Connect with us

Nawiasem Pisząc

Trudna kampania Karola Nawrockiego

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Otrzymałam prośbę o opisanie kampanii Nawrockiego – problem jednak polega na tym, że nie bardzo jest co opisywać. Jakoś w lutym trafiłam na informacje, że w połowie albo drugiej połowie miesiąca kandydat wspierany przez PiS ma ogłosić swój program wyborczy. Okazuje się, że ma się to stać 2 marca, jednak mam niepokojące wrażenie, że kampania Nawrockiego praktycznie stoi w miejscu. W sytuacji, kiedy dwóch jego głównych kandydatów oficjalnie zaczęło robić prekampanię (z czego Sławomir Mentzen przyznawał się do tego w rozmowach z dziennikarzami, a Rafał Trzaskowski przekonywał, że on jeździ po Polsce w interesie warszawiaków) już dawno temu. Tak późny start nie wróży niczego dobrego. I tam już pal sześć, że nie znamy programu, bo nikt już nie głosuje na program, ale kampania prezesa Instytutu Pamięci Narodowej jest bardzo… nijaka.\

Miłe złego początki

Zaczęło się naprawdę obiecująco. Po tym jak PiS ogłosił, którego kandydata zamierza wspierać w wyborach, wszystko układało się pomyślnie. Prezes IPN-u, czyli wiadomo – patriota (przynajmniej teoretycznie). Wykształcony. Kulturalny. Przystojny. I wysportowany. Pomysł na tę kampanię był chyba taki, że na trudne czasy i w obliczu zagrożenia konfliktem z Rosją potrzebujemy silnego przywódcy, a kto jest silniejszy od boksera? Nawet hasło wyborcze w mojej ocenie zupełnie trafione, bo nawiązuje do nazwiska kandydata i bardzo popularnego, kultowego wręcz filmu „Rocky”. Nawrocki nie miał wtedy jeszcze tak negatywnego elektoratu, jaki mają Tarczyński i Czarnek, o których mówiło się najwięcej w kontekście kandydata PiS-u do fotela prezydenckiego. Nie miał, bo KO i usłużne jej media zrobiły od razu, co do nich należało. Najpierw ten obrzydliwy tekst Wybiórczej ze zdjęciem jakiegoś hailującego gościa, który nawet podobny do Nawrockiego nie był. Potem oczywiście zmienili fotografię, ale odnieśli skutek, jaki zamierzali – wielu ludzi jeszcze nawet nie wiedziało, jak wygląda Nawrocki i pierwszy raz „zobaczyło go” na zdjęciu przy artykule z GW. Sprostowania i zmiana zdjęcia już pierwszego wrażenia nie cofnęło, bo nawet jeśli facet na zdjęciu to nie Nawrocki, to nie zmienia faktu, że Nawrocki zadaje się z naziolami. Inaczej by takiego zdjęcia nie wstawiali, prawda? Z dnia na dzień o Karolu Nawrockim mogliśmy przeczytać same najgorsze rzeczy, na domiar złego niczym niepoparte. Mam też wrażenie, że Nawrocki ma jednak słabe wsparcie z PiS-u. Ogłosili go na kandydata i niech sobie chłop radzi sam, ale te różne spotkania prezesa IPN-u z wyborcami są kompletnie nienagłaśniane, rzadko kiedy przedostają się do mediów. Poza tym jednym, na którym ludzie krzyczeli „nie bać Tuska”, a posłowie KO i media obłudnie się oburzyli, że to skrajne chamstwo i brak kultury, ale ich osiem gwiazdek krzyczane w nieocenzurowanej formie przez uczestników pewnego campusu było już elementem polskiej kultury, bo słowa ułożył patusiarski raper, który w innych swoich utworach śpiewa o zażywaniu narkotyków i robieniu z kobietami tego samego, co chciałby też robić z PiSem. Interesujące hobby.

Media – czwarta władza

Dużo złego zrobiła kandydatowi popieranemu przez PiS negatywna kampania medialna, która rozpętała się niemal od razu po ogłoszeniu jego kandydatury. I dawno nie widziałam tak ordynarnej, kłamliwej i pełnej nienawiści akcji wymierzonej w jednego konkretnego człowieka. Zaczęto go oskarżać o jakieś obrzydliwe wręcz rzeczy. Wyciągnęli mu jakieś znajomości z ludźmi, którzy robili bardzo złe rzeczy, na tej podstawie ogłoszono, że jest alfonsem, a teraz podgrzewa się temat, że w Gdańsku przez ileś tam czasu mieszkał na koszt podatnika. Na koszt podatnika wylatywał też za granicę. I nic to nie zmienia, że dużo tych oskarżeń pada słów Tuska, którego można oskarżyć dosłownie o to samo. Bo czy on nie ma znajomych, którzy mieli kłopoty z prawem? Jednego nawet zaprosił do partii, chyba tylko za to, że najbardziej z nich wszystkich nienawidził PiS, bo musiał przez nich mdleć i uciekać do Włoch. Drugim może być Sutryk, ale doskonale wiemy, że w Platformie jest ich więcej. Nie wspomijając już o tym, że prawie cała jego banda tuż po zwycięstwach ochoczo zabrała się za łamanie prawa. O nieścisłościach z mieszkaniami też nie powinien się wypowiadać, bo zdaje się, że ani Myrchy ani Gajewskiej nie spotkały żadne konsekwencje za ich mieszkaniowe akrobacje, a warto wspomnieć, że małżeństwo nie wpadło nawet na to, żeby ustalić wspólną wersję, bo jedno i drugie mówiło później co innego w wywiadach. I nie wiem, czy oskarżanie kogoś o sutenerstwo, co jest swoją drogą wyjątkowo obrzydliwe, też jest dobrym pomysłem, skoro większość mediów, które otwarcie wspierają Tuska, promuje też prostytucję. Z tymi wyjazdami za pieniądze podatników też bym nie szalała, bo kto płacił za spotkanie Trzaskowskiego z mieszkańcami Bielska-Białej? Ja w tym nie widzę logiki, ale w kampanii prezydenckiej logika się niestety nie liczy. Nie liczy się też to, co mówi sam kandydat. Ważne jest to, co mówią o nim inni, a media i KO zadbały o to, żeby o Nawrockim mówiło się jak najgorzej.

Nierówne starcie

Posłowie KO rzadko wyciągają wnioski ze swoich błędów, ale z lekcji z 2015 roku, kiedy Andrzej Duda wygrał z Bronisławem Komorowskim dużo się nauczyli. Wtedy Duda był przez nich lekceważony, więc za bardzo się nim nawet nie interesowali, bo nikt go nie zna, więc nikt na niego nie zagłosuje. A że Komorowski rozumem specjalnie nie grzeszy, to walił wtopę za wtopą, a i tak mógłby przegrać dopiero wtedy, gdyby pijany potrącił zakonnicę w ciąży na pasach – pamiętamy, prawda? Dlatego na Nawrockiego rzucili się ze zdwojoną siłą i wylali na niego takie obrzydlistwa, jakie tylko byli w stanie wymyślić. Być może to jest jedna z przyczyn, dla której Sławomir Mentzen zdobył niedawno przewagę nad Karolem Nawrockim. Drugą może być fakt, że Mentzen naprawdę ostro wystartował ze swoją kampanią i po ilości jego wyjazdów i wieców widać, że facet haruje jak wół i jest wręcz niezmordowany (i o ile uważałam, że Bosak byłby lepszym kandydatem, niż lider Nowej Nadziei, o tyle pracowitość jest cechą, którą cenię u polityków, więc tutaj Mentzen zapunktował), a Nawrocki mam wrażenie, że nawet nie zdążył jeszcze wejść w tę kampanię. Inna sprawa, że kandydat Konfederacji ma ogromne wsparcie od swojego środowiska, a prezes IPN-u został rzucony na głęboką wodę i teraz, mam wrażenie, że musi radzić sobie sam. Być może jest to spowodowane tym, że ekipa KO bezprawnie postanowiła zablokować finanse partii Jarosława Kaczyńskiego, a potem wypięła się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, bo jeszcze nie zdążyli się do niego w pełni dorwać i obsadzić swoimi stanowiskami (tak przy okazji – niedawno sąd uchylił wyrok ośmiu lat dla zwyrodnialca, który rzucał niemowlęciem o ścianę, w wyniku czego maluszek doznał krwiaka mózgu i połamania kończyn, a powodem miało być to, że sędzia był „neo-sędzią”). Trzeba przyznać, że z tego Tuska to kawał obłudnego cynika, ale wałki potrafi robić, jak mało kto. Zastanawiałam się też, czy sondażownie nie fałszują tych wyników, żeby jak najbardziej osłabić Nawrockiego, ale u bukmacherów wygląda to dokładnie tak samo, a oni swoje prognozy opierają przecież na typach ludzi, którzy stawiają na to swoje pieniądze.

Co jeszcze wygrzebią?

Nie wygląda to najlepiej, bo wolałabym, żeby Trzaskowski miał dwóch poważnych kandydatów, a nie jednego. A jestem niemal pewna, że jeśli Mentzen dostanie się do II tury, to wyciągną mu absolutnie wszystko. Brata, doradzanie firmie, która okazała się nie do końca legalna (nazywała się bodajże „Wiking”), prorosyjskość i to, że chce wyrzucać Żydów i homoseksualistów z Polski. Większość z tego to stek bzdur, ale dla nich to nie przeszkoda. Podejrzewam, że jeszcze sobie jakieś „haki” na niego wymyślą – skoro Nawrocki mógł zostać oficjalnie nazwany alfonsem (i nikt na to nie reaguje), to być może okaże się, że Mentzen jest członkiem grupy Wagnera, bo dlaczego nie? Ci ludzie nie mają żadnych granic? To nie jest uczciwa walka polityczna. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że polityka nie jest czystą grą, ale poziom obrzydliwości, jaka wylewa się przy okazji tegorocznej jest nie do ogarnięcia nawet dla mnie. A ona się przecież jeszcze nie skończyła – nawet się na dobre nie rozpoczęła. Jak się wyleje na kontrkandydata odpowiednią ilość gnoju, to nagle jego uczciwe podejście do pewnych kwestii przestają mieć znaczenie. Karol Nawrocki wziął bezpłatny urlop i nie sprawuje w tej chwili funkcji prezesa IPN-u. Rafał Trzaskowski na razie zapowiadał, że weźmie, ale nie słyszałam, żeby zapowiedź zrealizował, a w stolicy bywa aż raz na tydzień. Znając jego pracoholizm, pewnie po to, żeby odpocząć. Najsmutniejsze jest to, o czym wspominałam wcześniej – Rafał Trzaskowski ma pełne wsparcie swojej partii, podobnie jak Sławomir Mentzen (poza aferą związaną z ogłoszeniem kandydatury Grzegorza Brauna). A Nawrocki? Ostatnio widuję tylko jakieś sponsorowane posty, podejrzewam, że posłanek PiS-u, z których kojarzę tylko Lichocką i Chorosińską, z czego ta druga nie cieszy się dużą sympatią, nawet wśród wyborców PiS. Obawiam się, że to naprawdę jest za mało. Pewną nadzieją może być fakt, że według ostatniego sondażu United Surveys Mentzen traci niespełna siedem punktów procentowych, a podejrzewam, że wyborcom PiS-u prędzej ręka uschnie, niż oddadzą głos na kandydata KO. Wciąż jednak mam duże wątpliwości, co do tych sondaży, bo poparcie dla PiS-u deklaruje ponad 30% obywateli Polski. Gdzie oni nagle wyparowali?

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Nasz bratni naród

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Przyjaźni polsko-ukraińskiej ciąg dalszy. Na screenie widzimy groźby śmierci wystosowane przez ukraińskiego historyka w stronę Sławomira Mentzena. Nie pasowało mu, że Mentzen razem z Anną Bryłką przyjechali do Lwowa złożyć wieńce na grobach Orląt Lwowskich. Co bardziej prawdopodobne nie podobało mi się, że kandydat Konfederacji na prezydenta powiedział parę słów prawdy o banderowskich ludobójcach. A jak jeszcze dorzucimy do tego fakt, że Sławomir Mentzen otwarcie sprzeciwia się wysyłaniu polskich żołnierzy na Ukrainę, to już mamy chyba komplet powodów, dla których pan Kipiani tak bardzo polskiego posła nie lubi.

Niezrozumiały wybór

Cóż, stosunek Ukraińców do ludobójstwa na Wołyniu jest różny. Bardzo wielu z nich w ogóle nie ma o tej zbrodni pojęcia, bo w szkołach bardzo starannie obchodzą ten temat. Inni mówią, że to straszliwa zbrodnia, ale niestety niezbędna, bo inaczej weszlibyśmy Ukraińcom na łby i Bóg jeden wie, co z nimi robili. A z kolei Azowcy, znani właśnie ze swojego uwielbienia do UPA-OUN, utrzymywali, że Wołyń to wielka tragedia białego człowieka. Bo biali mordowali białych – ale że Ukraińcy Polaków i uzbrojona banda bezbronnych cywilów, to już mniej istotne. Nie mogę pojąć tej polityki historycznej Ukrainy i nawet nie próbuję zrozumieć ich argumentów na obronę Bandery czy Szuchewycza, bo są zbrodnie, których nie da się niczym usprawiedliwiać. Ludobójstwo na Wołyniu było jedną z nich. Rozumiem, że każdy kraj potrzebuje swoich bohaterów, żeby czerpać z nich wzorce i uczyć się patriotyzmu i poświęcenia dla Ojczyzny, a na Ukrainie było jednak pod tym względem średnio. Nie znaczy to jednak, że wcale ich tam nie było. Według mnie bardziej na wynoszenie na sztandary zasługują ci Ukraińcy, którzy na Wołyniu próbowali ratować swoich polskich sąsiadów. W ciągu ostatnich trzech lat znalazłoby się ich pewnie więcej, ale jednak wciąż kult banderowców jest tam obecny i wciąż jest nakręcany przez ukraińskie władze. Wydawałoby się jednak, że historyk powinien mieć większe pojęcie o zbrodni wołyńskiej, ale nie pan Wachtang.

Co oni chcą powtarzać?

Przejdźmy dalej – Mentzen o tym, że „nie chcemy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej” mówił na jednym ze swoich wykładów, na którym wskazywał pewne mechanizmy pozwalające zdobyć rozgłos w przestrzeni publicznej, bo za rozgłosem przyjdą również głosy, jak przekonywał. Nie są to więc jego osobiste poglądy, ale wiadomo, że kłamstwo trzeba powtórzyć ileś tam razy, aby stało się prawdą. Kipiani, jak widać, się do tego bardzo mocno przykłada. Nie ma tu sensu chyba się specjalnie rozpisywać, ot, zwykła manipulacja, jakich wiele słyszymy na co dzień. Bo ilu Ukraińców zweryfikuje tę wypowiedź ukraińskiego historyka – na pewno niewielu, a weźmy jeszcze pod uwagę fakt, że musieliby rozumieć język polski. Najistotniejsza jest jednak sama końcówka wpisu: Mentzen jest draniem, który marzy o chwale Pierackiego. Bronisław Pieracki był polskim politykiem, ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Aleksandra Prystora. Wcześniej pełnił funkcję wicepremiera, sekretarza stanu i wiceministra (również w ministerstwie spraw wewnętrznych). Został zamordowany przez członka OUN, Hryhorija Maciejkę. Na początku morderca próbował zdetonować przygotowaną wcześniej bombę, ale po kilku nieudanych próbach strzelił po prostu Pierackiemu trzy razy w tył głowy. I zwiał. Najpierw ukrywał się w Czechosłowacji, a później w Argentynie – tam został zwerbowany przez południowoamerykańskiego rezydenta wywiadu III Rzeszy. Podobno dostał polecenie zabicia Franklina Delano Roosevelta, ale ostatecznie zamach nie doszedł do skutku.

Ukrainiec swój wpis zakończył słowami: „Możemy to powtórzyć”. Naprawdę? Przecież to jest jawna groźba skierowana w stronę polskiego kandydata na prezydenta. Ale oczywiście, my dalej udawajmy, że tak naprawdę nic się nie dzieje.

M. 

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

To niewygodne CBA

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Nie ukrywam, że komisja śledcza ds. Pegasusa jest chyba moją ulubioną. Poziom błazenady, jaką ci ludzie uskuteczniają, naprawdę sięga zenitu, a oni przecież jeszcze nie skończyli. Tak naprawdę nie zdołali zrobić nic, poza kompromitowaniem się na każdym posiedzeniu. Przyszedł Kaczyński i pozamiatał nimi podłogę, potem przyszedł Ziobro… i okazało się, że nie było kim zamiatać, bo uciekli. Ja naprawdę nie wiem, kto tam jest moim ulubieńcem, bo oni wszyscy są siebie warci. Do tej pory myślałam, że pan Zembaczyński, którego zaczęto nazywać Naleśnikiem, a ja uważam, że Pan Członek brzmi uroczo. 😉 Ale okazuje się, że tam przecież jest jeszcze Sroka, Trela i… niewidoczna do tej pory Kluzik-Rostkowska, która skradła ostatnie show. W każdym razie ta ekipa bardzo śmiesznych i bardzo zawistnych ludzi doprowadziła do zwolnienia pani Agnieszki Kwiatkowskiej-Gurdak. A raczej pani Agnieszka sama do tego doprowadziła, bo komisja… znowu się skompromitowała. Ale po kolei.

Równa, bezkompromisowa, nie nadaje się

Niewiele o byłej już szefowej CBA mogę powiedzieć. Nie znam kobiety. Mogę posiłkować się artykułami Onetu, który najpierw twierdził, że to równa, bezkompromisowa babka, a potem, że nigdy nie powinna była objąć tej funkcji. Rozumiem z tego, że bezkompromisowi, równi ludzie nie nadają się na takie stanowisko? Muszę jednak przyznać der Onetowi rację w jednym – pani Agnieszka faktycznie pokazała, że potrafi być równą, bezkompromisową babką po tym, jak rozprawiła się z komisją śledczą, na której czele stoi komiczna Magdalena Sroka, która sprawia wrażenie, że nie bardzo wie, gdzie jest i czego właściwie wszyscy od niej chcą. W każdym razie, po tym jak szefowa CBA potraktowała komisję, było wiadomo, że będzie musiała pożegnać się z posadą, ale widocznie była tak równa i tak bezkompromisowa, że nie mogła się powstrzymać. A miała okazję do popisu, bo dla przykładu Tomasz Trela podczas przesłuchania zaczął ujawniać treść tajnych dokumentów, wiedząc, że komisja jest nagrywana i będą mogli to obejrzeć absolutnie wszyscy. Zabawne, bo przecież nie tak dawno były jęki i płacze, że Mariusz Błaszczak zdradza bardzo ważne państwowe tajemnice, mimo że były już dawno nieaktualne, a posłom KO prawdopodobnie nie spodobało się to, że oni tę mniej fajną, wschodnią część Polski bez większego sprzeciwu oddaliby Rosjanom, a bronić zaczęliby dopiero terenów zamieszkałych przez uśmiechniętych i tolerancyjnych. A raczej to, że wszyscy się o tym dowiedzieli. W każdym razie zeznająca była łaskawa wytłumaczyć posłowi Treli, że pewnych spraw nie należy na tym etapie śledztwa ujawniać. Powiedziałabym nawet, że zareagowała dość stanowczo, ale to nie poseł Trela był główną ofiarą Kwiatkowskiej-Gurdak tamtego dnia.

Kluzik-Rostkowska zaczyna show

Krew zaczęła się lać, kiedy była szefowa CBA dobrała się do Joanny Kluzik-Rostkowskiej, o której Robert Mazurek pobłażliwie mówił, że nie należy do najbystrzejszych kredek w piórniku. Do tej pory uchodziło jej to płazem, bo się nie odzywała. Podejrzewam, że ktoś życzliwy podpowiedział jej, że nie należy tylko przychodzić na posiedzenia, siedzieć na tyłku, nic nie robić i pobierać pensję, a pani Joanna, na własne nieszczęście, przyznała mu rację. I się odezwała. Najpierw postanowiła przyczepić się do Agnieszki Kwiatkowskiej-Gurdak, że na pełnomocnika wzięła sobie dra Roberta Sosika, bo przecież on był rzecznikiem CBA za rządów PiS-u, a to – jak wiadomo – jest zbrodnią najcięższą i niewybaczalną, więc tacy ludzie mogą się uśmiechać tylko w najcięższych więzieniach. Na to pytanie postanowił odpowiedzieć sam zainteresowany, który przypomniał oburzonej posłance KO, że OK, on, owszem, był rzecznikiem za czasów PiS-u, ale za to Kluzik-Rostkowska była szefową sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego. I Kaczyński osiągnął, z tego co pamiętam, całkiem przyzwoity wynik, który jednak nie dał mu zwycięstwa. Po ogłoszeniu wyników wręczył jej nawet kwiaty, że dobrze poprowadziła jego kampanię, a potem ich drogi się rozeszły. Podobno o to, że pani Joanna oceniła, że nie powinno się dłużej grać Smoleńskiem, a pan Jarosław – już po przegranych wyborach – stwierdził, że należało tak robić. Tak przynajmniej donosił TVN, więc nie wiadomo ile w tym jest prawdy, ale wiadomo, że raczej niewiele. W każdym razie kością niezgody pomiędzy nimi rzekomo miał być właśnie temat Smoleńska.

Kto się zhańbił PiS-em?

Pana Sosika przywołać do porządku próbowała Magdalena Sroka, grożąc mu wręcz wykluczeniem z obrad. Pani Sroka… też była w PiS. Ogólnie cyrk na kółkach się tam zrobił. Bardzo podobało mi się to posiedzenie, bo dobitnie pokazało, że ludzie, których wybieramy do Sejmu nie są żadnymi ideowcami, nie są ludźmi twardymi i wiernymi swoim zasadom, a zwykłymi chorągiewkami, które tam polecą, gdzie im zawieje. Przecież takich spadochroniarzy w polskiej polityce jest mnóstwo. Nie sądzę, żeby komuś udało się przebić Artura Dziambora, który z Konfederacji wylądował w Polsce 2050, czy Moniki Pawłowskiej – posłanki lewicy ostatecznie znajdującej schronienie w partii Prawa i Sprawiedliwości, ale umówmy się – spora część posłów lubi zmieniać partie i nawet niespecjalnie ich obchodzi, czy są chociaż zbliżone ideologicznie. Z reguły na takie, które mają większe poparcie, większe szanse w wyborach, a co za tym idzie większe granty dla takiego spadochroniarza. Ale do brzegu – pani poseł Kluzik-Rostkowska postanowiła jeszcze raz zabłyszczeć, ale niestety, pogubiła się, zadając pytanie. Mam wrażenie, że biedna kobieta zapomniała, jaki był jego początek, kiedy je kończyła. Zagmatwała się, bidulka, strasznie, ale ogólnie sensem pytania było, jak podejrzewam – skąd szefowa CBA wiedziała, że wyczerpane zostały inne metody, zanim sięgnięto po Pegasusa, który jest zły i niedobry. W każdym razie Kluzik-Rostkowska stwierdziła, że ona tego nie rozumie, co pani Agnieszka skomentowała, że też odnosi takie wrażenie.

Niewystarczająco antypisowska?

Nie mogło się to skończyć dla niej dobrze, więc niedługo później podała się do dymisji, którą Donald Tusk w swej wspaniałomyślności przyjął, zamiast kazać wychłostać babę na Placu Defilad w Warszawie. Oficjalny komunikat w sprawie tej decyzji jest taki, że „niedostatecznie współpracowała z komisją śledczą ds. Pegasusa”. Nieoficjalny, że jest to konsekwencja jej odpowiedzi podczas komisji, które poddawały pod dużą wątpliwość możliwości intelektualne jej członków. A w mediach przebąkują też coś o tym, że niewystarczająco czyściła CBA z tych wstrętnych pisiorów, a to chyba najważniejszy z obowiązków każdego szanującego się przedstawiciela rządzącej koalicji. Ale zostawmy już tą Kwiatkowską-Gurdak, bo na to, kto tam jest szefem i jak pracuje nie mamy i tak żadnego wpływu. Przypomniało mi się, że przecież KO od dawna przebąkiwała już o tym, żeby to CBA rozwiązać. I wiecie – ja prosta baba jestem i wiele rzeczy pojmuję na „zdrowy, chłopski rozum”. Dlatego stawiam sobie pytanie, dlaczego koalicja rządząca chce likwidować instytucję, która patrzy między innymi im na ręce? Dlaczego, skoro podobno źle działała albo nie działała wcale, nie wymienić po prostu zarządu? Dlaczego to CBA jest aż takim złem nieczystym, że trzeba od razu likwidować?

Komu przeszkadza CBA?

Być może dlatego, że obecny rząd tylko to potrafi. TVP jest w stanie likwidacji – niby jeszcze nadaje, ale taki szlam, że mało kto ma ochotę go oglądać. Orlen w stanie likwidacji nie jest, ale osiąga takie straty, że niedługo pewnie będzie i nie ma rady, nie ich wina, robili, co mogli. CPK się robi, ale tak się robi, żeby się, broń Boże, nie zrobić. Z CBA pewnie podobnie – może wynajdą sobie jakiegoś mistrza, który zrozumie, że jego rolą nie jest walka z korupcją, a siedzenie z zamkniętą japą, a gdyby, nie daj Boże, wezwali go na jakąś komisję, to ma odpowiadać tak, żeby nie zrobić z jej członków durniów. Co, patrząc na skład obecnego rządu, może być trudne, więc należałoby chyba docenić kompetencje, których pani Agnieszce zabrakło. Ale może być też inny powód tej niechęci do CBA. Bo nawet jeśli tam obsadzą swojego człowieka, a jego jeszcze ambicja uniesie, albo może okazać się nie aż tak przeżarty kłamstwami i manipulacjami? Jeśli będzie miał w sobie jeszcze te resztki uczciwości i nagle stwierdzi, że halo, panowie, ale tak to my się nie bawimy? Lepiej nie ryzykować i zlikwidować, prawda? I bardzo, ale to bardzo być może, że nasz rząd ma ku temu konkretny powód. A jaki? A to się może dowiemy, ale raczej nie. Nie wiadomo, bo w sumie media też w ich kieszeni. A zanim władza się zmieni, to zdążą posprzątać.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Prawda zawsze boli

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Zatrząsnęło trochę Unią Europejską, bo J.D. Vance, wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, ośmielił się powiedzieć w stronę jej głównych dowodzących parę słów prawdy. A że na prawdę reagują oni jak diabeł na święconą wodę, odpowiedzieli słowami oburzenia, płaczem czy groźbami. Na pomoc oszalałym ze zdenerwowania eurokratom pobiegły, oczywiście, ich posłuszne media, które bardzo ładnie wycięły wypowiedź pana z kontekstu, zmanipulowały i wyszło im, że według Vance’a państwa Unii Europejskiej są większym zagrożeniem, niż sama Rosja. Mimo tych ich rozpaczliwych prób – smrodek pozostał, chociaż oni dalej wolą udawać, że wcale nie.

Wredny, zły Vance… i Trump oczywiście

Zagrożeniem, które najbardziej mnie martwi w kontekście Europy, nie jest ani Rosja ani Chiny, ale niebezpieczeństwo, które wychodzi od wewnątrz – czyli wycofywanie się Europy ze swoich najbardziej fundamentalnych wartości, dzielonych ze Stanami Zjednoczonymi.

Tak więc już na wstępie – czy wiceprezydent powiedział, że Unia Europejska jest większym zagrożeniem, niż Rosja czy Chiny? Nie, powiedział, co jego najbardziej martwi. I miał dużo racji, bo czy Niemcy albo Francja nie wspomagały Rosji w uzbrojeniu się przez ostatnich ładnych lat? I czyż nie wiemy, do czego ta pomoc posłużyła? Być może bezwiednie, a być może cynicznie, ale cały czas prowadziły handel z Rosją, sprzedawali im broń, mimo że zostało nałożone embargo: jednym słowem w pompie mieli wszystko i wszystkich, byleby interes kwitł. Więc jak teraz kwiczą, że Trump zdradza Ukrainę, to ja zadaję pytanie – kto im pompował kasę i broń przez tyle lat (po 2008 i 2014 roku również)? Kto tuż po napaści Rosji na Ukrainę mówił, że Ukrainy to za kilka dni nie będzie i nie ma co się kłopotać? No, szanowna Unia Europejska! A teraz oskarżacie Trumpa o zdradę, chociaż to nie on był prezydentem, kiedy wojna wybuchła? On Ukraińcom niczego nie obiecywał, więc nie miał jak ich zdradzić. Znacie takie powiedzenie, że ryba psuje się od głowy? W moim przekonaniu to włodarze UE są tą psującą się głową, ale nie potrafią tego przyjąć do wiadomości. To oni nakarmili tego rosyjskiego niedźwiedzia, a teraz mają pretensje, że gryzie.

Uderzyło mnie, że były europejski komisarz wystąpił w telewizji i zdawał się być zachwycony, że rumuński rząd anulował wybory. Ostrzegł, że jeśli sprawy nie pójdą według planu, to samo może wydarzyć się w Niemczech.

A ktoś jest mi w stanie jakoś sensownie wytłumaczyć, co było demokratycznego w anulowaniu wyborów w Rumunii? Bo z tego, co ja kojarzę to była prowokacja, o którą sami się wyrżnęli i uderzyli łbem o kant stołu, a teraz próbują to jakoś odkręcić. Nie jest tak? Sytuacja na Rumunii dobitnie pokazała, że nie są aż takimi cwaniakami politycznymi, jak myśleli, że są. I to, co teraz robią z tym krajem to zwykłe *…* (specjalnie daję puste pole, żeby każdy mógł sobie uzupełnić wedle woli; ja staram się wstrzymywać od wulgaryzmów na tym blogu).

Spoglądam na Brukselę, gdzie europejscy komisarze ostrzegają, że zamierzają zamknąć media społecznościowe w czasie społecznych niepokojów – w momencie gdy dostrzegą coś, co zakwalifikują jako mowę nienawiści. Wygląda to dla nas coraz bardziej jak stare, głęboko zakorzenione interesy kryjące się za brzydkimi słowami z czasów Związku Radzieckiego, takimi jak dezinformacja, którym po prostu nie podoba się myśl, że ktoś o alternatywnym punkcie widzenia mógłby wyrazić odmienną opinię, albo, nie daj Boże, zagłosować w inny sposób, albo, jeszcze gorzej, wygrać wybory.

I tutaj naprawdę nie rozumiem, o co te wielkie płacze i lamenty. Weźcie, łajzy z Europarlamentu, spójrzcie w lustro i tak szczerze, przed samym sobą, odpowiedzcie na pytanie, czy facet nie ma racji? Czy nie powiedział prawdy? Przecież nawet u nas, w Polsce, próbują wprowadzić ustawę o mowie nienawiści (a nie wystarczy, żeby służby działały tak sprawnie, jak w przypadku gróźb wobec Jerzego Owsiaka?). Przebąkują też coś o zamknięciu platformy X – być może dlatego, że najważniejsi politycy Europy zaczęli rozumieć, że nawet jak mają pod butem wszystkie (albo prawie wszystkie) media we własnym kraju, to wciąż trafi się jeden z drugim w Internecie, który napisze ludziom, jak to wygląda naprawdę. A nie dość, że mają ze sobą argumenty, to jeszcze bardzo często i dowody, szuje jedne. Jak często byli gaszeni na tej platformie nasi wspaniali rządzący? Niemal codziennie, więc X przestał być fajny i wygodny.

Wierzyć w demokrację oznacza rozumieć, że każdy z naszych obywateli ma swój rozum i ma głos. A jeśli nie będziemy słuchać tego głosu, nawet nasze najbardziej udane starania niewiele przyniosą. Jak powiedział kiedyś papież Jan Paweł II, jeden z najbardziej niezwykłych orędowników demokracji na tym czy innym kontynencie: „Nie lękajcie się”. Nie powinniśmy bać się naszych ludzi, nawet jeśli wyrażają poglądy niezgodne z ich przywództwem. Dziękuję wszystkim. Powodzenia dla Was wszystkich. Niech was Bóg błogosławi.

I chyba to ich właśnie najbardziej zabolało. Że ludzie mają prawo do głosu, mają prawo do własnych opinii i mają prawo do wyrażania ich. Dopóki nikt nikomu nie grozi i nikt nikogo fałszywie nie posądza. A wiemy doskonale, że w tej chwili działa to tylko w jedną stronę, bo jak ktoś ośmielił się napisać coś o Owsiaku, to policja wkracza niemalże natychmiastowo, ale jak Karola Nawrockiego nazywają alfonsem czy nazistą, to już, oj tam, oj tam. I naprawdę, nie życzę wyborcom KO, żeby musieli się przekonywać na własnej skórze, jak to jest, kiedy policja wkracza im do mieszkania za każdym razem, kiedy napiszą jakieś bluzgi w stronę przeciwników politycznych. Bo czego ja się o sobie naczytałam, to nawet nie zliczę, a były to również groźby karalne. Ale im wolno, pamiętajcie.

Dojrzała reakcja Unii

Histeryczna reakcja europejskich polityków na tę wypowiedź była doprawdy groteskowa. Niemiecki dyplomata Christoph Heusgen był łaskaw trochę odhołownić i popłakać się na znak protestu wobec wypowiedzi Vance’a. Bo europejskie, czyli nasze, wartości, nie są już takie wspólne z tymi amerykańskimi, czyli ichniejszymi. Ten sam facet parę lat wcześniej wyśmiewał Donalda Trumpa za to, że pochwalił Polskę za budowę Baltic Pipe i próbę uniezależnienia się od Rosji. Szymon Hołownia natomiast zapewniał, że nikt nas (podobno chodziło mu o Polskę, ale mam wątpliwości po której stronie popularny prezenter, bo politykiem chyba nie można go nazywać, stoi) nie będzie pouczał. Ten facet wcześniej, bardzo dyplomatycznie zresztą, wykrzykiwał, że wdepczemy Putina w ziemię. Po czym dodał, z rozbrajającą szczerością, że to przecież nie on, tylko jego żona. Takiego mężczyzny u boku może pozazdrościć każda kobieta, naprawdę. Sam tę żonę takimi wypowiedziami na minę pakuje, a po fakcie uroni łezkę, jak jej będą pośmiertne medale za zasługi wręczali. A wszyscy wiemy, że w ronieniu łez Szymon jest dobry. Podobnie jak Heusgen. I tak sobie myślę – my praktycznie armii nie mamy. Nie taką, żeby móc jak równy z równym walczyć z rosyjską agresją, gdyby – nie daj Boże – miało dojść do takiej konfrontacji. Jedyne, na czym Hołownia opiera swoje buńczuczne wypowiedzi to rzekome wsparcie NATO, bo nawet on nie może być aż tak głupi, żeby myśleć, że my sami jakkolwiek tę rosyjską agresję odeprzemy. Mimo wszystko, i on, i Donald Tusk, i Radosław Sikorski pozwalają sobie na mniej lub bardziej dyplomatyczne ataki w stronę Donalda Trumpa. Ja tylko tak przypomnę o zdjęciu, którym zresztą nasz premier się chwalił, a na którym celował prezydentowi USA wyimaginowanego pistoletu w plecy. Bardzo dojrzale zresztą, właściwy człowiek na właściwym miejscu. I gdyby w przypadku takiej agresji na Polskę NATO stwierdziło, że to właśnie Polska to sprowokowała, więc ma, co chciała i oni się nie angażują, to jak myślicie, co by się stało? Bo ja podejrzewam, że wyjdą z założenia, że my sobie tu możemy ginąć, a oni będą wyrażać oburzenie i rozpacz gdzieś za granicą, jaki to Putin jest zły i niedobry, bo wcześniej się nie zorientowali. Swoje rodziny zabiorą ze sobą, rzecz jasna. No, może poza marszałkiem Sejmu. On zostawi tam żonę, żeby wgniatała w ziemię. Ja zdaję sobie sprawę, że politycy, którzy raz dorwali się do władzy, będą mieli gdzieś losy swoich obywateli, ale może Szymkowi byłoby trochę przykro, gdyby to wgniatanie Putina w ziemię jego żonie nie wyszło?

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej