Connect with us

Nawiasem Pisząc

Wybory coraz bliżej, szaleństwo coraz większe

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Kampania się rozkręca, w sondażach jednak niewiele się zmienia (obserwuję je sobie na stronie euwybory; według nich PiS jak na razie stoi w miarę stabilnie, KO na zmianę notuje niewielkie spadki albo wzrosty, Konfederacja trochę straciła, a Hołownia i Lewica praktycznie stoją w miejscu) i Tusk chyba już zupełnie nie wie, co dalej ma robić, żeby ugryźć ten wredny PiS. Od jakiegoś czasu podejmuje wiele decyzji, dotyczących między innymi list wyborczych, i – niestety dla niego – co jedna, to głupsza. Zdecydował się nawet na proces w trybie wyborczym i radośnie odbębnił zwycięstwo, bo sąd przyznał mu rację – faktycznie, bezrobocie za jego rządów wynosiło 14,4%, a nie 15%. Szybko przyszło mu się przekonać, że było to pyrrusowe zwycięstwo, bo ludzie zwyczajnie go wyśmiali. Bo przecież nieco ponad pół procenta to jest ogrooomna różnica. Memy w stylu: „A imię jego czternaście i cztery” zalały Internet i tyle wyciągnął Tusk z tego szturmu na rząd. Pozostało mu dalej robić wiece i uderzać w Kaczyńskiego, tyle że naboje ma jak na razie ślepe.

Szostak za bardzo postępowa

Przede wszystkim były premier nie jest w stanie zrobić porządku na swoich listach. Najpierw zaryzykował z Janą Szostak, która do tej pory wsławiła się krzykiem pod ambasadą Białorusi i dociekaniem, dlaczego Lewandowski nie musi nosić stanika, a ona tak. Chociaż już dokładnie nie pamiętam, czy to ona podnosiła takie dyskusje, czy robiła to w jej imieniu Maja Staśko (obie są chyba podobnie odklejone), nie jest to nawet istotne. Niedoszła posłanka Platformy zdecydowała się popracować nad popularnością, bo przed zamieszaniem z listami, znowu mało się o niej słyszało. Udzieliła więc wywiadu, w którym uznała, że musiała dokonać aborcji, bo miała wybór. Nie wiem, czy pani Jana nie dostrzega oczywistej sprzeczności – język polski opanowała dosyć dobrze, więc to raczej nie błąd wynikający z braku jego znajomości, a raczej z bezmyślności. W każdym razie, kiedy słuchałam tego wywiadu miałam przed oczami słynny komiks z dwiema wyzwolonymi i postępowymi lesbijkami, z których jedna przybiega, chcąc podzielić się radością ze swoją partnerką: „Zaszłam w ciążę z in vitro!”. „To cudownie!” – odpowiada wyraźnie wzruszona druga z kobiet – „Teraz będziemy mogły… DOKONAĆ ABORCJI”. I wesoła celebracja wspólnego szczęścia. Mniej więcej tak postrzegam wypowiedź Szostak. W dalszej części wywiadu aktywistka podkreśliła, że jest współczesną sufrażystką, w związku z tym popiera aborcję do ostatniego dnia ciąży, bo dopóki płód się nie urodzi, to nie jest człowiekiem, tylko płodem. Nie spodobało się to jednak liderowi Platformy, który już dawno temu obiecał, że wyrzuci z partii każdego, kto nie poprze legalnej aborcji do dwunastego tygodnia ciąży, ale do takiej nowoczesności jeszcze nie dorósł. Widać, że sztab szefa KO próbuje śledzić nastroje społeczne i podpowiada swojemu liderowi, co i jak, ale nie wiem, czy mogą liczyć na aż takie zaniki ludzkiej pamięci, bo Tusk w tej kampanii co chwilę zmienia stanowisko. Wiadomo jednak, że Doniek jest szalenie tolerancyjnym człowiekiem, więc Jana pożegnała się z partią szybciej, niż się przywitała, bo jej mądrości to było nawet za dużo, jak na tak postępowego polityka, jakim jest nasz wspaniały mąż stanu. Kobietę jednak szybko przytuliła lewica, która jest już obeznana z tak oderwanymi poglądami, a jak dają, to się bierze, prawda? Zastanawiam się, czy oni nie widzą, że polityk, który skacze w trakcie kampanii z partii do partii, byle się tylko gdzieś załapać i dostawać kasę za małpowanie w Sejmie przez kolejne cztery lata, jest kompletnie niewiarygodny. Nic im w każdym razie ta Jana w sondażach nie ruszyła.

Ośmieszenie Giertycha

Propozycję startu dostał za to Roman Giertych. Z ostatniego miejsca w świętokrzyskim. Adwokat jest chyba wyjątkowo zdeterminowany, żeby dostać immunitet, bo wydaje mu się nie przeszkadzać, że startuje z okręgu, w którym przewaga PiSu od ładnych paru lat jest wyraźna (według sondażów na tę chwilę obecnie rządzący mogą tam liczyć na 5 mandatów, przy 2 mandatach KO), więc szanse na wejście ma… takie sobie. Musiałoby się okazać, że Polacy niesamowicie go kochają, ale mam duże wątpliwości, czy tak będzie. Z Romkiem jest śmieszna sytuacja, bo jeszcze do niedawna opozycja przerzucała go sobie jak kukułcze jajo – Giertych koniecznie chciał gdzieś wystartować, jednak mało kto chciał go na swoich listach – ostatnio bowiem prawnik jest znany głównie z kompromitujących teorii spiskowych, które tworzył razem z Lisem (ale że Tomka nie chcą na listę wciągnąć; wszak ładnych parę lat temu wróżono mu prezydenturę!), problemach z prawem i poglądów, które kiedyś wyznawał zupełnie odmienne, więc też jest mało przekonującym kandydatem. W każdym razie wydaje mi się, że widzę w tym misterny plan Tuska. Wszak ten „tchórz, łajdak i kanalia”, czyli Jarek, UCIEKŁ z Warszawy i będzie startował w Kielcach. Dla środowiska Platformy jest jasne, że zrobił to, bo boi się debaty ze słońcem narodu… niemieckiego. Być może, bo prezes PiS nie jest posłem, który lubi prowadzić debaty i niekoniecznie dobrze na nich wypada. On zdecydowanie lubi po cichu pociągać za sznurki, bo machnął przecież ręką na wysokie państwowe stanowiska. Tusk zaczął więc prowokacyjnie wzywać Kaczyńskiego do odwagi: „Robię to tylko dla ciebie Jarosławie Kaczyński, wystawię na naszej liście twojego wicepremiera Romana Giertycha, na ostatnim miejscu”. Tak, żeby mógł z nim się kiedyś publicznie pogryźć w jakiejś telewizji. Ale po co Kaczyński ma debatować z posłem z ostatniego miejsca? Nie dostrzegają tutaj absurdu? Przy okazji Tusk albo popisał się krótką pamięcią, albo ma nadzieję na podobną u swoich wyborców (ci już przecież wielokrotnie mu udowadniali, że może na nich liczyć w tej kwestii), albo jeszcze w trakcie kampanii utrzeć trochę nosa Rafałowi Trzaskowskiemu, bo zapewniał ze sceny, że on domaga się dyskusji na najważniejsze tematy polityczne z Jarosławem Kaczyńskim i „może być nawet w ich mediach”. Wszyscy pamiętamy, jak komicznie skończyło się podczas ostatnich wyborów prezydenckich, kiedy obaj panowie argumentowali sami ze sobą w swoich ulubionych telewizjach i – jestem niemal pewna – z przygotowanymi przez ich sztaby pytaniami. Nie wiem tylko, czy mieli promptery, czy musieli się jednak nauczyć odpowiedzi na pamięć.

Demokratyczne pozbawienie praw wyborczych

Co do samego Trzaskowskiego, to niespecjalnie wspierał swojego „ukochanego” wodza, kiedy był zajęty na swoim apolitycznym kampusie (był tak apolityczny, jak ostatni Poland Rock). Przede wszystkim niespecjalnie zainteresował się, że z Warszawy pod jego panowaniem znowu zrobiła się druga Wenecja i mieszkańcy nie mogli przejechać z punktu A do punktu B. To przecież nic takiego, bo na pewno większość z nich wciąż miała spalinowe samochody, więc dobrze im tak! Na nieszczęście dla sztabu Platformy, prezydent stolicy dopuścił do głosu Agnieszkę Holland (o której ostatnio znowu głośno, bo nakręciła kolejny antypolski film, rzecz jasna, z udziałem Mai Ostaszewskiej, która na chwilę odłożyła kartkę z apelem o obronę karpii). Reżyser postanowiła przypomnieć wszystkim, że mężczyźni przez trzy kadencje powinni być pozbawieni prawa głosu. Zdaje się, że łaskawie mogą startować, bo przecież nikt nie ośmieli się tego zabronić Donkowi, ale głosować na siebie już najwyraźniej nie. Artystka zgadza się, że to kontrowersyjny pomysł, ale za to „jakże inspirujący”. Pani Agnieszka jest na tyle wyrozumiała, że zabrałaby Wam, drodzy panowie, prawo o decydowaniu, kto będzie Wami rządził tylko na dwanaście lat, a nie tak jak wredni szowiniści odebrali kobietom na setki lat i w sumie biedne, uciśnione kobiety mogą głosować dopiero od niedawna. Zdaje się, że Holland niespecjalnie przykładała się do polskiej historii, bo Polki otrzymały prawa wyborcze tuż po odzyskaniu przez nasz kraj Niepodległości, ale widocznie bardziej zainteresowana była historią swoich przodków. W każdym razie nie wiem, co mają w głowach mężczyźni, którzy po takim wystąpieniu wciąż będą popierali platformiane środowisko, ale gorąco liczę na to, że posłuchają apelu i na wybory nie pójdą. Zakaz to zakaz, pani Agnieszka na pewno wie, co mówi.

Pieska afera

Trzecią drogą i Lewicą chyba nie ma sensu zaprzątać sobie głowy, bo stanęli w miejscu już jakiś czas temu i tak stoją. Natomiast notowania spadły trochę Konfederacji. Być może wyhamowała trochę promocja, jaką rozkręcał Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak, a być może trochę zawiniła ostatnia „afera z psami”. Co prawda, pani, która ją rozpętała również pożegnała się z możliwością startu, ale media w końcu trafiły na nośny temat, który wykorzystały do końca, mimo że tak naprawdę nie dotyczy to żadnych ważnych politycznych spraw. Jestem pewna, że nawet gdyby Konfederacji zależało na zniesieniu ustawy o zakazie uboju psów, to nic by to w polskiej rzeczywistości nie zmieniło. Od dawna żyjemy w takim kręgu kulturowym, że niektóre zwierzęta się lubi i trzyma w domu jako pupile, a inne zjada. Nie jest to sprawiedliwe, ale w życiu często tak bywa. I jestem pewna, że gdyby ktoś zdecydował się postawić knajpę, w której będą podawane potrawy z psa albo kota, rynek szybko go zweryfikuje, bo po prostu nie będzie miał klientów. Polacy raczej będą skręcali w stronę restauracji, w których serwują ich ulubione kurczaki, wołowinę czy wieprzowinę. Według mnie nie był to w ogóle temat istotny, bo Konfa w ogóle nie ma takich planów, ale media znakomicie wyczuły, że przecież nasz naród jest jednym z najbardziej psolubnych w Europie, więc jak się całą sprawę odpowiednio rozdmucha i wytnie z kontekstu, to temat chwyci. I chwycił, bo mieliśmy krótką, głośno i kompletnie mało istotną burzę. Dawno się na to czaili, więc chyba wypada pogratulować wytrwałości. Pytanie, czy faktycznie wiele to zmieni, bo mamy jeszcze półtora miesiąca kampanii i w tym momencie na pewno żadna z partii nie będzie zamierzała zwalniać tempa.

M.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Niewygodna śmierć

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Piszę w tej sprawie trochę później, ponieważ po pierwsze czasu mam teraz naprawdę mało; po drugie chciałam podejść tematu na spokojnie, bez zbędnych emocji. Emocje opadły, ale jednak pierwsze wnioski pozostały takie same. Chodzi, rzecz jasna, o śmierć Barbary Skrzypek, która nastąpiła niedługo po tym, jak była przesłuchiwana przez kilka godzin w sprawie tzw. „dwóch wież”. Afera, której nie było, ale KO (a przede wszystkim mecenas Roman Giertych) chciałaby, żeby była. I próbują to rozgrzebywać, byle w końcu ten wredny PiS posadzić. A najlepiej samego Jarosława Kaczyńskiego.

Siła złego na jednego

Nie będę tutaj osądzała, czy faktycznie śmierć Pani Barbary nastąpiła wskutek przesłuchania, bo nie ma na to żadnych dowodów, a prokuratura, jak to przystało w demokratycznym i uśmiechniętym państwie, ostrzegła wszystkich, że jeśli ktokolwiek spróbuje łączyć obie te sprawy, może spodziewać się pozwu – a sprawę rozpatrzy, rzecz jasna, niezależny sędzia. Nie da się jednak ukryć, że to skojarzenie samo się nasuwa (zwłaszcza że wiadomo już, że Pani Barbara zmarła z powodu rozległego zawału serca) i obojętnie jak mocno i rytmicznie pani prokurator Ewa Wrzosek tupałaby nóżką i groziła pozwami, ludzie w dalszym ciągu będą kojarzyć jedno z drugim. A dlaczego? O to już się całe KO, Donald Tusk i Ewa Wrzosek postarali osobiście. Po pierwsze – Pani Skrzypek odmówiono obecności adwokata, w związku z czym była ona przesłuchiwana przez trzech prokuratorów w sprawie, o której nie wiadomo, czy wiedziała cokolwiek. Można się więc domyślać, jak ono wyglądało, ale w skrócie mieliśmy prawdopodobnie do czynienia z sytuacją „trzech na jednego”. Po drugie – przesłuchanie trwało ładnych kilka godzin. Po trzecie wreszcie – Ewa Wrzosek jest chyba ostatnią osobą, która powinna badać tę sprawę. Jest osobą ściśle związaną z KO oraz nienawidzącą PiS. Nie wiem, jakim cudem ktoś wpadł na pomysł, że ta kobieta będzie całkowicie bezstronna i niezależna w śledztwie, które bezpośrednio dotyczy PiS-u? Podejrzewam, że na taki pomysł akurat nikt nie wpadł, bliższa jestem przekonaniu, że Tusk celowo wysyła takich ludzi do osądzania złych i niedobrych pisiorów. Robili to od kiedy tylko odzyskali władzę i robią to dalej. Bez żadnych hamulców. Wszak „zemsta najlepiej smakuje na zimno”, jak to raczyła śmieszkować na Twixie pani Wrzosek. Gdyby do tego śledztwa powołano całkowicie bezstronnego prawnika, po którym nie widać od razu, że optuje za jedną albo drugą partią, Jarosław Kaczyński nie miałby żadnej amunicji w ręku. Mógłby sobie pokrzyczeć (i pewnie by krzyczał), argumenty miałby jednak marne. Teraz dostał amunicję do ręki – i naprawdę nie rozumiem oburzenia, że z niej korzysta.

Niemiłe skojarzenia

Pani Barbarze nie pozwolono na obecność adwokata i była przesłuchiwana przez kilka godzin przez całkowicie upolitycznionych prokuratorów, o których napisanie, że wspierają KO, to użycie eufemizmu. Ja rozumiem, że ktoś wspiera jedną albo drugą partię, ale tutaj nadużycia aż biją po oczach. Przynajmniej powinny. To jest kolejny przykład na to, że Tusk posługuje się ludźmi nie tyle kompetentnymi, ile zwyczajnie nienawidzącymi PiS. To jest najważniejsza cecha, a resztę się już jakoś dopasuje. Później pani prokurator była łaskawa stwierdzić, że „łączenie śmierci świadka z faktem jego przesłuchania i podnoszenie bezpośredniego związku pomiędzy tymi zdarzeniami skutkować będzie wystąpieniem przez Prokuraturę Okręgową na drogę cywilnoprawną celem ochrony dobrego imienia instytucji i referenta sprawy”, a następnie poinformowała, że przesłuchanie Pani Barbary nie miało żadnego związku z jej śmiercią na pierdylion procent. Wiedzieli o tym jeszcze przed sekcją zwłok (która wykazała, jak przypominam, że przyczyną śmierci był rozległy zawał serca). Oni już wiedzą i koniec tematu. Wybaczcie, ale mnie to bardzo przypomina czasy PRL-u. Grzegorz Przemyk się narąbał i hałasował na ulicy, a dlaczego z przesłuchania wyjechał pobity, a dwa dni później zmarł, to już nie wiadomo i proszę nie zawracać prokuraturze głowy. Stanisław Pyjas też sam się ze schodów rzucił i zabił, a Emil Barchański wziął i się utopił, mimo że od dziecka bał się wody. Wtedy polskie państwo nie wszczynało bezsensownych śledztw i teraz również, prawda? Coś się stało, potem udajemy, że się nie stało i próbujemy to przykryć, a jak nie wychodzi, to straszymy pozwami. Zapachniało mi teraz demokracją, aż muszę wstać i okno zamknąć. A jakby jeszcze przypomnieć słowa Wrzosek z 2024: „Żyjemy w czasach powojennych, gdzie po lasach grasują bandy a państwo jest zagrożone”. Też Wam się to kojarzy absolutnie nie tak, jak powinno? Kto tworzył kilkadziesiąt lat temu bandy, a kto stał na straży państwa polskiego? No właśnie…

Kto tańczy na czyjej trumnie?

Najbardziej, w tej tragicznej sytuacji, śmieszy mnie fakt, że całe KO nawołuje, że „ciszej nad tą trumną” i „nie róbmy polityki na trupach”. I wręcz oskarżają Kaczyńskiego jak może być takim zimnym sukinkotem, że takie rzeczy wykorzystuje. Kompletnie ignorując fakt, że gdyby działali zgodnie z prawem, to prezes PiS nie miałby czego wykorzystywać. I że w końcu mleko musiało się wylać, bo oni od początku swoich rządów z prawem nie za bardzo mieli po drodze. Szkoda, że w takich okolicznościach. Naprawdę nie wiem, czy jest partia, która byłaby bardziej niewiarygodna w tego typu sugestiach, niż KO i cała lewica. Tak dla przypomnienia – PiS nie wykorzystał do swoich politycznych gierek ani mężczyzny, który podpalił się przed Kancelarią Premiera, protestując przeciwko polityce Donalda Tuska, ani zabójstwem Marka Rosiaka, który został zastrzelony przez przeciwnika PiS-u pół roku po katastrofie smoleńskiej. Na grobach ofiar katastrofy smoleńskiej potańczyły sobie akurat obie partie, bo taki Janusz Palikot wykorzystał tę tragedię, żeby budować swoją popularność. Dlatego nie w porządku jest zrzucanie całej winy na PiS, który jest bardzo prorosyjski, dlatego oskarżał m.in. Rosję o zamach. To tak tylko dla przypomnienia, przejdźmy do ostatnich kilku lat. Najpierw był Piotr S., który podpalił się na Placu Defilad, a później niestety zmarł. Niech mi ktoś powie, że KO nie wykorzystywała tej śmierci dla swoich własnych korzyści politycznych… Politycy KO tańczyli sobie na jego trumnie aż do następnej tragedii, czyli śmierci Pawła Adamowicza. Wtedy to się dopiero działo… Winnymi całej śmierci okazało się Prawo i Sprawiedliwość oraz TVP, nie sam sprawca. Przyczyną zamachu natomiast był fakt, że PiS i TVP podnosili sprawę ileś tam mieszkań państwa Adamowicz. I już pal sześć, że Adamowicz skonfliktował się wcześniej z KO, kandydował jako polityk niezależny i konkurował m.in. z Jarosławem Wałęsą, który był kandydatem KO na fotel prezydenta Gdańska. I mniej więcej w tym samym czasie zaczęły się ataki Wybiórczej czy TVN-u na Adamowicza – i trwało to długo po tym, jak po raz kolejny został wybrany na prezydenta. Ale wtedy też nikt nie grał śmiercią prezydenta Gdańska. Najmniej oczywiście jego żona, która pięknie zjechała slalomem na jego trumnie wprost do Europarlamentu. Na koniec możemy dorzucić kilka kobiet, które zmarły podczas ciąży, i mamy komplet. Chociaż, jeśli chodzi o ten ostatni przykład, to bardziej lewica i proaborcjonistki z mediów społecznościowych, ale KO też lubiła sobie na ten temat pokrzyczeć.

M.

P.S.: Okazało się, że nagrań z przesłuchania Pani Barbary nie ma, a protokuł był spisywany chyba na kolanie, bo nic się nie zgadzało. Niestety, ze względu na to, że adwokat Pani Skrzypek nie został dopuszczony, mamy tylko zeznania jednej ze stron. Bardzo wygodnie, tylko pamiętajcie, żeby tego absolutnie nie łączyć.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

HBO zrobi to lepiej!

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Uśmiechnięty koleś na zdjęciu to Paapa Essiedu i jest brytyjskim aktorem. I w sumie nic złego mi nie zrobił, do butów mi nie nasrał (ani nie nasikał, co w przypadku mojego Pirata nie jest już takie pewne, ale mimo wszystko wciąż go lubię). Nie pasuje mi jedynie rola, którą otrzymał – ciągle nie mogę się doczytać, czy to już oficjalna informacja, ale media rozpisują się, że to jest już praktycznie finalizacja umowy. A dlaczego mi nie pasuje? Bo ma zagrać Severusa Snape’a – człowieka o ziemistej cerze, dużym, haczykowatym nosie i długimi, tłustymi włosami. Oczywiście, mowa tu o serialu o Harrym Potterze tworzonym przez HBO. Ponieważ to właśnie HBO będzie odpowiedzialna za wspomniany serial, który – rzekomo – miał być super wierny oryginałowi. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ludzie uparli się uczyć na własnych błędach, a nie na cudzych, bo jestem pewna, że HBO doskonale wiedziało o ostatnich porażkach Disneya, ale mimo wszystko postanowili spróbować po swojemu. I – oczywiście – oczekują innego zakończenia, bo oni to zrobią lepiej, wiadomo.

Inkluzywna zmiana w wyglądzie kluczowej postaci

Cóż, postać Severusa Snape’a ma olbrzymie znaczenie dla całego uniwersum HP. To był facet, który miał bezpośredni wpływ na losy Harry’ego, ale również na jego wykształcenie i późniejsze decyzje. Ogólnie cała saga o Harrym potoczyłaby się pewnie zupełnie inaczej, gdyby nie on. Podkreślam – facet o ziemistej cerze, dużym, haczykowatym nosie i czarnych, długich, przetłuszczających się włosach. W jego role fenomenalnie wcielił się ś.p. Alan Rickman i chyba wszyscy spodziewali się, że wybór aktora, który aż tak chwyci serca fanów całej sagi, będzie baaaaaardzo trudny. Dlatego podejrzewam, że twórcy serialu o HP poszli na łatwiznę i wcisnęli tę inkluzywność akurat w tę postać. Niestety dla nich – jest ona jedną z najbardziej kluczowych. Pana Essiedu kompletnie nie kojarzę (na „Filmwebie” szybko sprawdziłam, czy widziałam jakieś filmy z jego udziałem – owszem, widziałam, ale kompletnie faceta nie pamiętam – i możliwe, że wcale nie dlatego, że był taki sztywny i grać nie umiał, bardzo możliwe, że były to po prostu mniejsze role), więc nie chcę oceniać jego aktorskich umiejętności, ale… nie pasuje do tej roli. Zwyczajnie. Bo do tej pory aktor musiał, poza odgrywaniem danej postaci, jeszcze być do niej podobny, a tej kwestii już Essedu nie przeskoczy, obojętnie jakby się starał. Teraz już nie musi – dlatego zastanawiam się, czy nie powinniśmy ogólnie charakteryzacji wyrzucić w diabły, bo na cholerę Frodo miał być niski i mieć owłosione nogi, skoro Elijah Wood tak dobrze odegrał tę postać?

To tylko wygląd!

Przede wszystkim – wygląd Severusa Snape’a ma ogromne znaczenie w uniwersum HP. I pojawiła się teza, bardzo żywa wśród fanów tego uniwersum, że wygląd Snape’a był zwyczajnie konsekwencją jego wcześniejszych decyzji, z którymi później nie umiał się pogodzić i miał z tego powodu olbrzymie wyrzuty sumienia. Ponieważ – i tutaj od razu napiszę wielkie „ALERT”, bo będę spoilerowała – doprowadził do śmierci kobiety, którą kochał, a która była matką Harry’ego. To było zresztą świetnie napisane w książce, ponieważ Snape samego chłopaka nienawidzi z powodu jego fizycznego i charakterologicznego podobieństwa do swojego ojca (a jego Snape szczerze nienawidził), ale jednocześnie wie, że musi się o jego życie troszczyć. Z powodu tych wyrzutów sumienia zwierzał się potem Dumbledore’owi; z tego samego powodu zdecydował się potem pracować dla niego i zostać podwójnym szpiegiem. A co ma wygląd do charakteru czy decyzji podejmowanych przez samą tę postać? Wbrew pozorom, ten wygląd miał właśnie ogromne znaczenie. Wygląd Snape’a dokładnie odzwierciedlał jego charakter. I nie dlatego, że skoro był zły, to był brzydki, bo akurat w tego typu stereotypy J. K. Rowling nie wpadała podczas pisania swojej książki. Ziemista cera świadczyła o zmęczeniu życiem i noszeniem na barkach ogromnego krzyża; zaś przetłuszczające się włosy – albo o depresji, albo o karaniu własnego ciała za to, co ten człowiek uczynił w przeszłości. W książce o HP było to wspomniane bardziej między wierszami, ale taka opinia naprawdę jest bardzo żywa wśród fanów HP. I z tego prostego powodu uważam, że ten serial będzie finansową klapą, podobnie jak wiele innych produkcji Disneya, o czym wspominałam wcześniej. Bo HBO celuje właśnie w fanów Pottera.

Niektórych rzeczy się nie przeskoczy

A fani HP niekoniecznie mogą dobrze przyjąć fakt, że ikoniczną i niezwykle ważną dla całej fabuły postać, którą już sobie dokładnie – ze WSZYSTKIMI cechami – wyobrazili, zagra aktor kompletnie do niej niepodobny. Na domiar złego wcześniej już powstała seria filmów, w których dokładnie odzwierciedlony fizycznie facet, wszedł w tę postać tak bardzo, że naprawdę ciężko będzie znaleźć następcę. Podejrzewam, że przez dekady po jego śmierci będzie najlepszym Severusem Snape’em, ale twórcy HP uznali, że dadzą radę, nawet z aktorem kompletnie niepodobnym do odgrywanej postaci. Powodzenia życzę, ale nie wierzę w to. I nie chcę tutaj atakować bezpośrednio aktora, bo on po prostu przyjmuje rolę, jaką mu się proponuje. Chociaż warto pamiętać, że występował on również w serialu „Anna Boleyn”, gdzie wcielał się w role brata głównej bohaterki, więc podejrzewam, że będzie umiał atakować w fanów HP tolerancyjnym i antyrasistowskim mieczem. Wcale jednak nie twierdzę, że to słaby aktor. Ale jeśli nie ma fizycznego podobieństwa w ekranizacji powieści, która tak bardzo przyjęła się wśród czytelników, to niektórych rzeczy się nie przeskoczy. Ten facet może to odegrać bardzo dobrze – z właściwą mimiką twarzy, grymasami, głosem, przedstawianiem emocji – ale nie będzie Severusem Snape’em. Tak dla przykładu – czy Ibris Elda jest słabym aktorem? Nie, wręcz przeciwnie. Czy udźwignął rolę Rolanda w „Mroczej Wieży”? Nie, bo ta postać była bardzo dokładnie opisana w sadze Stephena Kinga, w której (swoją drogą) było naprawdę wiele wątków dotyczących dyskryminacji czarnoskórych. I z których jednoznacznie wynikało, że Roland jest biały. I naprawdę, w tym momencie wystarczyło po prostu odnieść się do fabuły, a nie wprowadzać „inkluzywność” tylko po to, żeby się rasa nie zgadzała. Można było z tego spokojnie stworzyć antyrasistowski film, ale twórcy woleli być sprytniejsi od autora.

Nietrafione argumenty

Pojawiają się argumenty, że przecież Rudego w „Skazanych na Shawshank” zagrał Morgan Freeman, który teoretycznie grał tam rudego Irlandczyka. A skoro rudy, to wiadomo, że biały. Tyle tylko, że po pierwsze – rasa czy pochodzenie Rudego nie miało żadnego wpływu na jego charakter i późniejsze decyzje. Jeśli dobrze pamiętam, S. King wspomniał o tym w książce tylko raz (mogę się mylić, bo czytałam ładnych parę lat temu). Po drugie – to nie była ekranizacja kierowana typowo do fanów Stephena Kinga. Mam wrażenie, że w Polsce ten film spowodował, że ludzie dopiero zaczęli sięgać po powieści amerykańskiego pisarza. Czym innym jest, kiedy próbuje się ingerować w pewne uniwersum – a takim niewątpliwie jest świat stworzony przez J. K. Rowling. To jest naprawdę świat stworzony na miarę, chociażby, „Gwiezdnych Wojen”. I nie mówię tu o fabule, ale o popularności. To jest naprawdę olbrzymia liczba ludzi (do których się zaliczam, bo lata wybicia się HP przypadały na moje dzieciństwo, więc również czytałam). W przypadku „Skazanych…” mamy do czynienia z jedną powieścią, której rasa czy pochodzenia raczej nie miały znaczenia dla jego późniejszych decyzji. I o której pochodzeniu czy rasie było wspomniane w książce chyba tylko raz. Widzom pozostało więc jedynie dziwić się, dlaczego do czarnoskórego gościa, inni zwracają się ksywą „Red”. To wszystko. To naprawdę co innego niż siłowa ingerencja w wygląd fizyczny jednej z najważniejszych postaci w uniwersum HP. W którym utarło się już przekonanie, że jej wygląd jest konsekwencją jej wcześniejszych wyborów.

Nie ten wiek…

Dlatego proponuję HBO, żeby nie szli szlakami utartymi przez Disney. Tam notują klapę za klapą. Finansową, rzecz jasna, to ich boli najbardziej. I stworzyli ileś tam filmów, które obrzydziły Marvela miłośnikom Marvela, „Gwiezdne Wojny” miłośnikom tychże, a disneyowskie bajki ludziom, którzy albo wybrali się na seans z dziećmi, albo sami chcieli się cofnąć do lat młodości. Cóż, argument Disney’a jest taki, że ci wszyscy ludzie są rasistami i mają problem z czarnoskórymi aktorami na ekranie. Nie muszę chyba dodawać, że nie wzbudziło to powszechnego aplauzu i że coraz częściej mówi się o polityce poprawności politycznej wprowadzanej na siłę do filmów. HBO wyszło z założenia, że to nie jest najrozsądniejszy argument. Niechęć fanów tłumaczą więc tym, że Snape na początku całej sagi miał 31 lat, a że aktor ma 34, więc wiadomo, co im się nie zgadza, bo przecież każdy potrafi wyłapać od razu tę trzyletnią różnicę. U aktora, który ma niewiele po trzydziestce. Powszechnie wiadomo, że to pierwsza rzecz, na którą zwraca się uwagę. I dlatego wiek 55 lat u Alana Rickmana, który tyle właśnie miał lat, kiedy wcielał się po raz pierwszy w rolę Snape’a w filmach, jakoś nikogo nie raził. Razi dopiero teraz, kiedy ma się w niego wcielić trzy lata starszy aktor. Wiadomo. Kolor skóry już nie razi (wiem, że to brzmi źle, bo kto z nas ma wpływ na swój kolor skóry, ale chodzi mi o kontekst), bo wiadomo, że jak w postać faceta z tłustymi włosami, o haczykowatym, dużym nosie i ziemistej, zaniedbanej cerze może się automatycznie kojarzyć z białą rasą? Nie, widzowie wyłapują trzy lata w różnice wieku, ale koloru skóry nie zauważą. Bo nie są rasistami, drodzy Państwo, właśnie dlatego!

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Jaka piękna katastrofa

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Fiaskiem zakończyła się rozmowa Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełeńskiego – i to do tego stopnia, że ambasador Ukrainy, która mocno zabiegała o to, żeby w ogóle doszła ona do skutku, przez większość czasu siedziała załamana z twarzą ukrytą w dłoniach. To była w ogóle dyplomacyjna katastrofa, bo panowie najpierw pokłócili się w obecności dziennikarzy, następnie Trump poprosił ich, żeby wyszli, a na sam koniec miał o to poprosić samego prezydenta Ukrainy, więc możemy sobie tylko wyobrazić, co działo się w Gabinecie Owalnym za zamkniętymi drzwiami. Zełeński trafił w końcu na polityka, który powiedział „dość” jego roszczeniowej postawie i braku wdzięczności.

Trump powiedział „dość”

Na samym początku zwrócono w końcu uwagę, że przywódca Ukrainy mógłby założyć garnitur. Z jego ubioru Trump jedynie zażartował, ale jeden z dziennikarzy otwarcie zaatakował za to Zełeńskiego, pouczając go, że jest to brak szacunku. Oczywiście słyszałam, że pan Wołodymyr zapowiedział, że nie będzie zakładał garnituru, dopóki wojna w jego kraju się nie skończy. Jednak o ile na samym początku konfliktu było to zrozumiałe, o tyle po tylu latach stało się już sztuczne i rzeczywiście można to odbierać jako brak szacunku. Z Polski do USA samolotem leci się chyba ok. 11 godzin, więc podejrzewam, że z Ukrainy podobnie – prezydent naprawdę miał czas, żeby się odpowiednio przebrać. Na to przywódca USA jeszcze przymknął oko, ale ten brak szacunku był widoczny przez całe spotkanie – począwszy od sposobu siedzenia Zełeńskiego (z założonymi rękami), przez przerywanie, aż w końcu zawoalowane groźby, które to najbardziej zdenerwowały Donalda Trumpa. Zełeński powiedział bowiem, że perspektywa wygląda inaczej, kiedy żyje się za Oceanem, ale kiedyś USA również odczuje skutki tej wojny – właśnie to rozsierdziło prezydenta Stanów Zjednoczonych, który stanowczo przypomniał Zełeńskiemu, że nie jest w pozycji do stawiania żądań. Przekonywanie ukraińskiego przewódcy, że nie otrzymali oni żadnej pomocy też raczej nie pomogło, bo – nie jestem chyba odosobniona w opinii – gdyby tej pomocy faktycznie nie było, to ta wojna wyglądałaby jednak zupełnie inaczej. Ostatecznie skończyło się tak, że Trump już zapowiedział wycofanie wszelkiej pomocy dla Ukrainy, a ten facet najczęściej robi to, co mówi. W efekcie prezydent naszych wschodnich sąsiadów zamiast próbować cokolwiek ugrać, postawił swoją Ojczyznę w jeszcze gorszym położeniu.

Konsekwencje dla Polski

Nie skończyło się to dobrze również dla Polski, bo umówmy się, że nas ta wojna też sporo kosztuje. Tyle tylko, że ze strony naszej władzy ukraiński przywódca nie spotkał się z tak stanowczą reakcją, a warto przypomnieć, że o ile na początku wojny Zełeński rzeczywiście wykazywał daleko idącą wdzięczność, o tyle po całej aferze z ukraińskim zbożem mu ona zdecydowanie przeszła i od tamtego czasu Ukrainiec stawia tylko kolejne warunki, a bywało, że był zwyczajnie bezczelny chociażby w stronę naszego prezydenta Andrzeja Dudy. Niepokojące jest jednak to, że niemal wszyscy przywódcy europejskich państw stanęli murem za Wołodymyrem Zełeńskim, zwłaszcza że niektórzy z nich już całkiem otwarcie mówią o tym, żeby wysłać swoje wojska na Ukrainę. Oczywiście, Donald Tusk, Rafał Trzaskowski czy Szymon Hołownia na razie „nie dopuszczają takiej możliwości”, ale doskonale wiemy, że ci panowie lubią zmieniać zdanie, żeby nie powiedzieć – kłamać. Na razie nie chcą sobie zaszkodzić przed wyborami prezydenckimi, ale już później będzie można wyjaśnić Polakom, że niestety sytuacja się zmieniła i TRZEBA. Obawiam się, że żaden z tych panów nie zawaha się, żeby wysyłać naszych żołnierzy na śmierć za nie swoją Ojczyznę. Z kolei Putin może to odczytać jako wypowiedzenie wojny i być może nie będzie się już powstrzymywał, żeby sprawdzić stabilność Sojuszu Północnoatlantyckiego. A NATO może wtedy odpowiedzieć, że przecież sami zaczęliśmy, więc czego teraz tak naprawdę oczekujemy. Zwłaszcza że odnoszę wrażenie, że premier Polski robi wszystko, żeby Trumpa jeszcze bardziej do siebie zniechęcić. I wtedy dopiero zobaczymy, jak to będziemy wdeptywać Putina w ziemię. Łatwo jest ryzykować życiem milionów własnych obywateli – bo szczerze wątpię, żeby którykolwiek z wymienionych panów wykazał się taką odwagą jak Zełeński na początku konfliktu z Rosją. My nawet nie mamy odpowiednich schronów, wojsko też jest w fatalnej formie – pomijając fakt, że będzie wtedy na Ukrainie.

Obym się jednak myliła. Naprawdę się o to modlę.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej