poglądach zareagowali na jego bezsensowną i niepotrzebną śmierć. Otóż nagrywali na TikToka filmiki, na których dosłownie świętowali. Śmiali się. Tańczyli. Skakali. Krzyczeli. Albo wygadywali jakieś niestworzone bzdury o tym, że konserwatywny publicysta sam sobie na to zasłużył, bo był – tak, zgadliście – faszystą. Nie przypominam sobie, żeby on sam kiedykolwiek kogoś zabił, więc czym miałby sobie na to zasłużyć? Bo był za łatwiejszym dostępem do broni? To wystarczyło? Wiedzieliśmy też, że Charlie miał otrzymywać regularne groźby karalne – właśnie za poglądy. Chwilę przed tym, zanim padł strzał, wypowiadał się na temat agresji wśród środowiska LGBT, zdaje się, a może ogólnie wśród amerykańskiej lewicy. Wiadomo już, że zabójca strzelał z dachu i trafił go za pierwszym razem. Wyglądało to bardzo źle, ale łudziłam się, że skoro jeszcze żył, kiedy trafił do szpitala, uda się go uratować, chociaż postrzegałam to raczej w kategoriach cudu. Oczywiście, znam jego proizraelskie poglądy, jakie zresztą ma sam Donald Trump, którego popierał. I z nimi akurat się zdecydowanie nie zgadzam, chociaż warto mieć na uwadze, że jakiś czas temu Kirk również zaczął krytykować izraelskie działania w Strefie Gazy. Mimo to jego konserwatywny i prawicowy głos w debacie publicznej, uważałam za niezwykle cenny… i celny. Na Twixie pojawiają się również nagrania z jego prywatnego życia, po których można stwierdzić, że poza tym, że był nieustępliwym adwersarzem, był też kochającym mężem i ojcem. Jego córka ma trzy lata, a syn roczek. Nie zapamiętają swojego ojca, co najwyżej z opowieści matki. Boże, daj im dużo siły w tym okrutnym dla nich czasie. Tak, Ameryka prawdopodobnie już nigdy nie będzie taka sama. Społeczeństwo polaryzuje się coraz bardziej, a kto wie, czy ostatnie wydarzenia nie zaczynają już przelewać czary goryczy. Nieśmiało tylko zasugeruję, że zarówno w Utah (gdzie zastrzelony został Kirk), jak i w Karolinie Północnej kara śmierci wciąż obowiązuje. W Utah zdaje się ostatni taki wyrok wykonano w 2024 roku, w Karolinie Północnej w 2006 roku. Moim zdaniem oba te mordy zasługują na najwyższy wymiar kary, bo pierwsza była całkowicie bezsensowna, niepotrzebna, spowodowana tym, że sprawcy chyba się nudziło, a druga godziła nie tylko w samego Charliego, ale również w ideę wolności słowa, która przecież jeszcze niedawno była w Ameryce świętością.
M.
Nawiasem Pisząc
Silni Razem znowu atakują

Człowiek już nawet nie może sobie na urlop wyjechać i odciąć się na niecałe dwa tygodnie od polityki, żeby sobie odpoczynku nie psuć, bo silniczki nigdy nie śpią. Nie odpoczywają. Nie zwieszają głów. Nie poddają się. Silni Razem cały czas walczą. Niestrudzenie. Z poświęceniem. Nie patrząc na nic, a już na pewno nie oglądając się na logikę. I zawsze w mediach społecznościowych, nigdzie indziej. W ciągu tych niecałych dwóch tygodni wyprowadzili co najmniej trzy frontalne ataki, z czego sensu nie miał ani jeden. To jest naprawdę niesamowite, jak Platformie udało się wyhodować tak pokaźną grupę kompletnych oszołomów, gotowych gryźć i kąsać ten przebrzydły PiS albo w ogóle ludzi nie zakochanych bez pamięci w Tusku – i robiących to zupełnie bezmyślnie, bez choćby cienia zastanowienia, z jakąś niepokojącą wręcz satysfakcją. Ale po kolei.
Tradycyjnie Nawrockiego
Nie da się ukryć, że towarzyszy z Silnych Razem najbardziej boli Karol Nawrocki, bo – mimo tego, że od wyborów minęły już dwa miesiące – wciąż nie mogą pogodzić się z porażką. I w dalszym ciągu z uporem maniaka twierdzą, że nie znamy wyników wyborów, nie wiemy, kto wygrał, a Nawrocki jest uzurpatorem. To jest już tak oklepane, że szkoda poświęcać na to więcej czasu, niż tylko ta krótka wzmianka, żeby przypomnieć wszystkim z kim mamy do czynienia. Teraz znowu jest źle, bo Karol Nawrocki odbył wizytę w Stanach Zjednoczonych i rozmawiał z Donaldem Trumpem jak równy z równym. I – uwaga – mówił po angielsku. Ale że miał słyszalny akcent, to jest już pierwszy powód, żeby go wyszydzić (oni nawet native-speakera wynajęli, żeby im dokładnie wymienił, w którym miejscu Nawrocki nie mówił czystą, poprawną angielszczyzną!). A jak jeszcze się przejęzyczył i powiedział, że zmarły tragicznie pilot Maciej Krakowian stracił, a nie osierocił dwóch synów – to już była gafa nie do wybaczenia, mimo że średnio ogarnięty człowiek bez trudu mógł zrozumieć, co prezydent RP miał na myśli. No dobrze, to teraz już wiemy, za co powinniśmy się wstydzić, ale co zrobić z faktem, że wizyta Karola Nawrockiego zakończyła się sukcesem? Nic prostszego – wystarczy ogłosić, że to tak naprawdę nie jego sukces, tylko Sikorskiego, Tuska albo Kosiniaka-Kamysza. Bo przecież Radosław Sikorski nagrał na Twixie instrukcje dla prezydenta Polski, co może mówić, a czego mu nie wolno. Pan Karol miał się jedynie do tego zastosować. Praktycznie przyjechał na gotowe. To jest naprawdę już tak żałosne, że aż zabawne, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, na czym polegała wizyta Radosława Sikorskiego w Stanach. Na robieniu sobie zdjęć. Ale że pan Radosław, z charakterystyczną dla siebie elegancją, podszczypywał prezydenta w mediach społecznościowych, bo on spotkał się z Marko Rubio, a nie z jakimś tam Trumpem i Bóg jeden wie, czego dotyczyła ich rozmowa, to go w końcu Nawrocki zgasił jak uczniaka. Czym wzbudził kolejny wybuch wściekłości w środowisku Silnych Razem. Przypomnijmy zresztą, co wicepremier „kazał” załatwić Nawrockiego – udział Polski w kolejnym szczycie G20 i nie mniejszą liczbę wojsk amerykańskich w Polsce. Załatwił jedno i drugie, nawet padły sugestie, że być może się ją powiększy, więc w czym problem? A, bo w innym filmiku umieszczonym radośnie w mediach społecznościowych apelował również, żeby prezydent jasno zakomunikował, że pokój na Ukrainie jest dla nas sprawą pierwszorzędną. Cóż, ośmielę się jedynie zauważyć, że głowa państwa pojechała tam jako prezydent Polski, a nie Ukrainy. Karol Nawrocki ogólnie wyrasta na mało pokornego prezydenta, bo nie bał się po raz kolejny przypomnieć Niemcom, że my dalej czekamy na reparacje, czego jak wiadomo robić nie wolno, a dodatkowo zasugerował, że największa świętość Platformy Obywatelskiej, Lech Wałęsa, wcale nie był tak kryształową postacią, jak wierzą ich wyznawcy. Mnie się jedno i drugie bardzo podobało i za to chociażby pan prezydent ma u mnie dwa duże plusy.
Niefajna reakcja znanego muzyka
Ale że Nawrockiego nie lubią i wykorzystają każdą okazję, żeby w niego uderzyć, już się przyzwyczailiśmy. A jak nie ma okazji to bardzo ochoczo krytykują Martę Nawrocką, bo się nie ubiera tak jak powinna, nie ma klasy ani elegancji i w ogóle ma parcie na szkło i niepotrzebnie się odzywa. Zabawne, bo żonę Andrzeja Dudy atakowali za coś zupełnie odwrotnego – zresztą sam Duda był zły, bo nie wetował, Nawrocki jest zły, bo wetuje. Nie dogodzisz. Twixa rozpaliły też dwie kolejne afery nakręcane przez Silnych Razem i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że zmobilizował ich znowu Roman Giertych. Na pierwszy ogień poszedł Kazik, który nagrał krótką rymowankę, w której bardzo brzydko określił Roberta Biedronia. Fakt, że padły tam słowa mocno nieparlamentarne (chociaż patrząc na kondycję polskiego Sejmu nie wiem, czy można w dalszym ciągu określać tak wulgaryzmy), ja sama staram się takich nie używać. Szkoda jednak, że wszystkim umknął kontekst tej wypowiedzi. Wcześniej Biedroń był łaskaw wrzucić zdjęcie, na którym widać jak piloci amerykańscy oddają cześć Maciejowi Krakowianowi, wykonując formację „Missing Man” i podpisując je „Szon patrol”, nawiązując tym samym do tej idiotycznej, nastoletniej mody. I wtedy to im nie przeszkadzało. Sam Biedroń zresztą po jakimś czasie zorientował się, że palnął niewybaczalną gafę, więc szybko napisał, że to nie on, tylko asystent. Kogo wy tam zatrudniacie, ludzie? Zabawne, że za każdym razem, jak któryś z polityków palnie głupotę w Internecie, to albo mu się włamali na konto, albo zrobił to asystent. Chyba że głupotę palną podczas jakiegoś przemówienia, wtedy się przejęzyczyli. Banda dyletantów. Nie popieram języka, którego użył Kazik, ale każdego by chyba trafił szlag po tym kolejnym już bezmyślnym ataku na naszego wojskowego. Mieliśmy oszczerstwa pod adresem WOT-u (pamiętamy, „prywatne wojsko Macierewicza”), później Straży Granicznej, a teraz nieżyjącego pilota F-16. Później, kiedy ekipa KO przejęła władzę, WOT nagle okazały się przydatne i zasłużyły na to, żeby robić sobie z nimi zdjęcia po tym, jak pomagały ludziom podczas wrześniowej powodzi. Straż Graniczna też już nie jest taka zła i platformersi bez cienia zażenowania przejęli hasło „Murem za polskim mundurem”, kiedy na jaw wyszło, że Niemcy sobie szmuglują swoich mniej zdolnych inżynierów przez naszą granicę (a nie zapomnijmy o „Zielonej granicy” Agnieszki Holland). Teraz Robert Biedroń kpi sobie z hołdu, jaki Amerykanie złożyli Maciejowi Krakowianowi bez żadnej konsekwencji. Winę można zrzucić na asystenta. To ja poproszę imię i nazwisko tego asystenta z łaski swojej. Mam nadzieję, że już szuka nowej pracy?
Stanowski znów podpadł
Najzabawniejszą aferę zostawiłam na koniec. Dorota Wysocka-Schnepf znów postanowiła o sobie przypomnieć i oskarża Krzysztofa Stanowskiego o hejterski atak na jej syna. W jaki sposób popularny dziennikarz miał to zrobić? Wspomniał po prostu, że syn arcykapłanki propagandy ma na imię Maksymilian – po dziadku. Kim był dziadek przypominać nie muszę. Tyle wystarczyło. Uaktywnili się na tym X-ie chyba wszyscy – co drugi wpis dotyczył tego bezpardonowego hejtu. Mnie się przypomniał za to inny atak na dziecko – na córkę Karola Nawrockiego. Tam były nawet sugestie, że dziewczynka jak dorośnie będzie pracowała… albo daruję to sobie, ale pewnie domyślacie się, że chodzi o te świństwa, o które oskarżali ówczesnego kandydata na prezydenta. Wtedy nie był hejt. Teraz jest. Informację, jak ma na imię syn pani Doroty, można znaleźć w Wikipedii, więc proponuję atakować tę redakcję, a nie Stanowskiego za to, że ośmielił się zacytować to źródło. Poza tym tego chłopaka nikt nie tknął, nikt o nim nic nie pisał, nikt go nie obrażał. Nic, ma imię po dziadku, nie jego wina przecież. Cała aferka jest oczywiście śmieszna i gdybyśmy mieli normalne, niezależne sądy byłabym pewna, że sprawa zostanie uwalona – zwłaszcza że pani Dorota sama broniła swojego teścia na platformie X, starannie pomijając jego udział w Obławie Augustowskiej, bo on tam tylko pomagał. Ale nie to jest w tej guanoburzy najciekawsze. Otóż Stanowski wspomniał o Maksymilianie Juniorze w jednym ze swoich programów niedługo po swojej słynnej potyczce słownej z dziennikarką TVP podczas jednej z debat prezydenckich. Kiedy to było, ze dwa miesiące temu? Program ten nagrywał zresztą po jednym z wielu ataków Wysockiej-Schnepf na niego, ale to też pal sześć. Dlaczego pani Dorota wyciąga tę sprawę dopiero teraz? Czyżby dlatego, że Krzysztof Stanowski stara się o koncesje na nadawanie w telewizji, co oznacza, że jego kanał jeszcze powiększy swoje zasięgi (a wiadomo, że twórca Kanału Zero jest dla nich niewygodny)? Nie ma przypadków, są tylko znaki. Mnie to wygląda na wykorzystywanie swojego syna do prowadzenia swojej wojenki politycznej. Obrzydliwe to jest. Ale na to Silni Razem już nie wpadną, padła komenda, żeby atakować Stanowskiego, więc atakują Stanowskiego. Od zadawania pytań jest ktoś inny.
Silniczki to jednak stan braku umysłu.
M.
Nawiasem Pisząc
Oszalał z tymi wetami!

Niesamowity jest ten upór i zapalczywość, z jaką środowisko Silnych Razem atakuje Karola Nawrockiego. Niesamowite jest również, że praktycznie każdy taki atak to okazja do zebrania solidnego oklepu, bo tak bardzo nie mogą pogodzić się z kolejnymi wetami, że rzucają się z wściekłością na prezydenta, uważnie pilnując aby ich przekaz zawierał tylko to, co ma zawierać – mieszaninę manipulacji, półprawd, kłamstw i przemilczenia pewnych niezbyt wygodnych faktów. Wiadomo, że jak fakty są dla nich niewygodne, tym gorzej dla faktów, prawda? Mija kolejne kilka dni od daty zaprzysiężenia Karola Nawrockiego, a oni dalej nie mogą się z tym pogodzić. Ba, są w tej swojej rozpaczy coraz bardziej zagubieni, bo teraz każdy ich atak to piłka starannie dośrodkowana do własnej bramki. I to w sytuacji, kiedy bramkarz akurat wyskoczył na fajkę. Przecież to jest aż nie do pomyślenia, co oni tam wyprawiają. Wymyślili sobie np. rozpaczliwe hasełko: „Robimy, nie gadamy” i żeby je uprawdopodobnić faktycznie rzucają prezydentowi jakieś ustawy pisane na kolanie, ale prawda jest taka, że nie, oni nic nie robią. Oni nawet nie gadają. Oni – za przeproszeniem – pierdolą. Na X-ie. Całymi, kurna, dniami.
Kto naprawdę oszalał i dlaczego?
Najbardziej się ubawiłam przy okazji tzw. afery samochodowej. Nie wiem, kto jako pierwszy wrzucił słynne zdjęcie Karola Nawrockiego przy limuzynie – podejrzewam, że to jakiś do granic bezczelny polityk związany z Silnymi Razem, albo jakiś ich oszołomiony fanatyk, który jak tylko zobaczył tego znienawidzonego prezydenta przy drogim samochodzie, to mu się coś w główce przegrzało i nie sprawdzając, nie weryfikując wrzucił zdjęcie, że proszę bardzo jakimi to furami rozbija się nasz prezydent. Oczywiście, zdjęcie szybko zeżarło i w pewnym momencie hulało po całym X-ie, a najbardziej zradykalizowane silniczki rozpoczęły debatę, o ile uciąć wydatki na Kancelarię Prezydenta – tylko o 70% czy na wszelki wypadek jednak o 90? Zabawa trwałaby w najlepsze, gdyby nie fakt, że dość szybko pojawiły się inne zdjęcie. Z Donaldem Tuskiem. Na tle takiego samego samochodu. Nie wiem, czy zdążyło paść tłumaczenie, że Donald Tusk to mąż landu, pardon, stanu, więc jemu taka limuzyna się należy jak psu micha, a Karol Nawrocki jako że przy Donku nic nie znaczy, może sobie co najwyżej starym oplem jeździć, kiedy okazało się, że to nie Kancelaria Prezydenta kupiła tę limuzynę i nie Karol Nawrocki ją sobie wybrał. Zrobiło to MSWiA pod kierownictwem Marcina Kierwińskiego. Mieli nadzieję, że Rafał Trzaskowski będzie się w niej dobrze prezentował, a może sam Kierwa liczył na to, że takie auto zmobilizuje Trzaskowskiego do cięższej pracy, bo fama głosiła, że on był szykowany jako jego następca na warszawskim tronie. Podejrzewam, że gdyby wiedzieli, że to Karol Nawrocki obejmie urząd prezydenta kupiliby mu co najwyżej taczkę, ale nie wiedzieli. Na pocieszenie warto wspomnieć, że prezydent bardzo ładnie im podziękował, na przykład wetując ustawę o pomocy dla Ukraińców, spełniając tym samym obietnicę wyborczą Rafała Trzaskowskiego. Na pewno mu się miło zrobiło.
Ile i co zawetował Nawrocki?
Nie da się jednak ukryć, że tym co najbardziej napędza teraz Silnych Razem i całe otoczenie premiera, to właśnie prezydenckie weta. Czasami naprawdę można odnieść wrażenie, że dla Karola Nawrockiego dzień bez weta jest dniem straconym. Nic zatem dziwnego, że ci najzacieklejsi przeciwnicy prezydenta zaczęli snuć teorię, że Karol Nawrocki zamierza zablokować funkcjonowanie rządu, a co za tym idzie działanie państwa, żeby doprowadzić do wcześniejszych wyborów. Nie powiem, kusząca propozycja, ale po pierwsze nie wydaje mi się, żeby nasze państwo dobrze działało, kiedy funkcjonuje ten rząd, a po drugie nie jest to do końca prawda, bo prezydent zawetował jak do tej pory siedem ustaw. Na dwadzieścia osiem. Prosta matematyka podpowiada nam zatem, że większość podpisał. Zawetował 1/4 – co prawda widziałam jakąś oburzoną dziunię z Silnych Razem, która przekonywała, że odrzucił 1/3, bo przecież 21:7=3. Tak, to są ludzie na takim poziomie. Oczywiście, w tzw. międzyczasie mogło się coś zmienić, bo jak sobie na szybko teraz sprawdzam, to pojawiają się informacje, że tych ustaw podpisał aż 31, co oznacza, że ponad 80% przeszło. Ale do brzegu, zajmijmy się teraz, dwoma najgłośniejszymi wetami. Pierwsze dotyczyło nowelizacji ustawy o zapasach ropy i gazu – Karol Nawrocki uzasadnił to zbytnim wydłużeniem okresu gromadzenia zasobów oraz sprzeciwiał się możliwości magazynowania gazu za granicą, co nie tylko zniechęca do potencjalnych inwestycji w polskie firmy, ale może spowodować, że w przypadku kryzysu będziemy zależni od kraju, gdzie nasze zapasy będą przechowywane. To jest po prostu oddanie kluczowej infrastruktury w obce łapy. Domyślam się chyba w które.
Tanie granie na emocjach
Z kolei weto dotyczące ustawy „Lex Kamilek” to nic innego jak tania gra na emocjach. Polacy długo nie mogli pogodzić się z tym, co spotkało ośmioletniego chłopca, więc jest to obszar, na który po prostu wystarczy rzucić zapałkę i wiadomo, że walnie. Należy jednak pamiętać, że ta ustawa jest po prostu bublem prawnym przepychanym na emocjach, byle pokazać, że coś robimy. Tak naprawdę odniosłam wrażenie, że po prostu zepchnięto w niej większą odpowiedzialność na nauczycieli. Być może, żeby mieć kozła ofiarnego, bo wiadomo, że sędziowie swoich wybronią, nawet jeśli tamci wykażą się taką arogancją i tumiwisizmem jak w przypadku sprawy Kamila z Częstochowy. Ale nie to jest tutaj najistotniejsze – otóż o zawetowanie tej ustawy apelowała również Rzecznik Praw Dziecka, Monika Horna-Cieślak – swoją drogą wspierana przez Platformę. Wyrażała ona obawę, że te zmiany pozostawiają zbyt wiele miejsca przypadkowi i ryzykowałyby one ich bezpieczeństwu, ponieważ dopuszczało możliwość, że dzieci mogłyby pracować z p***filami. Jak wyliczał na Twixie Radosław Karbowski:
„Rządzący chcieli wprowadzić w niej kilka zmian:
– w szkołach zamiast zaświadczenia z Krajowego Rejestru Karnego wystarczyłoby własne oświadczenie osoby pracującej z dziećmi
– osoby, które zostały zweryfikowane w innym miejscu (np. nauczyciele WF jako trenerzy w klubach), nie musiałyby być ponownie weryfikowane przez szkoły
– obowiązek przedstawiania zaświadczenia nie obejmowałby osób, które z racji zawodu nie mogą być karane (np. policjanci zaproszeni przez szkoły)
– goście obecni na zajęciach razem z nauczycielem nie musieliby przedstawiać zaświadczeń
– wolontariusze i studenci odbywający praktyki otrzymywaliby zaświadczenia o niekaralności bezpłatnie”.
I właśnie to stało się bezpośrednią przyczyną prezydenckiego weta. Ale po co napisać wprost, co dokładnie negował prezydent, zwłaszcza że wszystkie weta dokładnie uzasadniał, a nawet proponował inne rozwiązania, skoro można wrzucić emocjonalny bełkot o biednych dzieciach i patrzeć, jak ludzie się rozszarpują, bo niektórzy nie wiedzą, gdzie weryfikować informacje, a innym nie chce się tego robić? Zwłaszcza kiedy wytresowało się całe stajnie Silnych Razem, którzy każdą bzdurę są w stanie opakować w odpowiednią dawkę jadu i nienawiści i tym samym na bieżąco podsycają atmosferę.
M.