Connect with us

Nawiasem Pisząc

Zło, którego się nie zapomina

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Żeby jeszcze bardziej uświadomić Wam, jakimi Niemcy byli okrutnikami podczas II wojny światami, a jakimi pokrytymi hańbą obłudnikami są teraz, kiedy nie chcą wypłacić należnych Polsce pieniędzy, napiszę Wam dwie historie. O jednej pewnie coś, gdzieś słyszeliście, bo jest dość znana w naszym kraju, ale o drugiej praktycznie już się nie mówi. I naprawdę nóż się w kieszeni otwiera, kiedy się o nich czyta. Daję Wam słowo, że po lekturze tego tekstu będziecie czuć tylko wściekłość i bezradność. Ja przynajmniej tak miałam, kiedy dzisiaj, wracając z pracy, czytałam sobie na ten temat, przygotowując się do tego artykułu.

Humanitaryzm po niemiecku

Obie te historie dotyczą rzezi na Woli, którą Niemcy zorganizowali, żeby ukarać warszawian za wybuch powstania. Zginęło wówczas od 20 tysięcy do 65 tysięcy, chociaż może należy odetchnąć z ulgą, że „tylko” tyle, bo Adolf Hitler wydał jasny rozkaz – mieli zginąć wszyscy warszawiacy. Co do jednego. Zaś całe miasto należało zniszczyć – to drugie im się przecież udało. Sposób myślenia tego obłąkanego człowieka był jasny: Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy. Niemcy, oczywiście, od razu ochoczo przystąpili do realizacji planu i dokonali ludobójstwa na mieszkańcach Woli. Nie miało dla nich znaczenia, czy to było dziecko, kobieta czy mężczyzna, nie miało dla nich również znaczenia, że to byli cywile, którzy nie brali udziału w walkach. Chcieli tylko przeżyć wojnę. Nawet to nie było im dane. Wymordowano również personel i pacjentów trzech okolicznych szpitali. Wywlekali ludzi z domów, biciem, kopaniem i uderzaniem kolbami karabinów zmusili ich do ustawiania się pod ścianami, gdzie następnie ich rozstrzeliwano. Zmuszano niektórych mężczyzn do palenia zwłok, a potem ich również zabijano. Wśród tych ludzi była Wanda Lurie, wypędzona z domu z trójką swoich dzieci. Kobieta była również w widocznej ciąży. Idąc na pewną śmierć, pani Wanda próbowała wybłagać pilnujących jej Niemców o łaskę dla niej i jej dzieci, ale gdzie tam. Później usiłowała wykupić się od jakichś Ukraińców, oferując im wszystkie swoje kosztowności. Oni chcieli się nawet zgodzić, ale przyuważył to jakiś Szwab i „transakcję” uniemożliwił tuż po wręczeniu ukraińskim pomocnikom biżuterii i pieniędzy. Rzecz jasna, swojej własności już nie odzyskała, ale myślę, że był to dla niej już w tym momencie najmniejszy problem. 3-letni Wiesław płakał przerażony, tym bardziej, że pewnie nie rozumiał jeszcze, co się dzieje. 6-letnia Ludmiła również wylewała łzy, powtarzając co chwilę: Mamo, oni nas zabiją! Najstarszy syn, 11-letni Lech po prostu się modlił. Niedługo później zostali postawieni pod mur fabryki „Ursus” i hitlerowcy zaczęli strzelać. Dzieci Lurie zginęły od razu, ona została ciężko raniona w twarz i obie nogi. Po odzyskaniu przytomności leżała między ciałami zabitych przez kolejne dwa dni, bojąc się ruszyć. Mogła tylko patrzeć na swoje martwe dzieci i czekać na śmierć. W pewnym momencie jednak poczuła ruch w swoim brzuchu. Wróciły w nią siły, że może zdoła ocalić swoje ostatnie, najmłodsze dziecko, więc wyczołgała się spod spiętrzonych ciał i próbowała uciekać. Następnie została jednak ponownie pojmana i zapędzona do obozu przejściowego w Kościele Św. Stanisława Biskupa, a następnie do obozu w Pruszkowie. 20 sierpnia urodziła syna Mścisława. Widzicie więc sami, że Niemcy doskonale widzieli, że kobieta jest w ciąży, a mimo to nie okazali litości. Każdy Polak to każdy Polak. Również nienarodzony. Dr Mścisław Lurie został współzałożycielem i aktywnym członkiem Stowarzyszenia Polaków Poszkodowanych przez III Rzeszę. Zmarł w 2018 roku – jego matka odeszła w roku 1989. Była jednym z najważniejszych świadków, a dzięki jej zeznaniom wiadomo znacznie więcej o tragedii na Woli, a Niemcom nie udało się sprawy zatuszować. Choć próbowali.

Sprawiedliwość po niemiecku

No dobrze, a jakie kary spotkały morderców? Skoro były dostępne zeznania pani Wandy i innych świadków, więc było wiadomo mniej więcej, co tam się działo… Bo przecież nie mogło im to ujść tak zupełnie płazem, prawda? Cóż, nie wiem o wszystkich zbrodniarzach, ale napiszę Wam o jednym. Heinz Reinefarth był dowódcą jednego z oddziałów, który dopuścił się ludobójstwa na Woli. Później podobnych zabójstw miał dokonywać również na Starym Mieście. Szacuje się, że liczba ofiar oddziału Reinefartha wynosiła nawet 100 tysięcy osób. I co się z nim stało po wojnie? Pewnie kara śmierci, bo przecież to głównie przewidywano dla tych nielicznych, którzy trafili pod Międzynarodowy Trybunał Stanu w Norymberdze. No, właśnie – niestety tylko nielicznych. Ten kawał gnoja uniknął odpowiedzialności za swoje czyny. Polska wielokrotnie ubiegała się o ekstradycję zbrodniarza, ale za pierwszym razem odmówili nam alianci, tłumacząc, że Niemiec może być ważnym i kluczowym świadkiem w procesach norymberskich. Świadkiem! Później zrobili to już nasi zachodni sąsiedzi, powołując się na brak dowodów. Nie jest to jedyny raz, kiedy świat olewa polskie żądania o wydanie im oprawców swoich obywateli. Przecież tak samo było ze Stefanem Michnikiem i Heleną Wolińską. Przyczyną odmowy był… polski antysemityzm. Niektórzy ludzie wstydu nie mają. Szwedzi odmówili nam nawet już w 2019 roku, żeby zbrodniczy brat redaktora naczelnego Gazety Wyborczy, żeby starszy pan mógł spokojnie dożyć końca swoich dni w przytulnym ośrodku, gdzie grywał sobie w szachy z innymi mieszkańcami. Chyba wtedy powoływano się już na wiek stalinowskiego sędzi. Pamiętamy zresztą, że to samo robiła Platforma w Polsce. Bo jak tak można, przecież to starsi, schorowani ludzie! Ale już nielubianego posła chorego na raka można ciągać po sądach i robić mu najazdy na mieszkanie, czemu nie? Ale do brzegu – wiecie, co po wojnie robił w Niemczech nasz antybohater? W 1951 roku został wybrany na burmistrza miasta Westerland na wyspie Sylt. Jak można wybrać sobie na burmistrza człowieka, który niecałe dziesięć lat wcześniej dowodził oddziałami mordującymi tysiące ludzi? Nie wiem, ale to są Niemcy. Mało tego – mieszkańcy byli zadowoleni z głowy swojego miasta, więc za bardzo mu tego ludobójstwa ani służby w SS nie wypominali. Później został jeszcze posłem landtagu w Szlezwiku-Holsztynie (swoją drogą, niemiecka nazwa niezbyt dobrze nam się kojarząca), tak więc widać, że obywatele byli zadowoleni z jego – ekhm, ekhm – misji. A po zakończeniu kariery polityka pracował jeszcze jako prawnik, bo ten facet przecież na temat sprawiedliwości wiedział wszystko najlepiej! Wspominałam już, że Niemcy odmawiali nam wydania tego zbrodniarza – mało tego, przyznali mu rentę generalską! Zdechł (wybaczcie, ale nie będę pisać z szacunkiem o tym moralnym zerze) w 1979 roku w swojej rezydencji na wyspie Sylt, ciesząc się do końca życia szacunkiem i sympatią jej mieszkańców. Mam nadzieję, że chociaż w tym drugim życiu został osądzony tak jak należy. SPRAWIEDLIWEGO wyroku mu życzę. Jestem w trakcie lektury książki Krzysztofa Kąkolewskiego, zawierającej wywiady ze zbrodniarzami wojennymi, którzy uniknęli kary: Co u pana słychać?. Rozdział o tym bandycie nosi tytuł: Generał, który walczył z dziećmi. Warto po nią sięgnąć.

Tabliczka „pojednania”

Niemcom otworzyły się oczy dopiero w 2014 roku, więc postanowili… odsłonić na budynku ratusza tabliczkę z napisem: „Zawstydzeni pochylamy się nad ofiarami z nadzieją na pojednanie”. I to ma być całe zadośćuczynienie!? I liczycie na pojednanie po tym, co kiedyś Polsce zrobiliście i co robicie w dalszym ciągu, chociaż już bez użycia broni? Zmieniły się metody, cele pozostały te same. Nie jest to jednak jakiś bardzo zadziwiający wyjątek, bo pamiętamy, co zrobił nie tak dawno Justin Trudeau. Uhonorował weterana SS Galizien. Podobno nie wiedział, ale było mu przykro i bardzo przeprosił. Bo uczczenie Jarosława Hunki było bolesne dla narodu żydowskiego, Polaków, Romów i… społeczności LGBT. Dobrze w sumie, że o nas nie zapomniał. W każdym razie – jeżeli tak mają wyglądać starania niemieckiej strony o pojednanie, to ja podziękuję. Nie ma wybaczenia za takie okrucieństwa, nie ma też pojednania, jeśli chcą to załatwić cholernymi tabliczkami. Jeżeli o mnie chodzi nasi zachodni sąsiedzi mogą sobie wsadzić te tablice głęboko w… rzyć. I po czymś takim oni nas chcą praworządności uczyć? To chyba się z pewną, męską częścią ciała, na honory pozamieniali.

M.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Kolejny wyczyn w ramach walki o planetę

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Ostatnie Pokolenie znowu daje niestety o sobie znać. Ja naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć metod ich działania. Przecież jeżeli te ich idee są dla nich faktycznie tak istotne, to powinni do nich zachęcać, a nie wkurzać wszystkich naokoło. Jeżeli są przekonani, że mają rację, to powinni skupiać się na merytorycznych argumentach, tymczasem z tym jest wyjątkowo kiepsko. Jak na razie próbują innych przekonać, że jak latem jest ciepło, to jest to właśnie objaw ocieplającego się klimatu. Ale jak zimą jest zimno, a mieliśmy przecież chłodniejsze dni również wiosną i latem, to wcale nie jest kontrargument na ich tezę, bo klimat to nie pogoda. Aha, i jeszcze przekonują, że mamy najcieplejszy czerwiec, lipiec i sierpień od tysiącleci, bo tysiąc lat temu w tych konkretnych miesiącach jeden dzień był chłodniejszy niż obecnie. Tak to mogą przekonać tylko pogubionych nastolatków, którzy następnie odwalają takie debilizmy. Ale jest w tym wszystkich coś, czego nie rozumiem jeszcze bardziej.

Proobywatelscy dziennikarze

Pierwsza rzecz – jeżeli obejrzelibyście sobie filmik udostępniony przez PapJeża, zauważylibyście się, że tam byli już przygotowani dziennikarze z mainstreamowych mediów – z mikrofonami, kamerami, operatorami. Należy więc wysnuć jedyny logiczny wniosek, że ta organizacja zawiadomiła wcześniej odpowiednie media o planowanej akcji. A to z kolei pozwala na dwa kolejne przemyślenia – że czują się kompletnie bezkarni i że dziennikarze, zawiadomieni o całej akcji, nie raczyli nawet poinformować policji. Świadomie olali obowiązek każdego obywatela, nakazujący powiadomić odpowiednie służby w przypadku planowanego popełnienia przestępstwa. Wandalizm jest przestępstwem. Żadnemu z tych dziennikarskich mend nie przyszło nawet na myśl, że chwila, moment, przecież znamy ich działania, znowu coś zniszczą, znowu ktoś będzie musiał za to płacić, znowu ogólnie cała akcja nikomu się nie opłaci, a jedynie może zaszkodzić. Nie, oni są już tak zaślepieni i tak zaprogramowani, że nawet nie zdecydowali się na pewien cynizm, bo – chociaż nie popieram takiego sposobu myślenia, a przecież intencje też są ważne – gdyby wezwali policję, nagraliby lepszy materiał. Nawet na to są za leniwi. I takie pozbawione wszelkiej przyzwoitości gnidy płaczą i błagają o wsparcie dla wolnych, niezależnych mediów, bo przecież kto nas lepiej poinformuje, co się dzieje na świecie, jak nie oni?! W pełni rzetelnie i obiektywnie, rzecz jasna. Przecież po tylu latach tępej propagandy, kłamstw i manipulacji rozumnemu człowiekowi byłoby wręcz wstyd pisać coś takiego. Bardziej szczerze by było, gdyby napisali: „Jeżeli podobało wam się, jak dzielnie usprawiedliwialiśmy albo zbywaliśmy milczeniem kolejne wpadki KO i jak wzbudzaliśmy powszechną nienawiść do PiS-u – poprzyj nas!”. Ale nie, nawet na taką odrobinę szczerości nie było ich stać, bo resztki godności już dawno spuścili w kiblu. Warto też wspomnieć o tym, że wspomniane „aktywiszcza” są coraz bardziej bezczelni w swoim wandalizmie, bo przecież kiedy niszczyli Syrenkę Warszawską jeszcze dziennikarzy nie wzywali. Razem z dwiema wrzeszczącymi wariatkami wysłali tam kogoś z kamerką, żeby nagrał całe zdarzenie kamerką i wrzucił potem na ich media społecznościowe. A teraz zwołują prawie że konferencje prasowe, ale – kurczę – z happeningiem. I wydaje mi się, że wiem, kto za tym ich poczuciem bezkarności stoi…

Niewzruszony Trzaskowski

Bo wiecie, postawa dziennikarzy to jest i tak mały pikuś w porównaniu z tym, że te ich działania finansuje Czaskoski. Z kieszeni podatników, przecież nie ze swoich! Facet wie, że ta organizacja potrafi jedynie niszczyć, wie, że naraża na koszta podatników czy prywatnych przedsiębiorców, a mimo wszystko zapewnia im pieniądze. Widział ktoś kiedyś głupszego prezydenta? Ja wiem, że konkurencja jest spora, bo wrocławianie mają przecież Sutryka, a gdańszczanie Dulkiewicz, ale mimo wszystko… Faktem jest, że Warszawa niestety ściągnęła do siebie „młodych i wykształconych”, ale przecież to jest tak oczywiste i jawne działanie na szkodę własnego miasta, że tylko idiota jest w stanie tego nie zauważyć. Sprawą zainteresował się mecenas Bartosz Lewandowski, który zapytał pana Rafała: Panie Trzaskowski, proszę wyjaśnić wyborcom jakim cudem „osoby aktywistyczne”, które niszczą „Syrenkę” i zakłócają koncerty w filharmonii mogą korzystać z ogromnego 160-metrowego miejskiego lokalu w samym centrum Warszawy za… 4000 zł m/c (25 zł/mkw)? Przypomnę, że chodzi o ul. Kruczą 17, gdzie ceny najmu lokali użytkowych wynoszą od ok. 120 zł za metr w górę (cena rynkowa najmu min. 19200 zł), a wartość lokalu to ponad 3,5 miliona zł (cena za mkw to 22161 zł)?. A skąd wiadomo o tym, że Ostatnie Pokolenie wynajmuje lokal na preferencyjnych warunkach? Bo sami się tym pochwalili na łamach Gazety Wybiórczej. Opowiedzieli grzecznie, jak to udało im się wygrać miejski konkurs na zagospodarowanie lokalu na Kruczej oraz ile płacą za wynajem. Jak widać instynktu samozachowawczego nie mają za grosz, ale po co go mieć, skoro wszystko jest jawne, a mieszkańcy Warszawy konsekwentnie głosują na Rafała, który widocznie otwarcie taki wandalizm popiera. Chociaż może nie aż tak otwarcie, bo nic nie słyszałam, żeby w jakikolwiek sposób odniósł się do pytania pana Lewandowskiego. Sprawdziłam sobie za to, ile kosztowała naprawa pomnika Syrenki Warszawskiej, który to geniusze z Ostatniego Pokolenia postanowili zniszczyć dla dobra klimatu. Widocznie to są śmieszne pieniądze, bo nikt się nie przejmuje, ale wstępne (podkreślam: wstępne) czyszczenie rzeźby wyniosło ok. pięciu tysięcy złotych. Przy czym mowa tu o samym pomniku, nie uwzględniono tu również kosztów czyszczenia cokołu, które jest dużo bardziej problematyczne, bo jak podało biuro warszawskiego Konserwatora Zabytków: Prawdopodobnie będziemy musieli część cokołu albo zeszlifować, albo zapiaskować, czyli usunąć wierzchnią warstwę, dlatego że barwnik wniknął w pory piaskowca i niestety jest to bardzo trudno usuwalne. Ptaszki ćwierkają, że w związku z tym koszt tych prac może wzrosnąć do kilkunastu tysięcy.

A kto za to płaci? Pan za to płaci, pani za to płaci, społeczeństwo płaci. Cóż, ja się bardzo cieszę, że oni są Ostatnim Pokoleniem i mam nadzieję, że dotrzymają słowa. Życzę im jednak, żeby z wiekiem zmądrzeli i zawiesili działalność, bo to naprawdę niekoniecznie jest w porządku, żeby inni ludzie płacili za ich przestępstwa. Nawet jeśli planeta płonie.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Smutne konsekwencje tępej propagandy

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Dziołchy dziołchom potrafią wrzucić czasem coś takiego, że człowiek poważnie się zastanawia, czy to przypadkiem nie jest jakiś wybitny rodzaj trollingu. Wtedy nawet byłoby to całkiem znośne, ot rodzaj czarnego humoru, ale one to wrzucają zupełnie na poważnie. Wszak nikt nie potrafi ośmieszyć lewicy jak sama lewica.

Odrobina autorefleksji…

Pomijając już tę ich niezdrową tolerancję wobec kobiet, które osiągają zawodowe spełnienie poprzez rozkładanie nóg przed obcymi mężczyznami, to nic im się im w stykach nie przepaliło? Moment refleksji nie przyszedł? Przecież to właśnie ich środowisko przekonuje wszem i wobec, że prostytucja niczym się nie różni od innych zawodów, że absolutnie nie ma powodów do wstydu, ba, zachęcały nawet do tego rodzaju zarobkowania, bo w ich małych główkach uroiło się, że to praca dla wyzwolonych i niezależnych kobiet, które chcą być traktowane, hehehe, podmiotowo. A jakby co, to przecież aborcję można machnąć, nie ma problemu. Ciekawe, że nie wynaleźli jeszcze aborcji na takiego HIV-a, ale przecież „choroby weneryczne to nie wstyd!”.

A po co?

Pomijając już tę ich niezdrową tolerancję wobec kobiet, które osiągają zawodowe spełnienie poprzez rozkładanie nóg przed obcymi mężczyznami, to nic im się im w stykach nie przepaliło? Moment refleksji nie przyszedł? Przecież to właśnie ich środowisko przekonuje wszem i wobec, że prostytucja niczym się nie różni od innych zawodów, że absolutnie nie ma powodów do wstydu, ba, zachęcały nawet do tego rodzaju zarobkowania, bo w ich małych główkach uroiło się, że to praca dla wyzwolonych i niezależnych kobiet, które chcą być traktowane, hehehe, podmiotowo. A jakby co, to przecież aborcję można machnąć, nie ma problemu. Ciekawe, że nie wynaleźli jeszcze aborcji na takiego HIV-a, ale przecież „choroby weneryczne to nie wstyd!”.

Pierwsza ofiara promocji prostytucji?

Bo jestem prawie pewna, że Agata nie była kobietą, którą sytuacja ekonomiczna zmusiła do nierządu. Nie była samotną matką z trójką dzieci, która musiała robić to, co robiła, żeby je wykarmić. Nie była dziewczyną wychowującą się bez rodziny odsyłaną od placówki do placówki, która bez żadnego wsparcia musiała nagle stanąć na nogi. Mam jakieś dziwne przeczucie, graniczące z pewnością, że to była młoda dziewczyna, ktora kiedyś naczytała się bzdur o tym, jaki to z tej prostytucji, pardon, sex-workingu szybki i łatwy hajs, jak to się można prędko usamodzielnić i w ogóle jakie klawe życie się wiedzie, bo do „pracy” można iść tylko kilka razy w miesiącu i już spokojnie na wszystko starcza. Bo kto głupi by pracował osiem godzin dziennie? Nie tylko bezpośredni morderca ma krew na rękach. Duży swój wkład w to zabójstwo włożyły dziołchy i im podobne środowiska, z mediami głównego ścieku na czele. Feministki, psia ich mać. Mam nadzieję, że są z siebie dumne.

Pamiętam jak kiedyś, pisząc komentarz do jednego z artykułów wychwalających właśnie ten rodzaj zarobkowania, zastanawiałam się, co zrobią autorzy tych tekstów, kiedy w końcu dojdzie do tragedii. Już wiem. Zorganizują marsz pamięci dla zamordowanej. *tutaj wyobraźcie sobie odgłos tzw. facepalma*

M.

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Parę słów o profesjonalnym dziennikarstwie

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Za każdym razem, kiedy piszę o kolejnym numerze Krzysztofa Stanowskiego, wolę podkreślić, że mam do niego ambiwalentny stosunek. Lubię oglądać jego Kanał Zero (choć oczywiście nie wszystko), lubię słuchać jego programu z Robertem Mazurkiem, czy nawet jego własne, indywidualne „Stanowisko”. Ale było wiele przypadków, kiedy nie mogłam się z nim zgodzić. Nie da się jednak ukryć, że potrafi on sprowadzić do parteru wybitnych – podobno – dziennikarzy. Dziennikarzy, którzy mają olbrzymi wpływ na opinię publiczną i którzy dzień w dzień przekazują gawiedzi istotne informacje. Parę dni temu zrobił to po raz kolejny i znowu na grubo. I po raz kolejny nie było czego zbierać. Nie mam jednak wielkich nadziei, że cokolwiek do tych naszych pismaków dojdzie, bo przecież wczoraj wrzucałam Wam tutaj post o Głuchowskim, który to był jedną z ofiar Stanowskiego, kiedy to twórca Kanału Zero postanowił odpowiedzieć GazWybowi na zarzuty, jakoby miał być seksistą, mizoginem i Bóg jeden wie, kim jeszcze.

Uczyć się na błędach

Przede wszystkim, zadziwiające jest to, że ci ludzie nie uczą się na własnych błędach. Najpierw była sprawa z Natalią Janoszek – dziewczyna wymyśliła sobie karierę, wymyśliła sobie, że jest wielką gwiazdą Bollywood i nagle wszyscy chcieli przeprowadzić z nią wywiad. A tak naprawdę wystarczyło sobie wpisać jej nazwisko w takim Filmwebie i wychodziło, że nie grała w zbyt wielu produkcjach oraz że te produkcje nie były żadnymi hitami. A jakby się jeszcze trochę pogrzebało, to można było trafić na komentarze sprzed iluś tam lat, że pani Janoszek zwyczajnie kłamie. Ale przecież nasi dziennikarze nie będą tracić czasu na jakiś tam research, przecież nie od tego są. Oni są od kłamania, manipulowania i uprawiania propagandy. I można stwierdzić, że w sumie Janoszek to jakaś tam głupiutka celebrytka, że nie ma to większego wpływu na naszą rzeczywistość, że w sumie to taka bzdurka do obśmiania. Zgadzam się z tym, ale już to pokazało, jak podchodzą do swojej pracy dzisiejsi „dziennikarze”. Wybiórcza jednak doszła do wniosku, że sprawa ich nie dotyczy, bo przecież to jakieś plotkarskie magazyny (tak, jakby Wybiórcza nie miała swoich „odnóg” o podobnej tematyce), a oni są poważnymi dziennikarzami. A poważny dziennikarz – wiadomo! – jak dostaje polecenie kogoś obsmarować, to obsmaruje, a nie będzie się skupiał na jakichś tam faktach, jakiejś weryfikacji, na czymkolwiek. Poważny dziennikarz usiądzie przed komputerem, poszuka jakichś artykułów o swojej ofierze, w żadnym wypadku nie będzie sprawdzał ich autentyczności, Boże broń, ale za to odpowiednio je przeredaguje, przekłamie i zmanipuluje. A jeśli przy okazji popierdzielą mu się daty, trudno. Nic dziwnego, że do tego zadania wytoczona Piotra Głuchowskiego, którym potem Stanowski wytarł sobie podłogę. To była totalna kompromitacja, a szefowie GazWybu uznali, że jeszcze naślą na niego trzpiotkę-idiotkę, żeby trochę popyskowała. To było jednak aż tak żenujące, że nawet twórca Kanału Zero nie bardzo chciał się nad nią znęcać. Już w tamtym momencie nasi wiarygodni „dziennikarze” otrzymali od Stanowskiego dwa ostrzegawcze plaśnięcia w pysk, ale jakoś ich to nie otrzeźwiło. Tym razem sprawa jest jednak przepyszna. Prawdziwa dieta dla osób, które dzisiejsze „dziennikarstwo” co najmniej irytuje, bo w tej chwili wygląda na to, że w poszczególnych redakcjach siedzi banda nierobów, która przeredaguje artykuły innych, albo wymyśla na szybko „listy od czytelniczek”. Coraz bardziej żenujące. I oni mają czelność robić jakieś akcje „w obronie polskich mediów”. Nie, jeżeli chodzi o tzw. „main-streamy” to jedyne, co należy zrobić, to wytrzeć nimi podłogę, a potem wyrzucić szmatę do śmieci.

Znajdziemy haki na wszystkich!

Dobrze, ale wróćmy do samej sprawy ze Stanowskim. Otóż, jak pewnie już wiecie, jakiś czas temu Zbigniew Stonoga zdecydował się opublikować SZOKUJĄCY materiał o popularnym – w tej chwili – youtuberze, który wyraźnie pokazywał, że cały Kanał Zero jest pod butem Ziobry, Kaczyńskiego i PiS-u. I że Stonoga dał się na to nabrać, to jeszcze nic dziwnego. To jest facet, któremu jad i nienawiść zalały już zdrowy rozsądek. Kiedy więc otrzymał materiał, który w 100% demaskował tego przebrzydłego Stanowskiego, nie wahał się ani chwili, żeby pokazać światu z jak bardzo sprzedajnym człowiekiem mamy do czynienia. Słuchajcie, kiedy trafiłam na to nagranie po raz pierwszy od razu mi coś nie grało. Nie dlatego, że od razu zorientowałam się, że tam się daty nie zgadzają, nawet nie dlatego, że ta cała scenka w redakcji wyglądała na sztuczną, ale dlatego, że uważam Stanowskiego za zbyt inteligentnego faceta, żeby tak łatwo dał się podejść. Umówmy się, to nie jest człowiek, którego można łatwo zrobić w jajo. Od początku węszyłam więc spisek. I dosyć szybko dziennikarz opublikował swoje oświadczenie, które wyglądało tak, że wsiadł do niebieskiego lamborghini, bo jakaś łajza go sprzedała. Złoto. A najlepsze jest to, że Stanowski dał przecież jeszcze swoim oponentom podpowiedzi. Tak oczywiste, że gdyby im się chciało odrobinę przysiąść nad tematem, to szybko by je wyłapali i napisali spokojnie Stonodze, że znowu przestrzelił. Nie zgadzała się data zdobycia przez Jagiellonię mistrzostwa Polski, nie zgadzała się sprawa z mężczyzną wciągniętym w silnik samolotu i jeszcze parę innych rzeczy. Ale po co się wysilać, mamy haki na tego przebrzydłego mizogina, dojedziemy go! Według tego, co mówił Stanowski, Zbigniew Stonoga opublikował dostarczone mu podstępnie nagranie po piętnastu minutach. A potem poszła cała fala – publikowali to znani dziennikarze, politycy i… jedna pani prokurator. Tomasza Lisa i Romana Giertycha to nawet nie ma chyba co wspominać, bo oni kompromitowali się już wielokrotnie i widocznie weszło im w nawyk. Wiejski i Piński też nie są żadnym zaskoczeniem. Ale dali się na to nabrać też „dziennikarze” TVN-u (Radomir Wit, Marcin Łuniewski), Radia Zet, Gazety Wyborczej (Wojciech Czuchnowski, zdobywca Grand Pressa, czyli należałoby sądzić, że chyba rzetelny?) i paru innych. Rzecz jasna, dał się nabrać również Bart Staszewski, ale jemu to chyba bez różnicy, bo wyspecjalizował się w kłamstwie. I właśnie wspomniana pani prokurator – Ewa Wrzosek.

Wnioski? Ale po co?

I jaki z tego morał płynie? Dla „dziennikarzy” pewnie żaden. Jestem niemal całkowicie przekonana, że jeżeli Stanowski zrobi podobny numer, to znowu się dadzą złapać na lep jak muchy. Bo oni nie myślą. Otrzymali materiał, który zgadzał się z ich linią narracyjną, otrzymali materiał, który mógł zniszczyć Kanał Zero (bo im z jakichś przyczyn zawadza) i nie pomyśleli ani pół sekundy, czy go faktycznie publikować dalej. Bo gdyby pomyśleli chociaż pół sekundy, to by zrezygnowali. Dlatego, że tam się nic nie zgadza. I tam pal sześć już daty, bo przecież wielkie tuzy dziennikarstwa polskiego nie będą sobie głowy zajmować choćby klikaniem i weryfikowaniem informacji. Ale dlatego, że Stanowski nie jest debilem. I jeśli faktycznie jego kanał na YT byłby tworzony pod dyktando Ziobry czy Kaczyńskiego, to nie ukazywałby tego przed swoimi pracownikami w sposób tak oczywisty. Nie, jeżeli faktycznie tak by było, to tematy drażliwe zrzucałby na odpowiednie osoby, a nie płaszczył się przed całą redakcją, że nie, bo zły Ziobro. To już było oczywiste, ale „dziennikarze” dali się rozsmarować po podłodze po raz kolejny. Bo może akurat teraz nam wyjdzie. Nie wyszło. O tym, że Stanowski lubi trollować było wiadomo od kiedy Najman dał mu się zrobić w jajo. Później akcja z Janoszek, która brutalnie zweryfikowała poziom dziennikarstwa w Polsce. Kilka miesięcy później twórca Kanału Zero publicznie upokorzył chociażby pana Głuchowskiego z Wyborczej, bezlitośnie punktując mu wszystkie kłamstwa, manipulacje i zwyczajną głupotę. Koledzy z GazWybu też nie chcieli się jednak nauczyć na błędach swojego kolegi. Teraz po prostu ich podsumował. Jaki z tego morał dla nas? To jedna z całego morza bredni, którą Stanowski wypunktował, a które są nam serwowane od lat. Pokazał jak na dłoni, że to nie profesjonaliści, a zwykła szarańcza, która zgnoi każdego, kto im nie po drodze. Im się nawet nie chciało zajrzeć na profil Kanału Zero, na którym były już materiały o Funduszu Sprawiedliwości. To powinna być – przede wszystkim – dla nas nauczka, że media głównego ścieku są kompletnie niewiarygodne, zakłamane i nie posiadające chociaż krztyny dziennikarskiej etyki. Tak wprawione w oszukiwaniu, że nawet kiedy ktoś im ich kłamstwa wypomni, idą w swoim cynizmie w zaparte. Tak też było w tym przypadku. Kiedy Stanowski ich zdemaskował, zaczęli się wić jak piskorz, że wcale nie, nieprawda i w dalszym ciągu Stanowski jest zły. Tylko wiecie, jak to teraz wygląda. Oni właśnie się poślizgnęli i wpadli w kupę gówna. I babrzą się w tym gównie, próbując przekonać nas, że wcale nie udowodniono im po raz kolejny, nawet nie tyle dziennikarskiej nierzetelności, co zwykłej propagandy. A my możemy tylko stać i patrzeć. I z jednej strony chciałoby się im dać po pysku za te lata kłamania i manipulacji, a z drugiej nie wypada, bo nie kopie się leżącego. Można tylko napluć, ale po co, skoro oni i tak toną po uszy w gównie?

M.

P.S.: Najlepsze jest to, że Krzysztof Stanowski wcale nie udowodnił, że nie optuje za PiS-em. Udowodnił jedynie, że większa część dziennikarzy main-streamu to idioci. Ale nawet z tym się nasze pismaki pogodzić nie mogą. Bo jak nazwie się idiotę idiotą, to – nie wiadomo czemu – idiota będzie oburzony. I, gdyby faktycznie Stanowski chodził na smyczy Ziobry czy Kaczyńskiego, to takim zabiegiem odsunął od siebie wszystkie oskarżenia, bo cokolwiek napiszą teraz te dziennikarskie prymitywy, nie będzie już wiarygodne. Szach i mat.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej