Nawiasem Pisząc
Dobre prawo – nasze prawo!
Bartłomiej Sienkiewicz miał wczoraj bardzo zły dzień – taki spóźniony o tydzień Blue Monday – bo Sąd Najwyższy zdecydował o nie wpisaniu KRS jego decyzji o likwidacji TVP i Radia Polskiego. Oczywiście, minister kultury staje okoniem i twierdzi w jednym i tym samym oświadczeniu, że ma nadzieję, że wyrok w II instancji będzie już inny, a poza tym brak zgody na wpis do KRS nie ma żadnego znaczenia. Dla niego na pewno nie, premier kazał mu rozpieprzać niewygodne media, więc rozpieprza. I żadne prawo nie będzie go ograniczać. Śmiechu warte. Nie da się tak, to spróbuje inaczej. Albo w ogóle oleje wyrok, bo nasza nowa ekipa rządząca w tym jednym jest akurat dobra. Przecież niemal wszystkie ich działania, zostały zanegowane przez odpowiednie instancje. Dla porównania, Bodnar musi się teraz głowić nad tym, co zrobić z prokuraturą, bo okazało się, że tego organu też nie wolno bezprawnie przejąć. Biednemu zawsze wiatr w oczy i kłody pod nogi. Ja nie wiem, jak to się skończy, ale jeśli po upadku tego rządu (daj Boże) co niektórzy nie pójdą prosto do więzienia, gdzie ewentualnie sami uskutecznią głodówkę, to z naszym państwem jest naprawdę coś nie tak. Wspomnę jeszcze tylko, że pan Sienkiewicz zwołał dzisiaj konferencję prasową, na której wygłosił swoją interpretację na temat „niesłusznego wyroku”. Zaprosił tam przedstawicieli wszystkich mediów. No, poza jednym. Bo dziennikarza TV Republiki nie wpuszczono, mimo że miał akredytację. Ot, wolność mediów. Prawie taka, jak tuż po ogłoszeniu wyroku… pardon, wyników wyborów (chociaż można je chyba nazwać wyrokiem), kiedy Tusk zdecydował, że nikogo z TVP czy Republiki nie chce na swoim wieczorze wyborczym widzieć. Bo media mają być wolne, czyli takie jak on chce. A jak tylko dorwał się do władzy, to swoje zamiary zaczął spełniać, nie patrząc przy okazji, że przy okazji tę wygłaszaną i wychwalaną Konstytucję zwyczajnie depcze. I nawet Szymkowi jakoś nie zbiera się na płacz.
Dobry wyrok…
Mnie się nie chce nawet kłócić z panem Bartłomiejem, który odniósł się do feralnej decyzji Sądu Najwyższego również na swoim TT/X: 11 sądów wpisało likwidację państwowych spółek medialnych a jeden sąd w Warszawie odmówił. Czy dlatego, że na czele tego sądu jest ktoś mianowany przez sędziego Plebiaka od Ziobry? Tego nie wiem, ale wiem, że świetle prawa obecni likwidatorzy są legalni, po czym dodał hashtag: Ani kroku wstecz. To akurat widzimy. Wyrok jest inny, ale jemu się nie podoba, więc wyrok jest nieważny, a likwidatorzy w porządku. Spoko, przyzwyczaiłam się. Ale za to adwokaci będą mieli niedługo pełne ręce roboty, bo jeśli okaże się, że WSZYSTKIE wyroki z ostatnich paru lat były bezprawne, to zaraz będzie trzeba wypuszczać z więzienia wszystkich zboczeńców i morderców. Na razie jednak okazuje się, że wyrok Sądu Najwyższego jest ważny tylko wtedy, kiedy chodzi o ważność wyborów, a resztę można wyrzucić do kosza. Oni sami zdecydują, co jest zgodne z prawem. Przywrócą praworządność, tak jak oni ją widzą, prawda? Jednak obowiązkiem każdego Polaka, zwłaszcza tego pełniącego funkcje publiczne, jest podnieść tyłek, kiedy grany jest hymn. I nieważne na czyje życzenie został on odśpiewany, bo to w dalszym ciągu jest hymn jego (?) kraju. Kurczę, ja wstaję nawet przed głupim meczem albo podczas dekoracji naszych sportowców, kiedy jestem w domu, nikt mnie w sumie nie widzi, więc mogłabym się rozłożyć, jeść popcorn i drapać się po… nosie. A on uznał, że to najlepszy moment na manifestacje polityczne. Oczywiście, niespecjalnie mnie to dziwi, skoro jego kolega partyjny, Borys Budka, nie zna nawet słów polskiego hymnu. Coś tam było, że ojciec, Basi, zapłakany, ale przepraszam, nie mogę o tym mówić to jest emocjonalnie za trudna – jakoś tak to szło? Spadła bowiem krytyka na uczestników ich „świętego” marszu, którzy nie za bardzo wiedzieli, jaki hymn mają śpiewać? I to go tak emocjonalnie załatwiło, że nie był w stanie przypomnieć sobie jednej zwrotki hymnu własnego (?) państwa? To już nawet szef ich partii i cała lewica raczyli wstać na te parę minut, chociaż tutaj nie jestem pewna, którego hymnu się spodziewali? Niemieckiego? Radzieckiego? Oj, tak, pradziadek pana Bartłomieja zdecydowanie przewraca się w grobie. Patrzy z góry na to, co wyprawia jego potomek i ociera łzy, tak się wstydzi swojego prawnuka. To oczywiście tylko moje podejrzenie, ale myślę, że jest ono całkiem zasadne.
Dobra równość…
Co tam się jeszcze nawyczyniało? Ach, tak. Katarzyna Kotula, wymyślona minister ds. równości, stwierdziła, że nie, mężczyźni wcale nie są dyskryminowani dlatego, że mają wyższy wiek emerytalny. To w ogóle nie jest problem, dajcie spokój. Kobiety są bardziej dyskryminowane, bo tak. I już. Ponieważ na przykład dostają mniejszą emeryturę. A jak mają dostać większą, skoro krócej pracują? Podejrzewam zresztą, że spora część kobiet pracuje dłużej, żeby zabezpieczyć sobie byt na późniejsze lata – na przykład moja mama i mama Grześka. W każdym razie z takiej sytuacji nie są zadowolone obie płci – z oczywistych przyczyn. I może nad tym warto się pochylić, a nie udawać, że się go nie widzi. Niedługo później, zgodnie z oczekiwaniami, wylała się fala krytyki na panią Kotulę, bo jak to tak może być, żeby minister ds. równości nie widziała dyskryminacji tam, gdzie jest ona aż nazbyt oczywista, wręcz kłująca w oczy. Kasia zabrała więc głos i powiadomiła, że no dobra, owszem, jakaś dyskryminacja tam jest, ale ona ogólnie ma to w dupie, nic z tym nie zrobi, nie ma czasu, zarobiona jest. Czyli z jednej strony przyznała Polakom rację, żeby się odczepili, a z drugiej wprost przyznała, że i tak się sprawą nie zajmie, bo nie. Nie wiem, co jest gorsze – naiwność czy cynizm, jakie płynęły z tych dwóch wypowiedzi, ale już na samym starcie nowego rządu możemy mieć spore obawy, co do poszczególnych ministrów. Bo nawet nie chce mi się rozpisywać o tym, jak dwukrotnie skompromitował się minister Gawkowski, który nie ma żadnego pojęcia o sprawowanej przez siebie funkcji.
Dobra sprawiedliwość…
Nie mam pojęcia, jakim cudem szef nowego rządu nie widzi tego, co się dzieje. Nie dostrzega własnej buty i arogancji i nie chce mu się nawet doprowadzić do porządku swoich ministrów, którzy też wyczyniają, co chcą. Albo co on im każe, ale jednak kompletnie bezmyślnie. Nie jest też dla mnie zrozumiałe, jakim cudem ci jego ludzie dają się aż tak wykorzystywać, bo – nie będę samotna w tym poglądzie – wydaje mi się, że Tusk szybko rozwinie żagle i wypłynie do Brukseli, gdzie pewnie ma obiecaną intratną posadę, a te jego biedne sługusy zostaną w tym szambie same. I – tak jak było ostatnio – stracą władzę (choć cały czas mam nadzieję, ze ten pseudo-rząd chorych z nienawiści obłąkańców upadnie szybciej). A kiedy to się stanie, to liczę, że zostaną jednak doprowadzeni do sprawiedliwości, bo taki Sienkiewicz, Bodnar czy Hołownia zasługują na to, żeby odpowiedzieć na parę pytań przed sądem. Oczywiście, w roli oskarżonych. Ci ludzie jednak tego nie widzą, wręcz przeciwnie. Zabierają się za zmianę prawa. Tego, które teraz łamią. I wprowadzą paragraf dotyczący tzw. „mowy nienawiści”. Obejrzałam sobie kilka wywiadów z członkami lewicy, którzy oczywiście najbardziej ten pomysł promują, ale żaden z nich nie potrafił dokładnie wyjaśnić, o co im chodzi i jak konkretnie zamierzają to prawo zmienić. Wynikają z tego dwie rzeczy. Po pierwsze ci ludzie nie mają żadnego planu, tylko rzucają marksistowskimi sloganami. A po drugie – cóż, ja osobiście mam spore wątpliwości co do ich kompetencji, dlatego obawiam się, że czeka nas ograniczenie wolności słowa i powrót do cenzury. Wiecie, takiej w najlepszym, czerwonym wydaniu. Pamięmy, o czym mowa z lekcji historii. I, w moich obawach utwierdzają mnie właśnie wywiady z posłami lewicy. Pani Żukowska – oczywiście nie jako jedyna, ale o niej wspomnę, bo palnęła kolejną bezdenną głupotę – nie potrafiła odpowiedzieć na żadne konkrety, ale za to stwierdziła, że nie usiądzie do rozmów o zmianie Konstytucji z Konfederacją, bo oni przegłosują przepis, żeby Żydzi nie mogli pełnić funkcji państwowych. Wyobraźcie sobie, proszę, że w tym miejscu wklejam GIF z odpowiednim facepalmem. Inna sprawa, że ta kobieta, zdaje się w 2018 roku, przekonywała publicznie, że nigdy nie będzie skakać z Giertychem, a teraz nie może się go nachwalić (pewnie dlatego, że jego uczciwość jest mało wiarygodna, co dla lewicy zawsze jest plusem), więc jej słowo nie jest warte funta kłaków.
Dobre życzenia
Całkiem niedawno, bo dwa miesiące temu, obchodziłam urodziny. Dostałam wtedy życzenia od koleżanki, która wie, czym się zajmuję: „Obyś żyła w nudnych czasach”. Przy okazji świąt Bożego Narodzenia jeden z obserwujących życzył mi, żebym nie miała o czym pisać. Kurczę, jak ja bardzo bym chciała! Naprawdę! Zmieniłabym tematykę na sportową albo filmową i niczym bym się nie musiała przejmować. Niestety, żyję w ciekawych czasach. Tak ciekawych, że można dziś publicznie łamać prawo, a ogłupieni ludzie będą temu tylko przyklaskiwać, bo już im wyjaśniono w telewizji, że jedni mogą łamać prawo, a inni nie. I że ci, którzy teraz łamią, są do tego zmuszeni, bo przywracają praworządność. I dlatego dalej mam o czym pisać.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite