Connect with us

Nawiasem Pisząc

Immunitet na pedofilię

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Kiedy narzeczony pokazał mi film „Bagno”, długo nie mogłam dojść do siebie. Przedstawia on historię, która wstrząsa, doprowadza do wściekłości, ale również do poczucia bezsilności. Mamy tu znanego i cenionego muzyka, który okazuje się pedofilem, mamy jego ofiary, które zdecydowały się przerwać milczenie, mamy jednego dziennikarza, który robi wszystko, aby zwyrodnialec nie pozostał bezkarny oraz jego kolegów po fachu, którzy nie wykazali zainteresowania tematem, mimo że wcześniej uchodzili za obrońców tak okrutnie skrzywdzonych oraz bezkompromisowych łowców tych, którzy tej krzywdy się dopuścili. To jest naprawdę materiał, po którym długo nie można dojść do siebie. Który pokazuje obłudę i podwójne standardy dziennikarzy mediów głównego nurtu, jak chyba nikt inny wcześniej – chociaż oczywiście byli ludzie, którzy konsekwentnie demaskowali ich kłamstwa i manipulacje. Ta sprawa jednak oburza jeszcze bardziej, bo dotyka niestety najmłodszych.

Absurdalna decyzja sądu

Według ustaleń Mariusza Zielkego, bo to on jest autorem tego reportażu i to on bezskutecznie odbijał się od drzwi, kiedy szukał pomocy u większych mediów, Krzysztof Sadowski miał dopuszczać się czynów pedofilskich w latach 1960-2017, a jego ofiarą miało paść co najmniej czterdzieścioro dzieci – przynajmniej do tylu dotarł reporter, a ile jest jeszcze osób, które nie odważyły się mówić? Początek filmu pokazuje nam zwierzenia i wspomnienia ludzi, którzy mieli nieszczęście w dzieciństwie poznać muzyka, a niestety trzeba powiedzieć, że miał on łatwy dostęp do nieletnich, bo organizował warsztaty muzyczne dla nich. W latach 90-tych założył dziecięcy zespół „Tęcza” oraz Fundację Wspierającą Dzieci Uzdolnione Muzycznie. Możemy sobie łatwo wyobrazić jak to działało: okłamywał dzieci i ich rodziców, obiecując rozwijać ich talent, zdobywał ich zaufanie, a potem maskia niestety opadała. Nie będę tutaj zamieszczała opowieści ofiar Sadowskiego – każdy z nas na pewno domyśla się, jak one brzmiały i jakie wstrząsające były. Napiszę za to, jak zareagował warszawski sąd na śledztwo Mariusza Zielkego, bo tutaj naprawdę włos się jeży na głowie. Otóż po ujawnieniu afery Krzysztofa Sadowskiego na dziennikarza został nałożony zakaz pisania o pedofilskich skłonnościach muzyka. Po kilkunastu miesiącach został on zdjęty, ale w tym czasie sprawa zniknęła z mediów głównego nurtu. Od tego czasu reporter bezskutecznie zabiega o to, żeby dziennikarze pracujący dla największych telewizji, gazet czy portali internetowych znowu się nią zainteresowali i tym samym kładli nacisk na prokuraturę, aby łaskawie zajęła się bezkarnym pedofilem.

Niezrozumiała bezczynność mediów

W dalszej części dokumentu możemy usłyszeć, z jakimi odpowiedziami spotykał się Zielke, kiedy interweniował u innych dziennikarzy. Na przykład Tomasz Krzyżak z Rzeczypospolitej mówił wprost: Ja mam generalnie takie wrażenie, że po prostu właśnie takich kwestii, o których Pan mówi, czyli pedofilii w innych środowiskach, w ogóle generalnie nie dotykamy i nic nie podejmujemy z różnych przyczyn. Jak sądzę nie są atrakcyjne, tak jak atrakcyjna jest pedofilia w Kościele. Redaktor naczelny tej gazety, Bolesław Chrabota, mówił: Mam świadomość tego, że ta sfera w świecie mediów, ale nie tylko, jak się okazuje w Kościele, również była zaniedbana i zamieciona pod dywan. Ja oczywiście znam ten temat wyłącznie z prasy, z Pańskich publikacji, nie mam żadnych dowodów na to, że tak było, no ale jeśli tak, to to jest coś, co rzuca bardzo poważny cień na jego życie i na środowisko, w którym funkcjonował. TVN z kolei zajął się sprawą Sadowskiego w taki sposób, że na antenie „Dzień dobry TVN” padły słowa: Sam Krzysztof Sadowski powiedział, że on jest niewinny, że te zarzuty tak naprawdę wymyśla jedna osoba, której odmówił pomocy i która tej pomocy od niego oczekiwała, to miała być pomoc finansowa. Czyli pan Krzysiu tak naprawdę jest w porządku, to tylko jakaś hańbiąca zmowa, dobrze rozumiem? Około czterdziestu ludzi, teraz już dorosłych, którzy zaczęły mówić niezależnie od siebie i do których dotarł autor „Bagna”. Redaktorzy naczelni OKO.pressu i Onetu zareagowali tak, jak można się po nich spodziewać – zwykłą bezczelnością. Odwrócili po prostu kota ogonem i zareagowali, jakby to oni byli największymi ofiarami w tej sprawie – ot, uparł się stary dziad na niezależne i wolne media. Piotr Pacewicz (OKO.press) powiedział: Pan jednak, chcąc – nie chcąc, oskarża media o przemilczanie tematu, bo do tego się to sprowadza. Ja nie chcę występować w roli osoby, która będzie się przed kamerą tłumaczyć. No bo co ja mam powiedzieć? Że po prostu nie zawsze wszystkim się można zająć? Jak to zabrzmi dla słuchaczy?. No, ma pan rację – nie najlepiej. Zwłaszcza, że sprawa dotyczy największej chyba afery pedofilskiej w Polsce, na którą „po prostu” zabrakło Wam czasu, ale znajdujecie go aż nadto, żeby napierdzielać w PiS i Konfederację, zajmować się transgenderowymi głupotkami, robić wywiady z ludźmi, którzy nie wiedzą, jakiej są płci, wypisywać różnego rodzaju feministyczne wysrywy i to, jakie to uciążliwe są dzwony kościelne czy procesje na Boże Ciało. Ale przyjrzeć się człowiekowi, który przez wiele lat molestował i zgwałcił kilkadziesiąt dzieci, to już nie ma komu. Bartosz Węglarczyk był jeszcze bezpośredni: Ja pracuję od 7 rano do 22. Gdzie mam pana wepchnąć – o 24, czy wtedy mogę juz odpocząć, czy nie mogę jeszcze?. Biedny, zarobiony facet. Nie miał czasu się zająć skandalem pedofilskim i ktoś śmie mieć o to do niego pretensje. Chociaż trzeba też przyznać, że naczelny Onetu starał się jeszcze bronić, tłumacząc że tą historią zajmowała się… Plejada. I że znalazł około trzydzieści tekstów opisujących ten temat właśnie na tym portalu. Sprawdziłam to sobie i – co prawda trzydziestu nie znalazłam, ale zgadza się – coś tam było. Jeden z nich informuje o tym, że prokuratura umorzyła śledztwo z powodu przedawnienia. Nigdy nie zrozumiem idei „przedawnienia” w przypadku najgorszych zbrodni. Przedawnienie to może być, kiedy – ja wiem? – ktoś zapomni opłacić karę za brak biletu, ale nie w przypadku przestępstw, które niszczą czyjeś życie. Warto jednak podkreślić, że Mariusz Zielke utrzymuje, że przedawnienia jeszcze nie było – dlatego zdecydował się nakręcić materiał, w którym opisuje dramat ofiar i rozprawia się z mediami, które sprawę bagatelizowały. Póki jest jeszcze szansa, żeby ukarać przestępcę seksualnego. Inne materiały Plejady dotyczące muzyka? Podam Wam kilka tytułów, na jakie natrafiłam. Maria Sadowska zabiera głos. O sprawie jej ojca było głośno. Przez krótki czas, zanim sąd nie zdecydował się zamknąć ust twórcy „Bagna” – istotnie. Ale nie na łamach tego portalu. Mamy jeszcze tytuł: Tak mieszka Maria Sadowska. Szalone wnętrza jej domu zrobią na tobie wrażenie. Tak, to jest zdecydowanie ważniejszy temat, niż jakiś tam bezkarny pedofil, przekonaliście mnie. Na końcu mamy jeszcze oświadczenie tego chorego zwyrola, w którym wszystkiemu zaprzecza. I tyle ze śledztwa całej Plejady. Dodam tylko na koniec, że na miejscu Węglarczyka nie broniłabym się w ten sposób. Nazwa „Plejada” co prawda sugeruje, że jest to portal plotkarski, ale faktycznie pojawiały się tam artykuły na temat chociażby Iwony Wieczorek. Zawierające kompletnie nieprawdziwe informacje i rażące click-baity w tytułach. Rzeczywiście, jest się czym chwalić.

Ekspert od pedofilii… w Kościele

Przedstawiciele TVN-u i Wyborczej twierdzili, że w ogóle nie mieli pojęcia o sprawie. Jest jednak pewna kwestia, która pokazuje, że TVN też ma swoje za uszami, jeśli chodzi o pomijanie pedofilii, jeśli sprawa nie dotyczy Kościoła. Konkretnie mowa o panach Sekielskich, którzy nakręcili głośne „Nie mów nikomu”, gdzie zajęli się księdzem, który był wtyką SB. Zielke dotarł do kobiety, którą w dzieciństwie molestował inny zboczeniec – Jarosław B. Jak opowiada, próbowała szukać pomocy właśnie u Sekielskich, konkretnie u pana Tomasza. Niestety usłyszała tylko, że on się już tym nie zajmuje, ale za to był na tyle miły, że podał jej numer do adwokata, który mógłby jej pomóc. Swój pan, można by rzec, zastanawiam się jednak, dlaczego dziennikarz nie chciał nagłośnić tej sprawy? Nasze ofiary są lepsze niż wasze, czy coś w ten deseń? W każdym razie kobieta opowiedziała Zielkemu, że wspomniany adwokat miał przyjąć dwieście tysięcy złotych od jej oprawcy. Kiedy się o tym dowiedziała, wypowiedziała mu pełnomocnictwo. Sprawa utknęła w martwym punkcie. A kim był rzeczony prawnik? Nazywa się Artur Nowak i jest swego rodzaju ekspertem od pedofilii – niestety tylko tej w Kościele. Powiedział on zresztą wprost autorowi reportażu: Wiesz co, prokuratura, jak prowadzą te sprawy, te wnioski… Kurde no, no jest jakiś taki zwykły pedofil, no to się domagają od niego jakiejś tam kary, nie? A jak już jest tam jakiś tam ksiądz, nie, to po prostu mu przyjebie sąd, to po prostu wiesz tam, ile Bozia dała. Cóż, wypada przynajmniej pogratulować szczerości. Inne cytaty pana Nowaka? Dotyczą przede wszystkim Kościoła, zanotowałam sobie kilka z nich: Uważam, że ta instytucja jest po prostu szkodliwa; I dlatego właśnie mówimy i odważamy się nazwać Kościół poniekąd organizacją przestępczą; Jan Paweł II dzisiaj jest postacią po prostu groteskową; Dla mnie, powtarzam, Wojtyła nie jest problemem, jako patron pedofilii, jako Jan Paweł II i czasy pedofilskiego karnawału w Kościele; Niech gwałcą sobie dalej, niech dalej nas okradają, po prostu, dalej ogłupiają tą swoją historią; A ja sobie wyobrażam, że niedzielny rosół jest przyprawiany jakimiś opiłkami z zębów Jana Pawła II, jakiś ząbek został. Pan Nowak wypowiadał te kwestie w różnych programach telewizyjnych, również w TVN. Podczas dwóch z nich w studiu obok niego siedziały m.in. Manuela Gretkowska i Karolina Korwin-Piotrowska, także znakomite towarzystwo. Obie panie uśmiechały się szeroko na takie i podobne słowa prawnika. Mariusz Zielke i pod tym względem ma sporo do zarzucenia mediom, które oskarżał w swoim reportażu o brak chęci pomocy. Artur Nowak jest wypromowany przez TVN, Onet, Newsweek, OKO.press, Krytykę Polityczną, pewnie jeszcze parę innych mediów, tak zwanych wolnych mediów, które się szczycą tą wolnością, które mówią o tym, że ważny jest dyskurs publiczny, dyskusja o różnych ważnych sprawach społecznych, które są ważnym elementem medialnym w Polsce. One wypromowały człowieka, którego nikt nie sprawdził. Tutaj również przedstawiciele „dziennikarstwa” nie mieli przekonujących argumentów na swoją obronę, ale daruję Wam ich tłumaczenia. Tak czy inaczej link do filmu wrzucę Wam pod tekstem, więc jeśli jeszcze go nie widzieliście, będziecie mogli się zapoznać. Chcę przy okazji pisania tego tekstu jasno podkreślić, że absolutnie nie jestem przeciwna nagłaśnianiu pedofilii w Kościele. Pisałam to już wielokrotnie i napiszę jeszcze raz: uważam, że każdego pedofila powinna spotkać jak najsurowsza kara, niezależnie od tego, czy jest księdzem, policjantem, traktorzystą czy aktywistą LGBT. Nie zamierzam ukrywać, że do trzech pierwszych zawodów mam większy szacunek, niż do tego ostatniego (o ile można to w ogóle nazwać zawodem), ale takimi zbrodniami brzydzę się w sposób szczególny. Szkoda, że nasze państwo bywa tak bezsilne w przypadkach tego rodzaju przestępstw. Naprawdę nie jestem w stanie pojąć, co stoi na przeszkodzie, żeby tego człowieka osądzić i ukarać? Ja rozumiem, że jeśli zgłasza się jedna ofiara po kilkunastu latach, ciężko jest cokolwiek udowodnić, ale jeśli robi to kilkadziesiąt osób, to można chyba przyjąć, że coś jest na rzeczy. W przypadku Jeffreya Epsteina czy Jimmy’ego Saville’a od tego się przecież zaczęło i udało się coś z tym zrobić (chociaż jeśli chodzi o tego pierwszego mam wrażenie, że to jednak grubsza sprawa jest i coś, mimo wszystko, jest zamiatane pod dywan – za dużo sławnych osób było w to zamieszanych).

Szokujące śledztwo Ewy Żarskiej

ie jest to niestety jedyna sprawa, kiedy sprawcy tak obrzydliwych czynów udaje się uniknąć odpowiedzialności. Tę ostatnią przybliże Wam w skrócie, bo tu nie można mówić o bezczynności głównych mediów w Polsce – sprawą zajęła się dziennikarka Polsatu. Mowa o Ewie Żarskiej, autorce reportażu o wstrząsającym tytule: „Mała prosiła, żeby jej nie zabijać”. Natrafiła ona na szokujące rozmowy w Internecie między pedofilami i zdecydowała się dokładnie zbadać sprawę. Wraz ze swoim zespołem rozpoczęła śledztwo, mające na celu wytropienie tych ludzi. Okazało się, że była to grupa kilkudziesięciu osób i tylko niektórym z nich prokuratura postawiła zarzuty rozpowszechniania treści pornograficznych z udziałem małoletnich poniżej 15. roku życia. W pozostałych przypadkach stwierdziła… niską szkodliwość społeczną czynu (!!!). Żarska zdecydowała się znaleźć przede wszystkim jednego z nich. Miał on opowiedzieć, w jaki sposób dokonał morderstwa na sześcioletniej dziewczynce (wcześniej opisywał również porwania i gwałty na dzieciach, których się dopuszczał). Dziennikarka dowiedziała się, że mężczyzną, którego szukała jest Krzysztof P., obywatel Polski, mieszkający w Petersburgu. Policja do pewnego momentu szukała gwałciciela, również wtedy, kiedy ten zorientował się, co się dzieje i wykasował całą swoją aktywność internetową. Niestety strona rosyjska nie odpowiedziała na informację udostępnione jej przez polską policję. Prokuratura postawiła mu jedynie zarzut rozpowszechniania dziecięcej pornografii i nie wystawiła europejskiego nakazu aresztowania, dzięki czemu mógł on swobodnie podróżować między krajami. To spowodowało, że był on dla policji nieuchwytny, jednak autorka reportażu na własną rękę ustaliła, gdzie on mieszka oraz gdzie pracuje. Okazało się, że w Rosji jest on osobą publiczną, wysoko postawioną i często występuje w mediach. Zarabia ogromne pieniądze w dużej międzynarodowej korporacji, gdzie zajmuje prestiżowe stanowisko. Żarska przekazała informacje, do których dotarła, policji – wraz z dokładnym adresem miejsca zamieszkania i pracy i materiałami udowadniającymi jego zbrodnię. W nagrodę otrzymała 6000 zł kary za to, że nie chciała ujawnić swojego źródła. Co dalej działo się z reporterką? Oficjalnie popełniła samobójstwo… W dniu swojej śmierci wrzuciła na FB swoje zdjęcie z plaży i podpisała: „Tak mi się przypomniało… ech. Chcę nad morze! JUŻ!”. Tak sobie pasuje to do osoby, która za chwilę będzie chciała odebrać sobie życie. Trudno jednak powiedzieć, co tak naprawdę się stało, ciężko też oceniać czyjś stan psychiczny na podstawie wpisów w mediach, jednak rodzina, przyjaciele i współpracownicy Żarskiej nie wierzą w jej samobójstwo. Linki do obu materiałów zamieszczam pod tekstem, ale muszę Was ostrzec, że – zwłaszcza ten drugi – zawiera naprawdę drastyczne opisy.

M.

Linki do obu materiałów:

„BAGNO” W REŻYSERII MARIUSZA ZIELKEGO
„MAŁA PROSIŁA, ŻEBY JEJ NIE ZABIJAĆ” W REŻYSERII EWY ŻARSKIEJ







Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Jakie szanse daje nam Karol Nawrocki?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Napiszę Wam, że… kurczę, naprawdę polubiłam Karola Nawrockiego podczas całej tej kampanii i wiąże z jego prezydenturą jakieś tam nadzieje. Oczywiście ze swoją zasadą ograniczonego zaufania, ale mimo wszystko. Nie wiem, co prawda, dlaczego go polubiłam, bo to uczucie czysto subiektywne, ale myślę, że potrafię obiektywnie uzasadnić jakieś tam wiązane z nim nadzieje. Postaram się tutaj pokrótce („Tjaaaa… Ona i pokrótce” – myślicie sobie pewnie 😉 ) opisać swoje odczucia, bo – znowu czysto subiektywnie – wydaje mi się, że na tego człowieka wylano takie wiadra niezasłużonego łajna, że mogę pomóc mu się trochę „odczarować”.

Czysto suciektywnie…

Najpierw jednak rozprawmy się z tymi subiektywnymi odczuciami. Koalicja osiągnęła chyba wynik odwrotny od zamierzonego, bo im bardziej napierdzielali w tego biednego Nawrockiego, tym większą czułam do niego sympatię. Apogeum osiągnęli, kiedy wyciągnęli alfonsa, gdzie tam się nic w tych ich oskarżeniach nie zgadzało i nawet dziennikarze der Onetu się od części tych rewelacji odcięli, mimo że to oni wyniuchali (albo wymyślili) całą aferę z Grand Hotelu. Pierwszym „dowodem” był fakt, że Nawrocki kogoś tam poznał, kto później stał się niedobry albo już wtedy był niedobry. Niestety sam fakt znania kogoś bardzo złego nie jest żadnym dowodem, więc Donald Tusk, żeby trochę uwiarygodnić śledztwo swoich posłusznych dziennikarzy, powołał się na Jacka Murańskiego, który miał te brednie potwierdzić POD WŁASNYM NAZWISKIEM. Ten koleś pod własnym nazwiskiem udawał, że szprecha po francusku i nie czuł wtedy ani pół miligrama zażenowania, więc taki sobie z niego autorytet. To samo pomyśleli pewnie ci dziennikarze, bo jeden z nich wprost napisał, że trzeba być debilem, żeby uwierzyć, że to właśnie Murański stanowił ich źródło informacji i potrafili to uargumentować troszkę lepiej niż Tusk. Mieli zrobić artykuł ostatecznie obalający kandydata wspieranego przez PiS, a kiedy nie wyszło, to jeszcze dodatkowo ośmieszyli premiera. „A to węże łyse, na własnym cycku wyhodowane” – musiał pomyśleć wtedy pan, przepraszam, herr Donald, choć nie wykluczam, że mogło tam być więcej niecenzuralnych wstawek. Nawrocki trochę stracił z tą aferą kawalerkową, bo za każdym razem tłumaczył się w inny sposób, ale dosłownie nadrabiał to wszystko miną. Ten facet się cały czas uśmiecha! Nie da się też ukryć, że jego kampania była dużo bardziej pozytywna, niż to co wyczyniała Koalicja Obywatelska. I dużo bardziej naturalna, niż pomysły jakie mieli sztabowcy Trzaskowskiego. Sam Karol był dużo bardziej prawdziwy. Kiedy piękny Rafał rzucał wymuszone żarty o prima aprilis czy uśmiechniętych brygadach, Nawrocki grał z młodymi chłopakami w dziada. To takie trochę dwa ognie, tylko że kopane. Poza tym facet musiał naprawdę wiele ustać. Na pewno nie było mu łatwo, kiedy oskarżano go o sutenerstwo, nie było też mu łatwo, kiedy atakowano jego żonę, bo „jest tak brzydka, że to na pewno trans”. Po ogłoszeniu wyników nie miał lżej, bo tym razem uśmiechnięci-nowocześni wzięli sobie za cel jego siedmioletnią córkę, a później jeszcze jakaś genialna dziennikarka (chyba też z der Onetu) odkryła, że Marta Nawrocka założyła dwa razy tę samą sukienkę, bo to niestosowne, ale kiedy dokładnie to samo zrobiła księżna Kate, to była wielka klasa i oszczędność. Psiakrew, jakbym ja wiedziała, że ubrania można założyć więcej niż jeden raz, a nie wypierdzielać po pierwszym użyciu, mogłabym zaoszczędzić kupę kasy. Dzięki, Marta!

I bardziej obiektywnie

No dobrze, pośmialim się, pobawilim, przejdźmy więc do bardziej rozsądnej argumentacji. Bo Karol Nawrocki wcale nie miał jakiejś super ekstra kampanii. Zaczęli od boksowania i hasła „NowRocky”, które trochę za bardzo przeciągnęli, bo przez pierwsze kilka tygodni kandydat na prezydenta nie robił nic innego, tylko boksował i biegał. Poza tym, skoro od tego zaczęli, mogli konsekwentnie pociągnąć tego NowRocky’ego jako człowieka, który kiedyś tłukł się po lasach z bandą pseudo-kibiców, ale wyszedł z tego, założył rodzinę i został prezesem IPN-u. A teraz prezydentem-elektem. Zostańmy jednak przy tym IPN-ie. Karol Nawrocki objął to stanowisko w 2021 roku i od razu nadepnął na odcisk Rosjanom. Aktywnie demaskował i ujawniał zbrodnie Związku Radzieckiego dokonywanych na Polakach, gorąco popierał usuwanie pomników Armii Czerwonej na terytorium Polski, uznając je (bardzo słusznie!) za symbol okupacji radzieckiej, podczas gdy Rosjanie do dziś uważają, że to laur wspólnego zwycięstwa nad nazizmem. To właśnie dlatego został wpisany na rosyjską listę sankcyjną i gdyby kiedykolwiek pojawił się na terytorium Rosji w najlepszym wypadku zostałby zatrzymany i zawrócony, ale bardziej prawdopodobny proces pokazowy. Dlatego tak bardzo śmieszą mnie argumenty wielbicieli KO, że prezydent-elekt wepchnie nas teraz w ramiona Putina. Serio? Skoro już Tusk i KO koniecznie muszą siać propagandę, to mogliby się postarać, żeby była ona odrobinę mniej idiotyczna. Też macie wrażenie, że Donald Tusk wrócił z Europy głupszy, niż był za czasów swojego pierwszego premierostwa? Kto wie, być może Rafał Trzaskowski przeszedł tam podobne pranie mózgu i dlatego tak bezrefleksyjnie zgadzał się na najbardziej durne pomysły swoich sztabowców? W każdym razie, patrząc na to, jak Karol Nawrocki walczył o pamięć Polaków, którzy zginęli z rąk Sowietów, mam nadzieję, że podobnie zachowa się, jeśli chodzi o tych, którzy ginęli z rąk ukraińskich banderowców. Pamiętam, że mocno byłam zawiedziona postawą Andrzeja Dudy, który w ogóle się nie zająknął, kiedy Zełeński, stojąc przecież obok niego, manipulował historią tak, że aż zęby bolały. Nie reagował również wtedy, kiedy prezydent Ukrainy zupełnie jawnie i publicznie sobie z niego drwił. Ale na Dudę głosowałam tylko i wyłącznie po to, żeby nie wygrał najpierw Komorowski, a później Trzaskowski. Do Nawrockiego, właśnie ze względu na to, w jaki sposób prowadził IPN, oddawałam głos jednak z większym przekonaniem.

Post Scriptum

Już po wyborach kolega podsunął mi dwa materiały na YT, chociaż nagrane jeszcze w trakcie trwania kampanii. Pierwszy był autorstwa Miłosza Lodowskiego, który sugerował, że koalicja platformersów z lewakami tak brutalnie atakuje Karola Nawrockiego, bo ten z racji swojej funkcji miał dostęp do wielu akt sprawy i mógłby zdemaskować jak faktycznie wyglądało to obalanie komunizmu, bo do dziś nasza „oficjalna” wersja historii ma niewiele wspólnego z prawdą. A być może miał również dostęp do akt najważniejszych ludzi polskiej polityki i być może ujawnienie tych akt byłoby im bardzo nie na rękę. Coś w tym jest, jeśli pamiętamy, że był to etap historii najchętniej badany przez prezesa IPN-u. Z drugiej strony, ten sam kolega podesłał mi wywiad z Wojciechem Sumlińskim (to ten od „Niebezpiecznych związków”, który ma naprawdę zrozumiałe powody, żeby nie lubić całej Platformy). Opowiadał on, że poznał Karola Nawrockiego i prosił go, żeby poszperał trochę na temat morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki; wręcz wymusił na nim obietnicę, że to zrobi i powie mu, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło. Po jakimś czasie miał mu odpowiedzieć, że nic nie da rady zrobić i lepiej to zostawić. Czyli klasycznie – jeden rabin powie tak, a drugi powie inaczej. Faktem jest, że prezydent RP nie może sam sobie odtajniać akt – może to zrobić tylko organ, który je zataił lub jego następca. A że w Polsce dalej dopuszcza się komunistów do władzy, to większość tych akt ciągle gdzieś leży i się kurzy. A pewnie część została zniszczona, bo już Sławomir Cenckiewicz ujawnił, że tajemniczo zniknęła część dokumentów o Lechu Wałęsie, a ostatnim wyszukującym te dokumenty był właśnie… Lech Wałęsa. Który zresztą jest tym, który reaguje na demokratyczny wybór Polaków w najbardziej obłąkańczy sposób. Wracając jednak do tematu – Karol Nawrocki prawdopodobnie ma dużą wiedzę na temat tego, co się działo w 89 roku i parę lat po nim i nawet, jeśli nie ma możliwości ich ujawnić, to przynajmniej wie, z kim ma do czynienia. I ma narzędzia, żeby nie dać się tym ludziom tutaj rozpasać do reszty. Na to również po cichu liczę. Zresztą, umówmy się. Patrząc na dotychczasowych prezydentów Polski, Nawrocki nie ma jakoś szczególnie groźnej konkurencji i spokojnie ma szansę każdego z nich prześcignąć. Nawet Lech Kaczyński, którego zresztą cenię sobie najbardziej z dotychczasowych prezydentów, podpisał ten nieszczęsny traktat lizboński, który nadał Unii Europejskiej więcej praw.

I tak już zupełnie na koniec – kiedy widzę to zdjęcie młodego Karola Nawrockiego, to micha mi się sama cieszy. Nic nie poradzę. 

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Tonący brzytwy się chwyta

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Napiszę Wam, że to jest naprawdę niesamowite, jakich chwytów sięga się uśmiechnięta koalicja, żeby mimo wszystko ich było na wierzchu. Mieli rząd, mieli 2/3 mediów, mieli PKW, mieli praktycznie wszystkie służby, wsparcie Unii Europejskiej i jakieś tajemnicze finansowanie zza granicy. Mieli wymuskanego kandydata, które przez całe życie był przygotowywany do tego, żeby brylować na salonach. Okazało się jednak, że dyganie i bonżurowanie nie wystarczało choćby do tego, żeby dobrze wypaść na debatach i mimo tak olbrzymiej przewagi ich francuski pinczerek przerżnął wybory z kandydatem wspieranym przez partię, którą jego ugrupowanie bezprawnie pozbawiło subwencji. Taka porażka niewątpliwie zabolała, więc trzeba było się jakoś wytłumaczyć swoim wyborcom, którzy szli spać z otwartym szampanem, a nad ranem musieli go zakręcać. A najlepiej udawać, że to nie my skrewiliśmy (przyznawanie się do błędów to rzadko spotykana umiejętność u polityków), więc wymyślimy sobie, że wybory sfałszowano. Partia pozbawiona władzy i subwencji i jedna aplikacja Dariusza Mateckiego rozpierdzieliła całe wybory w Polsce. Nie przypominam sobie, żeby istniało inne państwo na świecie, w którym wybory fałszuje opozycja. Opozycja, która sama była w kryzysie i nie bardzo chyba miała pomysł, co ze sobą zrobić.

Mirek z Wykopu na tropie afery

Zaczęło się komicznie, bo od Mirka na Wykopie. Przeprowadził on tam jakieś swoje obliczenia i wyszło mu, że tak naprawdę powinien wygrać Trzaskowski, a nie Nawrocki. Jak się do tego wpisu dorwał Roman Giertych, to już nie było co zbierać. Natychmiast uruchomił wszystkie źrebięta ze swojej farmy, które w te pędy zaczęły rozgrzewać Twixa swoimi małymi kopytkami, że to fałszerstwo na skalę światową! Trzeba było stawiać na nogi ABW, CBA, CBŚ, PKW, a najlepiej jeszcze Mossad, FBI i Scotland Yard, bo w sumie czemu nie? Tymczasem następnego dnia zaspany Mirek włączył komputer i ze zdziwieniem stwierdził, że jego wczorajsze matematyczne rozkminy śmigają po wszystkich portalach jako dowód oszustwa. Napisał więc wyjaśnienia, że po pierwsze to było robione dla zgrywy, a po drugie on sam był nieźle zrobiony, kiedy to pisał i rano już w ogóle o tym nie pamiętał. Ale raz uruchomionej giertychowskiej machiny nie da się już zatrzymać! Obywatel miał wątpliwości, więc obowiązkiem Romana jest to sprawdzić. No i zaczął sprawdzać. W związku z tym szefowa sztabu Trzaskowskiego, Wiola Paprocka zaapelowała, żeby zgłaszać wszystkie nieprawidłowości wyborcze na stronie internetowej utworzonej specjalnie w tym celu – jeszcze przed wyborami. Widocznie już wcześniej szykowali sobie dupochron, bo nawet w szeregach KO istniały obawy co do skuteczności kampanii Rafała. Doliczono się ok. 130 komisji, w których kandydat Platformy miał mniej głosów w II turze, niż w I, a przecież powinno być na odwrót. Pod lupę wzięto nawet komisje, w których Rafał Trzaskowski dostał na przykład jeden albo dwa głosy mniej niż powinien (takich było najwięcej). Ba, niektórzy nie mogli uwierzyć, że w wielu komisjach znacząco powiększyła się liczba głosów nieważnych, co akurat dość prosto wyjaśnić. Wielu ludzi po prostu uznało, że w II turze nie mają już swojego kandydata, więc woleli oddać nieważny głos, ale tego już nie przetłumaczysz. Najwięcej wątpliwości budziła komisja nr 95 w Krakowie, w której Karol Nawrocki nie miał nawet swojego przedstawiciela. Ja przepraszam bardzo, ale jeśli KO, mając tak olbrzymią przewagę w służbach i mediach daje sobie fałszować wybory nawet w komisjach, w których kandydat wspierany przez PiS nie ma swojego przedstawiciela, to może najzwyczajniej w świecie polityka nie jest zajęciem dla nich i nie powinni się pchać na tak wysokie stanowiska? Zwolennicy i działacze KO, z Mazgułą i Giertychem na czele, grzmią, że to nie może być przypadek, bo komisje zawsze myliły się na korzyść jednego pana. Uspokajam więc obu – nie zawsze. Chyba w 114 komisjach to Nawrocki otrzymał mniej głosów niż się spodziewano. Z analizy Macieja Wilka wynika, że Rafał Trzaskowski otrzymał niecałe 500 głosów mniej, niż powinien, a Karol Nawrocki… o około 91 tysięcy. Być może dlatego Donald Tusk starał się tonować emocje, pisząc, że zakładanie z góry fałszerstwa wyborów nie służy państwu polskiemu. Bo on też zna te wyniki. Drugi raz facet powiedział prawdę i drugi raz wszyscy go olali. Przerąbane.

Młodzi, wykształceni, intelektualiści

Oczywiście dopatrzono się również drugiego powodu przegranej Rafała. I również tym razem nie jest to infantylna, nieprzemyślana, a czasem nawet kompromitująca kampania, festiwal pogardy wobec ludzi o innych poglądach czy wulgarne ataki na jego konkurenta. Nie są to ziemniaki w DPS-ie czy Murański jako autorytet. Otóż PKW faworyzowała Karola Nawrockiego, bo jego nazwisko widniało na karcie wyborczej jako pierwsze. Na X-ie pojawiły się pełne żalu i poczucia niesprawiedliwości pytania, czemu Nawrocki był pod jedynką, a nie pod dwójką. Wyobrażam sobie nasze elity intelektualne nerwowo kartkujące elementarz pierwszoklasisty, kiedy uzyskały odpowiedź, że tak wynika z alfabetu, bo „N” w polskim alfabecie jest przed „T”. Sprawdziły jeden raz, drugi, trzeci i wyszło im, że faktycznie. I okazało się, że nasze elity są tak bardzo intelektualne, że podobno wielu z nich odruchowo wstawiało krzyżyk przy nazwisku pana Karola. Poważnie, takie wyjaśnienia padały. Ten ciemny, zacofany, zapijaczony motłoch zrozumiał instrukcję na karcie wyborczej, a nasi najbardziej oświeceni obywatele nie. Okazało się, że odczytanie dwóch nazwisk z karty wyborczej i postawienie krzyżyka przy tym prawidłowym było ponad ich możliwości. Gdyby zamiast postawienia durnego krzyżyka kazano im napisać referat, dlaczego Trzaskowski jest świetny, a Nawrocki be, to byśmy inaczej rozmawiali i już oni by pokazali pisowskiemu motłochowi, gdzie jego miejsce, ale nie… Państwo zniża się do tej hołoty i każe stawiać krzyżyki. Po Internecie krąży zdjęcie karty wyborczej, na której jakiś oświecony obywatel (chociaż raczej obywatelka) postawił krzyżyk przy nazwisku Nawrockiego, obok jeszcze doprecyzowując: „To nie jest mój kandydat!” i ptaszka przy Rafale Trzaskowskim, dopisując, żeby nie było wątpliwości: „To jest mój kandydat!” ❤. Tak, z serduszkiem. I wiecie co, być może to fejk. A być może nie. Pamiętam, jak kiedyś ówczesna PO głośno domagała się powtórzenia wyborów, bo ich elity intelektualne zaznaczali właśnie ptaszki, a nie krzyżyki, bo PO miała wówczas logo z ptaszkiem i chyba nawet takie spoty wyborcze. Z kolei kolega, który kiedyś pracował w takich komisjach, opowiadał mi, że osobiście widział głos z zaznaczonym ptaszkiem przy nazwisku kandydata KO, ale że osoba, która tę kartę wypełniała była bardzo kreatywna, postanowiła narysować szanownej komisji, co sądzi o drugim kandydacie. I tak się nieszczęśliwie złożyło, że rysunek niezwykle – ekhm, ekhm – malowniczego penisa przekreślił się akurat przy nazwisku tego niedobrego. Jeśli dobrze pamiętam to były wybory samorządowe w Warszawie, wiec wydaje mi się, że ten penis miał symbolizować Patryka Jakiego. Ale pamiętajcie – to oni są światłością naszego narodu, naszymi wykształconymi elitami, naszym drogowskazem. A my, ciemny motłoch mamy za tym ich blaskiem podążać bez słowa sprzeciwu – ramię w ramię ku przepaści.

Jako reprezentantka tego niewykształconego, zacofanego motłochu napiszę tylko tyle – zagłosowanie na tego gorszego, niedemokratycznego (bo demokracja działa tylko wtedy, kiedy oni wygrywają, pamiętajcie) zajęło mi może z pół minuty od momentu odebrania karty, z czego zaledwie parę sekund poświęciłam na zorientowanie się, który kandydat znajduje się pod którym numerkiem.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Refleksje KO po porażce

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

No dobrze, to przejdźmy do krótkiego podsumowania wyniku wyborów. Spodziewałam się, że wyborcy Mentzena i Brauna w zdecydowanej większości oddadzą głos na Nawrockiego, jeśli oczywiście wybiorą się na wybory. Wygląda na to, że tak się stało, skoro Nawrockiemu udało się to zwycięstwo wyszarpać, mimo że faworytem nie był, a natężenie bezpardonowych i często zwyczajnie chamskich ataków w jego stronę było kolosalne. Karol Nawrocki to ustał. Ustał i wyprowadził cios. Naprawdę chciałabym zobaczyć minę Witolda Zembaczyńskiego, kiedy zorientował się, że to wcale nie jest wielkie zwycięstwo, a raczej sromotna porażka oraz prawdopodobny początek końca politycznej kariery Rafała Trzaskowskiego, Szymona Hołowni, a kto wie, czy nie samego Donalda Tuska.

Kaczyński nienawistnik

Wygląda jednak na to, że ani do posłów KO, ani do ich wyborców nie dotarło, jak to się stało, że oni ze swoją miłością, tolerancją i otwartością po raz kolejny przegrali. Donald Tusk wmówił im, że to Jarosław Kaczyński jest odpowiedzialny za ogromną polaryzację społeczeństwa, on i tylko on, nikt inny. A skoro Donald Tusk tak powiedział, to tak jest, nie może być inaczej. Otóż właśnie nie. Nie twierdzę, że Kaczyński jest absolutnie bez winy, ale ostatnia ta kampania pokazała, że partią, która najchętniej sieje ludziom w głowach nienawiść jest KO. Nie PiS, nie Jarosław Kaczyński i nie Karol Nawrocki, który tę waszą nawałnicę przetrwał. A na pewno nie było mu łatwo. Na platformie X widać wpisy tych otwartych i tolerancyjnych, którzy już sobie wyjaśnili tę porażkę. Powodem nie jest słaba kampania i słaby kandydat. Powodem nie jest niepohamowana agresja wobec kandydata wspieranego przez PiS. A przecież naturalnym odruchem człowieka jest, żeby wspierać tego słabszego i atakowanego. Po prostu przedobrzyli w tej swojej miłości. Ale nie, wyborcy Trzaskowskiego mają inną tezę na temat tej porażki.

Zaściankowy wschód

Powodem jest polska ciemnota. Polski motłoch. Polskie zacofanie i zaściankowość. Polskie niskie wykształcenie. Polscy rolnicy. Wszyscy, tylko nie ich wymuskany i chroniony ze wszystkich stron, ale tak naprawdę zwyczajnie słaby Rafał Trzaskowski. Pojawiły się dosłownie propozycje kolejnego rozbioru Polski. Ten wspaniały, oświecony zachód Polski trafi do Unii Europejskiej, ten brunatny i faszyzujący wschód – do Rosji i Białorusi. Bo zagłosował w większości na kandydata, który na terytorium Rosji ma zakaz wstępu ze względu na swoją nieustępliwość w walce o pamięć Polaków pomordowanych w Katyniu. I oni to proponują całkiem serio. Im ta nienawiść i jad zalała już resztę szarych komórek, ale pamiętajcie – to Jarosław Kaczyński dzieli. Donald Tusk łączy. Łączy też Bronisław Komorowski, jak przypuszczam, który bardzo dumny z siebie opowiadał o zestrzeleniu kaczorów. Ale wiecie co? My te ataki przetrwamy. Przyzwyczailiśmy się. Mnie, szczerze pisząc, to ich żałosne ujadanie najzwyczajniej w świecie śmieszy, bo jeśli ktoś przegrywa po raz kolejny (przypominam, że gdyby PiS nie zniechęcił do siebie wszystkich innych partii i miał zdolność koalicyjną, to 15 października nie byłby wielkim świętem „wolności i demokracji”, ale przedłużeniem jej agonii i cierpienia) i dalej nie wyciąga wniosków, to ja przepraszam bardzo, ale nie jest to wina ani moja, ani rolników, ani Karola Nawrockiego. Nawet nie Jarosława Kaczyńskiego. Jest to wina tylko tych, którzy nie potrafią łączyć podstawowych faktów – że jak człowiek jest notorycznie obrażany i mieszany z błotem, to nie lubi tego, który go obraża i miesza z błotem.

Postępowy zachód?

Nie wiem tylko, co mają w głowie ludzie, którzy w tej swojej nienawiści, postanowili atakować siedmioletnie dziecko. Nie jest to sytuacja całkowicie nowa, bo Marcie Kaczyńskiej też obrywa się za to, że jej ojcem był Lech Kaczyński, mimo że ona sama niespecjalnie nawet chce się w politykę angażować. Mimo wszystko od katastrofy smoleńskiej pojawiają się kolejne artykuły atakujące córkę byłego prezydenta. Ale Marta Kaczyńska jest dorosła. Siedmioletnia Kasia jest dzieckiem. Normalnym dzieckiem. I jest rzeczą całkowicie naturalne, że dziecko czasami lubi się popisywać. Zwłaszcza jeśli widzi na sobie wzrok dużej liczby ludzi. Zwłaszcza, kiedy jest w sytuacji całkowicie dla siebie nowej i niespotykanej, ale jest dzieckiem wesołym i ciekawym. Bo ja takie wrażenie odniosłam – że to po prostu wesoła dziewczynka. I naprawdę mam nadzieję, że te paskudne wpisy nigdzie się siedmiolatce nie wyświetliły. Tak im przeszkadza dziecko, które w ten sposób być może radziło sobie ze stresem? Z całkowicie niecodzienną dla innych dzieci sytuacją? Rzecz jasna, oberwało się również żonie nowego prezydenta Polski, bo ona z kolei podobno jest transem. Straszny brak tolerancji, więc dołożę jeszcze swoją cegiełkę – jakim cudem trans urodził troje dzieci? Właśnie dlatego przegrywacie. Ja też się naczytałam, bo jak tylko napiszę jakiś post krytykujący KO, otrzymuje po kilkanaście, czasem kilkadziesiąt odpowiedzi, o tym jaka to ja głupia jestem. W ten sposób próbujecie przekonać innych? Serio uważacie, że jak przeczytam o sobie ileś tam razy, że jestem starą pisówą, ruską onucą i zwykłą idiotką, przekonacie mnie do Rafała Trzaskowskiego. No nie, bo nie chcę prezydenta, który reprezentuje takich ludzi.

Falstart Trzaskowskiego

I jeszcze na koniec. Ta porażka być może nie byłaby tak bolesna, gdybyście czasami się tych wstrętnych konserwatystów posłuchali. Bo to my mówiliśmy, że rywal kandydata KO jest zawsze przeszacowany. Przeszacowany był Komorowski w 2015 i przeszacowany był Trzaskowski w 2020 i teraz. Zdążyłam się zorientować, że wyborcy KO nie cierpią na przesadnie dobrą pamięć, ale sondażową wpadkę sprzed dwóch tygodni powinni chyba zapamiętać. Małgorzata Niemczyk na swoich socjalach trzaskała już zwycięstwo w I turze. Nie wzięli nawet pod uwagę błędu statystycznego. Nie wzięli pod uwagę, że spory odsetek osób odmówił odpowiedzi na pytanie, na kogo oddali swój głos. Nie dlatego, że się wstydzą, ale dlatego, że uważają main-streamowe media za, delikatnie mówiąc, nieprzychylne sobie środowisko, a sondaże robi się nie tylko dla partii, ale również dla tych mediów. A mimo tej minimalnej różnicy w wynikach exit poll, Trzaskowski od razu mianował siebie prezydentem, a swoją żonę pierwszą damą. Bez zastanowienia, bez choćby chwili refleksji. W całym obozie Platformy te niewiele ponad pół procenta przewagi było już powodem do celebracji i świętowania. Dostali jakiegoś kompletnego amoku i nic do nich nie docierało. Chyba tylko Roman Giertych nie był aż tak zachwycony, chociaż oczywiście uśmiechał się do złej gry. On musiał dojść do siebie, zanim wrócił na Twixa i – a jakże – rozpoczął ataki ze zdwojoną siłą. Pogardą i nienawiścią wyborów się nie wygrywa. Dlatego dzisiaj to my cieszymy się ze zwycięstwa, a wy, łykając łzy goryczy, dalej popełniacie te same błędy. Bo zamiast włączyć zdrowy rozsądek i chwilę pomyśleć, wolicie ślepo wierzyć w sondaże.

I dlatego Rafał Trzaskowski został prezydentem, który najkrócej sprawował swój urząd. Przynajmniej nie zdążył niczego spierdzielić, więc kto wie – może w historii Polski będzie to zarazem najlepsza prezydentura. Mnie w pamięci zapadł obrazek latający po mediach społecznościowych, na którym Rafał najpierw wchodzi do Pałacu Prezydenckiego, a potem z niego wychodzi. Ktoś podpisał go „Bonjour i bon voyage”. Szczerze mnie to rozbawiło. 🙂

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej