Connect with us

Lemingopedia

Jak jest teraz we Lwowie, Kijowie? Takiej motywacji jeszcze nie widziałem

Avatar photo

Opublikowano

on

Udało mi się odwiedzić przepiękny Lwów. Nie była to jednak wycieczka turystyczna. Dzięki pamiecnarodow.pl wiozłem leki i żywność, które następnie trafiły do Odessy, Kijowa i niemal doszczętnie zniszczonego Charkowa. Jak jest teraz we Lwowie? Jak jest w Kijowie? O Lwowie opowiem sam, o Kijowie – Aleksander.

Do Lwowa jechałem w sumie przypadkiem. Kierowca nie miał z kim jechać, więc wieczorem spakowałem plecak, wziąłem paszport i ruszyłem na granicę. Zawsze to o dwie ręce więcej do pomocy i jedna gęba do gadania. Nasz kolega – Aleksander – uparł się, że pojedzie do Kijowa. Jak postanowił, tak zrobił. Jak jest w Kijowie? Codziennie dostaję od niego wiadomości. Pytałem Fundację, pytałem Aleksandra i pozwolili mi je cytować, za co dziękuję.

Ciężko uwierzyć, że to dzieje się naprawdę

„Rano wracałem z frontu, zepsuł się nam samochód. Staliśmy pod Kijowem w polu, kiedy zwyczajnie wzięli nas „na muchę” i zaczęli strzelać w samochód. W porę przyjechała pomoc. Zgarnęli nas, ale samochód już tam został. Na amen. Ciężko spałem. Może przez to, że jest stres przed tym wyjazdem na front. Jeździ nas zazwyczaj 5 albo 6 osób. Jest stres. Boję się bo to się serio jeździ na wojnę. To inny świat. Na froncie było dziś ok. Zawieźliśmy leki, ciepłe jedzenie i dwie beczki ropy do agregatu, bo chłopaki nie mają tam prądu . Z powrotem już z górki, a jak się wjeżdża do Kijowa to dopiero chcę się spać” – otrzymałem relację od Aleksandra.

„Mega zatęskniłem za górami. Zamknąłem oczy i poszedłem z Kuźnicy do Murowańca, tam na Staw Gąsienicowy, potem Zmarzły, Zawrat, Świdnica i czarnym szlakiem w dół. Brakuje mi gór jak tu siedzę. Poszliśmy z Anią na miasto kupić kawy, bo podobno gdzieś była tania. Kupiliśmy ponad 30 kg. Przy tej okazji była możliwość przejść się po mieście. Wszędzie pusto” – pisał.

„Chłopaki przeżywają za bliskich co nie wyjechali z Ukrainy, o ich życie. Martwią się też o bliskich, którzy wyjechali. Jak sobie radzą? Dziś dwóch naszych dostało się do niewoli. Nie wiadomo co z nimi i jak. Martwimy się. Chłopaki, jak przychodzą pogadać, mówią że też tęsknią za bliskimi, za dziećmi, ale zadziwia mnie brak narzekania i złości. Czasem coś takiego jak wojna, daje dużo do przemyślenia. Tu są inne priorytety. Pieniądz się nie liczy. Liczy się wspólnota i jej cel” – relacjonował.

Proszę Was, wspierajcie nas tu i czyńcie dobro tam

Przekazuję Wam kolejne wiadomości z Kijowa.

„Ciężki dzień pod wieloma względami. Kazano nam na magazynie wydawać minimum leków a większość pakować na magazyn aby zrobić rezerwę. Trochę mnie złapało gardło i przeziębienie, ale to nie dziwne. Wszyscy tu przeziębieni. Ciężko tu, ale naprawdę jest wiara w zwycięstwo. Że ten koszmar się skończy. Sergiej, co Wam pisałem wczoraj, pracuje dziś w kuchni u nas i zrobił na obiad mega smaczny barszcz. Tu cieszysz się każdym cukierkiem, ciastkiem zwykłym krakersem, którym w normalnych warunkach bym pewnie pogardził. Dziś zrozumiałem, że choć mówię, że nie boję się śmierci, to jednak boję się momentu przejścia. Dziwne uczucie. Wyciszenia, chęci płaczu. Nie wiem co powiedzieć. Teraz wiem, co czują chłopaki. Oni to dopiero mają” – pisał kilka dni temu Aleksander.

