Connect with us

Nawiasem Pisząc

Dla dobra dzieci

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Barbara Nowacka bierze się za reformę oświaty i edukacji. I tak się za to zabiera, że niedługo tej oświaty i edukacji w ogóle nie będzie. Jakoś dwa lata temu temu Sylwia Spurek wyznała na swoich mediach społecznościowych, że marzy o ministrze rolnictwa, która zlikwiduje rolnictwo. Teraz mamy ministrę edukacji, która likwiduje edukację. I najważniejszą dla niej sprawą jest, żeby tytułować ją „ministrą”, a nie „panią minister”. Ja nawet nie będę się starała – wcześniejszych ministrowych feminatywów użyłam tylko po to, żeby jak najlepiej przytoczyć cytat. FB jednak cały czas mi podkreśla na czerwono ową „ministrę”, więc pretensje proszę zgłaszać do Cukierberga.

Idzie nowe… Czy lepsze?

Cała sytuacja mnie trochę śmieszy, a trochę martwi. Śmieszy, bo przecież przez ostatnie osiem lat, to lewica głównie gardłowała, że za dużo jest religii w szkołach, powinno jej wcale nie być, a zamiast tego więcej… fizyki, chemii, biologii, geografii, historii i polskiego. Pani Nowacka jednak podzieliła się w mediach swoim nowym pomysłem i zapowiedziała, że ucinamy… fizykę, chemię, biologię, geografię, historię i język polski. Ogólnie wszystkie najważniejsze przedmioty. Co jeszcze ciekawego? Po feriach zimowych ma nie być już prac domowych. Znaczy do końca nie wiadomo, czy mają je znieść w ogóle, czy tylko mocno ograniczyć, ale takie pomysły chodzą im po głowach. Aha, i mają zostać zniesione oceny z takich przedmiotów, jak plastyka, muzyka czy w-f. Tutaj wkrada się jednak pewna niekonsekwencja, bo z drugiej strony pojawiają się głosy, że z tych przedmiotów powinno być więcej godzin lekcyjnych. Oczywiście, „Historia i Teraźniejszość” też ma od przyszłego roku szkolnego iść do lamusa. Nie wiem, jak to w końcu będzie z tym tęczowym paskiem na świadectwach, ale wcale bym się nie zdziwiła, gdyby faktycznie zaczęli kombinować, jak ten chory pomysł wcielić w życie. Martwi, bo chodzi jednak o najmłodszych ludzi, których najłatwiej jest ogłupić…

Rewolucyjne pomysły

Pozwolę sobie odnieść się do pomysłów pani minister (sorry, Baśka, musiałam!). Przede wszystkim, o ile zmniejszyć? Dlaczego zmniejszyć? Po co? Ja na przykład nie jestem wielką zwolenniczką religii w szkołach – uważam, że dzieci i młodzież wywodzące się z wierzących rodzin mogą spokojnie takie nauki pobierać w kościołach albo szkołach parafialnych – na przykład w ramach Mszy Świętej, które dla najmłodszych dzieci są zwyczajnie nudne i bardzo często głośnym płaczem albo marudzeniem manifestują, że wcale nie chcą tam być. Ośmielę się jednak wtrącić swoje parę zdań, co do planowanych zmian. Media podają dwa różne rozwiązania, więc nie do końca wiem, czy chodzi o zmniejszenie zakresu materiału, obcięcie godzin lekcyjnych, czy jedno i drugie. Mogę jednak tutaj opisać, jak u mnie wyglądały lekcje historii. W podstawówce zaczynaliśmy oczywiście od starożytnej Grecji i Rzymu. W gimnazjum – to samo powtarzanie materiału. W liceum? Od początku. Pod koniec szkoły średniej już tak pędziliśmy z materiałem, żeby zdążyć, że II wojnę światową i okres PRL-u przelecieliśmy po łebkach. Wiedzę z tych dwóch okresów w lwiej części zdobywałam sama, bo zwyczajnie się tym interesuję. Ale już fizyka i chemia nie należały do moich ulubionych przedmiotów, więc jeśli w tych przedmiotach mam jakieś zaległości, to już ich nie nadrobiłam.

Niepotrzebne zmiany

Z tego samego powodu niespecjalnie podoba mi się pomysł likwidowania „Historii i Teraźniejszości”. Zgadzam się, że podręcznik Wojciecha Roszkowskiego był mocno tendencyjny i w wielu kwestiach wręcz indoktrynujący. Niemniej jednak wiedzę o naszej historii XX w. osobiście uważam za niezwykle ważną, a prawdą jest fakt, że na zwykłych lekcjach historii zwyczajnie nie zdążyliśmy tego przerobić – mimo że mieliśmy naprawdę świetnego nauczyciela, pełnego entuzjazmu i pasji. Ten człowiek po prostu uwielbiał uczyć. Ale co z tego, skoro czasu nie starczało? Uważam, że przedmiot, jako taki, powinien zostać zachowany, a jeżeli komuś nie pasuje podręcznik, to przecież można wprowadzić nowy. Pozbawiony wszelkiej ideologii, poglądów czy właśnie indoktrynacji. Podobno zrobiliście już to z mediami publicznymi, prawda? Inna sprawa, że zamieniliście jedną propagandę na inną, więc mam duże obawy, że z podręcznikiem by było to samo. To przecież już w nowej, odświeżonej i odpolitycznionej TVP pewien bezstronny dziennikarz wprost powiedział, że ma nadzieję, że aborcja będzie w Polsce legalna, a w telewizyjnej śniadaniówce dwóch gejów, znanych tylko i wyłącznie z tego, że są gejami, radośnie obwieściło, że „6 stycznia skończyła się w TVP homofobia”. To tyle, jeśli chodzi o to odpolitycznienie i niezależność…

Znęcamy się nad uczniami?

Idźmy dalej – zadania domowe. Za moich szkolnych czasów wiedzę na lekcjach się zdobywało, a przy odrabianiu zadań domowych – utrwalało. Temu służą prace domowe. Zgadzam się, że nauczyciel nie powinien zwalać na uczniów nie wiadomo ile zadań do odrobienia, ale chodziło jednak o to, żeby taki dzieciak/nastolatek przysiadł na tyłku i spróbował przyswoić wiedzę. Dostrzegam również problemy, wynikające z tego, że uczeń nie zrozumiał materiału, a rodziców niekoniecznie stać na korepetycje. Ale czy rozwiązaniem tej bolączki ma być brak zadań domowych? Serio? Przecież, jeśli taki uczeń ma dane lekcje dwa razy w tygodniu, to zdąży zapomnieć, czego go nauczyciel próbował nauczyć. A po weekendzie? Nie ma opcji. Od tego są właśnie zadania domowe. Jestem niemal pewna, że nauczyciele znajdą też na to sposób. Na przykład na każdej lekcji będą robili kartkówki, które – jeszcze – będą oceniane. Nie wiem więc, czy to jest najlepszy sposób na zrobienie ze szkoły „lepszego i przyjaznego miejsca”. Inna sprawa, że wcale mnie takie pomysły nie dziwią, od kiedy – parę lat temu – przeczytałam artykuł, że uczniowie są zasypywani lekturami, bo muszą ich przeczytać aż… siedem. Tak, był taki artykuł w Wybiórczej. Dokładnie było opisane, jak zamęczamy dzieci tymi siedmioma książkami w roku. Być może mnie jest łatwo mówić, bo lubiłam czytać, więc te obowiązkowe lektury nie robiły mi większego problemu. Ale na przykład zmierzenie się z opowieścią Ernesta Hemingwaya: „Stary człowiek i morze” było dla mnie bardzo trudne. Przeczytałam, ale niewiele z tej książki wyciągnęłam. Prawdopodobnie nie byłam wtedy jeszcze na tyle dojrzała. Ale ciągle czytam dużo i niedługo będę chciała znowu wrócić do Hemingwaya, bo z biegiem lat troszkę jednak wydoroślałam. 😉

Panie i Panowie, wjeżdżamy taranem

Mowa była jeszcze o „uwspółcześnieniu lektur”, ale nie znajduję tutaj żadnych konkretów. Jakie uwspółcześnienie? Duża część tych lektur naprawdę jest ponadczasowa. Począwszy od Mickiewicza, przez Sienkiewicza, aż do „Mistrza i Małgorzaty” Michaiła Bułhakowa (uwielbiam!). Jak oni je chcą uwspółcześniać? Na co wymienią powieści wspomnianych przeze mnie autorów? Chciałabym znać konkrety, bo już trochę poznałam się na lewicy, więc mnie takie pomysły mocno niepokoją. Pamiętam, że wprowadzali pierwszą część sagi o Harrym Potterze jako lekturę, ale do dziś nie jestem przekonana, czy to dobry pomysł. Przede wszystkim, nie wiem w miejsce jakieś książki została wciągnięta. Czy w ramach tego „uwspółcześnienia” dzieciaki będą musiały przeczytać całą sagę o młodym czarodzieju? Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic do książek o Potterze, sama się zaczytywałam za dzieciaka, ale czy naprawdę jest to książka nadająca się na lekturę szkolną? Znam argumenty o „sile przyjaźni”, jaka jest przedstawiana w tych powieściach, ale czy np. „Dzieci z Bullerbyn” też nie niosą podobnego przesłania? Osobiście uważam, że saga HP jest warta przeczytania, zwłaszcza przez dzieciaki, ale czy nadaje się na lekturę? Tu mam swoje własne, subiektywne (podkreślam) wątpliwości.

Zabierzmy nauczycielom narzędzia

Przejdźmy teraz do pomysłu braku ocen z plastyki, muzyki i w-fu. Ja się zgadzam, że to niekoniecznie są najważniejsze przedmioty na świecie i nie uważam, żeby było zasadne robić uczniowi problemy z przejściem do następnej klasy w przypadku tych akurat przedmiotów. Myślę jednak, że tutaj ważne jest podejście nauczyciela, który powinien oceniać nie talent, ale starania ucznia. Czy takie dziecko faktycznie poświęciło czas na namalowanie obrazka, czy oddaje prace w terminie, i tak dalej. Jak – w sytuacji braku ocen – nauczyciel plastyki ma rozróżnić ucznia, który przygotował mu obrazek w terminie i widać, że sam do tego przysiadł, od takiego, który oddał mu pracę dwa tygodnie po terminie, a narysował ją sobie na kolanie na przerwie przed lekcją. No, ludzie… Powiem Wam coś o sobie, żeby zobrazować przykład. Ja mam dystrofię mięśniową – wtedy o tym nie wiedziałam, ale prawdopodobnie skutkowało to niższymi wynikami w skokach czy rzutach. Jednak moja nauczycielka od w-fu w szkole podstawowej pochwaliła mnie przed całą klasą, bo widziała, że się starałam. I to było dla niej najważniejsze. Doceniała wysiłek i trud. A ja, dzięki jej wsparciu, osiągałam coraz lepsze wyniki nawet – w znienawidzonym przez siebie – skoku wzwyż. I na koniec podstawówki miałam szóstkę w z w-fu, mimo że byłam wtedy naprawdę chucherkiem. Dlatego uważam, że nauczyciele z plastyki, muzyki, w-fu powinni mieć możliwość oceny swoich uczniów, ale powinni brać pod uwagę przede wszystkim zaangażowanie, motywację i starania, a nie tylko sam talent. Ja przynajmniej takich nauczycieli – od tych konkretnych przedmiotów – miałam. Wszyscy inni uważali, że ich przedmiot jest najważniejszy. Ale akurat plastyka, muzyka czy w-f była okazją do podreperowania sobie średniej, bo akurat nauczyciele, których ja spotkałam w większości doceniali po prostu wysiłek i starania.

Uczmy podstawy

Na zakończenie chciałabym przypomnieć pani minister, że w liceum można już sobie wybrać profil. Czy to humanistyczny, czy językowy, czy matematyczny, czy nawet fizyczno-chemiczny. I wtedy, jak taki młody człowiek zda do odpowiedniego liceum i na odpowiedni profil, to niektórych przedmiotów ma więcej, a niektórych mniej. Dlatego mnie się wydaje, że w szkole podstawowej powinno się uczyć podstawowych rzeczy. Co prawda, dla wielu jest to kwestia nie do przeskoczenia, bo nie wiedzą, na przykład, ile jest płci. Ale może właśnie dlatego na tej podstawowej nauce powinniśmy się skupić? Chociaż mam wrażenie, że pani Barbarze o coś innego chodzi. I może mieć to związek z penalizacją mowy nienawiści i zrobieniu ze szkół narzędzi propagandowych.

A może po prostu liczy na coraz głupszych obywateli, bo wiadomo – im głupsi, tym chętniej na nią zagłosują.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

O kilka kieliszków za dużo?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Ja naprawdę wiele jestem w stanie zrozumieć. Naprawdę – wiele. Że majówka, że dożynki, że imieniny i Bóg jeden wie, co jeszcze. Czasem się człowiek przecież zabawić musi. Józefa było. Albo Stefana. Grzegorza, Moniki czy innej Krystyny. Może nawet Marcina – chociaż to akurat w listopadzie chyba. W każdym razie człowiek ma naprawdę dużo okazji, żeby się towarzysko poudzielać. Może nawet codziennie – ale czy wypada, jeśli wraz z zabawą idą napoje wysokoprocentowe? I nie chodzi mi tu akurat o mleko.

Słaba głowa, słaby sprzęt…?

Pan Kierwiński postanowił świętować Dzień Strażaka wyjątkowo hucznie. Do tego stopnia, że przyszedł wygłosić oświadczenie z tej okazji w stanie nie do końca trzeźwym, co nie umknęło uwadze innych ludzi. Ale stanowisko jest jasne – to wcale, pod żadnym względem i absolutnie nie było tak, że on tam wszedł na scenę na****ny jak meserszmit, nigdy w życiu. No fucking way! To w ogóle są niedorzeczne podejrzenia, po prostu mieliśmy awarię sprzętu nagłaśniającego. I tylko przez to facet nie potrafił się wysłowić. Nic to, że słychać było wyraźnie, że pan Marcin zwyczajnie bełkocze. Że niektóre słowa przeciąga nie wiadomo jak długo, a innych nie jest w stanie skończyć. To była tylko i wyłącznie awaria, a nie, że szefowi MSWiA się za bardzo chlupnęło poprzedniego dnia – albo nawet tego samego. Nam pozostaje w to tylko uwierzyć. Nieszczęścia chodzą po ludziach. Już kiedyś Aleksandra Kwaśniewskiego dotknęła choroba filipińska. I kim my jesteśmy, żeby wątpić w jego słowa? Jak powiedział, tak było. Wtedy była choroba filipińska, a nie alkohol, a teraz jest awaria sprzętu nagłaśniającego. I nawet z tym, szary człowieczku, nie dyskutuj, bo pozwy pójdą. Awaria to awaria, a jeśli Ci po głowie chodzą inne myśli, to my to spokojnie, pokojowo i sądownie załatwimy – tak, żebyś myślał prawidłowo.

Niegodne działania pisowskiej Targowicy

Pan Marcin wspomniał również, że nie będzie się poddawać badaniom pod kątem stanu przeduradarowego, ponieważ część jego wyborców – nie mogąc uwierzyć, w to co słyszą – martwiło się, że może to kwestie zdrowotne, bo wiadomo przecież, że tak światły człowiek jak pan Kierwiński do kieliszka nie zagląda, a już na pewno nie wtedy, kiedy następnego dnia ma wygłosić przemówienie. Nie, nie zamierzam, bo wszystko jest w jak najlepszym porządku. Proszę mi wierzyć. Tak jak powiedziałem, był straszny pogłos z głośnika, który był niedaleko. Więc bardzo słabo słyszałem, nie wiem, czy to była też kwestia jakiegoś sprzęgnięcia mikrofonów. Zdarza się. Nie ma to nic wspólnego ze stanem zdrowia, aczkolwiek dziękuję za troskę, wszystko jest w porządku – tłumaczył – Różne komentarze były, także polityków z polskiego życia publicznego, którzy chluby mu raczej nie przynoszą. Raczej nadinterpretują tutaj fakty lub starają się uprawiać taką brudną walkę polityczną. Jak rozumiem mają coś, do czego mogą się przyczepić, ale te insynuacje są naprawdę niegodne. Jeżeli ktoś chce wykorzystywać to święto do swojej brudnej polityki, to sam sobie wystawia świadectwo. No i spoko, jasna sprawa. Tylko czy takie samo świadectwo wystawił sobie Roman Giertych, który od razu znalazł winnego całego zajścia?

To nie my, to PiS!

Tak tylko pytam, bo Romek pisał coś o pisowskiej targowicy i chciałabym wiedzieć czy tekst: Nazwisko dźwiękowca, który obsługiwał dzisiaj najbardziej chciałbym poznać. #PiStoTargowica nie jest przykładem wykorzystywania tego smutnego incydentu do uprawiania brudnej polityki? Mam wątpliwości, bo skoro pytania zwykłych ludzi, czy poseł Kierwiński na pewno był w pełni sił podczas swojego przemówienia, są przejawem brudnej polityki, to czym innym jest sugestia, że ktoś z PiS-u (a być może sam Kaczyński!) przełączał po kryjomu różne kabelki, żeby pan Marcin brzmiał tak jak brzmiał? W każdym razie, pan Giertych otrzymał odpowiedzi, że odpowiedzialnymi za całą tą sytuację mogą być Jack Daniels albo Johnny Walker. Śledztwo trwa! Poszukiwani się nie wywiną, nie ma bata. Niech no tylko pan Roman pozna miejsce przebywania obu żartownisiów, to im da do wiwatu. Podpowiadam, że poszukiwania można by było zacząć od jakichś sklepów monopolowych.

Choroba przenoszona drogą kropelkową

Pan Kierwiński postanowił jednak opublikować na swoim Twitterze dowody na to, że podczas swojego przemówienia był trzeźwy jak świnia i przedstawił wyniki badania alkomatem. Trochę wyglądają, jakby czternastolatek usiłował na szybko przepisać pracę domową, bo mogliśmy w nich przeczytać:

Policja: Kierwiński

Nazwisko badanego: Marcin

Imię badanego: 22.08.1976 r.

No, spoko, bardzo wiarygodne. Nie pozostawia już żadnych wątpliwości. Ja podejrzewam, że jak pan Kierwiński chuchnął, to od razu wzięło też policjanta, który miał wykonywać te badania i stąd te nieprawidłowości, ale na 100% jest tak, że pod hasłem „Policja” należy wpisać nazwisko, pod hasłem „Nazwisko” swoje imię, a pod imieniem datę urodzenia.

Albo to, albo poseł Kierwiński faktycznie przez kilka godzin przed wystąpieniem nie wylewał za kołnierz. I przypadkowo policjant, który wykonywał badania również. Ale w to żaden z nas nigdy nie uwierzy, prawda?

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Bezgraniczna tolerancja odebrała Polakowi życie?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Pewnie słyszeliście, że 39-latek polskiego pochodzenia zginął tragicznie w Szwecji. Mikael Janicki został zastrzelony przez młodociany gang, prawdopodobnie narkotykowy. Tej informacji w polskich mediach się nie unika. Przypadkowo jednak pomija się kwestię, kim są w zdecydowanej większości są członkowie tego gangu. Pewnie Szwedzi, bo gang ze Szwecji, prawda? Otóż właśnie nieprawda.

Europejczycy z Bliskiego Wschodu

Szwedzka policja aresztowała dwie osoby zamieszane w tę sprawę. To byli nastolatkowie – Yassim Z. i Nassim B. Imiona mało szwedzkie, prawda? Wygląd też raczej nie wskazuje na rdzennych Europejczyków. Obaj odmawiają jakichkolwiek zeznań. Nie wiemy więc, kto nacisnął za spust – być może jeden z nich, ale prawdopodobnie była to grupa trzech-czterech mężczyzn i bezpośredni sprawca zdążył uciec. Jeżeli ktoś z Was ma jakiekolwiek aktualniejsze wieści, bardzo proszę o komentarz – dołączę ją do tekstu. Wygląda na to, że sporą część gangu, którego członkowie zdecydowali się strzelić Polakowi w głowę, stanowią Libańczycy i Syryjczycy. Mamy kolejną przesłankę ku temu, żeby twierdzić, że to niekontrolowana imigracja stanowi główną przyczynę wzrostu przestępczości w Szwecji. Ciężko mi zrozumieć, dlaczego niektórzy są tak zamknięci na prawdę. Janicki zginął w dzielnicy o nazwie Skorholmen, która – delikatnie pisząc – nie należy do najbezpieczniejszych. Piotr Zychowicz wspominał wypowiedź mieszkanki tego osiedla (też o polskich korzeniach), która potwierdziła, że dzieje się tam źle. I że ma takie myśli, że równie dobrze, to ona mogła stracić życie z rąk młodocianych gangsterów.

Ofiara w imię bezpiecznej Szwecji

Mikael Janicki słynął z bardzo obywatelskiej postawy. Wielokrotnie informował policję o łamaniu prawa przez gangi młodocianych. Tego nieszczęśliwego dnia miał zwrócić uwagę grupce młodych mężczyzn, wywiązała się sprzeczka, po której padł strzał. Nie wiadomo, co było konkretnym powodem, być może Janicki zauważył, że handlują narkotykami. Raczej na pewno nie zaczepiał ich bez powodu. Żona zabitego opowiadała, że mąż wielokrotnie mówił jej, że chciałby, aby ich syn wychowywał się w bezpiecznym miejscu. Syn, z którym szedł wtedy na basen i który był świadkiem zabójstwa własnego ojca. Chłopak ma dwanaście lat. Trauma na całe życie. Ale znowu – nigdzie nie znalazłam info o jego zeznaniach. Bardzo możliwe, że dzieciak zwyczajnie jest w szoku, a może po prostu policja nie udostępnia większości informacji dla dobra śledztwa. Trzeba czekać. Oczywiście, Szwedzi są zszokowani brutalnością i bezsensownością tej zbrodni, ale chyba już powinni się przyzwyczaić do takich i innych przestępstw. Praktycznie co chwilę słyszy się o zbiorowych gwałtach, morderstwach czy pobiciach właśnie w Szwecji. Chociaż oczywiście nie tylko tam – dziwnym trafem z podobnym problemem zmagają się na przykład Niemcy i Francuzi. Widzimy tu pewien wspólny mianownik, ale oczywiście nie jest to wina niekontrolowanej imigracji. Broń Boże. Ot, po prostu, dzieje się i nikt nie wie, dlaczego.

Bezradność rządzących

W Szwecji rządzi Umiarkowana Partia Koalicyjna, która określa się jako liberalno-konserwatywna i jest krytyczna wobec przyjmowania nielegalnych uchodźców. Bardzo utrudnili możliwość uzyskania obywatelstwa i ograniczyła przypływ ludzi, zwłaszcza z Bliskiego Wschodu. Nie bardzo jednak mają pomysł, co zrobić z bezrobotnymi inżynierami i chirurgami, którzy nie mogą znaleźć pracy ze względu na wszechobecny rasizm, więc handlują narkotykami. I to będzie problem na wiele, wiele lat, bo to już jest kolejne pokolenie migrantów. Ze szwedzkimi obywatelstwami. I radź tu sobie, obywatelu, bo Twoje poprzednie rządy chciały być tolerancyjne i mieć dobre serduszka. Donald Tusk na szczęście zapowiedział, że Polska nie zgodzi się na przymusową relokację i nikogo przyjmować (czyli po prostu będziemy płacić, hurra…!), ale ja mam wątpliwości, czy się z tego cieszyć. Patrząc na prawdomówność premiera wolałabym chyba, żeby przekonywał, że ich przyjmiemy.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Polsko – niemieckie barwy

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Słyszeliście pewnie aferę z nowymi strojami polskich olimpijczyków, którzy w sierpniu będą walczyć o medale? Ogólnie ani ładne, ani polskie. Ludzie oburzyli się, że ubrania szyła niemiecka firma, a nie polska – i słusznie, zwłaszcza że marka 4F szyje naprawdę ładne sportowe stroje. Sama kupiłam sobie olimpijską bluzę w ich wykonaniu (zdaje się, że z 2016 roku – bardzo podobały mi się te srebrne orły na plecach <3 ). Wygodne, ładne, dobrze leżą. Nie ma się do czego przyczepić. Stroje zaproponowane przez niemiecki Adidas są… no, są. I tyle dobrego można o nich napisać.

Kontrowersyjny wybór

Ani to kolorystycznie nie pasuje, jakieś inne kolory wklejone byle gdzie i nie wiadomo po co, napis „POLSKA” sprawiał wrażenie, jakby był napisany jakimś mazakiem, bo albo skończyły się fundusze, albo Niemcom się nie chciało. Co się będą przepracowywać na jakąś tam reprezentację Polski, prawda? Na szparagi jeździć i zbierać, a nie na Igrzyska medale zdobywać, w dupach nam się poprzewracało od tego dobrobytu! Dobra, ale bez żartów. Ogólnie jakąś wielką fanką Adidasa nie jestem, wolę Nike, a najchętniej właśnie 4F, ale firma jak firma, mają lepsze albo gorsze propozycje. Ta była gorsza i dziwię się, że została zaakceptowana przez PKOl. Inną sprawą jest historia tej marki, bo jest ona jedną z tych związanych z Adolfem Hitlerem i NSDAP. @lemingopedia napisał więcej w tym temacie na swoim FB, polecam się zapoznać. Cóż, jeśli świat postanowił dać szansę Niemcom na przeżycie i odbudowanie, to nie ma się co dziwić – większość z tych najstarszych niemieckich firm przed laty, które do tej pory istnieją, było w jakiś tam sposób powiązani z partią kanclerza Hitlera. Bardzo często zresztą firmy, zwłaszcza te wielkie, przechodzą z ojców na synów, ale już nie zdążyłam sprawdzić, jak było konkretnie w tym przypadku. Nie jest to zresztą specjalnie istotne.

Oczywiście na Polski Komitet Olimpijski i nasz nie-rząd spłynęła fala krytyki, bo mieliśmy ładne, schludne, dobrze leżące i skromne stroje, a teraz mamy dresy, których nikt szanujący się by nie założył nawet w latach 90-tych. 😛 I, oczywiście, PKOl zawalił, że je w ogóle zaakceptował. Teraz tłumaczą się, że zależy im na sportowcach i ich wygodzie i dlatego wybrali właśnie Adidas. Zaraz mi na czole kaktus wyrośnie, bo osobiście uwielbiam Igrzyska Olimpijskie, na letnie zawsze biorę sobie wolne w pracy (tak, to jest ten poziom obsesji), więc sporo się naczytałam o tej dbałości o wygodę i interesy naszych reprezentantów. Ale, zostawmy to, mnie się ten strój nie podoba. Jednak byłabym ostrożna w oskarżaniu naszego nie-rządu o to, że ledwo się dorwali do władzy i już od razu dają Szwabom zarabiać. Mimo wszystko weźmy pod uwagę fakt, że dzisiaj te stroje zostały dopiero zaprezentowane. Najpierw musiało pójść zamówienie, wstępny projekt, wykonanie, akceptacja, a potem jeszcze organizacja hali na oficjalną prezentację. Adidas jest firmą, która ubiera wiele krajów, więc na pewno nie zrobili od ręki. Może się więc okazać, że to nie nasz nie-rząd zdecydował się na Adidasa, ale poprzednia władza. Decyzja głupia, nieuzasadniona i zwyczajnie smutna – i tak, bardzo wiele może wskazywać na to, że spowodowana otwartą proniemieckością Donalda Tuska, bo od początku kadencji tego rządu słyszymy tylko o decyzjach, które byłyby korzystne dla nich, a nie dla nas – ale, biorąc pod wszystkie fakty, być może za tę konkretnie „dobrą zmianę” nie odpowiada akurat Tusk i jego ekipa. Nie mogłam znaleźć, kto i kiedy zaakceptował projekt Adidasa – w tej chwili wyskakują mi tylko informacje o oficjalnej prezentacji – więc nie jestem Wam w stanie napisać na 100%, który rząd podjął taką decyzję.

Tomasz Lis w formie

Ale, nie byłabym sobą, gdybym się do kogoś nie przypierdzieliła, więc zacytuję Wam wpis Tomasza Lisa na Twixie:

Ładne te stroje naszych reprezentantów. I fajne jest to, że niemiecka firma przygotowuje dla polskich sportowców stroje nawiązujące do pięknej historii polskiego olimpizmu.

Aha, aha. Nie wiem, co jest jakoś specjalnie fajnego w tym, że to nie polska, a niemiecka firma przygotowała te stroje. Nie potrafię znaleźć pozytywów, zwłaszcza że 4F sroce spod ogona nie wypadli i naprawdę szyją piękne stroje. Być może Lis poleciał na ogólnej tendencji w Internecie, że Tusk – jak to Tusk – zatrudnił firmę niemiecką, a kiedy być może dokopiemy się do informacji, kiedy i kto zamawiał te stroje i (jeśli okaże się, że to jednak PiS), to opublikuje stosowny wpis, w którym skrytykuje taką decyzję i stwierdzi, ze to skandal i że on – jako (ekhm, ekhm) – Polak jest oburzony. Nie wiem jednak, w którym miejscu on widzi nawiązania do polskiego olimpizmu? To są te czarne wstawki w innych, niż nasze barwy, kolorach? Nie widzę tego nawiązania, ale dostrzegam trochę nawiązań do polsko – niemieckiej historii:

Biały – symbol niewinności

Czerwony – przelana krew (właśnie tych niewinnych ludzi)

Czarny – może to jakieś nawiązanie do żałoby?

A, i jeszcze fakt, że czarny, biały i czerwony to barwy Niemiec, a konkretnie Cesarstwa Niemieckiego, flagi III Rzeszy do 35. roku oraz III Rzeszy aż do jej upadku.

Tak więc reparacji nie będzie, bo nie ma za co, ale trochę nam przykro, więc macie czarne kolory na Waszych biało-czerwonych barwach i sami sobie zinterpretujcie, o co nam chodzi. „Tyle od nas! Dzięki za przelew! Bajo!”. M. P.S.: Wrzuciłam zdjęcie projektu 4F, bo po co macie brzydotę oglądać? 😉

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej