Connect with us

Nawiasem Pisząc

Wybory coraz bliżej, szaleństwo coraz większe

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Kampania się rozkręca, w sondażach jednak niewiele się zmienia (obserwuję je sobie na stronie euwybory; według nich PiS jak na razie stoi w miarę stabilnie, KO na zmianę notuje niewielkie spadki albo wzrosty, Konfederacja trochę straciła, a Hołownia i Lewica praktycznie stoją w miejscu) i Tusk chyba już zupełnie nie wie, co dalej ma robić, żeby ugryźć ten wredny PiS. Od jakiegoś czasu podejmuje wiele decyzji, dotyczących między innymi list wyborczych, i – niestety dla niego – co jedna, to głupsza. Zdecydował się nawet na proces w trybie wyborczym i radośnie odbębnił zwycięstwo, bo sąd przyznał mu rację – faktycznie, bezrobocie za jego rządów wynosiło 14,4%, a nie 15%. Szybko przyszło mu się przekonać, że było to pyrrusowe zwycięstwo, bo ludzie zwyczajnie go wyśmiali. Bo przecież nieco ponad pół procenta to jest ogrooomna różnica. Memy w stylu: „A imię jego czternaście i cztery” zalały Internet i tyle wyciągnął Tusk z tego szturmu na rząd. Pozostało mu dalej robić wiece i uderzać w Kaczyńskiego, tyle że naboje ma jak na razie ślepe.

Szostak za bardzo postępowa

Przede wszystkim były premier nie jest w stanie zrobić porządku na swoich listach. Najpierw zaryzykował z Janą Szostak, która do tej pory wsławiła się krzykiem pod ambasadą Białorusi i dociekaniem, dlaczego Lewandowski nie musi nosić stanika, a ona tak. Chociaż już dokładnie nie pamiętam, czy to ona podnosiła takie dyskusje, czy robiła to w jej imieniu Maja Staśko (obie są chyba podobnie odklejone), nie jest to nawet istotne. Niedoszła posłanka Platformy zdecydowała się popracować nad popularnością, bo przed zamieszaniem z listami, znowu mało się o niej słyszało. Udzieliła więc wywiadu, w którym uznała, że musiała dokonać aborcji, bo miała wybór. Nie wiem, czy pani Jana nie dostrzega oczywistej sprzeczności – język polski opanowała dosyć dobrze, więc to raczej nie błąd wynikający z braku jego znajomości, a raczej z bezmyślności. W każdym razie, kiedy słuchałam tego wywiadu miałam przed oczami słynny komiks z dwiema wyzwolonymi i postępowymi lesbijkami, z których jedna przybiega, chcąc podzielić się radością ze swoją partnerką: „Zaszłam w ciążę z in vitro!”. „To cudownie!” – odpowiada wyraźnie wzruszona druga z kobiet – „Teraz będziemy mogły… DOKONAĆ ABORCJI”. I wesoła celebracja wspólnego szczęścia. Mniej więcej tak postrzegam wypowiedź Szostak. W dalszej części wywiadu aktywistka podkreśliła, że jest współczesną sufrażystką, w związku z tym popiera aborcję do ostatniego dnia ciąży, bo dopóki płód się nie urodzi, to nie jest człowiekiem, tylko płodem. Nie spodobało się to jednak liderowi Platformy, który już dawno temu obiecał, że wyrzuci z partii każdego, kto nie poprze legalnej aborcji do dwunastego tygodnia ciąży, ale do takiej nowoczesności jeszcze nie dorósł. Widać, że sztab szefa KO próbuje śledzić nastroje społeczne i podpowiada swojemu liderowi, co i jak, ale nie wiem, czy mogą liczyć na aż takie zaniki ludzkiej pamięci, bo Tusk w tej kampanii co chwilę zmienia stanowisko. Wiadomo jednak, że Doniek jest szalenie tolerancyjnym człowiekiem, więc Jana pożegnała się z partią szybciej, niż się przywitała, bo jej mądrości to było nawet za dużo, jak na tak postępowego polityka, jakim jest nasz wspaniały mąż stanu. Kobietę jednak szybko przytuliła lewica, która jest już obeznana z tak oderwanymi poglądami, a jak dają, to się bierze, prawda? Zastanawiam się, czy oni nie widzą, że polityk, który skacze w trakcie kampanii z partii do partii, byle się tylko gdzieś załapać i dostawać kasę za małpowanie w Sejmie przez kolejne cztery lata, jest kompletnie niewiarygodny. Nic im w każdym razie ta Jana w sondażach nie ruszyła.

Ośmieszenie Giertycha

Propozycję startu dostał za to Roman Giertych. Z ostatniego miejsca w świętokrzyskim. Adwokat jest chyba wyjątkowo zdeterminowany, żeby dostać immunitet, bo wydaje mu się nie przeszkadzać, że startuje z okręgu, w którym przewaga PiSu od ładnych paru lat jest wyraźna (według sondażów na tę chwilę obecnie rządzący mogą tam liczyć na 5 mandatów, przy 2 mandatach KO), więc szanse na wejście ma… takie sobie. Musiałoby się okazać, że Polacy niesamowicie go kochają, ale mam duże wątpliwości, czy tak będzie. Z Romkiem jest śmieszna sytuacja, bo jeszcze do niedawna opozycja przerzucała go sobie jak kukułcze jajo – Giertych koniecznie chciał gdzieś wystartować, jednak mało kto chciał go na swoich listach – ostatnio bowiem prawnik jest znany głównie z kompromitujących teorii spiskowych, które tworzył razem z Lisem (ale że Tomka nie chcą na listę wciągnąć; wszak ładnych parę lat temu wróżono mu prezydenturę!), problemach z prawem i poglądów, które kiedyś wyznawał zupełnie odmienne, więc też jest mało przekonującym kandydatem. W każdym razie wydaje mi się, że widzę w tym misterny plan Tuska. Wszak ten „tchórz, łajdak i kanalia”, czyli Jarek, UCIEKŁ z Warszawy i będzie startował w Kielcach. Dla środowiska Platformy jest jasne, że zrobił to, bo boi się debaty ze słońcem narodu… niemieckiego. Być może, bo prezes PiS nie jest posłem, który lubi prowadzić debaty i niekoniecznie dobrze na nich wypada. On zdecydowanie lubi po cichu pociągać za sznurki, bo machnął przecież ręką na wysokie państwowe stanowiska. Tusk zaczął więc prowokacyjnie wzywać Kaczyńskiego do odwagi: „Robię to tylko dla ciebie Jarosławie Kaczyński, wystawię na naszej liście twojego wicepremiera Romana Giertycha, na ostatnim miejscu”. Tak, żeby mógł z nim się kiedyś publicznie pogryźć w jakiejś telewizji. Ale po co Kaczyński ma debatować z posłem z ostatniego miejsca? Nie dostrzegają tutaj absurdu? Przy okazji Tusk albo popisał się krótką pamięcią, albo ma nadzieję na podobną u swoich wyborców (ci już przecież wielokrotnie mu udowadniali, że może na nich liczyć w tej kwestii), albo jeszcze w trakcie kampanii utrzeć trochę nosa Rafałowi Trzaskowskiemu, bo zapewniał ze sceny, że on domaga się dyskusji na najważniejsze tematy polityczne z Jarosławem Kaczyńskim i „może być nawet w ich mediach”. Wszyscy pamiętamy, jak komicznie skończyło się podczas ostatnich wyborów prezydenckich, kiedy obaj panowie argumentowali sami ze sobą w swoich ulubionych telewizjach i – jestem niemal pewna – z przygotowanymi przez ich sztaby pytaniami. Nie wiem tylko, czy mieli promptery, czy musieli się jednak nauczyć odpowiedzi na pamięć.

