Connect with us

Wojciech Kozioł

Kompleks de Gaulle’a

Avatar photo

Opublikowano

on

Wizyta prezydenta Francji w Chinach oraz jego deklaracje polityczne cały czas odbijają się echem w półświatku politycznym i komentatorskim. Nie ma co się temu dziwić, bo jeśli ktoś zarzuciłby Emmanuelowi Macronowi dziecinny gaullizm, to nie minąłby się z prawdą.

Foto: Creative Commons/www.kremlin.ru.

Syndrom upadłego mocarstwa

Gdyby szukać przyczyn tak dziwacznej decyzji francuskiego przywódcy, to należałoby to rozpatrywać na wielu płaszczyznach. Na pewno jedną z poszlak, które mogą wskazywać na tak dziwną decyzję Macrona jest jego stosunek do USA. W relacjach ze Stanami Zjednoczonymi Francja cierpi na ogromny kompleks niższości. Ze względów politycznych jak i militarnych. Do tego można doliczyć również niedawne przetargi w Australii, z których Francuzi zostali wyparci. To też zapewne „podrażniło” ich dumę.

Jeśli chodzi o Rosję, to tutaj także mamy wiele czynników natury historycznej. W końcu, poza pojedynczymi epizodami, relacje francusko-rosyjskie były pozytywne. To właśnie car miał być gwarantem równowagi na wschodzie Europy przez setki lat. Za to państwa pokroju Polski, Ukrainy miały być traktowane jedynie w formie pionków zależnych od większych graczy.

W kwestii Unii Europejskiej elitom francuskim cały czas marzy się mocarstwo europejskie, jako jeden organizm pod przywództwem niemiecko – francuskim. Rzecz jasna, z akcentem na ten francuski człon. To też jest jeden z elementów mentalności, który można określić „syndromem upadłego mocarstwa”, bo takim tworem właśnie jest Francja. Nieco ponad sto lat temu wielka potęga morska, kolonialna, militarna i gospodarcza. Dziś to cień dawnej chwały, który do dziś nie pogodził się ze swoim niższym statusem.

Ostatnim elementem jest sama pozycja prezydenta Macrona, która nie należy do najbardziej stabilnych. Okres jego rządów to pasmo protestów, rebelii, walk z mieszkańcami na ulicach.
W zasadzie gdyby nie specyficzna ordynacja wyborcza we Francji to, być może, jego pozycja byłaby jeszcze słabsza. Przy założeniu, że w ogóle dotarłby do drugiej kadencji. Problemy w zarządzaniu mogą wynikać z natury samego prezydenta, który do elekcji nie posiadał żadnego portfolio politycznego. Niektórzy nawet określili go „francuskim Trumpem”. Właśnie ze względu na brak wcześniejszego doświadczenia na scenie politycznej. W Chinach miał dobić „big deal” i powrócić w chwale, choć wydaje się, że osiągnął efekt odwrotny od zamierzonego.

Urażony narcyz

Widać w działaniach Macrona chęć zbliżenia się do postaci de Gaulle’a, który dla Francuzów nadal pozostaje jedną z najważniejszych postaci w polityce francuskiej w XX wieku. Ówczesny prezydent Francji po fiasku polityki w stosunku do dawnych kolonii, starał się wybić Republikę Francuską na niezależność polityczną, ale przede wszystkim militarną. Stąd ostry kurs wobec USA, stosunkowo łagodna polityka wobec Związku Radzieckiego oraz wycofanie się ze struktur wojskowych NATO w 1966 roku.

Gdy spojrzymy na prezydenturę Macrona to możemy zauważyć pewne podobieństwa. Zdecydowanie nastawienie na tarcia z USA – widać to było szczególnie przy Trumpie. Do tego należy doliczyć owocne interesy z Federacją Rosyjską. Francja była jednym z największych dostawców sprzętu wojskowego dla Rosji przed 24 lutego 2022 roku. No i możemy do tego doliczyć też zdecydowany kurs na scentralizowanie Unii Europejskiej oraz antynatowskie nastawienie. Nie kto inny jak właśnie Macron mówił kilka lat wcześniej o „śmierci mózgowej NATO”.

Jednak prezydent Francji zapomniał, że pozycja jego państwa jest zdecydowanie inna, niż 50-60 lat temu. On sam zaś, decydując się na takie kroki, bardziej zbliża się do karykatury samego de Gaulle’a.

Teraz mamy z kolei serię ukłonów w stosunku do komunistycznych Chin i Xi Jinpinga. Do tego zdecydowane deklaracje o nie mieszaniu się w ewentualny konflikt USA-Chiny o Tajwan. To wszystko jednak pokazuję, że Macron albo nie rozumie aktualnej polityki, albo celowo gra na obóz chiński, dla którego potencjalna neutralność członków Sojuszu byłaby prezentem. Na pewno jednak nie przysłużą się jego działania jego wizerunkowi jak i samej Francji.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Wojciech Kozioł

Platforma uczy, jak upartyjnić CPK

W ostatnich dniach pełnomocnik do spraw Centralnego Portu Komunikacyjnego Maciej Lasek stwierdził, że „były obóz rządzący stara się za wszelką cenę upartyjnić dyskusję wokół rozwoju kraju, w tym na temat CPK.” Jednak słowom posła Laska przeczą nie tylko fakty, ale i jego własne słowa.

Avatar photo

Opublikowano

on

W ostatnich dniach pełnomocnik do spraw Centralnego Portu Komunikacyjnego Maciej Lasek stwierdził, że „były obóz rządzący stara się za wszelką cenę upartyjnić dyskusję wokół rozwoju kraju, w tym na temat CPK.” Jednak słowom posła Laska przeczą nie tylko fakty, ale i jego własne słowa.

Ciężko obecnie o większą hipokryzję w szeregach przeciwników CPK, niż to co prezentuje sobą Maciej Lasek, gdy mówi, że „czasy amatorów przeminęły”, a dyskusję należy „zostawić ekspertom”. We wcześniejszym gronie ekspertów naprawdę ciężko doszukać się jakichś powiązań partyjnych, a większość (jeśli nie wszyscy) związani byli ściśle z branżą i to niekiedy przez kilkadziesiąt lat.

Natomiast sam poseł Lasek przyznawał nie raz, że obecni ludzie to są ci, których on zna, a w tym gronie mamy takie osoby jak np. byłego szefa ochrony lotniska, który później zajmował się marketingiem – jak widać obecnie takie kompetencje wystarczają.

Jednak, jeśli poszperać głębiej, to można znaleźć jeszcze więcej ciekawych rzeczy. Dla siedzących w temacie nie będzie odkryciem, ale dla osób rzadko mających z tym tematem styczność to może być zaskoczenie.

Otóż poseł Lasek był wcześniej bardzo blisko związany z organizatorami inicjatywy „Stop CPK”. Nawet sam przez długi czas miał ustawiony taki hasztag na swoim profilu, czyli musiał być bardzo oddany sprawie. Dziś niechętnie dzieli się szczegółami na temat współpracy z tą inicjatywą.

Co więcej, jest także członkiem „Parlamentarnego Zespołu ds. Przeskalowanych Inwestycji (m.in. CPK) i Przymusowych Wywłaszczeń”. Tak, to „CPK” nie jest tam wtrąceniem własnym, a częścią właściwego tytułu zespołu.

Kolejny ciekawym faktem jest to, że w zespole tym zasiadają wyłącznie (sic!) członkowie Platformy Obywatelskiej. Jest to niezwykle znamienne dla tego projektu i znów potwierdza tezę, że to PO jest najbardziej negatywnie nastawioną (i chyba zarazem jedyną) partią, która walczy z budową Centralnego Portu Komunikacyjnego.

W poprzedniej kadencji Maciej Lasek również zasiadał w ty zespole (pełniąc w nim funkcję wiceprzewodniczącego. Podobnie jak obecnie, wtedy również zespół składał się wyłącznie z członków Platformy Obywatelskiej.

Czytaj dalej

Wojciech Kozioł

W politycznej matni

Niekończący się festiwal w postaci walki obozów politycznych zaczyna znowu wracać do hasła „przedterminowych wyborów”. Jednak czy takie rozwiązanie w ogóle jest wykonalne?

Avatar photo

Opublikowano

on

Niekończący się festiwal w postaci walki obozów politycznych zaczyna znowu wracać do hasła „przedterminowych wyborów”. Jednak czy takie rozwiązanie w ogóle jest wykonalne?

Technicznie rzecz ujmując – tak. Jednym z najłatwiejszych sposobów byłby po prostu nieuchwalony budżet (na czas pisania tekstu jeszcze to się nie wydarzyło). To by skutkowało wcześniejszym rozwiązaniem parlamentu i rozpisaniem wcześniejszych wyborów.

Jednak nawet, poza tym pojawiają się głosy ze strony Donalda Tuska jak i obozu Prawa i Sprawiedliwości w postaci przestrogi, że takie rozwiązanie wisi w powietrzu. Szanse są na nie nieduże (ze względu na i tak dużą ilość wyborów w tym roku), ale nigdy nie można tego wykluczyć.

Można też dokonać samorozwiązania i wtedy wszelkie dywagacje schodzą na dalszy plan. Jednak czy taka gra jest warta świeczki?

Dolanie oliwy do ognia

Takie rozwiązanie jednak niosłoby ze sobą szereg konsekwencji, w dużej mierze tych negatywnych. Znów równałoby się to podsycaniu wojny wewnętrznej, ale też byłby to kolejny cios w polskie projekty infrastrukturalne, dalsze zbrojenia, czy po prostu w ogólną stabilność państwa.

Jedyna logika, która stoi za takimi krokami to dla Platformy próba jeszcze większego utopienia PiS i wiara we własne sondaże. Z kolei dla PiS to szansa na zreflektowanie się i dokonanie jakiegoś „wewnętrznego oczyszczenia”. Choć akurat to w polskiej polityce bardzo rzadko się dzieje.

Jednak należałoby zadać sobie pytanie, czy któraś ze stron nie przelicytowałaby w pewnym momencie swoich założeń, zwłaszcza jeśli mowa o kluczowych sprawach dla polskiego bezpieczeństwa. Zauważmy, że gdyby jakimś cudem w Prawie i Sprawiedliwości pojawił się „rachunek sumienia” za ostatnie kilka lat, gdzie doszliby do porozumienia z PSL, Konfederacją czy nawet Lewicą i zarządzili coś na wzór „rządu technicznego” – to czy byłoby to abstrakcyjne? Wbrew pozorom nie. Jeśli taka koalicja wyszłaby z założenia, że zajmują się tylko kluczowymi sprawami i odrzucają rzeczy znacząco dzielące, to taka forma mogłaby być na jakiś czas skuteczna.

Takie założenie wynika z faktu, że wszystkie wyżej wymienione partie są za projektami, które w przyszłości staną się fundamentami polskiego bezpieczeństwa energetycznego oraz transportu. To stoi za to w opozycji do tego, co proponuje obecnie Platforma Obywatelska. Nawet jeśli założyć, że Lewica z Konfederacją się w tych kwestiach nie dogadają (co jest dyskusyjne), to połączenie PiS-PSL-Konfederacja byłoby jak najbardziej wykonalne, a każda z tych partii skutecznie by mogła trzymać na wodzy swojego koalicjanta.

Niestety w takim założeniu kluczowa jest postawa PiS, gdzie najtwardszy elektorat nie dopuszcza do siebie myśli o takich rozwiązaniach. Obie partie są traktowane tam jako zdrajcy czy nawet agenci wpływu. Ustawienie się w takiej pozycji daje jednak bardzo dobry punkt wyjścia dla Platformy, która jest bardziej skora do koalicji, ale po kryjomu krótko trzyma każdego z koalicjantów.

Czytaj dalej

Wojciech Kozioł

Polsko, bądź ambitna

Polska pilnie potrzebuje strategicznych projektów infrastrukturalnych – fakt, nie opinia. Czy elektrownia atomowa jest konieczna? Tak. A CPK? Jak najbardziej. Port kontenerowy? Zdecydowanie tak. I można jeszcze wymienić kilka takich inicjatyw. Dla jednych będzie to „megalomania”, ale dla zdecydowanej większości to po prostu inwestycja w przyszłość.

Avatar photo

Opublikowano

on

Polska pilnie potrzebuje strategicznych projektów infrastrukturalnych – fakt, nie opinia. Czy elektrownia atomowa jest konieczna? Tak. A CPK? Jak najbardziej. Port kontenerowy? Zdecydowanie tak. I można jeszcze wymienić kilka takich inicjatyw. Dla jednych będzie to „megalomania”, ale dla zdecydowanej większości to po prostu inwestycja w przyszłość.

Po październikowych wyborach (a w zasadzie jeszcze przed nimi) zachodziły obawy, że poszczególne projekty mogą nie dojść do skutku. Co jest o tyle ciekawe, ponieważ większość społeczeństwa stoi za nimi. Mało tego, nawet większość polityków dogaduje się w tej sprawie. A powiedzmy sobie szczerze, nie ma wielu idei, które łączyłyby Lewicę, Konfederację, PSL i PiS. Celowo tutaj nie zostały wymienione Platforma oraz ugrupowanie Szymona Hołowni. PO ma tutaj rolę dominującą i nie jest to zaskoczeniem. Polska 2050 z kolei ma w swoich rękach resort odpowiedzialny za środowisko, a więc elektrownię jądrową, która nadal stoi pod znakiem zapytania.

Nie należy pokładać nadziei w tym, że ewentualne powołanie rzecznika czy też jakiegoś specjalnego koordynatora ds. EJ. Warto się w takiej sytuacji odnieść do sytuacji z Centralnym Portem Komunikacyjnym, który jest dosłownie torpedowany przez nową ekipę rządzącą.

„Bo CPK to projekt pisowski”

To jeden z „argumentów” używanych przez stronę przeciwną, wobec tego projektu. Obok niego znajdziemy jeszcze „megalomanię”, „nie stać nas” czy to, że są to „fanaberie Kaczyńskiego”.

Innym jest fakt, że oddelegowanie do CPK osoby Macieja Laska, który był jednym z „hasztagowców” grupy „StopCPK” jest dobitnym sygnałem, że ten Centralny Port musi zostać utopiony. Po prostu. Jednak jest to wyłączna inicjatywa Platformy, bo w tym wypadku również większość środowiska politycznego jest „za”.

Jednak machina medialna, jaką obecnie dysponuje PO, jest przeogromna i widać to doskonale, jak manipulowane są „debaty” i informacje o CPK. Podawanie fałszywych wyliczeń i kwot, przedstawianie apolitycznych specjalistów jako „pisowców” i zastępowanie ich znajomymi Macieja Laska (do czego sam się przyznał). Dosłownie nie ma tu żadnego znaku, który by miał świadczyć o tym, że PO będzie chciała dokończyć ten projekt.

Bądźmy ambitni

Do czego to doszło, żeby projektu infrastrukturalne (nawet nie największe w Europie) miały być symbolem ambicji. Choć z pewnością są one krokiem w tym kierunku, ale daleko im do jakiejś „megalomanii”. Wręcz przeciwnie, to krok w stronę normalności. Tak samo jak elektrownia jądrowa, która nie tylko jest projektem, który da nam czystą i tanią energię na kilkadziesiąt lat, ale również stworzy bazę technologiczną, której nam przez lata brakowało.

Gdzie zatem szukać odpowiedzi na pytanie, komu to wszystko najbardziej przeszkadza? Platforma stara się to brać na siebie, choć jest „tylko” wykonawcą. Natomiast zlecenia najpewniej idą z pewnego państwa na zachód od Odry, któremu bardzo nie na rękę, czystym przypadkiem, były właśnie te projekty.

Czytaj dalej