

Nawiasem Pisząc
Kolejna ofiara ideologii trans
Całkiem przystojny facet, prawda? Tylko że… to wcale nie jest facet. To kolejna ofiara transseksualnego oszustwa, która uwierzyła, że tranzycja rozwiąże wszystkie jej problemy, a potem pozostało tylko żałować swoich decyzji. Scott Newgent, bo tak obecnie nazywa się człowiek urodzony jako kobieta, nie wzbudza jednak aż takiej mojej empatii, jak wspominana tu kiedyś Chloe Cole. Ta pierwsza dała się bowiem oszukać jeszcze jako nastolatka, a środowisko transpłciowe zataiło przed nią i jej rodzicami wszelkie skutki uboczne operacji zmiany płci. Tymczasem Scott…

Uczmy się na cudzych błędach
Tymczasem Scott zdecydowała się (tak, wiem, jak to brzmi, ale co poradzę?) na ten krok już jako dorosła osoba i matka trójki dzieci. Staram się zrozumieć, ale wydaje mi się, że dobro dzieci powinno być na pierwszym miejscu – a podejrzewam, że dla nich było to co najmniej dziwne, kiedy mama nagle stała się tatą. A teraz znowu mamą, mimo że wygląda jak mężczyzna. Nastolatki są bardzo łatwe w manipulacji, ale wydaje mi się, że dorosła kobieta powinna być odporniejsza na takie zabiegi. Tak czy inaczej, Newgent jest kolejną osobą, która głośno mówi, że tranzycja wcale nie jest ratunkiem, dlatego też przez „przyjazne” mu kiedyś środowisko jest nazywana obecnie fanatykiem. Bardzo podobna sytuacja dotknęła przecież Polaka, Łukasza Sakowskiego. Scott przede wszystkim podkreśla, że w medycznych tranzycjach, zwłaszcza dzieci, nie chodzi o żadną tolerancję czy prawa człowieka, ale o pieniądze. Jak zawsze. Badania rynkowe mają przewidywać, ze w ciągu mniej niż dziesięć lat, „opieka” afirmująca tożsamość płciową będzie generować więcej niż pięć miliardów dolarów rocznie. I dokona tego, oszukując i manipulując przede wszystkim młodymi ludźmi. A, jak podkreśla ten człowiek, operacja zmiany płci jest zwyczajnie eksperymentalna, niebezpieczna i niczego nie leczy. Na co mamy niestety coraz więcej przykładów. Na tej stronie opisałam co najmniej trzy, a słyszałam jeszcze o kilku kolejnych. Nie zapominajmy też, jak środowisko LGBT reaguje na takie osoby, więc można chyba śmiało podejrzewać, że tych osób jest więcej, ale boją się ujawnić.
Konsekwencje nie do naprawienia
Newgent przeszła terapię hormonalną i serię operacji, żeby zmienić się z Kellie w Scotta i, jak twierdzi, prawie umarła w jej trakcie, a na pewno skróciła sobie życie o ładnych kilka lat. I to chyba boli ją najbardziej, bo obecnie jej dzieci są dla niej najważniejsze, a obawia się, że nie będzie żyła na tyle długo, żeby poznać swoje wnuki. Do tej pory ma powracające zakażenia i nikt nie wie, dlaczego, bo „nie powinno tak być”. Ale czego innego można się spodziewać po operacji tak mocno ingerującej w organizm człowieka, zwłaszcza że była zupełnie niepotrzebna? Tak, tranzycja jest formą samookaleczenia i należałoby zacząć karać z pełną surowością ludzi, którzy manipulują młodymi, zagubionymi dzieciakami, bo przecież liczy się kasa. Trans-mężczyzna podkreśla, że tak naprawdę nie wiadomo, co się będzie działo z ciałami dzieciaków w przyszłości, które przeszły taką operację, bo… nigdy nie zrobiono żadnych badań. Lobbyści transseksualizmu nie mają jednak żadnych oporów, żeby nakłaniać do tego najmłodsze osoby, mimo że wiadomo już, że skutkuje to wczesną osteoporozą, bezpłodnością i brakiem zadowolenia z seksu – przy czym to ostatnie jest chyba najmniejszym problemem. Newgent wylicza, że często dorosłe już osoby, które przeszły takie operacje we wczesnej młodości, mają serca i płuca o rozmiarach jak u dwunastolatków. Można się domyślać, z jakimi rodzajami problemami zdrowotnymi prawdopodobnie będzie się to wiązało. Albo już wiąże.
Niewygodne fakty?
Newgant miał też odkryć, dlaczego w Szwecji, która do niedawna była wiodącym krajem, jeśli chodzi o tranzycje, wstrzymano wszelką medykalizację dzieci w tym zakresie. Podobno istnieje dokument, który w USA jest całkowicie niedostępny, mówiący że kręgosłupy dziewczynek nie rozwijają się prawidłowo podczas przyjmowania blokerów dojrzewania. Jest duża szansa, że taka przykładowo piętnastolatka będzie chodzić zgarbiona przez resztę swojego życia. A dodajmy sobie do tego niemal pewną osteoporozę. Scott zresztą prognozuje, że takie nastolatki dożyją potem najwyżej trzydziestki, ale nie wiem, czy trochę nie przesadza. Nawet jeżeli tak, to mimo wszystko inne skutki takiej operacji powinny skutecznie zniechęcać do podobnych eksperymentów. Newgantowi mieli wmawiać, że jest mężczyzną uwiezionym w ciele kobiety (najczęstszy „argument” chyba), że jej silna osobowość stanowi dowód, że tak naprawdę jest facetem. Słyszał ktoś kiedyś podobne bzdury? To kobiety nie mogą mieć silnej osobowości? Czekajcie, nasłuchuję głosów sprzeciwu ze strony feministek. A nic, cisza. Ciekawe dlaczego? Powiedziałby coś podobnego Bosak albo Kaczyński, a kwik ciągnąłby się jeszcze przez dwa tygodnie. Aha, i Kellie miała się ubierać bardziej jak mężczyzna. To zadecydowało. Tak jakby zjawisko tzw. chłopczyc, czyli dziewczynek, które ubierają się raczej w ciuchy dla chłopców i lubią podobne rozrywki nie jest chyba nikomu obce. To się przecież bardzo często zdarza. Sama taka byłam w dzieciństwie.
Kiedy pociągniemy trans-aktywistów do odpowiedzialności?
Wciąż jednak nie potrafię zrozumieć, jak mogła dać się tak nabrać 42-letnia kobieta? Która na dodatek była matką, więc odpowiedzialność rodzicielską powinna jednak przedkładać nad własne dobro. To była już dorosła, wydawałoby się, że dojrzała osoba, która podjęła świadomą decyzję. Nieodwracalną decyzję. Decyzję, która zrujnowała jej życie. Ale dużą część odpowiedzialności ponosi ona sama. Wydaje mi się, że nie może szukać winy tylko wśród trans-aktywistów, bo sama chyba powinna mieć już na tyle oleju w głowie, żeby rozumieć, że chodzenie w sportowych ciuchach i interesowanie się „męskimi” sprawami niczego w kobiecości nie ujmuje. Co nie zmienia faktu, że mam olbrzymią pogardę do ludzi, którzy w ten sposób manipulują nastolatkami i przekonują ich do samookaleczenia, żeby czerpać z tego zyski czy to finansowe, czy medialne. Nie ma we mnie odrobiny zrozumienia do osób, które świadomie (albo przeciwnie, z powodu własnej ignorancji) doprowadzają innych do zniszczenia swojego życia. To jest coraz szersze zjawisko, a pamiętajmy, że coraz częściej słyszy się, że mówi się, że są transpłciowe o dwuletnich dzieciach. A że to szaleństwo się nie zatrzymuje, można się obawiać, że być może zaczną stosować taką „terapię” na kilkulatkach, bo na przykład taki malec w ramach zabawy wysmaruje się szminką i wskoczy w szpilki swojej mamy. Dlatego ważne są takie głosy, jak ten, mimo że tym razem ofiara tego rodzaju działalności w dużej mierze sama jest sobie winna.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Ameryka już nigdy nie będzie taka sama

Tak Charlie Kirk skomentował śmierć Iryny Zarutskiej. Dobę później sam już nie żył. W sumie chciałam Wam napisać o tej młodej Ukraince, nawet miałam już gotowy „szkielet” tekstu, ale kiedy wczoraj dowiedziałam się o Charlie’em, to morderstwo wstrząsnęło mną chyba jeszcze bardziej. Myślę jednak, że warto napisać parę słów o obu tych zabójstwach, bo jest to wyraźny sygnał, że z Ameryką dzieje się coś złego. I to dzieje się od dawna. A patrząc na to, że my lubimy bezmyślnie kopiować wszystkie, nawet najbardziej absurdalne pomysły z Zachodu (ot, choćby feminizm i walka o prawa homoseksualistów) – obawiam się, że zacznie się to również u nas. Już się zaczyna, jeśli przypomnimy sobie np. o 24-latce z Torunia.

Bezsensowna zbrodnia w komunikacji miejskiej
Zarutska była młodą, 23-letnią Ukrainką, która uciekła przed wojną z Kijowa do USA. Podobno interesowała się sztuką, sama też próbowała coś tworzyć. Dziewczyna wsiadła do jednego z pociągów komunikacji miejskiej w Charlotte, w stanie Karolina Północna i zajęła wolne miejsce, nie prowokując, nie zaczepiając nikogo, nie wszczynając żadnych kłótni ani awantur. Usiadła i zaczęła przeglądać swoją komórkę. Na zdjęciu widzimy ją tuż przed śmiercią, kiedy przerażona spogląda na swojego oprawcę, który zadał jej trzy ciosy nożem albo scyzorykiem, w tym jeden w szyję, który prawdopodobnie okazał się śmiertelny. Chwilę później osunęła się na ziemię i umarła. Do zdarzenia doszło 22 sierpnia, jednak głośno o nim zrobiło się dopiero na początku września. Wcześniej media starannie unikały tematu. Czyżby dlatego, że morderca był czarny, a ofiarą została drobna, biała kobieta? Wyobraźmy sobie odwrotną sytuację, w której biały mężczyzna bez żadnego powodu, ot po prostu dlatego, że mu się nudziło, atakuje nożem czarnoskórą kobietę. Lament byłby niewyobrażalny – zresztą wystarczy przypomnieć sobie całą aferę z George’em Floyde’em, który w przeciwieństwie do Ukrainki był już wielokrotnie notowany za rozboje, kradzieże i grożenie ciężarnej kobiecie nożem. Wszyscy pamiętamy chyba, że w USA wszyscy oszaleli, bo przecież wiadomo, że to był rasizm. I żadne argumenty do nikogo nie trafiały – Derek Chauvin został rasistą i koniec. Trafił na 21 lat do więzienia federalnego, w którym zresztą też został ugodzony nożem, chociaż on akurat ten atak przeżył. Minęło nieco ponad pięć lat i dziś my mamy do czynienia z brutalnym morderstwem dokonanym przez czarnego mężczyznę. A zamordowaną Ukrainką zainteresowano się dopiero po paru tygodniach, bo komuś się chciało to nagłośnić. Zresztą mniej więcej w czasie, kiedy w Ameryce trwała hucpa związana ze śmiercią czarnego bandyty i narkomana, doszło tam do innej zbrodni. Popełnionej na małym, pięcioletnim chłopcu, który jeździł sobie rowerkiem niedaleko swojego domu. Nie wiem, czy w ten sposób wyrażał swoje poparcie dla białej supremacji, ale w pewnym momencie jego czarnoskóry, 25-letni sąsiad podszedł do niego i strzelił mu w głowę, na oczach jego dwóch 7-letnich sióstr. Tak po prostu. Ten temat został jednak skutecznie przykryty aferą o Floyda, który stał się dosłownie świętym męczennikiem lewicy. Chociaż, gwoli sprawiedliwości, parę informacji o małym, zamordowanym chłopcu się pojawiło. Na przykład w artykule mówiącym o tym, że ujęto sprawcę, zamieszczono… zdjęcie jego białego ojca. Żeby przypadkiem nikomu się to „rasistowsko” nie skojarzyło. Morderca Iryny po dokonanym zabójstwie trafił do szpitala, bo biedaczek zranił się w rękę, kiedy dźgał młodą kobietę, jak gdyby nigdy nic. Bo mu się nudziło. Wcześniej był czternaście razy zatrzymywany – podobnie jak Floyd za rozboje i kradzieże – ale dziwnym trafem chodził sobie dalej wolno po ulicy. Lewica oczywiście wzięła w obronę… nie, nie tę biedną dziewczynę, tylko jego oprawcę. Tradycyjnie wpadł argument o niepoczytalności i schizofrenii (pamiętacie, jak w pewnym momencie każdy muzułmański zamach tłumaczono depresją lub innymi chorobami psychicznymi sprawców?), ale jakbyście obejrzeli sobie to nagranie, widzielibyście, że o niepoczytalności nie ma mowy. Zabójca dokładnie wiedział, co i jak zamierza zrobić. Sugerowano nawet, że Ukrainka na pewno przeglądała sobie jakieś rasistowskie strony w telefonie, co sprowokowało agresora. Wątpię, bo ta dziewczyna prawdopodobnie miała plakat BLM w swoim pokoju, co mnie specjalnie nie dziwi, bo tak młode kobiety często skręcają w lewo. Potem spora część z nich nabiera rozumu. Iryny niestety pozbawiono tej szansy. Obecnie trwa zbiórka na opłacenie adwokata dla Decarlosa Browna Juniora, bo tak się nazywał napastnik.
Zamach na wolność słowa?
Charlie Kirk opublikował jej ostatnie zdjęcie, podpisując je „Ameryka już nigdy nie będzie taka sama”, sugerując prawdopodobnie, że pobłażliwość wobec czarnoskórych popełniających przestępstwa, wynikająca z obawy o sprowokowanie ruchu BLM, przyczyniła się do tego, że czują się oni całkowicie bezkarni. I że mamy do czynienia ze zjawiskiem „odwróconego rasizmu”, w którym białe ofiary Murzynów są marginalizowane, pomijane, a czasem wręcz obwiniane częściowo za zbrodnie, której ofiarą padły. Niecałą dobę później Charlie Kirk sam został postrzelony, również w okolicę szyi (morderca trafił go prosto w tętnicę) na jednym ze zorganizowanym przez siebie spotkań ze studentami. Bo tym Kirk się zajmował. Dyskutował, rozmawiał z młodymi ludźmi, argumentował i przekonywał. O swoje poglądy walczył słowem, nie bronią. I bardzo często te debaty wygrywał. Nie śledziłam go jakoś regularnie, ale jak w ręce wpadło mi jakieś nagranie z jego debat, chętnie sobie włączałam. Nie wiadomo, kim był sprawca, dlatego za wcześnie, aby stwierdzić na 100%, że to morderstwo na tle politycznym (chociaż innego wyjaśnienia osobiście nie widzę, ale poczekajmy na ujęcie sprawcy), ale już teraz można powiedzieć, jak ludzie o lewicowych poglądach zareagowali na jego bezsensowną i niepotrzebną śmierć. Otóż nagrywali na TikToka filmiki, na których dosłownie świętowali. Śmiali się. Tańczyli. Skakali. Krzyczeli. Albo wygadywali jakieś niestworzone bzdury o tym, że konserwatywny publicysta sam sobie na to zasłużył, bo był – tak, zgadliście – faszystą. Nie przypominam sobie, żeby on sam kiedykolwiek kogoś zabił, więc czym miałby sobie na to zasłużyć? Bo był za łatwiejszym dostępem do broni? To wystarczyło? Wiedzieliśmy też, że Charlie miał otrzymywać regularne groźby karalne – właśnie za poglądy. Chwilę przed tym, zanim padł strzał, wypowiadał się na temat agresji wśród środowiska LGBT, zdaje się, a może ogólnie wśród amerykańskiej lewicy. Wiadomo już, że zabójca strzelał z dachu i trafił go za pierwszym razem. Wyglądało to bardzo źle, ale łudziłam się, że skoro jeszcze żył, kiedy trafił do szpitala, uda się go uratować, chociaż postrzegałam to raczej w kategoriach cudu. Oczywiście, znam jego proizraelskie poglądy, jakie zresztą ma sam Donald Trump, którego popierał. I z nimi akurat się zdecydowanie nie zgadzam, chociaż warto mieć na uwadze, że jakiś czas temu Kirk również zaczął krytykować izraelskie działania w Strefie Gazy. Mimo to jego konserwatywny i prawicowy głos w debacie publicznej, uważałam za niezwykle cenny… i celny. Na Twixie pojawiają się również nagrania z jego prywatnego życia, po których można stwierdzić, że poza tym, że był nieustępliwym adwersarzem, był też kochającym mężem i ojcem. Jego córka ma trzy lata, a syn roczek. Nie zapamiętają swojego ojca, co najwyżej z opowieści matki. Boże, daj im dużo siły w tym okrutnym dla nich czasie. Tak, Ameryka prawdopodobnie już nigdy nie będzie taka sama. Społeczeństwo polaryzuje się coraz bardziej, a kto wie, czy ostatnie wydarzenia nie zaczynają już przelewać czary goryczy. Nieśmiało tylko zasugeruję, że zarówno w Utah (gdzie zastrzelony został Kirk), jak i w Karolinie Północnej kara śmierci wciąż obowiązuje. W Utah zdaje się ostatni taki wyrok wykonano w 2024 roku, w Karolinie Północnej w 2006 roku. Moim zdaniem oba te mordy zasługują na najwyższy wymiar kary, bo pierwsza była całkowicie bezsensowna, niepotrzebna, spowodowana tym, że sprawcy chyba się nudziło, a druga godziła nie tylko w samego Charliego, ale również w ideę wolności słowa, która przecież jeszcze niedawno była w Ameryce świętością.
M.
Nawiasem Pisząc
Silni Razem znowu atakują

Człowiek już nawet nie może sobie na urlop wyjechać i odciąć się na niecałe dwa tygodnie od polityki, żeby sobie odpoczynku nie psuć, bo silniczki nigdy nie śpią. Nie odpoczywają. Nie zwieszają głów. Nie poddają się. Silni Razem cały czas walczą. Niestrudzenie. Z poświęceniem. Nie patrząc na nic, a już na pewno nie oglądając się na logikę. I zawsze w mediach społecznościowych, nigdzie indziej. W ciągu tych niecałych dwóch tygodni wyprowadzili co najmniej trzy frontalne ataki, z czego sensu nie miał ani jeden. To jest naprawdę niesamowite, jak Platformie udało się wyhodować tak pokaźną grupę kompletnych oszołomów, gotowych gryźć i kąsać ten przebrzydły PiS albo w ogóle ludzi nie zakochanych bez pamięci w Tusku – i robiących to zupełnie bezmyślnie, bez choćby cienia zastanowienia, z jakąś niepokojącą wręcz satysfakcją. Ale po kolei.
Tradycyjnie Nawrockiego
Nie da się ukryć, że towarzyszy z Silnych Razem najbardziej boli Karol Nawrocki, bo – mimo tego, że od wyborów minęły już dwa miesiące – wciąż nie mogą pogodzić się z porażką. I w dalszym ciągu z uporem maniaka twierdzą, że nie znamy wyników wyborów, nie wiemy, kto wygrał, a Nawrocki jest uzurpatorem. To jest już tak oklepane, że szkoda poświęcać na to więcej czasu, niż tylko ta krótka wzmianka, żeby przypomnieć wszystkim z kim mamy do czynienia. Teraz znowu jest źle, bo Karol Nawrocki odbył wizytę w Stanach Zjednoczonych i rozmawiał z Donaldem Trumpem jak równy z równym. I – uwaga – mówił po angielsku. Ale że miał słyszalny akcent, to jest już pierwszy powód, żeby go wyszydzić (oni nawet native-speakera wynajęli, żeby im dokładnie wymienił, w którym miejscu Nawrocki nie mówił czystą, poprawną angielszczyzną!). A jak jeszcze się przejęzyczył i powiedział, że zmarły tragicznie pilot Maciej Krakowian stracił, a nie osierocił dwóch synów – to już była gafa nie do wybaczenia, mimo że średnio ogarnięty człowiek bez trudu mógł zrozumieć, co prezydent RP miał na myśli. No dobrze, to teraz już wiemy, za co powinniśmy się wstydzić, ale co zrobić z faktem, że wizyta Karola Nawrockiego zakończyła się sukcesem? Nic prostszego – wystarczy ogłosić, że to tak naprawdę nie jego sukces, tylko Sikorskiego, Tuska albo Kosiniaka-Kamysza. Bo przecież Radosław Sikorski nagrał na Twixie instrukcje dla prezydenta Polski, co może mówić, a czego mu nie wolno. Pan Karol miał się jedynie do tego zastosować. Praktycznie przyjechał na gotowe. To jest naprawdę już tak żałosne, że aż zabawne, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, na czym polegała wizyta Radosława Sikorskiego w Stanach. Na robieniu sobie zdjęć. Ale że pan Radosław, z charakterystyczną dla siebie elegancją, podszczypywał prezydenta w mediach społecznościowych, bo on spotkał się z Marko Rubio, a nie z jakimś tam Trumpem i Bóg jeden wie, czego dotyczyła ich rozmowa, to go w końcu Nawrocki zgasił jak uczniaka. Czym wzbudził kolejny wybuch wściekłości w środowisku Silnych Razem. Przypomnijmy zresztą, co wicepremier „kazał” załatwić Nawrockiego – udział Polski w kolejnym szczycie G20 i nie mniejszą liczbę wojsk amerykańskich w Polsce. Załatwił jedno i drugie, nawet padły sugestie, że być może się ją powiększy, więc w czym problem? A, bo w innym filmiku umieszczonym radośnie w mediach społecznościowych apelował również, żeby prezydent jasno zakomunikował, że pokój na Ukrainie jest dla nas sprawą pierwszorzędną. Cóż, ośmielę się jedynie zauważyć, że głowa państwa pojechała tam jako prezydent Polski, a nie Ukrainy. Karol Nawrocki ogólnie wyrasta na mało pokornego prezydenta, bo nie bał się po raz kolejny przypomnieć Niemcom, że my dalej czekamy na reparacje, czego jak wiadomo robić nie wolno, a dodatkowo zasugerował, że największa świętość Platformy Obywatelskiej, Lech Wałęsa, wcale nie był tak kryształową postacią, jak wierzą ich wyznawcy. Mnie się jedno i drugie bardzo podobało i za to chociażby pan prezydent ma u mnie dwa duże plusy.
Niefajna reakcja znanego muzyka
Ale że Nawrockiego nie lubią i wykorzystają każdą okazję, żeby w niego uderzyć, już się przyzwyczailiśmy. A jak nie ma okazji to bardzo ochoczo krytykują Martę Nawrocką, bo się nie ubiera tak jak powinna, nie ma klasy ani elegancji i w ogóle ma parcie na szkło i niepotrzebnie się odzywa. Zabawne, bo żonę Andrzeja Dudy atakowali za coś zupełnie odwrotnego – zresztą sam Duda był zły, bo nie wetował, Nawrocki jest zły, bo wetuje. Nie dogodzisz. Twixa rozpaliły też dwie kolejne afery nakręcane przez Silnych Razem i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że zmobilizował ich znowu Roman Giertych. Na pierwszy ogień poszedł Kazik, który nagrał krótką rymowankę, w której bardzo brzydko określił Roberta Biedronia. Fakt, że padły tam słowa mocno nieparlamentarne (chociaż patrząc na kondycję polskiego Sejmu nie wiem, czy można w dalszym ciągu określać tak wulgaryzmy), ja sama staram się takich nie używać. Szkoda jednak, że wszystkim umknął kontekst tej wypowiedzi. Wcześniej Biedroń był łaskaw wrzucić zdjęcie, na którym widać jak piloci amerykańscy oddają cześć Maciejowi Krakowianowi, wykonując formację „Missing Man” i podpisując je „Szon patrol”, nawiązując tym samym do tej idiotycznej, nastoletniej mody. I wtedy to im nie przeszkadzało. Sam Biedroń zresztą po jakimś czasie zorientował się, że palnął niewybaczalną gafę, więc szybko napisał, że to nie on, tylko asystent. Kogo wy tam zatrudniacie, ludzie? Zabawne, że za każdym razem, jak któryś z polityków palnie głupotę w Internecie, to albo mu się włamali na konto, albo zrobił to asystent. Chyba że głupotę palną podczas jakiegoś przemówienia, wtedy się przejęzyczyli. Banda dyletantów. Nie popieram języka, którego użył Kazik, ale każdego by chyba trafił szlag po tym kolejnym już bezmyślnym ataku na naszego wojskowego. Mieliśmy oszczerstwa pod adresem WOT-u (pamiętamy, „prywatne wojsko Macierewicza”), później Straży Granicznej, a teraz nieżyjącego pilota F-16. Później, kiedy ekipa KO przejęła władzę, WOT nagle okazały się przydatne i zasłużyły na to, żeby robić sobie z nimi zdjęcia po tym, jak pomagały ludziom podczas wrześniowej powodzi. Straż Graniczna też już nie jest taka zła i platformersi bez cienia zażenowania przejęli hasło „Murem za polskim mundurem”, kiedy na jaw wyszło, że Niemcy sobie szmuglują swoich mniej zdolnych inżynierów przez naszą granicę (a nie zapomnijmy o „Zielonej granicy” Agnieszki Holland). Teraz Robert Biedroń kpi sobie z hołdu, jaki Amerykanie złożyli Maciejowi Krakowianowi bez żadnej konsekwencji. Winę można zrzucić na asystenta. To ja poproszę imię i nazwisko tego asystenta z łaski swojej. Mam nadzieję, że już szuka nowej pracy?
Stanowski znów podpadł
Najzabawniejszą aferę zostawiłam na koniec. Dorota Wysocka-Schnepf znów postanowiła o sobie przypomnieć i oskarża Krzysztofa Stanowskiego o hejterski atak na jej syna. W jaki sposób popularny dziennikarz miał to zrobić? Wspomniał po prostu, że syn arcykapłanki propagandy ma na imię Maksymilian – po dziadku. Kim był dziadek przypominać nie muszę. Tyle wystarczyło. Uaktywnili się na tym X-ie chyba wszyscy – co drugi wpis dotyczył tego bezpardonowego hejtu. Mnie się przypomniał za to inny atak na dziecko – na córkę Karola Nawrockiego. Tam były nawet sugestie, że dziewczynka jak dorośnie będzie pracowała… albo daruję to sobie, ale pewnie domyślacie się, że chodzi o te świństwa, o które oskarżali ówczesnego kandydata na prezydenta. Wtedy nie był hejt. Teraz jest. Informację, jak ma na imię syn pani Doroty, można znaleźć w Wikipedii, więc proponuję atakować tę redakcję, a nie Stanowskiego za to, że ośmielił się zacytować to źródło. Poza tym tego chłopaka nikt nie tknął, nikt o nim nic nie pisał, nikt go nie obrażał. Nic, ma imię po dziadku, nie jego wina przecież. Cała aferka jest oczywiście śmieszna i gdybyśmy mieli normalne, niezależne sądy byłabym pewna, że sprawa zostanie uwalona – zwłaszcza że pani Dorota sama broniła swojego teścia na platformie X, starannie pomijając jego udział w Obławie Augustowskiej, bo on tam tylko pomagał. Ale nie to jest w tej guanoburzy najciekawsze. Otóż Stanowski wspomniał o Maksymilianie Juniorze w jednym ze swoich programów niedługo po swojej słynnej potyczce słownej z dziennikarką TVP podczas jednej z debat prezydenckich. Kiedy to było, ze dwa miesiące temu? Program ten nagrywał zresztą po jednym z wielu ataków Wysockiej-Schnepf na niego, ale to też pal sześć. Dlaczego pani Dorota wyciąga tę sprawę dopiero teraz? Czyżby dlatego, że Krzysztof Stanowski stara się o koncesje na nadawanie w telewizji, co oznacza, że jego kanał jeszcze powiększy swoje zasięgi (a wiadomo, że twórca Kanału Zero jest dla nich niewygodny)? Nie ma przypadków, są tylko znaki. Mnie to wygląda na wykorzystywanie swojego syna do prowadzenia swojej wojenki politycznej. Obrzydliwe to jest. Ale na to Silni Razem już nie wpadną, padła komenda, żeby atakować Stanowskiego, więc atakują Stanowskiego. Od zadawania pytań jest ktoś inny.
Silniczki to jednak stan braku umysłu.
M.
Nawiasem Pisząc
Oszalał z tymi wetami!

Niesamowity jest ten upór i zapalczywość, z jaką środowisko Silnych Razem atakuje Karola Nawrockiego. Niesamowite jest również, że praktycznie każdy taki atak to okazja do zebrania solidnego oklepu, bo tak bardzo nie mogą pogodzić się z kolejnymi wetami, że rzucają się z wściekłością na prezydenta, uważnie pilnując aby ich przekaz zawierał tylko to, co ma zawierać – mieszaninę manipulacji, półprawd, kłamstw i przemilczenia pewnych niezbyt wygodnych faktów. Wiadomo, że jak fakty są dla nich niewygodne, tym gorzej dla faktów, prawda? Mija kolejne kilka dni od daty zaprzysiężenia Karola Nawrockiego, a oni dalej nie mogą się z tym pogodzić. Ba, są w tej swojej rozpaczy coraz bardziej zagubieni, bo teraz każdy ich atak to piłka starannie dośrodkowana do własnej bramki. I to w sytuacji, kiedy bramkarz akurat wyskoczył na fajkę. Przecież to jest aż nie do pomyślenia, co oni tam wyprawiają. Wymyślili sobie np. rozpaczliwe hasełko: „Robimy, nie gadamy” i żeby je uprawdopodobnić faktycznie rzucają prezydentowi jakieś ustawy pisane na kolanie, ale prawda jest taka, że nie, oni nic nie robią. Oni nawet nie gadają. Oni – za przeproszeniem – pierdolą. Na X-ie. Całymi, kurna, dniami.
Kto naprawdę oszalał i dlaczego?
Najbardziej się ubawiłam przy okazji tzw. afery samochodowej. Nie wiem, kto jako pierwszy wrzucił słynne zdjęcie Karola Nawrockiego przy limuzynie – podejrzewam, że to jakiś do granic bezczelny polityk związany z Silnymi Razem, albo jakiś ich oszołomiony fanatyk, który jak tylko zobaczył tego znienawidzonego prezydenta przy drogim samochodzie, to mu się coś w główce przegrzało i nie sprawdzając, nie weryfikując wrzucił zdjęcie, że proszę bardzo jakimi to furami rozbija się nasz prezydent. Oczywiście, zdjęcie szybko zeżarło i w pewnym momencie hulało po całym X-ie, a najbardziej zradykalizowane silniczki rozpoczęły debatę, o ile uciąć wydatki na Kancelarię Prezydenta – tylko o 70% czy na wszelki wypadek jednak o 90? Zabawa trwałaby w najlepsze, gdyby nie fakt, że dość szybko pojawiły się inne zdjęcie. Z Donaldem Tuskiem. Na tle takiego samego samochodu. Nie wiem, czy zdążyło paść tłumaczenie, że Donald Tusk to mąż landu, pardon, stanu, więc jemu taka limuzyna się należy jak psu micha, a Karol Nawrocki jako że przy Donku nic nie znaczy, może sobie co najwyżej starym oplem jeździć, kiedy okazało się, że to nie Kancelaria Prezydenta kupiła tę limuzynę i nie Karol Nawrocki ją sobie wybrał. Zrobiło to MSWiA pod kierownictwem Marcina Kierwińskiego. Mieli nadzieję, że Rafał Trzaskowski będzie się w niej dobrze prezentował, a może sam Kierwa liczył na to, że takie auto zmobilizuje Trzaskowskiego do cięższej pracy, bo fama głosiła, że on był szykowany jako jego następca na warszawskim tronie. Podejrzewam, że gdyby wiedzieli, że to Karol Nawrocki obejmie urząd prezydenta kupiliby mu co najwyżej taczkę, ale nie wiedzieli. Na pocieszenie warto wspomnieć, że prezydent bardzo ładnie im podziękował, na przykład wetując ustawę o pomocy dla Ukraińców, spełniając tym samym obietnicę wyborczą Rafała Trzaskowskiego. Na pewno mu się miło zrobiło.
Ile i co zawetował Nawrocki?
Nie da się jednak ukryć, że tym co najbardziej napędza teraz Silnych Razem i całe otoczenie premiera, to właśnie prezydenckie weta. Czasami naprawdę można odnieść wrażenie, że dla Karola Nawrockiego dzień bez weta jest dniem straconym. Nic zatem dziwnego, że ci najzacieklejsi przeciwnicy prezydenta zaczęli snuć teorię, że Karol Nawrocki zamierza zablokować funkcjonowanie rządu, a co za tym idzie działanie państwa, żeby doprowadzić do wcześniejszych wyborów. Nie powiem, kusząca propozycja, ale po pierwsze nie wydaje mi się, żeby nasze państwo dobrze działało, kiedy funkcjonuje ten rząd, a po drugie nie jest to do końca prawda, bo prezydent zawetował jak do tej pory siedem ustaw. Na dwadzieścia osiem. Prosta matematyka podpowiada nam zatem, że większość podpisał. Zawetował 1/4 – co prawda widziałam jakąś oburzoną dziunię z Silnych Razem, która przekonywała, że odrzucił 1/3, bo przecież 21:7=3. Tak, to są ludzie na takim poziomie. Oczywiście, w tzw. międzyczasie mogło się coś zmienić, bo jak sobie na szybko teraz sprawdzam, to pojawiają się informacje, że tych ustaw podpisał aż 31, co oznacza, że ponad 80% przeszło. Ale do brzegu, zajmijmy się teraz, dwoma najgłośniejszymi wetami. Pierwsze dotyczyło nowelizacji ustawy o zapasach ropy i gazu – Karol Nawrocki uzasadnił to zbytnim wydłużeniem okresu gromadzenia zasobów oraz sprzeciwiał się możliwości magazynowania gazu za granicą, co nie tylko zniechęca do potencjalnych inwestycji w polskie firmy, ale może spowodować, że w przypadku kryzysu będziemy zależni od kraju, gdzie nasze zapasy będą przechowywane. To jest po prostu oddanie kluczowej infrastruktury w obce łapy. Domyślam się chyba w które.
Tanie granie na emocjach
Z kolei weto dotyczące ustawy „Lex Kamilek” to nic innego jak tania gra na emocjach. Polacy długo nie mogli pogodzić się z tym, co spotkało ośmioletniego chłopca, więc jest to obszar, na który po prostu wystarczy rzucić zapałkę i wiadomo, że walnie. Należy jednak pamiętać, że ta ustawa jest po prostu bublem prawnym przepychanym na emocjach, byle pokazać, że coś robimy. Tak naprawdę odniosłam wrażenie, że po prostu zepchnięto w niej większą odpowiedzialność na nauczycieli. Być może, żeby mieć kozła ofiarnego, bo wiadomo, że sędziowie swoich wybronią, nawet jeśli tamci wykażą się taką arogancją i tumiwisizmem jak w przypadku sprawy Kamila z Częstochowy. Ale nie to jest tutaj najistotniejsze – otóż o zawetowanie tej ustawy apelowała również Rzecznik Praw Dziecka, Monika Horna-Cieślak – swoją drogą wspierana przez Platformę. Wyrażała ona obawę, że te zmiany pozostawiają zbyt wiele miejsca przypadkowi i ryzykowałyby one ich bezpieczeństwu, ponieważ dopuszczało możliwość, że dzieci mogłyby pracować z p***filami. Jak wyliczał na Twixie Radosław Karbowski:
„Rządzący chcieli wprowadzić w niej kilka zmian:
– w szkołach zamiast zaświadczenia z Krajowego Rejestru Karnego wystarczyłoby własne oświadczenie osoby pracującej z dziećmi
– osoby, które zostały zweryfikowane w innym miejscu (np. nauczyciele WF jako trenerzy w klubach), nie musiałyby być ponownie weryfikowane przez szkoły
– obowiązek przedstawiania zaświadczenia nie obejmowałby osób, które z racji zawodu nie mogą być karane (np. policjanci zaproszeni przez szkoły)
– goście obecni na zajęciach razem z nauczycielem nie musieliby przedstawiać zaświadczeń
– wolontariusze i studenci odbywający praktyki otrzymywaliby zaświadczenia o niekaralności bezpłatnie”.
I właśnie to stało się bezpośrednią przyczyną prezydenckiego weta. Ale po co napisać wprost, co dokładnie negował prezydent, zwłaszcza że wszystkie weta dokładnie uzasadniał, a nawet proponował inne rozwiązania, skoro można wrzucić emocjonalny bełkot o biednych dzieciach i patrzeć, jak ludzie się rozszarpują, bo niektórzy nie wiedzą, gdzie weryfikować informacje, a innym nie chce się tego robić? Zwłaszcza kiedy wytresowało się całe stajnie Silnych Razem, którzy każdą bzdurę są w stanie opakować w odpowiednią dawkę jadu i nienawiści i tym samym na bieżąco podsycają atmosferę.
M.