Partia Rakłem
Czy jesteśmy w stanie przywrócić wysoką dzietność w Polsce?
W zasadzie to pytanie jest mocno retoryczne. Lepiej byłoby zadać pytanie „Dlaczego już nigdy nie będziemy mieć wysokiej dzietności?”. Ale widzę mały promyk nadziei, że ten postępujący, negatywny trend w końcu się odmieni, choć nie będzie to łatwe. Ale po kolei…
Zacznijmy może od małej analizy poziomu dzietności na świecie.
Statystyki dzietności na świecie
Krajem o najwyższej dzietności na świecie jest Niger ze wskaźnikiem aż 6,91 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym. Druga Angola ma aż o 1,0 mniej – dokładnie 5,90. Kraj europejski o najwyższym wskaźniku dzietności to Francja – 2,04. Wśród czterech krajów europejskich o najwyższym współczynniku dzietności mamy Francję, Wielką Brytanię, Szwecję i Irlandię. Wszystkie te cztery państwa mają wysoki procent imigrantów w społeczeństwie – w każdym z nich urodzeni poza granicami danego kraju stanowią ponad 10% społeczeństwa.
Irlandia to w ogóle ewenement, bo mimo znacznej ilości imigrantów, są oni głównie pochodzenia europejskiego, w przeważającej liczbie polskiego. I to właśnie Polacy w Irlandii stanowią bardzo solidną grupę imigrantów, bo jest ich aż 120 tysięcy (jest to też najliczniejsza grupa etniczna w Irlandii). Ale mimo to procent dzieci urodzonych w rodzinach z tzw. nowej unii jest porównywalny z procentem dzieci urodzonych poza Europą. Irlandczyków w Irlandii jest 84,5%, ale procent wszystkich dzieci pochodzenia irlandzkiego wynosi już tylko 77%.
I właśnie tu jest pogrzebany pies… W czterech najbardziej dzietnych krajach, za wysoki wskaźnik urodzin odpowiada wąska grupa imigrantów. We Francji imigrantki odpowiadają za prawie 19% wszystkich urodzeń, chociaż imigranci stanowią zaledwie 10%. Dzietność imigrantów wynosi 2,6, podczas gdy natywnych Francuzek 1,7 (co i tak jest niezłym wynikiem, trzeba przyznać).
Wśród krajów pochodzenia imigrantek z najwyższym wskaźnikiem dzietności, w pierwszej trójce mamy Algierię, Maroko oraz Tunezję.
Znalazłem też inną statystykę dotyczącą dzietności w Europie. Udział kobiet autochtonicznych i imigrantek we wszystkich państwach UE jeśli chodzi o dzietność. Widzimy, że kraje typowo imigranckie mają dzietność zawyżoną dzięki właśnie imigracji. Mowa tutaj o Francji, Belgii, Irlandii, Wielkiej Brytanii oraz Szwecji (wyjątkiem jest mikroskopijna Islandia). Weźmy pod uwagę, że grafika pochodzi z 2014 roku, czyli sprzed kryzysu imigracyjnego, kiedy to Szwecja przyjęła ok. 2 miliony imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, co znacznie musiało podnieść dzietność.
Oczywiście tutaj też warto wziąć pod uwagę fakt, iż dane te nie biorą pod uwagę kobiet z rodzin imigranckich z drugiego pokolenia. Takie już są uważane za „native women”.
Co jest przyczyną niskiej dzietności białych kobiet?
Spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie – co sprawia, że typowa Fatima czy Aisha mieszkając w nędznych warunkach, nie mając perspektyw, pieniędzy i zaplecza socjalnego ma więcej dzieci, niż nowoczesna Europejka, która ma dostęp nie tylko do odpowiedniego zatrudnienia, w którym kodeks pracy chroni ją w razie zajścia w ciążę, ale także całego zaplecza socjalnego, które zabezpiecza finansowo ją i jej dzieci?
Odpowiedź na to pytanie jest prosta, a jednocześnie dla wielu osób będzie trudna do przełknięcia i gorzka niczym tonik z dodatkiem gorczycy. Ta odpowiedź to feminizm.
Brzydkie słowo na „f” jest odpowiedzialne za zmianę postrzegania u kobiet macierzyństwa. Macierzyństwo było kiedyś naturalną konsekwencją życia każdej kobiety, dopełnieniem jej szczęśliwego pożycia małżeńskiego, przejściem w dorosłe, odpowiedzialne życie. Obecnie ten styl życia jest uwłaczający, a macierzyństwo kojarzy się z niewolą – kobieta jest zależna od męża, pozbawiona możliwości odczuwania przyjemności życia i zmuszona do wzięcia odpowiedzialności. Słowo „odpowiedzialność” jest tu w zasadzie słowem klucz. Współczesne społeczeństwo boi się brać odpowiedzialność lub przedkłada własną, hedonistyczną przyjemność ponad nią. Dotyczy to w równym stopniu współczesne kobiety, jak i mężczyzn.
Brzydkie słowo na „f” doprowadziło do tego, że najpierw dzieci wychowywały się bez ojca, potem pozbawiono ich naturalnej męskości i kobiecości, by w końcu im wmówiono, że w życiu najważniejsze są doczesne przyjemności. I że zanim będziesz gotowy na dzieci, musisz się „wyszaleć”. Najlepiej tak mniej więcej do 40-tki.
Problem polega na tym, że w tym wieku płodność kobiet spada do 10% ze stanu najwyższej płodności w wieku ok. 20 lat, nie mówiąc już o ryzyku chorób genetycznych u potencjalnego dziecka przy tak późnej ciąży, jak chociażby zespół Downa. Dla mężczyzn biologia jest bardziej łaskawa i mogą mieć dzieci mając więcej niż 40 lat, jednak ich płodność również z wiekiem spada, nie wspominając o kwestiach społecznych – rodzice w wieku dziadków to raczej kiepski pomysł. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że dzieci późno się usamodzielniają i mając potomstwo w wieku 35-40 lat, to samemu już idziesz na emeryturę, gdy ono dopiero zaczyna wkraczać w dorosłe życie w pełni.
Czy możemy odwrócić ten trend?
Łatwo policzyć, że przy tej różnicy w dzietności kobiet białych i imigrantek oraz biorąc pod uwagę bardzo wysoką dzietność w krajach afrykańskich, za 3-4 pokolenia Europa przestanie być biała. Oczywiście pod względem rasowym nie ma to znaczenia, czy ktoś jest biały czy czarny. Gorzej, że Stary Kontynent utraci również swoją tożsamość kulturową. Podstawy cywilizacji łacińskiej zostaną w prosty, wręcz, nomen omen, dziecinny sposób zniszczone. Oczywiście możemy zakładać, że większość z przybyszów z Afryki i ich potomków w kolejnych pokoleniach przyjmie naszą kulturę w pełni, ale szczerze w to wątpię, biorąc pod uwagę obecny trend i to, że chociażby znaczna większość z nich zostaje przy swojej religii i zwyczajach.
Jedyną więc szansą dla Polski jest powrót do przyrostu naturalnego z końca lat 80-tych, gdy rodziło się w naszym kraju ponad 700 tysięcy dzieci (obecnie poniżej 400 tysięcy). Do tego doprowadzić mogą tylko głębokie i daleko idące zmiany społeczne, które zmienią całkowicie podejście ludzi do rodzicielstwa.
Jak wiemy dobrze, prorodzinne programy socjalne nie działają w krajach zachodnich. Gdyby działały, migranci, mimo stanowienia nie więcej niż 10-15% społeczeństwa, nie odpowiadaliby za znaczną część narodzin w krajach o najwyższej dzietności, które przy okazji też są chwalone za swój system socjalny, jednak nieprzekładający się na wskaźnik urodzin autochtonek. Co zatem mogłoby zmienić obecny trend?
Takim czynnikiem w Polsce może być migracja ukraińskich uchodźców do Polski. Choć część zdążyła już wrócić do ojczyzny, wielu z nich na pewno zostanie u nas na stałe. W 90% są to kobiety i dzieci. Przypomnę, że Polska przyjęła łącznie prawie 3,5 miliona uchodźców z Ukrainy. Jest to liczba, która w znaczący sposób wpłynie na strukturę demograficzną w Polsce. Dzieci do 14 roku życia jest obecnie w Polsce prawie 6 milionów. Dodatkowy 1,5-2 miliony ukraińskich dzieci z tej grupy wiekowej (wierząc statystykom dotyczących uchodźców) mogłyby naprawdę być dla nas zbawienne
Również duży napływ młodych kobiet mógłby pomóc w podniesieniu dzietności. Dochodzi tutaj też aspekt relacji damsko-męskich – jest spora szansa, że młode dziewczyny z Ukrainy zwiększą nieco konkurencję i pomogą w założeniu rodziny chłopakom, którzy do tej pory nie mieli na to szans (przypomnę, że w grupie wiekowej do 30 roku życia mężczyzn jest nieznacznie więcej niż kobiet). Według statystyk z 2018 roku wśród małżeństw binacjonalnych dominują małżeństwa Polaków z kobietami z Ukrainy.
Z doświadczeń Polek z Wielkiej Brytanii i Irlandii wiemy, że imigrantki ze wschodu, nieprzesiąknięte zachodnim stylem życia, chętniej decydują się na posiadanie potomstwa. W 2009 roku Irlandia dobiła do wskaźnika dzietności 2,1, głównie dzięki Polkom i innym imigrantkom z krajów nowej unii. Podobnie może być z Ukrainkami teraz, jeśli tylko zostanie obrany konkretny kierunek polityki prorodzinnej.
Natomiast nie łudziłbym się, że Polki nagle zaczną masowo rodzić dzieci. Co prawda wiele zarzeka się, że gdyby tylko zarabiały więcej i miały bardziej stabilną sytuację na rynku pracy, to podjęłyby się macierzyństwa. Jednak jest to w moim odczuciu raczej wymówka. Po prostu przesiąknięta zachodnią kulturą kobieta nie chce mieć dzieci. I taka jest niestety smutna konstatacja.
Natomiast nowe pokolenie, pomieszane z Ukraińcami i będące jeszcze niezindoktrynowane przez progresywnych edukatorów seksualnych i feministki, jest czystą kartką, którą możemy zapisać do woli. I w zasadzie od zaangażowania nas samych zależeć będzie, jak wpłyniemy na ich wychowanie i czy damy radę uratować je i tym samym nas samych. Imigracja z Ukrainy, kraju nam bliskiego kulturowo, którego przedstawiciele w naszym kraju w sposób błyskawiczny się asymilują, daje nam nową szansę, by nie spieprzyć tysiącletniego dorobku Polski. My mamy łatwiej – nie musimy ganiać z szablą na polu bitwy czy poświęcać polską krew na zboczach Monte Cassino. Wystarczy słowem i czynem zachęcać ludzi do wybierania postaw, które pomogą przetrwać nam kryzys cywilizacji zachodniej.
Daleko jest mi do twierdzenia pt. „ugabuga, Europa umiera proszem paniom!” i nakręcanie jakiejś psychozy, jak to niektóre środowiska prawicowe mają w zwyczaju. Ale zamykanie oczu na problem również nie jest dobrym wyjściem. A w sumie warto zacząć o tym mówić i starać się słowem i argumentami zwalczać środowiska, które wmawiają kobietom, że macierzyństwo to dosłownie bycie żywym inkubatorem, by nowe pokolenie, które jeszcze nie jest politycznie zindoktrynowane, nie hasało w przyszłości po warszawskich ulicach z wymalowanymi piorunkami na twarzach i z syndromem zlemparcienia. Myślę, że nie jest to coś bardzo trudnego, a już na pewno w zasięgu każdego jest porozmawianie z waszą drugą połówką w celu uratowania Polski… jeśli wiecie, co mam na myśli 😏
I tym nieco boomerskim żarcikiem zakończę wpis, żeby też nie było zbyt poważnie. Poniżej kilka linków, którymi wspomogłem się przy pisaniu artykułu.
Linki:
https://www.cairn-int.info/journal-population-and-societies-2019-7-page-1.htm
https://pl.wikipedia.org/wiki/Demografia_Polski
https://en.wikipedia.org/wiki/Demographics_of_the_Republic_of_Ireland
https://porady.sympatia.onet.pl/infografiki/malzenstwa-polsko-ukrainskie-infografika/z8kq5me
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Partia Rakłem
Dlaczego młodzi mężczyźni nie chcą głosować na Lewicę, a wolą na Konfederację?
Ostatni sondaż IPSOS pokazuje, że poparcie w grupie mężczyzn 18-35 lat dla Konfederacji wynosi 36%. Według innych badań, poparcie w grupie wiekowej 18-29 lat może nawet wynosić 60%! Lewicowo-liberalni „eksperci” zachodzą w głowę, co może być powodem? Cóż, mam pewne przemyślenia w tej kwestii. Zapraszam do lektury!
Ostatni sondaż IPSOS dla TOK FM i OKO.Press chyba niezbyt przypadł do gustu liberalnym mediom opozycyjnym. Według niego PiS ma sporą przewagę nad KO, a na dodatek na trzecie miejsce wskoczyła Konfederacja — z wynikiem 11%. To najlepszy wynik Konfederacji w tej sondażowni. Co więcej — jak się okazało, wśród mężczyzn w grupie wiekowej 18-35 lat ma poparcie rzędu 36%! Analogicznie jedynie 8% kobiet w tej kategorii wiekowej popiera trzecią obecnie siłę polityczną w Polsce.
Wg. niektórych badań (IBSP) w grupie mężczyzn 18-29 lat osiągają nawet…60%!
„Eksperci” oczywiście głowią się, dlaczego ci źli, młodzi mężczyźni głosują na Konfederację? Oczywiście powodów, dla którego to robią, jest mnóstwo. Wkrótce na moim kanale pt. Nieznośny Ból Istnienia zrobię film na ten temat, zachęcam do subskrypcji, jeśli jesteście zainteresowani.
Jednak nie o tym jest ten tekst. Ja bym raczej zadał pytanie — dlaczego nie chcą głosować na Lewicę i dlaczego Lewica, zamiast skupić się na przyczynach, woli… obrażać młodych mężczyzn.
Podobny sondaż powstał już w 2019 roku, tak komentował go redaktor naczelny OKO.Press Piotr Pacewicz:
Gdyby jakakolwiek prawicowy portal pozwoliłby sobie na nagłówek pt. „Młode kobiety imprezują, skrobią się na potęgę i dają na prawo i lewo” prawdopodobnie tego samego dnia by został zamknięty i mielibyśmy do czynienia z międzynarodowym skandalem (znając tendencję mediów liberalnych do donosików na zachód). A tak w ogóle nie było tematu. Dlaczego?
Bo w Polsce, jak i w całym zachodnim świecie, bezkarnie można obrażać jedynie młodych mężczyzn. Nikt nie traktuje ich jak proletariat zastępczy do realizowania swoich politycznych interesów, jak w przypadku kobiet czy LGBT, a też nie mają realnego wpływu na polityczny dyskurs, jak pokolenia starszych mężczyzn.
I tutaj szybciutko przechodzimy do jednego z istotnych powodów — problemy młodych mężczyzn są po prostu bagatelizowane przez partie systemowe. Lewica traktuje ich jak kozłów ofiarnych i worki do bicia, wmawiając młodym kobietom, że archetypiczny 20-letni Kacper, który nie zaczął nawet studiów, ciemięży je patriarchatem albo chce im kontrolować macicę. Koalicja Obywatelska to samo — ma nawet specjalny program dla kobiet. Dla mężczyzn? Panie areczku, prawa człowieka są dla pani Anetki, dla pana jest zapierdalanie do śmierci na „babciowe”. Do śmierci, bo przez wyższy wiek emerytalny nie doczeka pan nawet emerytury.
Rząd w tej kwestii również pochyla się głównie nad kobietami. Nie tak dawno temu minister Ziobro chwalił się, że obecny rząd jest najbardziej prokobiecym rządem w historii Polski:
„Nie było do tej pory rządu, który z takim zaangażowaniem dbał o sprawy kobiet i ich bezpieczeństwo. Świadczą o tym nie tylko przepisy dotyczące przeciwdziałania przemocy domowej, ale też zmiany dotyczące np. egzekwowania alimentów.„
Mówił minister Zbigniew ziobro na konferencji prasowej z 6 grudnia 2022 roku.
Bardzo fajnie. Tylko że wielu mężczyzn uważa, że te rozwiązania uderzają prosto w nich. Nie muszą zresztą jedynie opierać się na subiektywnych odczuciach — podobne prawo w Hiszpanii doprowadziło do fali fałszywych oskarżeń i stało się sposobem kobiet na zyskanie darmowej nieruchomości.
Jedyna partia, która nie prowadzi retoryki nastawionej wyłącznie na podkreślaniu praw kobiet, jest Konfederacja. Nie prowadzi też retoryki nastawionej na prawa mężczyzn, choć trzeba oddać, że czasem jej posłowie potrafią podjąć z mównicy sejmowej tematy dotyczące problemów mężczyzn (m.in. były już poseł Konfederacji Dobromir Sośnierz, obecnie Wolnościowcy). Jednak mimo to, dla młodych mężczyzn jawi się jako jedyna opcja, która przynajmniej nie pluje im twarz.
Problem ten zauważył Koroluk, znany antykonfederacki profil na Twitterze, który mimo swojej mocno lewicowej retoryki, zwrócił uwagę, że to właśnie ataki na mężczyzn ze strony parlamentarnej Lewicy są powodem, dla którego młodzi mężczyźni wybierają Konfederację, a nie Lewicę. Polecam wątek, bo choć się z nim w większości spraw kardynalnie nie zgadzam, uważam, że dobrze wypunktował wszelkie problemy dotyczące antymęskiej narracji tej partii.
Słowem zakończenia — być może właśnie młodzi mężczyźni w tym momencie zadecydują o wynikach wyborów w 2023 roku. Byłoby to coś bezprecedensowego w historii politycznej ostatnich lat. Z pewnością byłaby to dobra okazja do przesunięcia Okna Overtona nieco w stronę centrum, ponieważ obecnie narracja jest przesunięta skrajnie w lewo. Konfederacja ma szansę być języczkiem u wagi, nie może tylko zmarnować szansy, promując w mediach prorosyjskich polityków i stonować niektóre wypowiedzi obyczajowe swoich liderów. Jak będzie? Przekonamy się wszyscy już niedługo.
Partia Rakłem
Dlaczego uważam, że NALEŻY krytykować premier Finlandii?
Temat Marin jest wciąż obecny w mediach, więc w sumie dorzucę swoje trzy grosze. Otóż uważam, że ludzie mają prawo do krytyki w tej sytuacji. I nie zamierzam udawać, że nic nie zaszło.
Mówimy o 36-letniej kobiecie, która nie tylko jest żoną i matką, ale również premierem jednego z największych państw regionu, świeżo upieczonego członka NATO, który boryka się z problemem permanentnego zagrożenia ze strony Rosji. Jest odpowiedzialna za bezpieczeństwo 5 milionów ludzi.
Co robi owa osoba kilka dni po tym, jak jej kraj wszedł do NATO? Idzie na imprezę z jakimiś celebrytami i influencerami, pozwala, aby wyciekły nagrania, jak w sposób wyuzdany tańczy z jakimś fińskim piosenkarzem (przypominam, że ma męża i dziecko), a zachodzą także podejrzenia, że na imprezie mogły być narkotyki i bynajmniej nie chodzi o trawkę.
O ile takie zachowanie można wybaczyć celebrytom, nastolatkom lub nawet zwykłemu Kowalskiemu lub Kowalskiej, tak trudno coś takiego wybaczyć premierowi 5-milionowego kraju, któremu zagraża sąsiednie państwo prowadzące działania zbrojne na Ukrainie, przy okazji dokonując zbrodni wojennych na ludności cywilnej.
Jak mają czuć się dumni potomkowie Mannerheima, wiedząc, że ich premier w sposób idiotyczny daje się nagrywać na imprezie, a nagrania w sposób niekontrolowany trafiają do internetu? Co więcej, Marin po incydencie udawała, że nic w zasadzie nie zaszło, twierdząc, jak na typową „julkę” przystało, że ma prawo robić, co chce:
„Tańczyłam, śpiewałam, bawiłam się, robiłam rzeczy legalne. Mam życie zawodowe, rodzinne, a także czas wolny, który spędzam z przyjaciółmi. Prawie tak samo, jak inni w moim wieku”
Premier-julka nie rozumie, że straciła to prawo w momencie, gdy objęła tekę premiera. Wówczas powzięła odpowiedzialność za los 5 milionów obywateli Finlandii.
Przypomnę, że to nie pierwszy taki wyskok premier-julki. W grudniu 2021 roku poszła na kluby w czasie pandemii COVID-19, mając kontakt z osobą zakażoną, choć własnym obywatelom zgotowała lockdown. O ile COVID to żadne zagrożenie na ten moment, to zadajmy sobie pytanie: a co w przypadku, gdyby w klubie był rosyjski agent i podał premier GHB, a następnie wyciągnął wrażliwe dane lub, co gorsza, porwał ją? Jak widać, premier nie ma żadnej kontroli nad własnym otoczeniem. A powtarzam – jest przywódcą 5-milionowego państwa, nie studentką uniwersytetu, która poszła się zabawić po sesji egzaminacyjnej.
To pokazuje, że skrajna lewica (Marin wywodzi się ze skrajnie lewicowej partii (Socjaldemokratyczna Partia Finlandii, czyli takie fińskie Razem) nie dorosła mentalnie do odpowiedzialności, jaką niesie za sobą posiadanie władzy. Dla nich życie to wieczna impreza, brak odpowiedzialności za własne decyzje, a co gorsza brak odpowiedzialności za los innych.
Ktoś mi powie, że przecież Kwaśniewski zataczał się na grobach w Charkowie. I to też jest skandal. Inna sprawa, że były to inne czasy, a picie było elementem „obowiązków służbowych”. Co nie zmienia faktu, że swoim zachowaniem naraził również i nas na straty wizerunkowe.
Jeszcze bardziej idiotyczne jest robienie z krytyki pod adresem premier-julki problemu płci. Taki oto artykuł ukazał się w „Gazecie Wyborczej”:
To kolejny przykład tego, że lewicowe kobiety nie pojmują słowa „odpowiedzialność”. Odpowiedzialna osoba nie tylko przeprosiłaby za swoje zachowanie, nie tylko nie zbagatelizowałaby problemu, ale też przeprosiłaby obywateli Finlandii, że przez własną głupotę naraziła ich kraj. Bo w momencie, gdy jawnie występujesz przeciwko twojemu największemu wrogowi (a tak właśnie Rosja odczytuje przystąpienie Finlandii do NATO), to takim nieodpowiedzialnym zachowaniem narażasz wszystkich swoich obywateli.
Abstrahując od tego, co powiedziałem, 36-letnia matka i żona obściskująca się z celebrytami i chodząca do klubu to straszny cringe. I jeśli uważacie, że nie mam racji, to pomyślcie, czy byście chcieli, żeby wasza matka lub żona robiły coś podobnego, zwłaszcza będąc na wysokim stanowisku i na ustach opinii publicznej całego świata.
Rak nonjudgementalizmu kiedyś naprawdę doprowadzi do tragedii i wówczas te wszystkie feministki krzyczące „odpierdolta się od naszej pani premier i od nas i od premier!!11!” będą moralnie odpowiedzialne za to. Chociaż raz w życiu poniosą odpowiedzialność…
Partia Rakłem
Bajka o „Dupiarzu” i Majeczce
Zapraszam was na małą bajkę, lecz tym razem nie o tym, jak kot pali fajkę, lecz o pewnym „Dupiarzu” oraz Majeczcę, obrończyni cnót niewieścich
Żył raz kiedyś pewien znany w mieście szambelan
Potężny władca Warszawy, od Wawra do Bielan.
„Dupiarzem” się wstrętnie określił nasz Trzaskowski
w rozmowie z Wojewódzkim na kanale onetowskim.
Zanosząc się przy tym rechotem rubasznym,
niczym wujek wąsaty na jakimś weselu ważnym.
Określenie to miało ponoć dowodzić jurności
z młodzieńczych lat Rafała, gdy nie był przy kości.
Urodziwym kawalerem, proweniencji majętnej,
mający ogromne powodzenie u płci pięknej.
Też w tymże mieście stołecznym żyła Majeczka.
Ot niepozorna, internetowa dzieweczka.
Swą całą energię zawsze mocno poświęcała
na walkę o prawa kobiet. Często wrzucała
na media socjalne, bez wyraźnych wytycznych
swoje zdjęcia różne, często w pozach erotycznych.
Staśko, co „sex-working” i frywolność zawsze popierała
wielce się oburzyła na „Dupiarza” Rafała.
Wszak panie Rafałku, seks i wiele partnerek
jest dla kobiet, dla pana pogarda aborterek.
Czemuż u Mai amberheardowy incydent?
Problemem dla Staśko nie jest zaiste prezydent
i jego brzydkie, rubaszne słownictwo wulgarne
nieprzystające do powagi funkcji, wyrażenie ordynarne.
Tego typu wypowiedzi bowiem raczej się nadają
do męskiej szatni, gdzie często „kurwy” latają.
Ale nie! Dla Majeczki przeto największymi problemami
jest to, że nazwał kochane kobiety po prostu „dupami”.
Sprowadzić miał je tym chamskim i złym określeniem
do roli przedmiotów lub innym obrażeniem.
Bo jak wszyscy wiemy, kobiety są wspaniałe
nigdy by nie nazwały mężczyzny „towarem”,
ani „ciachem”, „seksiakiem”, czy nawet tą „dupą”.
Och nie! Kobiety są perfekt całą swą grupą.
I ze Staśko wypływa więc wielkie oburzenie,
że ktoś śmiał zastosować tak podłe określenie.
Jednak, gdy jesteśmy już w temacie Majeczki,
takie na jej socjalkach znajdują się foteczki:
Czy to nie jest przypadkiem gołym zadkiem świecenie?
A więc też może jej samouprzedmiotowienie?
Jaki tegoż społeczny odbiór być może?
Może ktoś mi odpowie? Może ktoś pomoże?
I wciąż dalej feministek podwójne standardy
będą głównym powodem dla nich mojej wzgardy.