Nawiasem Pisząc
Nowa stolica Polski
W debacie politycznej bez zmian. Po tym, jak Kołodziejczak skompromitował się u Mazurka tak bardzo, że wszyscy myśleli, że bardziej się nie da, uaktywniła się Anna Maria Żukowska, krzycząc: „Jak to się nie da?! Potrzymajcie piwo i patrzcie”, po czym poszła do studia cała na biało. A następnie skasowała konto na TT/X. W międzyczasie lewica już chyba pogodziła się z myślą, że nie da się zliberalizować przepisów antyaborcyjnych w najbliższej kadencji, co przyznał nawet Czarzasty, więc zakomunikowali tylko, że spoko, ale ten kredyt 0% i dopłata 600 zł za wynajem, to też nie przejdzie (co akurat popieram). Nie wiem, czy przyszłemu rządowi zostały jeszcze jakieś obietnice, z których nie zdążyli się wycofać, ale i tak zareagowali biciem piany na fakt, że Andrzej Duda powierzył misję sformułowania rządu Mateuszowi Morawieckiemu. Trochę dziwi to zniecierpliwienie, bo wygląda to trochę tak, jakby nie byli do końca pewni, czy na pewno PiS nie utworzy rządu, a jeśli faktycznie nie, to czy im się to uda. A przecież można spokojnie zaczekać, skoro są tacy pewni. W każdym razie Tusk nie zamierzał słuchać orędzia prezydenta, bo fajniej by było podlizać się mieszkańcom Jagodna, w którym pizzeria roznosiła wyborcom pizzę. Na spotkaniu z Donkiem pojawiła się również pewna trzynastolatka, która marzy, aby studiować prawo w Polsce. Ale po kolei…
Najgodniejsze miejsce w Polsce
Mieszkańcy Jagodna mogliby stanowić znakomity obiekt obserwacyjny dla psychiatrów, badających syndrom sztokholmski, bo kiedy tylko zrobiło się o tej dzielnicy głośniej, to zaraz wyszło na jaw, że oni tam wcale tak fajnie nie mają. Pojawiły się wpisy, że to typowe osiedle patodeweloperskie, gdzie bloki buduje się praktycznie jeden obok drugiego, dojazd do centrum miasta ma zapewniać jednopasmowa droga i korki już od ładnych paru lat są tam takie, że ma się ochotę strzelić sobie w łeb. A warto dodać, że Jagodno leży na samych obrzeżach Wrocławia, więc dojazd do centrum miasta byłby fajnym ułatwieniem dla mieszkańców tej dzielnicy. Bo o jakiejś linii tramwajowej też można zapomnieć, na co to komu? Podobno osiedle dysponuje własnymi „Żabkami”, kawiarniami sushi czy pizzeriami właśnie, ale jakieś szkoły czy przychodnie to też nie za specjalnie – tym bardziej mieszkańcom przydałby się jakiś normalny dojazd do centrum, najlepiej, żeby nie zajmował on kilku godzin. Miał być też park, ale nie będzie. Ogólnie ciasnota i duchota straszna. I prawie 50% mieszkańców Jagodna głosowało w ostatnich wyborach na jedyną i słuszną partię. I nawet nie przyszło im do głowy, że być może za warunki życiowe na tym osiedlu, odpowiada prezydent miasta, Jacek Sutryk, który był rekomendowany przez… Koalicję Obywatelską. Sutryk to jest taki śmieszny gość, którego pomysły dość często w programie „Kanał Sportowy” krytykowali Mazurek i Stanowski. Tusk, wdzięczny mieszkańcom, że tak dzielnie walczyli o własną godność obiecał, że załatwi im chociaż ten tramwaj. Ktoś przypomniał, że tym się powinny zająć raczej władze Wrocławia, na co Sutryk poinformował, że on by chciał, ale na razie nie może. W każdym razie prezydent Wrocławia zdążył się już o te tramwaje pożreć z Polą Matusiak z partii Razem, tak więc w tej koalicji jest coraz zabawniej. Nawet nie wiem, czy taki wybór mieszkańców Jagodna to na pewno syndrom sztokholmski, czy może po prostu uznali, że skoro sami mają przesrane, to niech cała Polska też ma.
Młodociana Maja Staśko
Ale skupmy się może na wspomnianej trzynastolatce, bo to jest kolejny przykład na to, w jaki sposób zwolennicy PO uwielbiają wykorzystywać swoje dzieci do agitacji politycznej, lider ich partii też nie ma nic przeciwko temu, a potem cała Polska płacze ze wzruszenia, że taka mądra, rezolutna nastolatka i w końcu się doczekała wolnej Polski. Przypomnę w takim razie, że Joanna Kluzik-Rostkowska apelowała kiedyś „aby nie dopuszczać do sytuacji, w której mogą istnieć podejrzenia, że dzieci są wykorzystywane w kampanii wyborczej, bo to jest absolutnie niedozwolone i niedobre działanie”. Donald Tusk znany jest jednak z tego, że średnio liczy się ze zdaniem swoich koalicjantów, bo wcisnął ich już butem w ziemię tak głęboko, że ma już absolutnie niezagrożoną pozycję w swojej partii. Dlatego niespecjalnie przejął się tym, co według jego koleżanki jest niedozwolone i niedobre, i bez żenady wykorzystuje dzieciaki do budowania sobie poparcia. Jeszcze w trakcie kampanii jacyś obłąkani rodzice wykorzystali swoją dziewięcioletnią córkę do odegrania łzawego teatrzyku, w którym dziewczynka miała się rozpłakać i zapytać łamiącym się głosem, czy w końcu będziemy mogli żyć w wolnej Polsce. Ja w końcu nie wiem, czy to dziecko naprawdę było tak przerażone, czy po prostu znakomicie odegrało rozpisaną wcześniej rolę, natomiast do jej rodziców wypadałoby czuć chyba tylko pogardę. W Jagodnie uaktywniło się z kolei niewiele starsze dziecko, które niestety zostało tak zindoktrynowane, że powtarza lewicowe farmazony niemalże automatycznie: „Moim marzeniem jest studiowanie prawa. Ale prawa w Polsce. By sądzić w Polsce, gdzie ja jako kobieta będę miała takie same prawa jak mężczyzna; ja jako kobieta będę miała telefon, którego nikt mi nie będzie sprawdzał i że ja będę mogła wyedukować siebie oraz swoje dzieci. Ja jestem po prostu tą samą osobą, tak jak każdy inny. I czy teraz ja po tych wyborach będę mogła moją mamę, moich znajomych, w mojej szkole jako marszałkini… Żeby koalicja wygrała, żebyśmy wygrali! Czy jest to do zrobienia, żebym mogła studiować w Polsce?”.
W Polsce nie wolno studiować
Ja naprawdę nie chcę się znęcać nad tą dziewczynką, więc napiszę tylko, że jej rodzice, jeśli już chcieli wykorzystywać córkę do agitacji politycznej, co w dalszym ciągu uważam za obrzydliwe, mogliby ją lepiej przygotować do tej płomiennej przemowy. Bo tutaj naprawdę nic się kupy nie trzymało. Jeżeli chodzi o prawa kobiet to zadano Annie-Marii Żukowskiej i Małgorzacie Kidawie-Błońskiej pytanie: „Jakie prawa mają obecnie mężczyźni, których nie mają kobiety?”. Pierwsza odpowiedziała, że w sumie nie ma żadnego takiego prawa, druga postanowiła skompromitować się bardziej i wyjaśniła, że mężczyźni jak wracają z pracy do domu, to mogą sobie obejrzeć mecz, a kobietom podobno nie wolno. Zabawne, bo ja mogę sobie włączyć mecz, jeśli tylko mam na to czas albo ochotę i słowo Wam daję, jeszcze żadna pisowska policja mi się na chatę nie wtryniła, że jakim prawem ja mecz oglądam i co ja sobie w ogóle myślę. Tak więc proponowałabym – jeśli ta nastolatka faktycznie marzy o studiowaniu prawa – do tego prawa przysiąść i pouczyć się. Z tego, co mi wiadomo, jak na razie to ani TVN, ani Wybiórcza, ani Onet nie są źródłami niezbędnymi na tych kierunkach. Co do sprawdzania telefonów, to podejrzewam, że chodziło o tego osławionego Pegasusa, ale mogę tylko napomknąć, że możnaby posprawdzać jakie zdanie w tym zakresie mają unijni urzędnicy, którym chyba nie przeszkadza śledzenie obywateli UE. Ponadto mamy tutaj praktycznie samowolkę, jeśli chodzi o ochronę danych osobowych i w dalszym ciągu może zadzwonić do nas pan z propozycją fotowoltaiki, ubezpieczeń, kredytów czy nawet golarek elektrycznych, chociaż ani nie dawaliśmy im naszego numeru, ani nie wyrażaliśmy zainteresowania którymś z tych produktów, i tak dalej. Bo to jest ciekawa sprawa. Nie wiem, o co później chodziło nastolatce z jej mamą, przyszłymi dziećmi i marszałkinią w szkole, bo chyba trochę się spięła i nie dokończyła wątku. Wiem tylko, że to rażący brak inkluzywności, jeśli mówi o wszystkich ludziach, że są tacy sami. A gdzie mniejszości? Ostatnie jej pytanie też nie mam pojęcia, skąd jej się w głowie zrodziło, ale jestem niemal pewna, że sama na to nie wpadła. Mogę jednak uspokoić, że PiS rządził ostatnie osiem lat i jakoś zakazu studiowania w Polsce nie było. Przeciwnie, większość polskich uczelni gwałtownie skręciła ostatnio w lewo, a nic nie słyszałam, żeby były jakoś nagminnie zamykane, więc tutaj chyba też problemu nie ma? Znaczy jest, ale chyba nie dla rodziców tej dziewczyny, którzy dali ją radę tak skutecznie zindoktrynować, że biedna nie zdaje sobie nawet sprawy, w jakim państwie żyje i co się w nim dzieje. Przecież to jest straszne. Chyba że chodziło jej o ten brak szkół w Jagodnie…
Rodzicielska duma
Najsmutniejszym widokiem w tym przykrym wystąpieniu jest chyba matka dziewczynki, która podtrzymywała jej mikrofon, żeby córka powtarzała te absolutne bzdury, bo wiedziała, że Tuskowi się spodoba, oraz fakt jak jej gratulowała po wszystkim. Duma rozpierała! To jest dorosła kobieta i powinna zdawać sobie chyba sprawę, że na ten filmik nie zareagują jedynie obłąkańczy zwolennicy PO, którzy w większości popłakali się ze wzruszenia (jak wynika z reakcji na TT/X), ale również osoby z przeciwnego bieguna, którzy w najlepszym wypadku skrytykują i wyśmieją matkę (na co sobie na pewno zasłużyła), ale może się też dostać trzynastolatce (bo widać, że jest już niestety strasznie zindoktrynowana, zmanipulowana i ogłupiała tą proplatformerską propagandą). Zrobiła ze swojego dziecka drugą najmłodszą propagantystkę swojej ukochanej partii. I przez głowę jej nawet nie przeszło, że 13-letnie dziecko nie ma ma jeszcze ukształtowanych poglądów politycznych, ma prawo wyrażać inne poglądy w przyszłości, a to nagranie może się za nią ciągnąć jak smród po gaciach i ogólnie może się zdarzyć tak, że będzie się tego w przyszłości wstydziło. Ale chrzanić dobro córki, ważne, że się Tusk uśmiechnął, wzruszył, pokiwał ze zrozumieniem głową i zostało mu dostarczone kolejne paliwo polityczne dla platformerskich obłąkańców. BO MŁODZI DBAJĄ O PRZYSZŁOŚĆ POLSKI! Nie wiem, być może, ale trzynastoletnie dzieci są na takim poziomie rozwoju emocjonalnego i psychicznego, że najczęściej służą do wyrażania agitacji politycznej swoich rodziców. I do głowy pani mamie nie wpadnie, że dzieci należy raczej wychowywać, a nie programować. Ani tym bardziej nie należy ich uczyć opowiadania kłamstw.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Niezrozumiały fenomen
Naprawdę bardzo mocno zastanawiam się nad fenomenem Taylor Swift, bo – nie ma co się łudzić – to jest fenomen, i to nawet na skalę światową, bo pamiętam, że w Warszawie były potężne korki i utrudnienia w ruchu ze względu na jej koncert. A przecież to zwykła pop-celebrytka, która śpiewa zwyczajne pop-piosenki. Pamiętamy chyba poprzednich wykonawców tego typu muzyki, bo mieliśmy przecież Britney Spears, Backstreet Boys, N’Sync, Christinę Auguilerę, ale mam wrażenie, że Taylor słucha nie tylko młodzież, ale też ludzie pełnoletni. Zanim zaczęłam pisać ten tekst, puściłam sobie kilka ich piosenek. Styl muzyczny jest dla mnie nie do zaakceptowania, ale postanowiłam zacisnąć zęby i wsłuchać w tekst. I dalej nie rozumiem. Według mnie to następna z typowych pop-arstystek. I spoko. Niech sobie będą. Nawet wolałabym, żeby nastolatkowie słuchali Taylor niż innych, dzisiejszych tekstów o r*chaniu, dawaniu d*py i pieniędzy wywalanych na ćpanie, bo ma się ich dużo, więc można.
Dziwne polityczne autorytety
W dalszym ciągu jednak nie rozumiem, w jaki sposób trafia ona do osób dorosłych. I to do tego stopnia, że kiedy ogłosiła ona, że popiera Kamalę nagle – według niektórych sondaży – aż 18% dorosłych Amerykanów zadeklarowało, że zagłosują na Harris. I to jest dla mnie niesamowite. Wydawało mi się, że świat skonstruowany jest tak, że piłkarz kopie piłkę, piosenkarz śpiewa, a aktor występuje na scenie, natomiast poglądy polityczne ludzie muszą wypracować sobie sami. Niby zdaję sobie sprawę, że to już od dawna tak nie jest, ale jakoś nie potrafię przyjąć tego do wiadomości. Ja na przykład lubię pod względem aktorstwa Cezarego Żaka czy Artuta Barcisia – wiem, że obaj pojawiali się na tych śmiesznych spędach Komitetu Obrony Demokracji, ale aktorskie rzemiosło mają, według mnie, opanowane do perfekcji. Lubię również wracać do „Seksmisji”, w której występował Jerzy Stuhr, o którym wielokrotnie tu pisałam i chyba wszyscy zauważyliście, że – delikatnie mówiąc – daaaaaaleeeeeeko mi było do jego poglądów. Z Krystyną Jandą już nie jest tak kolorowo, bo – pomijając fakt, że jest chyba najaktywniejszą artystką, z tych grzebiących się w politycznym szambie i propagującą ludzi do głosowania tak, jak ona chce (bo – w jej przekonaniu – jest wielką artystką. więc wie o wszystkim najlepiej), to mam wrażenie, że większość jej ról była pisana pod to samo dyktando – poza świetną rolą w „Przesłuchaniu” i „Tataraku”. Maja Ostaszewska w ogóle mnie aktorsko nie przekonuje.
Realny wpływ na wynik wyborów
Nie jestem fanką ani zwolenniczką Donalda Trumpa – uważam po prostu, że lepiej, żeby wygrał on, niż Kamala Harris. Jedna tylko rzecz mnie zastanawia… Wydawałoby się, że po tym nieudanym zamachu, po którym ochroniarze prowadzili już Trumpa, żeby przetransportować go do szpitala, a on wciąż krzyczał swoje wojownicze hasła, Donald ma wygraną w kieszeni. A tymczasem wychodzi sobie artystka, mówi, to co mówi (ponieważ – po raz kolejny – wydaje jej się, że ma odpowiednie kompetencje do przekonywania innych do takiego, a wyboru w kwestii politycznej, tylko dlatego, że jest znana) i nagle wszystko się obraca. W tej chwili Kamala Harris i Donald Trump idą łeb w łeb. I bardzo możliwe, że popularna piosenkareczka może wpłynąć na te wyniki.
M.
Nawiasem Pisząc
Niezatapialny Ośrodek zaczyna przeciekać
Nie za ciekawie dzieje się w naszej ukochanej Ojczyźnie. Nowy rząd jeszcze się nie rozpadł, chociaż kłócą się między sobą niesamowicie i tak naprawdę, gdyby partie będące w koalicji z Platformą miały odrobinę honoru już by tę koalicję zerwały. Wychodzą na wierzch różnice światopoglądowe (i muszę tutaj pochwalić PSL, chociaż rzadko to robię, że się nie ugiął i jednak stoi w obronie nienarodzonych), wszyscy posłowie koalicjanci mają już chyba świadomość, że tych najważniejszych dla siebie spraw nie przepchną, wiec ta koalicja z ich punktu widzenia nie powinna mieć większego sensu, ale jednak wysokie stołki skutecznie przyciągają. W tej chwili niezgadzający się w kwestiach światopoglądowych członkowie koalicji zwracają się do siebie w sposób wulgarny – ot, choćby Anna Żukowska do Hołowni, który na wieść o tym, że ma się szybko oddalić w niesprecyzowanym kierunku wzruszył tylko ramionami (a potem przyjął od AMŻ kwiaty, które miały być pewnie przeprosinami i zapozował pięknie do zdjęcia, żeby pokazać wyborcom, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a w koalicji jest miłość, zgoda i tolerancja). Ostatnio Marta Lempart wykrzykiwała podobne wulgaryzmy w stronę mężczyzny podobnego do Władysława Kosiniaka-Kamysza, a panie i panowie z KO i Lewicy jeszcze tego prostackiego zachowania bronili. A skoro stołki dla tych ludzi są najważniejsze, to wiadomo, że będą się ich kurczowo trzymać, choćby z ich postulatów nic nie przeszło, a Donald robił już z nimi kompletnie, co chce.
Niezrozumiały klosz ochronny
Dlatego warto wspomnieć o czymś pozytywnym. Najbardziej optymistyczną dla mnie informacją sprzed kilku dni była ta o zajęciu konta OMZRiK przez komornika. Coś pięknego, od dawna marzyłam, żeby ci kłamcy w końcu się doigrali. Przy okazji sprawdziłabym też, skąd ta organizacja ma finansowanie, poza tym, że od biednych frajerów, którzy im wpłacają datki. Bo, jak sami pewnie się domyślacie, za najbardziej agresywnymi poglądami idą określone korzyści. Warto zastanowić się nad tym, kto czerpie korzyści z tego, żeby przedstawiać Polskę w złym świetle, kto chciałby dążyć do utraty jednolitości w polskim społeczeństwie (tu już niestety dużą część swego planu zrealizował), kto chętnie wpuszczałby tutaj uchodźców z granicy polsko-białoruskiej, jak i tych, których proponuje nam Unia Europejska (a wiadomo, jaki to będzie rodzaj uchodźców), kto chciałby ostatecznie zdestabilizować Polskę. I komu zależy na pogłębianiu podziałów, co skutecznie robią nasi politycy już od ponad dwudziestu lat. Oj, bardzo bym chciała wiedzieć, bo mnie ten żałosny ośrodek śmierdzi od dawna i nadziwić się nie mogłam, że wszystkie ich kłamstwa i oszczerstwa uchodzą im płazem. Jakiś niesamowity klosz ochronny długo, długo mieli nad sobą i nawet, kiedy prawomocnie skazano Rafała Gawła na dwa lata pasiaka, temu udało się uciec i znaleźć azyl (tak – AZYL!) w Norwegii, bo rzekomo w Polsce był uciskanym gejem. Dlatego pojechał tam z żoną i dziećmi. Tutaj też warto się zastanowić, kto tam pociąga za sznurki, bo w głowie się nie mieści, żeby inne kraje udzielały azylu na takiej podstawie. Dlaczego sprawy nie zweryfikowano i przyjęto Gawła w ciemno, dlaczego poszczególne kraje tak bezgranicznie wierzą (albo udają, że wierzą) w te wszystkie kłamstwa, jakie na nasz temat wypuszczają lewicowi aktywiści? Bo naprawdę wątpię, żeby taki człowiek jak Gaweł, był dla nich szczególnie przydatny. Dlatego tak bardzo nurtuje mnie na czyje zlecenie ci ludzie pracują, bo nie chce mi się wierzyć, że z „dobrego serduszka” wyprawiają tę całą swoją błazenadę i zasypują prokuraturę wnioskami o pozew na przypadkowych ludzi, bo coś im się nie podobało.
Szarmancki pan doktor
Ale do brzegu – organizacja człowieka, pieszczotliwie nazywanego knurem, przegrała dwa procesy z powództwa cywilnego wystosowane przez dwie poszkodowane kobiety. Pierwszą z nich, jest pani Katarzyna Skrzypkowska. OMZRiK miał wpłacić na jej konto 10 000 złotych zadośćuczynienia oraz napisać oficjalne przeprosiny na swoich profilach w ciągu 30 dni od zakończenia rozprawy. A kim jest pani Katarzyna? Według ośrodka – oczywiście, że rasistką! Ponieważ kobieta postanowiła nie chylić głowy przed arabskim lekarzem, miała w poważaniu różnice kulturowe, które przecież należy szanować bezgraniczne i wyżej postawiła swoją godność, bezczelna. A ponieważ media mamy takie wiarygodne, jakie mamy, to zaczęły one udostępniać bez żadnej weryfikacji tekst OMZRiK – prym wiodły w tym, oczywiście, Gazeta Wyborcza i Radio Zet. Niestety, nieznane są granice bezczelności działaczki ONR-u i ta pozwała ośrodek, a w trakcie procesu, bardzo dokładnie wyjaśniła, o co tak naprawdę chodziło z arabskim lekarzem. Otóż pani Katarzyna napisała bardzo krzywdzący i rasistowski komentarz, sugerujący żeby wybitny lekarz wracał do siebie i tam robił to, co Arabowie podobno lubią robić z kozami. Co gorsza, kobieta postanowiła odpowiedzieć tak na próbę ubogacenia kulturowego, którego przecież tak potrzebujemy, bo wtedy nie dość, że lekarzy i inżynierów, to jeszcze sportowców będziemy mieli lepszych. Np. Ibrahima w triathlonie… chociaż nie wiem, bo w tym przypadku on może rywalizować w pierwszej części dystansu jeszcze kilka dni po tym, jak jego rywale zakończą wyścig. W każdym razie pan doktor niewinnie zagaił kobietę: Wyglądasz jak zwykła bladziura, która daje dupy, mi by było wstyd tak wyjść na ulice połykaczko spermy, dam ci pięć zeta to może mi obciągniesz (…) poparz sobie ryj kwasem. Nie wiem, mnie się wydaje, że pani Katarzyna po prostu zastosowała w praktyce arabską kulturę, ale ośrodek uznał inaczej, publikując jedynie odpowiedź Skrzypkowskiej. Żeby było jeszcze zabawniej, prawnik kobiety coś tam sobie poszukał, postukał i mu wyszło, że mężczyzna nie istnieje w centralnej ewidencji lekarzy w Polsce, a także Wielkiej Brytanii.
Ach, ten język miłości
Ten wyrok nie jest jeszcze prawomocny, chociaż mam nadzieję, że niedługo to nastąpi, ale uprawomocnił się za to inny, w sprawie z powództwa Agaty Schrötter, który zapadł 14 marca. I to już daje duże nadzieje, że jednak da się wygrać z OMZRiK, którego wnioski o pozwy są z reguły nieskutecznie, ale za to skuteczne, jak do niedawna, było unikanie przez nich jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje oszustwa. Tutaj ośrodek zastosował klasykę swojego działania, mianowicie umieścił jakieś przypadkowe zdjęcie pani Agaty (które nie wiadomo, skąd miał, bo nie było to zdjęcie profilowe albo zdjęcie w tle z jej portali społecznościowych) i stwierdził, że pani popełniła jakieś przestępstwo rasistowskie, homofobiczne, ksenofobiczne czy Bóg jeden wie jakie. Nie mogę znaleźć tej informacji, a nie ma chyba co trafić czasu, żeby powtarzać kłamstwo. Kobieta pewnie by o tym nawet nie wiedziała, gdyby nie to, że wylało się na nią morze miłości i tolerancji w formie komentarzy pod owym wpisem OMZiR, ale też w wiadomościach prywatnych, dzięki którym pani Agata dowiedziała się, że w ogóle popełniła jakieś przestępstwo. Sąd nakazał przeprosić powódkę, ale panowie monitorujący widocznie uznali, że pozywać to oni, ale nie ich i wyrok sądu olali. W związku z czym teraz ich konto będzie monitorowane przez komornika. Ogólnie ciekawe jest to, że te komentarze pisali przecież ludzie przepełnieni miłością i tolerancją. Taką wiecie, koalicyjną. Wszyscy znamy chyba Internet nie od dziś i wiemy, że wulgarne pyskówki, wyzwiska i hejt są tutaj powszechne. Wystarczy napisać jeden nieprzychylny, ale wyważony komentarz i można utopić się w bagnie łajna wylewanego przez ludzi, którzy się z naszą opinią nie zgadzają. Mimo wszystko, niecodziennie zdarza się, żeby ktoś z tego powodu kogoś pozywał, a jeszcze rzadziej, żeby sprawę wygrywał. Koledze kiedyś odmówili, bo stwierdzili, że szkoda zachodu. Mniemam zatem, że te komentarze musiały być aż tak tolerancyjne, że pani Agacie się pod tą tolerancją nogi ugięły. Organizm widocznie nieprzystosowany miała. Nie wiem, jakie konkretnie były to komentarze, ale strzelam, że były to zdania zawierające więcej przecinków, niż słów oraz takie bardzo dosadnie sugerujące kobiecie, że niedługo może jej się coś przykrego wydarzyć. Podejrzewam, że nawet konkretnie jej pisali, co jej się przydarzy, jasnowidze miłościwe.
Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że w tym kraju człowiek zwieje przed prokuraturą i policją i nie pójdzie do więzienia na dwuletnie wakacje, ale przed komornikiem nie ma szans. Nie wiem, czy to początek końca OMZiR, nie podejmuję się wyrokowania, bo nie wiem, jaki jest ich majątek, ani ile ostatecznie komornik ma im ściągnąć. Pamiętajmy też, że wciąż są ludzie, którzy wpłacają im datki, bo przecież to taka słuszna inicjatywa. Ale, mimo wszystko, została przełamana pewna granica, kłamliwa szczujnia ukryta pod płaszczykiem fundacji będzie miała chwilowe problemy, a co najważniejsze nieprzyjemna prawda zacznie powoli docierać do ludzi. Co prawda, main-streamowe media jakoś niechętnie o tym piszą i tutaj warto chyba powrócić do postawionego wcześniej pytania: dlaczego?
M.
Nawiasem Pisząc
O tym, jak polski rząd szanuje wolę wyborców
Ze zdjęcia uśmiecha się do nas Maciej Gdula. Na Twixie chwali się, że on codziennie do ministerstwa jeździ rowerem, bo dba o klimat. Wypadałoby mieć nadzieję, że nie w takim stanie, jak jego kolega z koalicji, Franek Sterczewski, ale zostawmy to. Pan Gdula bowiem zadał pytanie swoim obserwującym: Czy sadzicie, że cześć rządowych limuzyn powinna zostać zamieniona na rządowe rowery?. Czyli wydawałoby się, że szanuje głos swoich wyborców, skoro pyta ich o zdanie w tak ważnej kwestii, ale za chwilę się okaże, że niekoniecznie.
Parę słów o hipokryzji
Wróćmy jednak do pytania o limuzyny. Bo wydaje mi się, że nie jest do pytanie do nas, a powinna być sugestią do pana premiera, który załatwił swojemu rządowi 77 horrendalnie drogich limuzyn. Moc minimum 250 koni mechanicznych, napęd na cztery koła, co najmniej trzystrefowa klimatyzacja, podgrzewane fotele i reflektory LED – takie wymagania mają spełniać zamówione auta, bo przecież ministrowie nie będą jeździć byle czym, no gdzieżby. W końcu to słudzy narodu, więc prestiż i wygoda muszą być zachowane. Nie wiem też, czy to nie już jedną z tych limuzyn pojechał na wakacje wiceminister finansów, a za benzynę płacił służbową kartą. Tłumaczył się potem, że nie wiedział, że nie wolno, a jego koleżanka z partii zapewniała, że po prostu się pomylił. Dlatego nie wolno mieć do pana ministra wielkich pretensji, zwłaszcza że sam podał się do dymisji. Nie jestem do końca przekonana, czy zrobił to z własnej woli i poczucia wstydu i wyrzutów sumienia, czy raczej przekonał go wpis Donalda Tuska na Twixie, w którym sugestia, co powinien zrobić była aż nazbyt wyczuwalna. Zresztą to wcale nie było dużo pieniędzy, bo paliwo jest w końcu po 5,19 za litr… A nie, czekaj. W każdym razie po raz kolejny bawi mnie hipokryzja nowego rządu, bo wcześniej politycy KO krytykowali PiS za nadmierny rozmach w kupowaniu i najmie samochodów. Warto jednak pamiętać, że politycy KO krytykowali też poprzedni rząd, że zatrudnił zbyt wielu ministrów i wiceministrów do swojego rządu – wtedy była to – w szczytowym momencie – liczba 120 pracowników. Teraz rząd liczy sobie 134 osoby, a warto wspomnieć, że Tusk utworzył trzy nowe, nikomu niepotrzebne ministerstwa, żeby zadowolić koalicjantów, którzy zgodzili się połączyć z nim siły pod pewnymi warunkami. I tak oto mamy ministerstwo równości, ministerstwo ds. społeczeństwa obywatelskiego i ministerstwo polityki senioralnej. Czym zajmują się dwa ostatnie nie wie nikt, ale pani Kotula dba o to, żeby w szpitalach wykonywane były aborcje wbrew wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego, który sami nie wiedzą jak ugryźć, a o dyskryminacji mężczyzn, jeśli chodzi o wiek emerytalny, że wcale nie jest taka zła, więc panowie, morda w kubeł. Aha, z tym TVP to też zdaje się mówili, że przecież na onkologię dziecięcą te pieniądze są potrzebne, ale to było wtedy, a teraz jest inaczej, więc też wszystko w jak najlepszym porządku.
Potrzebny kandydat w postępowym ministerstwie
A co do szanowania głosu wyborców, to wydaje mi się, że skoro ci pokazali panu Gduli czerwoną kartkę podczas ostatnich wyborów parlamentarnych, to chyba dlatego, że nie chcieli go widzieć na państwowym, wysokim stanowisku. Otrzymał on wtedy zaledwie 3954 głosy, zajął trzecie miejsce w okręgu, ale warto wspomnieć, że Małopolska ogólnie stanęła na wysokości zadania, bo cała lewica osiągnęła wynik poniżej progu (4,74 %), więc nie dostała się nawet pani Magdalena Dropek (ponad 9000 głosów), która z żalem skwitowała, że nie będzie tęczowego-lewicowego mandatu z tego regionu. Brawo Małopolska! Mam jednak poczucie, że skoro obywatele nie chcieli widzieć pana Gduli w Sejmie, to prawdopodobnie również nie chcieli go widzieć w rządzie. Mimo to, pan premier okazał się ślepy i głuchy na życzenie Polaków, wobec czego zamontował Gdulę w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które wiadomo, co z polskim szkolnictwem teraz wyczynia. Dość powiedzieć, że Barbara Nowacka niedawno stwierdziła, że nie widzi powodu, dla którego dzieci nie mają się uczyć o 54 płciach, zwłaszcza że ukróciła im materiał do nauki tak, że czasu będą miały aż nadto, żeby dowiedzieć się, że poza babą i chłopem są jeszcze inne płcie. Oraz jakie. Pani Barbara nie widzi też nic złego w tym, że historii uczniowie będą się uczyć w wersji niemieckiej, więc pewnie niedługo dzieci dowiedzą się, że atak Niemców w 1939 roku był spowodowany antysemityzmem naszych rodaków, trzeba było więc Żydów ratować i w tym celu wybudowano dla nich getta i obozy, żeby tylko ci wredni Polacy ich nie dorwali. Dzieciaki będą też przekonane, że to zwykła bezczelność, że Polska ośmieliła się w ogóle przebąkiwać o reparacjach, bo przecież po II wojnie światowej ośmieliła się wysiedlać Niemców ze swoich terenów (myślę, że korepetycji w tym zakresie może udzielać Erika Steinbach) i – co najważniejsze – to Polska powinna zwrócić pieniądze Niemcom za amunicję, którą zużyli podczas Powstania Warszawskiego. W każdym razie pani Basia miała bardzo dobry powód, żeby się na to zgodzić, bo chyba podczas ostatniego apolitycznego campusu, na którym roztańczona młodzież śpiewała co należy zrobić z PiS-em, ale to nic nie szkodzi, bo jest to element naszego dziedzictwa kulturalnego, była bardzo zaskoczona, że podręczniki do historii pisali… historycy. Dzięki jej interwencji będą to robić niemieccy politycy.
Wracając do pana Gduli – krótko cieszyłam się z tego, że nie dostał się do Sejmu, bo tolerancję do tego człowieka mam mniej więcej taką, jak do Łukasza Kohuta, czyli ujemną. Wydawałoby się jednak, że skoro Maciek tak bardzo liczy się ze zdaniem obywateli w sprawie limuzyn i rowerów, to uszanuje również ich decyzję i nie przyjmie nominacji do rządowego stołka, ale wtedy widocznie aż tak się tym nie przejmował.
M.