Connect with us

Damian Małecki

Jestem księdzem. Nic Ci nie zrobiłem.

Avatar photo

Opublikowano

on

Tolerancja, szacunek, niewrzucanie wszystkich do jednego worka – słowa klucze i  jednocześnie dowody na hipokryzję środowisk, które na jednym wdechu je wymieniają, aby następnie każdemu z nich zaprzeczyć w antyklerykalnej walce. Jako agnostyk poczuwam się do stwierdzenia faktu, że księża i wiara katolicka są obecnie pod ostrzałem – istnieje niepisane przyzwolenie środowisk liberalnych na mieszanie z błotem wszystkiego, co związane z Kościołem. Antyklerykalizm – wyśmiewanie wiary i wierzących (oczywiście nie dotyczy innych wyznań) stało się zwyczajnie modne.

Dlatego, gdy wczoraj na profilu Weroniki Kostrzewy – szefowej publicystyki Radia Plus, zobaczyłem wpis księdza „świeżaka”, który dopiero co przyjął sakrament, pomyślałem, że warto go będzie Wam udostępnić w całości:

 

Jestem księdzem od kilku godzin. Tyle lat czekałem na ten moment, kiedy będę mógł założyć ornat i odprawić pierwszą Mszę św. To tak jak dla Ciebie ślub. Przypomnij sobie ten moment – wyobrażałeś go sobie setki razy: jak będziecie wyglądać, jak będziesz mówił swojej żonie „i nie opuszczę Cię aż do śmierci”, jak planowałeś wesele. Albo to wszystko jeszcze przed Tobą. Mówisz „najpiękniejszy dzień w życiu”.

Ale w moim „najpiękniejszym dniu” napisałeś pod zdjęciem z moich święceń „kolejne pokolenie pedofili i nierobów”. Nazwałeś mnie pedofilem, chociaż brzydzę się tą zbrodnią tak samo jak Ty. Twierdzisz, że zostałem księdzem, aby dostatnio żyć i nic nie robić, chociaż nawet nie wiesz, jak mam na imię.

Wieczorem, po dniu pełnym radości, że w końcu zostałem księdzem spojrzałem w telefon, żeby odpowiedzieć na życzenia i gratulacje. Przejrzałem też Facebooka. I trafiłem na Twój wpis. Trafił we mnie piorun. Co ja Ci zrobiłem?

Wiem. Powiesz, że wstąpiłem do mafii, w której tuszowało się pedofilię, więc należało mi się. Ale ja nie mam z tymi zbrodniami nic wspólnego. Dopiero co zostałem księdzem, bo chcę żyć dla ludzi i Boga.

Wyobraź sobie, że ktoś wstawił zdjęcie z Twojego ślubu. Ja – gdy jeszcze trwa Twoje wesele – piszę pod zdjęciem: „Taki piękny ślub. Szkoda, że ją będzie zdradzał i wcale jej nie kocha”. Albo pod zdjęciem Twoich dzieci na FB napiszę: „Tatuś nigdy was nie chciał. Urodziłyście się, bo mamusia chciała mieć dzieci”. Przecież są tacy faceci, którzy zdradzają swoje żony i wcale nie chcieli dzieci…

Czytam też inne komentarze. Ktoś napisał „Pedały”. Jeszcze ktoś inny pyta „Czy zostali wysterylizowani, zanim pójdą do ludzi?”. Nie jesteś sam w tym hejcie. Są inni. To ja jestem w tym wszystkim sam.

Bo co mam zrobić? Nie zostać księdzem, bo Ty masz gorszy tydzień?
Jesteś hejterem.
Powtórzę to jeszcze raz: Jesteś tchórzliwym hejterem.

Zaatakowałeś mnie, chociaż nic Ci nie zrobiłem, a moją jedyną winą jest to, że jestem od kilku godzin księdzem. Wybrałem niełatwą drogę kapłaństwa. Postaram się na niej żyć uczciwie, chociaż pewnie czasem upadnę, bo jestem tylko człowiekiem. Ale miałem odwagę zostać księdzem w czasach, w których mówisz „ksiądz”, a myślisz „pedofil”. Miałem odwagę. Ty byś ją miał?

Jeśli twierdzisz, że księża żyją dostatnio, a Ty musisz ciężko pracować, to czemu sam nim nie zostałeś? Chętnie bym Ci wytłumaczył, że to nieprawda, że nie płacimy podatków. Ale nie będziesz słuchał…

Powiedziałbym Ci też chętnie, że to nieprawda, że każdy z nas zna jakiegoś księdza pedofila, którego ukrywa środowisko, bo to nasz kumpel. Ale nie będziesz słuchał…

Opowiedziałbym Ci też, że miałem ojca alkoholika i pochodzę z biednej rodziny. Wiem, co to ciężka praca, strach o jutro, choroba ojca. Wiem, co to bieda. Ale nie będziesz słuchał…

I na koniec powiedziałbym Ci, że bardzo zraniłeś mnie dzisiaj. Bo nie jestem inny niż Ty. Serio jestem normalnym człowiekiem. Może nawet nieco bardziej wrażliwym na świat – dlatego przyciągnęła mnie taka droga powołania. Ale nie będziesz słuchał…

Wiesz, dlaczego napisałem, że nie będziesz słuchał? Bo tu nie chodzi o dyskusję na argumenty. Przecież to jasne. Chodzi o to, co masz w sercu.

Nie jesteś złym człowiekiem. Tak jak ja nie jestem pedofilem i złodziejem. Jesteś hejterem. A w zasadzie byłeś nim przez chwilę. Bo miałeś gorszy moment. Bo widok księdza przywołał jakieś zranienia. Albo po prostu nie chodzisz do kościoła, może żyjesz w grzechu i mój widok, jest dla Ciebie tym samym, czym dla przestępcy widok policjanta. On krzyknie „Jebać policję”, a Ty napisałeś „Ksiądz pedofil”. Jest Ci lżej?

I jako świeżo upieczony ksiądz powinienem teraz napisać, że będę się za Ciebie modlił. Ale napiszę Ci coś innego… Dzieli Cię jedna decyzja, jeden „Enter” od tego, czy jesteś hejterem czy nie. Zrobisz, jak uważasz. Na dole masz miejsce na komentarz.

Ja chcę być dobrym księdzem. Z hejtem będzie mi trudniej. Może kiedyś przyjdą chwile zwątpienia. Może nawet kryzys. Ciebie to nie będzie obchodzić, bo nawet nie będziesz mnie pamiętać. Ale będą następni i następni. I kolejni.

Jasne, że mógłbym tu napisać, że spotkamy się kiedyś, bo przyjdziesz „po księdza” dla Twojej umierającej mamy albo żony. I że wtedy się policzymy. Ale nie – nie policzymy się. Ja wtedy pojadę z Tobą i przygotuję na odejście najbliższą Ci osobę. Nawet słowa Ci nie powiem. Obiecuję.

Jezus, dla którego miałem odwagę wstąpić na tę drogę zapowiedział, że „skoro Mnie prześladowali, to i was prześladować będą”. Więc w sumie na to się nastawiam. Dostanę jeszcze wiele ciosów. Może jeden z nich zmiecie mnie z planszy. Oby nie. Jesteś pewny, że znów chcesz uderzyć?

Z Bogiem!
Ksiądz.
Też człowiek.

Racjonalny republikanin komentujący życie polityczne. W latach 2013-2016 współtworzył portal Żelazna Logika. Pomysłodawca i organizator serii wywiadów oraz oddolnych akcji społecznościowych. Fan rzetelności dziennikarskiej. Przez 11 lat jedną nogą w Irlandii, gdzie aktywnie działał w społeczności polonijnej. Pomysłodawca inicjatywy SejmLog, założyciel Fundacji SejmLog. Założyciel portalu takzetego.pl

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Czytaj dalej

Damian Małecki

Z wizytą we Lwowie, odczucia subiektywne

Avatar photo

Opublikowano

on

Umieszczam się w tej części społeczeństwa, która stara się pracować w kierunku zbliżenia Polsko-Ukraińskiego, która dostrzega konieczność wspierania Ukrainy w walce z rosyjskim agresorem, która od lutego zeszłego roku aktywnie angażuje się w inicjatywy wsparcia uchodźców zarówno tych w Polsce, jak i tych wewnętrznych na Ukrainie. Jeśli należysz do obozu od „Ukrainiec zabiera mi pracę/Ukrainka ciągnie mój socjal/ona jest taka zadbana, boję się, że odbije mi chłopaka”, czytając dalej tracisz swój czas – treść mojej relacji z pobytu we Lwowie raczej nie doda paliwa żadnej z Twoich fobii. Wszystko w tym wpisie będzie subiektywne, z pierwszej ręki – oczywiście można się z moimi spostrzeżeniami i wnioskami zgadzać lub nie.

 

Cel był prosty – zostało mi trochę prywatnie zorganizowanych środków finansowych przeznaczonych na pomoc uchodźcom w Polsce, centra pomocy humanitarnej są już od dawna pozamykane, na grupach pomocowych nie ma już apeli o żywność czy ubrania dla dzieci, Ukraińcy w większości albo znaleźli pracę i mieszkanie i są samowystarczalni, albo wyjechali dalej na zachód, albo wrócili na Ukrainę, dlatego uznałem, że warto pieniądze przeznaczyć tam, gdzie są potrzebne – na wsparcie walczącej z najeźdźcą armii ukraińskiej.

Padło na stazy, czyli opaski uciskowe tamujące krwotoki – środków wystarczyło na 100 sztuk wysokiej jakości staz Black Front, a dzięki uprzejmości zaprzyjaźnionej Fundacji Pamięci Narodów dodatkowo zabraliśmy podobną ilość koców termicznych. Tak wyposażeni wyruszyliśmy do Lwowa.

Trasa przebiegła bez problemów, pogoda w ten weekend bardzo się udała, granicę Polsko-Ukraińską w Korczowej udało się pokonać w nieco ponad godzinę, a półtorej godziny później zaparkowaliśmy już w centrum Lwowa, detale dotyczące spotkania z ukraińskim wojskiem w celu przekazania przesyłki z wiadomych względów pominę.

Lwów to piękne miasto, jest bardzo czysto, większość kamienic w centrum miasta jest zadbanych, odremontowanych, piękna wiosenna pogoda sprawia, że ulice są pełne młodzieży, rodzin spacerujących z dziećmi, restauracje, knajpy, muzea, kościoły i atrakcje turystyczne są otwarte, słowem – na ile się da trwa normalne życie.

O trwających działaniach wojennych przypominają nam osłonięte workami z piaskiem wejścia do niektórych budynków administracji, osłonięte przeciwko odłamkom pomniki na lwowskim rynku, czy zabite deskami witraże na większości kościołów, wkrótce po rozpoczęciu spaceru rozlega się także alarmujący dzwięk syren – po raz pierwszy od prawie dwóch tygodni alarm przeciwlotniczy zostaje ogłoszony w całej Ukrainie, na szczęście w samym Lwowie został odwołany po niespełna 15 minutach i szczerze mówiąc – nie było widać aby ktokolwiek się tym alarmem przejął, ludzie dalej spacerowali, siedzieli w knajpkach, zagadnięci odpowiadali, że celem nalotu znów jest Kijów.

O wojnie przypominają też mundury, na ulicach i przystankach co rusz widać przemieszczających się żołnierzy regularnej armii, czy obrony terytorialnej z obładowanymi plecakami – ci wyglądają na przemieszczających się z/do swoich jednostek, czy też drugi rodzaj wojskowych – tych korzystających z przepustki na spacerze z rodzinami, sporo też uzbrojonych patroli pilnujących ważnych budynków publicznych.


Lwów to miasto, w którym historia widocznie przeplata Polskę i Ukrainę, w wielu miejscach można wciąż zobaczyć budynki z napisami po Polsku, stare witryny sklepowe, czy dawne budynki banków i różnych instytucji kulturalnych.


Oczywiście centrum polskości we Lwowie to Cmentarz Łyczakowski, który polecam odwiedzić każdemu zwiedzającemu to miasto – jest on pięknie położony, zadrzewiony, zadbany, tutaj groby z napisami po polsku mieszają się z grobami z napisami po ukraińsku, no i oczywiście koniecznie należy zobaczyć Cmentarz Orląt Lwowskich i zapoznać się z historią jego zbeszczeszczenia przez Rosjan.

Co rzuciło się w oczy zarówno podczas trasy przez zachodnią Ukrainę, jak i w samym Lwowie, to wręcz eksplozja nastrojów patriotycznych, ogromna część widywanych na ulicach miała na sobie jakieś ubrania z motywami patriotycznymi (bardzo popularne są bluzy z napisem „I am Ukrainian”), wszędzie widać bransoletki, wstążki, naklejki na autach, billboardy zachęcające do zbiórek na sprzęt, wstąpienia do armii czy lokalnego oddziału obrony terytorialnej, proukraińskie hasła na autobusach, witrynach sklepów itp itd. W mijanych miejscowościach wszędzie powiewają zółto-niebieskie flagi i nie ma co kłamać – widoczne są również te czarno-czerwone, tych drugich jest na szczęscie zdecydowanie mniej, na oko mniej niż 5%, ale co mnie jako Polaka wprawiło w zakłopotanie – te czarno-czerwone czasem, jak gdyby nigdy nic, występują w towarzystwie flagi polskiej.

Część z Was znów poczyni mi „ukrofilskie” zarzuty, ale po rozmowie z młodymi Ukraińcami nie mogę nie zauważyć, że w ich percepcji, ten obecny „banderyzm” jest antyrosyjski a nie antypolski i dla moich rozmówców zestawienie flagi biało-czerwonej z flagą czerwono-czarną nie było niczym abstrakcyjnym. W hostelu, w którym nocowaliśmy poznałem kilku żołnierzy ukraińskich, którzy byli na przepustkach, w rozmowach z nimi akcentowane było przyjazne nastawienie względem Polski, szacunek i wdzięczność zarówno za ogromny wysiłek jaki nasze społeczeństwo wniosło w pomoc uchodźcom w pierwszych miesiącach wojny oraz za udzielone Ukrainie wsparcie militarne. Przez te 2 pełne dni pobytu ani raz nie spotkałem się z negatywnymi reakcjami wobec mnie czy wobec Polski.

W połowie drogi do Lwowa przy drodze stoją dwa duże maszty, na których powiewają flagi Polski i Ukrainy a pomiędzy masztami umieszczony jest symbol ściskających się dłoni w barwach obu krajów. Również w centrum Lwowa w kilku miejscach dało się odnaleźć nasze flagi, w świadomości społeczeństwa ukraińskiego relacje między naszymi narodami nigdy nie były tak dobre, jak obecnie, choć z pewnością po stronie ukraińskiej, tak jak i po naszej, znajdą się jednostki twierdzące, że „on nie jest moim bratem”.

Zamykając temat zarzutów kierowanych w moją stronę przez pewne środowiska, to nie jest tak, że ja nie wiem do czego zdolni byli Ukraińcy kilkadziesiąt lat temu, że nie chcę dostrzegać jakie znaczenie dla Polaków miała i nadal ma czarno-czerwona flaga. To nie jest tak że mi się podoba, że choć w innym kontekście, to wciąż jest na Ukrainie eksponowana. Po prostu zwracam uwagę na jej obecny antyrosyjski kontekst i na to, że to od nas samych zależy, jak się ze sobą będą w przyszłości dogadywali młodzi ludzie, dla których wpisy opisujące zbrodnie (polecam np ten bardzo dobry wpis od II wojna Światowa w kolorze) będą miejmy nadzieję świadectwem dawnej nienawiści, która po latach może przerodzić się w wybaczenie i przyjaźń. Dzisiejsza ukraińska młodzież nie jest winna grzechów dziadków i ma prawo chcieć zmieniać relacje między naszymi narodami.

 

Centrum Lwowa w godzinach wieczornych należy do właśnie do młodzieży i jak każda młodzież w polskich miastach, nie może się ona obyć bez imprezy – puby, restauracje i ławeczki były oblegane aż do godziny 24, kiedy to we Lwowie zaczyna obowiązywać godzina policyjna, sprawiająca, że miasto zwyczajnie opustoszało. Zanim jednak wybiła północ, w godzinach wieczornych poza zwykłym klimatem weekendu w centrum każdego miasta – czyli dobrej zabawy i alkoholu, dało się dostrzec i usłyszeć także klimat wspólnoty, grupowych śpiewów sławiących Ukrainę i wieszczących jej pewne zwycięstwo w walce o wolność.

Jest też ciemna strona medalu – zarówno na Cmentarzu Łyczakowskim, jak i na wszystkich innych mijanych po drodze cmentarzach, w oczy rzucają się nowe kwatery wypełnione w zależności od wielkości miejscowości dziesiątkami, czy tak jak we Lwowie setkami świeżych mogił przystrajanych w ukraińskie flagi, niestety wojna to nie jest zabawna sprawa, niesie ze sobą śmierć, zniszczenie i cierpienie rodzin, straty ukraińskie z pewnością można liczyć w dziesiątkach tysięcy.

Ceny w Lwowie

Na zakończenie wpisu garść użytecznych informacji – z punktu widzenia turysty z Polski, mogę polecić Lwów każdemu, ze strony miejscowych nie ma się czego obawiać, a dodatkowym atutem poza walorami estetycznymi są obowiązujące na miejscu ceny, stanowiące na oko jakieś 60% analogicznych cen w Polsce:

Duża kawa na rynku – 50 hrywien (5,50zł), kawę poza centrum da się wypić nawet za 2 złote.
Duże piwo koncernowe w pubie – 90 hrywien (10 złotych), piwo rzemieślnicze od 100 do 150 hrywien
Pizza włoska – 250 hrywien (28 złotych)
400 gram żeberek w restauracji pod Arsenałem – 270 hrywien (30 złotych)
Koszt pokoju hostelowego dla dwóch osób na dwie noce – 1600 hrywien (180 złotych)
Paring strzeżony – 30 złotych za całą dobę.
Z ciekawości sprawdziłem cenę apartamentu 40m2 przy samym rynku – jedna noc za dwie osoby to 110 złotych.

Warto też pamiętać, że droga powrotna przez granicę zajmuje dość dużo czasu, trzeba się niestety uzbroić w cierpliwość i odstać swoje w kilometrowej kolejce, my granicę pokonywaliśmy 5,5 godziny i wąskim gardłem jest tutaj strona polska – nasi celnicy bardzo skrupulatnie badają każdy samochód, każdy bagaż, musiałem nawet oszacować ile litrów paliwa znajduje się w baku mojego samochodu. Z jednej strony rozumiem, stanowimy granicę Unii Europejskiej, bardzo ważne jest abyśmy mieli kontrolę nad tym kto i z czym ją przekracza, nie jestem jednak w stanie oprzeć się wrażeniu, że oprócz skrupulatności na granicy w Medyce panowała w tym dniu także pewna opieszałość, ale dalsze komentarze w tej akurat sprawie, pozostawię dla siebie, w końcu każdy lubi sobie wypić jedną, dwie, czy trzy kawki podczas pracy 😉

Czytaj dalej

Damian Małecki

rosyjska (szara) rzeczywistość vs chiński rozwój, czyli o nieuchronnej wasalizacji Rosji słów kilka.

Avatar photo

Opublikowano

on

Dokładnie 10 lat temu (kolejny raz, turystycznie) byłem w Rosji i przekraczałem granicę rosyjsko-chińską w miejscu oddalonym o około 200km od Władywostoku. Syberia, czy daleki wschód Rosji, to bezapelacyjnie piękne krainy geograficzne oraz bezapelacyjnie miejsce zamieszkałe przez ludzi, dla których czas wygląda jakby zatrzymał się w latach 90-tych.

Po stronie rosyjskiej wszystkie miejscowości w moich oczach były żywym odpowiednikiem rozpadającego się PGR z lat 90tych – syf i brud albo pustkowie, natomiast po stronie chińskiej czekało mnie mocne zaskoczenie, spodziewałem się przecież biedy i przysłowiowych domków z dykty, tymczasem z całą siłą uderzyłą mnie widoczna urbanizacja, nowoczesność i dziesiątki sklepów i galerii handlowych zaopatrujących rosyjskie „mrówki” w elektronikę i ciuchy.

Nie ukrywam, że do Chin wjeźdżałem z poczuciem „europejskiego bogactwa” myśląc, że zobaczę rozwarstwienie społeczne, większość slumsów i trochę bogactwa w centrach miast, tymczasem fakt, biedy trochę jeszcze było, ale zapewniam, że nie byłem na wycieczce zorganizowanej przez chińskich „opiekunów”, poruszaliśmy się gdzie chcieliśmy i kiedy chcieliśmy i mogliśmy podziwiać mosty, infrastrukturę drogową, sieć szybkiej kolei (na prawdę szybkiej, bo tory nowe), autobusy klimatyzowane i te wszystkie podrabiane, ale NOWE bmw, ople, skody czy co oni tam sprzedają, które były w rękach zwykłych Chińczyków. Na ulicach Sui Fen He czy Harbinu (już nie mówiąc o Pekinie) wydawało mi się częściej, że to ja przyjechałem do kraju o wyższym standardzie rozwoju – to wszystko tym bardziej uwidoczniło mi jak bardzo zacofana jest syberyjska część Rosji.

90% Chińczyków z terenów przygranicznych umiało w stopniu komunikatywnym rozmawiać po rosyjsku, bo biznes jest biznes i to się im przydaje.

Zresztą porównajcie sobie te dwa zdjęcia, pierwsze pokazuje przejście graniczne w miejscowości Pogranichny od strony Rosji, drugie pokazuje miasto Sui Fen He – tuż za granicą rosyjską. Zapewniam, to nie jest cherry picking, tak już 10 lat temu wyglądało wszystko po przygranicznej stronie Chin i wszystko po przygranicznej stronie Rosji.

Podróżując po Syberii i północnych Chinach zrozumiałem, jak bardzo niewykorzystane są tereny Syberii i jak bardzo te tereny kuszą Chiny, zrozumiałem, że aneksja Syberii przez Chiny jednym z dwóch możliwych mieczy jest nieunikniona i że raczej to miecz genetyczny będzie tym wybranym przez Chiny.

Kolonizacja metodami naturalnymi trwa dłużej niż agresja militarna, ale jest skuteczniejsza, bo zapewnia długotrwałe efekty.

Prawdopodobnie nie pomylę się twierdząc, że 10 lat później ta widoczna różnica w rozwoju jedynie się pogłębiła i będzie nadal pogłębiać. Rosja rozpoczynając agresję na Ukrainę sama wpędziła swoją gospodarkę na ścieżkę spadków, przyspieszoną kolejnymi nakładanymi na Rosję sankcjami i niejako na własne życzenie osłabiła swoją pozycję w negocjacjach gospodarczych z Chinami, to Chiny teraz mogą dyktować swoje warunki, wprowadzać swój biznes i kapitał na tereny Syberii.

Chiny to jest kraj, który znany jest z tego, że historycznie ich plany są nie pięcioletnie a kilkudziesięcioletnie, im się z niczym nie spieszy.

Wspomniana przez mnie kolonizacja nie koniecznie musi oznaczać fizycznego przesunięcia granicy – inwestycje, kapitał, biznes, własność firm, własność środków trwałych – Chiny właśnie w ten sposób „rozpychają” się w krajach azjatyckich i taka polityka w Rosji w połączeniu z „wymieraniem” miast i wiosek po stronie rosyjskiej i ciągłym rozbudowywaniu miast i wiosek po stronie chińskiej może się skończyć tak, że mieszkańcy Syberii będą pracować dla Chińczyków, za zarobione pieniądze kupować chińskie produkty, a na papierze to wciąż się będzie nazywała Rosja, przynajmniej w pierwszej fazie „kolonizacji”.

Obserwując niedawno skończoną wizytę Xi Jinpinga w Rosji i pojawiających się po niej ustaleniach, czyli w zasadzie zerowych konkretach ze strony Chin, oraz deklaracjach Putina o przejściu na handel w juanach, o pięknej przyjaźni itp, czuję, że Putin w imię swojej wojenki właśnie podklepał wasalizację Rosji względem Chin i szeroko znana w Polsce przepowiednia o Chinach za Uralem, może się spełnić szybciej, niż nam się mogło wydawać.

PS.
pierwsza z brzegu pinezka google wrzucona w jednym z chińskich miast autonomicznego regionu koreańskiego, warto się rozejrzeć – TUTAJ
Czytaj dalej

Damian Małecki

Wesołych? Świąt życzą polskojęzyczne media

Avatar photo

Opublikowano

on

Święta Bożego Narodzenia – dla sporej części Polaków są wydarzeniem religijnym, świadectwem wiary. Ale nawet wśród tej części Polaków, która określa się jako niepraktykująca, większość uważa, że jest to okres pozytywny – kojarzący się z ciepłem, rodziną, spędzaniem wspólnie czasu, czy kultywacją tradycji. Ale niestety, nie wszystkim Święta kojarzą się dobrze, zwłaszcza jeśli pracują w mediach.

Jeśli zapoznać się z artykułami, które w przedświątecznym okresie pojawiają się w „zliberalizowanych” mediach tzw głównego nurtu, okaże się, że w przeciwieństwie do „winter holidays” czy Halloweeen, nasze święta są czymś straszliwym.

Zapoznajmy się z przykładowymi artykułami przedświątecznymi, rysującymi obraz „polskiej wigilii według polskojęzycznych mediów”:

 

1) Wigilia jest formą opresji wnuków.

 

2) Wigilia jest wielkim stresem dla 400 tysięcy dzieci z autyzmem.

 

3) Wigilia to konflikt lojalności wywołany wyidealizowanym dobrem dzieci, kolejka od taty boli mamę. Natomiast rozwód dla dzieci to super przeżycie, przez resztę roku w wysokich obcasach promowane jako prosty sposób na odzyskanie samodzielności.

 

4) Kiedy Wigilię spędzasz z typem Durczoka i on zauważa, że stół masz brudny.

 

5) Z cyklu tradycje – u Was w domu też plujecie na LGBT tuż po podzieleniu się opłatkiem?

 

6) Pamiętaj że konsekwencje indywidualizmu i luźnego, powierzchownego podejścia do tematu związku/rodziny bolą tylko w wigilię, przez resztę roku jest ok, głowa do góry!

 

7) W Wigilię dopadnie Cię Wujek Dobra Rada oraz siostra co nie poszła na socjologię. 

 

8) Pamiętaj, że jesteś nowoczesna, wykształcona, tolerancyjna a opisana sytuacja dotyczy jedynie wigilii, jasno przecież widać, że w ciągu roku Twoje stosunki z matką są modelowe. To pewne, że Mama nie lubi Marcina tylko za ateizm.


9) Niestety ateizm Marcina nie chroni go przed patriarchalnymi cechami typowego Polaka.


10) Wychodząc na kawkę w korpo ze znajomymi rozlicz się blikiem, darmowa wyżerka na wigilii u teściów prawem a nie towarem!

 

11) Obchodząc święta możesz stracić oko.


12) A jak nie stracisz oka, to stracisz brata.


13) Życie powinno być lekkie łatwe i przyjemne, tymczasem w wigilię przypominają o sobie starzy, niedołężni ludzie.


14) Temat karmienia cycochem wnuka przy dziadkach to ulubiony temat podczas rozmów wigilijnych w polskich domach. Najlepiej poruszyć go tuż po zakończeniu plucia na LGBT.

 

15) Eksperci się nie mylą – cyc jest oczywiście dozwolony, ale dopiero od drugiej potrawy.

 

16) Pamiętaj aby pić z umiarem i nie pochlapać dziecka barszczem.


17) Jeśli w wigilię nie będziesz zmęczona, przyjdzie Jezus i pochlapie ci okna barszczem.

18) Trudne sprawy, gdy teściowa twierdzi że „brat” śmierdzi mułem.


19) Kiedy chciałaś jedynie opowiedzieć dzieciom, że za twórcę przedstawień bożonarodzeniowych uważany jest św. Franciszek z Asyżu, który pierwszą taką scenę zaaranżował w 1223 roku w Greccio.


20) Spotkanie z Mikołajem na zawsze negatywnie odmieni Twoje dziecko, natomiast spotkanie z Drag Queen otworzy mu nowe horyzonty.

21) Najważniejsze na koniec, puenta tych ojkofobicznych wpisów – jest coś co nas łączy – wszyscy Polacy są alkoholikami, do zobaczenia pod sklepem!

Czytaj dalej