Connect with us

Nawiasem Pisząc

Spór o reparacje

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Dorzucę jeszcze swoje parę groszy odnośnie do reparacji, bo pojawiły się głosy, że domagać się, owszem, powinniśmy, ale nie teraz. Ja uważam, że teraz jest akurat najlepszy moment, mimo że – tak jak pisałam w poprzednim poście na ten temat – jestem przekonana, że ich nie wywalczymy. Przede wszystkim jednak chcę napisać, że doskonale zdaję sobie sprawę, po co PiS wyciągnął ten temat akurat teraz. Nie wiem, czy był to jedyny powód, ale podejrzewam, że w dużej części chodziło o przykrycie inflacji. Dwucyfrowy wynik, a PiS zdaje się nie do końca wiedzieć, jak sobie z nią radzić. W dodatku wyborcy nie są tak naiwni i niekoniecznie uwierzyli, że jedynym winnym inflacji jest ten zły Putin, a nie pińcet plusy, czternaste emerytury czy lock downy i zamrażanie gospodarki. Tak jak niezadowolenie wynikające z działań rządu w ramach „walki z pandemią” trzeba było przykryć aborcją, tak rosnącą inflację, wzrost cen i zbliżający się kryzys – reparacją. Nie oznacza to jednak, że ani o aborcji, ani o reparacji nie powinniśmy rozmawiać, ale też nie chcę tutaj udawać, że tego nie widzę, dlatego pro forma podkreśliłam swoje zdanie a propos naszej sytuacji.

Co na to Niemcy?

Wracając do reparacji – po rozpoczęciu wojny opadły maski, zwłaszcza Niemcom i Francuzom. Europa zwróciła uwagę, że dwa kraje trzęsące całą Unią, wymagające od innych państw, żeby tańczyły, jak one im zagrają, są rządzone przez ludzi obłudnych, cynicznych, niemoralnych i kłamliwych. Ludzi uderzyło wręcz, że skoro oni grają w ten sposób wobec Ukrainy, na której terenie toczy się wojna, to tym bardziej bez skrupułów będą postępować z innymi mniejszymi krajami. Wyszły na jaw wszystkie interesy z Rosją, wyszło na jaw, że Niemcy próbowali uzależnić nie tylko siebie, ale niemal całą Unię od rosyjskich dostaw pod pozorem troski o klimat. Widać, jak na tragedię Ukraińców zareagowała Polska, a jak Niemcy i Francja, które po całej serii kłamstw i kompromitacji znajdują się w poważnym kryzysie wizerunkowym. Zdaniem np. Jacka Bartosiaka nawet Stany Zjednoczone doskonale widzą, co się dzieje i zachowanie Niemców działa im na nerwy. Nie sądzę, żeby to odwróciło w jakikolwiek sposób siły w Europie, ale czemu nie mamy próbować? Zwłaszcza że domyślam się, jaka byłaby odpowiedź Niemców, gdybyśmy takie żądania wysnuli, kiedy ci byli na szczycie. Rozgnietliby nas butem. Dzisiaj jednak sytuacja na Ukrainie przypomniała niektórym ludziom, jak wygląda wojna. Że to niekoniecznie są jakieś stare, nieważne wydarzenia sprzed lat, ale realny dramat tysięcy, ba, milionów ludzi. To zadośćuczynienie zwyczajnie nam się należy, a jeśli nie teraz, to kiedy? Tym bardziej, że to, jakie państwo zmusiło nas do zrzeczenia się roszczeń, też nie jest bez znaczenia, bo Rosjanie dobitnie udowodnili, że „dziedzictwo ZSRR” jest im ciągle bliskie.

Rafał Ziemkiewicz zauważył, że ten, komu grunt usuwa się spod nóg, próbuje głośniej krzyczeć i to było widać w niedawnym wystąpieniu Olafa Scholza, który stwierdził, że Ukraina zrealizowała udaną ofensywną akcję na Rosjan jest efektem olbrzymiej pomocy Niemców, największą ze wszystkich. Kłamał w żywe oczy, jeszcze bardziej skompromitował swój kraj i ludzie to widzą. A jego mniej lub bardziej ukryta groźba, że nie chciałby, żeby ktoś zaczął sprawdzać na mapie granice przed wojną i się o nie upominać, jest zwykłą bezczelnością, która też została zauważona, chociaż oczekiwałabym ostrzejszej reakcji ze strony naszych rządzących. Po raz kolejny powołam się na słowa Ziemkiewicza: wolę otwartego wroga niż fałszywego przyjaciela.

A co Polacy?

Jeśli chodzi o polskie realia, to miotanie się opozycji mówi samo za siebie. Tak jak w przypadku Niemiec i Francji, tak i u nas opadły niektóre maski i chyba tylko najbardziej zaślepiony wyborca KO nie widzi, że ta partia dosłownie chodzi we mgle. Bowiem tuż po ogłoszeniu tych roszczeń próbowała negować ten pomysł. Bo przecież to było dawno. Bo przecież Niemcy to teraz nasi przyjaciele. Bo przecież nie możemy się z nimi kłócić. Bo przecież to nasi sojusznicy i warto dbać o dobre relacje, a nie szukać waśni. Tłumaczenia, które można skrócić do „bo Niemiec nie pozwolił”. Nagle jednak zmienili front. Wyglądało na to, jakby ktoś przypomniał Tuskowi, że jest znowu w Polsce, a nie w Niemczech i musi trochę zmienić nastawienie, bo nie wypada ciągle przypominać ludziom, komu służy. I po krytykowaniu tego pomysłu z dnia na dzień Borys Budka stwierdził, że reparacje, owszem, należą się, ale tylko oni, Platforma, mogą je faktycznie wywalczyć. Przecież to jest jakaś komedia. Zwłaszcza, że KO ma argumenty do uderzania w PiS, ale zamiast tego, robi dokładnie to, czego chce polityczny konkurent i ładuje się w szambo. A szczytem obłudy były nawoływania Tuska w stronę Niemców, że powinni dać JESZCZE więcej broni, czyli bawi się w Morawieckiego z początku konfliktu na Ukrainie. Jeszcze niedawno biadolił, jak PiS próbuje nas skłócić z resztą Europy, a teraz usiłuje z siebie zrobić antyrosyjskiego i antyniemieckiego. I to na przestrzeni pół roku, może trochę więcej, jeśli chodzi o rzekomą antyrosyjskość, a kilku dni w przypadku antyniemieckości. Albo jest człowiekiem-kameleonem, albo uważa swoich wyborców za idiotów. Za rok przekonamy się, czy słusznie. Nie ma co jednak ukrywać, że to o te wybory toczy się gra, a PiS na ostatnie okrążenie przed metą zyskał, w mojej opinii, sporą przewagę.

 

M.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Amerykański sen

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Zanim przejdę do podzielenia się wnioskami z amerykańskiego cudu, który polegał na tym, że Andrzej Duda i Donald Tusk wyruszyli razem na spotkanie z prezydentem Bidenem i się nie pozabijali (czego chyba wielu obserwatorów naszej sceny politycznej się obawiało), wspomnę jeszcze o tym, o czym pewnie też już słyszeliście, ale warto przypomnieć. Od kwietnia wzrosną rachunki za żywność, wraca 5% VAT. Cieszycie się? Oczywiście, wszystkie media zapewniają, że to bardzo dobra decyzja naszego nie-rządu, albo że musieli to zrobić, nie mieli wyjścia. Jednak dosyć wiarygodne ptaszki na TT/X ćwierkają, że na polską żywność będzie nałożony ten VAT, ale na zagraniczne produkty już nie. Jeżeli to prawda, to mam wrażenie, że premier chce wykończyć polskie rolnictwo, zanim na dobre wjedzie do nas unijny Zielony Ład. Tak, żeby się nikt w Unii nie musiał przemęczać.

Duda poleciał, bo tak wypadało

A teraz przechodzimy do głównego tematu, czyli wizyty naszego prezydenta i premiera w USA. Najpierw wypadałoby się zastanowić, co tam robił premier, bo dyplomacja nakazuje, aby prezydent spotykał się z prezydentem jednak. Oczywiście, zwolennicy Donalda już sobie wszystko wyjaśnili, prawdopodobnie za pomocą TVN-u, ale podobne zdanie wyrażał na przykład Włodzimierz Cimoszewicz. Biden chciał się spotkać tylko z Tuskiem, a prezydenta Dudę zaprosił, bo tak wypada. A po co chciał się spotkać z przywódcą KO? Nie wiadomo, tak naprawdę. Starsi ludzie często mają jakieś swoje zachcianki, ale jeśli mam być szczera to… Nie znam się, co prawda na mowie ciała, ale na zdjęciach z tej wizyty Biden wygląda, jakby fajniej mu się gadało z Dudą. Aha, oczywiście pojawiło się dużo złośliwych głosów, że Tusk musiał pojechać w roli tłumacza. W takim wypadku to zadanie też zawalił, bo ze Stanów Zjednoczonych wyleciał wcześniej. Ale oczywiście, wcale nie dlatego, że po prostu nie był już tam potrzebny.

Kto załatwił Donaldowi wizytę?

No właśnie, bo pojawiła się druga opinia, tym razem tych wstrętnych prawaków, że to Dońka miało w USA nie być. Że dyplomacja jest dyplomacją, więc powinny się po prostu spotkać głowy obu państw i niepotrzebny im tam jakiś lokaj, kręcący się pod nogami. I prawdopodobnie ktoś naszemu premierowi tę wizytę zwyczajnie załatwił. Kto – nie mam pojęcia, nie chcę nawet snuć domysłów, ale wydaje mi się, że ta wersja jest bliższa prawdy. Nie tylko dlatego, że niespecjalnie pałam szacunkiem do Donalda Tuska, bardziej przekonuje mnie plan dnia, jaki miał jeden i drugi. PAD tego dnia, poza rozmową z prezydentem USA, miał również w planach spotkanie z kongresmenami i senatorami, spotkanie ze spikerem Izby Reprezentantów, wizytę w elektrowni atomowej i firmach produkujących uzbrojenie m.in. dla polskiej armii oraz wywiad dla TV Bloomberg. Tusk, poza herbatką z Joe’em, miał jeszcze tylko na głowie… wywiad dla TVN. Nie trzeba chyba być ekspertem, żeby widzieć, która z tych dwóch wizyt miała większe znaczenie i była dokładniej zaplanowana. Naprawdę to wygląda, jakby Tusk poleciał tam w ostatniej chwili tylko na doczepkę, żeby polskie media mogły pisać o olbrzymim zaszczycie, bo nawet mu nie zdążyli zadań wymyślić. Zwłaszcza że pamiętamy chyba jak się zachowywał, kiedy Biden przyleciał do Polski? Z Trzaskowskim rywalizował, który dłużej porozmawia z amerykańskim gościem i zdjęcia sobie robili. W rzeczywistości ta rozmowa jednego i drugiego ograniczyła się do kurtuazyjnego powitania gdzieś w przejściu. Pewnie Biden myślał, że autografy chcą.

Potężne zakupy

Ale skoro już opisaliśmy sobie, kto, to teraz zastanówmy się: po co. Oficjalnie wszystko jest jasne: rozmowa miała dotyczyć współpracy Polski i USA w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego. Owocem tego spotkania ma być kredyt dla Polski, który – rzecz jasna – mamy wydać na zbrojenia. Jak podano w komunikatach ogłoszonych równocześnie z wizytą polskich przywódców w Białym Domu, Departament Stanu zatwierdził potencjalną sprzedaż 821 rakiet AGM-158B JASSM o zasięgu niemal 1000 km za cenę maksymalną 1,77 mld dolarów, 745 pocisków powietrze-powietrze AIM-120C-8 średniego zasięgu za cenę do 1,7 mld oraz 232 pocisków taktycznych krótkiego zasięgu AIM-9X Sidewinder Block II za cenę do 219 mln. W ramach pakietów wejdzie również dodatkowy, powiązany z rakietami sprzęt i wsparcie logistyczne – podaje Polska Agencja Prasowa. Pozwólcie, że nie będę oceniała słuszności tych zakupów, bo zwyczajnie się na tym nie znam. Cieszę się jednak, że coś się w tym naszym wojsku ruszyło. Trochę wstyd, że zapalnikiem do tej decyzji była wojna przy naszych granicach, a wcześniej ta nasza armia i uzbrojenie leżały odłogiem, bo już historia nam pokazywała, że nie możemy liczyć tylko i wyłącznie na pomoc sojuszników. I cieszę się, że co do tego jednego premier i prezydent są zgodni, bo martwiłam się, że Tusk po dojściu do władzy uwali dalsze nasze zakupy, tak jak CKM i Turów, który do dwóch lat ma zostać zamknięty, przez co utracimy 8% energii elektrycznej, a 5000 osób zostanie bez pracy. Ale za to klimat lubi to. Jest jeszcze jedna opcja, której się dość mocno obawiam – że dyskutowano tam nad obecnością żołnierzy NATO (w tym polskich) na Ukrainie. Zwłaszcza że Radosław Sikorski bardzo lekkomyślnie, ale to u niego akurat nic nowego, zakomunikował, że oni już tam są. Szef dyplomacji, psia mać. Mam jednak nadzieję, że takich rozmów nie było, a nawet jeśli to prezydent USA o nich szybko zapomni. Przepraszam bardzo, nie powinnam się śmiać ze starszych, schorowanych ludzi, a Biden niestety zachowuje się czasem, jakby miał demencję, więc tym bardziej to mało grzeczne z mojej strony. Zastanawiam się tylko, czy on naprawdę jest w stanie piastować to stanowisko do końca kadencji.

U prezydenta na dywaniku

Ale znowu pojawia się tutaj pytanie: po co było ich tam aż dwóch? Poza zakupowymi uzgodnieniami otrzymaliśmy tylko zapewnienia, że USA i całe NATO dają Polsce żelazną gwarancję, że w razie „W” możemy na nich liczyć i że artykuł 5 Traktatu cały czas pozostaje w mocy. Nasi politycy z kolei zapewniali, że – co prawda różnią się w wielu kwestiach – to jednak sprawa bezpieczeństwa Polski ma dla nich charakter priorytetowy. Zwykła kurtuazja, którą naprawdę mógł spokojnie odbębnić jeden z nich, dlatego pojawiła się też opinia, że cała ta rozmowa miała jeszcze jeden ukryty cel – mianowicie Biden rzekomo chciał się upewnić, że nasze wewnętrzne spory nie zagrożą Sojuszowi. I wezwał po prostu dwóch niesfornych chłopców do siebie, żeby przestali się kłócić i rzucać w siebie piaskiem w piaskownicy i niszczyć swoje babki. Prawdopodobnie też oznajmił, że ma nasze wewnętrzne spory w poważaniu, dopóki będziemy załatwiać je po cichu, a nie że robimy awanturę na pół Sojuszu. Jeżeli tak faktycznie było, to naszych panów nie spotkał żaden zaszczyt, a co najwyżej najedli się wstydu. Ale to chyba tylko Polacy tak potrafią, że będą się kłócić o wszystko, nawet kiedy mają wojnę pod nosem i dosyć realną groźbę przeniesienia jej również na nasze terytorium. To tam pikuś, Wujek Nato i Matka Unia pomogą, nie musimy się martwić, za to my teraz będziemy tu uskuteczniać jeden z większych politycznych sporów, jaki pamiętam – spór o wszystko. Bo oni dosłownie kłócą się już O WSZYSTKO. Być może Biden chciał się upewnić, że może przynajmniej jeśli chodzi o te zbrojenia są zgodni. Albo chociaż, że mają to w poważaniu, więc nie będą przeszkadzać.

Skoro już podzieliłam się z Wami opiniami krążącymi po Internecie, to czas na taką, z którą się najbardziej zgadzam – pół żartem, pół serio. Wszyscy wiemy, że Joe Biden jest starym, schorowanym człowiekiem, o czym zresztą w tym poście wspominałam. Spotkanie z przywódcą każdego państwa mogłoby być dla niego męczące, a każde z nich stwarza okazję, że znowu mógłby chlapnąć coś, z czego potem środowisko demokratów musiałoby się tłumaczyć. Dlatego postanowił, że za jednym zamachem odbębni i Polskę, i Niemcy. Przecież nie ma żadnego problemu, żeby Donald Tusk powtórzył potem wszystko Olafowi Scholzowi. Ba, spróbowałby nie! Jak już akurat obaj byli pod ręką, to Biden zdecydował się zaprosić też niemieckiego reprezentanta. Logistycznie pomyślane bardzo dobrze – oszczędność czasu i pieniędzy. 

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Koniec z kurtuazją

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Kiedy formował się nowy rząd, byłam pewna, że kwestia aborcji będzie tą najbardziej różniącą Lewicę – zwłaszcza z PSL-em. I faktycznie, spór trwa niemal od początku, a ostatnio przyjął zdecydowanie bardziej dosadny charakter, że pozwolę sobie na eufemizm. Wprost można powiedzieć, że Lewica po raz kolejny udowadnia, że potrafią o języku miłości i tolerancji tylko pięknie opowiadać, jeśli chodzi o jego zastosowanie to już jest ciężko. Mamy tu raczej do czynienia z politycznym rynsztokiem.

Polityczna pogawędka

Szymon Hołownia apelował o zachowanie spokoju, ponieważ nie wszyscy są zgodni w tej sprawie, dlatego potrzeba jest czasu i rozmów. W odpowiedzi Anna Maria Żukowska napisała mu na TT/X, że ma wypier***ć z tym swoim spokojem. Oczywiście, wylała się na nią fala krytyki, ale poślica zapewnia, że jest to oficjalne stanowisko Lewicy wobec marszałka Sejmu. Czyli tak – jeden koalicjant mówi do lidera drugiego koalicjanta, że oficjalnie ma wypier***ć. Niewiele to się różni od ośmiu gwiazdek, które stosowali dla odmiany wobec swojego politycznego oponenta. Jak widać po lewej stronie potrafią rozmawiać na tym jednym, konkretnym poziomie i nie ma szans, żeby wspięli się wyżej. Nawet wobec ludzi, których teoretycznie mają po swojej stronie.

Najważniejszy cel lewicy

Nie jest dla mnie zaskoczeniem, że akurat ta kwestia okaże się zgrzytem dla Koalicji 13 Grudnia, chociaż nie spodziewałam się, że lwice Lewicy aż tak będą się o to awanturować. Na dodatek koniecznie chciały to wymusić tego samego dnia, w którym rolnicy protestowali pod Sejmem, pokazując jednoznacznie, że ich problem mają w poważaniu. Lewica jak na razie jednak niczym pozytywnym nie zaskoczyła, więc swojej pozycji nie odbudowują. Jak kania dżdżu potrzebują jakiegoś swojego przegłosowanego projektu, a jaki byłby lepszy niż ich flagowy? Oni nawet niespecjalnie byli znani z jakichś innych pomysłów, więc doskonale zdają sobie sprawę, że ich wyborcy oczekiwali od nich właśnie tego. Ewentualnie związków partnerskich, ale umówmy się – najwięcej się wydzierali o aborcję. A z tymi związkami to też nie wiadomo, czy coś się uda.

Hołownia w rozkroku

Po drugiej stronie mają bowiem Trzecią Drogę, której wielu posłów (zwłaszcza PSL-u) jest przeciwko aborcji. Sam Hołownia wolałby pewnie temat przeczekać, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że wyborców też mają pod tym względem niezgodnych – jakkolwiek by zagłosowali, prawdopodobnie stracą część poparcia. Zwłaszcza że domyśla się chyba, że zdążyli już wkurzyć przedsiębiorców, dla których obietnic nawet nie starali się spełnić. Dobrowolny ZUS? Tutaj to już łgali w żywe oczy. Dlatego bardzo dojrzale woli udawać, że problemu nie ma. Nie wiem, czy on poważnie liczył, że Lewica odpuści tę aborcję, jeśli dostaną in vitro i pigułki dzień po? W każdym razie były prowadzący głupiutkich show usiłuje teraz stać w rozkroku tak jak Michał Kołodziejczak w kwestii rolników. Grunt usuwa mu się spod nóg jednak jeszcze szybciej niż liderowi AgroUnii i musi już przeczuwać, że długo w tej pozycji nie wytrzyma.

Utylitaryzm według Tuska

A został ze swoim kłopotem sam, bo Tusk zdaje się nie być zainteresowany tarciami między swoimi koalicjantami. Podejrzewam, że premier jest w sprawie aborcji kompletnie neutralny. To jest cynik bez żadnych idei, zagłosuje tak jak mu pasuje. Kiedy zakładał swoją partią nastroje były inne, więc twardo obstawał przy obronie życia. Niedawno zarzekał się, że wyrzuci wszystkich, którzy nie zgodzą się na aborcję do 12. tygodnia, bo chciał przypodobać się rozwrzeszczanym macicom. Najwygodniej mu więc teraz udawać, że problemu nie ma, licząc na to, że sztuczny twór, który utworzył wytrzyma jeszcze na tyle długo, żeby zdążył zwiać do Brukseli. Tak sądzę, bo pojawiają się też głosy, że planuje zostać w końcu tym prezydentem. Wtedy jednak potrzebowałby twardej, skutecznej partii, będącej w stanie spełniać obietnice, a nie targaną wewnętrznymi konfliktami, niespójną grupę obcych ideowo ludzi. Powinno mu też zależeć na spełnieniu więcej niż te kilka mało konkretnych konkretów, które udało mu się przepchnąć.

A to przecież nie wszystko

Nie wiem, czy to kwestia aborcji ostatecznie rozwali ten nie-rząd. Podejrzewam, że może być jedną z wielu kłótni, chociaż liczyłam na to, że PSL bardziej przejmie się losem rolników, ale oni zdają się mieć w poważaniu zarówno Zielony Ład, jak i ukraińskie zboże. Z drugiej strony nic dziwnego, bo oni akurat znani są z tego, że lubią się przyklejać tam, gdzie im najkorzystniej. Zastanawia, dlaczego w kwestii aborcji wydają się nieustępliwi, zamiast po prostu zagłosować dla dobra koalicji. Oby konsekwencji im wystarczyło. Poza kłótniami o aborcję mamy jeszcze protest rolników, a od jakiegoś czasu przewiduje się wzrosty cen żywności i prądu. Oby tak dalej, Koalicjo.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Niefajni rolnicy w fajnej Polsce

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Protesty rolników wyglądały dokładnie tak, jak wszystkie za czasów Tuska. Dwa tygodnie mielenia, że rolnicy to największy wróg i szkodnik w Polsce, że Unia chce dla nich jak najlepiej, ale są za głupi, żeby to zrozumieć, a jak nie da się po dobroci, to będzie po złości. Nowy premier wiele nie potrzebował, żeby znaleźć pretekst do użycia siły. I obawiam się, że teraz już będą tak wyglądały wszystkie marsze i protesty, które nie będą po myśli najjaśniej nam panującego.

Rozkrok pana Michała

Nawet Michał Kołodziejczak uświadomił sobie, że przy takim obrocie zdarzeń naprawdę nie wypada stać dłużej „w rozkroku”, jak zapewniał, że stał do tej pory, usiłując pewnie grać „dobrego przedstawiciela rządu”. To chyba na debacie w Kanale Zero nowy poseł na Sejm określił siebie właśnie, że stoi w rozkroku. W tym samym też programie przedstawicielka protestu rolników zwróciła mu uwagę, że długo w tym rozkroku nie wytrzyma, w końcu nóżki zaczną mu się rozjeżdżać, a wtedy wyrżnie wiadomo czym o podłogę. Cóż, ona przynajmniej ostrzegała, Tusk natomiast bez mrugnięcia okiem zrobił to, co wszyscy mówili, że zrobi. Nasłał na protestujących policję. I to nie po to, żeby sobie pooglądała, ci panowie mieli tam bardzo ważne zadania do zrobienia.

W roli rzecznika rządu

W takiej sytuacji Michał faktycznie szybko zrezygnował z tego rozkroku i zajął jasne, niezostawiające wątpliwości oświadczenie, że on, jako lider AgroUnii i najważniejszy rolnik w Polsce, stoi tak blisko za Tuskiem, jak się tylko da. To, co dzieje się pod Sejmem to nie jest rolniczy protest, to jest prowokacja. Nie wierzę, że to prawdziwi, normalni rolnicy – poinformował Michał wszystkich, którzy chcieli go słuchać. Nie chcę go martwić, ale podejrzewam, że w tej grupie są też rolnicy. Ci nieprawdziwi i nienormalni. Dlatego od razu wyjaśnił, że on nie ma żadnych wątpliwości, że Donald Tusk wydał takie, a nie inne rozkazy z olbrzymim niesmakiem i bólem serca. Wysłał policję na protestujących, ale się nie zaciągał. Nawet Kołodziejczak musiał w tamtym momencie zdawać już sobie sprawę, że u rolników to się spalił wybornie, więc bezpieczniej jest nie wychylać się zza pleców Tuska za bardzo. Zwrócił też uwagę na to, jak protestujący powinni się zachowywać, żeby Sejm mógł dalej w spokoju udawać, że ich nie słychać: Prowokatorzy i zadymiarze powinni być jak najszybciej odizolowani od rolników, którzy przyjechali zamanifestować i pokazać skalę rolniczych problemów po 8 latach nieudolnych rządów PiS. szczególnie teraz powinni zwrócić uwagę by nikt nie powodował, że rolnicze protesty będą kojarzyć się z burdą. To nie służy sprawie.

Jak powinny wyglądać protesty w wolnej Polsce?

Trzeba powiedzieć, ze jak na pół roku pobytu w Platformie, Michał już doskonale zna sposoby swobodnego lania ludziom wody. Po pierwsze Tusk bardzo dobrze zrobił. Po drugie to wszystko wina PiS-u. Po trzecie, jak się dalej tak będziecie zachowywać, to wujek Doniek będzie bardzo, bardzo zły. A jak na razie jest pełen dobrej woli, żeby Wam załatwić wszystko, czego chcecie. A kiedy wróci i się okaże, że jakimś cudem nie załatwił, to macie wszyscy przyjąć do wiadomości, że to dla Waszego dobra i rozejść się do domu, bo tu poważni ludzie pracują. Jak widać teraz protestujący rolnicy nie są już Michałkowi do niczego potrzebni. On się dochrapał do stanowiska i zarabia pieniążki. Teraz ich protesty to burdy, a prowokatorów należy przecież jak najszybciej usunąć. Nie potrafią widocznie organizować pokojowych i uśmiechniętych protestów. Nie to, co on, kiedy mu się jeszcze ani Unia Europejska, ani Tusk nie podobali. Bo wtedy po prostu można było protestować, teraz nie można. Dlatego wtedy, jak Kłodziejczak dostał z gazu po oczach (umiejętności aktorskie to niemalże na poziomie Jachiry) to policjanci byli bandytami. Teraz, jak nie wolno, to policjanci pilnują porządku, a tych, którzy są przez nich gazowani i pałowani, można śmiało nazwać bandytami. Czego nie rozumiecie?

Dlatego proszę, odwrócić się grzecznie, wypiąć plecy, a potem uśmiechnąć się i wracać do domu. Ale po kolei i pilnować porządku w kolejce! Żeby nikt w wolnej i uśmiechniętej Polsce przypadkiem dwa razy wpierdolu nie dostał.

M.

Czytaj dalej