Connect with us

Nawiasem Pisząc

Wybory coraz bliżej, szaleństwo coraz większe

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Kampania się rozkręca, w sondażach jednak niewiele się zmienia (obserwuję je sobie na stronie euwybory; według nich PiS jak na razie stoi w miarę stabilnie, KO na zmianę notuje niewielkie spadki albo wzrosty, Konfederacja trochę straciła, a Hołownia i Lewica praktycznie stoją w miejscu) i Tusk chyba już zupełnie nie wie, co dalej ma robić, żeby ugryźć ten wredny PiS. Od jakiegoś czasu podejmuje wiele decyzji, dotyczących między innymi list wyborczych, i – niestety dla niego – co jedna, to głupsza. Zdecydował się nawet na proces w trybie wyborczym i radośnie odbębnił zwycięstwo, bo sąd przyznał mu rację – faktycznie, bezrobocie za jego rządów wynosiło 14,4%, a nie 15%. Szybko przyszło mu się przekonać, że było to pyrrusowe zwycięstwo, bo ludzie zwyczajnie go wyśmiali. Bo przecież nieco ponad pół procenta to jest ogrooomna różnica. Memy w stylu: „A imię jego czternaście i cztery” zalały Internet i tyle wyciągnął Tusk z tego szturmu na rząd. Pozostało mu dalej robić wiece i uderzać w Kaczyńskiego, tyle że naboje ma jak na razie ślepe.

Szostak za bardzo postępowa

Przede wszystkim były premier nie jest w stanie zrobić porządku na swoich listach. Najpierw zaryzykował z Janą Szostak, która do tej pory wsławiła się krzykiem pod ambasadą Białorusi i dociekaniem, dlaczego Lewandowski nie musi nosić stanika, a ona tak. Chociaż już dokładnie nie pamiętam, czy to ona podnosiła takie dyskusje, czy robiła to w jej imieniu Maja Staśko (obie są chyba podobnie odklejone), nie jest to nawet istotne. Niedoszła posłanka Platformy zdecydowała się popracować nad popularnością, bo przed zamieszaniem z listami, znowu mało się o niej słyszało. Udzieliła więc wywiadu, w którym uznała, że musiała dokonać aborcji, bo miała wybór. Nie wiem, czy pani Jana nie dostrzega oczywistej sprzeczności – język polski opanowała dosyć dobrze, więc to raczej nie błąd wynikający z braku jego znajomości, a raczej z bezmyślności. W każdym razie, kiedy słuchałam tego wywiadu miałam przed oczami słynny komiks z dwiema wyzwolonymi i postępowymi lesbijkami, z których jedna przybiega, chcąc podzielić się radością ze swoją partnerką: „Zaszłam w ciążę z in vitro!”. „To cudownie!” – odpowiada wyraźnie wzruszona druga z kobiet – „Teraz będziemy mogły… DOKONAĆ ABORCJI”. I wesoła celebracja wspólnego szczęścia. Mniej więcej tak postrzegam wypowiedź Szostak. W dalszej części wywiadu aktywistka podkreśliła, że jest współczesną sufrażystką, w związku z tym popiera aborcję do ostatniego dnia ciąży, bo dopóki płód się nie urodzi, to nie jest człowiekiem, tylko płodem. Nie spodobało się to jednak liderowi Platformy, który już dawno temu obiecał, że wyrzuci z partii każdego, kto nie poprze legalnej aborcji do dwunastego tygodnia ciąży, ale do takiej nowoczesności jeszcze nie dorósł. Widać, że sztab szefa KO próbuje śledzić nastroje społeczne i podpowiada swojemu liderowi, co i jak, ale nie wiem, czy mogą liczyć na aż takie zaniki ludzkiej pamięci, bo Tusk w tej kampanii co chwilę zmienia stanowisko. Wiadomo jednak, że Doniek jest szalenie tolerancyjnym człowiekiem, więc Jana pożegnała się z partią szybciej, niż się przywitała, bo jej mądrości to było nawet za dużo, jak na tak postępowego polityka, jakim jest nasz wspaniały mąż stanu. Kobietę jednak szybko przytuliła lewica, która jest już obeznana z tak oderwanymi poglądami, a jak dają, to się bierze, prawda? Zastanawiam się, czy oni nie widzą, że polityk, który skacze w trakcie kampanii z partii do partii, byle się tylko gdzieś załapać i dostawać kasę za małpowanie w Sejmie przez kolejne cztery lata, jest kompletnie niewiarygodny. Nic im w każdym razie ta Jana w sondażach nie ruszyła.

Ośmieszenie Giertycha

Propozycję startu dostał za to Roman Giertych. Z ostatniego miejsca w świętokrzyskim. Adwokat jest chyba wyjątkowo zdeterminowany, żeby dostać immunitet, bo wydaje mu się nie przeszkadzać, że startuje z okręgu, w którym przewaga PiSu od ładnych paru lat jest wyraźna (według sondażów na tę chwilę obecnie rządzący mogą tam liczyć na 5 mandatów, przy 2 mandatach KO), więc szanse na wejście ma… takie sobie. Musiałoby się okazać, że Polacy niesamowicie go kochają, ale mam duże wątpliwości, czy tak będzie. Z Romkiem jest śmieszna sytuacja, bo jeszcze do niedawna opozycja przerzucała go sobie jak kukułcze jajo – Giertych koniecznie chciał gdzieś wystartować, jednak mało kto chciał go na swoich listach – ostatnio bowiem prawnik jest znany głównie z kompromitujących teorii spiskowych, które tworzył razem z Lisem (ale że Tomka nie chcą na listę wciągnąć; wszak ładnych parę lat temu wróżono mu prezydenturę!), problemach z prawem i poglądów, które kiedyś wyznawał zupełnie odmienne, więc też jest mało przekonującym kandydatem. W każdym razie wydaje mi się, że widzę w tym misterny plan Tuska. Wszak ten „tchórz, łajdak i kanalia”, czyli Jarek, UCIEKŁ z Warszawy i będzie startował w Kielcach. Dla środowiska Platformy jest jasne, że zrobił to, bo boi się debaty ze słońcem narodu… niemieckiego. Być może, bo prezes PiS nie jest posłem, który lubi prowadzić debaty i niekoniecznie dobrze na nich wypada. On zdecydowanie lubi po cichu pociągać za sznurki, bo machnął przecież ręką na wysokie państwowe stanowiska. Tusk zaczął więc prowokacyjnie wzywać Kaczyńskiego do odwagi: „Robię to tylko dla ciebie Jarosławie Kaczyński, wystawię na naszej liście twojego wicepremiera Romana Giertycha, na ostatnim miejscu”. Tak, żeby mógł z nim się kiedyś publicznie pogryźć w jakiejś telewizji. Ale po co Kaczyński ma debatować z posłem z ostatniego miejsca? Nie dostrzegają tutaj absurdu? Przy okazji Tusk albo popisał się krótką pamięcią, albo ma nadzieję na podobną u swoich wyborców (ci już przecież wielokrotnie mu udowadniali, że może na nich liczyć w tej kwestii), albo jeszcze w trakcie kampanii utrzeć trochę nosa Rafałowi Trzaskowskiemu, bo zapewniał ze sceny, że on domaga się dyskusji na najważniejsze tematy polityczne z Jarosławem Kaczyńskim i „może być nawet w ich mediach”. Wszyscy pamiętamy, jak komicznie skończyło się podczas ostatnich wyborów prezydenckich, kiedy obaj panowie argumentowali sami ze sobą w swoich ulubionych telewizjach i – jestem niemal pewna – z przygotowanymi przez ich sztaby pytaniami. Nie wiem tylko, czy mieli promptery, czy musieli się jednak nauczyć odpowiedzi na pamięć.

Demokratyczne pozbawienie praw wyborczych

Co do samego Trzaskowskiego, to niespecjalnie wspierał swojego „ukochanego” wodza, kiedy był zajęty na swoim apolitycznym kampusie (był tak apolityczny, jak ostatni Poland Rock). Przede wszystkim niespecjalnie zainteresował się, że z Warszawy pod jego panowaniem znowu zrobiła się druga Wenecja i mieszkańcy nie mogli przejechać z punktu A do punktu B. To przecież nic takiego, bo na pewno większość z nich wciąż miała spalinowe samochody, więc dobrze im tak! Na nieszczęście dla sztabu Platformy, prezydent stolicy dopuścił do głosu Agnieszkę Holland (o której ostatnio znowu głośno, bo nakręciła kolejny antypolski film, rzecz jasna, z udziałem Mai Ostaszewskiej, która na chwilę odłożyła kartkę z apelem o obronę karpii). Reżyser postanowiła przypomnieć wszystkim, że mężczyźni przez trzy kadencje powinni być pozbawieni prawa głosu. Zdaje się, że łaskawie mogą startować, bo przecież nikt nie ośmieli się tego zabronić Donkowi, ale głosować na siebie już najwyraźniej nie. Artystka zgadza się, że to kontrowersyjny pomysł, ale za to „jakże inspirujący”. Pani Agnieszka jest na tyle wyrozumiała, że zabrałaby Wam, drodzy panowie, prawo o decydowaniu, kto będzie Wami rządził tylko na dwanaście lat, a nie tak jak wredni szowiniści odebrali kobietom na setki lat i w sumie biedne, uciśnione kobiety mogą głosować dopiero od niedawna. Zdaje się, że Holland niespecjalnie przykładała się do polskiej historii, bo Polki otrzymały prawa wyborcze tuż po odzyskaniu przez nasz kraj Niepodległości, ale widocznie bardziej zainteresowana była historią swoich przodków. W każdym razie nie wiem, co mają w głowach mężczyźni, którzy po takim wystąpieniu wciąż będą popierali platformiane środowisko, ale gorąco liczę na to, że posłuchają apelu i na wybory nie pójdą. Zakaz to zakaz, pani Agnieszka na pewno wie, co mówi.

Pieska afera

Trzecią drogą i Lewicą chyba nie ma sensu zaprzątać sobie głowy, bo stanęli w miejscu już jakiś czas temu i tak stoją. Natomiast notowania spadły trochę Konfederacji. Być może wyhamowała trochę promocja, jaką rozkręcał Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak, a być może trochę zawiniła ostatnia „afera z psami”. Co prawda, pani, która ją rozpętała również pożegnała się z możliwością startu, ale media w końcu trafiły na nośny temat, który wykorzystały do końca, mimo że tak naprawdę nie dotyczy to żadnych ważnych politycznych spraw. Jestem pewna, że nawet gdyby Konfederacji zależało na zniesieniu ustawy o zakazie uboju psów, to nic by to w polskiej rzeczywistości nie zmieniło. Od dawna żyjemy w takim kręgu kulturowym, że niektóre zwierzęta się lubi i trzyma w domu jako pupile, a inne zjada. Nie jest to sprawiedliwe, ale w życiu często tak bywa. I jestem pewna, że gdyby ktoś zdecydował się postawić knajpę, w której będą podawane potrawy z psa albo kota, rynek szybko go zweryfikuje, bo po prostu nie będzie miał klientów. Polacy raczej będą skręcali w stronę restauracji, w których serwują ich ulubione kurczaki, wołowinę czy wieprzowinę. Według mnie nie był to w ogóle temat istotny, bo Konfa w ogóle nie ma takich planów, ale media znakomicie wyczuły, że przecież nasz naród jest jednym z najbardziej psolubnych w Europie, więc jak się całą sprawę odpowiednio rozdmucha i wytnie z kontekstu, to temat chwyci. I chwycił, bo mieliśmy krótką, głośno i kompletnie mało istotną burzę. Dawno się na to czaili, więc chyba wypada pogratulować wytrwałości. Pytanie, czy faktycznie wiele to zmieni, bo mamy jeszcze półtora miesiąca kampanii i w tym momencie na pewno żadna z partii nie będzie zamierzała zwalniać tempa.

M.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Idee i wartości Igrzysk Olimpijskich

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Zawsze myślałam, że zaszczyt niesienia olimpijskiego płomienia dotyczy tylko najbardziej zasłużonych sportowców. Prawdziwych legend, które potrafiły pokonać największe słabości, a stres i presję przekuć na ambicję i waleczność. Mistrzów w swojej dyscyplinie. Niedoścignionych wzorów i autorytetów dla wielu ludzi. Ludzi wytrwałych, ambitnych i pracowitych. Ludzi, którzy całe swoje życie podporządkowali sportowi. Którzy nie bali się wyrzeczeń, bo przyświecał im jeden konkretny cel i konsekwentnie do niego dążyli. Którzy są żywymi pomnikami w świecie sportu. Którzy często dokonywali rzeczy, które wydawały się niemożliwe.

Nowa tradycja?

Francuzi uświadomili mi, jak bardzo się myliłam. Ponieważ znicz olimpijski poniósł Snoop Dogg, który kojarzy mi się głównie z jaraniem trawki, oraz jakichś trzech facetów, którym wydaje się, że są kobietami. Już na ostatnich Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, zdaje się w ceremonii otwarcia albo zamknięcia konkursu w łyżwiarstwie figurowym, brał udział mężczyzna, który nie potrafił nawet jeździć na łyżwach i jedyne, co zrobił to dostojnie wyrżnął tyłkiem o lód, niosąc norweską flagę. Ale był przebrany za kobietę, więc widocznie kompromitacji nie było. Francja idzie jeszcze dalej, bo zabiera zaszczyt wzięcia udziału w sztafecie niosącej olimpijski znicz cenionym i szanowanym sportowcom, ale to wszystko, rzecz jasna, w imię tolerancji. Panowie, którzy zamiast nich, poniosą znicz znani są podobno z wulgarnych i seksualnych występów. Według wielu taki wybór to poniżanie i deprecjonowanie ważnych wartości i ogólnie hańba dla Francji. Zgadzam się, przy czym według mnie Francja zhańbiła się już ładnych parę lat temu i wiele już z tego państwa nie zostało.

Tolerancja ponad bezpieczeństwo

Ale już burmistrz Paryża broni tego wyboru, powołując się na typowe dla postępowców argumenty. Niejednokrotnie wyśmiewane i nie wnoszące absolutnie nic do dyskusji. Pewnie już domyślacie się, jakie to „argumenty”. Ależ oczywiście, homofobia i transfobia. Cóż, tak jak pisałam – zaszczyt niesienia znicza powinien dosięgnąć tylko najwybitniejszych sportowców. Nie widzę powodów, dla których ta tradycja miałaby się zmienić na korzyść jakichś niewyżytych przebierańców. Jeśli pani burmistrz potrafi mi to jakoś logicznie wytłumaczyć, to bardzo proszę. W przeciwnym wypadku niech sobie wsadzi tę transfobię i homofobię tam, gdzie słońce nie dochodzi. I zajmie się naprawdę poważnymi problemami, bo te Igrzyska mogą być najbardziej kompromitujące w całej historii tych rozgrywek i to nie tylko ze względu na takich dziwaków. Chirurdzy i inżynierowie, tak jak przewidywali ludzie mądrzejsi od pani burmistrz, już robią tam chlew. Zdążyli wywołać zamieszki na meczu Argentyny z Maroko (co, swoją drogą pokazało, że Francuzi są kompletnie pod tym kątem nieprzygotowani), okraść piłkarzy z Argentyny oraz kolarzy z Australii oraz ubogacić kulturowo australijską obywatelkę. A ceremonia otwarcia dopiero dziś wieczorem. A nieśmiało tylko przypominam, że Francja, zgłaszając swoją kandydaturę, wzięła na siebie obowiązek troskę o bezpieczeństwo wszystkich kibiców, którzy tam przyjadą.

Cóż, szykują się wybuchowe Igrzyska.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

 

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Uśmiechnięte państwo prawa

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

To, co ostatnio dzieje się w naszym uśmiechniętym państwie prawa to tak naprawdę zwykły kabaret, bo działania Tuska przypominają już najlepsze czasy SB. Niedawno służby zatrzymały ks. Olszewskiego i Marcina Romanowskiego w sprawie jakichś nieprawidłowości związanych z Funduszem Sprawiedliwości. Obaj utrzymują, że w areszcie byli traktowani co najmniej średnio, żeby nie powiedzieć dosadniej, ale służba więzienna i Adam Bodnar stwierdzili, że wcale nie, nieprawda i na tym w zasadzie sprawa się skończyła. Ale cóż, pan premier obiecał swoim wyborcom, że będzie zemsta na tych wstrętnych pisiorach – i tej jednej obietnicy akurat zamierza dotrzymać. Po pierwsze dlatego, że sam jest mściwym człowiekiem, o czym mówiło się już dawno i w różnych środowiskach, a po drugie dlatego, że doskonale zdaje sobie sprawę na czym jego zatwardziałemu elektoratowi najbardziej zależy – im nie przeszkadza, że nagle będą mieli mniej pieniędzy w portfelu, a być może nawet stracą pracę, byle tylko mieli świadomość, że ktoś „j***e PiS”. Zaatakowano dwa z najbardziej znienawidzonych – przez postępowych i tolerancyjnych – cele.

Ten szatański Kościół

Ksiądz Olszewski po zatrzymaniu napisał list do rodziny, który następnie został opublikowany. Z jego fragmentów możemy wyczytać między innymi: Od 6 rano, przez cały dzień (nawet przy czynnościach fizjologicznych) byłem skuty. Ani na chwilę nie zdjęto mi kajdanek. Usłyszałem, że o tej porze nie ma ani kolacji, ani wody. Ubłagałem pół butelki wody z kranu, przyniesionej w butelce, która stała w celi. Rano, kiedy prosiłem, by zaprowadzono mnie do WC, usłyszałem: „Lej do niej”. Ksiądz pisał również: Pouczono mnie, że w razie jakiegokolwiek ruchu bez ich zgody użyją siły włącznie z bronią palną. Oczywiście, tak jak wspominałam Bodnar i służby więzienne stanowczo temu zaprzeczyły, więc w ogóle nie ma o czym gadać, jednak adwokat księdza utrzymuje, że jego klient schudł w areszcie 15 kilogramów i ogólnie jest w złym stanie fizycznym. Jak jest naprawdę, nie wiadomo, ale patrząc na to, jakie wspomnienia z aresztu mieli Wąsik i Kamiński – obawiam się, że nie można tego wykluczać. Nie wiem też, czy ksiądz Michał jest winny czy nie – wiem za to, że wielu prawników ma wątpliwości co do zasadności tych oskarżeń, tym bardziej, że mówimy tu nawet o rzekomym udziale w grupie przestępczej. Tyle że Koalicja za grupę przestępczą uznaje PiS, Konfederację i ogólnie każdą grupę czy stowarzyszenie, która nie działa po ich myśli. Mam jednak wrażenie, że mamy tu do czynienia z typowo SB-ckimi metodami – dorwano człowieka, co do którego można było sformułować mające mniej lub więcej sensu zarzuty, a potem uprzykrzać mu życie w więzieniu tak, żeby się złamał i być może zdradził jakieś nieścisłości gdzieś w wyższych kręgach, które nawet nie muszą być prawdziwe. I trochę się denerwują, bo wygląda na to, że duchowny do tej pory się nie złamał.

Ten przebrzydły PiS

Jeszcze większe jaja są z posłem Marcinem Romanowskim. On również jest oskarżany o nieprawidłowe wydatkowanie środków z Funduszu Sprawiedliwości. Romanowskiego aresztowano przed kamerami, niemalże w świetle fleszy – tak, żeby absolutnie nikt nie miał wątpliwości z jakim niebezpiecznym przestępcą i bandytą mamy do czynienia. I po to, żeby zaślepieni fanatycy Tuska mogli wiwatować. Oczywiście, trzeba było go od razu aresztować, bo „zachodziło ryzyko matactwa”. Romanowski od jakiegoś czasu musiał zdawać sobie sprawę, że nasz nie-rząd ostrzy sobie na niego zęby, więc jakby miał mataczyć, to już dawno by to zrobił i może nawet uciekł do Włoch, jak taki inny. Mało tego – on kilka dni wcześniej sam zgłosił się do prokuratury, żeby złożyć zeznania, ale wtedy nikt nie chciał z nim gadać. Bo wtedy nie było kamer, nie było świadków, oczernianie człowieka nie byłaby więc aż tak spektakularne. Kazano mu więc spadać, żeby po jakimś czasie wywlec go w kajdankach na oczach wszystkich. Sprawiedliwość triumfuje, prawda? Tylko że wcale nie, bo poseł Romanowski bardzo szybko został zwolniony z aresztu, bo okazało się, że ma on również immunitet Rady Europy. I teraz pytanie – czy prokuratorzy pod rządami Tuska są tak niekompeteni, że nie zdawali sobie z tego sprawy i skompromitowali się doszczętnie, czy może wręcz przeciwnie – zrobili to celowo, wiedzieli, że tak to się skończy, ale też doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że obraz wyprowadzonego w kajdankach urzędnika państwowego na trwale zostanie w pamięci. I prawdopodobnie właśnie o to chodziło. Zresztą sam Tusk pisał na swoim Twixie, że publiczność jest rozczarowana. Sam się poniekąd przyznał, że robił to właśnie dla poklasku.

Prawo takie, jak my je rozumiemy

Romanowski może być po prostu nagrodą pocieszenia dla prostego ludu, bo przecież Tusk obiecywał dorwać Zbigniewa Ziobrę, a tego mu się nie udało z uwagi na ciężką chorobę byłego ministra. A może i środkiem do celu, żeby uzyskać haki na kogoś wyżej postawionego, jak to już wcześniej pisałam. Nie wiem, ale wiem, że to, co wyprawiają posłowie KO na polecenie swojego guru na pewno zgodne z prawem nie jest. Śmieszą mnie też pełne oburzenia głosu z tamtego obozu, że Romanowski chowa się za immunitetem. Bo przecież oni w naszym nie-rządzie to wszyscy święci i żodyn z nich (ŻODYN!!!) nigdy tym immunitetem nie wymachiwał. I nie chodzi też o sam immunitet, bo ja ogólnie jestem jemu przeciwna, uważam, że jeśli wszyscy jesteśmy równi wobec prawa to wszyscy, a nie, że niektórzy mogą być równiejsi. Ale chciałabym, żeby te immunitety znieśli dla wszystkich, a nie co jakiś czas urządzali sobie polowanie na czarownice, bo któregoś posła akurat wyjątkowo nie lubią, a że kiedyś wpisał swoje nazwisko w nie tej rubryczce, co trzeba, to mają podstawy. I żeby była jasność – nie twierdzę, że ks. Olszewski i Marcin Romanowski są niewinni. Tego nie wiem. Ale wydaje mi się, że każdy ma prawo do uczciwego procesu. I każdy ma prawo oczekiwać tego procesu w swoim domu, o ile nie istnieje ryzyko, że kogoś zadźga na ulicy albo zwieje za granicę. Na razie słyszymy tylko o zarzutach. Nic nie wiadomo o procesie – kiedy i czy w ogóle będzie. Bez procesu nie ma wyroku, prawda? Nieprawda. Wyrok wydały już media protuskowe, oczerniając obu mężczyzn dwadzieścia cztery godziny na dobę. I nawet jeśli okaże się, że tak naprawdę żadnej afery nie było, to i tak zniszczono im dobre imię, a smród będzie się ciągnął za nimi jeszcze długo.

Takie to państwo prawa z tej naszej uśmiechniętej Polski.

M.

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Zło, którego się nie zapomina

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Żeby jeszcze bardziej uświadomić Wam, jakimi Niemcy byli okrutnikami podczas II wojny światami, a jakimi pokrytymi hańbą obłudnikami są teraz, kiedy nie chcą wypłacić należnych Polsce pieniędzy, napiszę Wam dwie historie. O jednej pewnie coś, gdzieś słyszeliście, bo jest dość znana w naszym kraju, ale o drugiej praktycznie już się nie mówi. I naprawdę nóż się w kieszeni otwiera, kiedy się o nich czyta. Daję Wam słowo, że po lekturze tego tekstu będziecie czuć tylko wściekłość i bezradność. Ja przynajmniej tak miałam, kiedy dzisiaj, wracając z pracy, czytałam sobie na ten temat, przygotowując się do tego artykułu.

Humanitaryzm po niemiecku

Obie te historie dotyczą rzezi na Woli, którą Niemcy zorganizowali, żeby ukarać warszawian za wybuch powstania. Zginęło wówczas od 20 tysięcy do 65 tysięcy, chociaż może należy odetchnąć z ulgą, że „tylko” tyle, bo Adolf Hitler wydał jasny rozkaz – mieli zginąć wszyscy warszawiacy. Co do jednego. Zaś całe miasto należało zniszczyć – to drugie im się przecież udało. Sposób myślenia tego obłąkanego człowieka był jasny: Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy. Niemcy, oczywiście, od razu ochoczo przystąpili do realizacji planu i dokonali ludobójstwa na mieszkańcach Woli. Nie miało dla nich znaczenia, czy to było dziecko, kobieta czy mężczyzna, nie miało dla nich również znaczenia, że to byli cywile, którzy nie brali udziału w walkach. Chcieli tylko przeżyć wojnę. Nawet to nie było im dane. Wymordowano również personel i pacjentów trzech okolicznych szpitali. Wywlekali ludzi z domów, biciem, kopaniem i uderzaniem kolbami karabinów zmusili ich do ustawiania się pod ścianami, gdzie następnie ich rozstrzeliwano. Zmuszano niektórych mężczyzn do palenia zwłok, a potem ich również zabijano. Wśród tych ludzi była Wanda Lurie, wypędzona z domu z trójką swoich dzieci. Kobieta była również w widocznej ciąży. Idąc na pewną śmierć, pani Wanda próbowała wybłagać pilnujących jej Niemców o łaskę dla niej i jej dzieci, ale gdzie tam. Później usiłowała wykupić się od jakichś Ukraińców, oferując im wszystkie swoje kosztowności. Oni chcieli się nawet zgodzić, ale przyuważył to jakiś Szwab i „transakcję” uniemożliwił tuż po wręczeniu ukraińskim pomocnikom biżuterii i pieniędzy. Rzecz jasna, swojej własności już nie odzyskała, ale myślę, że był to dla niej już w tym momencie najmniejszy problem. 3-letni Wiesław płakał przerażony, tym bardziej, że pewnie nie rozumiał jeszcze, co się dzieje. 6-letnia Ludmiła również wylewała łzy, powtarzając co chwilę: Mamo, oni nas zabiją! Najstarszy syn, 11-letni Lech po prostu się modlił. Niedługo później zostali postawieni pod mur fabryki „Ursus” i hitlerowcy zaczęli strzelać. Dzieci Lurie zginęły od razu, ona została ciężko raniona w twarz i obie nogi. Po odzyskaniu przytomności leżała między ciałami zabitych przez kolejne dwa dni, bojąc się ruszyć. Mogła tylko patrzeć na swoje martwe dzieci i czekać na śmierć. W pewnym momencie jednak poczuła ruch w swoim brzuchu. Wróciły w nią siły, że może zdoła ocalić swoje ostatnie, najmłodsze dziecko, więc wyczołgała się spod spiętrzonych ciał i próbowała uciekać. Następnie została jednak ponownie pojmana i zapędzona do obozu przejściowego w Kościele Św. Stanisława Biskupa, a następnie do obozu w Pruszkowie. 20 sierpnia urodziła syna Mścisława. Widzicie więc sami, że Niemcy doskonale widzieli, że kobieta jest w ciąży, a mimo to nie okazali litości. Każdy Polak to każdy Polak. Również nienarodzony. Dr Mścisław Lurie został współzałożycielem i aktywnym członkiem Stowarzyszenia Polaków Poszkodowanych przez III Rzeszę. Zmarł w 2018 roku – jego matka odeszła w roku 1989. Była jednym z najważniejszych świadków, a dzięki jej zeznaniom wiadomo znacznie więcej o tragedii na Woli, a Niemcom nie udało się sprawy zatuszować. Choć próbowali.

Sprawiedliwość po niemiecku

No dobrze, a jakie kary spotkały morderców? Skoro były dostępne zeznania pani Wandy i innych świadków, więc było wiadomo mniej więcej, co tam się działo… Bo przecież nie mogło im to ujść tak zupełnie płazem, prawda? Cóż, nie wiem o wszystkich zbrodniarzach, ale napiszę Wam o jednym. Heinz Reinefarth był dowódcą jednego z oddziałów, który dopuścił się ludobójstwa na Woli. Później podobnych zabójstw miał dokonywać również na Starym Mieście. Szacuje się, że liczba ofiar oddziału Reinefartha wynosiła nawet 100 tysięcy osób. I co się z nim stało po wojnie? Pewnie kara śmierci, bo przecież to głównie przewidywano dla tych nielicznych, którzy trafili pod Międzynarodowy Trybunał Stanu w Norymberdze. No, właśnie – niestety tylko nielicznych. Ten kawał gnoja uniknął odpowiedzialności za swoje czyny. Polska wielokrotnie ubiegała się o ekstradycję zbrodniarza, ale za pierwszym razem odmówili nam alianci, tłumacząc, że Niemiec może być ważnym i kluczowym świadkiem w procesach norymberskich. Świadkiem! Później zrobili to już nasi zachodni sąsiedzi, powołując się na brak dowodów. Nie jest to jedyny raz, kiedy świat olewa polskie żądania o wydanie im oprawców swoich obywateli. Przecież tak samo było ze Stefanem Michnikiem i Heleną Wolińską. Przyczyną odmowy był… polski antysemityzm. Niektórzy ludzie wstydu nie mają. Szwedzi odmówili nam nawet już w 2019 roku, żeby zbrodniczy brat redaktora naczelnego Gazety Wyborczy, żeby starszy pan mógł spokojnie dożyć końca swoich dni w przytulnym ośrodku, gdzie grywał sobie w szachy z innymi mieszkańcami. Chyba wtedy powoływano się już na wiek stalinowskiego sędzi. Pamiętamy zresztą, że to samo robiła Platforma w Polsce. Bo jak tak można, przecież to starsi, schorowani ludzie! Ale już nielubianego posła chorego na raka można ciągać po sądach i robić mu najazdy na mieszkanie, czemu nie? Ale do brzegu – wiecie, co po wojnie robił w Niemczech nasz antybohater? W 1951 roku został wybrany na burmistrza miasta Westerland na wyspie Sylt. Jak można wybrać sobie na burmistrza człowieka, który niecałe dziesięć lat wcześniej dowodził oddziałami mordującymi tysiące ludzi? Nie wiem, ale to są Niemcy. Mało tego – mieszkańcy byli zadowoleni z głowy swojego miasta, więc za bardzo mu tego ludobójstwa ani służby w SS nie wypominali. Później został jeszcze posłem landtagu w Szlezwiku-Holsztynie (swoją drogą, niemiecka nazwa niezbyt dobrze nam się kojarząca), tak więc widać, że obywatele byli zadowoleni z jego – ekhm, ekhm – misji. A po zakończeniu kariery polityka pracował jeszcze jako prawnik, bo ten facet przecież na temat sprawiedliwości wiedział wszystko najlepiej! Wspominałam już, że Niemcy odmawiali nam wydania tego zbrodniarza – mało tego, przyznali mu rentę generalską! Zdechł (wybaczcie, ale nie będę pisać z szacunkiem o tym moralnym zerze) w 1979 roku w swojej rezydencji na wyspie Sylt, ciesząc się do końca życia szacunkiem i sympatią jej mieszkańców. Mam nadzieję, że chociaż w tym drugim życiu został osądzony tak jak należy. SPRAWIEDLIWEGO wyroku mu życzę. Jestem w trakcie lektury książki Krzysztofa Kąkolewskiego, zawierającej wywiady ze zbrodniarzami wojennymi, którzy uniknęli kary: Co u pana słychać?. Rozdział o tym bandycie nosi tytuł: Generał, który walczył z dziećmi. Warto po nią sięgnąć.

Tabliczka „pojednania”

Niemcom otworzyły się oczy dopiero w 2014 roku, więc postanowili… odsłonić na budynku ratusza tabliczkę z napisem: „Zawstydzeni pochylamy się nad ofiarami z nadzieją na pojednanie”. I to ma być całe zadośćuczynienie!? I liczycie na pojednanie po tym, co kiedyś Polsce zrobiliście i co robicie w dalszym ciągu, chociaż już bez użycia broni? Zmieniły się metody, cele pozostały te same. Nie jest to jednak jakiś bardzo zadziwiający wyjątek, bo pamiętamy, co zrobił nie tak dawno Justin Trudeau. Uhonorował weterana SS Galizien. Podobno nie wiedział, ale było mu przykro i bardzo przeprosił. Bo uczczenie Jarosława Hunki było bolesne dla narodu żydowskiego, Polaków, Romów i… społeczności LGBT. Dobrze w sumie, że o nas nie zapomniał. W każdym razie – jeżeli tak mają wyglądać starania niemieckiej strony o pojednanie, to ja podziękuję. Nie ma wybaczenia za takie okrucieństwa, nie ma też pojednania, jeśli chcą to załatwić cholernymi tabliczkami. Jeżeli o mnie chodzi nasi zachodni sąsiedzi mogą sobie wsadzić te tablice głęboko w… rzyć. I po czymś takim oni nas chcą praworządności uczyć? To chyba się z pewną, męską częścią ciała, na honory pozamieniali.

M.

Czytaj dalej