„Wiem że dziś niedziela. Wielu z Was było w kościele, wypoczęło a jutro praca . Ja dziś mogę powiedzieć, że nie byłem w kościele. Nie byłem na mszy, nie modliłem się , jedynie na przerwie poszedłem do Cerkwi na terenie naszego Batalionu. Po prostu siedziałem i patrzyłem na Matkę Bożą. Dziś trudny dzień . Rano wraz z hospitalerami pojechałem na front, aby odwieźć leki. Było jakoś po 5:00 rano. Poprzednia noc w Kijowie była trudna , Ruscy strzelali całą noc, choć nie było alarmu powietrznego po godzinie 22:00, jedynie jakoś po 21:00. Na chwilę schowaliśmy się do piwnicy, bo śpię na poddaszu. Dziś w dzień już się oswoiłem z wyjącą syreną w mieście. Mieliśmy jakoś po 12:00 incydent, ale wszyscy żywi na terenie Batalionu” – pisał przed tygodniem.

„Druża” czyli „przyjacielu”

„Dziś zginął jeden z naszych chłopaków. Dwóch rannych w szpitalu. Dzień jak dzień pracy po powrocie z frontu zająłem się rozdzielaniem leków na jutro. Wiecie, jak u nas coś się robi w Polsce, to trzeba przejść tysiące szkoleń albo kursów, a tu na wojnie, są inne warunki . A więc ja dziś wraz z Googlem, przez telefon z Iwonką i na miejscu z Anią i Razcislawem, dzielnie udajemy farmaceutów” – pisał Aleksander w ubiegły poniedziałek, jeśli dobrze pamiętam.

„Mam dobry pokój. Jest nas tu trzech Polaków. Ja, Tomek i Michał – są dziennikarzami z TVN, ale są niesamowicie zdolni i mega wspaniałe chłopaki. Też się troszczą o mnie. Co jeszcze? Dużo by pisać, wojna jest straszna rzecz. Pięknie patrzeć na ukraińskich żołnierzy, z którymi dzielę wspólny dach, stół i życie. U nich zwracają się do siebie „druża” czyli „przyjacielu”. Mega mnie to podnosi na duchu. To samo młode dziewczyny. Wprawiają mnie w zdumienie swoją odwagą. Nie wiem, czy bym radę tak jak one. Proszę Was, wspierajcie nas tu i czyńcie dobro tam” – dodawał.

Sytuacja się pogarsza, ale nie mogę ich teraz opuścić

Wczoraj otrzymałem kolejne dwie wiadomości.

„Piszę Wam, bo potrzebuję Waszej pomocy. Módlcie się . Modlitwa to nie tylko błaganie Boga, ale modlitwa to też brak obojętności. Nie bądźcie obojętni! Ciężki dzień. Strzelają do nas. Strzelają w Kijowie, bardzo blisko. Jak pocisk spada kilka kilometrów od nas, to w naszym budynku wszystko się trzęsie. Chcę Wam przekazać informację o śmierci jednej z naszych grup wyjazdowych. Dziś rano wyjeżdżaliśmy o tej samej porze. Zginęło ich pięciu, wśród nich mój znajomy Supczik-Zupka. Trafili w nich granatem. Ciała są już w garnizonie. Sytuacja u nas się pogarsza. Kijów zaczyna być mocniej ostrzeliwany. Wiem, że w tym momencie nie mogę ich opuścić” – pisał.

„Po Supcziku została mi pamiątka, bo dał mi przedwczoraj takie metalowe pudełeczko na papierosy albo na leki. Fotkę zrobię to podeślę. To wszystko dzieje się, jak w filmie . Trochę sam temu wszystkiemu nie wierzę. Powiem Wam, że to wszystko uczy prostej miłości, bycia bez tłumaczenia. Tu i teraz. Nie martwcie się, jak jeżdżę na wyjazdy to mam kask, kamizelkę kuloodporną, a nawet dwie. Z 15 kg mam na sobie i dobrą ekipę z bronią, ale już widziałem, że wobec śmierci nie ma nic mocnego. Wyślę Wam utwór, który był napisany, jak żegnano ofiary Majdanu. Teraz puszczają go tu, kiedy ktoś ginie. Dziś też leciał” – pisał Aleksander wczoraj.

A we Lwowie?

No cóż. We Lwowie znacznie „normalniej” niż w Kijowie, choć bardzo dużo ludzi i czuć tę niepewność. Widać masową ucieczkę ze wschodu na zachód Ukrainy. Nie kupicie tu wódki – „Chcesz pić? Najpierw walcz”.

Mieszkanie Marii zamieniło się chwilowo w punkt przerzutowy we Lwowie. Tu trafia insulina dla diabetyków, leki dla epileptyków (tu poproszono mnie o wspomnienie Fundacja Dla Dzieci z Cukrzycą), żywność, paczki do konkretnych osób z innych części Ukrainy. Wszystko rozprowadzane jest bardzo szybko. Przyjeżdżają ludzie i zabierają to dalej – Odessa, Charków, Kijów. We Lwowie podśmiewują się, że nigdzie, w żadnych mediach, wojna nie wygląda tak strasznie jak w polskiej TVP. Panie Jacku, szacunek i ukłony!

Niesamowita motywacja Ukraińców

Co jakiś czas na drodze wyłaniają się posterunki, które czuwają nad tym, co dzieje się na drogach prowadzących do Lwowa. Wjazd do Lwowa przypomina wjazd do Bagdadu. I słusznie. Busy są patrolowane szczególnie, czy przypadkiem nie przewozi się czegoś, co mogłoby służyć mniej szczytnym celom. Posterunki są wypełnione mężczyznami – chyba taką obroną terytorialną oraz żołnierzami i policją. Widać sprawną współpracę i organizację.

wjazd do lwowa

W nocy? To samo. Zatrzymujemy się do kontroli. Chwilę rozmawiamy, żartujemy i jedziemy dalej, w kierunku granicy. Wobec Polaków bardzo pozytywne reakcje.

Co będzie dalej?

Nie wiem. Nikt nie wie. Chciałbym podziękować Fundacja Pamięci Narodów za to, co robi. Za zaangażowanie, serce, dary i mnóstwo godzin, które trzeba poświęcić na organizację całego przedsięwzięcia. Michałowi dziękuję za wspólną drogę i rozmowę. Marii – za kawę we Lwowie. Ukraińcom – za opór wobec tej putinowskiej hałastry. A Polakom? Tradycyjnie mogę jedynie podziękować, za to, że są jacy są. Mam zaszczyt być częścią społeczności, dla której nie ma rzeczy niemożliwych.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Czytaj dalej
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Lemingopedia

Masz być szczęśliwy? Rozumiesz?! Jak bloger stał się wrogiem piewców postępu?

Avatar photo

Opublikowano

on

Jak awansować na kontrowersyjnego blogera? Wystarczy opowiedzieć swoje własne doświadczenie, będące wbrew pożądanej przez piewców narracji. Nie o prawdę przecież chodzi, a o narrację. Takie czasy.

Chłopak przyznał na blogu, że podjął taką, a nie inną decyzję pod wpływem 40-letniego fana serialu „Zmiennicy”. Cała procedura poszła jak po maśle. Wchodzisz, mówisz, masz. Gdyby tak kredyty przyznawali, co? Pech chciał, że chłopak wyłamał się z obiegu, bo w swoim wpisie, bazując na własnych doświadczeniach, przestrzegł innych przed podobną decyzją.

Słuchaj jeno, pono nasi szczęściem żyć każą

I pojawił się problem. Czego Ty totylkoteoria.pl nie rozumiesz? Ty masz być szczęśliwy po zmianie! Rozumiesz? Szczęśliwy! Szczęście ma ci wychodzić oczami i uszami. Dlaczego Łukasz mimo tego całego „przymusowego szczęścia”, zrobił zwrot? Dlaczego nie może mieć swojego zdania, jako ktoś, kto doświadczył tego na własnej skórze? To mało ważne, bo w tym momencie wchodzi onu\jeno Niko Graczyk, redaktor Noizz – odnogi Onetu dla poruszających ustami podczas czytania po cichu.

„Rada Upowszechniania Nauki PAN z niepokojem przyjmuje próby (…) rozpowszechniania poglądów dotyczących tożsamości płciowej, które nie mają wsparcia w aktualnej wiedzy naukowej lub które nie są przedmiotem konsensusu naukowego” – brzmi oświadczenie organizacji” – cytuje z nawiasami Niko. Wybrał co pasowało.

A następnie wypunktowuje przekazy obowiązkowe – to takie kropki z najważniejszymi tezami dla czytelników – żeby sami nie musieli już myśleć. Uparcie jednak czytam tę treść. A tam…

▪ Autor bloga stwierdził, że nazywanie transpłciowości chorobą nie jest transfobią, a niebinarność to tylko „rodzaj subkultury”

▪ Wszystkie te twierdzenia autora bloga są jednak całkowicie sprzeczne z najnowszym stanem wiedzy naukowej

▪ WHO już kilka lat temu [czaicie?! Kilka lat temu! A ten dalej w lesie!] przestała klasyfikować transpłciowość jako zaburzenie.

Czytaj także: Zbanowani wracają na własnych zasadach

Szczęście lub samobubu

W tym miejscu warto byłoby postawić sobie pytanie o naturę szczęścia. Wychodzi na to, że dotychczas jakoś błędnie, zaściankowo je postrzegałem.

W badaniu przeprowadzonym przez amerykańską Narodową Fundację na rzecz Edukacji Seksualnej, wynika, że około 40% fanów serialu „Zmiennicy” doświadczyło myśli samobubu lub prób samobubu w ciągu swojego życia. W badaniu przeprowadzonym w Europie, stwierdzono, że 32% fanów serialu „Zmiennicy” miało myśli samobubu, a 12% podjęło próbę samobubu.

A jak to wygląda na tle społeczeństwa? Według badania przeprowadzonego przez amerykańską Narodową Fundację na rzecz Edukacji Seksualnej, około 4% dorosłych Amerykanów zadeklarowało, że w ciągu ostatniego roku doświadczyło myśli samobubu, a 10% zadeklarowało, że miało myśli samobubu w ciągu swojego życia.

Czytaj także: Antymichnikowszczyzna. Niech wszystko co ruskie, będzie Wam obce

Ponadto, badanie Behavioral Risk Factor Surveillance System (BRFSS) z 2019 roku wykazało, że około 5,5% dorosłych Amerykanów zadeklarowało, że w ciągu ostatnich 30 dni poważnie myślało o samobubu. Wśród młodzieży w wieku od 10 do 24 lat, według danych Centers for Disease Control and Prevention (CDC), około 19% zadeklarowało, że w ciągu ostatniego roku poważnie myślało o samobubu.

Zostawię Was z tymi liczbami, a Łukasza z gratulacjami za odwagę. Wielu z Was jest pewnie rodzicami. Obserwujcie co dzieje się pod dachem. Strzeżonego strzegą.

Czytaj dalej

Lemingopedia

Dlaczego atakują Jana Pawła II?

Avatar photo

Opublikowano

on

Massimo Variolo/Flickr/CC BY-NC-ND 2.0

Przysłuchuję się debacie, w którą wygodnie wrzuciło nas instrumentarium służb Polsce nieprzychylnych w postaci pewnej telewizji. I ubolewam, że znów daliśmy się w to wciągnąć. To właściwie jedynie wstęp do głębszego rozważania na temat: „A dlaczego w ogóle lewica tak bardzo atakuje Jana Pawła II?”.

Odpowiedź jest prosta. Bo lewica nie ma autorytetów. Nie stworzyła żadnej cywilizacji oprócz wyłomów historii w postaci wojen, ludobójstw i śmierci. Lewica nie jest nawet zdolna do stworzenia jakiejkolwiek cywilizacji, zasad i porządku. Lewica zna tylko chaos. To dlatego tak silnie przeciwstawia się jakiejkolwiek stałości i zasadom.

Według starożytnych Greków chaos był pierwszą rzeczą, jaka istniała. Był źródłem, z którego wyłoniły się wszystkie obecnie istniejące rzeczy. W chrześcijaństwie również. „Ziemia była bezładna i pusta: ciemności zalegały bezmiar przestrzeni”. Dlaczego człowiek dąży do uporządkowania chaosu i stworzenia jakiejś stałości? Bo tylko w uporządkowanym świecie może się rozwijać. To jest sens naszej obecności tutaj. Jeśli chcesz zmieniać świat, musisz zacząć od siebie. Całkiem niegłupie, prawda?

Czy w polityce można już wszystko?

Przyjrzyjcie się teraz twarzom, które krzyczą o pedofilii. Temacie niezwykle trudnym, złożonym, niewybaczalnym. Takim, który gdy się raz przyklei, nie sposób zrzucić. Czy te twarze są tak samo rozwarte, gdy mówimy o sprawcach z innej strony barykady? Ja nie zauważyłem.

A postać Jana Pawła II? Czy popełniał błędy? Z całą pewnością popełniał błędy. Dlaczego to robił? Nie wiem. Może próbował, ile tylko mógł, a mimo wszystko nie dał rady? Czy wina jest tego, kto próbuje i upada, czy tego, który w potrzebie nie podał pomocnej dłoni? Uderzmy się w piersi, ale najpierw w swoje własne. I jak? Już nie tak łatwo?

Myślicie, że to całkowity przypadek, że w momencie, gdy zaczęło się robić głośno o niewyobrażalnej tragedii dziecka posłanki Platformy, której ogromnie współczuję, pojawia się film oparty o raptownie nawróconego na domysły Terlikowskiego? Zbyt długo żyję na świecie, żeby wierzyć w przypadki. Przypadków nie ma, ale są znaki. Nawet tę straszną tragedię zdecydowano się wykorzystać politycznie. Czuję jedynie obrzydzenie.

Zasmucę Was. Wcale nie chodzi o ofiary pedofilii, a o polityczną, przedwyborczą nawalankę. Przypomnę tylko, że UB, tak jak wszystkie inne służby, zawsze używało słabości do łamania kręgosłupów. Czasy się zmieniały. Enkawudowskie metody z kulą i wapnem lekko wyszły z użycia. Trzeba było znaleźć perfidne zastępstwa. Trzeba było znaleźć sposób, aby jeszcze bardziej upodlić człowieka, jako człowieka. Co można mu zrobić najgorszego? Przypiąć mu łatkę. Wbić w ostracyzm. Jak to zrobić? Teraz wystarczy artykuł, telewizja. Widzicie, jak łatwo niszczy się człowieka?

To dyskusja o wartościach podstawowych

Jestem człowiekiem słabej wiary. Mówię to świadomie. Może Bóg da mi kiedyś łaskę wiary niezachwianej i silnej. Takiej bez pytań. Proszę o to. Tak jest łatwiej. Staram się żyć według zasad, które sprawdziły się na przestrzeni wielu lat. Staram się być dobrym człowiekiem, choć wiele razy upadam. I widzę każdego dnia, jak wiele wysiłku to kosztuje. A ile musi kosztować wysiłku i poczucia odpowiedzialności osobę, w którą wbite są oczy kilku miliardów ludzi na świecie? Jak to dźwigać?

To właśnie dlatego uderza się w autorytety. Byście stracili kompas. Byście poczuli się zagubieni. Byście wrócili w chaos. Byście wrócili w niepewność, niestałość, antycywilizację. Wtedy będzie łatwym celem. To jest prawdziwe sedno zła. I po to jest ta cała dyskusja.

Odjaniepawlić czy odtefałenić?

Podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski chodził taki żart, że nie ma nawet komży dla ministrantów, bo tak się kryje ubecja. Ogromnie go pilnowano. Liczono na błąd, ale nie miał błędów. W końcu postanowili go zgładzić. Dzięki jakiejś niewytłumaczalnej sile lub błędom, stworzyli Jego świętość. Teraz nie może już sam odpowiedzieć, więc robią drugie podejście. Może tym razem się uda? Odpowiadam. Też się nie uda.

Nie mam pewności co do jednego. Należy odonecić, odtefałenić, odwyborczyć, odwysokoobcasować swoje otoczenie i zacząć myśleć własną głową. W głos za papieżem, polecam „zmienić oblicze ziemi, tej ziemi”. Myślę, że rozumiał, co kryje się za tymi słowami o wiele bardziej. Nigdy nie mówił, że będzie łatwo. Przemyślcie.

Czytaj dalej

Lemingopedia

Czy już przegraliśmy te wybory?

Avatar photo

Opublikowano

on

Czytałem dziś rozmowę z prof. Antoni Dudek dotyczącą wyborów i nie dość, że zgodziłbym się z każdą literą – zarówno przewidywań, jak i efektów – to nawet byłbym skłonny pociągnąć wywiad dalej. Jaką sytuację wytworzy nam „niewielkie zwycięstwo” w aspekcie społecznym?

Przyglądam się sferze społecznej dość długo i z niepokojem obserwuję to, co za chwilę musi się wydarzyć. To są przełomowe wybory na wielu płaszczyznach. I wydaje mi się, że nie mamy szans wyjść z tego zakrętu silniejsi. Z kilku powodów.

Polska w garści fruktów

„Tegoroczne wybory parlamentarne mogą doprowadzić do „kałużyzacji” Sejmu albo gigantycznej awantury o uznanie wyniku wyborów, a w efekcie do anarchizacji państwa” – mówi prof. Dudek. To prawda. Konsekwencją będzie utrata zaufania do państwa i państwowości w ogóle. O poczuciu sprawczości obywatelskiej już nawet nie wspomnę, bo co to za sprawczość, gdy kierunek rozwoju Polski na kilka lat będzie zależał od kilku posłów, przeciągniętych „na drugą stronę” z pomocą szerokiej garści fruktów, np. w postaci miejsc w spółkach Skarbu Państwa. Warto zdać sobie sprawę, że gałęzią, która sprawia, że to wszystko co nas otacza, spina się w całość, ma jakiś wyraz, sens i porządek – jest społeczeństwo. To my dajemy im legitymację, nie odwrotnie.

Wybory w spirali medialnej

To niestety nie wszystko. Rozchwianie emocji społecznych do zenitu już teraz, z dnia na dzień, staje się faktem. O wyborach jeszcze 90% nie myśli, ale spirala medialna już nakręca się, aby zdążyć śrubować rekordy na finiszu. To jest łakomy kąsek dla każdego, kto nie życzy Polsce niczego dobrego, zwłaszcza w kontekście trwającej za naszą wschodnią granicą wojny oraz nieukrywanego konfliktu z UE. Media podadzą każdą wrzutkę. Byle być pierwszym.

Dzień świra

Po trzecie – finał. Społeczeństwo polskie analogią „Dnia świra” w reżyserii Marka Koterskiego. Zwykły Kowalski słysząc ten cały tumult powyborczo-międzywyborczy mógłby wyrecytować ten słynny, piękny, pełen żalu i zawodu cytat: „Bo już w nic nie wierzę… Jak mogę wierzyć, skoro nawet największy mój wysiłek przecieka im – wam – przez palce? Możecie już wszystko mówić, obiecywać, przyrzekać…”.

A dookoła śmiech.

Czytaj dalej