Nawiasem Pisząc
Demokracja po europejskiemu
Zabawnie, ale i żenująco, dzieje się obecnie w Parlamencie Europejskim, ale zanim do tego przejdę, myślę, że warto też zabrać głos w jednej sprawie, może nie tak poważnej i niosącej jakieś długotrwałe konsekwencje, ale pokazującej, jak media doskonale już radzą sobie z zakłamywaniem rzeczywistości. Rzecz dotyczy sceny pod jednym z warszawskich okręgów wyborczych, która pokazuje, jak Jarosław Kaczyński miał rzekomo próbować wepchnąć się w kolejkę, ale został ostatecznie odesłany na jej koniec przez „zmęczonych rządami PiS wyborców”. Nie wiem, kto jako pierwszy wypuścił to nagranie – czy zrobiła to osoba prywatna, a potem podchwyciła któraś ze stacji lub redakcji reprezentujących tzw. „wolne media”, czy może było dokładnie odwrotnie, a ich bezkrytyczni wyborcy zrobili sobie z tego swoisty viral, ale niedawno dostałam link do tego nagrania z głosem. Wynikało z niego, że JK pytał się ludzi, gdzie jest koniec kolejki, jakaś kobieta zaproponowała, że go przepuści, JK odparł, że nie ma takiej potrzeby i prosił jedynie o wskazanie, gdzie mógłby stanąć i czekać na swoją kolej. I wtedy właśnie jakiś mężczyzna w kurtce wskazał mu palcem kierunek. Ale wiadomo, kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą – jak to nauczał Joseph Goebbels, z którego partie i media opozycyjne biorą przykład jak przystało na pilnych uczniów – dlatego wszyscy są przekonani, że oto prezes PiS próbował na chama wejść w kolejkę (coś jak Krystyna Janda w przypadku szczepionek na COVID, ale o tym nie wolno przypominać), ale oburzeni jego zachowaniem ludzie pokazali mu, gdzie jego miejsce. Na TT/X trafiłam na wpis pani, która w opisie miała hasło „Silni Razem” (nie wiem jednak, czy to ich przedstawicielka, czy zwolenniczka, bo nazwisko nic mi nie mówiło), która wpadła na pomysł, żeby mural pokazujący całe to zajście namalować gdzieś na drodze z Żoliborza na Wiejską, co by ten wredny Kaczyński musiał go codziennie mijać i żeby mu gula rosła. Widać, jakie ci ludzie mają dojrzałe podejście do polityki i jakimi wartościami się kierują. Nie uda im się spełnić większości obietnic wyborczych, ale będą robić wszystko, żeby wkurzyć Kaczyńskiego. Przepraszam bardzo, ale kto wpuścił te dzieci z piaskownicy na salę sejmową? Piaskiem mogą się przecież posypać pod swoim domem. Jednak gdybym napisała, że nowa koalicja nie spełni absolutnie żadnej ze swoich obietnic wyborczych, to bym skłamała. Bo w dwóch kwestiach są wyjątkowo zgodni.
Więzienie za polubienie posta?
Obiecali, że „wyzwolą TVP z partyjnego ucisku”, czyli po prostu zatrudnią sex-workerów, do których zadań będzie należało drapanie po uszku Donalda Tuska, żeby sobie mógł rozkosznie mruczeć zwinięty w kłębek przez cały okres trwania kadencji. Oraz – że będą rozliczać wstrętnych pisiorów. Nie wiem, czy mają odpowiednią większość, żeby zrobić to w Polsce, ale w Europarlamencie mają całe Niemcy za sobą, którzy oczywiście poparli swoich lokajów. O co chodzi? O odebranie immunitetów czterem posłom Zjednoczonej Prawicy, żeby potem być może wsadzić ich do więzienia na trzy lata – Patrykowi Jakiemu, Beacie Kempie, Beacie Mazurek i Tomaszowi Porębie. A cóż to tak ohydnego zrobili europosłowie? Dopuścili się korupcji? Zabili kogoś, jadąc pod wpływem alkoholu? Rozpoczęli strzelaninę na wiecu któregoś ze swoich kontrkandydatów, albo w samym Parlamencie? Jeszcze gorzej. Parę lat temu polubili post. Post Prawa i Sprawiedliwości, który ostrzegał przed masową, nielegalną imigracją i który ukazywał prawdziwe sceny z udziałem tzw. „uchodźców” w Zachodniej Europie. Widać na nim w skrócie to, co od paru miesięcy dzieje się we Francji, ale w pigułce. Demolowanie sklepów, napady, rozboje, bijatyki. Znalazła się tam również jedna głośna scena sprzed lat, w której biedny uchodźca postanowił ubogacić kulturalnie młodą Niemkę i zepchnął ją ze schodów. Dziewczyna poleciała na łeb na szyję ładnych kilkanaście stopni w dół i tylko cudem się nie zabiła. Pisałam niedawno, że jeśli nie zgodzisz się, żeby biedni muzułmanie zgwałcili Ci żonę, zdemolowali Twój dom i spalili samochód, to będziesz nazwany ksenofobem i rasistą, prawda? Zastanawiam się, co w takim razie Unia Europejska zrobi z Tuskiem, który niedługo przed wyborami nagrał przemówienie (na kiblu albo w kuchni, jak na szanującego się polityka przystało), gdzie wyrażał swój stanowczy sprzeciw wobec nielegalnej imigracji czy aferze wizowej i ostrzegał, że trzeba zrobić wszystko, aby nie dopuścić do tego, żeby w Polsce działy się takie rzeczy, jak teraz np. we Francji. Oczywiście, UE nic z Donaldem Tuskiem nie zrobiła, nawet wyrazów oburzenia nie było, co pozwala mi sądzić, że były (i niestety pewnie przyszły) premier dostał zielone światło od swoich unijnych zwierzchników, byle tylko odsunąć PiS od władzy. A teraz jego partyjni koledzy w Europarlamencie radośnie zagłosowali za odebraniem immunitetów europosłom z ZP za to, że polubili spot wyborczy swojej własnej partii, który parę lat temu głosił dokładnie to samo. Ja proponuję dopisać jeszcze „H” do skrótowca partii Tuska. KOH – Kłamstwo, Obłuda, Hipokryzja. Nada się wyśmienicie. Potem można ją przedłużać o kolejne literki, tak jak to robi umęczone w Polsce środowisko LGBT.
Towarzyszy już mamy!
Jak zareagowali na to oczywiste bezprawie, zamordyzm i despotyzm wyborcy nowej koalicji? Oczywiście entuzjazmem. Ci ludzie są już tak obłąkani, ogłupieni i bezmyślni, że nawet nie zdają sobie sprawy, jakich durniów z siebie robią. Zawsze będą tańczyć tak, jak zagra im Tusk. Tanecznym krokiem zbliżają się do skraju przepaści, ale hej, raźno, żwawo, wszyscy razem: „J***ć PiS! J***ć PiS! Jeeeeeeeeeeeeeeeeeebać Piiiiiiiiiiiiiii…!”. Ci ludzie krzyczeli przez ostatnie parę lat, że w Polsce wraca zamordyzm i komuna. Krzyczeli to na organizowanych przez swoich idoli manifestacjach, które ochraniała policja. Wolność im zabierają! Więc pójdą pokrzyczeć na ulicy, jak bardzo jest im z tym źle. I nawet nie przyjdzie im do pustych głów, że gdyby faktycznie panował tu zamordyzm, despotyzm czy autorytatyzm, to oni by na tych ulicach spieprzali przed milicyjnymi pałami, a nie darli japy, że Kaczyński ma WY*****LAĆ. A w tym przypadku? Proszę bardzo, trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny, hańba im, hańba! Trochę przypomina mi się reakcja zwolenników KOD-u, którzy przyszli na spotkanie, zdaje się, z Adamem Michnikiem, na happening Młodzieży Wszechpolskiej. Na salę weszło iluś tam młodych ludzi, którzy zaczęli głośno sprzeciwiać się obecności SB-eków na wiecach KOD, propagandzie Michnika i kłamstwom Donalda Tuska, po czym wtargnęli tam ich koledzy poprzebierani w mundury MO, SB czy innych komunistycznych służb i w tej przećwiczonej scence zaczęli pałować i wyciągać z sali za szmaty protestujących. Jak zareagowało zebrane na sali towarzystwo? Wstało, zaczęło głośno i radośnie klaskać, wykrzykując słowa pochwały dla pałujących milicjantów. I powiedzcie mi, jak można nazwać tych ludzi? Przecież to jest skończony prymitywizm, bezmyślność, głupota, zaślepienie i nieograniczona wręcz miłość do ich naczelnego wodza, Donalda Tuska i ich pomagierów. Przypomnicie mi, jaki to był ustrój polityczny, w którym z takim bałwochwalstwem należało się wypowiadać o wodzu? Bo widzę tu spore podobieństwo do pewnego nielubianego przez nich, ale oni by przecież nigdy, nie! Oni są demokratami! Dlatego teraz popierają wsadzenie do więzień posłów za to, że polubili post, który im się nie spodobał. Ja o to obwiniam przede wszystkim brak prawdziwej dekomunizacji Polski po 89 roku. Pozwoliliśmy komunistycznym sługusom zajmować stołki w sejmie, sądach i mediach, a parę lat później mamy taki obrazek. Stado kretynów, przyklaskujących radośnie komunistycznym i bezprawnym metodom. To jest naprawdę gorszy sort Polaków, Kaczyński nie kłamał. Tusk wiedział, co robi, kiedy na początku lat 90-tych zachęcał do policzenia głosów. Teraz może stać dumnie w szeregu z takimi właśnie aparatczykami.
Imigrantów znów będziemy kochać
Po samym głosowaniu europosłów KO i Lewicy widać wyraźnie, że ostrzeganie Tuska przed nielegalną falą migrantów można już odesłać do lamusa. To jest już nieważne, tak mu się powiedziało, ale to przenośnia była taka. Teraz trzeba potupać nóżkami ze zniecierpliwienia, że Duda się mazgai i nie ogłasza od razu Donka szefem rządu, bo jakże by tu inaczej, skoro Tusk szefuje partii, która zdobyła… drugie miejsce w wyborach. Logiczne, prawda? Ale potem, jak już się dorwie do koryta, wyśle radośnie SMS-a do zwierzchników z UE i zamelduje wykonanie zadania. Co kiedyś ironicznie zrobił Lech Kaczyński, któremu to wypominano do końca życia. Nowy premier zrobi to niemal jawnie, a jego ogłupieni zwolennicy zapiszczą z radości. A potem to już kilka tygodni, może miesięcy, i będziemy mieć prawdziwą postępową Europę. Z rabunkami, kradzieżami, pobiciami, gwałtami i koniecznie – KONIECZNIE! – z zamachami terrorystycznymi, bo tak zacofani jesteśmy pod tym względem, że aż wstyd. I gdyby, nie daj Boże, doszło u nas do zamachu, w którym zginęłoby iluś tam ludzi, to jak myślicie, co zrobi Donald Tusk? Wyrazi współczucie, może jeszcze uda mu się wycisnąć kilka łezek i położy wieniec na ich grobach. To wszystko, bo w oszukiwaniu ludzi był dobry od zawsze. Ale głupi to on nie jest (chociaż tak się zachowuje, odkąd wrócił do Polski), doskonale zdaje sobie sprawę, jakie to konsekwencje może przynieść, ale Niemcy powiedzieli, więc Doniek zrobi. Zwłaszcza że w nagrodę może dostanie jakieś kolejne pseudo-stanowisko w Europie, a jego wyborcy będą dumni, że mają takiego wspaniałego wodza. Znad grobów swoich bliskich będą stali i klaskali. A co zrobią wyborcy jego i reszty nowej koalicji? Nic do nich nie dotrze. Jakaś tam prawackie, faszystowskie szury będą im wmawiały, że mają krew na rękach, bo dając się tak oszukać, doprowadzili do tragedii. I że powinni sobie w lustro splunąć. I gdyby mieli odrobinę honoru, to pewnie by splunęli. Ale nie mają. Więc będą dalej głupawo się uśmiechać, od czasu do czasu wybuchając furią, kiedy usłyszą parę słów prawdy o sobie, i organizować kolejne np. parady równości. I jak na takiej paradzie dojdzie do kolejnej tragedii, to winnego już mamy. Winny jest Duda i cały PiS, bo to efekt jego łamiących serduszka słów, że LGBT to nie ludzie, a ideologia. A to, że pomiędzy paradujących wbiegł jakiś Mohammed z pasem Szahida nie ma nic do rzeczy! A jeżeli ktokolwiek uważa, że ma, to jest wrednym ksenofobem, rasistą i islamofobem. Do więzienia go! W wolnej Polsce!
Odzyskaliśmy praworządność!
Ale przynajmniej będziemy mieli praworządność, prawda? Wszystko będzie zgodne z prawem, źli ludzie będą siedzieć w więzieniach, a dobrzy w domach, bo mogą się bać wyjść na ulicę, ale jakiś porządek został zaprowadzony! Unia powiedziała, że już jest praworządność, więc jest. Nie ma się czego czepiać. To ja tak tylko nieśmiało wspomnę, że czwórkę tych wrednych, rasistowskich europosłów oskarżył Rafał Gaweł, pseudonim „Knur”. Wiecie, twórca OMZRiK lubiący kablować do prokuratury na każdego, kto mówi coś, co mu się nie podoba i oszust, który ocyganił innych z grubego hajsu za co został prawomocnie skazany, więc spierdzielił do Norwegii. Gdzie dostał azyl jako… polityczna ofiara reżimu PiS-owskiego. Podobno nawet twierdził, że jest homoseksualistą. Takim z żoną i dziećmi, ale jednak. Sami widzicie, że niżej się już upaść nie da. Ale dla zlewaczonej Unii ten człowiek okazał się wiarygodny, bo jest okazja wywalić czterech niewygodnych posłów z Europarlamentu. I najlepiej wsadzić do więzień, żeby w ponownych wyborach startować nie mogli. Tak po stalinowskiemu, ale że wielu ludzi udało się ogłupić, to co to szkodzi? Mamy nowych kandydatów, tak żeby wszystko hulało i buczało! O, na przykład taki Włodzimierz Karpiński z Platformy! Co prawda od paru miesięcy siedzi w areszcie w związku z podejrzeniem o korupcję, ale zaraz mu się podaruje immunitet i będzie mógł sobie spokojnie korumpować dalej, ale za to głosować będzie tak, jak nam pasuje. A może Eva Kaili z Grecji? Wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego, wraz z kolegami z Włoch, miała przyjmować gigantyczne łapówki za promocję Mundialu w Katarze. Już podobno wyszła z aresztu, więc nie ma problemu. Na korupcje można przymknąć oko, ale niech ktoś chociaż wyrazi przejawy sprzeciwu wobec naszych genialnych planów na federalizację Unii i trzymaniu takich krajów jak Polska pod butem, to my mu pokażemy! I absolutnie nie ma to nic wspólnego ze Stalinem, który po kolei kasował wszystkich, którzy ośmielili się knuć przeciwko niemu, albo tylko jemu się wydawało, że knują. Za takie skojarzenia też będą konsekwencje! My jesteśmy praworządni, tolerancyjni i kochani, a kto twierdzi inaczej – na szafot! Tutaj macie tą swoją praworządność, wolność i tolerancję w pigułce. Udławcie się nią.
Pozostaje mieć nadzieję, że Unia skończy tak, jak Stalin, który w końcu zrobił coś dobrego dla świata i „z dech”, bo nie było już nikogo, kto miałby odwagę podejść i ratować mu życie. Tego życzę całej naszej wspaniałej Unii Europejskiej, bo ostatnie wybory pokazały, że do samodzielnego PolExitu jeszcze nie dojrzeliśmy.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
CPK odleciało, czyli afera dwóch partii
Miesiąc bez jakiejś gigantycznej afery w Polsce – miesiącem straconym. A październik był przecież względnie spokojny. Były oczywiście jakieś mniejsze lub większe wymyślone aferki, ponieważ cały czas trzeba nawalać w ten przebrzydły PiS, więc do rangi zbrodni narodowej został podniesiony wypad Karola Nawrockiego z młodzieżą na kebaba, a Dorota Wysocka-Schnepf wspomniała, że Zbigniew Ziobro zamordował jej matkę, ponieważ kobieta miała 95 lat, więc wiadomo, że jeszcze co najmniej pół życia przed sobą. Przepraszam, bo wygląda jakbym kpiła sobie z czyjejś śmierci, ale ten zarzut był tak absurdalny, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że gościem tego programu była również Ewa Wrzosek, że ciężko mi się do tego na poważnie odnieść. Umówmy się jednak, że to wszystko było celowo nagłaśniane, bo polityka nie lubi ciszy; polityka lubi napierdzielanie po mordzie czym popadnie, gdzie popadnie i kiedy popadnie, żeby przypadkiem nie ucichło. Wydawało się jednak, że październik upłynie nam na właśnie takich bieda-aferkach; że może ktoś spruje się o strój Marty Nawrockiej, o jakieś niestosowne zachowanie jej męża, ewentualnie któryś polityk powie coś głupiego i będzie można w niego walić jak w bęben przez najbliższy tydzień, dopóki kolejny polityk nie powie czegoś jeszcze głupszego. Jeśli o to chodzi, można na nich zawsze liczyć.
PiS strzela sobie w kolano
Wyszło jednak inaczej, bo kilka dni temu wybuchła afera związana z CPK, czyli największym i najbardziej ambitnym projektem PiS-u, którym zresztą posłowie tej partii uwielbiali się chwalić. Jakikolwiek przekręt z tym związany mógłby spowodować ich polityczne samobójstwo. No i taka afera się przytrafiła, bo okazało się, że niedługo przed oddaniem władzy w rece KO sprzedana została kluczowa dla całego projektu działka. Od razu myślę, że warto to naprostować – zdaniem Macieja Wilka to nie cała działka (ok. 160 ha) miała tak olbrzymie znaczenie dla całego projektu – tamtędy miała po prostu przebiegać jedna z dróg czy torów, cała reszta działki nie ma dla projektu większego znaczenia. Mimo wszystko – nie jestem w stanie zrozumieć, po co i dlaczego ta działka została sprzedana. Nie znajduję tu żadnych motywów ani sensu tej decyzji. W związku z aferą zawieszeni zostali Robert Telus (były minister rolnictwa), Rafał Romanowski (wiceminister), Waldemar Humięcki (były szef KOWR-u) oraz Jerzy Wal (jego zastępca oraz członek Prawa i Sprawiedliwości). Działka trafiła w ręce Piotra Wielgomasa (wiceprezesa firmy Dawtona – tej od keczupów). Ale teoretycznie – nawet jeśli ziemia została sprzedana, to można ją odkupić, więc w czym problem? No i tu się tak naprawdę zaczyna problem, bo w sumie nie wiadomo. Według niektórych źródeł przez jakiś czas można było odkupić działkę po kwocie zbliżonej do tej, jaką wydała Dawtona – czyli 23 mln zł, ale ministerstwo rolnictwa oraz KOWR już za czasów KO nie zainteresowały się tematem. Później kwota ta miała wzrosnąć do 400 mln zł. Inne, że taka możliwość istnieje przez pięć lat od daty zakupu, a więc jeśli ziemia została sprzedana 1 grudnia 2023 roku, to jeszcze jest trochę czasu, jednak znowu – KOWR nie deklaruje chęci odkupu działki. Tę wersję potwierdza nowy właściciel, podkreślając, że istnieje przez taka możliwość do 2028 roku. Wreszcie poznaliśmy też stanowisko samego KOWR-u polegające na tym, że umowa sprzedaży tej ziemi nie zawiera postanowień umożliwiających w „obecnym stanie prawnym” wykonanie umownego prawa odkupu, i powołuje się na wyrok TK (sprawa dotycząca prawa odkupu gruntów rolnych z 2010 r.), który ograniczył możliwość jednostronnego odkupu przez państwowy organ. A przynajmniej tak twierdzili na początku, bo kiedy sprawa zaczęła być gruba, dyrektor KOWR-u mówi o wystąpieniu do właściciela i chęci odkupu „jeśli zajdą przesłanki”. Tylko nie wiem, jakie to miałyby być przesłanki? I tutaj zaczynają się kontrowersje, bo skoro PiS coś spierdzielił, to dlaczego KO, która w pocie czoła naprawia wszystkie błędy poprzedniej władzy, w ogóle nie zainteresowała się tematem? Dlaczego w ogóle tę sprawę tuszowali? Dlaczego dowiadujemy się o tym dopiero teraz, kiedy dziennikarze wygrzebali i opublikowali całą sprawę.
Niezrozumiała zmowa milczenia
Tutaj przechodzimy do dalszych kontrowersji. Wiadomo, że cała afera wybuchła w twarz przede wszystkim PiS-owi i jest to olbrzymi kryzys wizerunkowy tej partii. Ale właśnie – dlaczego KO nie naprawiła tego błędu, dlaczego nie nagłośniła sprawy od razu? Okazuje się, że firma Dawtona mocno wspierała finansowo kampanię Rafała Trzaskowskiego, była również sponsorem jednego z jego kampusów i ogólnie właściciele tej firmy są uśmiechniętymi demokratami. Pojawiają się też spekulację, że dzięki temu do konkursu Eurowizji została przez TVP piosenkarka Luna, która jest córką Piotra Wielgomasa, ale akurat Eurowizją w ogóle się nie interesuję i niewiele mnie obchodzi, co i jak musi zrobić wokalistka, żeby tam wystąpić. No chyba, że uderza ona tak bezpośrednio w polski interes, ale mimo wszystko nie szłabym tak daleko. Oczywiście, politycy KO tłumaczą to w ten sposób, że właściciele firmy Dawtona mają prawo kupować, co chcą, wspierać, kogo chcą i głosować na kogo chcą, co oczywiście jest prawdą. Nie tłumaczy to jednak uporczywego milczenia posłów KO w tej sprawie. Przecież dla nich wystarczy byle pretekst, żeby tylko zaatakować przeciwników politycznych z całą mocą. Żeby zrobić z Karola Nawrockiego sutenera wystarczyła znajomość z „Wielkim Bu” i fakt, że ktoś tam kiedyś tam zrobił sobie z nim zdjęcie. Żeby zrobić z niego faceta, który kompletnie olewa swój urząd i w ogóle nie ma klasy – wystarczyło, że pojawił się gdzieś w czapce z daszkiem i skórzanej kurtce (nawet jeśli były to zdjęcia nawet sprzed okresu, kiedy kandydował na prezydenta). Jako dowód na jego powiązania z Rosją ma służyć fakt, że Nawrocki ma gdzieś tatuaż klubu Chelsea, którego właścicielem był rosyjski oligarcha. Marta Nawrocka jest patusiarą, bo też podobno gdzieś dopatrzyli się na jej ciele tatuażu. Córka Nawrockich jest rozpuszczona i niewychowana, bo zachowuje się jak siedmiolatka. Ziobro jest mordercą, bo zmarła mama Doroty Wysockiej-Schnepf, a Stanowski hejterem, bo wspomniał, że jej syn ma na imię Maksymilian. Oni nawet z głupiego wypadu na kebab zrobili aferę. Lawina hejtu i spekulacji jest tam uruchamiana przy każdej okazji. I dlaczego teraz nagle postanowili zgrabnie ominąć temat? Z dobrego serca? Bo brzydzą się takimi nienawistnymi atakami? Bo uwazają to za nieczystą politykę i kto jak kto, ale oni się w tym babrać nie zamierzają? No, trzymajcie mnie. Zwłaszcza że, jak przekonują, o całej sprawie wiedzieli i odpowiednie służby zostały powiadomione. Tylko że ja nie pamiętam, żeby oni kiedykolwiek czekali na wyrok sądu przed medialnym atakiem. Ziobrę już wsadzają do paki na 25 lat, mimo że dopiero co postawiono mu zarzuty.
Sznur na CPK?
Według mnie oni po prostu nie chcą, żeby to CPK powstało, więc im to milczenie było na rękę. Od samego początku byli temu przeciwni, krzyczeli o megalomanii, wywalaniu pieniędzy w błoto, bo na co to komu, wylewali krokodyle łzy nad biednymi dziećmi, które wraz z rodzicami, zostały wywłaszczone z domów. Dopiero kiedy okazało się, że społeczeństwo się tego CPK domaga zmienili śpiewkę – bo oni owszem, chcą to CPK postawić, ale inaczej, czyli lepiej. I wszystko załatwi Maciej Lasek, który został pełnomocnikiem rządu do spraw CPK, mimo że wcześniej był jednym z największych przeciwników tego projektu. Niedługo po nagłośnieniu afery zastępy Silnych Razem uruchomiły się, żeby atakować wszystkich, którzy kiedykolwiek zamieścili hashtag: „Tak dla CPK”, bo wiadomo, że każdy z nich był w tę aferę zamieszany. Wychodzi na to, że ja też. Mimo że CPK wielokrotnie apelowało, żeby tej działki nie sprzedawać – i tak byli współwinni i zamieszani w całą aferę. W ogóle PiS tak długo wstrzymywało się z oddaniem władzy w jedyne, słuszne ręce tylko po to, żeby móc wywinąć taki numer. Rozpoczęła się wręcz cała krucjata przeciwko projektowi PiS, tylko że teraz to nie jest już gigantomania, teraz już wiemy, że chodziło o przepierdzielenie kasy. Podejrzewam, że nawet jeśli jest możliwość odkupienia tej działki w zbliżonej kwocie – KO i tak nie kiwnie palcem w tej sprawie. CPK nie może powstać i koniec. Pamiętamy chyba, jak Niemcy reagowali na ten projekt? Jacy byli zaniepokojeni, że to popsuje nasze wspaniałe, sąsiedzkie stosunki, które polegają na tym, że Niemcy mają się rozwijać, a Polska najlepiej, gdyby się cofnęła do czasów PRL-u. Znamy również stosunek Donalda Tuska do naszych zachodnich przyjaciół, pamiętamy aferę chociażby z Instytutem im. Witolda Pileckiego, pamiętamy jak szybko Tusk wycofał się z reparacji, mimo że kiedy PiS podnosił tę kwestię przekonywali, że tylko oni są w stanie te pieniądze wyciągnąć (teraz znowu wrócili do narracji, że przecież sami się zrzekliśmy, więc mamy, co chcieliśmy, a że zrzekliśmy się pod moskiewskim butem, to już nieważne). Jak to się mówi w rządzącej koalicji – wystarczy łączyć kropki (a poza tym, cóż szkodzi obiecać). Więc obiecali, że się zajmą, potem się nie zajmowali, a na końcu, mając w rękach taki pocisk wymierzony w PiS, zdecydowano się z niego nie skorzystać, bo o sprawie zrobi się głośno i być może trzeba będzie coś zrobić, a nie tylko mówić, że się robi. W tym upatruję tej zmowy milczenia, która nagle spadła na obóz Koalicji Obywatelskiej, bo z Rafała Trzaskowskiego mogliby się łatwo wywinąć – przecież to PiS sprzedał, a nie oni. I przecież to nie ich wina, że sprzedał ją komuś, kto wspiera ich kandydata. Mogli podrzucić torbę z gównem na wycieraczkę pod drzwiami PiS-u, zamiast tego wrzucili je w wentylator, żeby ubryzgało również ich.
Sprawę, oczywiście, wyjaśnimy
Oczywiście, skandal zaczął się za rządów Prawa i Sprawiedliwości i nie zamierzam tego negować, bo spartolili po całości. Spartolili coś, co było ich główną bronią. Coś, co miało być ich największym politycznym osiągnięciem. To był naprawdę projekt, który miał zapewnić gigantyczny wzrost gospodarczy Polski – i to wszystko dzięki PiS. I naprawdę nie wiem, z jakiego powodu ktoś zdecydował się na taki krok. Gdzie trafiły pieniądze za sprzedaż tej działki? Do kieszeni któregokolwiek z zamieszanych czy z powrotem do budżetu państwa? Co się z nimi stało i gdzie są? Słyszałam tłumaczenie, że PiS, wiedząc o braku chęci ze strony KO do kontynuowania tego projektu, odsprzedał ziemię, żeby chociaż część tych pieniędzy wróciła z powrotem do skarbu państwa, ale już nie wiem sama, na ile dawać wiarę tym zapewnieniom. Może i jest to sensowny powód, ale to nie była przecież jedna, jedyna działka, więc dlaczego zdecydowano się na sprzedaż tej konkretnej – chyba że o iluś tam jeszcze nie wiemy? Za to myślę, że wiem, dlaczego Dawtona skusiła się na te ziemie. Wielgomas, co prawda, zapewnia, że nie wiedział, jakie były plany wobec działki, którą zakupił, ale myślę, że doskonale sobie z tego zdawał sprawę. Jeśli prawdą jest, co mówił Maciej Wilk, to nie będzie potrzeby wywłaszczenia całej działki, a jedynie ten jeden przesmyk, przez który ma przebiegać jedna z dróg. Wiązałoby się to po pierwsze z wielkim odszkodowaniem, po drugie – jak myślicie, co przy takim scenariuszu powstanie wokół tej drogi? Obstawiam, że raczej nie pola uprawne pomidorów, a raczej znajdzie sie miejsce na wynajem dla firm i korporacji, dla których taka lokalizacja byłaby bardzo kusząca. I znowu kasa do kieszeni wpadnie. Może takie było założenie tej niezrozumiałej, przynajmniej dla mnie, sprzedaży? To oczywiście tylko moje spekulacje, ale wiecie… łączę kropki. Chciałabym poznać jakieś spójne wytłumaczenie ze strony Prawa i Sprawiedliwości, ale wiemy tylko, że sprawę należy zbadać, dokładnie zweryfikować, upewnić się, czy sam proces sprzedaży był przeprowadzony legalnie. Nie do końca chce mi się wierzyć w stanowisko KO, że Andrzej Duda celowo odwlekał powołanie nowego rządu, żeby PiS zdążył sobie wszystko dopiąć, bo jak już pisałam, byłoby to polityczne samobójstwo. Na razie wiemy, że Telus w ogóle o niczym nie wiedział (a przynajmniej tak twierdzi), parę osób zostało zawieszonych i czekamy na wyjaśnienia. Ciekawe, czy się doczekamy, bo z tymi polskimi aferami z reguły jest właśnie tak, że wszystko zostanie wyjaśnione, wystarczy poczekać. I z reguły na czekaniu się kończy. Obawiam się, że tym razem będzie podobne. Obawiam się również, że ta afera zostanie wykorzystana, żeby całkowicie pogrzebać ten projekt, a PiS tym jednym ruchem – świadomie lub nie – przyłożył do tego rękę. Obym się myliła. Na razie, jak to w ciągu ostatnich prawie trzydziestu lat w Polsce bywa, obie partie zrzucają na siebie odpowiedzialność – jedni, że kupili, drudzy, że tuszowali. Kocham mój kraj. Naprawdę. Ale większość polityków bym z dziką chęcią na taczkach stąd wywiozła.
M.
Nawiasem Pisząc
Z rodziną na wojnę
Gdybyście mnie kiedyś zapytali, czego najbardziej nie znoszę w polskiej (chociaż nie tylko polskiej) polityce, bez wahania odpowiedziałabym, że mieszanie rodzin polityków do ich brudnych gierek. Wciąganie swoich bliskich w całe to polityczne szambo, narażanie na ataki osób i mediów, które są nieprzychylne temu politykowi, zmuszanie do tłumaczenia się i taplania w tym szambie. Nienawidzę tego zarówno kiedy ktoś bezpardonowo zaczyna atakować rodzinę kogoś, kogo nie lubi, ale chyba jeszcze bardziej wpienia mnie, kiedy taki polityk sam świadomie i cynicznie powołuje się na własną rodzinę, żeby ogłosić się ofiarą nienawistnych ataków. Bo przecież powinien być świadomy, że gówno, które wypłynie uderzy również, a może przede wszystkim, właśnie w członka swojej rodziny. Pamiętam, jak pisałam, że zwolennicy Platformy nie mają żadnych hamulców, wystawiając swoje dzieci, żeby głosiły jakieś tezy z dupy wzięte, byle tylko poparcie dla Donalda Tuska trochę podskoczyło. Tak samo krytykowałam, kiedy miało to miejsce po prawej stronie (z tego co pamiętam na którymś wiecu Karola Nawrockiego głos zabrał jakiś chłopaczek, który bardzo się martwił, co będzie z Polską, jeśli Karol nie wygra, a na oko miał może 14 lat, jeśli biologia była dla niego łaskawa). Nie lubię tego po prostu. Wiecie, co ja robiłam w wieku czternastu lat? Wspinałam się na drzewa, łapałam żaby albo jaszczurki, które potem wspaniałomyślnie wypuszczałam albo usiłowałam strzelać gole „grubemu na bramce” (tak, w dzieciństwie byłam tzw. „chłopczycą”). W ogóle nie zajmowałam się polityką. Bo mnie w dzieciństwie pozwolono być dzieckiem, po prostu.
Jak ma na imię syn dziennikarki?
Prześledźmy zatem, co tu się wyczynia w naszej politycznej nagonce. Najpierw Dorota Wysocka-Schnepf bardzo odważnie schowała się za plecami swojego syna, rzucając go w samą przepaść politycznego szamba. Tylko dlatego, że Krzysztof Stanowski ośmielił się stwierdzić, że jej syn ma na imię Maksymilian, prawdopodobnie po teściu. Miało to miejsce cztery miesiące przed tym, jak pani Dorota się odpaliła, że jej dziecko hejtują. Tak, Stanowski faktycznie tak powiedział. I to było wszystko, co powiedział o jej synu, potem się do sprawy w ogóle nie odnosił. Ogólnie wszyscy o tym zdążyli zapomnieć, nikt nigdzie nie odnosił się do tych słów – ogólnie wszyscy mieli w głębokim poważaniu, kim jest jej syn, co robi i że ma na imię Maks. Cisza w eterze ogólnie, ale potem właśnie Wysocka-Shnepf napisała post na X-ie, że jej dziecko hejtują. Kto, gdzie, kiedy i jak? I dlaczego po czterech miesiącach? Nie wiem, czy miało to związek z tym, że akurat wtedy Kanał Zero starał się o koncesję, nie chcę gdybać, bo zbieżność może być zupełnie przypadkowa, ale nie jestem w stanie zrozumieć metody wypychania czternastoletniego syna na główny front walki politycznej (a przypominam, że pani Dorota podobno jest dziennikarką, więc w tych politycznych brudach nie powinna brać udziału, ale wiecie, co kiedyś pisałam o zawodzie dziennikarza). I szybko się okazało, że Maks Junior wcale nie chciał uciekać z Polski, bo w Polsce nie mieszka. Uczy się w super prestiżowej szkole Marymount International School Rome, a jego naukę sponsorują polscy podatnicy. Nikt by się do tego nie dokopał, bo nikomu by się nie chciało, ale skoro Dorotka tak otwarcie wrzuca swoich bliskich do politycznego bagna… Nie wiem, ja stara konserwa jestem, ale nie rozumiem, jak można narażać własne dziecko na polityczne ataki przeciwników, skoro ono faktycznie nie ma ze sprawą nic wspólnego – poza matką. Z całej afery dowiedzieliśmy się, że hejtem na dziecko jest wspomnienie jego imienia. Ale hejtowaniem nie można już nazwać tony oszczerstw, jaka wylała się na córkę Karola Nawrockiego, tylko dlatego, że ma 7 lat i zachowuje się właśnie jak siedmiolatka. Bo kto to widział, żeby siedmioletnia dziewczynka zachowywała się jak siedmioletnia dziewczynka? Nie przystoi!
Napad „na córkę”
Ale jeśli metoda jest skuteczna, to czemu z niej nie korzystać, skoro jest okazja? Nawet jeśli jest moralnie obrzydliwa – przynajmniej według mnie. I tak oto Donald Tusk wrzucił swoją córkę w sam środek politycznego bagna, żeby pokazać, jak ten PiS go nienawidzi i ciemięży. Słuchajcie, w poprzednim poście napisałam, że Kasia Tusk nie ma statusu pokrzywdzonej w sprawie afery Pegasusa. Tak wynikało ze źródeł, z których korzystałam, ale wiecie – jedno źródło powie tak, drugie inaczej, dlatego wolę sprostować. A co wiadomo o Katarzynie Tusk? Tak naprawdę tylko tyle, że istnieje. Coś tam działa na rzecz WOŚP-u; wiadomo, że ma dwoje dzieci, z ktorymi Donek lubi sobie robić zdjęcia, żeby pokazać, że jest super dziadkiem i prowadzi blog, jak mniemam modowy, bo jak sobie sprawdziłam, to dowiedziałam się jakie płaszcze nosić tej jesieni. Byle nie z norek (ale o całej aferze związanej ze zwierzątkami szykuję osobny tekst). Coś tam nieśmiało czasem wspierała tatusia, ale ogólnie to wiemy, że się urodziła i że żyje. Do polityki przesadnie się nie pcha. Nikt się nią za bardzo nie interesował; już bardziej jej bratem. Tusk postanowił w związku z tym odpalić bombę, że jego ukochana córeczka również była inwigilowana przez tego wstrętnego Pegasusa i w ogóle przez cały PiS. Szybko się okazało, że wcale nie, zarejestrowana została jedynie jej rozmowa z wujkiem Romkiem, który już akurat Pegasusem był objęty. Sama treść rozmowy nie została też nigdzie ujawniona, wiadomo tylko, że z nim rozmawiała. Ot, cała inwigilacja. Od tego się zaczęło i na tym się skończyło. Wiemy tylko tyle, że rozmawiali ze sobą. A wiecie, to w jakim towarzystwie obraca się rodzina Tuska, nie jest moją sprawą. Zastanawiam się tylko, czemu statusem pokrzywdzonego nie został objęty kurier albo telemarketer, którzy się z Giertychem prawdopodobnie przez ten czas kontaktowali? Bo tak to, jak na razie, wygląda. Kasia Tusk zadzwoniła do Giertycha w sprawie niezwiązanej ani z Pegasusem, ani z Polnordem. Została nagrana, bo Roman Giertych był tym programem objęty, legalnie zresztą. A co za tym idzie – to znowu tylko moje przypuszczenia – Donald Tusk chowa się za plecami córki. Bardzo dojrzale, bardzo mężnie. Prawda? Każdy dorosły facet zachowałby się tak samo. Prawda?
Wina Kaczora
Teraz znowu rozpętała się afera. I znowu główną poszkodowaną jest Dorota Wysocka-Schnepf. To jest tak absurdalne, że ciężko mi to ubrać w słowa. Ja nawet z jej wypowiedzi nie wiem, czy zmarła jej mama, teściowa, czy prababcia, bo użyła sformułowania „Pani Schnepf”, a Ty się, drogi Czytelniku, domyśl, czy mówiła tak o sobie, czy o jakiejś innej pani Schnepf. Natomiast z jej wypowiedzi wynikało, że to Zbigniew Ziobro, a postronnie również cały PiS, jest odpowiedzialny za śmierć mamy pani Doroty. Załóżmy, że to była jej mama, chociaż ciężko z tej wypowiedzi to stwierdzić na 100%, bo naprawdę nie wiem, czy arcykapłanka propagandy w ten sposób mówiła o swojej matce, jednocześnie określając się jako „pani Schnepf”, czy o sobie, czy o uj wie kim. Ale przejdźmy może od ogółu do szczegółu – jak mniemam, mama pani Doroty umarła na skutek tego, że Zbigniew Ziobro opowiadał kłamstwa na temat jej rodziny. I, z tych materiałów, do których dotarłam, pan Ziobro faktycznie mijał się z prawdą. Oskarżał brata jej dziadka, o to, że po wojnie posłał bliską mu osobę dożywotnio do więzienia. I tu należałoby podkreślić, że brat jej dziadka nie przeżył wojny, a tym samym nie mógł skazywać ludzi w sądach stalinowskich. Kopałam, gdzie się tylko dało, ale nie znalazłam potwierdzenia dla słów pana Ziobry (więc tutaj też mamy, prawdopodobnie, do czynienia z atakiem na rodzinę). Wiecie, ja nie akceptuję takich bezpodstawnych, więc dobrze by było, gdyby pan Ziobro przedstawił jakiś dowód, dokumenty, że to faktycznie miało miejsce. Dał jej tym samym powód na tacy, żeby pani Dorota mogła uderzyć. I uderzyła. W dyplomatyczne tony, jak to ona tylko potrafi.
Lekki poślizg w datach
A teraz lecimy z faktami. Mama pani Doroty zmarła w ostatni weekend, 18 października. Wysocka-Schnepf zaatakowała Ziobrę i PiS 23 października. Przesłuchanie Ziobry, które miało tak mocno dotknąć mamę pani Doroty, odbyło się 29 września. Wiecie, nie chcę być jakoś specjalnie napastliwa, bo śmierć to śmierć; dotyka każdego człowieka. Prędzej czy później. Ona nadejdzie, pytanie, czy człowiek jest na to przygotowany, a jak wiemy, nie zawsze jest. Bo ta śmierć to wredna zołza jest. Ale nie o tym, bo co ja mogę wiedzieć, skoro żyję i oddycham? Wracając zatem do tematu – trzy tygodnie minęły od czasu wystąpienia Ziobry, które, owszem, opierało się na kłamstwie. Pani Dorota nie miała żadnych oporów, żeby o śmierć jej mamy oskarżyć Zbigniewa Ziobrę. Bo jej mama słuchała, a potem umarła. I wiecie co? Nawet bym o tym nie pisała, ale według mnie to jest zamiatanie swoich win pod dywan własną rodziną. Ale OK, przyjmijmy do wiadomości to, co mówi pani Wysocka-Schnepf – jej mama umarła, bo słuchała wypowiedzi Ziobry, tyle że trzy tygodnie później. Z tego, co udało mi się wygrzebać, miała 95 lat, ale i tak wina Ziobry. I wiecie, ja bym całe to przedstawienie puściła bokiem, bo ileż to można pisać o jednym i tym samym? Ale, na Boga, w tym samym programie, chociaż innym segmencie, wypowiadała się również Ewa Wrzosek. Babka, która uniemożliwiła przesłuchiwanej obecność adwokata, maltretowała ją tym przesłuchaniem wiele godzin, a kiedy trzy dni później (trzy dni, a nie trzy tygodnie!) przesłuchiwana zmarła, ogłosiła całej Polsce, że jak ktoś będzie łączył śmierć tej kobiety z właśnie tym przesłuchaniem, to sporządzi od razu piękny pozew. Tak, piszę o Barbarze Skrzypek. I tak się zastanawiam: czy wy, k***a, ludzi uważacie za durniów? Śmierć po trzech dniach z powodu rozległego zawału serca – nie można tego uznać jako powód, bo nie. To przecież aż trzy dni! Co innego śmierć po trzech tygodniach; wtedy należy bić w tarabany, bo wiadomo, że to przez Ziobrę i cały PiS. I weź tu, człowieku, bądź mądry i pisz wiersze.
Ostatecznie z wypowiedzi pani Doroty nie idzie wywnioskować, o którym konkretnie członku rodziny mówiła, ale większość ze źródeł wskazuje na to, że chodzi o jej matkę. Mnie jeszcze jad nienawiści oczu nie zalał, więc ode mnie: niech spoczywa w pokoju, niech jej ziemia lekką będzie.
M.
Nawiasem Pisząc
Seria niefortunnych wypowiedzi
Wszyscy chyba wiemy, że Koalicja Obywatelska, a właściwie cała koalicja rządząca ma problem z posłami, którzy powinni być schowani, a mimo wszystko się wychylają i na przykład biegają z ziemniakami po domach opieki społecznej. Zresztą, umówmy się, każda partia ma z tym problem, bo ja na przykład nie mogę zrozumieć, dlaczego nikt w PiS-ie nie zrobi porządku z takim Mejzą chociażby. Ale co zrobić, kiedy partia jest już tak słaba, że musi chować swojego szefa – tyle tylko, że ten szef wprowadził tam tak apodyktyczne rządy, że absolutnie nie znajdzie się odważny, żeby mu nieśmiało, delikatnie i z zachowaniem bezpiecznej odległości zasugerować, że może coś ostatnio trochę za często ma ochotę na publiczne wystąpienia. A potem szybko się uchylić, podać do dymisji i uciec z rodziną za granicę.
Skuteczność na 30%!
Przed tygodniem premier Polski postanowił na spotkaniu ze swoimi wyborcami w Piotrkowie Trybunalskim… napluć im prosto w twarz, że skoro on dostał około 30% poparcia, to logiczne, że zrealizował tylko 30% obietnic. I to jest przecież sprawiedliwy deal. Szkoda, dla środowiska najbardziej radykalnych zwolenników KO, że te słowa zbiegły się akurat w czasie z – jak mniemam – jakimś internetowym sygnałem do ataków i wszyscy rzucili się rozliczać Karola Nawrockiego z niespełnionych obietnic. I niestety musieli zderzyć się ze ścianą w postaci argumentów, że Nawrocki zdobył w I turze również niecałe 30%, więc realizuje zgodnie z instrukcją pana premiera. A nie możemy przecież brać pod uwagę wyników z II tury, bo przecież wybory zostały sfałszowane i nie znamy ich wyników. Warto też przypomnieć, że Koalicja Obywatelska bardzo swobodnie żongluje tymi procentami, bo pamiętam, że mnie po stu dniach wyszło bodajże 17% spełnionych obietnic, ale możliwe, że w tzw. międzyczasie przepchnęli kolanem jakieś bieda-ustawy, o których nikt nawet nie pamięta. Równie dowolnie stosowała ta partia odhaczanie obietnic zrealizowanych – sobie na przykład przypisali „800+”, mimo że zostało wprowadzone za rządów PiS (wprowadzili wtedy narrację, że oni realizują obietnice, jeszcze zanim dojdą do władzy; cóż, pierwszą aferę też rozpętali jeszcze zanim ich rząd został zaprzysiężony, więc skuteczność godna pochwały), a do koszyczka z sukcesami dorzucili odpolitycznienie spółek skarbu państwa (bo przegonili tych z PiS-u, i posadzili swoimi z PSL-u) i mediów publicznych (tam jest teraz czysta woda z rzeki Wisła tuż po tym, jak Rafał zdecydował o spuszczeniu tam całych ton gówna z Czajki). I wiecie, można by to tłumaczyć, że Tusk palnął bzdurę, bo go wyprowadziła z równowagi hałaśliwa gówniara (która do niedawna była odważną młodą kobietą, która walczy o klimat, o kobiety, o aborcję i o różne dziwne prawa dla różnych dziwnych osób) – zdarza się. Pozostają jeszcze tylko dwa pytania – dlaczego zgromadzeni na spotkaniu z premierem zaczęli klaskać na tak jawne naplucie im w twarz i dlaczego niedługo później w jednym z programów Kuby Wojewódzkiego Donald Tusk powtórzył dokładnie ten sam argument. Czyżby uznał go za trafiony i błyskotliwy?
Jaki zamach, taki… rząd?
Drugą sprawą jest oczywiście słynny atak na biuro poselskie KO – tak naprawdę zaatakowano kawiarnię, która znajdowała się w tym samym budynku, co wspomniane biuro poselskie, ale trzeba było podpiąć ten incydent pod konsekwencje siania nienawiści przez PiS (tak jak to robili po śmierci Adamowicza). Pomógł w tym Witold Zembaczyński, który akurat, przypadkiem, przechadzał się niedaleko… WTEM! „Pierwszy ze sprawców rzucił butelkę po syropie w drzwi myśląc, że celuje w drzwi biura krajowego PO. Drugi z mężczyzn podbiegł z zapalniczką i zaczął to podpalać” – relacjonował potem cały zamach wybitny członek śledczy. Znaczy ja bardzo przepraszam, ale po pierwsze – jeśli pierwszy rzuca butelkami (w dodatku po syropie), a dopiero drugi podpala, to ja bym sprawdziła, czy to nie przypadkiem panowie Joński i Szczerba, bo oni znani są z tego, że muszą robić w dwójkę czynności, które normalny człowiek wykonuje samodzielnie i bardzo często automatycznie. Oni mogliby być świetną inspiracją do tych kawałów o odkręcaniu żarówki. Fakt, że sprawcy próbowali podpalać butelkę po syropie również idealnie wskazuje na nich – jeden wpadł na to, żeby rzucić butelką, drugi, żeby potem biegać i ją podpalać zapalniczką, ale już zabrakło trzeciej głowy, która wpadłaby na to, czym rzucić. I czwartej, która podpowiedziałaby, że w sumie to rzucają nie w to biuro poselskie, w które trzeba. Chociaż może akurat z adresem się wyjątkowo nie pomylili – nie byłaby to pierwsza prowokacja KO (że tak nieśmiało przypomnę o budce przy rosyjskiej ambasadzie). Oczywiście, odpowiednimi osobami do nagłaśniania tego skandalicznego, prorosyjskiego (rzecz jasna, że były w to zamieszane służby rosyjskie – na osobistą prośbę Kaczyńskiego!) okazał się ten od pogłosu, czyli Marcin Kierwiński, i ten od naleśników, czyli Witold Zembaczyński, bo oni są najbardziej wiarygodni. Tak czy inaczej – patrząc na to, że w październiku 2010 roku polityk PiS-u, Marek Rosiak, stracił w podobnym ataku życie; oraz na to, że ze 2-3 lata temu mieliśmy do czynienia z serią ataków na biura poselskie PiS, w których na szczęście nikt nie zginął, ale bardzo nieprzyjemni panowie w bardzo niekulturalny sposób domagali się rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim, ośmielam się stwierdzić, że w tej niechlubnej konkurencji macie bezpieczną przewagę.
Jak działa Pegasus?
To ostatnie wydarzenie nie miało bezpośredniego powiązania z Donaldem Tuskiem – było po prostu tak uroczo nieudolne, że musiałam coś od siebie dodać. Wróćmy jednak do Donalda Tuska, który dalej nie może się przyzwyczaić do tego, że w dobie mediów społecznościowych nie można już sobie tak kłamkolić bez żadnych konsekwencji i wypuścił mrożącą krew w żyłach informacje, że inwigilowane za pomocą Pegasusa była jego córka i żona. Niemal od razu się w mediach zakotłowało, bo jak to tak? Podsłuch? Na rodzinę!? Skandal! Można śmiało rozkręcać awanturę, jak ze śmiercią syna posłanki Magdaleny Filiks, nie czekając na jakąkolwiek weryfikację – jest przykaz, więc jest wykonanie. Bez gadania! I niestety znowu, jak na złość, ktoś postanowił to zdementować. Tym razem była to prokuratura, która stwierdziła, że ani Katarzyna, ani Małgorzata Tusk nie były podsłuchiwane przez system Pegasusa, żadna z nich nie ma statusu osoby pokrzywdzonej, a na taśmach się znalazły, bo same kontaktowały się z osobą objętą tym programem (a przynajmniej Katarzyna Tusk, nie wiem jak pani premierowa). Może z wujkiem Romkiem, a może z kimkolwiek innym. I tak by się pewnie skończyło giertychowanie, gdyby nie to, że Silni Razem wszystko wiedzą najlepiej, ale nie to, kiedy się zamknąć. Dlatego też Ewa Wrzosek postanowiła wyjaśnić zwolennikom, dlaczego Kasia Tusk jednak była inwigilowana. Otóż ten bezprawny system pisowskiej inwigilacji działa tak, że nie obejmuje on tylko komórki śledzonego. Nie, on automatycznie będzie miał dostęp 24/7 do wszystkich funkcji wszystkich telefonów, w tym do mikrofonów i kamer. Wystarczy się minąć z taką osobą na ulicy i już – Pegasus natychmiast uruchamia cały proces inwigilacyjny i w ciągu tych paru sekund zajmuje telefon mijającego. A potem obserwuje również wszystkich z jego otoczenia – w tym żony i dzieci! Na samym końcu stawia się mu zarzut mijania Romana Giertycha na chodniku i nie naplucia mu, przy okazji, na buty. Kurczę, faktycznie skuteczny ten Pegasus, bo w takiej sytuacji inwigilacją powinna być objęta już połowa kraju, jeśli nie więcej. To cholerstwo atakuje szybciej niż COVID.
M.
