Nawiasem Pisząc
Kozioł ofiarny Konfederacji
A dzisiaj pogadamy sobie więcej o naszym środowisku, czyli prawacko-konserwatywnym. Dla zmylenia nazywanym przez lewicę faszystowskim. Bo ile można o tej opozycji mówić? Lista obietnic, z których powoli się wycofują jest długa i nawet nie da się ich spamiętać. Jedno pytanie mi się tylko nasuwa – czy ta przyszła koalicja poinformowała w jakikolwiek sposób swoich wyborców, że zamierzają połączyć siły (a jeśli tak, to na ile wcześniej), czy ustalili to po prostu między sobą za zamkniętymi drzwiami? To jest dosyć istotne, bo widzimy dzisiaj, że są one zwyczajnie sprzeczne. Znaczy – widzieliśmy już dawno, ale może niektórzy potrzebowali potwierdzenia, więc teraz mamy: czarno na białym. Bo, powiem szczerze, umknęła mi informacja o takiej koalicji przed wyborami. Ale jeżeli ogłosili to dopiero po wyborach, bo wcześniej sobie wszystko bez świadków ugadali, to trochę lipa, bo najzwyczajniej w świecie nie są w stanie spełnić większości swoich obietnic. Zwyczajnie się nie dogadają, chyba że wyborców wsadzą sobie głęboko w pewną część ciała i będą radośnie przyklepywać wszystko, co Tusk powie. Dążę do tego, że mówienie o tym, jak większość narodu zadecydowała – w sytuacji, w której nie poinformowali wyborców o koalicji – jest tanim, kłamliwym i populistycznym chwytem. Z tego, co ja pamiętam, jeszcze w czerwcu Tusk usiłował zdusić Hołownię butem. I prawie mu się udało. Niestety: prawie. Ale nieważne, umknęła mi po prostu ich przedwyborcza deklaracja, że ewentualny rząd utworzą wspólnie. Jeżeli ktoś coś o tym wie – poproszę o informację.
Garść suchych faktów
Ale dość już o naszym nowym (Boże, miej nas w opiece!) rządzie, bo chciałam napisać o pewnej mniejszej partii. Partii, która jeszcze wczesnym latem miała prawie 15% poparcia w większości sondaży, a ostatecznie skończyła na 7%, co jest dosyć spektakularnym zjazdem. Partii, która miała zająć trzecie miejsce w wyborach, a dała się wyprzedzić nawet odklejeńcom z lewicy i ostatecznie skończyła na miejscu ostatnim. Konfederacja, bo o niej mowa, wytypowała już Janusza Korwin-Mikkego, jako głównego winowajcę porażki. Czy to naprawdę była porażka? Na pewno członkowie Konfederacji i jej wyborcy liczyli na wyższy wynik, zwłaszcza że sondaże sprzed paru miesięcy mocno zaostrzyły apetyty, ale gdyby przyjrzeć się temu na sucho – to ugrupowanie jednak powiększyło liczbę posłów, są zdolni do założenia klubu poselskiego i będą mieli teoretycznie większy wpływ na decyzje Sejmu – wciąż minimalny, ale mimo wszystko, większy. Lewica natomiast odtrąbiła wielki sukces, mimo że straciła około 40% głosów, ale podlizali się Tuskowi, więc wg nich wszystko gra i buczy. Ale wróćmy do samego JKM, który został kozłem ofiarnym takiego wyniku Konfederacji. Zdaje się, że wczoraj, Sławomir Mentzen poinformował go, że nie będzie wpisany na żadną listę ich partii w kolejnych wyborach, wcześniej też pan Janusz został publicznie „połajany” przez Tumanowicza. Czy słusznie?
Jakby się tu wybronić?
Nie da się ukryć, że opinie wyrażane publicznie przez JKM są bardzo kontrowersyjne. Nie da się ukryć, że media słowa pana Janusza wykorzystywały do granic możliwości, więc kandydaci Konfederacji nie mieli za wiele okazji do opisywania własnego programu, a byli zmuszeni do tłumaczenia teorii Korwin-Mikkego. Mnie do feminizmu bardzo daleko, zresztą każda szanująca się (ekhm, ekhm) feministka uważa mnie za mizoginkę i kobietę zniewoloną przez patriarchat (do tego stopnia, że nie zdaję sobie sprawy z własnego zniewolenia), ale mimo wszystko jego komentarze o Karinie Bosak były jednak poniżej krytyki. Ja doskonale zdaję sobie sprawę, że to nie Korwin wypowiadał się o kobiecie jako o „dobytku”, było zresztą wielokrotnie tłumaczone, że nawet dla niego teorie tam głoszone okazały się zbyt duże, więc postanowił wyjść stamtąd po angielsku. Uważam jednak, że on sam powinien publicznie odciąć się od takich wypowiedzi, a nie pozwalać kolegom robić to za niego. Brzmiałoby to po prostu bardziej wiarygodnie. Podobnie nie burzyły mnie jakoś specjalnie jego słowa o kobietach, bo – napiszę szczerze – co mi szkodzi, że jakiś starszy facet pierdzieli coś o kobietach, jeżeli program jego partii w jakiś tam sposób może mnie przekonywać? Inna sprawa, że mam wrażenie, że pan Janusz z tymi kobietami zabrnął za daleko (wiem, jak to brzmi, ale nie to miałam na myśli! ), bo cały szum o szowinizmie dało się łatwo wytłumaczyć. Pan Janusz głosił poglądy monarchistyczne – w monarchii nie ma demokracji, urząd króla jest dziedziczony, więc ani kobieta, ani mężczyzna nie ma prawa głosu. Dosyć logiczne i łatwe do wytłumaczenia – mimo medialnych ataków. Jednak później JKM zaszedł dalej w swoich teoriach i np. w programie „Kanału Sportowego” u Stanowskiego był łaskaw zakomunikować, że kobieta powinna móc głosować dopiero po pięćdziesiątce. Swoją porażkę w wyborach komentował w podobny sposób – kobiety nie powinny głosować, bo kobiety głosują z reguły na mężczyzn. Ja się nie będę kusiła o rozróżnienie na płeć, wydaje mi się, że wyborcy dosyć jednoznacznie wyrazili swoje krytyczne podejście do Korwina. I, według mnie, powinno się to uszanować. O komentarzach odnośnie pedofilii chyba nie ma co się rozpisywać – też wiem, o co mu chodziło, wiem również, że opowiadał się za karą śmierci dla takich zboczeńców, ale jednak mówił to w taki sposób, żeby wzbudzić kontrowersje, a nie przekonać do swoich racji. Co sprawiało wiele problemów innym konfederatom, którzy dwoili się i troili, żeby w jakikolwiek sposób opinie pana Janusza w mediach usprawiedliwić.
Nie tylko Korwin…
Dużo ludzi opinie, wygłaszane przez JKM, określa ironicznie jako: „protokół 4%”. I faktycznie, Korwin wygłasza je tym chętniej, im bliżej jest wyborów. Pamiętam zresztą debatę prezydencką w 2015 roku, w której – moim skromnym zdaniem – Janusz rozniósł konkurencje. Paweł Kukiz mógł tylko powtarzać: „Tak jak pan Janusz powiedział…”. Chwilę przed tą debatą, Konrad Berkowicz, wraz z innymi działaczami partii KORWiN, uruchomił streaming live, na którym na bieżąco komentowali wypowiedzi wszystkich kandydatów. I sama się śmiałam, kiedy widziałam ich zaniepokojenie, czy nie będzie nic o Hitlerze, a potem ulgę, że nie było. Ale, patrząc uczciwie – Korwin na pewno Konfederacji nie pomógł, ale czy tylko on zaszkodził? Najwięcej pretensji do niego miał pan Tumanowicz, którego słowa – co prawda sprzed prawie dziesięciu lat – dziennikarze wygrzebali i atakowali nimi kandydatów tej partii. Mowa oczywiście o „rejestrze p***łów” i pamiętam, że z tej opinii musiała się tłumaczyć np. pani Anna Bryłka w Radiu Zet. Warto czasem w tej krytyce i szukaniu winnych spojrzeć również na siebie. Tak, panie Witoldzie, te słowa ciągną się za Wami cały czas, jak smród po gaciach. Mieliśmy również wyolbrzymioną aferę z psim mięsem, którą starały się wykorzystać wszystkie stacje telewizyjne, łącznie z TV Republiką, której dziennikarka i prezes od social-mediów wyszła specjalnie z małym, uroczym pieskiem, żeby pytać ludzi, co sądzą o tym pomyśle. Mieliśmy również spadochroniarkę Siarkowską, ale też paru innych ludzi, których po wyborach pan Dobromir Sośnierz określił jako „pokemony”. Mowa o płaskoziemcach, przeciwnikach 5G i zwolenników wszelkiej maści teorii spiskowych. Dobrze, że tam reptilian nie było… Chociaż może? Szczerze mówiąc, mam wątpliwości, czy chciałabym widzieć posłankę, która na mównicy sejmowej przekonuje mnie, że ziemia jest płaska. Dołączył się również pan Wipler, który głosił w wywiadach poglądy sprzeczne, niż sama Konfederacja. Chociaż nie on jeden, bo Konfederacja zaczęła w pewnym momencie skręcać w stronę centrum, próbując przekonać do siebie kolejnych wyborców – skończyło się tak, że straciła dużą część swojego elektoratu. Dużo było spraw z pozoru błahych, które – po zsumowaniu – mogły dać taki, a nie inny wynik. Dlatego mam wątpliwości, czy TYLKO do Korwina można mieć tutaj pretensje.
Rozmnażanie przez podział?
Już widać, że decyzja Sławomira Mentzena o usunięciu JKM z list na kolejne wybory trochę podzieliła zwolenników Konfederacji. Zdecydowanie większa ich część ją popiera, tłumacząc, że powinno się to zrobić już dawno. Są jednak tacy, którzy zapowiadają, że więcej na Konfę nie zagłosują. Sam Korwin już się odgraża, że jest w stanie założyć nową partię. Dużo mówi się też o tym, że dołączy do niego również Braun. Nie siedzę w głowie pana Grzegorza, więc nie wiem, jakie jest jego zdanie odnośnie Mikkego, ale szczerze wątpię, żeby sama partia chciała się go pozbyć. Wykręcił chyba najlepszy wynik ze wszystkich, wprowadził do Sejmu trzech swoich posłów, zrezygnował też z publicznych wypowiedzi na czas kampanii, żeby trochę „ugrzecznić” przekaz. Decyzja więc należy do niego samego. Wyborcy z niepokojem patrzą na takie zapowiedzi, bo zdają sobie sprawę, że doprowadzi to do kolejnego rozłamu prawicowego środowiska. Mieliśmy w tej kampanii partię „Polska Jest Jedna”, do której odpłynęła część głosów, która prawdopodobnie poszłaby na Konfederację. W efekcie mamy słabszy jej wynik i PJJ, która w ogóle nie dostała się do Sejmu. Było warto? Zgadzam się z opiniami, że JKM należało w jakiś sposób zdyscyplinować, ale też podzielam głosy tych, którzy uważają, że niesprawiedliwie i niesłusznie zrobiono z niego jedynego winowajcę. Nie wiem, czy chciałabym, żeby startował znowu w wyborach parlamentarnych, ale z tego co pamiętam, całkiem nieźle radził sobie w Parlamencie Europejskim. Tam nie miałby za dużo okazji, żeby wypowiadać się na temat kobiet, pedofilii czy Hitlera, ale krytyka Unii Europejskiej dobrze mu wychodziła. Nie wiem tylko, czy forma jeszcze mu na to pozwala. Mam duży szacunek do tego człowieka, bo jest on zwyczajnie ojcem ruchu wolnościowego w Polsce – i obojętnie jakiej gafy by nie palnął, będę o tym zawsze pamiętała – ale może warto oddać pole do działania młodszym? Może warto było wykorzystać okazję i zejść ze sceny niepokonanym? A już na pewno nie powinno się stwarzać okazji do dalszego podziału prawej strony sceny politycznej. Bo już się chyba wszyscy nauczyliśmy, że ma to opłakane skutki.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Legalna propozycja łapówki
Oj, dużo się wydarzyło od kiedy Donald Trump wygrał wybory. Najpierw drugi Donald, nasz niemiecki, zaczął wycofywać się ze wszystkich bzdur, które wystosował wobec kandydata republikanów i to nie tylko podczas tej kampanii. Chociaż ta ostatnia była najbardziej kontrowersyjna, ponieważ Tusk przekonywał, że nowy wybrany prezydent Stanów Zjednoczonych jest w rzeczywistości powiązany z Kremlem, który miał znacząco wpływać na wybory. Potem się jednak ze swoich słów „zręcznie” wycofał, mówiąc, że wcale nie powiedział tego, co powiedział. A później mieliśmy gorzki zawód szeroko uśmiechniętych, którzy niedawno obwiniali PiS za aferę w Collegium Humanum, dopóki nie okazało się, że spora część ich absolwentów to osoby blisko związane z Koalicją Obywatelską. Na pierwszy ogień poszedł Jacek Sutryk, co do którego cała Platforma zarzeka się, że w sumie gościa nie znała.
Niebagatelny pomysł na rozwiązanie kryzysu migracyjnego
Nie o tym jednak chciałam pisać, bo umówmy się – to że Tusk wygaduje co kilka dni coś innego, już się wszyscy zdążyliśmy przyzwyczaić. A Sutryk? Jestem jakoś dziwnie spokojna, że facet za kratki nie trafi. Wybronią go jakoś, mimo że teraz nikt się do niego nie przyznaje. Chyba że postanowili kogoś spuścić dla przykładu, bo oni są przecież praworządną partią. Bardziej chciałabym się skupić na kolejnym genialnym pomyśle naszego rządu. Bo widzicie – nie chcemy migrantów, tak? Uważamy, że ważniejszy jest spokój i bezpieczeństwo na ulicach, dlatego serduszko nam nie kruszeje na widok zamaskowanych mężczyzn na granicy z Białorusią? Jesteśmy mało empatyczni i bezwzględni, nie wykazujemy choćby minimum wrażliwości, a nasi rządzący i tak, wbrew temu wszystkiemu, postanowili nam dać, co chcemy! Nie wierzycie? I słusznie, bo sam projekt nie jest taki super, jakby się mogło początkowo wydawać. Rozwiązać problem z migrantami rząd planuje mianowicie wydając na prawo i lewo nasze pieniądze, bo tak jest najłatwiej. I najgłupiej. Zaproponowali oni bowiem, że będą dopłacać nielegalnym migrantom za to, że łaskawie się wyniosą – około trzy tysiące złotych według plotek. Po raz pierwszy miał ogłosić to Maciej Duszczyk, podsekretarz stanu w MSWiA, ale potem potwierdził to Tomasz Siemoniak. Co prawda, wił się jak piskorz, żeby nie powiedzieć tego wprost, ale z drugiej strony argumentował też, że wiele krajów już to wprowadziło i że to rozwiązanie jest bardziej opłacalne, bo inaczej musielibyśmy ich przecież utrzymywać. Jak to, inżynierów i chirurgów? Ale do brzegu, faktycznie na podobne rozwiązanie wpadła już Litwa i Wielka Brytania. Nie wiem, jak ta pierwsza, ale Wielkiej Brytanii to super rozwiązanie chyba za wiele problemów nie rozwiązało.
Konsekwencje tak oczywiste, że aż niewidoczne?
Ten pomysł jest tak odklejony, że musiałam sobie trzy razy obejrzeć tę wypowiedź ministra MSWiA, żeby być na sto procent pewną, że ten człowiek opowiadał te bzdury całkiem na serio. Przecież nie trzeba być geniuszem, żeby dostrzec absurd tego pomysłu – taki imigrant weźmie sobie chętnie naszą jałmużnę i wyjedzie „na zawsze”. Przeczeka chwilę aż sprawy ucichną i żeby na pewno nikt go nie poznał na granicy i za jakiś czas wróci. Znowu prawdopodobnie nielegalnie, bo po co się męczyć z jakimiś wizami i paszportami, prawda? Potem znowu chętnie zgłosi się po wyprawkę na wyprowadzkę i tak sobie będzie podróżował. No, może jeszcze w międzyczasie zahaczyć o Litwę czy Wielką Brytanię. Jak minister Siemoniak wyobraża to sobie w praktyce? Jakim cudem sprawdzi, czy dany cudzoziemiec na pewno pierwszy raz jest w Polsce i na pewno pierwszy raz chce z niej wyjechać? Jaką będzie miał pewność, czy gościu na pewno podaje prawdziwe dane albo czy wcześniej nie zamówił sobie nowej tożsamości? W większości wystarczy zmienić tylko imię i nazwisko, bo i tak nikt już dawno nie ma nad tym kontroli. Ja nie widzę możliwości, żeby to się miało udać i nie rozpieprzyć po drodze. Przyznajcie sami, że pomysł najbardziej naiwny z możliwych. Bardziej naiwny słyszałam tylko za „wcześniejszego Tuska”, kiedy to jego koledzy partyjni przekonywali, że najlepiej jest ich wszystkich wpuścić, a kim są, ustali się później. Konkretnie to pani Hartwich jest autorką tych słów, ale spokojnie, wtedy jeszcze nie miała matury. Teraz zresztą też nie. Cóż, ustalenie tożsamości kilkudziesięciu tysięcy chłopa po wpuszczeniu ich na terytorium Polski jest absolutnie niewykonalne, ale czy – na zdrowy, chłopski rozum – nasze służby potrafiłyby zapanować nad bałaganem, który rozpocząłby się, gdybyśmy zaczęli próbować ogarnąć, który człowiek faktycznie przybył do nas pierwszy raz, a który robi sobie tournee po Europie, bo okazuje się, że ci wspaniali Europejczycy z własnych pieniędzy płacą mu za to zwiedzanie?
Jasne zdanie Polaków
Ciekawostką jest, że Radio Zet, na którego kanale YT można obejrzeć tę rozmowę z Siemoniakiem, zrobiło ankietę z pytaniem: „Czy Polacy powinni dopłacać imigrantom, żeby opuścili terytorium Polski”. Cóż, wyniki pewnie nie są zaskakujące. Ponad 90% naszych rodaków stwierdziło wprost, że szef MSWiA może się schować z takim pomysłem i już nie wychylać. Ciekawa teraz jestem, kiedy pan premier przeanalizuje sobie tę ankietę? Podejrzewam, że kiedy to zrobi, możemy spodziewać się artykułów, że „Tusk jest wściekły”, a niedługo później jakiś przypadkowy człowiek będzie musiał ponieść karę, bo przecież Siemoniaka nie ruszą. Pożar byłby za trudny do wygaszenia, bo myślę, że Maria Stepan niewiele przesadza, kiedy mówi wprost, że jest to propozycja łapówki od naszego rządu w stronę nielegalnych imigrantów. Zamiast wyrzucić ich na zbity pysk za nielegalne przekroczenie granic, my im jeszcze zapłacimy, żeby sobie sami poszli.
Niebywałe.
M.
Nawiasem Pisząc
Marsz Niepodległości 2024
Załączam dla Was filmik z ostatniego Marszu Niepodległości. W linku dorzucę Wam bezpośredni link do naszego kanału YouTube, na którym na razie niewiele się dzieje (wrzucamy tam tylko relacje z różnego rodzaju marszów i protestów), ale będę wdzięczna, jeśli obejrzycie naszą pracę właśnie na YouTube. Teraz załączam film bezpośrednio, bo FB nie bardzo lubi linki i tnie zasięgi, a chcielibyśmy, żeby obejrzało to jak najwięcej ludzi. Będziemy wdzięczni za opinie oraz udostępnianie dalej, jeśli Wam się spodobało.
Musimy się pochwalić – tym razem jako podkład wybraliśmy muzykę mojego Grzesia. Myślę, że pasuje, sama wpadłam na ten pomysł.
Aha, i oglądajcie do końca! Zamieściliśmy pod koniec parę fragmentów, dla których nie znaleźliśmy miejsca w samym klipie, bo jak tu do takiej podniosłej muzyki Braun z gaśnicą? A na sam koniec pozdrowienia od Hektik Hektor, obcokrajowca, który zakochał się w Polsce. „Piękna Polska”.
Miłego oglądania, mamy nadzieję, że choć w minimalnym stopniu udało nam się uchwycić niesamowitą atmosferę tego wydarzenia!
M.
P.S.: W nagraniu pojawiły się momenty, w których ludzie strzelali fajerwerkami w stronę mieszkania z wywieszoną tęczową flagą w oknie. Chcemy jasno podkreślić, że nie popieramy tego rodzaju zachowania, zwłaszcza że mieliśmy przykład w 2020 roku, że może to się skończyć różnie. Nie dajmy się prowokować!
Nawiasem Pisząc
Parę słów o wyborach (i nie tylko)
Wybory, wybory i po wyborach. Zdecydowanie wygrał Donald Trump, chociaż jeszcze parę dni temu TVN przekonywał, że w sondażach między kandydatką demokratów, a reprezentantem republikanów nie ma żadnej różnicy. I pokazywał wykres, na którym ta różnica była widoczna (choć nie tak duża, jak ostatecznie), kłamiąc ludziom niemalże prosto w oczy. Jeśli chodzi o głosy elektorskie, to jego przewaga jest niższa, niż ta, którą wypracował sobie w roku 2016 nad Hillary Clinton, ale też tym razem zdecydowana większość obywateli USA, bo przypominam, że po przegranych przez Clinton wyborach, jej zwolennicy utrzymywali, że przecież więcej Amerykanów głosowali jednak na kandydatkę demokratów (miała bodaj dwa miliony przewagi nad Trumpem, ale wybory w USA rządzą się jednak swoimi prawami). Bukmacherowie mieli jednak lepsze typy, bo za wytypowanie zwycięstwa Kamali Harris można było wygrać dużo więcej pieniędzy, co z reguły oznacza, że oceniono szansę Trumpa jako zdecydowanie większe. Ciekawa to była kampania – mieliśmy jeden zamach i jedną próbę, mieliśmy Taylor Swift, a potem jeszcze McDonald, śmieciarkę i… wiewiórkę, której smutny los pokazał, że poziom biurokracji jest tam na wybitnie wysokim poziomie, skoro można się komuś wbić na chatę, tylko dlatego, że ma wiewiórkę, którą trzyma w domu. Trzeba było koniecznie sprawdzić, czy zwierzę nie ma wścieklizny, ale żeby to zrobić, najpierw trzeba było tego sympatycznego gryzonia uśpić. Z tego co wiem, okazało się, że nie miała. Przy okazji odstrzelono też szopa pracza. Przyjaciele zwierząt, psia ich mać. Nie wiem, czy nowo wybrany prezydent na pewno jest dobrą opcją dla Polski, bo mam cały czas pełno wątpliwości, ale wiem, że Harris by nią nie była. Pomijając jej poglądy w sprawie aborcji czy imigracji, miałabym duże obawy w przypadku jej zwycięstwa, zwłaszcza, że jest ona też wielką fanką europejskiego zielonego ładu i mogłaby mocno na Unię naciskać, żeby tę katastrofę przyspieszyć. A w końcu skoro „prezydentka świata” każe, to jak możemy się jej sprzeciwiać?
Niepokojące doniesienia nowego wiceprezydenta USA
Myślę jednak, że o kampanii i samych wyborach już wszystko wiadomo, teraz pozostaje nam czekać na konsekwencje wyboru Amerykanów. Jedyne, o czym można wspomnieć, to fikołek Romana Giertycha, który zachwalał Sikorskiego, że kontaktował się z kandydatami obu partii (bo jest taki obiektywny i zaakceptuje każdy wybór, rzecz jasna!), tylko jakoś zapomniał, że żona naszego ministra całkiem niedawno wspominała, że Trump „mówi językiem Hitlera, Stalina i Mussoliniego”. Nasz premier z kolei bardzo długo wzbraniał się przed pogratulowaniem Trumpowi – być może dlatego, że jeszcze parę lat temu twierdził, że jeden Donald w polityce wystarczy. Zgadzam się – pan Tusk najwięcej dobrego by zrobił, gdyby się wycofał. W każdym razie w końcu łaskawie pogratulował, licząc na owocną współpracę… A z kolei Michał Szczerba będzie przedstawicielem komisji spraw zagranicznych i będzie nas reprezentował w delegacji PE. Ten facet wprost pisał na swoim TT, że „miejsce Trumpa jest w śmietniku”, tak więc dyplomacja pełną gębą.
Chciałam Wam jednak opowiedzieć o czym innym. James David Vance, który będzie nowym wiceprezydentem (w chwili, kiedy to pisał posiadał już prawdopodobnie wiedzę, że zostanie kandydatem na wiceprezydenta albo przynajmniej miał już na to olbrzymie szanse), umieścił na swoim Twixie w styczniu tego roku następujący wpis:
Oto dlaczego Polska jest tego rodzaju kwestią międzynarodową, na której mi zależy jako waszemu senatorowi.
Do niedawna Polska miała rząd konserwatywny. Używając dużej presji dyplomatycznej i ekonomicznej, administracja Bidena (i wiele narodów europejskich) zaatakowała ten rząd jako antydemokratyczny. Rząd ten został niedawno zastąpiony przez globalistyczny rząd liberalny, który obecnie aresztuje swoich przeciwników politycznych i zamyka debatę publiczną (brzmi znajomo?). W imię ochrony demokracji wykorzystują pieniądze z podatków, aby zaatakować rząd, który był naszym wielkim sojusznikiem.
Wykorzystywanie przez Stany Zjednoczone nacisku dyplomatycznego do atakowania konserwatywnych wartości i rządów jest haniebne. Ponownie wykorzystują do tego *twoje* pieniądze z podatków. Stworzono też rządy globalistyczne, które będą bardziej skłonne do współpracy w przypadku niektórych najgorszych zachowań administracji Bidena.
Uważam, że ważne jest, abyśmy nie wykorzystywali wpływów Stanów Zjednoczonych do niszczenia rządów wyznających wartości większości mieszkańców Ohio (ten tekst był odpowiedzią w stronę jakiegoś mieszkańca tego stanu).
Miedzynarodowy spisek?
Oczywiście nie mamy takiej wiedzy, żeby kategorycznie zgodzić się albo zanegować stanowisko Vance’a, ale wydaje się ono dość prawdopodobne, patrząc na to, jakich nacisków używała Unia, żeby wygrał rząd Donalda Tuska. A to KPO, a to jakieś debaty na temat praworządności w Polsce, a to wreszcie wielki, szturmowy atak na poprzednią władzę i to dosłownie na chwilę przed wyborami. Z tym KPO też było zabawnie, bo okazuje się, że największym (i w sumie jedynym) kamieniem milowym okazała się wygrana Tuska, wbrew temu co Unia wmawiała nam na początku. Nagle wszystko inne przestało być istotne, chociaż niedawno wyczytałam, że może być problem z kolejnymi wpłatami w ramach KPO. Pamiętamy też chyba to, co się działo podczas ostatniej kampanii parlamentarnych w naszym kraju, a nawet długo, długo wcześniej i jakie było stanowisko mediów sympatyzujących z partią Tuska i fajnopolaków. PiS nas skłóca z całą Europą! A przecież Niemcy to nasi najlepsiejsi na świecie sojusznicy! Musimy ich słuchać, bo wszystko robią tylko i wyłącznie dla naszego dobra! No i Niemcy mają, o co walczyli, mianowicie służalczego pieska na stanowisku premiera Polski. A jak ta służalczość się objawia, wszyscy widzimy. Z reparacjami musieliśmy się pożegnać (chociaż wcześniej KO zapewniało, że jeśli ktokolwiek ma wywalczyć te reparacje, to tylko oni), CPK trzeba urżnąć, bo „to byłaby tragedia dla Niemców”, podobnie inne wielkie inwestycje, a jeśli chodzi o uchodźców, których niemieckie służby szmuglują przez naszą granicę, premier nie pofatygował się nawet do Scholza, żeby to wyjaśnić, mimo że zapewniał, że tak właśnie zrobił. Zygfryd Czaban, użykownik Twixa, pisze wprost o międzynarodowym spisku, który miał obalić rząd Morawieckiego:
Temat udziału administracji Bidena w owym spisku może mieć dalszy ciąg. W USA nowa ekipa lubi czasem „rozliczyć” poprzedników, zupełnie jak u nas. Nie wykluczam, że pojawi się pomysł powołania komisji śledczej w Kongresie (zależy to oczywiście od wyniku wyborów do Kongresu przeprowadzanych równocześnie z prezydenckimi). Zamilknięcie Brzezińskiego (domniemanego głównego wykonawcy w owym spisku) po nominacji Vance’a jest dość znamienne.
Dalej wskazuje, że łącznikiem między premierem Polski, a zamieszaną w to ekipą Bidena miało być pewne amerykańsko-polskie małżeństwo. I jeśli ten fakt się potwierdzi, nie będę specjalnie zdziwiona. Nie pierwszy to raz, kiedy to nasz minister spraw zagranicznych bruździ, ile może, na linii Polska: USA. Ciekawa jestem, czy będą podejmowane kolejne kroki w sprawie zbyt dużego zaangażowania administracji Bidena w „niezależne” wybory w Polsce, ale patrząc na to, że Unia Europejska robiła to całkiem jawnie, a my zgadzamy się na kolejne umizgi wobec Niemiec, bo przecież trzeba żyć w przyjaźni, więc taki przyjaciel może nam narzucić cokolwiek, byleby pozostać przyjacielem, to mam spore wątpliwości, czy w ogóle dowiemy się czegokolwiek więcej w tej sprawie. O jakichkolwiek konsekwencjach tym bardziej możemy chyba zapomnieć. Zwłaszcza, że mogła to być po prostu próba zdobycia głosów w amerykańskiej Polonii, bo nie jest tajemnicą, że jeden i drugi kandydat bardzo mocno zabiegał o głosy naszych rodaków mieszkających w USA.
M.