

Nawiasem Pisząc
Immunitet na pedofilię
Kiedy narzeczony pokazał mi film „Bagno”, długo nie mogłam dojść do siebie. Przedstawia on historię, która wstrząsa, doprowadza do wściekłości, ale również do poczucia bezsilności. Mamy tu znanego i cenionego muzyka, który okazuje się pedofilem, mamy jego ofiary, które zdecydowały się przerwać milczenie, mamy jednego dziennikarza, który robi wszystko, aby zwyrodnialec nie pozostał bezkarny oraz jego kolegów po fachu, którzy nie wykazali zainteresowania tematem, mimo że wcześniej uchodzili za obrońców tak okrutnie skrzywdzonych oraz bezkompromisowych łowców tych, którzy tej krzywdy się dopuścili. To jest naprawdę materiał, po którym długo nie można dojść do siebie. Który pokazuje obłudę i podwójne standardy dziennikarzy mediów głównego nurtu, jak chyba nikt inny wcześniej – chociaż oczywiście byli ludzie, którzy konsekwentnie demaskowali ich kłamstwa i manipulacje. Ta sprawa jednak oburza jeszcze bardziej, bo dotyka niestety najmłodszych.
Absurdalna decyzja sądu
Według ustaleń Mariusza Zielkego, bo to on jest autorem tego reportażu i to on bezskutecznie odbijał się od drzwi, kiedy szukał pomocy u większych mediów, Krzysztof Sadowski miał dopuszczać się czynów pedofilskich w latach 1960-2017, a jego ofiarą miało paść co najmniej czterdzieścioro dzieci – przynajmniej do tylu dotarł reporter, a ile jest jeszcze osób, które nie odważyły się mówić? Początek filmu pokazuje nam zwierzenia i wspomnienia ludzi, którzy mieli nieszczęście w dzieciństwie poznać muzyka, a niestety trzeba powiedzieć, że miał on łatwy dostęp do nieletnich, bo organizował warsztaty muzyczne dla nich. W latach 90-tych założył dziecięcy zespół „Tęcza” oraz Fundację Wspierającą Dzieci Uzdolnione Muzycznie. Możemy sobie łatwo wyobrazić jak to działało: okłamywał dzieci i ich rodziców, obiecując rozwijać ich talent, zdobywał ich zaufanie, a potem maskia niestety opadała. Nie będę tutaj zamieszczała opowieści ofiar Sadowskiego – każdy z nas na pewno domyśla się, jak one brzmiały i jakie wstrząsające były. Napiszę za to, jak zareagował warszawski sąd na śledztwo Mariusza Zielkego, bo tutaj naprawdę włos się jeży na głowie. Otóż po ujawnieniu afery Krzysztofa Sadowskiego na dziennikarza został nałożony zakaz pisania o pedofilskich skłonnościach muzyka. Po kilkunastu miesiącach został on zdjęty, ale w tym czasie sprawa zniknęła z mediów głównego nurtu. Od tego czasu reporter bezskutecznie zabiega o to, żeby dziennikarze pracujący dla największych telewizji, gazet czy portali internetowych znowu się nią zainteresowali i tym samym kładli nacisk na prokuraturę, aby łaskawie zajęła się bezkarnym pedofilem.
Niezrozumiała bezczynność mediów
W dalszej części dokumentu możemy usłyszeć, z jakimi odpowiedziami spotykał się Zielke, kiedy interweniował u innych dziennikarzy. Na przykład Tomasz Krzyżak z Rzeczypospolitej mówił wprost: Ja mam generalnie takie wrażenie, że po prostu właśnie takich kwestii, o których Pan mówi, czyli pedofilii w innych środowiskach, w ogóle generalnie nie dotykamy i nic nie podejmujemy z różnych przyczyn. Jak sądzę nie są atrakcyjne, tak jak atrakcyjna jest pedofilia w Kościele. Redaktor naczelny tej gazety, Bolesław Chrabota, mówił: Mam świadomość tego, że ta sfera w świecie mediów, ale nie tylko, jak się okazuje w Kościele, również była zaniedbana i zamieciona pod dywan. Ja oczywiście znam ten temat wyłącznie z prasy, z Pańskich publikacji, nie mam żadnych dowodów na to, że tak było, no ale jeśli tak, to to jest coś, co rzuca bardzo poważny cień na jego życie i na środowisko, w którym funkcjonował. TVN z kolei zajął się sprawą Sadowskiego w taki sposób, że na antenie „Dzień dobry TVN” padły słowa: Sam Krzysztof Sadowski powiedział, że on jest niewinny, że te zarzuty tak naprawdę wymyśla jedna osoba, której odmówił pomocy i która tej pomocy od niego oczekiwała, to miała być pomoc finansowa. Czyli pan Krzysiu tak naprawdę jest w porządku, to tylko jakaś hańbiąca zmowa, dobrze rozumiem? Około czterdziestu ludzi, teraz już dorosłych, którzy zaczęły mówić niezależnie od siebie i do których dotarł autor „Bagna”. Redaktorzy naczelni OKO.pressu i Onetu zareagowali tak, jak można się po nich spodziewać – zwykłą bezczelnością. Odwrócili po prostu kota ogonem i zareagowali, jakby to oni byli największymi ofiarami w tej sprawie – ot, uparł się stary dziad na niezależne i wolne media. Piotr Pacewicz (OKO.press) powiedział: Pan jednak, chcąc – nie chcąc, oskarża media o przemilczanie tematu, bo do tego się to sprowadza. Ja nie chcę występować w roli osoby, która będzie się przed kamerą tłumaczyć. No bo co ja mam powiedzieć? Że po prostu nie zawsze wszystkim się można zająć? Jak to zabrzmi dla słuchaczy?. No, ma pan rację – nie najlepiej. Zwłaszcza, że sprawa dotyczy największej chyba afery pedofilskiej w Polsce, na którą „po prostu” zabrakło Wam czasu, ale znajdujecie go aż nadto, żeby napierdzielać w PiS i Konfederację, zajmować się transgenderowymi głupotkami, robić wywiady z ludźmi, którzy nie wiedzą, jakiej są płci, wypisywać różnego rodzaju feministyczne wysrywy i to, jakie to uciążliwe są dzwony kościelne czy procesje na Boże Ciało. Ale przyjrzeć się człowiekowi, który przez wiele lat molestował i zgwałcił kilkadziesiąt dzieci, to już nie ma komu. Bartosz Węglarczyk był jeszcze bezpośredni: Ja pracuję od 7 rano do 22. Gdzie mam pana wepchnąć – o 24, czy wtedy mogę juz odpocząć, czy nie mogę jeszcze?. Biedny, zarobiony facet. Nie miał czasu się zająć skandalem pedofilskim i ktoś śmie mieć o to do niego pretensje. Chociaż trzeba też przyznać, że naczelny Onetu starał się jeszcze bronić, tłumacząc że tą historią zajmowała się… Plejada. I że znalazł około trzydzieści tekstów opisujących ten temat właśnie na tym portalu. Sprawdziłam to sobie i – co prawda trzydziestu nie znalazłam, ale zgadza się – coś tam było. Jeden z nich informuje o tym, że prokuratura umorzyła śledztwo z powodu przedawnienia. Nigdy nie zrozumiem idei „przedawnienia” w przypadku najgorszych zbrodni. Przedawnienie to może być, kiedy – ja wiem? – ktoś zapomni opłacić karę za brak biletu, ale nie w przypadku przestępstw, które niszczą czyjeś życie. Warto jednak podkreślić, że Mariusz Zielke utrzymuje, że przedawnienia jeszcze nie było – dlatego zdecydował się nakręcić materiał, w którym opisuje dramat ofiar i rozprawia się z mediami, które sprawę bagatelizowały. Póki jest jeszcze szansa, żeby ukarać przestępcę seksualnego. Inne materiały Plejady dotyczące muzyka? Podam Wam kilka tytułów, na jakie natrafiłam. Maria Sadowska zabiera głos. O sprawie jej ojca było głośno. Przez krótki czas, zanim sąd nie zdecydował się zamknąć ust twórcy „Bagna” – istotnie. Ale nie na łamach tego portalu. Mamy jeszcze tytuł: Tak mieszka Maria Sadowska. Szalone wnętrza jej domu zrobią na tobie wrażenie. Tak, to jest zdecydowanie ważniejszy temat, niż jakiś tam bezkarny pedofil, przekonaliście mnie. Na końcu mamy jeszcze oświadczenie tego chorego zwyrola, w którym wszystkiemu zaprzecza. I tyle ze śledztwa całej Plejady. Dodam tylko na koniec, że na miejscu Węglarczyka nie broniłabym się w ten sposób. Nazwa „Plejada” co prawda sugeruje, że jest to portal plotkarski, ale faktycznie pojawiały się tam artykuły na temat chociażby Iwony Wieczorek. Zawierające kompletnie nieprawdziwe informacje i rażące click-baity w tytułach. Rzeczywiście, jest się czym chwalić.
Ekspert od pedofilii… w Kościele
Przedstawiciele TVN-u i Wyborczej twierdzili, że w ogóle nie mieli pojęcia o sprawie. Jest jednak pewna kwestia, która pokazuje, że TVN też ma swoje za uszami, jeśli chodzi o pomijanie pedofilii, jeśli sprawa nie dotyczy Kościoła. Konkretnie mowa o panach Sekielskich, którzy nakręcili głośne „Nie mów nikomu”, gdzie zajęli się księdzem, który był wtyką SB. Zielke dotarł do kobiety, którą w dzieciństwie molestował inny zboczeniec – Jarosław B. Jak opowiada, próbowała szukać pomocy właśnie u Sekielskich, konkretnie u pana Tomasza. Niestety usłyszała tylko, że on się już tym nie zajmuje, ale za to był na tyle miły, że podał jej numer do adwokata, który mógłby jej pomóc. Swój pan, można by rzec, zastanawiam się jednak, dlaczego dziennikarz nie chciał nagłośnić tej sprawy? Nasze ofiary są lepsze niż wasze, czy coś w ten deseń? W każdym razie kobieta opowiedziała Zielkemu, że wspomniany adwokat miał przyjąć dwieście tysięcy złotych od jej oprawcy. Kiedy się o tym dowiedziała, wypowiedziała mu pełnomocnictwo. Sprawa utknęła w martwym punkcie. A kim był rzeczony prawnik? Nazywa się Artur Nowak i jest swego rodzaju ekspertem od pedofilii – niestety tylko tej w Kościele. Powiedział on zresztą wprost autorowi reportażu: Wiesz co, prokuratura, jak prowadzą te sprawy, te wnioski… Kurde no, no jest jakiś taki zwykły pedofil, no to się domagają od niego jakiejś tam kary, nie? A jak już jest tam jakiś tam ksiądz, nie, to po prostu mu przyjebie sąd, to po prostu wiesz tam, ile Bozia dała. Cóż, wypada przynajmniej pogratulować szczerości. Inne cytaty pana Nowaka? Dotyczą przede wszystkim Kościoła, zanotowałam sobie kilka z nich: Uważam, że ta instytucja jest po prostu szkodliwa; I dlatego właśnie mówimy i odważamy się nazwać Kościół poniekąd organizacją przestępczą; Jan Paweł II dzisiaj jest postacią po prostu groteskową; Dla mnie, powtarzam, Wojtyła nie jest problemem, jako patron pedofilii, jako Jan Paweł II i czasy pedofilskiego karnawału w Kościele; Niech gwałcą sobie dalej, niech dalej nas okradają, po prostu, dalej ogłupiają tą swoją historią; A ja sobie wyobrażam, że niedzielny rosół jest przyprawiany jakimiś opiłkami z zębów Jana Pawła II, jakiś ząbek został. Pan Nowak wypowiadał te kwestie w różnych programach telewizyjnych, również w TVN. Podczas dwóch z nich w studiu obok niego siedziały m.in. Manuela Gretkowska i Karolina Korwin-Piotrowska, także znakomite towarzystwo. Obie panie uśmiechały się szeroko na takie i podobne słowa prawnika. Mariusz Zielke i pod tym względem ma sporo do zarzucenia mediom, które oskarżał w swoim reportażu o brak chęci pomocy. Artur Nowak jest wypromowany przez TVN, Onet, Newsweek, OKO.press, Krytykę Polityczną, pewnie jeszcze parę innych mediów, tak zwanych wolnych mediów, które się szczycą tą wolnością, które mówią o tym, że ważny jest dyskurs publiczny, dyskusja o różnych ważnych sprawach społecznych, które są ważnym elementem medialnym w Polsce. One wypromowały człowieka, którego nikt nie sprawdził. Tutaj również przedstawiciele „dziennikarstwa” nie mieli przekonujących argumentów na swoją obronę, ale daruję Wam ich tłumaczenia. Tak czy inaczej link do filmu wrzucę Wam pod tekstem, więc jeśli jeszcze go nie widzieliście, będziecie mogli się zapoznać. Chcę przy okazji pisania tego tekstu jasno podkreślić, że absolutnie nie jestem przeciwna nagłaśnianiu pedofilii w Kościele. Pisałam to już wielokrotnie i napiszę jeszcze raz: uważam, że każdego pedofila powinna spotkać jak najsurowsza kara, niezależnie od tego, czy jest księdzem, policjantem, traktorzystą czy aktywistą LGBT. Nie zamierzam ukrywać, że do trzech pierwszych zawodów mam większy szacunek, niż do tego ostatniego (o ile można to w ogóle nazwać zawodem), ale takimi zbrodniami brzydzę się w sposób szczególny. Szkoda, że nasze państwo bywa tak bezsilne w przypadkach tego rodzaju przestępstw. Naprawdę nie jestem w stanie pojąć, co stoi na przeszkodzie, żeby tego człowieka osądzić i ukarać? Ja rozumiem, że jeśli zgłasza się jedna ofiara po kilkunastu latach, ciężko jest cokolwiek udowodnić, ale jeśli robi to kilkadziesiąt osób, to można chyba przyjąć, że coś jest na rzeczy. W przypadku Jeffreya Epsteina czy Jimmy’ego Saville’a od tego się przecież zaczęło i udało się coś z tym zrobić (chociaż jeśli chodzi o tego pierwszego mam wrażenie, że to jednak grubsza sprawa jest i coś, mimo wszystko, jest zamiatane pod dywan – za dużo sławnych osób było w to zamieszanych).
Szokujące śledztwo Ewy Żarskiej
ie jest to niestety jedyna sprawa, kiedy sprawcy tak obrzydliwych czynów udaje się uniknąć odpowiedzialności. Tę ostatnią przybliże Wam w skrócie, bo tu nie można mówić o bezczynności głównych mediów w Polsce – sprawą zajęła się dziennikarka Polsatu. Mowa o Ewie Żarskiej, autorce reportażu o wstrząsającym tytule: „Mała prosiła, żeby jej nie zabijać”. Natrafiła ona na szokujące rozmowy w Internecie między pedofilami i zdecydowała się dokładnie zbadać sprawę. Wraz ze swoim zespołem rozpoczęła śledztwo, mające na celu wytropienie tych ludzi. Okazało się, że była to grupa kilkudziesięciu osób i tylko niektórym z nich prokuratura postawiła zarzuty rozpowszechniania treści pornograficznych z udziałem małoletnich poniżej 15. roku życia. W pozostałych przypadkach stwierdziła… niską szkodliwość społeczną czynu (!!!). Żarska zdecydowała się znaleźć przede wszystkim jednego z nich. Miał on opowiedzieć, w jaki sposób dokonał morderstwa na sześcioletniej dziewczynce (wcześniej opisywał również porwania i gwałty na dzieciach, których się dopuszczał). Dziennikarka dowiedziała się, że mężczyzną, którego szukała jest Krzysztof P., obywatel Polski, mieszkający w Petersburgu. Policja do pewnego momentu szukała gwałciciela, również wtedy, kiedy ten zorientował się, co się dzieje i wykasował całą swoją aktywność internetową. Niestety strona rosyjska nie odpowiedziała na informację udostępnione jej przez polską policję. Prokuratura postawiła mu jedynie zarzut rozpowszechniania dziecięcej pornografii i nie wystawiła europejskiego nakazu aresztowania, dzięki czemu mógł on swobodnie podróżować między krajami. To spowodowało, że był on dla policji nieuchwytny, jednak autorka reportażu na własną rękę ustaliła, gdzie on mieszka oraz gdzie pracuje. Okazało się, że w Rosji jest on osobą publiczną, wysoko postawioną i często występuje w mediach. Zarabia ogromne pieniądze w dużej międzynarodowej korporacji, gdzie zajmuje prestiżowe stanowisko. Żarska przekazała informacje, do których dotarła, policji – wraz z dokładnym adresem miejsca zamieszkania i pracy i materiałami udowadniającymi jego zbrodnię. W nagrodę otrzymała 6000 zł kary za to, że nie chciała ujawnić swojego źródła. Co dalej działo się z reporterką? Oficjalnie popełniła samobójstwo… W dniu swojej śmierci wrzuciła na FB swoje zdjęcie z plaży i podpisała: „Tak mi się przypomniało… ech. Chcę nad morze! JUŻ!”. Tak sobie pasuje to do osoby, która za chwilę będzie chciała odebrać sobie życie. Trudno jednak powiedzieć, co tak naprawdę się stało, ciężko też oceniać czyjś stan psychiczny na podstawie wpisów w mediach, jednak rodzina, przyjaciele i współpracownicy Żarskiej nie wierzą w jej samobójstwo. Linki do obu materiałów zamieszczam pod tekstem, ale muszę Was ostrzec, że – zwłaszcza ten drugi – zawiera naprawdę drastyczne opisy.
M.
„BAGNO” W REŻYSERII MARIUSZA ZIELKEGO
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Ameryka już nigdy nie będzie taka sama

Tak Charlie Kirk skomentował śmierć Iryny Zarutskiej. Dobę później sam już nie żył. W sumie chciałam Wam napisać o tej młodej Ukraince, nawet miałam już gotowy „szkielet” tekstu, ale kiedy wczoraj dowiedziałam się o Charlie’em, to morderstwo wstrząsnęło mną chyba jeszcze bardziej. Myślę jednak, że warto napisać parę słów o obu tych zabójstwach, bo jest to wyraźny sygnał, że z Ameryką dzieje się coś złego. I to dzieje się od dawna. A patrząc na to, że my lubimy bezmyślnie kopiować wszystkie, nawet najbardziej absurdalne pomysły z Zachodu (ot, choćby feminizm i walka o prawa homoseksualistów) – obawiam się, że zacznie się to również u nas. Już się zaczyna, jeśli przypomnimy sobie np. o 24-latce z Torunia.

Bezsensowna zbrodnia w komunikacji miejskiej
Zarutska była młodą, 23-letnią Ukrainką, która uciekła przed wojną z Kijowa do USA. Podobno interesowała się sztuką, sama też próbowała coś tworzyć. Dziewczyna wsiadła do jednego z pociągów komunikacji miejskiej w Charlotte, w stanie Karolina Północna i zajęła wolne miejsce, nie prowokując, nie zaczepiając nikogo, nie wszczynając żadnych kłótni ani awantur. Usiadła i zaczęła przeglądać swoją komórkę. Na zdjęciu widzimy ją tuż przed śmiercią, kiedy przerażona spogląda na swojego oprawcę, który zadał jej trzy ciosy nożem albo scyzorykiem, w tym jeden w szyję, który prawdopodobnie okazał się śmiertelny. Chwilę później osunęła się na ziemię i umarła. Do zdarzenia doszło 22 sierpnia, jednak głośno o nim zrobiło się dopiero na początku września. Wcześniej media starannie unikały tematu. Czyżby dlatego, że morderca był czarny, a ofiarą została drobna, biała kobieta? Wyobraźmy sobie odwrotną sytuację, w której biały mężczyzna bez żadnego powodu, ot po prostu dlatego, że mu się nudziło, atakuje nożem czarnoskórą kobietę. Lament byłby niewyobrażalny – zresztą wystarczy przypomnieć sobie całą aferę z George’em Floyde’em, który w przeciwieństwie do Ukrainki był już wielokrotnie notowany za rozboje, kradzieże i grożenie ciężarnej kobiecie nożem. Wszyscy pamiętamy chyba, że w USA wszyscy oszaleli, bo przecież wiadomo, że to był rasizm. I żadne argumenty do nikogo nie trafiały – Derek Chauvin został rasistą i koniec. Trafił na 21 lat do więzienia federalnego, w którym zresztą też został ugodzony nożem, chociaż on akurat ten atak przeżył. Minęło nieco ponad pięć lat i dziś my mamy do czynienia z brutalnym morderstwem dokonanym przez czarnego mężczyznę. A zamordowaną Ukrainką zainteresowano się dopiero po paru tygodniach, bo komuś się chciało to nagłośnić. Zresztą mniej więcej w czasie, kiedy w Ameryce trwała hucpa związana ze śmiercią czarnego bandyty i narkomana, doszło tam do innej zbrodni. Popełnionej na małym, pięcioletnim chłopcu, który jeździł sobie rowerkiem niedaleko swojego domu. Nie wiem, czy w ten sposób wyrażał swoje poparcie dla białej supremacji, ale w pewnym momencie jego czarnoskóry, 25-letni sąsiad podszedł do niego i strzelił mu w głowę, na oczach jego dwóch 7-letnich sióstr. Tak po prostu. Ten temat został jednak skutecznie przykryty aferą o Floyda, który stał się dosłownie świętym męczennikiem lewicy. Chociaż, gwoli sprawiedliwości, parę informacji o małym, zamordowanym chłopcu się pojawiło. Na przykład w artykule mówiącym o tym, że ujęto sprawcę, zamieszczono… zdjęcie jego białego ojca. Żeby przypadkiem nikomu się to „rasistowsko” nie skojarzyło. Morderca Iryny po dokonanym zabójstwie trafił do szpitala, bo biedaczek zranił się w rękę, kiedy dźgał młodą kobietę, jak gdyby nigdy nic. Bo mu się nudziło. Wcześniej był czternaście razy zatrzymywany – podobnie jak Floyd za rozboje i kradzieże – ale dziwnym trafem chodził sobie dalej wolno po ulicy. Lewica oczywiście wzięła w obronę… nie, nie tę biedną dziewczynę, tylko jego oprawcę. Tradycyjnie wpadł argument o niepoczytalności i schizofrenii (pamiętacie, jak w pewnym momencie każdy muzułmański zamach tłumaczono depresją lub innymi chorobami psychicznymi sprawców?), ale jakbyście obejrzeli sobie to nagranie, widzielibyście, że o niepoczytalności nie ma mowy. Zabójca dokładnie wiedział, co i jak zamierza zrobić. Sugerowano nawet, że Ukrainka na pewno przeglądała sobie jakieś rasistowskie strony w telefonie, co sprowokowało agresora. Wątpię, bo ta dziewczyna prawdopodobnie miała plakat BLM w swoim pokoju, co mnie specjalnie nie dziwi, bo tak młode kobiety często skręcają w lewo. Potem spora część z nich nabiera rozumu. Iryny niestety pozbawiono tej szansy. Obecnie trwa zbiórka na opłacenie adwokata dla Decarlosa Browna Juniora, bo tak się nazywał napastnik.
Zamach na wolność słowa?
Charlie Kirk opublikował jej ostatnie zdjęcie, podpisując je „Ameryka już nigdy nie będzie taka sama”, sugerując prawdopodobnie, że pobłażliwość wobec czarnoskórych popełniających przestępstwa, wynikająca z obawy o sprowokowanie ruchu BLM, przyczyniła się do tego, że czują się oni całkowicie bezkarni. I że mamy do czynienia ze zjawiskiem „odwróconego rasizmu”, w którym białe ofiary Murzynów są marginalizowane, pomijane, a czasem wręcz obwiniane częściowo za zbrodnie, której ofiarą padły. Niecałą dobę później Charlie Kirk sam został postrzelony, również w okolicę szyi (morderca trafił go prosto w tętnicę) na jednym ze zorganizowanym przez siebie spotkań ze studentami. Bo tym Kirk się zajmował. Dyskutował, rozmawiał z młodymi ludźmi, argumentował i przekonywał. O swoje poglądy walczył słowem, nie bronią. I bardzo często te debaty wygrywał. Nie śledziłam go jakoś regularnie, ale jak w ręce wpadło mi jakieś nagranie z jego debat, chętnie sobie włączałam. Nie wiadomo, kim był sprawca, dlatego za wcześnie, aby stwierdzić na 100%, że to morderstwo na tle politycznym (chociaż innego wyjaśnienia osobiście nie widzę, ale poczekajmy na ujęcie sprawcy), ale już teraz można powiedzieć, jak ludzie o lewicowych poglądach zareagowali na jego bezsensowną i niepotrzebną śmierć. Otóż nagrywali na TikToka filmiki, na których dosłownie świętowali. Śmiali się. Tańczyli. Skakali. Krzyczeli. Albo wygadywali jakieś niestworzone bzdury o tym, że konserwatywny publicysta sam sobie na to zasłużył, bo był – tak, zgadliście – faszystą. Nie przypominam sobie, żeby on sam kiedykolwiek kogoś zabił, więc czym miałby sobie na to zasłużyć? Bo był za łatwiejszym dostępem do broni? To wystarczyło? Wiedzieliśmy też, że Charlie miał otrzymywać regularne groźby karalne – właśnie za poglądy. Chwilę przed tym, zanim padł strzał, wypowiadał się na temat agresji wśród środowiska LGBT, zdaje się, a może ogólnie wśród amerykańskiej lewicy. Wiadomo już, że zabójca strzelał z dachu i trafił go za pierwszym razem. Wyglądało to bardzo źle, ale łudziłam się, że skoro jeszcze żył, kiedy trafił do szpitala, uda się go uratować, chociaż postrzegałam to raczej w kategoriach cudu. Oczywiście, znam jego proizraelskie poglądy, jakie zresztą ma sam Donald Trump, którego popierał. I z nimi akurat się zdecydowanie nie zgadzam, chociaż warto mieć na uwadze, że jakiś czas temu Kirk również zaczął krytykować izraelskie działania w Strefie Gazy. Mimo to jego konserwatywny i prawicowy głos w debacie publicznej, uważałam za niezwykle cenny… i celny. Na Twixie pojawiają się również nagrania z jego prywatnego życia, po których można stwierdzić, że poza tym, że był nieustępliwym adwersarzem, był też kochającym mężem i ojcem. Jego córka ma trzy lata, a syn roczek. Nie zapamiętają swojego ojca, co najwyżej z opowieści matki. Boże, daj im dużo siły w tym okrutnym dla nich czasie. Tak, Ameryka prawdopodobnie już nigdy nie będzie taka sama. Społeczeństwo polaryzuje się coraz bardziej, a kto wie, czy ostatnie wydarzenia nie zaczynają już przelewać czary goryczy. Nieśmiało tylko zasugeruję, że zarówno w Utah (gdzie zastrzelony został Kirk), jak i w Karolinie Północnej kara śmierci wciąż obowiązuje. W Utah zdaje się ostatni taki wyrok wykonano w 2024 roku, w Karolinie Północnej w 2006 roku. Moim zdaniem oba te mordy zasługują na najwyższy wymiar kary, bo pierwsza była całkowicie bezsensowna, niepotrzebna, spowodowana tym, że sprawcy chyba się nudziło, a druga godziła nie tylko w samego Charliego, ale również w ideę wolności słowa, która przecież jeszcze niedawno była w Ameryce świętością.
M.
Nawiasem Pisząc
Silni Razem znowu atakują

Człowiek już nawet nie może sobie na urlop wyjechać i odciąć się na niecałe dwa tygodnie od polityki, żeby sobie odpoczynku nie psuć, bo silniczki nigdy nie śpią. Nie odpoczywają. Nie zwieszają głów. Nie poddają się. Silni Razem cały czas walczą. Niestrudzenie. Z poświęceniem. Nie patrząc na nic, a już na pewno nie oglądając się na logikę. I zawsze w mediach społecznościowych, nigdzie indziej. W ciągu tych niecałych dwóch tygodni wyprowadzili co najmniej trzy frontalne ataki, z czego sensu nie miał ani jeden. To jest naprawdę niesamowite, jak Platformie udało się wyhodować tak pokaźną grupę kompletnych oszołomów, gotowych gryźć i kąsać ten przebrzydły PiS albo w ogóle ludzi nie zakochanych bez pamięci w Tusku – i robiących to zupełnie bezmyślnie, bez choćby cienia zastanowienia, z jakąś niepokojącą wręcz satysfakcją. Ale po kolei.
Tradycyjnie Nawrockiego
Nie da się ukryć, że towarzyszy z Silnych Razem najbardziej boli Karol Nawrocki, bo – mimo tego, że od wyborów minęły już dwa miesiące – wciąż nie mogą pogodzić się z porażką. I w dalszym ciągu z uporem maniaka twierdzą, że nie znamy wyników wyborów, nie wiemy, kto wygrał, a Nawrocki jest uzurpatorem. To jest już tak oklepane, że szkoda poświęcać na to więcej czasu, niż tylko ta krótka wzmianka, żeby przypomnieć wszystkim z kim mamy do czynienia. Teraz znowu jest źle, bo Karol Nawrocki odbył wizytę w Stanach Zjednoczonych i rozmawiał z Donaldem Trumpem jak równy z równym. I – uwaga – mówił po angielsku. Ale że miał słyszalny akcent, to jest już pierwszy powód, żeby go wyszydzić (oni nawet native-speakera wynajęli, żeby im dokładnie wymienił, w którym miejscu Nawrocki nie mówił czystą, poprawną angielszczyzną!). A jak jeszcze się przejęzyczył i powiedział, że zmarły tragicznie pilot Maciej Krakowian stracił, a nie osierocił dwóch synów – to już była gafa nie do wybaczenia, mimo że średnio ogarnięty człowiek bez trudu mógł zrozumieć, co prezydent RP miał na myśli. No dobrze, to teraz już wiemy, za co powinniśmy się wstydzić, ale co zrobić z faktem, że wizyta Karola Nawrockiego zakończyła się sukcesem? Nic prostszego – wystarczy ogłosić, że to tak naprawdę nie jego sukces, tylko Sikorskiego, Tuska albo Kosiniaka-Kamysza. Bo przecież Radosław Sikorski nagrał na Twixie instrukcje dla prezydenta Polski, co może mówić, a czego mu nie wolno. Pan Karol miał się jedynie do tego zastosować. Praktycznie przyjechał na gotowe. To jest naprawdę już tak żałosne, że aż zabawne, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, na czym polegała wizyta Radosława Sikorskiego w Stanach. Na robieniu sobie zdjęć. Ale że pan Radosław, z charakterystyczną dla siebie elegancją, podszczypywał prezydenta w mediach społecznościowych, bo on spotkał się z Marko Rubio, a nie z jakimś tam Trumpem i Bóg jeden wie, czego dotyczyła ich rozmowa, to go w końcu Nawrocki zgasił jak uczniaka. Czym wzbudził kolejny wybuch wściekłości w środowisku Silnych Razem. Przypomnijmy zresztą, co wicepremier „kazał” załatwić Nawrockiego – udział Polski w kolejnym szczycie G20 i nie mniejszą liczbę wojsk amerykańskich w Polsce. Załatwił jedno i drugie, nawet padły sugestie, że być może się ją powiększy, więc w czym problem? A, bo w innym filmiku umieszczonym radośnie w mediach społecznościowych apelował również, żeby prezydent jasno zakomunikował, że pokój na Ukrainie jest dla nas sprawą pierwszorzędną. Cóż, ośmielę się jedynie zauważyć, że głowa państwa pojechała tam jako prezydent Polski, a nie Ukrainy. Karol Nawrocki ogólnie wyrasta na mało pokornego prezydenta, bo nie bał się po raz kolejny przypomnieć Niemcom, że my dalej czekamy na reparacje, czego jak wiadomo robić nie wolno, a dodatkowo zasugerował, że największa świętość Platformy Obywatelskiej, Lech Wałęsa, wcale nie był tak kryształową postacią, jak wierzą ich wyznawcy. Mnie się jedno i drugie bardzo podobało i za to chociażby pan prezydent ma u mnie dwa duże plusy.
Niefajna reakcja znanego muzyka
Ale że Nawrockiego nie lubią i wykorzystają każdą okazję, żeby w niego uderzyć, już się przyzwyczailiśmy. A jak nie ma okazji to bardzo ochoczo krytykują Martę Nawrocką, bo się nie ubiera tak jak powinna, nie ma klasy ani elegancji i w ogóle ma parcie na szkło i niepotrzebnie się odzywa. Zabawne, bo żonę Andrzeja Dudy atakowali za coś zupełnie odwrotnego – zresztą sam Duda był zły, bo nie wetował, Nawrocki jest zły, bo wetuje. Nie dogodzisz. Twixa rozpaliły też dwie kolejne afery nakręcane przez Silnych Razem i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że zmobilizował ich znowu Roman Giertych. Na pierwszy ogień poszedł Kazik, który nagrał krótką rymowankę, w której bardzo brzydko określił Roberta Biedronia. Fakt, że padły tam słowa mocno nieparlamentarne (chociaż patrząc na kondycję polskiego Sejmu nie wiem, czy można w dalszym ciągu określać tak wulgaryzmy), ja sama staram się takich nie używać. Szkoda jednak, że wszystkim umknął kontekst tej wypowiedzi. Wcześniej Biedroń był łaskaw wrzucić zdjęcie, na którym widać jak piloci amerykańscy oddają cześć Maciejowi Krakowianowi, wykonując formację „Missing Man” i podpisując je „Szon patrol”, nawiązując tym samym do tej idiotycznej, nastoletniej mody. I wtedy to im nie przeszkadzało. Sam Biedroń zresztą po jakimś czasie zorientował się, że palnął niewybaczalną gafę, więc szybko napisał, że to nie on, tylko asystent. Kogo wy tam zatrudniacie, ludzie? Zabawne, że za każdym razem, jak któryś z polityków palnie głupotę w Internecie, to albo mu się włamali na konto, albo zrobił to asystent. Chyba że głupotę palną podczas jakiegoś przemówienia, wtedy się przejęzyczyli. Banda dyletantów. Nie popieram języka, którego użył Kazik, ale każdego by chyba trafił szlag po tym kolejnym już bezmyślnym ataku na naszego wojskowego. Mieliśmy oszczerstwa pod adresem WOT-u (pamiętamy, „prywatne wojsko Macierewicza”), później Straży Granicznej, a teraz nieżyjącego pilota F-16. Później, kiedy ekipa KO przejęła władzę, WOT nagle okazały się przydatne i zasłużyły na to, żeby robić sobie z nimi zdjęcia po tym, jak pomagały ludziom podczas wrześniowej powodzi. Straż Graniczna też już nie jest taka zła i platformersi bez cienia zażenowania przejęli hasło „Murem za polskim mundurem”, kiedy na jaw wyszło, że Niemcy sobie szmuglują swoich mniej zdolnych inżynierów przez naszą granicę (a nie zapomnijmy o „Zielonej granicy” Agnieszki Holland). Teraz Robert Biedroń kpi sobie z hołdu, jaki Amerykanie złożyli Maciejowi Krakowianowi bez żadnej konsekwencji. Winę można zrzucić na asystenta. To ja poproszę imię i nazwisko tego asystenta z łaski swojej. Mam nadzieję, że już szuka nowej pracy?
Stanowski znów podpadł
Najzabawniejszą aferę zostawiłam na koniec. Dorota Wysocka-Schnepf znów postanowiła o sobie przypomnieć i oskarża Krzysztofa Stanowskiego o hejterski atak na jej syna. W jaki sposób popularny dziennikarz miał to zrobić? Wspomniał po prostu, że syn arcykapłanki propagandy ma na imię Maksymilian – po dziadku. Kim był dziadek przypominać nie muszę. Tyle wystarczyło. Uaktywnili się na tym X-ie chyba wszyscy – co drugi wpis dotyczył tego bezpardonowego hejtu. Mnie się przypomniał za to inny atak na dziecko – na córkę Karola Nawrockiego. Tam były nawet sugestie, że dziewczynka jak dorośnie będzie pracowała… albo daruję to sobie, ale pewnie domyślacie się, że chodzi o te świństwa, o które oskarżali ówczesnego kandydata na prezydenta. Wtedy nie był hejt. Teraz jest. Informację, jak ma na imię syn pani Doroty, można znaleźć w Wikipedii, więc proponuję atakować tę redakcję, a nie Stanowskiego za to, że ośmielił się zacytować to źródło. Poza tym tego chłopaka nikt nie tknął, nikt o nim nic nie pisał, nikt go nie obrażał. Nic, ma imię po dziadku, nie jego wina przecież. Cała aferka jest oczywiście śmieszna i gdybyśmy mieli normalne, niezależne sądy byłabym pewna, że sprawa zostanie uwalona – zwłaszcza że pani Dorota sama broniła swojego teścia na platformie X, starannie pomijając jego udział w Obławie Augustowskiej, bo on tam tylko pomagał. Ale nie to jest w tej guanoburzy najciekawsze. Otóż Stanowski wspomniał o Maksymilianie Juniorze w jednym ze swoich programów niedługo po swojej słynnej potyczce słownej z dziennikarką TVP podczas jednej z debat prezydenckich. Kiedy to było, ze dwa miesiące temu? Program ten nagrywał zresztą po jednym z wielu ataków Wysockiej-Schnepf na niego, ale to też pal sześć. Dlaczego pani Dorota wyciąga tę sprawę dopiero teraz? Czyżby dlatego, że Krzysztof Stanowski stara się o koncesje na nadawanie w telewizji, co oznacza, że jego kanał jeszcze powiększy swoje zasięgi (a wiadomo, że twórca Kanału Zero jest dla nich niewygodny)? Nie ma przypadków, są tylko znaki. Mnie to wygląda na wykorzystywanie swojego syna do prowadzenia swojej wojenki politycznej. Obrzydliwe to jest. Ale na to Silni Razem już nie wpadną, padła komenda, żeby atakować Stanowskiego, więc atakują Stanowskiego. Od zadawania pytań jest ktoś inny.
Silniczki to jednak stan braku umysłu.
M.
Nawiasem Pisząc
Oszalał z tymi wetami!

Niesamowity jest ten upór i zapalczywość, z jaką środowisko Silnych Razem atakuje Karola Nawrockiego. Niesamowite jest również, że praktycznie każdy taki atak to okazja do zebrania solidnego oklepu, bo tak bardzo nie mogą pogodzić się z kolejnymi wetami, że rzucają się z wściekłością na prezydenta, uważnie pilnując aby ich przekaz zawierał tylko to, co ma zawierać – mieszaninę manipulacji, półprawd, kłamstw i przemilczenia pewnych niezbyt wygodnych faktów. Wiadomo, że jak fakty są dla nich niewygodne, tym gorzej dla faktów, prawda? Mija kolejne kilka dni od daty zaprzysiężenia Karola Nawrockiego, a oni dalej nie mogą się z tym pogodzić. Ba, są w tej swojej rozpaczy coraz bardziej zagubieni, bo teraz każdy ich atak to piłka starannie dośrodkowana do własnej bramki. I to w sytuacji, kiedy bramkarz akurat wyskoczył na fajkę. Przecież to jest aż nie do pomyślenia, co oni tam wyprawiają. Wymyślili sobie np. rozpaczliwe hasełko: „Robimy, nie gadamy” i żeby je uprawdopodobnić faktycznie rzucają prezydentowi jakieś ustawy pisane na kolanie, ale prawda jest taka, że nie, oni nic nie robią. Oni nawet nie gadają. Oni – za przeproszeniem – pierdolą. Na X-ie. Całymi, kurna, dniami.
Kto naprawdę oszalał i dlaczego?
Najbardziej się ubawiłam przy okazji tzw. afery samochodowej. Nie wiem, kto jako pierwszy wrzucił słynne zdjęcie Karola Nawrockiego przy limuzynie – podejrzewam, że to jakiś do granic bezczelny polityk związany z Silnymi Razem, albo jakiś ich oszołomiony fanatyk, który jak tylko zobaczył tego znienawidzonego prezydenta przy drogim samochodzie, to mu się coś w główce przegrzało i nie sprawdzając, nie weryfikując wrzucił zdjęcie, że proszę bardzo jakimi to furami rozbija się nasz prezydent. Oczywiście, zdjęcie szybko zeżarło i w pewnym momencie hulało po całym X-ie, a najbardziej zradykalizowane silniczki rozpoczęły debatę, o ile uciąć wydatki na Kancelarię Prezydenta – tylko o 70% czy na wszelki wypadek jednak o 90? Zabawa trwałaby w najlepsze, gdyby nie fakt, że dość szybko pojawiły się inne zdjęcie. Z Donaldem Tuskiem. Na tle takiego samego samochodu. Nie wiem, czy zdążyło paść tłumaczenie, że Donald Tusk to mąż landu, pardon, stanu, więc jemu taka limuzyna się należy jak psu micha, a Karol Nawrocki jako że przy Donku nic nie znaczy, może sobie co najwyżej starym oplem jeździć, kiedy okazało się, że to nie Kancelaria Prezydenta kupiła tę limuzynę i nie Karol Nawrocki ją sobie wybrał. Zrobiło to MSWiA pod kierownictwem Marcina Kierwińskiego. Mieli nadzieję, że Rafał Trzaskowski będzie się w niej dobrze prezentował, a może sam Kierwa liczył na to, że takie auto zmobilizuje Trzaskowskiego do cięższej pracy, bo fama głosiła, że on był szykowany jako jego następca na warszawskim tronie. Podejrzewam, że gdyby wiedzieli, że to Karol Nawrocki obejmie urząd prezydenta kupiliby mu co najwyżej taczkę, ale nie wiedzieli. Na pocieszenie warto wspomnieć, że prezydent bardzo ładnie im podziękował, na przykład wetując ustawę o pomocy dla Ukraińców, spełniając tym samym obietnicę wyborczą Rafała Trzaskowskiego. Na pewno mu się miło zrobiło.
Ile i co zawetował Nawrocki?
Nie da się jednak ukryć, że tym co najbardziej napędza teraz Silnych Razem i całe otoczenie premiera, to właśnie prezydenckie weta. Czasami naprawdę można odnieść wrażenie, że dla Karola Nawrockiego dzień bez weta jest dniem straconym. Nic zatem dziwnego, że ci najzacieklejsi przeciwnicy prezydenta zaczęli snuć teorię, że Karol Nawrocki zamierza zablokować funkcjonowanie rządu, a co za tym idzie działanie państwa, żeby doprowadzić do wcześniejszych wyborów. Nie powiem, kusząca propozycja, ale po pierwsze nie wydaje mi się, żeby nasze państwo dobrze działało, kiedy funkcjonuje ten rząd, a po drugie nie jest to do końca prawda, bo prezydent zawetował jak do tej pory siedem ustaw. Na dwadzieścia osiem. Prosta matematyka podpowiada nam zatem, że większość podpisał. Zawetował 1/4 – co prawda widziałam jakąś oburzoną dziunię z Silnych Razem, która przekonywała, że odrzucił 1/3, bo przecież 21:7=3. Tak, to są ludzie na takim poziomie. Oczywiście, w tzw. międzyczasie mogło się coś zmienić, bo jak sobie na szybko teraz sprawdzam, to pojawiają się informacje, że tych ustaw podpisał aż 31, co oznacza, że ponad 80% przeszło. Ale do brzegu, zajmijmy się teraz, dwoma najgłośniejszymi wetami. Pierwsze dotyczyło nowelizacji ustawy o zapasach ropy i gazu – Karol Nawrocki uzasadnił to zbytnim wydłużeniem okresu gromadzenia zasobów oraz sprzeciwiał się możliwości magazynowania gazu za granicą, co nie tylko zniechęca do potencjalnych inwestycji w polskie firmy, ale może spowodować, że w przypadku kryzysu będziemy zależni od kraju, gdzie nasze zapasy będą przechowywane. To jest po prostu oddanie kluczowej infrastruktury w obce łapy. Domyślam się chyba w które.
Tanie granie na emocjach
Z kolei weto dotyczące ustawy „Lex Kamilek” to nic innego jak tania gra na emocjach. Polacy długo nie mogli pogodzić się z tym, co spotkało ośmioletniego chłopca, więc jest to obszar, na który po prostu wystarczy rzucić zapałkę i wiadomo, że walnie. Należy jednak pamiętać, że ta ustawa jest po prostu bublem prawnym przepychanym na emocjach, byle pokazać, że coś robimy. Tak naprawdę odniosłam wrażenie, że po prostu zepchnięto w niej większą odpowiedzialność na nauczycieli. Być może, żeby mieć kozła ofiarnego, bo wiadomo, że sędziowie swoich wybronią, nawet jeśli tamci wykażą się taką arogancją i tumiwisizmem jak w przypadku sprawy Kamila z Częstochowy. Ale nie to jest tutaj najistotniejsze – otóż o zawetowanie tej ustawy apelowała również Rzecznik Praw Dziecka, Monika Horna-Cieślak – swoją drogą wspierana przez Platformę. Wyrażała ona obawę, że te zmiany pozostawiają zbyt wiele miejsca przypadkowi i ryzykowałyby one ich bezpieczeństwu, ponieważ dopuszczało możliwość, że dzieci mogłyby pracować z p***filami. Jak wyliczał na Twixie Radosław Karbowski:
„Rządzący chcieli wprowadzić w niej kilka zmian:
– w szkołach zamiast zaświadczenia z Krajowego Rejestru Karnego wystarczyłoby własne oświadczenie osoby pracującej z dziećmi
– osoby, które zostały zweryfikowane w innym miejscu (np. nauczyciele WF jako trenerzy w klubach), nie musiałyby być ponownie weryfikowane przez szkoły
– obowiązek przedstawiania zaświadczenia nie obejmowałby osób, które z racji zawodu nie mogą być karane (np. policjanci zaproszeni przez szkoły)
– goście obecni na zajęciach razem z nauczycielem nie musieliby przedstawiać zaświadczeń
– wolontariusze i studenci odbywający praktyki otrzymywaliby zaświadczenia o niekaralności bezpłatnie”.
I właśnie to stało się bezpośrednią przyczyną prezydenckiego weta. Ale po co napisać wprost, co dokładnie negował prezydent, zwłaszcza że wszystkie weta dokładnie uzasadniał, a nawet proponował inne rozwiązania, skoro można wrzucić emocjonalny bełkot o biednych dzieciach i patrzeć, jak ludzie się rozszarpują, bo niektórzy nie wiedzą, gdzie weryfikować informacje, a innym nie chce się tego robić? Zwłaszcza kiedy wytresowało się całe stajnie Silnych Razem, którzy każdą bzdurę są w stanie opakować w odpowiednią dawkę jadu i nienawiści i tym samym na bieżąco podsycają atmosferę.
M.