

Nawiasem Pisząc
Trudna kampania Karola Nawrockiego
Otrzymałam prośbę o opisanie kampanii Nawrockiego – problem jednak polega na tym, że nie bardzo jest co opisywać. Jakoś w lutym trafiłam na informacje, że w połowie albo drugiej połowie miesiąca kandydat wspierany przez PiS ma ogłosić swój program wyborczy. Okazuje się, że ma się to stać 2 marca, jednak mam niepokojące wrażenie, że kampania Nawrockiego praktycznie stoi w miejscu. W sytuacji, kiedy dwóch jego głównych kandydatów oficjalnie zaczęło robić prekampanię (z czego Sławomir Mentzen przyznawał się do tego w rozmowach z dziennikarzami, a Rafał Trzaskowski przekonywał, że on jeździ po Polsce w interesie warszawiaków) już dawno temu. Tak późny start nie wróży niczego dobrego. I tam już pal sześć, że nie znamy programu, bo nikt już nie głosuje na program, ale kampania prezesa Instytutu Pamięci Narodowej jest bardzo… nijaka.\
Miłe złego początki
Zaczęło się naprawdę obiecująco. Po tym jak PiS ogłosił, którego kandydata zamierza wspierać w wyborach, wszystko układało się pomyślnie. Prezes IPN-u, czyli wiadomo – patriota (przynajmniej teoretycznie). Wykształcony. Kulturalny. Przystojny. I wysportowany. Pomysł na tę kampanię był chyba taki, że na trudne czasy i w obliczu zagrożenia konfliktem z Rosją potrzebujemy silnego przywódcy, a kto jest silniejszy od boksera? Nawet hasło wyborcze w mojej ocenie zupełnie trafione, bo nawiązuje do nazwiska kandydata i bardzo popularnego, kultowego wręcz filmu „Rocky”. Nawrocki nie miał wtedy jeszcze tak negatywnego elektoratu, jaki mają Tarczyński i Czarnek, o których mówiło się najwięcej w kontekście kandydata PiS-u do fotela prezydenckiego. Nie miał, bo KO i usłużne jej media zrobiły od razu, co do nich należało. Najpierw ten obrzydliwy tekst Wybiórczej ze zdjęciem jakiegoś hailującego gościa, który nawet podobny do Nawrockiego nie był. Potem oczywiście zmienili fotografię, ale odnieśli skutek, jaki zamierzali – wielu ludzi jeszcze nawet nie wiedziało, jak wygląda Nawrocki i pierwszy raz „zobaczyło go” na zdjęciu przy artykule z GW. Sprostowania i zmiana zdjęcia już pierwszego wrażenia nie cofnęło, bo nawet jeśli facet na zdjęciu to nie Nawrocki, to nie zmienia faktu, że Nawrocki zadaje się z naziolami. Inaczej by takiego zdjęcia nie wstawiali, prawda? Z dnia na dzień o Karolu Nawrockim mogliśmy przeczytać same najgorsze rzeczy, na domiar złego niczym niepoparte. Mam też wrażenie, że Nawrocki ma jednak słabe wsparcie z PiS-u. Ogłosili go na kandydata i niech sobie chłop radzi sam, ale te różne spotkania prezesa IPN-u z wyborcami są kompletnie nienagłaśniane, rzadko kiedy przedostają się do mediów. Poza tym jednym, na którym ludzie krzyczeli „nie bać Tuska”, a posłowie KO i media obłudnie się oburzyli, że to skrajne chamstwo i brak kultury, ale ich osiem gwiazdek krzyczane w nieocenzurowanej formie przez uczestników pewnego campusu było już elementem polskiej kultury, bo słowa ułożył patusiarski raper, który w innych swoich utworach śpiewa o zażywaniu narkotyków i robieniu z kobietami tego samego, co chciałby też robić z PiSem. Interesujące hobby.
Media – czwarta władza
Dużo złego zrobiła kandydatowi popieranemu przez PiS negatywna kampania medialna, która rozpętała się niemal od razu po ogłoszeniu jego kandydatury. I dawno nie widziałam tak ordynarnej, kłamliwej i pełnej nienawiści akcji wymierzonej w jednego konkretnego człowieka. Zaczęto go oskarżać o jakieś obrzydliwe wręcz rzeczy. Wyciągnęli mu jakieś znajomości z ludźmi, którzy robili bardzo złe rzeczy, na tej podstawie ogłoszono, że jest alfonsem, a teraz podgrzewa się temat, że w Gdańsku przez ileś tam czasu mieszkał na koszt podatnika. Na koszt podatnika wylatywał też za granicę. I nic to nie zmienia, że dużo tych oskarżeń pada słów Tuska, którego można oskarżyć dosłownie o to samo. Bo czy on nie ma znajomych, którzy mieli kłopoty z prawem? Jednego nawet zaprosił do partii, chyba tylko za to, że najbardziej z nich wszystkich nienawidził PiS, bo musiał przez nich mdleć i uciekać do Włoch. Drugim może być Sutryk, ale doskonale wiemy, że w Platformie jest ich więcej. Nie wspomijając już o tym, że prawie cała jego banda tuż po zwycięstwach ochoczo zabrała się za łamanie prawa. O nieścisłościach z mieszkaniami też nie powinien się wypowiadać, bo zdaje się, że ani Myrchy ani Gajewskiej nie spotkały żadne konsekwencje za ich mieszkaniowe akrobacje, a warto wspomnieć, że małżeństwo nie wpadło nawet na to, żeby ustalić wspólną wersję, bo jedno i drugie mówiło później co innego w wywiadach. I nie wiem, czy oskarżanie kogoś o sutenerstwo, co jest swoją drogą wyjątkowo obrzydliwe, też jest dobrym pomysłem, skoro większość mediów, które otwarcie wspierają Tuska, promuje też prostytucję. Z tymi wyjazdami za pieniądze podatników też bym nie szalała, bo kto płacił za spotkanie Trzaskowskiego z mieszkańcami Bielska-Białej? Ja w tym nie widzę logiki, ale w kampanii prezydenckiej logika się niestety nie liczy. Nie liczy się też to, co mówi sam kandydat. Ważne jest to, co mówią o nim inni, a media i KO zadbały o to, żeby o Nawrockim mówiło się jak najgorzej.
Nierówne starcie
Posłowie KO rzadko wyciągają wnioski ze swoich błędów, ale z lekcji z 2015 roku, kiedy Andrzej Duda wygrał z Bronisławem Komorowskim dużo się nauczyli. Wtedy Duda był przez nich lekceważony, więc za bardzo się nim nawet nie interesowali, bo nikt go nie zna, więc nikt na niego nie zagłosuje. A że Komorowski rozumem specjalnie nie grzeszy, to walił wtopę za wtopą, a i tak mógłby przegrać dopiero wtedy, gdyby pijany potrącił zakonnicę w ciąży na pasach – pamiętamy, prawda? Dlatego na Nawrockiego rzucili się ze zdwojoną siłą i wylali na niego takie obrzydlistwa, jakie tylko byli w stanie wymyślić. Być może to jest jedna z przyczyn, dla której Sławomir Mentzen zdobył niedawno przewagę nad Karolem Nawrockim. Drugą może być fakt, że Mentzen naprawdę ostro wystartował ze swoją kampanią i po ilości jego wyjazdów i wieców widać, że facet haruje jak wół i jest wręcz niezmordowany (i o ile uważałam, że Bosak byłby lepszym kandydatem, niż lider Nowej Nadziei, o tyle pracowitość jest cechą, którą cenię u polityków, więc tutaj Mentzen zapunktował), a Nawrocki mam wrażenie, że nawet nie zdążył jeszcze wejść w tę kampanię. Inna sprawa, że kandydat Konfederacji ma ogromne wsparcie od swojego środowiska, a prezes IPN-u został rzucony na głęboką wodę i teraz, mam wrażenie, że musi radzić sobie sam. Być może jest to spowodowane tym, że ekipa KO bezprawnie postanowiła zablokować finanse partii Jarosława Kaczyńskiego, a potem wypięła się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, bo jeszcze nie zdążyli się do niego w pełni dorwać i obsadzić swoimi stanowiskami (tak przy okazji – niedawno sąd uchylił wyrok ośmiu lat dla zwyrodnialca, który rzucał niemowlęciem o ścianę, w wyniku czego maluszek doznał krwiaka mózgu i połamania kończyn, a powodem miało być to, że sędzia był „neo-sędzią”). Trzeba przyznać, że z tego Tuska to kawał obłudnego cynika, ale wałki potrafi robić, jak mało kto. Zastanawiałam się też, czy sondażownie nie fałszują tych wyników, żeby jak najbardziej osłabić Nawrockiego, ale u bukmacherów wygląda to dokładnie tak samo, a oni swoje prognozy opierają przecież na typach ludzi, którzy stawiają na to swoje pieniądze.
Co jeszcze wygrzebią?
Nie wygląda to najlepiej, bo wolałabym, żeby Trzaskowski miał dwóch poważnych kandydatów, a nie jednego. A jestem niemal pewna, że jeśli Mentzen dostanie się do II tury, to wyciągną mu absolutnie wszystko. Brata, doradzanie firmie, która okazała się nie do końca legalna (nazywała się bodajże „Wiking”), prorosyjskość i to, że chce wyrzucać Żydów i homoseksualistów z Polski. Większość z tego to stek bzdur, ale dla nich to nie przeszkoda. Podejrzewam, że jeszcze sobie jakieś „haki” na niego wymyślą – skoro Nawrocki mógł zostać oficjalnie nazwany alfonsem (i nikt na to nie reaguje), to być może okaże się, że Mentzen jest członkiem grupy Wagnera, bo dlaczego nie? Ci ludzie nie mają żadnych granic? To nie jest uczciwa walka polityczna. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że polityka nie jest czystą grą, ale poziom obrzydliwości, jaka wylewa się przy okazji tegorocznej jest nie do ogarnięcia nawet dla mnie. A ona się przecież jeszcze nie skończyła – nawet się na dobre nie rozpoczęła. Jak się wyleje na kontrkandydata odpowiednią ilość gnoju, to nagle jego uczciwe podejście do pewnych kwestii przestają mieć znaczenie. Karol Nawrocki wziął bezpłatny urlop i nie sprawuje w tej chwili funkcji prezesa IPN-u. Rafał Trzaskowski na razie zapowiadał, że weźmie, ale nie słyszałam, żeby zapowiedź zrealizował, a w stolicy bywa aż raz na tydzień. Znając jego pracoholizm, pewnie po to, żeby odpocząć. Najsmutniejsze jest to, o czym wspominałam wcześniej – Rafał Trzaskowski ma pełne wsparcie swojej partii, podobnie jak Sławomir Mentzen (poza aferą związaną z ogłoszeniem kandydatury Grzegorza Brauna). A Nawrocki? Ostatnio widuję tylko jakieś sponsorowane posty, podejrzewam, że posłanek PiS-u, z których kojarzę tylko Lichocką i Chorosińską, z czego ta druga nie cieszy się dużą sympatią, nawet wśród wyborców PiS. Obawiam się, że to naprawdę jest za mało. Pewną nadzieją może być fakt, że według ostatniego sondażu United Surveys Mentzen traci niespełna siedem punktów procentowych, a podejrzewam, że wyborcom PiS-u prędzej ręka uschnie, niż oddadzą głos na kandydata KO. Wciąż jednak mam duże wątpliwości, co do tych sondaży, bo poparcie dla PiS-u deklaruje ponad 30% obywateli Polski. Gdzie oni nagle wyparowali?
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Wybory, wybory i jeszcze trochę wyborów

Wybory, wybory i po wyborach! A po wyborach niektórym ciężko jest się otrząsnąć po tym, co się wydarzyło podczas niedzielnego głosowania. Co prawda, zwycięzcą jest Rafał Trzaskowski (co dla mnie jest kompletnie niepojęte), ale Karol Nawrocki ze swoim wynikiem mocno depcze mu po piętach. Patrząc na chaotyczną reakcję polityków KO, podejrzewam, że być może nadepnął mu na odcisk, a to – jak wiadomo – bywa nieprzyjemne. Wiadomo, wyniki indywidualne są tylko wynikami indywidualnymi, ale mogą mieć wpływ na dalsze prace Sejmu i ogólnie jego kształt. Zwłaszcza że – jeśli Trzaskowskiemu po raz kolejny powinie się noga i nie wygra wyborów – węszę tutaj dość szybki rozpad aktualnie rządzącej koalicji i rozpisanie wcześniejszych wyborów. Głównie dlatego, że naprawdę nie mam pomysłu, jak oni chcieliby ten swój grajdołek uratować… Inna sprawa jest taka, że bardzo możliwe, że nie doszacowałam przyklejenia się do stołków członków tych mniejszych partii w koalicji. Być może, w ich przekonaniu, może się walić i palić, ale dopóki oni otrzymują sowitą wypłatę za swoje nic-nie-robienie, to w sumie luz. A jeśli tak będzie, na upadek tej nieszczęsnej koalicji będziemy musieli jeszcze poczekać.
Pyrrusowe zwycięstwo?
Rafał Trzaskowski, mimo że jest zwycięzcą pierwszej tury, ma teraz naprawdę ciężkie zadanie do zrobienia. Musi przekonać do siebie wyborców Mentzena czy Brauna, którzy – z oczywistych powodów – nastawieni do niego życzliwie nie są. W Polskę poszło już hasło: „Byle nie Trzaskowski”, poszczególni członkowie Nowej Nadziei i ogólnie Konfederacji deklarują już swoje głosy na Nawrockiego… Zadanie dla Trzaskowskiego w tej sytuacji wydaje mi się niewykonalne. Podejrzewam, że będzie się umizgiwał prawicy, byleby tylko oddali głosy na niego, ale tak naprawdę on musi powalczyć o głosy tych, którzy na wybory nie poszli (bo frekwencja jest dużo niższa, niż podczas wyborów parlamentarnych w 2023) i przekonać ich, że warto jednak ruszyć tyłki i postawić krzyżyk w okienku przy jego nazwisku. To jest olbrzymia siła, którą kandydat KO pewnie będzie starał się wykorzystać. Nie jestem tylko do końca przekonana, czy ta misja się powiedzie, skoro prezydent Warszawy dalej próbuje podlizywać się wyborcom Konfederacji. Wydawałoby się, że lepiej i wygodniej byłoby pójść albo w jedną, albo w drugą stronę. Trzaskowski jednak najwidoczniej lubi trzymać wiele srok za ogon. Zobaczymy, co z tego trzymania tak naprawdę wyjdzie.
(Nie)łatwe zadanie dla Trzaskowskiego
Karol Nawrocki osiągnął bardzo dobry wynik. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to w jego stronę szły najbardziej „bezpardonowe” ataki ze strony KO i ich sojuszników, a Rafał miał w każdej debacie niemalże cieplarniane warunki, jednak z żadnej nie był w stanie wyjść zwycięsko. On tak naprawdę musi przekonać do siebie zwolenników Mentzena i Brauna, którym naturalnie jest bliżej jednak do niego, niż do Trzaskowskiego. I – z tego co obserwuję wpisy internautów – spora część osób z tego środowiska deklaruje głos właśnie na Nawrockiego. Argumentacja jest taka, że lepiej cholera, niż dżuma, ale mimo wszystko mam wrażenie, że Nawrocki może liczyć na głosy dużej części wyborców tych dwóch, podobno kontrowersyjnych, kandydatów. Może też liczyć na to, że ci ludzie nie pójdą po prostu do urn wyborczych i zostawią wszystko „ślepemu losowi”, bo oni swoich reprezentantów już nie mają. Ta opcja też byłaby dla Nawrockiego korzystna – bo jeśli ktoś pójdzie na te wybory, to z zamiarem zakreślenia jego nazwiska; a jak reszta z tych osób ostatecznie nie pójdzie, to też nieźle. Nie wiem natomiast, czy pan Karol może liczyć na głosy tych, którzy w pierwszej turze nie poszli. Wydaje mi się, że tutaj raczej Rafał Trzaskowski ma możliwość zmobilizowania tej części swojego elektoratu, który uznał, że „samo się zrobi”. Okazało się, że samo się nic nie zrobi, a ci, którzy uznali, że 18 maja będą siedzieć w domu, bo Rafałek i tak wygra, ruszą tyłki 1 czerwca. I to jest wielki problem Karola Nawrockiego.
Cicha woda brzegi rwie
Sławomir Mentzen również uzyskał bardzo dobry wynik, zwłaszcza że startował z partii, która do tej pory z tym duo-partyjnym betonem nawet nie współpracowała. Jest to na tyle dobra pozycja, że może usiąść do stołu z dwoma kandydatami, którzy mają największe poparcie. I może, psia jego mać, rozdawać karty. No i rozdał. Zarówno Nawrocki, jak i Trzaskowski zdecydowali się wystąpić w jego programie, przy czym pierwszy od razu stwierdził, że wszystkie osiem postulatów Mentzena poprze bez wahania, a drugi kluczy, unika odpowiedzi i czeka chyba na to, co mu sztabowcy podpowiedzą. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie sprawy jest niezłym pomysłem Mentzena i jego sztabowców (zwłaszcza że w trakcie trwania kampanii dość bezpardonowo atakował Nawrockiego, a trzeba jednak wyjść w tym całym galimatlasie z twarzą i honorem) – nie wiem tylko, co zrobią, jeśli jeden i drugi kandydat zgodzi się na jego postulaty i je podpisze. Doskonale wiem, że oni grają już na jak najwyższe poparcie dla Konfederacji na przyszłość, ale nie mam pojęcia, czy przygotowali sobie jakąś furtkę awaryjną na taki wypadek. A chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że takiemu Trzaskowskiemu kompletnie zwisa, co on podpisuje i po co. Jeżeli to zrobi, to tylko po to, żeby umocnić KO u władzy i samemu przy okazji dostać jakieś granty w ramach wdzięczności. A jeśli w przyszłości będzie mu się to wypominać, to szybko powie, że on o tym nie słyszał, ale jest zaniepokojony. I że się przyjrzy.
Co zrobią wyborcy Brauna?
Również na Grzegorza Brauna w praktyce więcej ludzi oddało głos, niż wynikałoby to z sondaży, które – jak pokazują nam kolejne wybory – są robione na zlecenie i pod publiczkę. I to również o głosy jego wyborców będą teraz drzeć koty Trzaskowski z Nawrockim. A jest o co walczyć. Trzeba jednak pamiętać, że wyborcy Brauna należą do tego najbardziej zaciekłego grona. I o ile wyborcy Mentzena deklarują, że w II turze poprą raczej Nawrockiego, tak znajomi, którzy wspierali Brauna na drugą turę raczej się nie wybierają. I tutaj się z nimi zgodzić nie mogę, bo jestem zdania, że teraz walczymy przede wszystkim o to, żeby Tusk nie dorwał się do pełnej władzy. Dlatego na wybory w II turze się wybieram. I nie zagłosuję na Trzaskowskiego, bo obawiam się, że jego wygrana to kolejne, szkodzące Polakom, ustawy europejskie, wdrażanie Zielonego Ładu czy Euro w Polsce. Tak, w drugiej turze zagłosuję typowo na mniejsze zło. Wolę cholerę, niż dżumę, a tylko taki wybór mi pozostał. Jeśli śledzicie mój profil dłużej, wiecie, że ja się przed żadnym kandydatem płaszczyć nie zamierzam – moja działalność raczej była skupiona na tych, na których nie warto oddawać głosu, niż na tym, żeby pomóc któremuś z kandydatów albo którejś z partii. Taki szkodnik ze mnie. Nie sądzę, żeby Braun ostatecznie poparł któregokolwiek z dwójki kandydatów – to nie jest tego rodzaju zawodnik. On pokombinuje, wywróci wszystko do góry nogami, a w razie czego uciszy gaśnicą, ale szczerze wątpię, żeby wprost powiedział: „Idźcie i głosujcie na Nawrockiego”.
Słychać wycie. Znakomicie?
Teraz wypadałoby się skupić na lewicy, która – co prawda przegrała i to na wielu poziomach – może jednak stanowić sporą siłę. Teraz liżą rany, ale wystąpień Biejat czy Zandberga w debatach na pewno nie można uznać za porażkę. Ciężko mi wyobrazić sobie, żeby Zandberg czy Biejat zachęcali teraz do głosowania na Trzaskowskiego (Zandberg już, zdaje się, zapowiedział, że tego nie zrobi), ale jeszcze ciężej jest mi wyobrazić sobie sytuację, w której wyborcy pani Magdy albo pana Adriana poszli masowo głosować na Nawrockiego. Według mnie większość wyborców Biejat w drugiej turze odda głos na Trzaskowskiego i nie będzie dla mnie żadną niespodzianką, jeśli sama kandydatka takiego poparcia prezydentowi Warszawy udzieli. Mam jednak wątpliwości, co do wyborców Zandberga, tym bardziej, że trzeba przyznać, że jest to człowiek o konkretnych poglądach, których nie lubi rozmieniać na drobne. Między innymi dlatego nie wszedł do naszego obecnego rządu i pozostał w opozycji, mimo że był kuszony przez różne lewicowe środowiska. Szanuję go za to, że się nie złamał, ale również z tego samego powodu sądzę, że jego wyborcy nie pójdą 1 czerwca masowo, żeby zagłosować na Trzaskowskiego. Wydaje mi się, że tutaj będzie podobnie, jak w przypadku zwolenników Brauna – raczej nastawiałabym się na to, że drugą turę sobie odpuszczą. I wiecie co? Na tę – KRÓTKĄ – chwilę możemy się cieszyć, bo jednak prawica wypada lepiej, jeśli zsumować wszystkie głosy, ale Zandberg, w mojej opinii, jest facetem, który tę lewicę jest w stanie podnieść z kolan.
Jak zagłosują konfederaci?
Pozwólcie, proszę, że nie będę teraz tutaj opisywała każdego kandydata na prezydenta w I turze. Jest ich po prostu zbyt wielu, ale niewielu z nich ma jakiekolwiek znaczenie, jeśli chodzi o wyścig do fotelu prezydenckiego. Ich poparcie jednego albo drugiego kandydata też niewiele raczej zmieni. Umówmy się, że w tym tasowaniu mają wyjątkowo słabe karty. Duże zainteresowanie natomiast wzbudzają głosy, które oddadzą w II turze wyborcy Konfederacji, bo w poprzednich wyborach prezydenckich podzielili się niemalże po równo. Na wolnościowców i na narodowców. Ci pierwsi uznali, że Duda będzie gwarantem kolejnych podpisywanych umów, projektowanych przez PiS, w tym również tych, które nanosiłyby na Polaków kolejnych opłat, podwyższeń podatków i tak dalej; ci drudzy zaś zagłosowali typowo światopoglądowo – byli to ludzie, którzy nie chcą tęczowej Polski, nie życzą sobie, żeby transseksualiści uczyli ich dzieci w przedszkolu, czym jest tolerancja i nie zgadzają się na aborcję. Tym razem jednak sytuacja wygląda inaczej. Nie ma już argumentu, żeby głosować na Trzaskowskiego, żeby nie umacniać władzy – żywy jest raczej argument, żeby nie dawać pełni władzy KO, a to stałoby się, gdyby zagłosować na pana Rafała. Dlatego wydaje mi się, że taka argumentacja jest już mocno nieaktualna i raczej należy spodziewać się tego, że wyborcy Mentzena lub Brauna, jeśli wybiorą się na wybory, postawią raczej krzyżyk przy nazwisku Karola Nawrockiego.
Osobisty dylemat
Ja nie będę tutaj udawała jakiegoś wielkiego antysystemowca i łamacza układów. W drugiej turze zamierzam oddać głos na Karola Nawrockiego. I nie dlatego, że tego gościa zwyczajnie polubiłam – na tyle, na ile mogłam go polubić z różnego rodzaju mediów. Wydaje mi się sympatyczny i ogarnięty. Najprawdopodobniej będzie chodził na smyczy działaczy PiS-u, zdaję sobie z tego sprawę. Ale tak, szczerze pisząc – Trzaskowski będzie robił dokładnie to samo. Tutaj też nie mam żadnych wątpliwości. Ja tak naprawdę – po raz kolejny zresztą – w II turze zagłosuję przeciwko komuś, a nie za kimś. Wybieram Nawrockiego, bo nie chcę Trzaskowskiego. I wydaje mi się niezmiernie ważnym, żeby większość wyborców pozostałych kandydatów, zagłosowała jednak na Nawrockiego. Z różnych przyczyn (bo można tutaj, miedzy innymi, opisać to, co robił jako prezes IPN), ale najważniejszą dla mnie jest ta, żeby nie oddawać całej władzy w łapy ludzi pokroju Tuska. Którzy umocnią jego władzę i, przy okazji, zniszczą Polskę. Którzy będą ślepo wykonywać jego polecenia, a co za tym idzie – polecenia Niemiec. My, jako Obywatele tego pokaleczonego, pokiereszowanego i poranionego kraju, mamy prawo powiedzieć, że mamy już dość. Że już nie chcemy. Że wystarczy. Takiej nadziei na pewno nie daje Rafał Trzaskowski. Karol Nawrocki ją daje, ale nie ma co się za bardzo entuzjazmować, bo daje ją co najwyżej średnią. Po raz kolejny, jako Polacy, zostaliśmy postawieni przed wyborem między dżumą, a cholerą. Moja propozycja jest taka, żeby jednak zagłosować na cholerę, nie na dżumę. Czy to dobry wybór? Nie wiem, ale scenariusz tego, co działoby się, gdyby KO otrzymała pełnię władzy, są – co najmniej – druzgoczące.
M.
Nawiasem Pisząc
Rafał Trzaskowski ustrzelony hat-trickiem

Drodzy Czytelnicy, jestem Wam winna jedno sprostowanie – otóż Dorota Wysocka-Schnepf, czego nikt z nas nie mógł się spodziewać, minęła się z prawdą podczas ostatniej debaty prezydenckiej. Krzysztof Stanowski nie był nigdy pracownikiem TVP, a jedynie sprzedawał im jeden ze swoich programów. Pani Dorota grzmiała na Twixie ileż to pieniędzy Stanowski dzięki temu zarobił; ten w odpowiedzi wyjaśnił, że za każdy program otrzymywał 4000 złotych, a pod koniec 6000 złotych, z czego większość szła na sygnał albo opłacanie pracowników, którzy w tym projekcie uczestniczyli. Zwrócił również uwagę, że dziennikarka Telewizji Publicznej poświęca mu wyjątkowo dużo uwagi i nie szczędzi, często kłamliwej krytyki, mimo że on w dalszym ciągu jest kandydatem na prezydenta. Nie startującym na poważnie, ale w dalszym ciągu kandydatem. Zostawmy już jednak w spokoju tę biedną kobietą, bo tuż przed I turą sporo bomb wybuchło Rafałowi Trzaskowskiemu prosto w tę jego śliczną buźkę. Czy będzie to tak zwany „game-changer”? Do pierwszej tury zostało już niewiele czasu, więc nie wiadomo, czy uda się temat odpowiednio nagłośnić, ale przed drugą… Kto wie? Ja ze swojej strony postaram się temu tematowi trochę pomóc.
Komu wolno robić szwindle z mieszkaniami?
Najpierw jednak zajmijmy się mniejszą aferką, bardziej lokalną, bo dotyczącą samej Warszawy, a konkretnie zabytkowej kamienicy przy ulicy Marszałkowskiej 66 i jej mieszkańców, którzy zostali eksmitowani pod pretekstem remontu, który im obiecano. Z tego, co mówią zapewniano ich, że wrócą do swoich mieszkań po zakończeniu prac. Jak się można łatwo domyślić – nie wrócili, a miasto planuje sprzedaż budynku. Argument też jest łatwy do przewidzenia – remont kamienicy ma rzekomo kosztować 50 milionów, a Warszawy nie stać na taki wydatek. Stać na olbrzymi, biały kloc, który ma być Muzeum Sztuki Nowoczesnej, natomiast z tego, co się zdążyłam zorientować, prezentowane tam „dzieła” i pokazy niewiele ze sztuką mające wspólnego. Bardziej mi się to kojarzy ze spełnianiem fantazji seksualnych pewnej grupy ludzi, którzy mają problem z udzieleniem odpowiedzi, jakiej są płci albo feministek, które przyzwyczaiły nas do tego, że swoje zdanie wyrażają za pomocą pokazywania pewnych części ciała, które przyzwoici ludzie zasłaniają. Stać też na niedziałający kibel, do którego do niedawna ciężko było się było nawet dostać, bo brodziło się w błocie po kostki – co ciekawe, bo ubikacja jest podobno dostosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych, którzy nie bardzo mieli możliwość dotarcia w ogóle do drzwi budynku, skoro nawet ludzie w pełni sił mieli z tym problemy. Rafał jednak stanął na wysokości zadania i kazał przed wejściem wysypać trociny, żeby było ładnie. Do tej pory jednak nie wiem, czy da się już do tego kibla w ogóle wejść, bo widziałam parę reportaży na ten temat i żadnemu z prowadzących się nie udało. Być może prezydent Warszawy pozazdrościł pięknej ubikacji Białystokowi? Stać też Warszawę na strefy relaksu, które są po prostu drewnianymi paletami, ale chyba takimi luksusowymi, bo nie kosztowały tyle ile powinny kosztować drewniane palety. Stać ich również na ulicę mierzącą 300 metrów, ale za to kosztującą dużo więcej. Nie wspomnę już o różnych ozdobnikach w parkach w postaci na przykład srającego psa. Koszt pierwszej inwestycji waha się między 700 milionami (najtańsza wersja) a 1,2 miliarda, ubikacja kosztowała 650 tysięcy złotych. Jedna strefa relaksu zabrała miastu 920 tysięcy złotych, druga – 60 tysięcy złotych. Wspomniana ulica Wojciecha Fangora zaś 39 milionów złotych. Aha, Warszawę stać również na finansowanie lokum Ostatniemu Pokoleniu. I na naprawę tego wszystkiego, co zdążyli zniszczyć. Na to wszystko pieniądze były. Na remont kamienicy, w której mieszkali ludzie, już nie. Nie ma i nie będzie.
Nie tylko słowne przepychanki z mieszkańcami
Mieszkańcy zabytkowej kamienicy zaczęli protestować na wiadomość, że miasto zamierza sprzedać kamienicę za 31 milionów złotych. Obawiają się, że budynek zostanie sprzedany deweloperom, następnie rozebrany i przerobiony na jakiś super nowoczesny i mega luksusowy budynek, w którym będzie Bóg wie co. Ktoś coś mówił o akademikach, ale nie wiem, czy to te za złotówkę. Zastanawiam się tylko, jak zamierzają obejść fakt, że budynek jest wpisany do rejestru zabytków, w związku z tym takie załatwienie sprawy powinno być niemożliwe. Z drugiej strony nikt nie kupi kamienicy za 31 milionów ot tak sobie, bez możliwości zainwestowania w coś, co później będzie przynosiło zyski. Dlatego obawiam się, że urzędnicy ratusza znajdą sposób, żeby ten niewygodny fakt ominąć, bo po co Warszawie zabytkowa kamienica, jak można w tym miejscu postawić jakiś nowoczesny, super oszklony grzmot, bo w stolicy to jest właśnie miarą odpowiedniego statusu. Zresztą skoro ktoś rzeczoną kamienicę do rejestru zabytków wpisał, to ktoś inny może ją wypisać, co za problem? Wyeksmitowani ludzie zaprzeczają, że powodem eksmisji miał być nieopłacony czynsz, a na takie sugestie można trafić w Internecie. Mnie też się nie chce wierzyć, że nagle wszyscy postanowili tego czynszu nie opłacać, a przecież wynieść kazano się każdemu. Pojawiają się również informacje, że wyeksmitowana została również rodzina z sześcioletnim chłopcem, ale tutaj byłabym mocno ostrożna, bo politycy bardzo lubią grać tymi dziećmi na emocjach. Poza tym, tak postępować z ludźmi nie wypada, obojętnie w jakim by nie byli wieku. W tej kamienicy mieszkało przecież sporo ludzi starszych. Ale to nie wszystko, bo podczas ostatniej nadzwyczajnej sesji Rady Miasta, na której obradowano na temat przyszłości zabytkowego budynku, nie wpuszczono jego mieszkańców. Mało tego, zostali oni bardzo brutalnie potraktowani przez Straż Miejską, która agresywnie wypychała zdenerwowanych ludzi, nie przejmując się za bardzo, czy traktują w ten sposób kobietę czy osobę starszą. Czyli postanowiono podjąć decyzję w sprawie mieszkań bez udziału ich właścicieli, zamiast tego ich z tego posiedzenia najzwyczajniej w świecie wykopano. Baaaardzo demokratycznie. Dlatego nie mogę się nadziwić, że Platforma zdecydowała się wyciągać akurat to mieszkanie Nawrockiego, skoro sami dosłownie w tym samym czasie robią szwindle na dużo większą skalę. A tyle Trzaskowski opowiadał o obłudzie i hipokryzji. Rafał jednak, zdaje się, z powrotem stał się katolikiem, więc zapytam: Czemu widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Nie wypada również zapominać o gigantycznej aferze reprywatyzacyjnej za rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz, z którą obecny prezydent współpracował ani o zamieszaniu z mieszkaniem małżeństwa Myrchów, które Donald Tusk zignorował, ale wyciągał Nawrockiemu jakieś mieszkanie w Gdańsku. I nigdy nie powinniśmy zapominać o Jolancie Brzeskiej.
Tajemnicze wsparcie Rafała Trzaskowskiego
Całe to zamieszanie sympatii Rafałowi Trzaskowskiemu na pewno nie przyniosło, a tutaj już kroi się afera na skalę ogólnopolską, poddającą w wątpliwość legalność całej kampanii kandydata KO. Otóż jest sobie taka fundacja „Akcja Demokracja”, która publikowała spoty wyborcze wychwalające Trzaskowskiego i mocno atakujące Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena. Widziałam część tych spotów i nie pamiętam aż tak siermiężnej propagandy. Goebbels byłby dumny. Prezes tej fundacji Jakub Kocjan jeszcze parę tygodni temu pełnił funkcję asystenta jednej z posłanek PO, a swego czasu otrzymał nawet nagrodę od prezydenta Warszawy, więc wiadomo, że musiał się chłopak odwdzięczyć. Spoty wykupiono za 400 tysięcy złotych. Problem polega na tym, że nie do końca wiadomo, skąd wzięły się te pieniądze, ale bardzo możliwe, że… zza granicy. J.D. Vance tłumaczył kiedyś, że partia demokratyczna ingerowała w wybory w Polsce, żeby wygrała je właśnie KO. Unia Europejska zresztą robiła to dość jawnie. Tych przykładów było sporo, teraz mamy kolejny i naprawdę zastanawiam się, ile jeszcze ich potrzeba, żeby tych ludzi przekonać, że Donald Tusk jest wspierany przez odpowiednie opcje polityczne zza granicy i że to może niedobrze, żeby obce państwa ingerowały w demokratyczne wybory w Polsce? Żeby chociaż pojawił się w ich głowach cień refleksji, nutka wątpliwości? Nic? No dobra, to lecimy dalej. Otóż państwowy instytut badawczy NASK (podkreślam: państwowy, czyli teoretycznie nie powinien być powiązany z żadną partią polityczną, no ale TVP też jest państwowa), który został powołany do walki z dezinformacją, sam w tej dezinformacji brał udział. Ujawniono między innymi, że ich zespół Działania Przeciw Dezinformacji miał monitorować nastroje społeczne PiS i ich wyborców i analizować reakcje internautów na mniejsze lub większe aferki, które zarzuca się posłom tej partii. Mieli również zbierać dane na temat działalności opozycji czy związanych z nią dziennikarzy, a następnie grzecznie informować o wszystkim Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. Na taką „walkę z dezinformacją” rzekomo przeznaczono 19 milionów złotych ze skarbu państwa. Niedawno sami pracownicy DPD mieli pochwalić się spotkaniem z prezesem „Akcji Demokracja”, istnieją więc dosyć wysokie szanse, że współpracowali ze sobą również w sprawie tych spotów. To jest naprawdę bardzo szeroko zakrojona akcja nielegalnej ingerencji w wybory prezydenckie w Polsce, jak to ujęła Ewa Zajączkowska. I trudno się z nią nie zgodzić, bo szwindlem śmierdzi z daleka. Moim zdaniem poddaje to w wątpliwość legalność całej kampanii Rafała Trzaskowskiego i samego kandydata.
Klasyczna reakcja Platformy
Czy wyciągnięte zostaną jakieś konsekwencje, a przynajmniej wnioski? Szczerze wątpię, bo przecież Roman Giertych zupełnie jawnie organizował na Twixie swoją armię trolli, którym dokładnie tlumaczył, co i jak mają pisać. Najczęściej były to wpisy wulgarne i będące zwyczajnym kłamstwem, często były to też urojenia samego Giertycha, bo tych roi się w jego głowie naprawdę sporo. Do grup przez niego tworzonych zapisywali się ludzie o prawicowych poglądach i dokładnie wszystko analizowali, między innymi Profesor Pingwin, który jako pierwszy całą tę akcję nagłośnił. Nic się w tej sprawie jednak nie wydarzyło, a Giertych najpewniej dalej stosuje swoje sztuczki, wysyłając swoje bezmyślne owieczki do tępego i perfidnego nawalania w PiS. Zresztą facet miał też finansować „Sok z Buraka”, a większego ścieku medialnego już nie znajdziecie, mimo że żyjemy w kraju, w którym TVN, Onet czy Wybiórcza należą do najpopularniejszych mediów. Do tej pory nie usunięto z sieci żadnych spotów wspierających Rafała Trzaskowskiego i atakujących jego dwóch największych rywali. KO postanowiła zareagować na te doniesienia, jak to tylko oni potrafią – wyłgać się. Pierwszym krokiem było – a jakże! – pozwanie Sławomira Mentzena. Udało się za pierwszym razem, kiedy Szymon Hołownia pozwał go za to, że powiedział prawdę, bo przecież pamiętamy, że sam Hołownia wrzucał zdjęcia z nielegalnymi migrantami, którzy szeroko uśmiechali się do obiektywu aparatu właśnie w Sejmie. Wyjaśnienie było tak idiotyczne, że naprawdę wzbudza wątpliwości co do powagi instytucji, jaką jest (a raczej powinien być) sąd. Teraz pewnie będzie podobnie, bo nie po to KO czyściła sądy z niewygodnych sędziów i obstawiała swoimi upolitycznionymi klakierami, żeby teraz tego nie wykorzystać. Poza tym zdecydowali się na inne swoje stare sprawdzone sztuczki. Po pierwsze zaprzeczanie: oni o niczym nie wiedzieli, nie mieli pojęcia i jest im bardzo przykro. To oni są pokrzywdzeni, dlatego że opublikowane zostały spoty zgodne z ich narracją i atakujące bez pardonu Nawrockiego i Mentzena. Oni nie chcieli i im się to bardzo nie podobało. I to przecież nie ich wina, że ludzie kochają ich tak bardzo, że sami organizują takie akcje. No dobra, z tym ostatnim to przesadziłam. Dokładną analizę całej tej sprawy prowadzi zaprzyjaźniony profil Wojciech Kozioł – mikroblog, serdecznie polecam się zapoznać.
Z troski o pana Jerzego
Na sam koniec jeszcze mała drobna bombka, która też spadła ostatnio Trzaskowskiemu pod nogi i zepsuła mu humor. Otóż kandydat KO wpadł na wyjątkowo durny, nawet jak na siebie, pomysł, żeby pokazać, co takiego wręczył Karolowi Nawrockiemu w kopercie. Przy okazji pokazał też dane wrażliwe tego nieszczęsnego pana Jerzego, w związku z czym Urząd Ochrony Danych Osobowych wszczął przeciwko niemu postępowanie. UODO uznał, że choć ujawnione dane nie stanowią same w sobie danych szczególnej kategorii, to w kontekście podanych informacji oraz dużego zainteresowania mediów, dane Jerzego Ż. i jego sytuacja życiowa stały się powszechnie znane, co potwierdza fakt, że w Internecie krążą już screeny z jego prywatnego konta FB. A pamiętacie, kiedy podobny błąd popełnił Adam Niedzielski, kiedy był ministrem zdrowia? Udostępnił receptę na psychotropy, na której widniały pełne dane lekarza, który tę receptę wystawił. Ależ się wtedy wszyscy w KO oburzyli! Jak tak można, krzyczeli. To moralnie naganne, przekonywali. Naraził lekarza na poważne kłopoty, argumentowali. W efekcie Adam Niedzielski stracił stanowisko, a w 2024 roku prokuratura postawiła mu zarzuty przekroczenia uprawnień oraz ujawnienia danych wrażliwych. Ciekawe, jakie konsekwencje spotkają kandydata na prezydenta, bo w tym przypadku posłowie KO nie są już tak chętni do wydawania osądów? Przecież sprawiedliwości musi stać się zadość, skoro to było takie złe, okrutne i moralnie naganne, prawda? W tym jednak wypadku myślę, że Rafałkowi włosek z pięknej główki nie spadnie, ale bardzo liczę na to, że za kampanijne oszustwo poleci kilka głów, bo teraz praktycznie każdy może poddać w wątpliwość legalność tych wyborów.
I zobaczycie, że po tych wyborach jeszcze będą w związku z tym cyrki.
M.
Nawiasem Pisząc
Orka w Telewizji Publicznej

Powiem Wam, że mam już taki przesyt tej kampanii i w ogóle całej polityki, że patrzeć już nie mogę na żadnego z kandydatów. No, może poza Stanowskim, który wczoraj postanowił powiedzieć wszystkim to, co widzi prawie każdy, ale udaje, że wcale nie. Próbowałam napisać dla Was dłuższy tekst odnośnie do afery mieszkaniowej z Karolem Nawrockim, ale im dłużej szukałam materiałów, żeby tę sprawę opisać jak najlepiej, tym bardziej się w tym gubiłam. Bo o to właściwie chodzi w tej przepychance – jedna strona mówi, że ma dokumenty, że Nawrocki złamał prawo, druga, że wcale nie i właśnie z tych dokumentów wynika, że to on ma rację. A Ty, Obywatelu? A Ty nie masz dostępu do żadnych dokumentów, więc prawdy to sobie możesz szukać albo w Onecie, albo w TV Republice. A potem ewentualnie wyciągnąć średnią. Albo – po prostu – zaufaj albo jednemu, albo drugiemu. W końcu żaden nigdy w życiu, pod żadnym pozorem, by nas nie okłamał, prawda? Napiszę może jedynie, że Trzaskowski nie przemyślał sobie tych ataków o mieszkanie, bo został szybko skontrowany aferą reprywatyzacyjną za Hanny Gronkiewicz-Waltz, której był wtedy bliskim współpracownikiem, (zdaje się, że był szefem jej sztabu wyborczego) albo kamienicą przy Marszałkowskiej, bo tam zdaje się mieszkańcy mogą zostać bez dachu nad głową, bez kluczy i bez opieki. Prezydent Warszawy dużo tam krzyczał o wstydzie i hańbie… Napiszę szczerze – po tym, co prokuratura zrobiła ze śmiercią Jolanty Brzeskiej pan Trzaskowski jest ostatnim ze wszystkich kandydatów, którym wypada zabierać w ten sposób głos. A o kamienicy na Marszałkowskiej też napiszę, z dziką przyjemnością.
Przeciętna debata, zmęczeni kandydaci
Sama debata nie wyłoniła chyba żadnego zwycięzcy, ani żadnego przegranego. Kto podjął decyzję wcześniej, raczej jej nie zmienił, kto jest nieprzekonany nie zmądrzał od wczoraj wiele. Najlepiej wypadł Stanowski według mnie, ale do niego – jak możecie się domyślać po zdjęciu – jeszcze przejdziemy, bo prał całe TVP a w szczególności Wysocką-Schnepf, po tyłkach niemiłosiernie i tylko patrzył, czy równo puchnie. Największą przegraną została zdecydowanie „arcykapłanka propagandy”, choć do niej to długo nie docierało, bo jeszcze – na swoje nieszczęście – próbowała pyskować. Karol Nawrocki zupełnie przyzwoicie, bo nie przegapił okazji, żeby Trzaskowskiego sprowadzić do parteru, kiedy ten sięgnął po rozpaczliwą broń tego nieszczęsnego mieszkania. Już nawet Anna Maria Żukowska napisała na Twitterze, że sam dośrodkował piłkę do kandydata z ramienia PiS-u, a ten strzelił pięknego gola. Bo, jak sama zauważyła – atakować też trzeba umieć. Z Żukowską jest jak z zepsutym zegarem – dwa razy na dobę pokaże dobrą godzinę i tu kolejny raz to się potwierdza. Czasem zdarza jej się powiedzieć coś mądrego. Ale miło widzieć, że ta koalicja od środka już się pruje. Podejrzewam, że przegrana Trzaskowskiego uwaliłaby już ten cały rząd, z czego KO zdaje sobie sprawę, dlatego nawala w tego biednego Nawrockiego czym tylko może. Brakuje jeszcze reportażu o tym, jak to Trzaskowski wbiegł do płonącego budynku i uratował dziecko, pieska i kotka. A Nawrocki? Nawrocki stał obok i palił papierosa, dlatego trzeba powołać szybko komisję śledczą, czy to przypadkiem nie on podpalił. Może zdążą przed II turą. Pozytywne wrażenie zrobił Adrian Zandberg, który mówił konkretnie i na temat, nie uciekał też do pyskówek (za wyjątkiem tej z Magdaleną Biejat), ale on jest takim kandydatem na którego ja zagłosuję, jeśli potrąci Adrianobusem pijanego Donalda Tuska, kiedy przechodził w niedozwolonym miejscu. Pozostali kandydaci raczej się nie wyróżniali – Trzaskowski zawsze wypada słabo w debatach i ta nie była wyjątkiem, chociaż nie wyszedł tak niemiłosiernie oklepany, jak w tej poprzedniej, na której odważył się pokazać; Biejat też mnie ani ziębiła, ani chłodziła, Senyszyn przyłapałam na drobnym kłamstwie, ale ta pani ma duże trudności, żeby przyznać się do swojej przeszłości w PZPR; Mentzen chyba był już zmęczony tym swoim „tour de Pologne”; Woch kompletnie niewidoczny; na Hołownię patrzeć już nie mogłam; a Maciak zdecydował się zadać pytanie Stanowskiemu, co tylko potwierdza, że facet chciał po prostu wypromować siebie i swój kanał na YouTube. I tyle, jeśli chodzi o te wszystkie debaty. Dobrze, że już się skończyły. Jeszcze pewnie jedna debata w II turze, a potem wrócimy do dawnego grajdołka – niestety takie mam wrażenie.
Orka Stanowskiego
Od początku byłam bardzo ciekawa materiałów Stanowskiego dotyczące tych wyborów i nie zawiodłam się. A wczoraj… było pięknie. Tak czułam, że jeśli któryś z kandydatów skrytykuje TVP i panią Dorotę Wysocką-Schnepf, to będzie to właśnie założyciel Kanału Zero. Wypomniał jej właśnie fakt, że aż osiem z trzynastu sztabów sprzeciwiało się jej udziałowi, wspomniał o tym, że jej mąż stara się o stanowisko ambasadora we Włoszech, a pani Dorota bardzo chciałaby mu pomóc (zupełnie bezinteresownie, jako kochająca i wspierająca żona, rzecz jasna), nawiązał też do pana Maksymiliana Schnepfa. Jeśli ktoś nie wie, kim był ten szanowny jegomość, niech poczyta sobie o obławie augustowskiej. Powinno mu to rozjaśnić, z jakiego rodzaju ludźmi mamy do czynienia. Tak, tak, wiem… Dzieci nie są winne grzechów swoich rodziców, ale umówmy się – to rodzice te dzieci wychowują. Najczęściej zgodnie ze swoimi przekonaniami. A jeśli chodzi o Wysocką-Schnepf, to mam wrażenie, że pan Maksymilian osobiście zajął się jej wychowaniem, mimo że nie był jej ojcem. I jeszcze załatwił jej korepetycje u Jerzego Urbana. A skoro pani Dorota uczyła się od najlepszych, nic dziwnego, że nie chciała pozostać dłużna, wypominając Stanowskiemu, że kiedyś sam pracował w TVP. Pan Krzysztof nie chciał już jednak wchodzić w dłuższą wymianę zdań, więc łaskawie przypomniał prowadzącej, że powinna skupić się na pilnowaniu zegara, bo za to jej płacą. Domyślam się, że niemało. Co z tego, że Stanowski pracował w TVP? A ona pracuje teraz i co w związku z tym? Różnica jest taka, że Stanowski zajmował się sportem, a pani Dorota propagandą. Właściciel Kanału Zero pięknie podsumował całą tę debatę i polityczną wojenkę – całość jego wypowiedzi znajdziecie na profilu Fanatyka Wolności, więc nie ma sensu kopiować, ale na pewno warto się zapoznać. Kończąc jednak wątek TVP, który teraz serwuje ludziom czystą wodę, a nie partyjniacką propagandę, nigdy w życiu, to warto przypomnieć, że trzy ostatnie pytania Rafał Trzaskowski miał zadawać… jako ostatni. Tak żeby, broń Boże, nie natknął się na jakąś niewygodną ripostę. I to, rzecz jasna, zupełny przypadek. W tej telewizji są same przypadki ostatnio. Ktoś kiedyś pisał, że TVP jest obecnie takim samym ściekiem, jak za rządów PiS-u. Nie zgadzam się, wtedy było fatalnie, ale teraz jest gorzej. Ale nie tylko TVP potrafi w propagandę. Przegląd Sportowy (podkreślam: Sportowy), należący teraz do der Onetu wysmarował aż cztery artykuły o tym, że Stanowski jest wredny i pani Dorotce było przykro. Cztery. Nie minęła nawet doba. Artykułów dotyczących sportu od wczoraj było niewiele więcej. Nieźle tam musiała zaboleć pana Węglarczyka pewna część ciała.
Politycy nie pomogą, my to zróbmy
U szefa Kanału Zero podoba mi się jeszcze jedna rzecz – on faktycznie potrafi wykorzystać swoją popularność, żeby zrobić coś dobrego. Na samym początku, kiedy kanał dopiero raczkował, Stanowski pomagał szukać psom ze schroniska domy – zapraszał wolontariuszki, które przyprowadzały czworonogi i opowiadały o nich, żeby zachęcić ludzi do przygarnięcia psiaka. Teraz nagłaśnia zbiórki dla chorych dzieci i robi to skutecznie. To, co stało się od wczoraj ze zbiórką dla małego Ignasia chorującego na wyjątkowo paskudną chorobę to jakiś kosmos. Zwrócił jednocześnie uwagę na to, że od wielu lat się nic nie zmienia. Pamiętam, jak byłam w gimnazjum, a potem liceum, że były akcje zbierania dla chorych dzieci… nakrętek od butelek plastikowych. Teraz już nie wolno, bo klimat, więc zamiast zbierać nakrętki, zakłada się zbiórki, ale poza tym nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu ciężko chorzy ludzie muszą zbierać grube miliony, żeby mieć możliwość leczenia za granicą, bo państwo nie potrafi pomóc, obojętnie czego by nie opowiada Tusk, Nawrocki, Trzaskowski czy jakiś inny Hołownia. A zrozpaczeni rodzice muszą biegać po różnych firmach i zgłaszać się do popularniejszych osób, żeby nagłaśniać zrzutki i prosić o pomoc obcych ludzi. Wiecie, ile udało się na razie uzbierać? Ponad osiem milionów. Bardzo dużo. A wiecie ile brakuje? Niewiele mniej, bo ponad siedem. Rodzicom chłopca od paru miesięcy udało się zgromadzić niewiele ponad połowę. Przecież to jest absurd. Skąd ci ludzie mają wziąć tyle pieniędzy? Ale spokojnie – kiedy zadano pytanie na temat ochrony zdrowia Trzaskowskiemu, ten odpowiedział, że przecież pani Leszczyna się tym zajmuje. Pozostaje nam trzymać kciuki. Pod tekstem zamieszczę link do zrzutki dla małego Ignasia. Co prawda nie mam takich zasięgów jak Stanowski (brakuje mi niecałych… dwóch milionów 😉 ), ale chociaż tyle mogę zrobić. Dołożę swoją cegiełkę do tej ciężkiej i nierównej walki małego chłopca i jego rodziców. W poprzedniej pracy miałam koleżankę, której syn też chorował na dystrofię mięśniową Duchenne’a – to jest takie cholerstwo, że atakuje tylko chłopców, natomiast nosicielem jest… matka. Kobiety są na tę chorobę odporne, mogą być jedynie nosicielkami. Możecie sobie wyobrazić, jak czuła się moja koleżanka i jak czuje się mama czteroletniego Ignasia. Wyobrażam sobie, że jest to dla niej podwójnie ciężkie.
Na sam koniec pozwolę sobie na pewną złośliwość. Pamiętacie, jak posłowie KO i ich dziennikarskie tuby propagandowe z Tomaszem Lisem na czele przekonywali, że Karol Nawrocki na pewno nie spotkał się z Donaldem Trumpem, bo co tam prezydent USA miałby tracić czas na jakiegoś tam Nawrockiego? No to opublikowano zdjęcie, na którym Nawrocki z Trumpem pokazują „okejkę”. I to nie gdzieś na korytarzu czy lotnisku, jak to udało się Donkowi i Rafałowi, kiedy Trump przyleciał do Polski, tylko w Gabinecie Owalnym. Trochę to zepsuło humory naszym wspaniałym rządzącym i ich dziennikarzom, ale zaraz zaczęto nas przekonywać, że ta wizyta tak naprawdę nic nie znaczyła i mamy się nie podniecać. No, to niedawno z wizytą do Kijowa udał się Donald Tusk – ale nie sam. Znaczy – sam siedział w wagonie; Macron, Merz i Starmer jechali osobnym i dumnie uśmiechali się do wspólnego zdjęcia. A na miejscu jeden z panów wskazał premierowi Polski palcem, żeby się pod nogami nie kręcił, na co ten posłusznie się ukłonił i zwiał. Ale spokojnie, sprawa została już przez uśmiechniętych wyjaśniona – otóż Donald Tusk jest dla Putina najgroźniejszy, dlatego dla bezpieczeństwa całej czwórki postanowiono go odseparować od reszty. I co? Łyso Wam pewnie, nie?
M.