Demokratyczne pozbawienie praw wyborczych

Co do samego Trzaskowskiego, to niespecjalnie wspierał swojego „ukochanego” wodza, kiedy był zajęty na swoim apolitycznym kampusie (był tak apolityczny, jak ostatni Poland Rock). Przede wszystkim niespecjalnie zainteresował się, że z Warszawy pod jego panowaniem znowu zrobiła się druga Wenecja i mieszkańcy nie mogli przejechać z punktu A do punktu B. To przecież nic takiego, bo na pewno większość z nich wciąż miała spalinowe samochody, więc dobrze im tak! Na nieszczęście dla sztabu Platformy, prezydent stolicy dopuścił do głosu Agnieszkę Holland (o której ostatnio znowu głośno, bo nakręciła kolejny antypolski film, rzecz jasna, z udziałem Mai Ostaszewskiej, która na chwilę odłożyła kartkę z apelem o obronę karpii). Reżyser postanowiła przypomnieć wszystkim, że mężczyźni przez trzy kadencje powinni być pozbawieni prawa głosu. Zdaje się, że łaskawie mogą startować, bo przecież nikt nie ośmieli się tego zabronić Donkowi, ale głosować na siebie już najwyraźniej nie. Artystka zgadza się, że to kontrowersyjny pomysł, ale za to „jakże inspirujący”. Pani Agnieszka jest na tyle wyrozumiała, że zabrałaby Wam, drodzy panowie, prawo o decydowaniu, kto będzie Wami rządził tylko na dwanaście lat, a nie tak jak wredni szowiniści odebrali kobietom na setki lat i w sumie biedne, uciśnione kobiety mogą głosować dopiero od niedawna. Zdaje się, że Holland niespecjalnie przykładała się do polskiej historii, bo Polki otrzymały prawa wyborcze tuż po odzyskaniu przez nasz kraj Niepodległości, ale widocznie bardziej zainteresowana była historią swoich przodków. W każdym razie nie wiem, co mają w głowach mężczyźni, którzy po takim wystąpieniu wciąż będą popierali platformiane środowisko, ale gorąco liczę na to, że posłuchają apelu i na wybory nie pójdą. Zakaz to zakaz, pani Agnieszka na pewno wie, co mówi.

Pieska afera

Trzecią drogą i Lewicą chyba nie ma sensu zaprzątać sobie głowy, bo stanęli w miejscu już jakiś czas temu i tak stoją. Natomiast notowania spadły trochę Konfederacji. Być może wyhamowała trochę promocja, jaką rozkręcał Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak, a być może trochę zawiniła ostatnia „afera z psami”. Co prawda, pani, która ją rozpętała również pożegnała się z możliwością startu, ale media w końcu trafiły na nośny temat, który wykorzystały do końca, mimo że tak naprawdę nie dotyczy to żadnych ważnych politycznych spraw. Jestem pewna, że nawet gdyby Konfederacji zależało na zniesieniu ustawy o zakazie uboju psów, to nic by to w polskiej rzeczywistości nie zmieniło. Od dawna żyjemy w takim kręgu kulturowym, że niektóre zwierzęta się lubi i trzyma w domu jako pupile, a inne zjada. Nie jest to sprawiedliwe, ale w życiu często tak bywa. I jestem pewna, że gdyby ktoś zdecydował się postawić knajpę, w której będą podawane potrawy z psa albo kota, rynek szybko go zweryfikuje, bo po prostu nie będzie miał klientów. Polacy raczej będą skręcali w stronę restauracji, w których serwują ich ulubione kurczaki, wołowinę czy wieprzowinę. Według mnie nie był to w ogóle temat istotny, bo Konfa w ogóle nie ma takich planów, ale media znakomicie wyczuły, że przecież nasz naród jest jednym z najbardziej psolubnych w Europie, więc jak się całą sprawę odpowiednio rozdmucha i wytnie z kontekstu, to temat chwyci. I chwycił, bo mieliśmy krótką, głośno i kompletnie mało istotną burzę. Dawno się na to czaili, więc chyba wypada pogratulować wytrwałości. Pytanie, czy faktycznie wiele to zmieni, bo mamy jeszcze półtora miesiąca kampanii i w tym momencie na pewno żadna z partii nie będzie zamierzała zwalniać tempa.

M.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Blisko tragedii na Boże Narodzenie

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

W Polsce prawdopodobnie udało się udaremnić zamach terrorystyczny. 19-letni student planował zamach i od miesięcy zbierał informacje, jak samodzielnie skonstruować ładunek wybuchowy. Nie miał jednak jasno sprecyzowanego miejsca zamachu – służbom mówił, że NA PRZYKŁAD jakiś jarmark bożonarodzeniowy. Równie dobrze mogło to być centrum handlowe, dworzec, cholera go tak naprawdę wie. Dziewiętnastolatek prawdopodobnie jest konwertytą na islam, wiadomo, że utrzymywał kontakt z przedstawicielami ISIS i zamierzał do nich dołączyć. Być może udany zamach byłby jego przepustką do tego. Ciekawa jestem powodu, dla którego młody chłopak stał się tak zafascynowany islamem i organizacją terrorystyczną? Co go fascynuje w tej niby-kulturze? Do tego stopnia, że był gotów nawet zabić iluś tam ludzi, żeby się do nich przyłączyć i… dalej zabijać. A jak długo, to już zależy, kiedy by go odstrzelili albo dostał zlecenie dokonania samobójczego zamachu i pewnie wykonałby to z poczuciem olbrzymiego zaszczytu, który go spotkał. Dramat.

Medialne manipulacje

Co jednak ciekawe, nagłówki krzyczą o studencie KUL, nie o młodym mężczyźnie zafascynowanym ISIS i islamem. To już skłania do przekłamań i manipulacji, bo chociażby Alicja Defratyka zastanawiała się, co na to ultra-prawica, konfederaci i brauniarze? Ta tzw. „ultra-prawica” jest przeciwna islamowi w Polsce. Może chłopak by się tak nie zradykalizował, gdyby go u nas nie było? A może po prostu miał nie po kolei w głowie? Albo był psychopatą, któremu zachciało się zabijać ludzi i usiłował sobie do tego dopasować jakąś ideologię, a z wiarą chrześcijańską byłoby mu jakkolwiek trudno? Silni Razem też już wsiedli na swojego konika i przekonują na X-ie, że katolik chciał zabijać innych katolików na jarmarku bożonarodzeniowym. Pomijając fakt, że to bzdura, warto byłoby się dowiedzieć, że nie trzeba być osobą wierzącą, żeby starać się dostać na KUL. Rekrutacja jest całkowicie świecka – liczą się wyniki w nauce, egzaminy. Kryteria są takie, jak na każdej innej uczelni. Nie trzeba składać żadnych deklaracji religijnych. „Katolicki” w nazwie oznacza patronat i tożsamość, a nie obowiązek światopoglądowy nakładany na studentów. Student KUL-u nie oznacza więc zadeklarowanego katolika. Warto też zauważyć, że skoro ten człowiek miał dziewiętnaście lat, to studentem KUL-u był co najwyżej trzy miesiące, co zresztą potwierdza uniwersytet. Nie jest to wystarczająco długo, żeby uczelnia zdążyła wtłoczyć mu do głowy ideologię chrześcijańską – nawet zakładając, że faktycznie takie próby są tam wobec studentów podejmowane, ale nic takiego nie słyszałam. To uczelnia jak każda inna.

Stanowisko uczelni

Ósmego grudnia na Katolicki Uniwersytet Lubelski dotarło pismo z Sądu Rejonowego w Szczecinie z informacją o tymczasowym aresztowaniu, które zostało zastosowane wobec wskazanego studenta drugiego grudnia. Więc po wpływie pisma 8 grudnia student został zawieszony w prawach studenta na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Decyzja ta była, można by rzec, natychmiastowa. Dodatkowo do rzecznika dyscyplinarnego do spraw studentów i doktorantów został skierowany wniosek o zajęcie się tą sprawą – mówił Wojciech Adnrusiewicz, rzecznik prasowy uczelni – Oczywiście ubolewamy, podkreślam po dwakroć: ubolewamy, że taka sytuacja dotyczy studenta Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Na pewno jednak jest to postępowanie godne najwyższego ubolewania i pozostaje nam przeprosić, że dotyczy naszego studenta. Przyznam szczerze, że nawet ja jestem zaskoczona takimi click-baitami, bo fakt, której uczelni studentem był ten człowiek, jest w tym momencie drugorzędny. Bardziej istotne są jego motywy, a te w sposób oczywisty nie są chrześcijańskie. Doskonale wszyscy wiemy, że sporo ludzi czyta tylko nagłówki, a takie w istotny sposób wprowadzają w błąd. Po co? Tak jest bardziej poprawnie politycznie, żeby bez żadnej podstawy nawalać w katolików? Pozostaje sprawdzić dokładnie, z kim ten chłopak się kontaktował – być może pozwoli to wykryć innych takich odklejeńców. A być może tropy poprowadzą bezpośrednio do któregoś z meczetów? Nastolatek został aresztowany na co najmniej trzy miesiące.

Uważajcie na siebie.

M.

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Bez chanukowych świec w Pałacu Prezydenckim

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Nie wiem jak Wy, Drodzy Obserwujący, ale ja przesadnie zdziwiona taką decyzją pana Nawrockiego nie jestem. Prezydent już w trakcie kampanii deklarował, że żadnych chanukowych świec zapalał nie będzie. Ja swoje poglądy i swoje przywiązanie do wartości chrześcijańskich traktuję poważnie, więc obchodzę święta, które są bliskie mojej osobie – powiedział w wywiadzie dla Radia RMF FM. To, że nie jestem zaskoczona, nie oznacza jednak, że się nie cieszę, bo od dawna mam wrażenie, że o wiele bardziej honorujemy wartości żydowskie, niż nasze tradycyjne, chrześcijańskie. Zwłaszcza że jedna z tych wartości głosi, że goje, czyli my, mamy służyć Żydom, czyli im. Polecam Wam zresztą tekst Razprozaka (Raz prozą, raz rymem – walczymy z propagandowym reżimem) – swoją drogą jakiś uśmiechnięty demokrata napisał mi ostatnio, że jestem Razprozakiem 2.0, tyle że on to traktował jako obelgę, ja jako komplement. Wspominał coś jeszcze o napluciu mi do ryja, taki to przykład lewicowej tolerancji i miłości.

Przełomowa akcja z gaśnicą

To świętowanie Chanuki weszło w zwyczaje naszych polityków tak głęboko, że w sumie przyzwyczailiśmy się już do tego. Dopiero Grzegorz Braun musiał nam przypomnieć, że chyba coś jest nie tak, swoją akcją z gaśnicą. Ówczesny marszałek Sejmu, Szymon Hołownia, zorganizował w związku z tym kolejne obchody i próbował wymusić na Krzysztofie Bosaku, że ma wziąć w nich udział, mimo że ten tłumaczył, że jest katolikiem i obowiązuje go m.in. pierwsze Boże przykazanie: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Zresztą w tej całej chanukowej szopce brały udział osoby, które najgłośniej krzyczały o zdejmowaniu krzyży z Sejmu i urzędów, bo państwo ma być świeckie. Ale hipokryzja tych ludzi nie jest chyba dla nikogo z nas nowością. W każdym razie bardzo długo spekulowano czy nowy prezydent nie ugnie się pod tą dziwną żydowską modą i jednak nie weźmie udziału w uroczystościach chanukowych, mimo jego jasnych deklaracji. Argumentowano to tym, że przecież Karol Nawrocki jest protrumpowski, z Trumpa bierze przykład, uzależnia swoją politykę od prezydenta USA i nawet ubiera się tak jak on. A Trump z kolei jest wielkim przyjacielem i sojusznikiem Izraela i premiera Natenjahu. Jest w zasadzie ucieleśnieniem popularnego skrótu „USrael”. Skoro więc polski prezydent nie chce psuć swoich relacji z przywódcą Stanów Zjednoczonych, będzie musiał zapalić świece, nie ma wyjścia.

Szacunek do wartości

No nie, nie będzie musiał. Nawrocki może jest zafascynowany Trumpem, może jest on politykiem, którym się inspiruje i z którego chce w większym lub mniejszym stopniu brać przykład, ale wszystko ma swoje granice. A tymi granicami są wartości tego człowieka, którym pozostaje wierny. Po prostu. Ja mu uwierzyłam i dlatego w końcu zagłosowałam z czystym sumieniem na konkretnego kandydata, a nie tylko po to, żeby nie wygrał ten drugi, jak było w przypadku Andrzeja Dudy. Nie sądzę, żeby przywódca USA miał z tego tytułu jakiś wielki problem, sam sobie może palić te świeczki, jeśli chce, chociaż wydaje mi się, że on jest związany z Izraelem przede wszystkim politycznie. Nieważne, Trump Trumpem. Ja się cieszę, że w końcu mamy polityka na wysokim stanowisku, który sprzeciwia się tej czołobitności wobec Żydów (bo tak to należy nazwać) i nie musi w tym celu biegać z gaśnicą. 😉 Zresztą umówmy się – musiałby być idiotą, żeby się na to zgodzić. Doskonale wie, czego oczekują od niego wyborcy i wie, że straciłby sporo zaufania, gdyby się na to zdecydował. A co do tej szopki w tytule – nie sądzę, żeby Czarzasty, mimo że komunista, odważył się aż tak denerwować chrześcijan. Szopkę zresztą stawia się wieczorem 24 grudnia, po Adwencie. Sam Czarzasty ogłosił, że będą uroczystości chanukowe w Sejmie (jakże by inaczej), ale będzie też Boże Narodzenie: Jest kontynuacja. Tu nie ma żadnej ideologii, a jedynie tradycja. Była Chanuka, to jest. Były święta Bożego Narodzenia, to są. Jeżeli ktoś się spodziewał, że będę robił rewolucję ze względu na swoje poglądy, to się zawiódł, gdyż poglądy swoje mam, ale tradycje i kontynuację szanuję.

Inna sprawa, że to dopiero marszałek Bosak zaproponował postawienie w Sejmie szopki bożonarodzeniowej i podobno była kupowana na ostatnią chwilę. Choinki są, a czy Czarzasty uzna stajenkę za tradycję, skoro pojawiła się dopiero w zeszłym roku z inicjatywy posła Konfederacji…? Zobaczymy. Inna sprawa – jak to skomentował mój przyjaciel: „Szopka i tak jest w Sejmie przez cały rok”.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Czym zajęte są polskie media?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Zabawne są te nasze media. Mamy obecnie olbrzymi kryzys NFZ, w związku z którym zamykane są m.in. oddziały położnicze i podobno niektóre kobiety będą zmuszone rodzić na SOR. Nie jest to najlepszy moment na tego rodzaju kryzys, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę przedłużający się kryzys demograficzny, który stale się pogłębia. Mamy wojnę za naszą wschodnią granicą, a nikt z przedstawicieli Polski nie został zaproszony, mimo że ten konflikt dotyka nas bezpośrednio. Mamy również poszczególne akcje dywersji – jeśli wierzyć na słowo tym mediom – ze strony Rosji, ale za chwilę napiszę, dlaczego ich wiarygodność stoi na takim sobie poziomie. I to bardzo niebezpieczne akcje dywersji, bo niedawna sytuacja z torami była mocno niebezpieczna, no ale rząd odtrąbił wielki sukces, więc chyba nie mamy się czym martwić. Dopóki nie dojdzie do tragedii, ale wtedy na pewno się dowiemy, dlaczego to nie ich wina. Mamy jakiś pierdylion problemów, którymi musimy się zająć w tej chwili, ale są rzeczy ważne i ważniejsze.

Słowne przepychanki

Priorytetem dla naszych mediów jest pseudo-afera pomiędzy Waldemarem Żurkiem a Karolem Nawrockim. To, że jakakolwiek decyzja prezydenta jest od razu, z marszu krytykowana przez niemal wszystkich posłów rządzącej koalicji, a jednym z jego głównych krytyków jest między innymi Waldemar Żurek – wiemy. Że te zarzuty są bardzo często zwyczajnie absurdalne, jak choćby zmanipulowany lament na temat weta ustawy kojcowej – też wiemy. Ogólnie nasz rząd zachowuje się trochę jak rozkapryszone dzieci, obrzucające się piaskiem, bo ktoś im zniszczył babki. Tym razem panu Waldemarowi nie spodobało się, że prezydent odrzucił wnioski o powołanie 46 sędziów i zdaniem Żurka „wkracza w fazę łamania Konstytucji”. No i rzucił w żartach, że mógłby się spotkać z panem Nawrockim w ringu do walki o ustrój państwa. Do tematu nawiązał Krzysztof Stanowski, ale prezydent odpowiedział, że nie ma zamiaru „gasić ministrowi światła”, że nie ma na to czasu i że zamiast tego wolałby w końcu poważnie porozmawiać. No i znowu się zagotowało w naszej cudownej, uśmiechniętej koalicji, bo teraz przekonują, że Nawrocki Waldkowi… grozi. Nie spodobał im się oczywiście fragment o gaszeniu światła i uznali, że świetnie się on nada, żeby go wyrwać z kontekstu. Umówmy się jednak – patrząc na to, jak wyglądają obaj panowie oraz że Żurek przegrał nawet z odkurzaczem – raczej na pewno tak by się to skończyło. To nie jest złośliwość, to jest zdrowy rozsądek. W każdym razie pan minister postanowił się jeszcze odnieść do tej sztucznie rozdmuchanej afery. I wiecie co? Skłamał.

Problemy z liczeniem

Przede wszystkim stwierdził, że nie da się sprowokować, mimo że… to on zaczął. W żartach, jasne, ale sam zaczął. Nawrocki chyba nawet specjalnie się do tego nie odnosił, dopóki nie został pociągnięty za język w Kanale Zero. Ale to nie wszystko: Ja nie biorę udziału w leśnych ustawkach kiboli. Widziałem te filmy prezydenta, które pokazywały go jako boksera. Tylko że jak prezydent stał na bramce w jednym z hoteli, ja bawiłem się w rozrzucanie ulotek i malowanie zakazanych przez komunę haseł. Jest tylko jeden malutki szkopuł. Maluteńki. Karol Nawrocki jest młodszy od Waldemara Żurka o trzynaście lat. Żurek urodził się w 1970 roku, Nawrocki w 1983. Komuna oficjalnie upadła (bo nieoficjalnie, to wiemy jak się skończyło) w 1989 roku. Karol Nawrocki w tamtym okresie mógł sobie stać na bramce co najwyżej w przedszkolu. Nie neguję tego, że być może kiedyś Żurek stał po słusznej stronie barykady. Być może walka o demokrację tak mu się spodobała, że walczył o nią również wtedy, kiedy w Polsce już demokracja była i bawił się wspólnie z KOD-em. A być może już mu przeszło, skoro nie widzi problemu, że marszałkiem Sejmu został komuch. Nie wiem. Ale wystarczyło odrobinę pomyśleć, spróbować policzyć, zanim się palnęło głupotę. Chociaż oni tam mają chyba wszyscy drobne problemy z liczeniem. I nie piję tutaj wcale do Gortata, bo ciężko wymagać od koszykarza, żeby był matematykiem (chociaż to raczej podstawy były), ale dziennikarze sympatyzujący z KO, jak również sami politycy uśmiechniętej koalicji, też kiedyś bardzo podobnie się pomylili, bo sugerowali, że Nawrocki współpracował już z Wielkim Bu, kiedy ten miał co najwyżej 13 lat, a chyba jeszcze mniej. Sam prezydent wyjaśniał, że jego kontakt z Patrykiem M. ograniczał się do paru sparingów.

Nieistniejąca wizyta

Poza tym Karol Nawrocki krytykowany jest za to, że nie chce spotkać się z Zełeńskim. Pojawiają się zarzuty, że prezydent na Ukrainę nie pojedzie, bo się boi. Przepraszam bardzo, ale to Zełeński ma do niego interes, a nie odwrotnie, więc dlaczego to Nawrocki ma tam jechać.? Też afera z tyłka, bo Zełeński poznał już stanowisko polskiego prezydenta i jeśli będzie chciał, to do Warszawy przyjedzie. Karol Nawrocki nie chce robić za chłopca na posyłki głowy ukraińskiego państwa, tak jak robili to politycy PiS, a obecnie KO. Po drugie – mam naprawdę olbrzymie wątpliwości, czy w dalszym ciągu powinniśmy tak bezkrytycznie i bez żadnej refleksji wspierać Ukrainę finansowo, skoro całkiem niedawno wyszły na jaw olbrzymie przekręty, związane między innymi z pieniędzmi, którą Ukraina otrzymywała w ramach pomocy od innych państw. Jeden z najbliższych współpracowników Zełeńskiego zwiał już w związku z tym do Tel Awiwu i tyle go widzieli. Ale już wiemy, że np. Radosławowi Sikorskiemu to nie przeszkadza. Poza tym wiele osób czepia się prezydenta, bo wspomniał o wdzięczności i większej symetrii. Ta symetria jest mniej lub bardziej celowo pomijana, ale za to zaczęto wyliczać, ile razy prezydent Ukrainy użył wobec Polski słowa „dziękuję”. No dobrze, ale słowa podziękowania ukryte gdzieś między jednym „dej”, a drugim nie wyglądają zbyt szczerze. I wróćmy też do tej symetrii – za słowami powinny iść czyny. Nie twierdzę, że nie wiadomo, jak wielkie. Mogą zacząć od przeprosin za tragedię w Przewodowie i odszkodowań dla rodzin dwóch zabitych, polskich obywateli. Był to prawdopodobnie fatalny wypadek, a nie celowe działanie, ale mimo wszystko reakcja Ukrainy była zwyczajnie bezczelna. Wciąż też mamy nierozliczony Wołyń. Nam, jako państwu, same podziękowania nie są do niczego potrzebne.

Wnioski z błędów poprzednika

Tak w polityce, jak i w życiu istnieje zasada, że nikt Cię nie będzie szanował, jeśli Ty sam się szanować nie będziesz. Przekonał się o tym między innymi Andrzej Duda. Pamiętacie początek wojny na Ukrainie i reakcje Zełeńskiego na nazwisko naszego poprzedniego prezydenta? Były co najmniej życzliwe, jeśli nie entuzjastyczne. Zełeński wprost mówił, że „Andrzej is great”, a żołnierze reagowali brawami i wiwatami na sam dźwięk jego nazwiska. A jak było na koniec jego prezydentury? Kiedy Duda próbował Zełeńskiego postawić do pionu, mówiąc, że pierwszy chwyci za telefon, ten odpowiedział mu lekceważąco, że bardzo możliwe, że będzie zajęty i nie odbierze. I tak, możemy twierdzić, że to był żart, ale osobiście mam wrażenie, że wspólna konferencja prasowa nie jest najlepszym miejscem na takie złośliwostki. Być może Karol Nawrocki wyciąga wnioski z błędów poprzednika i zwyczajnie oczekuje od niego szacunku jaka należy się głowie państwa, formalnie będącego sojusznikiem.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej