Connect with us

Nawiasem Pisząc

Chodź, opowiem Ci bajeczkę…

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Opowiem Wam piękną bajkę o spełnianiu marzeń. Będzie kolorowo, tęczowo i baśniowo – do tego stopnia, że niektórzy z Was zechcą sobie sprawić różowego kucyka. To historia o przewadze umysłu nad własnym ciałem, o pięknej wyzwolonej krainie, zwanej Finlandią, gdzie cały rząd pracuje tylko po to, żeby spełniać marzenia swoich obywateli (więc nie za bardzo jest czas na cokolwiek innego) i o tym, że żeby osiągnąć swój cel wcale nie trzeba ciężko pracować, wystarczy tylko zamknąć oczka i marzyć…

Różowy kucyk wesoło sobie hasa

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami (czyli właśnie w Finlandii) żył sobie pewien rolnik Markku-Pekka Antikainen. Od najmłodszych lat marzył on o karierze łyżwiarki figurowej, ponieważ Markku, rzecz jasna, czuł się kobietą. Na początku rzeczywistość rzucała mu jednak kłody pod nogi, bo Fin musiał zapieprzać na polu i nie starczało już czasu na łyżwiarskie akrobacje. On jednak się nie poddawał i z całych sił czuł się i kobietą, i łyżwiarką – i głęboko w jego serduszku tak właśnie było. Wierzył w to całą mocą! Nikt jednak o zdolnym rolniku nie słyszał, mimo że ten się nie poddawał i marzył tak dzielnie i wytrwale! Z jakiegoś powodu to jednak nie wystarczało – prawdopodobne dlatego, że Finlandia była wtedy zacofana i nietolerancyjna. Dusiła wręcz swoją wielką gwiazdę sportu w zarodku. Markku był jednak uparty. Postanowił być łyżwiarką figurową i postanowił zrobić to jak najszybciej, zanim dotarłoby do niego, że to bez sensu. Dlatego w wieku około 45 lat rozpoczął treningi łyżwiarstwa figurowego i osiągnął pierwszy sukces – zajął trzecie miejsce w nieformalnych Mistrzostwach Świata w łyżwiarstwie figurowym dla amatorów. Na ceremonię wręczania nagród przyszedł w spódnicy, przez co organizatorzy go nie dopuścili. Sami widzicie, jakim smutnym, szarym krajem była wtedy Finlandia. Nie zniechęciło to jednak Markku, który zaczął sobie teraz wyobrażać, że z poziomu amatorskiego na poziom zawodowy w łyżwiarstwie można przejść bez jakiegoś tam zbędnego treningu. Zwłaszcza że w tym czasie można robić inne, kluczowe dla osiągnięcia sukcesu, rzeczy. Na przykład zmieniać płeć. I tak właśnie przeciętny rolnik stał się piękną, powabną i niezwykle kuszącą Minną-Maarią Antikainen. A że w tym czasie Finlandia też przestała być szara i smutna i stała się krainą tęczą i tolerancją płynącą, to Minna-Maaria, mimo że sprawiała wrażenie, jakby łyżwy miała po raz pierwszy na nogach, zakwalifikowała się na otwarcie Mistrzostw Europy – w imię równości i tolerancji!

Kucyk padł…

I jak się skończyła ta piękna bajka? Ano tak, że jeśli naprawdę zamarzył Wam się różowy kucyk, to się wstrzymajcie, bo Wam zdechnie. Minna-Maaria wjechała na lód podczas prezentacji flag i już na pierwszy rzut oka było widać, że nie za bardzo pasuje do reszty towarzystwa – co mogła zauważyć nawet osoba, która po raz pierwszy w ogóle widziała łyżwiarstwo figurowe. Bardziej wyglądało to na jakąś parodię, niż poważne zawody i może to też jest pomysł na karierę dla naszej bohaterki? Mogłaby stworzyć program w konwencji Benny’ego Hilla, w którym będzie jeździła na łyżwach, bo szczerze wątpię, żeby organizatorzy konkursów łyżwiarskich, mimo wypełnionych tolerancją i tęczowych serc, dopuścili kiedykolwiek do podobnej sytuacji. Fin(ka) bowiem wyrżnął w trakcie występu tyłkiem o lód (no, dobra – kolanem, ale wiele mu to nie pomogło) i nie potrafił podnieść się o własnych siłach. Ratować musiała go młodsza koleżanka z zespołu, która wcześniej zajęta była nie tranzycjami i przyjmowaniem hormonów, ale nauką jazdy na łyżwach właśnie. Pomogła mu wstać i, nie wiedzieć czemu, wręczyła flagę narodową. Markku-Pekka vel Minna-Maaria za jednym zamachem skompromitował siebie, swoją ojczyznę i całą dyscyplinę. Można powiedzieć, że skompletował hat-trick za jedną przewrotką. Ale spokojnie, mimo wszystko możecie urządzić swojemu kucykowi godny pogrzeb, bo sam zainteresowany nic sobie z tej kompromitacji nie robi: „To było niezwykle ekscytujące, nigdy nie zapomnę tego przeżycia. To także pokazuje, jak wymagająca jest ta dyscyplina. Obawiałam się upadku i tak się stało. Jednak wciąż była to dla mnie wspaniała zabawa. Zaczęłam jeździć figurowo w wieku 50 lat. To moje marzenie z dzieciństwa, aby jeździć jako kobieta, ale urodziłam się jako mężczyzna. Zaczynałam od podstaw, a teraz potrafię robić bardziej zaawansowane rzeczy” – stwierdził w wywiadzie.

Koniec bajki.

Łapcie link do wzruszającego występu panny (?) Antikainen. Na YouTube znajdziecie więcej, ale zalecam rozsądność podczas dawkowania, bo można się udusić ze śmiechu.

A jeszcze niżej dowód, że przy konwencji Benny’ego Hilla wyglądałoby to lepiej:

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Zielona granica żenady

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Na X/Twitter pojawiły się fragmenty wybitnego dzieła Agnieszki Holland, które dobitnie udowadniają, że ci, którzy pisali o marnej propagandzie, mieli rację. Sceny, które tam pokazują są tak głupie i tak grubymi nićmi szyte, że naprawdę ciężko dać się na to nabrać. Zwłaszcza, że pani reżyser wybrała sobie pewną mocno nagłośnioną w mediach historię, którą wszyscy wyśmiali – i nie chodzi mi tu wcale o Ibrahima, chociaż może on też się gdzieś tam przewinie. Z ciekawości je sobie obejrzałam, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że nie trzeba się zbliżać do gówna, żeby wiedzieć, że śmierdzi. Myślę, że nawet cenzurowanie ocen na Filmwebie temu filmowi nie pomoże, zwłaszcza że nie wyłączono możliwości komentowania, więc nie w ten sposób, to inną drogą użytkownicy sobie poradzili. I nie, nie popieram wystawiania jedynek filmowi, którego się nie obejrzało, ale tzw. „wielkie wojny filmwebowe” nie są na tym portalu rzadkością. Pamiętam jedną, kiedy widzowie namiętnie wystawiali jedynkę „Kac Wawie”. Uniosłam się honorem i stwierdziłam, że obejrzę, zanim wystawię ocenę. Że będę merytoryczna, rzetelna i obiektywna. Wytrzymałam piętnaście minut tego chłamu i od teraz wiem, że jeśli widzowie mówią „nie”, to lepiej lepiej faktycznie nie. W każdym razie chciałam napisać, żebyście się nie denerwowali, że po raz kolejny poruszam temat tego wybitnego, niezależnego (ekhm, ekhm) dzieła kinematografii polskiej, ale jak zobaczyłam te fragmenty to tak się – dosłownie – skwiczałam, że musiałam się z Wami podzielić. Bo będzie zabawnie, serio. Potem już nie będę poświęcać temu mojej i Waszej uwagi, obiecuję.

Fragment pierwszy

Straż Graniczna zostaje tu przedstawiona jako bandyci i mordercy, którym nie wystarczy już bronienie polskich granic, o nie. Musieli jeszcze stłuc termos i rzucić biednym, spragnionym uchodźcom, żeby się napoili. Jakiś Karim czy inny Azbullah dorywa ten termos i pije tak zachłannie i tak wielkimi łykami, że dziwię się, że się wcześniej nie zorientował, że połyka szkło. Ale po przypadku Ibrahima wiemy przecież, że to twardzi ludzie są. W każdym razie to było za wiele nawet dla młodego, śniadego mężczyzny i facet zaczął pluć krwią. Swoją drogą, czemu to nie były kobiety i dzieci? Bo nie chce mi się wierzyć, żeby niesamowicie wykształcony inżynier dał się nabrać na taki numer. Swoją drogą wie ktoś, czy to inwencja twórcza samej Agnieszki, czy faktycznie kiedyś media rozpisywały się o takiej sytuacji? Starałam się śledzić te wszystkie bajeczki okołograniczne, bo to całkiem zabawne było, ale na to się nie natknęłam.

Fragment drugi

Tutaj mamy artystyczne zbliżenie na Agatę Kuleszę i jej wspaniałe i przekonujące wystąpienie: Julka, kochanie. Znasz mnie. Zawsze głosowałam na Platformę. Jak trzeba było stałam ze świeczką pod Sejmem. No jak to nie jest tania, tandetna propaganda, to już nie wiem, co nią jest. Artystce nawet nie chciało się zmieniać nazw partii politycznych. Swoją drogą, zawiodłam się na Kuleszy, bo zawsze ceniłam ją jako aktorkę. Ale to samo mogę powiedzieć o wielu innych artystach, którzy po wyborach w 2015 roku wylali się na ulicę i dawaj, walczyć o demokrację. Ramię w ramię z byłymi UB-ekami. Na przykład bardzo lubiłam Cezarego Żaka i Artura Barcisia i do takich „Miodowych lat” czy „Rancza” często wracałam. Ale na panią Agatę po takiej bezwstydnej tandecie już chyba nie będę mogła patrzeć. Bodaj pierwszy film, jaki z nią widziałam to „Róża” Wojciecha Smarzowskiego. Wiem, w jaką tematykę lubi ostatnio skręcać reżyser, ale tamten film to był świetny obraz rosyjskiego „wyzwolenia”. Niezły zwrot popełniła Kulesza, bo teraz występuje w filmie, który Putin i Łukaszenka oklaskują nie przez piętnaście minut, ale co najmniej trzydzieści. Szkoda.

Fragment trzeci

Chyba mój ulubiony. Ta potworna Straż Graniczna dorwała jakąś kobietę, której udało się przedrzeć na naszą stronę, biorą ją na ręce i siuuuup! przez płot. Kojarzycie, na samym początku prowokacji pod polską granicą zdaje się OKO.press (albo inny, jeszcze bardziej lewacki od Onetu czy Wybiórczej portal) wypluł z siebie artykuł o przerzuconej ciężarnej kobiecie z Konga, w wyniku czego straciła ciążę. Wszyscy się wtedy zastanawiali, czy znajdzie się ktoś tak głupi, żeby w to uwierzyć. Znaleźli się. Znaczy nie wiem, czy sama Holland jest aż tak naiwna, ale z pewnością za takich uważa swoich widzów. Ci rozsądni zdają sobie sprawę, że czterech chłopa może i przerzuci wrzeszczącą, kopiącą i wyrywającą się kobietę przez ogrodzenie na wysokości pół metra, ale nie już przez takie liczące dwa metry. Jednak faceci z nagrania to naprawdę zdrowe chłopy musiały być, bo ciepnęli nią tak, że poleciała jak z katapulty. Rzecz jasna, o stracie dziecka nie można było zapomnieć, musiała być kalka jeden do jednego z wymyślonego gdzieś na kolanie w redakcji dzbannikarskiego idiotyzmu. Kongijka jak tylko zauważyła, że krwawi uderzyła w straszny ryk, ale na szczęście zaraz podbiegli do niej różni Mohammedzi, żeby poratować. Nie wiem dokładnie, jak ją pocieszali, ale pewnie coś w stylu: Spokojnie, to przecież płód, a nie dziecko. To tylko aborcja, zwykły, normalny, bezpieczny zabieg. Lepiej pokaż, czy ząb Ci się nie rusza. Tak byłoby przynajmniej konsekwentnie. A pani Agnieszce życzę więcej twórczości własnej.

Fragment czwarty

Tutaj mamy Macieja Stuhra w swojej wybitnej roli. Zagrał samego siebie, czyli sfrustrowanego, wściekłego, wulgarnego i plującego jadem cymbała, który nigdzie nie może znaleźć ujścia narastającym gniewom i nikt go nie chce szukać, więc robi to przed swoją psycholog. Jej za to płacą, więc znosi to dzielnie. Co tam wyrzucał z siebie pan Maciuś? Nasze państwo objęło patronatem nazistowski spęd. Rozumiesz? Faszystowski, k-wa, marsz w stolicy – w Warszawie (to chyba na wypadek, gdyby pani psycholog nie wiedziała, co jest stolicą Polski – przyp. M) – pod patronatem, k-wa, rządu. Terapeutka dzielnie próbuje złagodzić zapędy biednego frustrata, tłumacząc: Prowadzenie terapii narodowej (co to w ogóle jest? – przyp. M) mnie przerasta. Nie zajmujemy się sprawami, na które nie mamy wpływu. Porozmawiajmy o twoich problemach. To są moje problemy właśnie! – nie daje za wygraną młodszy Stuhr – Ja mam rasistowskich poj**ów w rządzie! Ja nie mogę przez to jeść, nie mogę spać, nie mogę myśleć (to akurat wszyscy widzimy, Maciuś, aaaale, teraz najlepsze! – przyp. M), libido mi spadło poniżej zera! Zapytaj Anki. ❤ To jest oczywiście kolejny przykład perfidnej propagandy, ale, ale – czy Stuhr nie przedstawił nam tutaj typowego, wściekłego z nienawiści wyborcy PO? Mnie się skojarzył od razu z Lisem, Hołdysem, Jandą… i samym sobą. Biedni, tak bardzo nie mogą pogodzić się z faktem, że ten „niewykształcony, zacofany plebs” w drodze DEMOKRATYCZNYCH wyborów daje szansę pisiorom, a nie tym wybitnym i wykształconym, że biedacy aż się z tego stresu seksić nie mogą. Nic dziwnego, że frustracja rośnie. Zawsze zastanawiałam się, czemu oni chodzą aż tak wściekli. Dzięki, Aga, za wyjaśnienie!

Zaskakująca frekwencja?

Na tym jak na razie koniec fragmentów. Szczerze, nie wiem, czy będę chciała oglądać więcej, jeśli jakieś się pojawią, bo oczy krwawią. W każdym razie tak na zakończenie: MSWiA zapowiedziało, że przed seansem w kinach studyjnych specjalny spot, który ma przekonać nieprzekonanych, że to, co pokazują w tym filmie to paszkwil, gniot, tania propaganda, a przede wszystkim nieprawda. Szczerze, to nie wiem, jaki to ma sens. Ludzie, którzy zdecydują się pójść na to do kina są już tak zaślepieni main-streamową propagandą, że jedyne, na co będzie ich stać podczas pokazywania tego spotu to buczenie i rzucanie popcornem w stronę ekranu. Ewentualnie po seansie półgodzinne oklaskiwanie, a potem płakanie na korytarzu, żeby udowodnić, że się da (też bym płakała, ale ze śmiechu – przyp. M) Nic więcej. Oni nie zrozumieją z tego, co chcą im przekazać ani słowa. Już teraz burzą się w Internecie, że cenzura. Ja wiem, że oni pewnie cenzury nie widzieli i nie do końca wiedzą, co to znaczy, więc myli im się ona z prostym ostrzeżeniem przed początkiem filmu, że jest niebezpiecznie słaby i nie nadaje się dla osób z IQ plus 60. Widocznie biorą przykład ze swojej idolki, która zapewnia, że wypuściła ten film właśnie teraz, bo po wyborach, gdyby PiS wygrało, to by go zablokowali. Biedulka, nie zauważyła, że żyje w pisowskim państwie już od ośmiu lat i jakoś jej, kurczę, niczego nie zablokowali.

W każdym razie powyżej na pocieszenie – grafika przedstawiająca, jak olbrzymim zainteresowaniem cieszy się ten film (źródło: Ta irytująca julka-lewatywka). Na całą salę mamy sześć miejsc zarezerwowanych. Kosmos. Oby tylko ataku paniki nie dostali podczas jednej z tych wstrząsających scen, bo gotowi się tam zadeptać. Wczoraj ktoś inny sprawdzał rozkład w kinie Helios w Olsztynie. Na piątek i sobotę zaplanowano aż dziewięć seansów. Miejsc zarezerwowanych było na tamtą chwilę około sześćdziesięciu na jakieś 1900. Na trzy seanse nie było żadnego chętnego. W niedzielę: pięć seansów, osiem miejsc zarezerwowanych. ❤ Wydaje mi się, że twórcy filmu powinni raczej podziękować PiS za reklamę, bo sami – z olbrzymim wsparciem lewicowych mediów – kiepsko sobie radzą.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

https://www.stefczyk.info/2023/09/20/tylko-swinie-siedza-w-kinie-wersja-2-0-wstrzasajace-fragmenty-filmu-agnieszki-holland/?fbclid=IwAR2S399s-VuAfB2po1LMepqyFhP0w16okxTnlaUgLahypI3YsvUG_8K1eko

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Kilka pomysłów na udaną kampanię

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Jak już wszyscy zdążyliśmy zauważyć, ta kampania wyborcza jest chyba najbardziej absurdalna ze wszystkich po 89, a Platforma zachowuje się jak idiota, który codziennie nadeptuje na grabie i mimo tego, że za każdym razem dostaje w łeb, to jakoś nie wpadnie na to, żeby je ominąć albo podnieść i odłożyć. Bo oni, wspólnie z zakochanymi w nich mediami, przez całe dwie kadencje PiS-u (a nasiliło się to, kiedy Tusk wrócił łaskawie do Polski, bo jak to tak – mąż stanu ma przegrać z „niskim karakanem”, przecież to się nie godzi) ciągle wpadają na te same pomysły, żeby w październiku odsunąć ich od władzy. Najpierw wymyślają swoiste „game-changery”, jak to ładnie ujął Rafał Ziemkiewicz – mieliśmy już aferę z dwiema wieżami, aferę z Odrą, teraz jest afera wizowa. I żeby było jasne, szalenie mi się nie podoba, że urzędnicy przyjmowali łapówki i wpuszczali Bóg wie kogo na terytorium Polski. Są jednak dwa małe problemy. Nasz umiłowany, poprzedni rząd chciał robić to samo na polecenie Unii i to pewnie na jeszcze większą skalę, bo pamiętamy cytaty „przyjmiemy, ile będzie trzeba” i „kim są, ustali się później”. I druga sprawa – w tej sytuacji PiS przynajmniej zareagował i wyciągnął konsekwencje, Donald Tusk zaś miał niesamowity talent zamiatania wszystkiego pod dywan. Bo przecież „to nie były pieniądze Polaków”.

Wszystkich powsadzam do więzień!

Drugim sposobem PO jest udowadnianie wszem i wobec, że żyjemy w reżimowym państwie i gorzej jest u nas, niż na Białorusi. Zero różnicy. Tylko nie przyjdzie im do pięknych główek, że gdyby faktycznie tak było, to oni siedzieliby w więzieniach, jak białoruscy opozycjoniści, a nie urządzali ustawki. A do dwóch takich sytuacji doszło niedawno. Na pierwszy ogień weźmy Tuska i Rachonia. Były premier zrobił oczywistą prowokację pod siedzibą TVP. Nie wiem, czy liczył konkretnie na Rachonia (chociaż musiał wiedzieć, że dziennikarz od dawna żądał odpowiedzi na pytania związane z „Resetem”), ale na pewno miał nadzieję, że dojdzie do próby zakłócenia konferencji. I faktycznie, pan Michał wpadł jak śliwka w kompot, bo nie mógł nawet doczekać końca konferencji, tylko od razu zaczął wykrzykiwać swoje pytania. Tyle tylko, że jego pomagierzy nie potrafili zachować takiego spokoju, jak szef PO. Najpierw na Rachonia wystartował Rozenek, odpychając go i grożąc, że zdradzi jego adres. Na swoje nieszczęście, Tusk nie zdołał utrzymać na smyczy również swojego ratlerka, więc za chwilę niemalże z pięściami na reżysera „Reseta” rzucił się Kołodziejczak, co – umówmy się – wyglądało komicznie. Ale on akurat znany jest z tego, że lubi takie pyskówki. Znowu wyszło, że stroną agresywniejszą jest jednak Platforma, bo można były spokojnie krzyki dziennikarza przeczekać, a potem kulturalnie zwrócić mu uwagę, że odpowie, kiedy skończy. Tyle pewnie, że Tusk doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czego będą dotyczyły pytania Rachonia, a odpowiedzi miał tylko dwie. Pierwsza, że to kłamstwo, co prawda odpowiednio udokumentowane, ale kłamstwo, a druga to „Bez komentarza”. Lider opozycji wybrał bramkę numer trzy i zaczął przekonywać ludzi, jakiego to on porządku nie zrobi z dziennikarzami TVP i całym obecnym rządem. Wszystkich do więzień powsadza, co do jednego. Ale skąd Ty to, Donku, wiesz? Przecież za Twoich rządów będą wolne, niezależne i niezawisłe sądy, więc jakim cudem już znasz wyrok? Coś mam wrażenie, że nas tutaj wszystkich w bambuko próbujesz robić. Nie byłby to zresztą pierwszy raz. W każdym razie, awantura pod siedzibą TVP nie spodobała się dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Bardziej jednak nie spodobało jej się zachowanie Rozemka, Kołodziejczaka i Tuska, niż Rachonia. No kto by pomyślał?

Na immunitet reżim nie działa

Autorką drugiej ewidentnej ustawki jest Kinga Gajewska, która najpierw zrobiła nielegalny wiec, na którym wykrzykiwała coś o imigrantach, których jeszcze sama niedawno by wpuściła i przytuliła do serduszka. Na miejscu stawiła się policja, prosząc posłankę o wylegitymowanie się. Przedstawicielka Platformy, rzecz jasna, nie zamierzała tego zrobić, licząc właśnie na taki efekt końcowy, jaki osiągnęła. Zdaniem policji, doszło do obrażania funkcjonariuszy, więc policjanci zaciągnęli ją do wozu. Gajewska starała się pokazać świadkom cały swój kunszt aktorski: wyrywała się, stawiała, ostrzegała, że ma immunitet, więc jej wolno. Udało jej się sprowokować ludzi, którzy zaraz zaczęli wykrzykiwać, że „halo, panowie, to przecież posłanka”. No i co z tego, że posłanka? Dlaczego ma być z tego tytułu traktowana lepiej, niż przeciętny obywatel? To jest to słynne, platformerskie: „By żyło się lepiej. Wszystkim”? W furgonetce pani Kinga dalej zgrywała odważną i poszkodowaną, bo wmawiała policjantom, że ona przecież chciała się wylegitymować, ale trzymali ją za ręce. Szkoda tylko, że nagrania pokazują, że to nieprawda. Nikt nikogo za nic nie łapał – funkcjonariusze od razu poprosili o pokazanie legitymacji, czego kobieta nie chciała uczynić. Wolała zrobić awanturę i dopiero po akcji pomachała im przed oczami immunitetem. Ja osobiście uważam, że immunitet powinien być zniesiony, bo prowadzi to do nadużyć i jawnego łamania przepisów. To dzięki immunitowi poseł Jachira zachęcała ludzi do wandalizmu. To dzięki immunitetowi poseł Sterczewski mógł sobie jeździć rowerkiem w stanie wskazującym i bez oświetlenia. To dzięki immunitetowi Joanna Sheuring-Wielgus mogła rozkręcać kolejną awanturę na zamieszkach i atakować policjantów, którzy zatrzymywali agresywne dziewczę, Julcze. Przykłady można mnożyć. Immunitet i po sprawie, łapy przy sobie. Ale zwykłemu Kowalskiemu można wlepić mandat, jak sobie otworzy piwko w parku. Wracając jednak do tych dwóch ostatnich prowokacji – ja zdaję sobie sprawę, że ich wierni wyborcy uwierzą w te sploty niesamowitych okoliczności i będą mieli kolejny dowód na pisowski reżim. Oni są już zaślepieni do tego stopnia, że gdyby Tusk wszedł im do mieszkania i nasikał do kawy, uwierzyliby, że to w imię większego dobra wszystkich Polaków i wypili ze smakiem. Wydaje mi się jednak, że takimi akcjami nie przekonają do siebie nowych wyborców, a o to chyba w tej kampanii chodzi. A nie o to, żeby jeszcze bardziej zacietrzewić swoich wyznawców? Chyba, że Platforma już ich szykuje do robienia sajgonu na ulicach po 15 października?

Priorytety polityków

Na zakończenie dopiszę jednak, że obie strony dwóch najbardziej zwaśnionych partii w Polsce grają nierówno. Ostatni spot PiS-u ujawniający plany obrony Polski w razie rosyjskiego ataku jest, w mojej opinii, nie do wybronienia. Po pierwsze – jestem niemal pewna, że te plany układała NATO, a Tusk tylko pokiwał głową (być może, gdyby to od niego zależało wcale by wielkich planów nie czynił, bo przecież Rosja zawsze była spoko). Wydaje mi się, że PiS w ten sam sposób akceptował ich plany, więc troszkę wieje hipokryzją. Może zmieniły się one pod wpływem rosyjskiej agresji, ale co z tego? Po drugie – ładnie to tak machać tajnymi planami obrony Polski? Tak żeby sobie Putin z Łukaszenką mógł je swobodnie przeczytać i poanalizować? Ten spot uświadomił mi tak naprawdę jedno – że dla jednych i drugich nie ma ważniejszych rzeczy od nawalania w przeciwnika, nieważne czego by nie musieli użyć. Wszystkie chwyty dozwolone, prawda? No właśnie, nieprawda, bo bezpieczeństwo kraju i jego obywateli powinno być dla nich świętością. Parafrazując słowa Marka Budzisza z rozmowy z Piotrem Zychowiczem: niech oni się publicznie oblewają błotem, niech uskuteczniają te swoje ustawki, szukają aferek czy licytują na socjale. Ale po wszystkim powinni wziąć się za swoją robotę i za zamkniętymi drzwiami ustalić, jaki jest najlepszy i najskuteczniejszy sposób na obronę ojczyzny, gdyby doszło do najgorszego. Bo obawiam się, że nasze wojsko jest już w tak opłakanym stanie, że nawet najlepsze plany NATO nie wystarczą. A jest to efekt ponad trzydziestoletnich zaniechań w tej kwestii, bo zawsze było dla nich ważniejsze właśnie nawalanie w przeciwnika. Albo zamiatanie aferek.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Kim naprawdę jest Ramzan Kadyrow?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Całkiem niedawno obejrzałam wywiad Piotra Zychowicza z Krystyną Kurczab-Redlich na temat zbrodni dokonanych przez Putina. Oczywiście, wszyscy wiemy, że Putin jest człowiekiem, który swoich wrogów politycznych lubi uciszyć w jeden, konkretny i niestety skuteczny sposób. Rzecz jasna, opisane były również zabójstwa dokonane na Litwinience i Politkowskiej (te dwa były chyba najgłośniej komentowane w Polsce). I oczywiście, trzeba o tym mówić, absolutnie tego nie neguję. Sama jestem ciekawa, ilu zbrodni dopuścił się Putin (oczywiście nie własnymi rękami) – pomijając setki tysięcy, a nawet miliony, zabitych Ukraińców, Czeczenów, Gruzinów, i tak dalej. Bo tego się już zmierzyć nie da. Ale w tym wszystkim umyka nam inny, cichy „bohater”, którego w polskich mediach przedstawia się jako karykaturę, jako faceta ośmieszającego się i kompromitującego na każdym kroku. O kim piszę? O… tak, tak… Ramzanie Kadyrowie.

Historia pewnej zbrodni

Przejdźmy jednak do samej historii, którą chcę Wam przedstawić, i która – mam nadzieję – opisuje, jak bezwzględnym człowiekiem potrafi być Kadyrow. Bo w naszych mediach pełno było prześmiewczych artykułów na przykład o krótkim filmie, na którym widać było, jak czeczeński przywódca usiłuje grać w koszykówkę (i słowo „usiłuje” jest tu chyba adekwatne), ale próżno doszukiwać się jakichkolwiek informacji na temat zbrodni, którą chcę Wam opisać. Otóż 29 czerwca 2007 roku do pewnego mieszkania w dzielnicy w Groznym weszło dwóch niezidentyfikowanych sprawców (coś na kształt tzw. „zielonych ludzików”, którzy pojawili się w 2014 roku na Krymie). Oddali oni kilkanaście strzałów w stronę dwóch znajdujących się w mieszkaniu kobiet. Była to, dwudziestoletnia wówczas, Milana Bałajewa oraz jej 41-letnia matka. Starsza z kobiet zginęła na miejscu, jej córka została ciężko ranna w twarz i brzuch. Została przewieziona do szpitala miejskiego w Groznym, a następnie do szpitala wojskowego w Chankale, gdzie miała przez długi czas przebywać w śpiączce. Co dalej stało się z dziewczyną? Nie wiadomo, ale teorii jest sporo. Niektórzy utrzymują, że zmarła, inni, że dalej znajduje się w stanie śpiączki, a jeszcze inni, że żyje obecnie we Francji (podobno ukazały się jakieś jej zdjęcia z 2014/2015 roku, ale do nich nie dotarłam). Pojawiały się teorie, że dwudziestolatka doszła do siebie po zamachu na jej życie i przebywała w jednym z dużych rosyjskich miast, a następnie przeniosła się właśnie do Francji. Jednym słowem, wielu ludzi ma różne teorie dotyczące jej dalszych losów, ale tak naprawdę Bóg jeden wie, co się z nią stało. Przepadła jak kamień w wodę.

Zaloty Kadyrowa

Zarówna Milana, jak i jej matka, były piosenkarkami. Pierwsza z kobiet wykonywała piosenki pop, druga była wieloletnią solistką zespołu „Prezydent” działającego pod egidą promoskiewskiego czeczeńskiego OMON-u kierowanego przez Artura Achmadowa. Młoda i atrakcyjna Milana zwróciła uwagę Ramzana Kadyrowa. Czeczeniec był dziewczyną tak zafascynowany, że próbował nawiązać z nią kontakt i zwrócić na siebie uwagę w wręcz obsesyjny sposób. Dwudziestolatce jednak jego umizgi nie imponowały i związała się z jednym z braci Jamadajewów (konkretnie Badrudim, dla którego stała się drugą żoną zgodnie z prawem szariatu), którzy byli wówczas w narastającym konflikcie z samym Kadyrowem. Źródłami tego nieporozumienia są kwestie polityczne. Nie wiem, czy Milana związała się z Jamadejowem z powodów czysto pragmatycznych, aby zapewnić sobie ochronę przed narastającą obsesją Ramzana, czy tam faktycznie serduszko mocniej zapikało i motylki w brzuszku fruwały, bo wszyscy chyba orientujemy się mniej więcej, w jaki sposób działa to w islamie.

Honor po islamsku

Czeczeński przywódca próbował później zmusić młodą kobietę do występowania na organizowanych przez niego przyjęciach i wydarzeniach – spotykał się jednak z jej stanowczą odmową. Milana liczyła wtedy na ochronę ze strony swojego wpływowego męża. Nie trzeba chyba pisać, że Kadyrowa mocno to irytowało, bo jak to tak, on – wówczas prezydent Czeczeni! – a mu tu jakaś kobieta (KOBIETA!) odmawia? Ba, chce się trzymać od niego jak najdalej i zerwać jakikolwiek kontakt? Nie godzi się! No i ten gniew znalazł ujście właśnie 29 czerwca 2007 roku. Na początku utrzymywano wersję, że do zamachu na życie dwóch kobiet doszło ze względu na konflikt o mieszkanie. Potem jednak brat Badrudiego, Sulim, wpadł na – niezrozumiały dla nas – pomysł obrony honoru rodziny. Zamiast przyznać się, że ani mąż, ani jego bracia, nie byli w stanie zapewnić bezpieczeństwa jego dwudziestoletniej żonie, wolał rozpuścić wersję, że to on i jego rodzina zlecili zabójstwo bratowej, bo ta rzekomo miała zachowywać się wulgarnie i wyzywająco. Nie wiemy, jak ubierała się i zachowywała Milana, ale była piosenkarką popową, więc może to wystarczyło? Warto jednak przyjrzeć się, jak traktuje się tam kobiety – zupełnie niezrozumiale na nasze realia, wręcz nieakceptowalnie. Bo podejrzewam, że żadnemu polskiemu mężczyźnie nie przyjdzie do głowy zwalać winę za usiłowanie zabójstwa na samą szwagierkę.

Cóż, prawo islamu jest niby proste, ale niezrozumiałe dla nas. Słabo by wyglądało, według ich pojmowania, gdyby wyszło na jaw, że nie potrafili zadbać o należytą ochronę żony własnego brata. O wiele lepiej jest przyznać się, że to z tą kobietą było coś nie tak, a oni tylko bronili honoru rodziny, prawda? Tak czy inaczej – Ramzen Kadyrow już wtedy pokazał, jak potrafi postępować z ludźmi, którzy nie są mu ślepo posłuszni. Piszę ten post po to, żebyśmy nie widzieli w nim tylko głupkowatego cwaniaka, jak to lubi się go przedstawiać w polskich mediach, ale też bezwzględnego zbrodniarza, którzy przecież ma za swoimi plecami samego Putina. Sam Kadyrow kiedyś napisał na swoich mediach społecznościowych: „Uwierzcie mi, jeśli ktoś działa na mój rozkaz, wykona go, i jeśli misja będzie wykonana dyskretnie, nikt o tym się nie dowie”. I, jak widać po tej historii, nie jest to zwykła przechwałka, bo ten człowiek ma siły i narzędzia, aby takie groźby spełniać.

M.

zdjęcie i źródło: Czeczenia Info

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej