Connect with us

Hoplofobia

Proceder fałszowania statystyk zabójstw na przykładzie Rosji

Avatar photo

Opublikowano

on

Począwszy od roku 2003 Federacja Rosyjska notuje nieprzerwany i bezprecedensowy pod względem gwałtowności spadek liczby zabójstw. Zjawiska o podobnej skali, zachodzącego w tak krótkim czasie, nie widziano tam nigdy wcześniej w udokumentowanej historii. Szczerze mówiąc, trudno doszukać się analogu dla tych zmian na kontynencie europejskim w całym poprzednim stuleciu.

wykres za: Alexandra Lysova (2018)

Wpływ alkoholu

Gros ekspertów tłumaczy zaistniały fenomen malejącą konsumpcją napojów alkoholowych (patrz tu, tu i broszurka WHO). Daty zgadzają się idealnie – wstępna dekada XXI wieku zainicjowała w Rosji proces kaskadowej redukcji morderstw zarówno w męskiej, jak i żeńskiej subpopulacji i równocześnie pikować zaczęły wskaźniki spożycia produktów spirytusowych, za co zasługę przypisuje się „pełzającej prohibicji” (zobacz suplement do artykułu Nemtzova et al. z tabelą W4, gdzie szczegółowo wypunktowano chronologię kolejnych interwencji rządu w komercyjny obrót alkoholem). Oba paralelne trendy trwają bez zakłóceń do dzisiaj.

wykresy za: Yury Razvodovsky (2016)

Inni badacze z dziedziny kryminologii nie dowierzają tak łatwo kremlowskim zapewnieniom i zachowują sceptycyzm. Argumentują, że raportowana przez rosyjskie instytucje medyczne oraz Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (organ odpowiedzialny za gromadzenie, redakcję i upublicznianie corocznych bilansów zabójstw) obniżka śmiertelności może być statystycznym artefaktem, powstałym na drodze piramidalnej manipulacji. W tym temacie warte uwagi są zwłaszcza trzy pozycje z literatury przedmiotu: praca Andreeva et al. (link) i dwa referaty Lysovej (link 1 / link 2). Chciałbym się skupić na nich w dalszej części wpisu.

Alternatywna teoria

Grupa naukowców pod kierownictwem profesora Sergeia Inshakova z Instytutu Badawczego Akademii Prokuratury Generalnej w Moskwie przeprowadziła niedawno wyczerpujące studium wiarygodności oficjalnych rosyjskich wskaźników morderstw z lat 2002-09. Mając bezpośredni dostęp do niezmodyfikowanych rządowych statystyk, odkryli oni szereg anomalii, których nie da się wytłumaczyć inaczej niż działaniem systemowym o charakterze intencjonalnym.

Po pierwsze, całkowita pula zabójstw zgłoszonych policji przez obywateli (naocznych świadków, krewnych, członków rodzin) w znacznym stopniu odbiegała od liczby meldunków faktycznie przyjętych i zatwierdzonych do przyszłego procedowania w ramach śledztwa kryminalnego (Inshakov jasno sugeruje, że takie praktyki są plagą rosyjskiego wymiaru sprawiedliwości, gdzie ogromna większość przestępstw pozostaje ukrytalink). Dokładnie rzecz ujmując, w analizowanym interwale wolumen zgłoszeń o popełnionych zabójstwach rozrósł się z 14 do 45 tysięcy, podczas gdy liczba zarejestrowanych morderstw skurczyła się prawie o połowę – z 34 do 18 tysięcy. I to wszystko na przestrzeni zaledwie ośmiu lat. W konsekwencji w roku 2009 w policyjnych papierach odnotowano 2.5x mniej zabójstw niż było doniesień ze strony cywilów. Lysova na wszelki wypadek sprawdziła, czy tendencja ta utrzymywała się też w późniejszym okresie. Zgodnie z przewidywaniami okazało się, że między rokiem 2013 a 2016 odsetek meldunków spiętrzył się o ponad 70 proc., natomiast zabitych ofiar ponownie ubyło.

Druga sprawa: ku swojemu zaskoczeniu zespół Inshakova zauważył bardzo podejrzane fluktuacje w statystykach niezidentyfikowanych zwłok, których liczba uległa zagadkowemu podwojeniu na odcinku 2001-2009, osiągając poziom 78 tysięcy trupów w końcówce dekady. Jest rzeczą oczywistą, iż sporo z tych ciał należało do ludzi bezdomnych, zmarłych z przyczyn naturalnych (wyziębienie organizmu lub choroby alkoholowe). Nie sposób jednak zignorować tutaj smutnych realiów rosyjskiej biurokracji, która nie radzi sobie z problematycznymi okolicznościami zgonów (zatrucia, uduszenia) – nieadekwatne metody dochodzeniowe oraz chroniczny deficyt odpowiednich instrumentów czy przetestowanych procedur operacyjnych powodują, że w efekcie raptem 15-30 proc. zwłok z widocznymi śladami użycia przemocy poddawanych jest autopsji, zaś specjalistów zakresu kryminalistyki albo stale brakuje, albo rzadko są wzywani na miejsce zbrodni. Z raportów policyjnych można także wyłuskać, iż przeciętnie od trzech do pięciu tysięcy zaginionych, wobec których zdecydowano o wszczęciu czynności poszukiwawczych, nie zostaje odnalezionych po zamknięciu roku kalendarzowego. Czysto teoretycznie rozpatrując, gdyby 2/3 osób z tego grona spotkała śmierć na skutek zabójstwa, wtedy zagregowany wskaźnik rosyjskich morderstw podniósłby się o następne ~20 proc.

wykresy za: Alexandra Lysova (2015 i 2018) na bazie wyliczeń Sergeia Inshakova

Wyniki śledztwa

Na podstawie zaprezentowanych wyżej przesłanek Inshakov et al. wysnuli wniosek, że w realistycznym wariancie nie ma szans, aby średnia zabójstw w Rosji aż tak drastycznie spadła w egzaminowanym przedziale czasowym. Bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, że współczynnik ustabilizował się w orientacyjnych granicach 28 zabitych na 100k/mieszkańców:

wykres za: Alexandra Lysova (2015) na bazie estymacji Sergeia Inshakova

Ministerialne kalkulacje budzą zastrzeżenia z innego jeszcze powodu, mianowicie definicja umyślnego zabójstwa, znajdująca się w rosyjskim kodeksie karnym, różni się w dwóch kluczowych aspektach od terminologii amerykańskiej czy międzynarodowych dyrektyw, wprowadzając ogromne zamieszanie przy robieniu analiz porównawczych. Przykładowo: kiedy w Rosji w zamachu bombowym zginie kilkanaście osób, poszkodowani z takiej masakry trafiają do bilansów jako jednostkowe morderstwo; analogicznie gdy w ataku gorączki alkoholowej mąż zatłucze żonę i trójkę dzieci, wszystkie jego ofiary kumulują się w unikalne zabójstwo. Kuriozalność rosyjskich reguł liczenia zabitych polega bowiem na sumowaniu poszczególnych incydentów (event-based system), nie zaś na dodawaniu do siebie kolejnych ofiar (victim-based system), co siłą rzeczy musi sztucznie zakrzywiać w dół statystyki.

Praktyce fałszowania wskaźników istotnie sprzyja również wyłączanie z kryteriów opisowych definicji jednej podkategorii napaści, kodowanej jako „celowe i poważne uszkodzenie ciała wiodące do śmierci” (intentional grievous bodily harm leading to death). Znowu garść przykładów (pochodzących z kwerendy oryginalnych akt sądowych): mężczyzna z rozległymi obrażeniami głowy po uderzeniu 36-kilogramową, betonową płytą umiera w szpitalu w ciągu doby od przyjęcia; inny mężczyzna trafia na ostry dyżur po otrzymaniu 175 kopnięć i ciosów drewnianą belką w korpus i też nie daje rady doczekać wschodu słońca. Wszystkie te delikty kwalifikowane są w Rosji do napaści skutkujących zgonem, czytaj: nigdy nie lądują w rubryce z zabójstwami. Poniższy diagram ładnie pokazuje, co się stanie, gdy zgodnie z zaleceniami Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (standardy ICCS, patrz tu i tu) wypreparujemy je z ich domyślnej kategoryzacji i przeniesiemy do właściwego zbioru – liczba morderstw automatycznie podskoczy i będzie co najmniej 1.6x wyższa w stosunku do konwencjonalnych oszacowań policji:

wykres za: Alexandra Lysova (2018)

Niezależnie od Inshakova i Lysovej do podobnie pesymistycznych konkluzji doszli autorzy pod batutą prof. Evgenya Andreeva, zajmujący się analizą danych biomedycznych z rezerwuaru tzw. „zdarzeń o zamiarze nieokreślonym” (events of undetermined intent, skrót EUI). Chodzi o zgony, co do których w toku oględzin nie udało się dociec okoliczności zajścia. Według ich obrachunków, na przestrzeni lat 2000-2011 rosyjscy lekarze błędnie zaklasyfikowali do grupy EUI przeszło 30 proc. zabójstw. Tylko ten pojedynczy detal w oderwaniu od reszty wywindował uśredniony wskaźnik morderstw w tym kraju z ~11 do ~20 ofiar na 100k/mieszkańców. Koniecznie trzeba podkreślić, że rozziew między wskaźnikami estymowanymi po korekcie i wskaźnikami oficjalnie raportowanymi pogłębiał się w miarę upływu czasu: jeśli w roku 2000 te pierwsze były o 40 proc. większe od rządowych, to w roku 2011 różnica wynosiła już 80 proc. Rewelacje Andreeva et al. wielokrotnie potwierdzano dla rozmaitych widełek wiekowych (patrz streszczenie literatury u Lysovej → link).

Podsumowanie

Istnieją uzasadnione i racjonalne motywy (oparte na solidnym dowodzeniu, wykraczającym poza spekulacje poszlakowe), aby nie ufać publikowanym przez Moskwę statystykom. Wygląda na to, że Rosjanie dalej się zabijają z rekordową jak na europejskie (i amerykańskie) normy skutecznością. Co więcej, wcale nie potrzebują do tego broni palnej. Dzięki informacjom ze szwajcarskiej organizacji Small Arms Survey, sporządzonym na podstawie ustaleń Instytutu Oceny Wskaźników Zdrowotnych z siedzibą w Seattle (Institute for Health Metrics and Evaluation/IHME), wiemy, że w roku 2016 na terenie Federacji Rosyjskiej z całkowitej puli blisko dwunastu tysięcy zabójstw zastrzelono z broni palnej dowolnego typu zaledwie 806 osób. Oznacza to, iż ponad 90 proc. morderstw popełnianych jest tam za pomocą alternatywnych metod – głównie noży oraz innych ostrych narzędzi (In Russia, knives and other sharp instruments are the most common weapons used in homicides, with firearms being the primary means of assault in fewer than 10% of caseslink).

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Czytaj dalej
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hoplofobia

Dlaczego lewica neguje konsensus naukowy w sprawie czynnika G?

Avatar photo

Opublikowano

on

W domenie psychologii testowanie ludzkiej inteligencji należy do najbardziej wiarygodnych narzędzi, służących do przewidywania przyszłości – stanowi swoiste ukoronowanie tej dziedziny nauki. Jeśli koncept IQ jest niepoprawny, wszystkie inne twierdzenia w psychologii też są niepoprawne.

– Steve Stewart-Williams (link)

Inteligencja wywiera potężny i rozległy wpływ na stratyfikację społeczną, względnie podziały klasowe. Jej efektów nie da się wytłumaczyć wykształceniem rodziców czy warunkami ekonomicznymi, w których chowały się dzieci. Wbrew obiegowej opinii, oddziaływanie szeroko rozumianego “środowiska” na nasze wyniki w nauce i późniejszy poziom zamożności jest stosunkowo słabe.

– Gary N. Marks (link)

Czynnik G to inaczej inteligencja, względnie zdolności poznawcze (kognitywne). W amerykańskich realiach pomiary robione na ogromnych, reprezentatywnych próbach niezmiennie od dekad wykazują, że przeciętna rozbieżność w ilorazie inteligencji między rasą czarną i białą przyjmuje wartość d Cohena 1.00, co przekłada się na ~15 punktów IQ różnicy, a zatem 1 odchylenie standardowe w rozkładzie empirycznym wyników testów. Zgoda w tej kwestii jest ugruntowana i nie podlega dyskusji, zobacz: Jensen & Reynolds (tabela, artykuł), Rushton (tabele, książka), Roth et al. (tabela, metaanaliza), Weiss et al. (cytat, artykuł), Hunt (książka), Frisby & Beaujean (cytat, artykuł), Hu et al. (tabela, artykuł), Lasker et al. (cytat, artykuł) czy Fuerst et al. (cytat, artykuł). Optymistyczne rokowania części badaczy odnośnie stopniowego zanikania międzyrasowych dysproporcji w inteligencji (łączone z “Efektem Flynna”) zawsze były przedwczesne i nieuzasadnione, patrz Rushton & Jensen (cytat, artykuł), Williams (cytat, artykuł), Platt et al. (cytaty, artykuł) czy Nijenhuis & Flier (cytat, metaanaliza). W ocenie laika 15-punktowa przewaga z korzyścią dla białych wydawać się może trywialna, jednak statystyczne i przede wszystkim praktyczne konsekwencje istnienia rzeczonej asymetrii są w makroskali Stanów Zjednoczonych kolosalne.

(źródło, diagram 10.1)

Znając wartości procentowe konkretnych przedziałów (link), załączona wyżej grafika informuje nas, że

  • raptem ~16% amerykańskich Murzynów ma IQ > 100 (dla białych odsetek ten wynosi średnią 50%);
  • raptem ~3% amerykańskich Murzynów ma IQ > 115 (biali ~16%);
  • ~65% amerykańskich Murzynów ma IQ < 90 (biali ~25%);
  • ~35% amerykańskich Murzynów ma IQ < 80 (biali ~10%), co oznacza, że nie przebrnęliby nawet przez sito rekrutacyjne do armii, ponieważ stwarzaliby zagrożenie dla siebie i innych;
  • ~16% amerykańskich Murzynów ma IQ < 70, co sugeruje intelektualne upośledzenie (biali ~3%);

Test inteligencji zaprojektowany przez Davida Wechslera (link, tabela 3) pokazuje z kolei, że

  • 3.6% białych i 18% czarnych ma IQ < 75 (stosunek ~5:1);
  • 21.9% białych i 59.4%. czarnych ma IQ < 90 (stosunek ~2:1);
  • 53.8% białych i 15.7% czarnych ma IQ > 100 (stosunek ~1:3);
  • 27.9% białych i 3.8% czarnych ma IQ > 110 (stosunek ~1:7);
  • 5.4% białych i 0.2% czarnych ma IQ > 125 (stosunek ~1:27);

Dla krańcowo prawej strony ogona rozkładu sytuacja wygląda następująco (skalkulowane na podstawie tabeli 4.3, link):

  • IQ > 120: biali 11.14%, czarni 1.10%, stosunek ~1:10 (Azjaci 17.67%);
  • IQ > 125: biali 5.68%, czarni 0.40%, stosunek ~1:14 (Azjaci 10.36%);
  • IQ > 130: biali 2.59%, czarni 0.13%, stosunek ~1:20 (Azjaci 5.54%);
  • IQ > 135: biali 1.05%, czarni 0.04%, stosunek ~1:26 (Azjaci 2.70%);
  • IQ > 140: biali 0.38%, czarni 0.01%, stosunek ~1:38 (Azjaci 1.19%);
  • IQ > 145: biali 0.12%, czarni 0.00% (Azjaci 0.47%);
  • IQ > 150: biali 0.03%, czarni 0.00% (Azjaci 0.17%);

Czemu te liczby są ważne? Bo spośród wszystkich powszechnie akceptowanych i dających się skwantyfikować zmiennych to właśnie IQ oferuje największy potencjał prognostyczny w takich kluczowych dziedzinach życia i dla tak istotnych zjawisk jak poziom świadomości zdrowotnej, skłonność do antyspołecznych zachowań, przebieg edukacji, sukcesy w nauce, osiągnięcia zawodowe, talenty przywódcze oraz umiejętność akumulowania majątku w okresie dorosłym (szerzej na ten temat do poczytania tutaj). W rezultacie dodanie komponentu w postaci pomiarów inteligencji do rutynowego zestawu zmiennych kontrolnych sprawia, że wiele najbardziej rażących nierówności socjoekonomicznych między przedstawicielami rasy białej i czarnej w USA ulega drastycznej redukcji lub kompletnie zanika. Krótko mówiąc, wmiksowanie IQ do regresji przekreśla szanse na postawienie kategorycznej tezy o “systemowym rasizmie” jako rzekomej przyczynie dominacji białych nad Murzynami. Jest to główna, aczkolwiek rzadko werbalizowana przesłanka, która kieruje postępowaniem lewoskrętnych intelektualistów (socjologia należy tradycyjnie do skrajnie upolitycznionych i zideologizowanych dyscyplin → diagram, link, zaś metodyka i wnioskowanie socjologów zaliczają się do najmniej rzetelnych z powodu deficytu replikacji i potężnego efektu szuflady → cytat, link), gdy ci ignorują czynnik G w swoich pracach albo wręcz zaprzeczają jego doniosłej roli w rozwoju danej subpopulacji. Ich oficjalna argumentacja jest oczywiście taka, że segregowanie ludzi wedle kryteriów inteligencji nosi znamiona (pseudo)naukowego rasizmu i oni z racji swego “oświecenia” nie zamierzają brać udziału w tym haniebnym, zacofanym procederze.

WYBRANE PRZYKŁADY ODDZIAŁYWANIA IQ NA KONKLUZJE BADAŃ
(znacznie więcej obserwacji tu)

  • skorygowanie modelu o inteligencję całkowicie niweluje dysproporcje w dochodach między czarnymi i białymi w Ameryce: Farkas & Vicknair (cytat+tabela, artykuł), Kagawa (artykuł);
  • dopasowanie modelu o inteligencję odwraca (ze szkodą dla białych) związek na linii rasa-dyskryminacja przy zatrudnieniu w tym sensie, że biali mężczyźni, znajdujący się na identycznym szczeblu IQ co czarni, doświadczają relatywnie gorszego traktowania na rynku pracy: Nyborg & Jensen (artykuł);
  • po skorygowaniu modelu o inteligencję (szacowaną przy wykorzystaniu ogólnego testu klasyfikacyjnego armii/AGCT) rozziew w tygodniowych i rocznych zarobkach między czarnymi i białymi mieszkańcami stanów południowych w latach czterdziestych XX wieku kurczy się w zależności od sposobu wprowadzania brakujących statystyk o odpowiednio 72-76% i 78-97%: Carruthers & Wanamaker (cytaty+tabela, artykuł);
  • po skorygowaniu modelu o inteligencję (mierzoną za pomocą baterii testów kwalifikacyjnych sił zbrojnych typu ASVAB lub AFQT) czarni mężczyźni notują wyższe wskaźniki zdawalności egzaminów uniwersyteckich i częściej dostają dyplomy ukończenia studiów niż ich biali rówieśnicy: Herrnstein & Murray (cytat, rozdział), Cameron & Heckman (cytat, artykuł);
  • dodanie parametru IQ do finalnego modelu wydłuża czas edukacji czarnoskórych kobiet i mężczyzn w stosunku do “ilości” edukacji, którą otrzymują biali: Lang & Manove (cytat+wykresy, artykuł);
  • uwzględnienie inteligencji w modelu likwiduje wszelkie rasowe różnice w międzypokoleniowej, ekonomicznej, wertykalnej mobilności społecznej: Mazumder (cytat+wykres, raport), Acs (cytaty, raport), Mazumder (cytat+wykresy, artykuł);
  • skorygowanie modelu o inteligencję eliminuje różnice w długości zasądzanych wyroków: Simon (tabela+cytat, artykuł);
  • wkalkulowanie inteligencji do modelu zmniejsza niemal do zera przepaść między czarnymi i białymi, jeśli chodzi o względne ryzyko aresztowania i uwięzienia: Beaver et al. (artykuł), Beaver et al. (artykuł);
  • skontrolowanie modelu o inteligencję oraz impulsywność powoduje, że kolor skóry recydywisty przestaje korelować z prawdopodobieństwem jego ponownego aresztowania: Schwartz & Beaver (tabela, artykuł);
  • korekta o inteligencję i agresywne predyspozycje skazańców ujawnia, że uprzedzenia rasowe przy zasądzaniu wyroków śmierci są artefaktem statystycznym, powstałym na drodze niepełnej kalibracji bazowego modelu: Heilbrun et al. (cytat, artykuł);

 

(cytat z Wikipedii, zarchiwizowany 9 lipca 2022)

Negowanie mocy predykcyjnej IQ w generowaniu i podtrzymywaniu różnic międzygrupowych prowadzi do czegoś na wzór zbiorowej paranoi, czyli kolektywnego przeświadczenia, iż oto tajemnicze, wrogie siły działają za naszymi plecami i mimo nieustających prób rugowania z przestrzeni społecznej wszelkich przejawów dyskryminacji oraz uprzedzeń rasowych, ciągle utrwalają nierówności na polu edukacji lub w dostępie do dobrze płatnych zawodów. Jest to później idealny grunt dla rozrostu wielopokoleniowych frustracji, podejrzeń i nienawiści, co w połączeniu z masowymi transferami ograniczonych środków publicznych na chybione bądź nieefektywne programy pomocowe tylko pogłębia poczucie zniweczonych nadziei. Miliony dolarów rocznie wydawane są na wydumane interwencje czy realizowanie mrzonek o “podnoszeniu wyników w nauce”. Niestety, na skutek rasowych implikacji badań dotyczących wpływu IQ i obaw, że w razie poruszenia tego tematu spadnie na nich środowiskowy ostracyzm, amerykańscy decydenci dalej będą udawać, że głaz ten można wtoczyć na szczyt.

Czytaj dalej

Hoplofobia

Czy te oczy mogą kłamać?

Avatar photo

Opublikowano

on

Anglojęzyczna Wikipedia podaje (link), że Michael Shermer to popularyzator i historyk nauki, prezes Stowarzyszenia Sceptyków, redaktor naczelny kwartalnika “Skeptic”, autor przeszło tuzina książek, sygnatariusz wielu artykułów na łamach szanowanej prasy oraz postać czynnie zaangażowana w śledzenie, badanie, podważanie i demaskowanie pseudonaukowych, paranormalnych i religijnych twierdzeń, które zaśmiecają przestrzeń społeczną. Słowem, chłodny, analityczny umysł, który nie uwierzy, dopóki nie sprawdzi.

Po ostatniej masakrze-strzelaninie w szkole podstawowej w teksańskim Uvalde Shermer poczuł wenę twórczą, zasiadł do pisania i spłodził felieton na wiadomy temat, ten zaś po dwóch tygodniach wylądował na stronach magazynu “Quillette”. Postawił w nim kategoryczną tezę, że kołem zamachowym przemocy z udziałem broni palnej w Ameryce jest zbyt łatwy dostęp do tejże broni (link). Związek ów ma, jego zdaniem, charakter przyczynowy w tym sensie, że kraje, które obniżyły u siebie wskaźniki zabójstw i samobójstw z użyciem broni, równolegle wdrożyły także surowe zasady jej reglamentacji. Tymi krajami były w latach 90. XX wieku Australia i Austria. O wymiernych konsekwencjach reform premiera Johna Howarda po rzezi w Port Arthur wspominałem w innym miejscu, nie będę się więc powtarzał (dodam tylko, że całokształt materiału dowodowego przekonuje, iż nie wpłynęły one na poziom lokalnej przestępczości). Proponuję za to przyjrzeć się sytuacji w Austrii, bo nasz samozwańczy sceptyk znowu pomija kluczowe detale, niepasujące mu do narracji.

Shermer argumentuje (referując konkluzje tekstu, wydanego nakładem sztandarowego czasopisma brytyjskiego Królewskiego Kolegium Psychiatrów), że po wymuszonym przez unijne dyrektywy nałożeniu restrykcji na cywilny obrót bronią w Austrii w roku 1997 (weryfikacje niekaralności, testy psychologiczne, kursy bezpiecznej obsługi i znajomości prawa, zakazy sprzedaży karabinków “szturmowych”, obowiązkowe szafki i sejfy etc.) zaobserwowano wyraźne kurczenie się puli licencjonowanych posiadaczy broni i korespondujący z nim spadek średniej liczby zabójstw i samobójstw popełnianych z broni palnej. Ten “naturalny eksperyment” – kontynuuje Shermer – powinien być lekcją dla Amerykanów, że przy odpowiedniej determinacji i woli politycznej da się wprowadzić korzystne z punktu widzenia zdrowia publicznego zmiany, przynoszące natychmiastowe efekty.

Problem z tą huraoptymistyczną propagandą sukcesu jest taki, że zarówno pan “sceptyk”, jak i cytowani przez niego autorzy wygodnie przemilczeli długofalowe trendy w kształtowaniu się OGÓLNYCH WSKAŹNIKÓW PRZEMOCY w Austrii przed rokiem 1997 i po roku 1997. Te bowiem ujawniają, że ostrzejsze regulacje w żaden sposób nie korelują z częstością występowania zgonów. Poziom samobójstw ulegał dalszej redukcji w niemal identycznym tempie jak przed wejściem w życie obostrzeń, w przypadku natomiast najważniejszej subkategorii, czyli morderstw i zabójstw, można wręcz pokusić się o wnioskowanie, że restrykcje spowolniły dynamikę spadku śmiertelności, co sugeruje scenariusz znany z USA: rozbrojenie populacji nie-kryminalistów i ograniczenie im możliwości legalnej obrony rozzuchwala populację kryminalistów, skutkując eskalacją zabijania za pomocą innych metod.

(źródło)

(źródło)

Powyższe wykresy nie pozostawiają pola do interpretacji: ja, anonimowy bloger z polskiej piwnicy, jestem lepszym sceptykiem niż amerykański profesjonalista i medialny celebryta, Michael Shermer, który zdecydował się zataić przed swoimi czytelnikami newralgiczne fakty dotyczące rezultatów austriackiej ofensywy legislacyjnej z roku 1997. Nieładnie.

Czytaj dalej

Hoplofobia

Profil rasowy sprawców masowych mordów i strzelanin w Ameryce

Avatar photo

Opublikowano

on

Parę lat temu zespół dziennikarzy nowojorskiego „Timesa” przygotował sztucznie rozwleczony reportaż na temat wszystkich strzelanin zarejestrowanych na terenie Stanów Zjednoczonych w roku 2015 z uwzględnieniem rasy sprawców. Ogromną większość z nich stanowiły prywatne wendetty, inicjowane przez lokalne gangi uliczne, oraz mordy rodzinne. Najważniejsze statystyki rozrzucono po całym tekście i przy pierwszym kontakcie jest rzeczą niemożliwą uchwycić ich zniuansowanie, dlatego przechodzę od razu do sedna.

NYT ujawnia, że spośród 358 strzelanin z minimum czterema osobami zabitymi i/lub rannymi w blisko połowie przypadków (160) nie udało się zidentyfikować tożsamości strzelca. Daje to 198 zweryfikowanych incydentów; trzy-czwarte z nich (144 albo 73 proc.) popełnili czarni. Po wykluczeniu 144 „zamkniętych” spraw zostaje zatem 160 nierozwikłanych i 54 z rozpoznanym nie-czarnym zamachowcem. Czy posiłkując się tak okrojonym materiałem można oszacować, za ile ataków ponoszą winę potomkowie europejskich osadników?

214 (160+54) przekłada się na 60 proc. ogółu strzelanin – w tym właśnie przedziale mieszczą się biali napastnicy. Autorzy felietonu podkreślają, że z powodu ułomności policyjnych źródeł, które nie rozróżniają grup etnicznych, zaliczyli do subkategorii „Whites” lwią część Latynosów, znacząco utrudniając wyizolowanie poszukiwanych przypadków. Z drugiej strony wspomnieli także, iż z początkowej puli 358 zdarzeń odnotowanych w 2015 roku 39 zaklasyfikowano jako eksplozje przemocy domowej zakończone rzezią członków rodziny; biali dopuścili się 63 proc. z tych morderstw. Po dokooptowaniu do tego najgłośniejszych medialnie masakr w miejscach publicznych, składających się przeciętnie na kilka incydentów rocznie, oraz zbioru mniejszych ataków z jedną osobą zabitą można spokojnie przyjąć, że „non-Hispanic Whites” odpowiadają bezpośrednio za maksymalnie 36 (~10 proc.) strzelanin [1] (diagramy kołowe prezentują surowe proporcje, nieskorygowane o wielkość populacji, słupki ukazują wskaźniki przeskalowane):

grafika po angielsku link

Co się stanie, gdy zmodyfikujemy bazową definicję z czterech osób rannych (niekoniecznie śmiertelnie) na minimum cztery osoby zabite? Poniższe statystyki pochodzą z najnowszej publikacji Foxa & Levina, kryminologów z Uniwersytetu Północno-Wschodniego w Bostonie:

grafika po angielsku link

Końcowe wnioski

Na przekór fałszywym opiniom kolportowanym w mediach sprawcami znakomitej większości wybuchów masowej przemocy w Ameryce są czarni mężczyźni, stanowiący zaledwie ~6 proc. ludności. Z perspektywy statystycznej sytuacja wygląda następująco: reprezentanci tej populacji odpowiadają rocznie za ~80 proc. wszystkich strzelanin, co oznacza, iż matematyczna szansa dostania się pod lufę czarnoskórego napastnika w USA jest kilkanaście razy wyższa niż w przypadku agresora o białym kolorze skóry. Wywindowanie progu numerycznego ofiar śmiertelnych do 4+ zabitych redukuje wspomniane ryzyko po stronie Murzynów, ale i tak w stosunku do swojej liczebności deklasują oni konkurencję w rankingu morderców. It’s not even close.

_________________________

[1] Jedna kwestia wymaga tutaj uściślenia: jak się rzekło, NYT nie pozostawili explicite uwag odnośnie rasy lub pochodzenia etnicznego przy 160 strzelaninach. Milczące założenie, że ich inicjatorami byli agresorzy o ciemnej karnacji wynika wprost z samego artykułu oraz dedukcji na podstawie statystyk federalnych. Tajemnicą poliszynela jest, że najwięcej nierozwiązanych zabójstw w Ameryce to pochodna konfrontacji ulicznych z udziałem młodych Murzynów albo latynoskich cholos w roli ofiar, co niemal zawsze oznacza też zaangażowanie mordercy bądź morderców o podobnym odcieniu skóry (przy okazji: Murzyni ginący z rąk białych stanowią symboliczny procent wszystkich czarnych ofiar zabójstw; FBI podaje średnio ~200 przypadków w skali roku, ale ponieważ wielu z tych zabójców to w rzeczywistości Latynosi, błędnie zakodowani przez lokalną policję jako biali na wstępnym etapie śledztwa, bardziej realna liczba „white-on-black homicides” jest nieporównywalnie niższa). Problemy z identyfikacją sprawców nie dotyczą natomiast przemocy domowej czy miłosnych trójkątów (cytat), a są to najbardziej typowe motywy zbrodni pośród przedstawicieli białej ludności, regularnie wieńczone aresztowaniem podejrzanego. Nie powinno więc dziwić, że większość (ok. 3/4) skatalogowanych przez nowojorski dziennik zajść, w których uczestniczyli biali Amerykanie, sprowadzała się do eskalowania wewnętrznych konfliktów w patologicznych rodzinach z długim rekordem policyjnych interwencji.

Czytaj dalej