Connect with us

Nawiasem Pisząc

Dwie twarze marszałka Sejmu

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Ja się spodziewałam, że będziemy mieli ciąg dalszy, jeśli chodzi o ostatnią aferę z Grzegorzem Braunem. Przede wszystkim konsekwencje mogą dotknąć Krzysztofa Bosaka, który prawdopodobnie straci funkcję wicemarszałka, co z kolei będzie skutkowało tym, że Konfederacja nie będzie miała swojego reprezentanta w Prezydium Sejmu. Dosyć to gorzka pigułka, zwłaszcza że to nie Bosak postanowił zabawiać się gaśnicą, a sam Braun został ukarany. Sęk w tym, że pozostali wielce oburzeni chcieliby, żeby został ukarany bardziej. Ja w dalszym ciągu nie widzę tu żadnej konsekwencji, bo naprawdę wychodzi na to, że posłom wolno wszystko (jeździć pod wpływem na rowerze, nawoływać do wandalizmu, uczestniczyć w rozróbach czy zakłócać msze święte – to tylko pierwsze z brzegu przewinienia, które mi się przypomniały), ale zakłócać chanukowego święta w świeckiej – podobno – instytucji, to już nie. Nie jest to jednak zaskoczenie – wiadomo od dawna, że jeśli chodzi o wyznawców jednej, konkretnej religii to NIE WOLNO choćby pisnąć. Darcie ryja o antysemityzm jest już od dawna bardziej słyszalne, niż zdrowy rozsądek. Inna sprawa, że Braun po pierwsze nie potrzebował aż gaśnicy, żeby zgasić te świece, a poza tym mógł sobie darować okrzyki o satanistycznym obrządku, bo to chyba tylko dolało goryczy do ognia. Może wtedy kara nie byłaby aż tak dotkliwa, bo Konfederacja prawdopodobnie będzie musiała poświęcić Bosaka – jeśli wyrzucą Grzegorza Brauna jest więcej, niż prawdopodobne, że pójdą za nim pozostali posłowie z Korony, a to skutkowałoby tym, że partia utraci koło poselskie. A mogliby też zgotować sobie politycznego konkurenta w przyszłości, jeśli plotki o sojuszu Brauna z JKM by się potwierdziły. Na pewno jednak sam Braun uniknąłby w takiej sytuacji kłamstw rozhisteryzowanej kobiety (która wcześniej wsławiła się w tym, że kategorycznie nakazywała się szczepić). Pani, która starła się z członkiem Konfederacji, utrzymywała, że ten uderzył ja ręką w klatkę piersiową, krzyczał, że nie jest kobietą (hej, ale może to zgodnie z ideologią gender-fluid czy jakąś tam inną?) i złośliwie skierował strumień z gaśnicy prosto w twarz, w wyniku czego miała stracić przytomność i trafić do szpitala. Cóż, po samym zachowaniu tej kobiety, kiedy udzielała wywiadów, widać chyba, że to drugie to ściema (chyba że o utracie przytomności przypomniała sobie dopiero, kiedy zainteresowanie mediów przeszło z powrotem na obrady Sejmu). A gdyby tak przeanalizować nagranie z całego zdarzenia (nie wiem, czy szlachetna obrończyni Chanuki nie zdawała sobie sprawy, że wszystko jest nagrywane, miała nadzieję, że większość zajścia przysłoni biała mgła, czy było jej wszystko jedno, bo odpowiednio zaprogramowani ludzie uwierzą w to, co mówi, a nie w to, co widzą), to było dokładnie na odwrót. To ona rzuciła się na Brauna i, co więcej, usiłowała go kopać. Konfederata ani jej nie uderzył, ani nie popchnął, a wręcz mam wrażenie, że odwrócił gaśnicę, kiedy zorientował się, że go jakaś wściekła baba atakuje. Ale przekaz już poszedł taki, jaki poszedł i ani się waż z tym dyskutować, prawda? W każdym razie do procesu szantażowania Krzysztofa Bosaka i całej Konfederacji aktywnie włączył się właśnie Szymon Hołownia, o którym chciałam tutaj trochę napisać. Bo to taki dobry wujek miał być. Uśmiechnięty, błyskotliwy i z poczuciem humoru!

Dobry glina

Hołownia z miejsca zdobył sobie uwielbienie mediów, co nie jest niczym dziwnym. Po iluś tam latach pajacowania w telewizji, nauczył się jednak skutecznie i w miarę błyskotliwie gasić oponentów; a że w dodatku gasi głównie polityków PiS-u, to tym bardziej media go pokochały, bo pasuje to im do linii narracyjnej. Mówiąc w skrócie, Szymek ośmiogwiazdkuje na potęgę, a durny tłum to kupuje. Poza tym widać, że świeżo upieczony marszałek nie wyzbył się jeszcze parcia na szkło. Przeciwnie, teraz kiedy dochrapał się wysokiej funkcji w państwie (zbyt wysokiej, jeśli wolno mi się wtrącić), a lewicowe media upupiają go przy każdej okazji (słyszeliście może monolog zachwytu Doroty Gardias, która się niemal rozpuściła na wspomnienie o super-fajnym Szymusiu?) chyba ma ochotę na więcej i więcej. Ot, choćby jego expose. Nikt nie wiedział, po co on to robi, nikomu to do szczęścia nie było potrzebne, każdy miał wrażenie, że on marnuje tylko czas, ale nie… Szymek chciał zareklamować swój podcast. I faktycznie, to mu się udaje, bo rzeczywiście dużo więcej ludzi ogląda obrady Sejmu, ale mam wrażenie, że nie jest to spowodowane „wyższą świadomością” (bo, że jest ona mizerna, może świadczyć fakt, że ludzie zachwycają się telewizyjnym śmieszkiem w roli marszałka), ale przeciwnie – mają tam tanią rozrywkę. Pyskówki, awantury czy nawet szarpaninę między posłami Ozdobą i Rutnickim (w której Hołownia nie widział absolutnie nic złego; prawdopodobnie dlatego, że to poseł Platformy był stroną atakującą), a ostatnio w ten cały klimat wpisał się też Grzegorz Braun. Te podcasty to też – w opinii Szymona – prawdopodobnie takie fajne oczko puszczone w stronę wyborców, tyle że wychodzi średnio, kiedy nowy marszałek zastanawia się, do czego służy szuflada w marszałkowskiej ławie. Podobno wszystkich pytał, ale nikt nie potrafił mu udzielić jasnej odpowiedzi. W sumie to się nie dziwię – gdyby mnie ktoś zapytał, co to jest stolik, też by mnie w pierwszej chwili zatkało. Prawdopodobnie samodzielnie doszedł do wniosku, że do tej szuflady można coś schować. Ja wiem, że się wyzłośliwiam, ale sami przyznacie, że to infantylne – zwłaszcza że tłumaczył tam również, do czego służy toaleta. Opowiadanie, jak w środku wygląda Sejm, i w której sali obradują, które komisje i jakie decyzje w niej zapadają, istotnie byłoby fajnym i świeżym pomysłem, gdyby nie to, że marszałek sprawiał wrażenie, jakby bardziej był zachwycony sobą, niż swoim miejscem pracy. Któregokolwiek z pomieszczeń by nie pokazywał – on zawsze musi być na pierwszym planie. Dlatego ani kabinki telefonicznej, ani „ciemnego saloniku”, które Szymek chciał pokazać w swoim ostatnim filmiku, za bardzo widać nie było. Zawsze jednak było widać Szymona. Nie jest chyba dla nikogo tajemnicą, że nowy marszałek, poza oczywistą chęcią sławy i pochwał ze strony lewicowych mediów, chciał zbudować sobie wizerunek takiego fajnego, sympatycznego gościa, któremu – mimo że został marszałkiem – wcale palma nie odbiła.

Zły glina

Jak nieprawdziwy to jest wizerunek, mogliśmy się chyba przekonać, obserwując obrady Sejmu z jego udziałem, gdzie – tak jak wspominałam – wchodzi w pyskówki z nielubianymi przez siebie politykami, a często nawet, zupełnie niesprowokowany, dopuszcza się jakichś złośliwości w ich stronę. To jest naprawdę dziecinada. Ale prawdziwą twarz Hołownia dopiero pokazuje po całej awanturze z Grzegorzem Braunem. Polityczny szantaż to przecież nic złego, dobrotliwy wujcio – dzięki medialnemu milczeniu – się z tego wybroni, więc co mu szkodzi poparcie wniosku lewicy o usunięcie Krzysztofa Bosaka z Prezydium Sejmu, bo jego kolega z partii zgasił chanukowe świece. Nie bardzo rozumiem, jaka jest w tym wina samego Bosaka? Miał go za nogi złapać? Ale już się prawie cały Sejm rzucił do palenia czarownic, stos został przygotowany, więc wygląda na to, że kariera Bosaka jako marszałka Sejmu długo nie potrwała. Oficjalny powód jest taki, że pan Krzysztof rzekomo nie radził sobie z Grzegorzem Braunem, ale w takim razie nie wiem, jak radził sobie Hołownia, kiedy nie mógł uspokoić swojego rozsierdzonego koalicjanta, który rzucał się na posła PiS? A wręcz udawał, że w sumie to nic się nie dzieje. Rozumiem, że to było w porządku i „nie naruszało powagi Sejmu”. Ale potem już sprawa została postawiona jasno. Kara dla Brauna jest zbyt niska, więc jeśli nie wyciągnięcie poważniejszych konsekwencji – łącznie z wydaleniem z partii – to my Wam zabierzemy wicemarszałka. Wydaje mi się, że wiem, o co toczy się gra. Nowy rząd albo chce, żeby całe Prezydium należało tylko do jednej koalicji, albo ma nadzieję, że Konfederacja się ugnie i jeszcze bardziej osłabi swoją siłę w Sejmie. Jeszcze na wszelki wypadek Hołownia postanowił dokręcić śrubę i zaprosił Krzysztofa Bosaka, żeby ten wziął udział w ponownym, uroczystym odpalaniu tych świec. Tylko ja się pytam: dlaczego? Z tego co wiem, lider Konfederacji jest katolikiem. Wierzącym i praktykującym. Ja rozumiem, że być może wiara, którą do niedawna głośno celebrował Hołownia, była tylko dodatkiem na pokaz, żeby pokazać jaki z niego fajny katolik, ale inni mogą traktować ją poważnie. I nie chcieć być zmuszanym do brania udziału w obrządkach innej religii. A gdyby tak zmusić żyda do udziału w Bożym Narodzeniu, bo na przykład któryś z jego kolegów dopuścił się krytyki chrześcijaństwa (oczywiście, wszyscy dobrze wiemy, że w tę stronę to nie działa, ale podaję przykład), to byłoby w porządku? Można wyznawcę judaizmu szantażować, że jeśli nie weźmie udziału w Pasterce i nie podzieli się opłatkiem, to straci jakąś ważną funkcję? Byłoby to w porządku? Wydaje mi się, że powinno, skoro wolno w drugą stronę. Tyle tylko, że wszyscy wiemy, że wtedy znowu mielibyśmy do czynienia z galopującym antysemityzmem i brunatnym faszyzmem. To byłoby niedopuszczalne, haniebne i kompromitujące. Ale Bosaka można. Nie wiem, czy poseł Konfederacji ostatecznie przystał na tę propozycję i wziął udział w uroczystym odpalaniu świec Chanukowych (miało to miejsce w czasie, kiedy pisałam ten komentarz), ale po takich szantażach i wymuszeniach można poznać prawdziwą twarz Szymona Hołowni. Nie wiem, czy sam na to wpadł, czy jest umiejętnie sterowany z góry przez króla politycznych cyników, czyli Donalda Tuska, ale jestem pewna, że kiedy emocje i mgła już opadnie, marszałek dalej będzie bawił się w otwartego i dowcipnego wujka, który zapomniał, co prawda, na czym polega jego zadanie w Sejmie, ale wszyscy mu to wybaczą, bo „osiem gwiazdek”. Można powiedzieć, że maski opadły, ale wątpię, żeby wielu ludzi to zauważyło.

W każdym razie, można jednak śmiało zauważyć, że akcja Brauna przyniosła raczej negatywne skutki – głównie dla jego własnej partii, ale celebrowanie Chanuki w Sejmie będzie jeszcze trwało przez długie lata. I tu chyba można postawić mu ten sam zarzut, co Januszowi Korwin-Mikkemu – po tylu latach w polityce powinien chyba się spodziewać, jaka będzie reakcja?

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

 

 

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Podebatowego cyrku ciąg dalszy

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Jeszcze kurz po dwóch pseudo-debatach nie opadł, a już widzimy, że wszystkie strony próbują z nich cokolwiek jeszcze wycisnąć. Ciekawe jest to, że twardy elektorat KO uparcie twierdzi, że zwycięzcą debaty został… Rafał Trzaskowski. Według mnie, największym sukcesem tego pana jest fakt, że nie rozpłakał się i nie wybiegł z hali, bo mam wrażenie, że mało już mu brakowało. Swoją drogą, zastanawiam się, kiedy te najtwardsze elektoraty dwóch największych partii w Polsce przekształciły się w aż taki beton, ale to pewnie efekt wielu lat tłoczenia kłamstw, manipulacji i zwykłej propagandy ludziom do głów. Mnie się kiedyś też wydawało, że Tusk jest naszą jedyną szansą i w ogóle zbawcą narodu, ale nawet ja, kiedy widziałam, jak zbierał niesamowite cięgi od Aleksandra Kwaśniewskiego w debacie przedwyborczej w 2007 roku, przecierałam oczy ze zdziwienia, jak następnego dnia przeczytałam, że zwycięzcą debaty był Donald Tusk, a na potwierdzenie dorzucili opinie „ekspertów”, żeby przekonać niedowiarków, że tak w rzeczywistości było, Tusk wygrał zdecydowanie, a to, co wczoraj państwo widzieli tak naprawdę się nie wydarzyło. Jakiś czas później zaczęłam omijać TVN szerokim łukiem, a ci co postanowili oglądać tę stację dalej, to ci sami, którzy dzisiaj twierdzą, że debatę wygrał Trzaskowski i nawet nie jest im głupio wypisywać takie bzdury.

Trzaskowski zwyciężył jeszcze przed debatą

Ale OK, do tego, że każda partia ogłasza swojego kandydata zdecydowanym zwycięzcą każdej możliwej debaty (czy choćby telewizyjnej pyskówki), zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Zazwyczaj tuż po jej zakończeniu na wszystkich mediach społecznościowych pojawiają nam się publikacje wszystkich partii, że to właśnie ich kandydat, i żaden inny, zaorał konkurencję i jest BEZAPELACYJNYM zwycięzcą. Do tej pory jednak starali się chociaż z tymi zapewnieniami zaczekać aż do końca debaty – parę dni temu zaś posłowie KO ogłosili Rafała zwycięzcą jeszcze przed zakończeniem debaty. Prawdopodobnie dlatego, że debata trochę się opóźniła, bo łaskawie dopuścili innych kandydatów do głosu, więc wypadałoby dać im dojechać. W związku z powyższym debata odpowiednio się przedłużyła, natomiast poszczególni posłowie KO prawdopodobnie napisali sobie te posty na kilka godzin przed debatą, a potem zaplanowali ich opublikowanie na odpowiednią godzinę (bo przecież nie mogą napisać, że ich kandydat zebrał manto, prawda?), więc jakoś na pół godziny przed jej zakończeniem pojawiały się posty, że oto Rafał Trzaskowski wymiótł konkurencję. Kurczę, może gdyby zaczekali odrobinę dłużej (o ile w ogóle chciało im się ten cyrk oglądać, skoro swój partyjny obowiązek spełnili), zdecydowaliby się odrobinę edytować swój wpis. Na przykład na taki: „Mimo agresywnej postawy konkurencji, Rafał odpowiedział na wszystkie pytania”. Nie jest to do końca prawda, bo Trzaskowski starał się unikać jednoznacznych odpowiedzi, raczej kluczył i zmieniał temat, ale jak jeden kandydat otworzył usta, żeby mu zadać pytanie, to on je otwierał, żeby coś tam sobie pogadać, więc wyrozumiale i z dużą dozą ostrożności możemy to uznać za odpowiedzi. Jednak pisanie o bezapelacyjnym zwycięstwie… Mnie by było trochę wstyd, nawet gdybym była zacietrzewionym wyborcą Platformy.

Później było gorzej… zwłaszcza za kulisami

Ale rzeczy oczywiste przesuńmy na bok, skupmy się na kulisach tego cyrku, bo jest o czym pisać. Przede wszystkim należałoby się zastanowić, kto był tak naprawdę organizatorem debaty Trzaskowskiego. Warto zauważyć, że już na samym wstępie jedna z pań, która zajmuje się dziennikarstucją, poinformowała, że to nie oni są organizatorami, oni tylko grzecznie umożliwiają sygnał, ale co złego to nie oni, tylko sztab Trzaskowskiego. Całkiem sprytnie, bo telewizja publiczna ma obowiązek na debatę (a podobno to miała być debata, a nie prywatny cyrk Trzaskowskiego) zaprosić wszystkich uczestników, nie tylko tych z największą ilością głosów, albo tych, których oni aktualnie lubią. Tylko że i tak szybko pojawiły się różne wątpliwości. Pierwsza – skoro to nie była debata, a organizatorami tego cyrku był sztab Pięknego – powinna być informacja o tym, że to materiał wyborczy sztabu KO. Tej, jak wiemy, zabrakło, ale to jeszcze nie wszystko, bo część kosztów produkcji poniesie TVP (wynajęcie hali plus emitowanie sygnału), a w takiej sytuacji wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z nielegalnym finansowaniem kampanii i to przez telewizje publiczną. Cóż, Platforma zawsze stała na straży praworządności, więc skoro tak chętnie uwaliła subwencję PiS-owi (a potem olała wyroki sądu, bo im nie pasowały do narracji o złym i złodziejskim PiS-ie), to na pewno przyjrzy się tym wątpliwościom i je sprawiedliwie oceni, prawda? W każdym razie długo do zorganizowania debaty nikt się nie chciał przyznać i przerzucali to sobie jak kukułcze jajo, jednak oficjalnie w końcu sztab wyborczy prezydenta Warszawy potwierdził, że w sumie to oni. Ale kiedy Rymanowski w swoim programie zapytał Mariusza Witczaka, kto pokryje koszty jej organizacji, ten odpowiedział, że powinni to zrobić wszyscy kandydaci i uczestnicy. Więc jeśli ktoś chce, to chyba może się dorzucić, nie wiem. Jak można było się spodziewać, wpłynęły już powiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa do prokuratury. Z tego, co wiem, na taki ruch zdecydowała się na razie Konfederacja, słyszałam również, że szef sztabu Karola Nawrockiego również ma podjąć albo podjął podobne działania.

Sądy i sprawiedliwość po naszej stronie

Po ostatniej decyzji sądu a propos Szymona Hołowni i uśmiechniętych, nielegalnych imigrantów ze wspólnego zdjęcia, nie mamy chyba złudzeń, że te powiadomienia szybko uwalą. Swoją drogą, ciekawe było tłumaczenie sądu w tej sprawie, bo według jego opinii ci ludzie istotnie nielegalnie przekroczyli granice, ale to nie znaczy, że są nielegalnymi imigrantami. To, przepraszam bardzo, kim są? Czy jeśli ja zdecyduję się zamordować sąsiada, to morderczynią będę tylko w czasie dokonywania zbrodni, a później już nie? Tak to teraz działa w praworządnym państwie? Co prawda, nie jestem Jurkiem Owsiakiem, ale mój sąsiad też nie jest, dlatego zastanawiam się, jakby to rozpatrzyli. Nie będę jednak mordowała sąsiada, żeby się przekonać, więc przejdźmy do dalszej części – otóż sztab wyborczy Rafała Trzaskowskiego też zdecydował się poskarżyć prokuraturze. Bo jak oni, to i my. Sądy sądami, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Na wszelki wypadek jednak te sądy sobie kupiliśmy, więc o wyrok możemy być spokojni. A co się nie spodobało sztabowi Trzaskowskiego? Jak możemy przeczytać we wpisie szefowej sztabu Wioletty Paprockiej: Agresja nie przejdzie! Kierujemy zawiadomienie do prokuratury w związku z wydarzeniami, do których doszło w Końskich przed rozpoczęciem debaty prezydenckiej. Mówimy o zniszczeniu hali, próbach siłowego wtargnięcia do środka mimo jasnych wezwań o zaprzestanie natarcia, a także o awanturach i aktach agresji ze strony ludzi PiS oraz Telewizji Republika, którzy działali ramię w ramię. W państwie prawa takie działania muszą spotkać się z jednoznaczną i stanowczą reakcją – zarówno prawną, jak i społeczną. Agresja, zastraszanie i prowokacje nie mogą być akceptowane jako element życia publicznego. Demokracja wymaga szacunku, uczciwości i zasad – a nie przemocy i politycznego teatru. Polki i Polacy oczekują debaty, ale prowadzonej z klasą, bez atmosfery nagonki i chaosu. Czyli wiadomo – nielegalne próby zakłócenia DEMOKRATYCZNEGO wydarzenia. Znamy to już.

Siłowe wdarcie zaproszonych gości

I wiecie co, ja chyba rzeczywiście głupia jestem. Nic nie wiem, co prawda, o zniszczeniu hali, ale tu mogę się podpisać, że zniszczenie hali jest bardzo niefajne. Ale o jakich „siłowych wtargnięciach” mówimy, skoro sami zdecydowaliście się jednak dopuścić pozostałych kandydatów do dyskusji? I to bardzo niechętnie, bo widocznie przygotowali Rafałka tylko do dyskusji z Nawrockim, a i to, jak mogliśmy się przekonać, niezbyt skutecznie. Skoro sztab Trzaskowskiego ostatecznie zgodził się na udział innych kandydatów, to dlaczego musieli oni siłowo się wdzierać, skoro wystarczyłoby ich wpuścić? Skoro udało im się wygospodarować skądś nagle ileś tam dodatkowych mównic dla kandydatów, to chyba otwarcie im drzwi do hali nie stanowiło jakiegoś niesamowitego problemu? Chyba że było tak, że drzwi przed nimi otworzono, czerwony dywan rozłożono, a oni i tak postanowili się siłowo wdzierać, bo to zwykły plebs jest? Ja widziałam tylko, jak wdzierał się Stanowski. Zapukał, otworzyli mu, wszedł. Potem, co prawda, dziennikarze z jego „Kanału Zero” mieli problem, żeby się tam dostać, więc może to jest to siłowe wdarcie? Że w ogóle ośmielili się próbować? Albo że im się w ogóle udało, bo to przecież jeszcze gorzej? Nie wiem też, o jakim zniszczeniu hali, mówi pani Paprocka, bo nie mogę znaleźć żadnych informacji na ten temat. Wiem tylko, że ona mówi, że została zniszczona, ale jak już wielokrotnie pisałam – do polityków oraz ich współpracowników stosuję zasadę ograniczonego zaufania. Ale jeśli ktoś z Was mieszka albo odwiedza Końskie i faktycznie doszło tam do zniszczenia hali, to chętnie poczytam, bo nie mogę dotrzeć do takich informacji. A wiecie, jak to jest, uwierzysz komuś na słowo, że gdzieś tam rozdaje się rowery, a potem szybko się okazuje, że nie rozdaje, tylko kradnie. I nie rowery, a samochody.

M.

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

A miało być tak pięknie

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Byliśmy świadkami dwóch debat prezydenckich jednego dnia i naprawdę można powiedzieć – sporo się działo. Większość kandydatów wypadła na plus. Sporo zyskał w moich oczach Karol Nawrocki, który nie dawał się wyprowadzić z równowagi (może na krótką chwilę w drugiej debacie), ale też celnie i twardo punktował niekonsekwencję polityczną Rafała Trzaskowskiego. Joanny Senyszyn dałam radę wysłuchać w pierwszej debacie, w drugiej już byłam nią zmęczona, zwłaszcza kiedy weszła w swój mocno antyklerykalny tryb. Krzysztof Stanowski bardzo fajnie wyśmiewał obłudę i hipokryzję niektórych kandydatów. Szymon Hołownia odważył się wystąpić w nieprzyjaznym dla siebie środowisku – gadał głupoty, ale trzeba to docenić. Ogólnie po tej debacie nie miałam wrażenia, że Szymon naprawdę może być jeszcze głupszy, a ostatnio zdarzało się to bardzo często. Ale chyba nikt, poza Koalicją Obywatelska, która tradycyjnie ogłosiła swojego kandydata zwycięzcą debaty, nie może w pełni świadomie i z czystym sumieniem powiedzieć, że cała ta szopka nie zaszkodziła Rafałowi Trzaskowskiemu.

Podwójny nokaut

Ale nie, po tym co się potem stało, czuję, że jednak decyzja pozostałych kandydatów była dobra. Widocznie wszyscy mieli ochotę parę rzeczy prezydentowi Warszawy wypomnieć. No i trzeba powiedzieć, że Nawrocki z Biejat pięknie w dosyć niespodziewanym duecie dwukrotnie powalili na deski Pięknego Rafała. Najpierw wspierany przez PiS Karol Nawrocki wypomniał mu jego brak konsekwencji i stałe zmienianie zdania w kluczowych dla Polski sprawach, na co Trzaskowski zaczął bredzić coś o tym, kto się boi gejów i dlaczego. Potem prezes IPN-u wręczył mu tęczową flagę, wypominając mu, że przecież od zawsze był tęczowym Rafałem, więc co mu się tak nagle odmieniło. Kandydat z ramienia KO kompletnie stracił nerwy i kłopotliwy podarunek schował, co natychmiast zauważyła Magdalena Biejat, wykorzystała okazję i wyprowadziła cios, prosząc go o oddanie jej flagi, bo ona się jej nie wstydzi. Olbrzymią przyjemność zrobiła mi tym zachowaniem Magdalena Biejat. Wiecie, to jest takie uczucie, jakby mój kot wziął mi się, zsikał, zesrał, a na końcu na to wszystko zwymiotował w pokoju. I w tej sytuacji wchodzi Biejat i ten cały syf wyciera. Twarzą Rafała Trzaskowskiego. Tego rodzaju to była przyjemność. Myślę, że kandydatka lewicy spokojnie odebrała tym wystąpieniem ileś głosów Rafałowi – chodzi mi oczywiście o te najbardziej skrajne i tęczowe środowiska. I może to zaważyć na jego prezydenturze. Tak zapunktowała tym u mnie dziewczyna, że musiałam sobie przypomnieć, że chciała odwołać Dzień Żołnierzy Wyklętych, a w jego miejsce ustanowić Dzień Ofiar Żołnierzy Wykletych, żeby mi się przypomniało, że w sumie to za nią nie przepadam. Ale tak przywalić też trzeba umieć.

Niechciany kandydat

Drugim dużym przegranym był Sławomir Mentzen. On oczywiście pisze, że nie będzie tańczył, jak mu zagrają, nie będzie brał udziału w tej szopce i nie będzie odwoływał w ostatniej chwili wizyty w tych miejscowościach, do których akurat jechał. Słyszałam jednak wersję, że jego sztabowcom bardzo zależało na udziale Mentzena w tej debacie, bo była to doskonała szansa, żeby dotrzeć do większej liczby potencjalnych wyborców. Podobno mieli coś kombinować nawet z helikopterem, ale nie było żadnych dostępnych, a podróż samochodem wiązałaby się ze złamaniem olbrzymiej liczby przepisów drogowych, a nawet ryzykiem wypadku, więc ostatecznie uznano, że nie ma sensu. Napiszę szczerze, że miałam wręcz wrażenie, że była to ustawka, żeby kandydat Konfederacji nie miał szansy się stawić, bo mógłby w niej naprawdę dużo zyskać. Stracić również, ale gra była chyba warta świeczki. Wystarczy spojrzeć, że wizerunkowo sporo zyskali na niej Karol Nawrocki, który udowodnił, że wcale nie jest sztywny i nudny czy Szymon Hołownia, korzystający ze swojego medialnego doświadczenia. Dużym zaskoczeniem okazał się Maciej Maciak – w sumie zabawnie wyglądało, kiedy kolejni kandydaci docierali na miejsce i udawali, że wcale nie są zaskoczeni na widok kompletnie obcego kolesia. Dopiero Stanowski przestał udawać i zapytał się go: „Kim ty, kurde, człowieku jesteś?”. Doczytałam sobie, że prowadzi jakiś kanał na YT, ma 70 tysięcy subskrybentów (wcale niemało, pytanie tylko, jakim cudem udało mu się zebrać ok. 130 tysięcy podpisów), jest antyukraiński, prorosyjski oraz uważa, że nie ma sensu finansować wojska, bo jak będzie za duże, to będziemy prowokować. Zwłaszcza ten ostatni pogląd jest dla mnie niepokojący, dlatego cieszę się, że ten pan też nie wypadł w tej debacie najlepiej. Ale nikogo chyba wczorajszy wieczór w Końskich nie zabolał tak jak Rafała Trzaskowskiego. Co tam Schetyna kiedyś mówił? Że wybory wygrywa się w Końskich? Mam nadzieję, że również w Końskich się je przegrywa. I że świadkiem tej porażki byliśmy wczoraj.

M.

FB: https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Ciąg dalszy kabaretu w polskim Sejmie

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Nie wiem, które wydarzenie z tych, do których ostatnio doszło na naszej rodzimej scenie polityczne powinno zyskać miano najbardziej żenującego, ale było ich sporo. Rafał Trzaskowski zdecydował się zrobić konferencję dla wszystkich dziennikarzy i odpowiedzieć na wszystkie pytania, a nie tak jak do tej pory zapraszać tylko tych zaprzyjaźnionych z sympatycznymi pytaniami. Roman Giertych z Jarosławem Kaczyńskim prawie wzięli się za łby w Sejmie – później do tego swoistego freak-fightu włączyli się posłowie PiS, chcąc wesprzeć prezesa. A Szymon Hołownia chwali się, że wygrał pozew przeciwko Sławomirowi Mentzenowi, bo on wcale, nigdy nie zapraszał do Sejmu żadnych uchodźców.

Nieszczęśliwa konferencja Trzaskowskiego

Trzeba przyznać, że otwarta konferencja dla wszystkich dziennikarzy była odważnym pomysłem sztabu Rafała Trzaskowskiego. Widocznie uznali, że nie wypada śmiać się z Mentzena, że uciekał na hulajnodze przed dziennikarzami, skoro samemu konsekwentnie odmawia się udziału w debatach w mediach, których się nie lubi. Odważnym, ale chyba kompletnie nieprzemyślanym, bo Trzaskowski wypadł tragicznie. Jego odpowiedzi na niewygodne pytania to albo wymuszony śmiech, albo sugerowanie, że dziennikarze robią sobie z niego żarty na Prima Aprilis, albo kłamstwa, albo zarzuty, że pytania są niemerytoryczne, a on właśnie chciałby merytorycznie, tak jak nigdy wcześniej. Tego się naprawdę nie dało oglądać. Próbowałam obejrzeć całość, naprawdę, ale to było niewykonalne. Zaczęłam się przede wszystkim zastanawiać, czy może cała taktyka sztabu Trzaskowskiego nie polegała przypadkiem na tym, żeby zorganizować ją właśnie 1 kwietnia, a kandydat KO na prezydenta, gdyby nie wiedział, co ma powiedzieć, będzie się powoływał właśnie na tę datę, że heheszki i on dziękuje za poprawę humoru. Ale za to dowiedzieliśmy się, że jesteśmy światową potęgą w ogórkach i Prince Polo – trzeba przyznać, że Rafał dość ciekawie wymawia nazwę batonika jak na takiego poliglotę. A ogórki produkowane były w Niemczech. Chociaż nie jestem pewna, czy to akurat na tej konferencji, bo on te ogórki ze sobą już chyba wszędzie wozi.

Pyskówki na poziomie w mównicy sejmowej

O kłótni prezesa PiS-u i mecenasa Giertycha nie będę się przesadnie rozpisywała, bo według mnie to taki trochę teatrzyk dla fanatyków jednej i drugiej strony, żeby mieli się czym zajmować przez następny tydzień. Wizerunkowo nie wyszedł na tym dobrze żaden z dwóch panów i chyba nawet KO spodziewała się czegoś więcej po swoim czarnym koniu, bo tak naprawdę po wszystkim ograniczyli się tylko i wyłącznie do… komentowania różnicy wzrostu. Serio. Nie wzięli oczywiście pod uwagę, że Giertych stał już w tamtym momencie na podwyższeniu przy mównicy, a Kaczyński niżej – ważne, żeby było śmiesznie, ważne, że Kaczor jest niski. Do samej kłótni odnosili się już mało chętnie, bo nie dość, że nie stała ona na najwyższym poziomie, to Romek ją przegrał. Sam się podłożył, kiedy zaczął gadać o wujach. Wydawałoby się to niemożliwe, ale to Kaczyński usiłował zniżać się do poziomu Giertycha, a nie odwrotnie. I chyba mu się to nie udało, bo o ile Qń faktycznie działa mu na nerwy, o tyle wciąganie się w dyskusję o wujach uznał za poniżej swojej godności. Mecenas musiał więc zostać sam ze swoim wujem i liczę na to, że nowe przezwisko przylgnie do Romana, tak jak Naleśnik i Pan Członek do Zembaczyńskiego.

Kiepska pamięć Szymona Holowni

Szymon Hołownia napisał na swoim Twixie: „Mentzen jest kłamcą – tak właśnie orzekł sąd. 3:0, jest kolejne zwycięstwo i obiecany hattrick. Gramy dalej, Panie Sławku?”. Jest to oczywiście świętowanie wygranej sprawy sądowej. Marszałek zapomniał niestety, że jego zdjęcie z nielegalnymi migrantami od paru lat już śmiga po necie. Internauci na szczęście szybko mu przypomnieli, ale spójrzcie sami, jak działają polskie sądy, skoro ignorują wpis Fundacji Ocalenie, który wyraźnie mówił, że ci ludzie zostali do Sejmu zaproszeni. Zacytowano nawet kobietę, która pozowała z panem Szymonem na wspomnianym zdjęciu: „W życiu bym nie pomyślała, będąc w lesie na granicy białorusko-polskiej, że któregoś dnia zostanę zaproszona do polskiego Sejmu. Że znajdę się w gronie osób specjalnie zaproszonych. Taka myśl, nie przeszłaby mi nawet wtedy przez głowę”. Cóż, gości do Sejmu zaprasza… marszałek Sejmu. Nie wiem, czy Mentzen będzie się od wyroku odwoływał, bo nie bardzo ma chyba teraz czas na takie szarpanie się z kolesiem, do którego jeszcze nie dociera, że jest politycznym trupem, przepraszam za dosadność. Wrzucił tylko wspomniane zdjęcie i skomentował to: „Sąd uznał, że Hołownia nie zapraszał do Sejmu nielegalnych imigrantów i nie wrzucał sobie z nimi zdjęć 😃„.

M.

FB: https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej