Connect with us

Nawiasem Pisząc

Dobre prawo – nasze prawo!

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Bartłomiej Sienkiewicz miał wczoraj bardzo zły dzień – taki spóźniony o tydzień Blue Monday – bo Sąd Najwyższy zdecydował o nie wpisaniu KRS jego decyzji o likwidacji TVP i Radia Polskiego. Oczywiście, minister kultury staje okoniem i twierdzi w jednym i tym samym oświadczeniu, że ma nadzieję, że wyrok w II instancji będzie już inny, a poza tym brak zgody na wpis do KRS nie ma żadnego znaczenia. Dla niego na pewno nie, premier kazał mu rozpieprzać niewygodne media, więc rozpieprza. I żadne prawo nie będzie go ograniczać. Śmiechu warte. Nie da się tak, to spróbuje inaczej. Albo w ogóle oleje wyrok, bo nasza nowa ekipa rządząca w tym jednym jest akurat dobra. Przecież niemal wszystkie ich działania, zostały zanegowane przez odpowiednie instancje. Dla porównania, Bodnar musi się teraz głowić nad tym, co zrobić z prokuraturą, bo okazało się, że tego organu też nie wolno bezprawnie przejąć. Biednemu zawsze wiatr w oczy i kłody pod nogi. Ja nie wiem, jak to się skończy, ale jeśli po upadku tego rządu (daj Boże) co niektórzy nie pójdą prosto do więzienia, gdzie ewentualnie sami uskutecznią głodówkę, to z naszym państwem jest naprawdę coś nie tak. Wspomnę jeszcze tylko, że pan Sienkiewicz zwołał dzisiaj konferencję prasową, na której wygłosił swoją interpretację na temat „niesłusznego wyroku”. Zaprosił tam przedstawicieli wszystkich mediów. No, poza jednym. Bo dziennikarza TV Republiki nie wpuszczono, mimo że miał akredytację. Ot, wolność mediów. Prawie taka, jak tuż po ogłoszeniu wyroku… pardon, wyników wyborów (chociaż można je chyba nazwać wyrokiem), kiedy Tusk zdecydował, że nikogo z TVP czy Republiki nie chce na swoim wieczorze wyborczym widzieć. Bo media mają być wolne, czyli takie jak on chce. A jak tylko dorwał się do władzy, to swoje zamiary zaczął spełniać, nie patrząc przy okazji, że przy okazji tę wygłaszaną i wychwalaną Konstytucję zwyczajnie depcze. I nawet Szymkowi jakoś nie zbiera się na płacz.

Dobry wyrok…

Mnie się nie chce nawet kłócić z panem Bartłomiejem, który odniósł się do feralnej decyzji Sądu Najwyższego również na swoim TT/X: 11 sądów wpisało likwidację państwowych spółek medialnych a jeden sąd w Warszawie odmówił. Czy dlatego, że na czele tego sądu jest ktoś mianowany przez sędziego Plebiaka od Ziobry? Tego nie wiem, ale wiem, że świetle prawa obecni likwidatorzy są legalni, po czym dodał hashtag: Ani kroku wstecz. To akurat widzimy. Wyrok jest inny, ale jemu się nie podoba, więc wyrok jest nieważny, a likwidatorzy w porządku. Spoko, przyzwyczaiłam się. Ale za to adwokaci będą mieli niedługo pełne ręce roboty, bo jeśli okaże się, że WSZYSTKIE wyroki z ostatnich paru lat były bezprawne, to zaraz będzie trzeba wypuszczać z więzienia wszystkich zboczeńców i morderców. Na razie jednak okazuje się, że wyrok Sądu Najwyższego jest ważny tylko wtedy, kiedy chodzi o ważność wyborów, a resztę można wyrzucić do kosza. Oni sami zdecydują, co jest zgodne z prawem. Przywrócą praworządność, tak jak oni ją widzą, prawda? Jednak obowiązkiem każdego Polaka, zwłaszcza tego pełniącego funkcje publiczne, jest podnieść tyłek, kiedy grany jest hymn. I nieważne na czyje życzenie został on odśpiewany, bo to w dalszym ciągu jest hymn jego (?) kraju. Kurczę, ja wstaję nawet przed głupim meczem albo podczas dekoracji naszych sportowców, kiedy jestem w domu, nikt mnie w sumie nie widzi, więc mogłabym się rozłożyć, jeść popcorn i drapać się po… nosie. A on uznał, że to najlepszy moment na manifestacje polityczne. Oczywiście, niespecjalnie mnie to dziwi, skoro jego kolega partyjny, Borys Budka, nie zna nawet słów polskiego hymnu. Coś tam było, że ojciec, Basi, zapłakany, ale przepraszam, nie mogę o tym mówić to jest emocjonalnie za trudna – jakoś tak to szło? Spadła bowiem krytyka na uczestników ich „świętego” marszu, którzy nie za bardzo wiedzieli, jaki hymn mają śpiewać? I to go tak emocjonalnie załatwiło, że nie był w stanie przypomnieć sobie jednej zwrotki hymnu własnego (?) państwa? To już nawet szef ich partii i cała lewica raczyli wstać na te parę minut, chociaż tutaj nie jestem pewna, którego hymnu się spodziewali? Niemieckiego? Radzieckiego? Oj, tak, pradziadek pana Bartłomieja zdecydowanie przewraca się w grobie. Patrzy z góry na to, co wyprawia jego potomek i ociera łzy, tak się wstydzi swojego prawnuka. To oczywiście tylko moje podejrzenie, ale myślę, że jest ono całkiem zasadne.

Dobra równość…

Co tam się jeszcze nawyczyniało? Ach, tak. Katarzyna Kotula, wymyślona minister ds. równości, stwierdziła, że nie, mężczyźni wcale nie są dyskryminowani dlatego, że mają wyższy wiek emerytalny. To w ogóle nie jest problem, dajcie spokój. Kobiety są bardziej dyskryminowane, bo tak. I już. Ponieważ na przykład dostają mniejszą emeryturę. A jak mają dostać większą, skoro krócej pracują? Podejrzewam zresztą, że spora część kobiet pracuje dłużej, żeby zabezpieczyć sobie byt na późniejsze lata – na przykład moja mama i mama Grześka. W każdym razie z takiej sytuacji nie są zadowolone obie płci – z oczywistych przyczyn. I może nad tym warto się pochylić, a nie udawać, że się go nie widzi. Niedługo później, zgodnie z oczekiwaniami, wylała się fala krytyki na panią Kotulę, bo jak to tak może być, żeby minister ds. równości nie widziała dyskryminacji tam, gdzie jest ona aż nazbyt oczywista, wręcz kłująca w oczy. Kasia zabrała więc głos i powiadomiła, że no dobra, owszem, jakaś dyskryminacja tam jest, ale ona ogólnie ma to w dupie, nic z tym nie zrobi, nie ma czasu, zarobiona jest. Czyli z jednej strony przyznała Polakom rację, żeby się odczepili, a z drugiej wprost przyznała, że i tak się sprawą nie zajmie, bo nie. Nie wiem, co jest gorsze – naiwność czy cynizm, jakie płynęły z tych dwóch wypowiedzi, ale już na samym starcie nowego rządu możemy mieć spore obawy, co do poszczególnych ministrów. Bo nawet nie chce mi się rozpisywać o tym, jak dwukrotnie skompromitował się minister Gawkowski, który nie ma żadnego pojęcia o sprawowanej przez siebie funkcji.

Dobra sprawiedliwość…

Nie mam pojęcia, jakim cudem szef nowego rządu nie widzi tego, co się dzieje. Nie dostrzega własnej buty i arogancji i nie chce mu się nawet doprowadzić do porządku swoich ministrów, którzy też wyczyniają, co chcą. Albo co on im każe, ale jednak kompletnie bezmyślnie. Nie jest też dla mnie zrozumiałe, jakim cudem ci jego ludzie dają się aż tak wykorzystywać, bo – nie będę samotna w tym poglądzie – wydaje mi się, że Tusk szybko rozwinie żagle i wypłynie do Brukseli, gdzie pewnie ma obiecaną intratną posadę, a te jego biedne sługusy zostaną w tym szambie same. I – tak jak było ostatnio – stracą władzę (choć cały czas mam nadzieję, ze ten pseudo-rząd chorych z nienawiści obłąkańców upadnie szybciej). A kiedy to się stanie, to liczę, że zostaną jednak doprowadzeni do sprawiedliwości, bo taki Sienkiewicz, Bodnar czy Hołownia zasługują na to, żeby odpowiedzieć na parę pytań przed sądem. Oczywiście, w roli oskarżonych. Ci ludzie jednak tego nie widzą, wręcz przeciwnie. Zabierają się za zmianę prawa. Tego, które teraz łamią. I wprowadzą paragraf dotyczący tzw. „mowy nienawiści”. Obejrzałam sobie kilka wywiadów z członkami lewicy, którzy oczywiście najbardziej ten pomysł promują, ale żaden z nich nie potrafił dokładnie wyjaśnić, o co im chodzi i jak konkretnie zamierzają to prawo zmienić. Wynikają z tego dwie rzeczy. Po pierwsze ci ludzie nie mają żadnego planu, tylko rzucają marksistowskimi sloganami. A po drugie – cóż, ja osobiście mam spore wątpliwości co do ich kompetencji, dlatego obawiam się, że czeka nas ograniczenie wolności słowa i powrót do cenzury. Wiecie, takiej w najlepszym, czerwonym wydaniu. Pamięmy, o czym mowa z lekcji historii. I, w moich obawach utwierdzają mnie właśnie wywiady z posłami lewicy. Pani Żukowska – oczywiście nie jako jedyna, ale o niej wspomnę, bo palnęła kolejną bezdenną głupotę – nie potrafiła odpowiedzieć na żadne konkrety, ale za to stwierdziła, że nie usiądzie do rozmów o zmianie Konstytucji z Konfederacją, bo oni przegłosują przepis, żeby Żydzi nie mogli pełnić funkcji państwowych. Wyobraźcie sobie, proszę, że w tym miejscu wklejam GIF z odpowiednim facepalmem. Inna sprawa, że ta kobieta, zdaje się w 2018 roku, przekonywała publicznie, że nigdy nie będzie skakać z Giertychem, a teraz nie może się go nachwalić (pewnie dlatego, że jego uczciwość jest mało wiarygodna, co dla lewicy zawsze jest plusem), więc jej słowo nie jest warte funta kłaków.

Dobre życzenia

Całkiem niedawno, bo dwa miesiące temu, obchodziłam urodziny. Dostałam wtedy życzenia od koleżanki, która wie, czym się zajmuję: „Obyś żyła w nudnych czasach”. Przy okazji świąt Bożego Narodzenia jeden z obserwujących życzył mi, żebym nie miała o czym pisać. Kurczę, jak ja bardzo bym chciała! Naprawdę! Zmieniłabym tematykę na sportową albo filmową i niczym bym się nie musiała przejmować. Niestety, żyję w ciekawych czasach. Tak ciekawych, że można dziś publicznie łamać prawo, a ogłupieni ludzie będą temu tylko przyklaskiwać, bo już im wyjaśniono w telewizji, że jedni mogą łamać prawo, a inni nie. I że ci, którzy teraz łamią, są do tego zmuszeni, bo przywracają praworządność. I dlatego dalej mam o czym pisać.

M.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Kto zasługuje na odebranie immunitetu, a kogo trzeba chronić?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

KO w mediach społecznościowych chwali się, że odebrano immunitety Kamińskiemu i Wąsikowi. I, rzecz jasna, powtarza się stara, sprawdzona narracja o rozliczeniach. Jak na razie idą KO te rozliczenia – wszyscy wiemy. Zazwyczaj kończą się właśnie na odebraniu immunitetu. Zresztą, co tu pisać o rozliczeniach, skoro rządząca koalicja obstawia komisje śledcze takimi tłukami, że dowodu by nie znaleźli, nawet gdyby ich kopnął w tyłek albo usiadł na twarzy. A już zwłaszcza ta ds. Pegasusa, bo ja mam naprawdę problemy, żeby wskazać, kto tam jest najmniej kompetentny i najmniej powinien się tam znaleźć. Przestało mnie to tak naprawdę ruszać, bo KO znana jest z tego, że lubi się chwalić, że coś zrobi, a potem tego nie robi. Jeszcze nie udało im się wiarygodnie pochwalić, czymś co dla odmiany zrobili – i nie mam tu na myśli zadłużenia państwa czy rujnowanie gospodarki. Z reguły właśnie dlatego, że jak zaczynają się chwalić, to znaczy, że jeszcze nawet nie zaczęli pracować nad tym, czym się chwalą. Nieważne zresztą, bo to bardziej tytułem wstępu, chciałam skupić się na innym immunitecie, który dla odmiany nie został odebrany. I warto się zastanowić, czy słusznie.

Kim jest Ilaria Salis?

Ilaria Salis to skrajnie lewicowa, należąca do Antify europosłanka i przestępca w jednym, ale w Parlamencie Europejskim to akurat nic nowego. Tam wielu jest takich, którzy powinni oglądać świat przez kratki. Jest członkinią grupy, którą śmiało można nazwać gangiem, o nazwie Antifa Hammer. Brała udział w kontrmanifestacji z okazji węgierskiego „Dnia Honoru” na Węgrzech, gdzie w grupie kilku osób miała atakować fizycznie uczestników tego marszu, ale często były to zupełnie przypadkowi ludzie, a – Bogiem, a prawdą – jeszcze nie słyszałam, żeby członkowie Antify przejmowali się jakąkolwiek weryfikacją. W aktach oskarżenia użyto stwierdzenia, że ranni doznali obrażeń, które mogły okazać się śmiertelne. Tyle wiadomo, przynajmniej z publicznych artykułów i sądowych interpretacji. Samo to, według mnie, wystarczy, żeby takiej osoby nie dopuszczać do rządzenia, ale co ja tam wiem. Próbowałam dokopać się do kolejnych informacji, ale wizerunek Salis jest w mediach bardzo ugrzeczniony – w większości publikacji jedynie wspomniano, że „brała udział w zamieszkach”, a w niektórych całkowicie to pominięto, więc tak naprawdę cholera wie, o co kobieta została oskarżona. Próbowałam więc szukać w węgierskich mediach, posiłkując się translatorem, ale to niewiele zmienia, więc dalej będę się już opierała na wypowiedziach polityków. Do informacji, dotyczących śledztwa, zebranych dowodów czy akt, dostępu praktycznie nie ma. Oficjalnie wiadomo więc, że włoska aktywistka miała z grupą innych osób atakować uczestników marszu, ale czasem nie wiedziała, czy człowiek którego atakuje jest faktycznie uczestnikiem „neonazistowskiego” wydarzenia, czy przypadkowym przechodniem.

Interpretacje polityków

Teraz przejdźmy do opisów polityków – przeszperałam wypowiedzi polityków polskich (tu najczęściej z Konfederacji), ale też węgierskich i amerykańskich. Od razu zaznaczę, że politycy, jak to politycy, lubią swoje wypowiedzi odpowiednio ubarwiać i koloryzować, dlatego warto to zawsze podkreślać i o tym pamiętać. Być może to, co piszą jest prawdą, być może nie, a być może znajduje się tam tylko część prawdy (co wydaje mi się najbardziej prawdopodobne). Otóż główny ich zarzut dotyczy tego, że Salis używała ciężkich narzędzi do ataku – dużo mówi się o młotku, ale tutaj nie jestem pewna, czy to nie manipulacja związana z tym, jak nazywała się grupa do której należała (Antifa Hammer). Ona sama się do tego nie przyznała, jednak do sieci wypłynęło zdjęcie brutalnie pobitego mężczyzny, który rzekomo miał być ofiarą włoskiej anarchistki i jej kumpli. Obrażenia jasno wskazują na to, że ten człowiek został bardzo brutalnie zaatakowany jakimś ciężkim przedmiotem, ale znowu – nie znalazłam żadnego OFICJALNEGO potwierdzenia, że został on faktycznie zaatakowany przez tę grupę Antify. Zaczęłam więc kopać głębiej w nadziei, że dokopie się na jakieś wiarygodne zdementowanie, ale na nic takiego nie trafiłam. Oczywiście, ludzie w komentarzach, często powtarzają, że nie są to oficjalne informacje, ale długo nie mogłam znaleźć informacji, kim był ten człowiek i czy faktycznie miał nieprzyjemność trafić na grupę Salis i zaprzyjaźnionych antyfiarzy, czy uległ jakiemuś wypadkowi zupełnie niezwiązanym ze sprawą. Wszystkie źródła, do których dotarłam, wskazują jednoznacznie, że zdarzyło się to właśnie tego dnia i w tym miejscu. Pojawiło się też nagranie z samego ataku, w którym widać, że mężczyzna został zaatakowany od tyłu, a sprawcy faktycznie atakowali go narzędziami, które trzymali w rękach.

Gdzie leży prawda?

Ciężko mi potwierdzić, że te wpisy polityków faktycznie są zgodne z faktami, ale (to tez moja osobista i pewnie subiektywna opinia) jeżeli podobny opis umieściło iluś tam polityków z różnych krajów, a nie znalazło się żadnych prawdopodobnych dementi, poza tym, że to „nieoficjalne” informacje, odnoszę wrażenie, że całe zdarzenie mogło wyglądać bardzo podobnie. Jednak według innych informacji do których dotarłam (również z węgierskich mediów), zaatakowany facet nazywał się Dudog László, miało to miejsce w Budapeszcie, ale artykuł, w którym padło jego imię i nazwisko, co prawda, odnosi się do ataku Antify, tyle że tym razem niemieckiej, więc naprawdę nie wiem, czy politycy nie pomieszali ze sobą dwóch różnych zdarzeń. Bardzo możliwe, bo w ataku na tego mężczyznę używano również noży, co nie zostało stwierdzone podczas „wyczynu” Salis i jej grupy. Bardzo wiele wskazuje więc na to, że jest to dezinformacja, żeby oczernić Salis, ale czy naprawdę trzeba ją dodatkowo oczerniać? Z samych oficjalnych źródeł wynika jasno, że ta kobieta nigdy nie powinna dostać mandatu europosła. I jeden wniosek – Antifa zawsze działa podobnie. Nie ma różnicy, czy to na Węgrzech, w Niemczech, we Włoszech czy w Polsce. Tak czy inaczej – głosowanie za odebraniem jej immunitetu było, nie wiedzieć czemu, tajne. Ale można się domyślać. Nie wiemy, kto jak głosował, ale znamy oficjalne wyniki. Salis wygrała minimalnie – 306 europosłów głosowało za pozostawieniem jej immunitetu, 305 było przeciwko. Co ważne, w sprawie „aktywistki” toczył się już proces, zanim część włoskich wyborców postanowiła umieścić ją w PE. Ponad rok spędziła w areszcie, a następnie została przeniesiona do aresztu domowego (elektronicznego). Do Europarlamentu powędrowała zatem tuż z aresztu domowego. Takie to elity. Włoszka prawdopodobnie uniknie odpowiedzialności, ale wcale się nie zdziwię, jeśli do sprawy będzie się jeszcze wracało.

Przynajmniej powinno się, bo naprawdę człowieka krew zalewa, kiedy słyszy, ile afer europosłów zostało unieważnionych, bo tak. Tam jest naprawdę długa lista.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

I kto tu jest ruską onucą?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

To jest naprawdę niesamowite, co niektórym silniczkom się w głowach roi. Sfałszowane wybory, prorosyjski Nawrocki i ogólne przeświadczenie, że jeśli się z nimi w czymś nie zgadzasz, jesteś ruską onucą. Denerwuje mnie to określenie, bo zużyło się już mocno, zupełnie tak jak „faszysta”. Teraz każdy może zostać faszystą albo ruską onucą i coraz ciężej jest odróżnić, kto faktycznie współpracuje z Rosjanami na szkodę Polski, a kto po prostu ośmielił się gdzieś tam z kimś tam nie zgodzić. Wymyto już to określenie z prawdziwego znaczenia. Według mnie nie jest dobrze, że tak się dzieje, ale prawdopodobnie nie mam racji, bo nasi politycy i dziennikarze robią to każdego dnia, a to przecież elita narodu.

Krótki opis przypadku

Ale w porządku, bez kpienia i jaj robienia. Autorka profilu „WaszaKaśkowatość”, czyli, jak mniemam, Kaśka, jest silniczkiem pełną gębą. Powtarza dokładnie te same, nawet najbardziej idiotyczne bzdury, kiedy tylko ktoś z Silnych Razem wrzuci jakiś pomysł, jakby tu zohydzić Nawrockiego Polakom. Była pierwsza do wysyłania PiSowców do więzienia, nawet jeśli nic nie zostało udowodnione, bo ona wie lepiej, czy winni czy niewinni. Sugerowała odebranie ludziom ze wsi prawa do głosowania, bo oni powinni się martwić co najwyżej o sołtysa, a nie o prezydenta całego kraju! Krzyczała o sfałszowanych wyborach. Nawrockiego nazywa „domniemanym”, „uzurpatorem” albo „(p)rezydentem”. Kolesia, który wrzucił ten wpis nie kojarzyłam, ale sprawdziłam go sobie. Taka sama para kaloszy. Wypisuje o ludobójstwie dokonanym przez PiS, powiela wszystkie nagrania czy wpisy chwalące KO i, oczywiście, szydzące z PiS-u, Kaczyńskiego, Nawrockiego czy w ogóle kogokolwiek, kto stał w ich pobliżu i nie zwymiotował z obrzydzenia.

O co naprawdę chodziło?

I teraz słuchajcie – link, który wrzucili pochodzi z… tak, z rosyjskiej telewizji. Przez cały ten reportaż naparzano w prezydenta RP, że „rozmawia z Piłsudskim” (Nawrocki rzeczywiście użył takiego sformułowania, ale w formie żartów – mówił, że rozmawia z duchem Józefa Piłsudskiego w Belwederze o wojnie polsko-bolszewickiej z 1920 roku). Było również wspomniane, rzecz jasna, o zażywaniu snusu. Napiszę szczerze – mnie też nie do końca się podoba, że głowa naszego państwa musi to zażywać na wizji, podczas ważnych spotkań, debat i tak dalej. Ale w dalszym ciągu – snus to tylko snus. Specem od narkotyków nie jestem, więc to tylko i wyłącznie moje podejrzenia, ale myślę, że gdyby Karol Nawrocki zażywał narkotyki w zawiniątku wielkości tego snusa pod dziąsło, to zorientowalibyśmy się wszyscy, że jest naćpany. Ja ogólnie boję się narkotyków (więc ekspertką tym bardziej nie jestem), poza klasyczną „marysią” nie brałam nic, ale naprawdę mam wrażenie, że gdybym wzięła sobie pod dziąsło taką ilość mefedronu/kokainy/amfetaminy to latałabym pod sufitem. Albo zeszła z powodu przedawkowania. Po Karolu Nawrockim, poza tym nieszczęsnym zażywaniem snusu na wizji, nie widać, aby był pod wpływem jakichś środków psychoaktywnych. A ogólnie wolę prezydenta, który raz na jakiś czas zażyje snusa, niż takiego, który potrzebuje rozmowy z psychologiem przed każdą debatą.

Powrót do pytania tytułowego

Ale wróćmy do tematu – część silniczków radośnie udostępnia fragmenty z rosyjskiej telewizji, która atakuje Karola Nawrockiego. I przez głowę im nawet nie przejdzie, że skoro ONI go atakują, to widocznie nie jest tak bardzo prorosyjski, jak im usiłują wmówić politycy KO i media, bo po samym tym reportażu widać, że mocno ich on uwiera. Udostępniają rosyjską propagandę, żeby atakować polskiego prezydenta – dosłownie. To kto tu naprawdę jest ruską onucą i kto sieje rosyjską dezinformację? Bo ja mam jedną, nieśmiałą sugestię w związku z tym, myślę, że domyślacie się jaką. Ale na profilu tej pani dowiecie się, że ruskimi onucami są wszyscy, tylko nie ona. Na profilu pana Piotra zresztą podobnie. Przypomnijmy, że „Kanał Pierwszy” to największa rosyjska telewizja. Po upadku ZSRR została odrobinę przekształcona, ale cały czas pozostaje pod całkowitą kontrolą państwa, a jej udziałowcami są głównie rosyjskie instytucje rządowe i struktury związane bezpośrednio z Kremlem. Tak się bawią. Ale napisz im coś o Wołyniu, to Cię zarżną jak indyka na Święto Dziękczynienia za wspieranie rosyjskiej propagandy.

Halo, silniczki! Wytrzyjcie może po sobie podłogę, bo trochę hipokryzji się Wam się ulało. Podejrzewam, że wypłynęła uszami.

M.

Link do fragmentu reportażu z rosyjskiej telewizji: https://x.com/LeskiPiotr/status/1973496793800515971

FB: https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Kto sieje rosyjską dezinformację? Kto jest onucą?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Przepraszam Was bardzo, bo to jest moooooocno spóźniony telst, ale chciałam o tym napisać. Mowa o ataku dronów rosyjskich (albo ukraińskich, bo są różne opinie, wcale nie jakieś nieprawdopodobne) na terytorium Polski. Od razu zaznaczę, że nie znam się na dronach kompletnie. W życiu żadnego nie miałam w rękach, więc głupotą z mojej strony byłoby mądrowanie się na ten temat. Nie znam się, nie wiem. Szukałam po Internecie, ale że jestem w temacie kompletnie zielona, nie miałam pojęcia, które źródła mogłabym uznać za wiarygodne i rzetelne. Dlatego w tym tekście nie będę analizowała lotu tych dronów, żeby samej ocenić z terytorium jakiego państwa zostały one wysłane. Nie będę również analizowała całej sytuacji geopolitycznej, żeby Wam, Drodzy Obserwujący, opisać czy bardziej opłaciło się wysyłać te drony Ukrainie czy Rosji. Oba kraje, umówmy się, miały swoje powody. Ja przyjęłam wersję oficjalną, że to były jednak rosyjskie drony, ale nie o tym jest ten tekst.

Łatwo oskarżać

Widzicie, mnie uderzyło co innego. Przede wszystkim masowe wpisy dziennikarzy czy polityków, że jakikolwiek komentarz wątpiący w ich oficjalną narrację jest „rosyjską dezinformacją”, a jego autor na pewno jest „ruską onucą”. A, przepraszam bardzo, co się wydarzyło w Przewodowie, w którym zgięło dwóch obywateli Polski? Zarówno media, jak i politycy, grzmieli o naruszeniu polskich granic przez Rosję. Zwłaszcza „dziennikarze”, bo oni to dopiero popłynęli. Pamiętam nagłówki z tamtego czasu mocno bijące po oczach, że „Rosja zaatakowała Polskę!”. Co się potem okazało, wszyscy chyba pamiętamy. I co? Czy Ukraina przyznała się do tego, przeprosiła? Czy rodzinie tych dwóch zabitych mężczyzn zostało wypłacone odszkodowanie ze strony ukraińskiej? Tutaj od razu należy zaznaczyć, że strona polska udostępniła Ukrainie miejsce tragedii, jednak według prokuratura, Ukraińcy (przynajmniej formalnie) nie uczestniczyli w czynnościach dowodowych. Mało tego, nie udostępnili również Polsce żadnych materiałów i dowodów zebranych po ich stronie. I, patrząc po ludzku, Ukraina jest w stanie wojny, któraś z rakiet przez nich wystrzelonych mogła nie trafić tam, gdzie powinna. Nie było chyba problemem przyznanie się do winy, przeproszenie i zobowiązanie się do wypłacenia odszkodowania, prawda? Myślę, że większość ludzi by to zrozumiała. Ale nie, lepiej było olać temat. I w związku z tym chciałabym wiedzieć, które informacje są bardziej prawdopodobne? Te po stronie polskiej czy ukraińskiej? Bo one się mocno nie zgadzają, a (gdyby mi na tym jeszcze zależało) nie chciałabym zostać wyzywaną znów od ruskich onuc, bo nie potrafiłam zamknąć pyska w sprawie Wołynia? Która z tych dwóch – wykluczających się nawzajem – opinii będzie mniej „prorosyjska”? Zresztą myślę, że gdyby tragedia w Przewodowie spotkała się z należytą reakcją ze strony władz ukraińskich, to tej „rosyjskiej dezinformacji” byłoby mniej. Mylę się?

Chaos medialny

Po drugie – naprawdę trzeba mieć czelność, żeby każdego wątpiącego w jedyną i słuszną wersję nazywać „ruską onucą” i oskarżać o sianie „rosyjskiej dezinformacji”, kiedy samemu nie umiało się tych wydarzeń odpowiednio opisać i wiarygodnie przedstawić. Otrzymaliśmy bowiem informację, że to rosyjski dron zniszczył dom w Wyrykach. Pytania wątpiących, czy to faktycznie był dron, a jeśli tak, to dlaczego zniszczył niemal cały dach i wyższe piętro, skoro gdzieś indziej ten sam dron wylądował na kurniku czy klatce dla królików, nie czyniąc żadnych szkód, zostały, nie dość, że pozostawione bez odpowiedzi, to jeszcze skwitowane – a jakże – jako rosyjska dezinformacja. Chyba należałoby z góry założyć, że jeżeli jakikolwiek Polak ma jakieś wątpliwości w tej kwestii, to z góry powinien być traktowany jako prorosyjski troll. Marcin Bosacki, wiceminister spraw zagranicznych, na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ pokazywał zdjęcia domu w Wyrykach, twierdząc, że został zniszczony przez rosyjski dron. I co się okazało? Że wcale nie. Że tego domu nie uszkodził wcale dron, a rakieta wystrzelona przez nas lub Holendrów, ale bardziej prawdopodobne, że przez nas. Mieszkańcy tego budynku mają zapewnione odszkodowanie, mają również miejsce do życia. Natomiast odnośnie do rosyjskiej dezinformacji – pojawiały się screeny sugerujące, ze budynek został zniszczony wcześniej, podczas burzy. Zazwyczaj pojawiały się one jako właśnie screen z grafiki podporządkowanej pod jakiś artykuł. Sprawdziłam sobie tytuły tych artykułów i w oryginalnym tekście było zupełnie inne zdjęcie – w większości przypadków było to zdjęcie straży pożarnej. Później spróbowałam wyszukać przez „Google Image”, ale też nie trafiłam na żaden artykuł, który informowałby, że dom został uszkodzony przez burzę. Pokopałam jeszcze chwilę i znalazłam krótki filmik instruujący, jak zrobić takiego fejka na szybko. Wiem, że sprawa została już wyjaśniona, ale mimo wszystko wolę to podkreślić, bo najwięcej tracą na tym właściciele tego domu. A to nie ich wina przecież, że im drony i rakiety latają nad głowami.

Kompromitacja na koniec

Stworzył się z tego już niezły galimatias, a niedługo potem PAP radośnie, bezrefleksyjnie i bez żadnego sprawdzenia, poinformował nas, że – według słów Donalda Trumpa – USA pomoże Polsce, ale dopiero po wojnie. Od razu podchwyciły to inne media oraz politycy z rządzącej koalicji. Bo niby Nawrocki coś załatwiał, a tu figa z magiem. Szybko okazało się, że dziennikarka zadała prezydentowi USA pytanie o Polskę i Ukrainę. I że Trump odnosił się właśnie do Ukrainy. I tu już następuje szybki proces myślowy, nawet jeśli ktoś nie zna angielskiego. Czy Polska jest w stanie wojny? Hybrydowej – na pewno, ale na cholerę USA ma uruchamiać swoje wojsko, lotnictwo itd. z tego powodu? To już jest rolą – no właśnie – polityków i dziennikarzy, żeby takie „wieści” wiarygodnie przekazywać, a nie Trumpa. No i właśnie ci, którzy siali panikę o rosyjskiej dezinformacji, również – radośnie, bezrefleksyjnie i bez żadnego sprawdzenia – przekazywali ją dalej. Ba, działo się to również po usunięciu tej bzdury przez PAP. Gdzieś tam przeczytali, skopiowali i puścili. Ot, polskie dziennikarstwo i polityka w pigułce. Bo można rykoszetem dowalić Karolowi Nawrockiemu. I to niedługo po tym, jak hurtowo wysyłano posty mówiące o tym, że jakikolwiek obywatel mający wątpliwości co do podanej wersji o dronach, to „ruska onuca”. Ci ludzie, którzy takie racje głosili, potem sami rozpowszechniali nieprawdziwe informacje na temat, chcąc – nie chcąc – bardzo istotnego dla nas sojuszu z USA.. Gdzie wy, obłąkańcy, jesteście i czy na pewno peron wam nie odjechał z pociągu? Ja jestem zwykłą obywatelką – żyję sobie, pracuję, nikomu krzywdy nie robię – i uważam, że największą odpowiedzialność za szerzenie „ruskiej dezinformacji” ponosicie wy, a nie ludzie, którzy się zorientowali, że się ta wasza „oficjalna” wersja nie styka. I którzy mają z tego powodu wątpliwości. I najzwyczajniej nie wierzą. Poszukajcie może tych „ruskich onuc” u siebie na początku. W swoich szeregach, Albo się znajdą, albo jesteście za głupi do sprawowania władzy.

To pisałam ja. Zwykła, szara obywatelka.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej