

Wojciech Kozioł
Chiński długi marsz cz. I
Rozważania na temat specyfiki chińskiego państwa należałoby zacząć od zrozumienia przeszłości Chin. Bogatej historii, wyjątkowej kultury, położenia geopolitycznego, demografii… Dosłownie możemy tu mówić o odrębnej i wielkiej cywilizacji. Wskazywali na to najznamienitsi specjaliści, jak choćby Feliks Koneczny już 100 lat temu, tworząc swoją teorię o wielości cywilizacji.

Sami Chińczycy postrzegają swoje państwo jako coś wyjątkowego. Zhongguo, czyli Chiny, oznacza dokładnie ”Państwo Środka” i jest to też na swój sposób interesująca metoda (sinocentryczna) patrzenia na świat.
Jednak by zrozumieć Chiny obecne to należałoby prześledzić w szczególności ostatnie 200 lat ich historii. Pamiętajmy, że jeszcze w XVIII wieku Chiny były prawdziwym mocarstwem światowym, niemal pod każdym względem (no może poza flotą). Relacje handlowe kwitły wtedy niemal z całym ówczesnym globem.
Później nadszedł dla Chin czarny wiek XIX: I wojna opiumowa zakończona upokorzeniem; powstanie tajpingów pustoszące spory obszar państwa i pochłaniające miliony istnień; przegrana II wojna opiumowa, wojna z Francją również zakończona klęską; przegrana wojna z Japonią oraz utrata Korei i Tajwanu… Można tak bardzo długo, ale państwo chińskie w owym czasie zostało upokorzone niemal przez każdą potęgę: Japonię, Rosję, Prusy (Cesarstwo Niemieckie), Wielką Brytanię, Francję, USA, Portugalię, Austrio-Węgry, Włochy, Hiszpanię, Holandię czy Belgię – wszystkie te porażki i umowy w wyniku nich zawartymi określono „traktatami nierównoprawnymi”.
Później, w XX wieku mamy dwa zjawiska. Pierwsze to upadek dynastii Qing, który rozpoczyna burzliwy okres Republiki Chińskiej. Drugie zjawisko to Wielka Wojna, która znacząco osłabiła wpływy mocarstw europejskich na Państwo Środka. Jedynymi, które umocniły swoje pozycje były Japonia i USA.
Następnie przychodzi okres, który gdybym chciał opisać, to potrzebowałbym zdolności niczym Jacek Gmoch podczas opisywania strategii na boisku.
Mao kontra Czang-Kaj szek
Każdy kto czytał kiedyś o walkach o władze pomiędzy Kuomintangiem a komunistami oraz rywalizacji Czang Kaj-szeka z Mao Zedongiem, to doskonale wie, że bez mapy Chin i kilku flamastrów nie da się tego przedstawić.
W każdym razie sytuację tę wykorzystali Japończycy, którzy najpierw powiększyli wpływy w Mandżurii, a później rozpoczęli regularną wojnę z Chinami. Wtedy też dwa wojujące stronnictwa w Chinach zawiesiły miedzy sobą broń na kontynencie, który dosłownie pochłonął armię cesarską.
Po II wojnie światowej wybuchła kolejna wojna domowa, która zakończyła się klęską Kuomintangu. Ten został zmuszony by przenieść się na Formozę, którą dziś znamy pod nazwą, a jakże, Tajwan. Natomiast komuniści całkowicie zapanowali w części kontynentalnej. Warto pamiętać, że w 1954 USA podpisały w Tajpej porozumienie, na mocy którego zobowiązały się do obrony Tajwanu.
I teraz: kiedy będę pisał „Chiny” to mowa tu o ChRL. Tajwan to po prostu Tajwan. Choć nie ukrywam, że pojawia mi się uśmiech na twarzy, gdy widzę współczesny „trolling” w stosunku do komunistycznych Chin, które przewrotnie ktoś nazwał „Tajwanem Kontynentalnym”.
Tyle z dygresji…
Chiny – ZSRR, czyli kto rządzi w obozie komunistycznym
Ale wracając do okresu powojennego: całej dyktatury Mao nie będziemy opisywać, ale warto wiedzieć, że już na początku pojawiają się pierwsze spięcia na linii Pekin-Moskwa o to kto ma przewodzić w świecie komunistycznym. Państwa te ewidentnie nie mogły się dogadać, a sami przywódcy robili sobie, mówiąc delikatnie, na złość. Na przykład Mao wykorzystywał fakt, że Chruszczow nie potrafił pływać, więc specjalnie brał go nad wodę przy spotkaniach. Nie obyło się również i bez ostrzejszych wymian zdań…i ognia… I tak dalej.
Jednak nie ma co ukrywać, Chiny dalej były wtedy państwem ułomnym gospodarczo. Przełom znowu wiązał się z dwiema kwestiami.
Pierwszą była Doktryna Guam czy też Nixona. Znane (chyba) wszystkim „odprężenie” lat 70-tych, to stopniowe otwieranie się Chin na Zachód, ale z drugiej strony było to też wyciąganie ich z orbity kremlowskiej, by rozbić resztki układów partnerskich miedzy tymi państwami, choć i tak większość już wcześniej zerwał sam Mao, który nie szczędził krytyki Związkowi Radzieckiemu.
Ogólnie rzecz ujmując, to Chiny nie miały w tamtym czasie żadnych konkretnych sojuszników, a zdecydowanie więcej konfliktów, włącznie z Indiami. Jedyna „przyjaźń” jaka ostała się do dziś, to ta z Pakistanem.
No i nadchodzi w końcu era człowieka, który obrósł w wiele mitów, jako ojciec kapitalizmu w Chinach, czyli Deng Xiaopinga. Nie jest prawdą, że zamienił on komunizm na kapitalizm za pstryknięciem palca, bo coś takiego się nie wydarzyło. Natomiast rzeczywiście otworzył on Chiny na rynek zachodni, pozwolił rozwinąć się sektorowi prywatnemu (rzecz jasna pod nadzorem władz). Stworzono również specjalne strefy ekonomiczne, a cały plan Denga określono jako „socjalizm o chińskiej specyfice”. I jest to chyba najlepsze określenie tego systemu.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Wojciech Kozioł
Szczyt OBWE; Ławrow wszędzie widzi nazizm
W stolicy Macedonii Północnej odbywa się szczyt OBWE, na którym zjawił się szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow. W związku z tym takie państwa jak Polska, Litwa, Łotwa, Estonia i Ukraina zbojkotowały to wydarzenie.

W stolicy Macedonii Północnej odbywa się szczyt OBWE, na którym zjawił się szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow. W związku z tym takie państwa jak Polska, Litwa, Łotwa, Estonia i Ukraina zbojkotowały to wydarzenie.

Coroczny szczyt OBWE potrwa do piątku. Od wielu lat jednak organizacja ta funkcjonuje bardziej na papierze, niż ma realny wpływ na sytuację w Europie. Niemniej bojkot tego spotkania przez państwa bałtyckie, Polskę i Ukrainę jest bardzo czytelnym sygnałem.
W przypadku Ukrainy sprawa jest oczywista. Państwo to od 2014 roku toczy wojnę z Rosją (od 2022 roku w jej pełnoskalowej formie). Z kolei Litwa, Łotwa, Estonia i Polska są celem działań hybrydowych Kremla od co najmniej 2021 roku.
Również podczas samego szczytu niektóre państwa zachowały dystans wobec obecności rosyjskiego przedstawiciela. Jak informuje PAP, szefowa rumuńskiej dyplomacji wzięła udział w nieformalnej kolacji w środę, na której nie było rosyjskiego ministra.
Ławrow widzi powrót nazizmu
„W krajach bałtyckich obserwujemy wzrost ideologii nazistowskiej, ale instytucje OBWE milczą na ten temat” – stwierdził na szczycie szef rosyjskiego MSZ. Rosja stosuje tę narrację w stosunku do każdego, z kim ma problemy. Swoją drogą, podobnie jak zachodnia lewica, która niemal każdego wroga nazywa faszystą.
Rosja w ten sam sposób, już od 2014 roku odnosi się do Ukraińców. Podczas wojny w Donbasie, jak i obecnie narracja jest taka, że Rosja dokonuje „denazyfikacji” Ukrainy. W podobnym tonie rosyjscy politycy (m.in. były premier, obecnie Wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Dmitri Miedwiediew) odnosili się do Polski. Zatem słowa takie skierowane w stronę państw bałtyckich nie dziwią. Powinno to być jednak kolejnym symbolem oderwania Rosji od rzeczywistości i jej nieobliczalności, bo to właśnie Litwa, Łotwa i Estonia są w najmniej komfortowym położeniu w Sojuszu.
Wojciech Kozioł
Czy „Orbanopolityka” zadziałałaby w Polsce? Cz.II
W zasadzie to pytanie jest trochę błędnie zadane, ale zarazem już pokazuje pewien mechanizm. Mówimy „Węgry”, ale w rzeczywistości chodzi nam o Viktora Orbana. Ta specyficzna forma rządzenia, z niewątpliwie charyzmatycznym liderem jest charakterystyczna dla aktualnych węgierskich elit. Jednak popełniłby błąd ten, co myśli, że państwem tym rządzi „taki PiS, tylko bardziej sprytny”.

W pierwszej części padły fundamentalne różnice, które kształtują wizję obu państw na politykę międzynarodową. A jak to wygląda współcześnie w praktyce i czy faktycznie u nas by te same mechanizmy zadziałały?

W pierwszej części padły główne i fundamentalne różnice, które kształtują wizję obu państw na politykę międzynarodową. A jak to wygląda współcześnie w praktyce i czy faktycznie u nas by te same mechanizmy zadziałały?
Co Węgrzy robią dobrze?
W zasadzie to pytanie jest trochę błędnie zadane, ale zarazem już pokazuje pewien mechanizm. Mówimy „Węgry”, ale w rzeczywistości chodzi nam o Viktora Orbana. Ta specyficzna forma rządzenia, z niewątpliwie charyzmatycznym liderem jest charakterystyczna dla aktualnych węgierskich elit. Jednak popełniłby błąd ten, co myśli, że państwem tym rządzi „taki PiS, tylko bardziej sprytny”.
Nie da się Fideszu przyrównać do czegoś w naszym politycznym uniwersum, ale można szukać pewnych cech wspólnych. Zdolność do przejmowania środków masowego przekazu jest tam na przykład podobna, jak za czasów rządów PO, ale z zabarwieniem bardziej propaństwowym. Relacje z Unią to z kolei PiS, ale bardziej skuteczny. Nastawienie do marksizmu kulturowego, to z kolei kilka cech z Konfederacji by znalazło tu swój odpowiednik. Nie da się ich nazwać ani liberałami, ani konserwatystami. Co głupsi próbują Orbana określać „faszystą”, ale to już w ogóle mija się z prawdą.
Więc co nasze elity mogłyby wyciągnąć z polityki Orbana? Przede wszystkim umiejętność negocjowania z Unią Europejską. Tak, negocjowania, a nie stania okoniem. Wbrew pozorom Budapeszt też na większość spraw przystaje, ale wcześniej faktycznie dokonuje niekiedy skutecznego targowania się.
Gdzie Węgrzy popełniają błąd?
Ta lista w ostatnim czasie niestety się wydłużyła i wydaje się, że obecnie wady o kilka długości wyprzedziły zalety, ale po kolei.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to stosunek do Federacji Rosyjskiej. Są w Polsce środowiska, które twierdzą, że my też powinniśmy przyjąć taką postawę, ale jest ona po prostu błędna i nijak się ma do realistycznego patrzenia na stosunki międzynarodowe. I to nie tylko w naszym wypadku, ale węgierskim również.
Orban starał się wielokrotnie podkreślać, że jest za pokojem, ale winą za wojnę obarcza nie Rosję, która jest agresorem, a Zachód, który wspiera Ukrainę. Jest to dokładnie narracja wyjęta z rosyjskiej propagandy i przeszczepiana do krajów zachodnich. Wystarczy raz obejrzeć program Sołowiowa, by wiedzieć, że to wszystko to dezinformacja.
Jednak rodzi się pytanie, dlaczego Orban tak mówi? Odpowiedź jest tylko częściowo odkryta, ale najbardziej widoczną kwestią jest ogromna zależność energetyczna Węgier od Rosji. Szantaż ten działa na podobnej zasadzie, jak ten, który Rosja chciała wykorzystać w przypadku Nord Stream 2.
Kolejne to wypadkowa stosunku do Rosji, czyli niezrozumienie relacji z USA. Orban stawia na Donalda Trumpa i podkreśla to na każdym kroku. I fakt, być może Trump wygra przyszłoroczne wybory, ale dla Europy nie będzie to oznaczało niczego dobrego. Zapowiadane przez byłego prezydenta ograniczenie zaangażowania USA w Europie to pozbawienie europejskich sojuszników najsilniejszego argumentu, który odstrasza Rosję. Jeśli opierać się na prognozach, które coraz częściej przebijają się w NATO, to sojusznikom USA w Europie potrzeba co najmniej 3-5 lat, by odbudować swój potencjał i przemysł zbrojeniowy. I to tylko pod warunkiem, że zacznie się to tu i teraz.
Jednak do tego czasu obecność amerykańska jest niezbędna. Co więcej, dopóki interesy USA są tutaj żywe, dopóty Niemcy nie będą w stanie bardziej poszerzać swoich wpływów, czy też podejmować ponownych prób dogadania się z Kremlem.
Czy zatem my rozumiemy Węgry?
Zdecydowanie nie i nie chodzi tu wyłącznie o język węgierski. Nasze położenie, doświadczenia historyczne, cechy cywilizacyjne oraz obecne postrzeganie zagrożeń definitywnie różnią nas od siebie.
Niemniej nie oznacza to tego, że na pewnych polach ta nić porozumienia może nadal istnieć, choć trzeba pamiętać o powiedzeniu, że „Węgier sprzeda pięciu Polaków za jednego Niemca”. Więc owszem, w pewnych kwestiach może być to mariaż z rozsądku, ale jest to wzorzec, z którego nie powinniśmy czerpać.
Wojciech Kozioł
Czy „Orbanopolityka” zadziałałaby w Polsce? Cz.I
Często podczas różnych dyskusji na temat prowadzenia polityki zagranicznej przez państwo polskie jako przykład lepszego jej kreowania podaje się Węgry. Ich umiejętność twardego stawiania warunków, czy gry a wielu fortepianach. Jednak ile w tym jest prawdy i czy u nas by taki model zadziałał?

Często podczas różnych dyskusji na temat prowadzenia polityki zagranicznej przez państwo polskie jako przykład lepszego jej kreowania podaje się Węgry. Ich umiejętność twardego stawiania warunków, czy gry a wielu fortepianach. Jednak ile w tym jest prawdy i czy u nas by taki model zadziałał?

Teoretycznie taką analizę porównawczą powinno się rozłożyć na czynniki wewnętrzne i zewnętrzne, ale chodzi tu jednak przede wszystkim o zarysowanie najważniejszych różnic, a nie stworzenie warsztatu naukowego.
Pierwszym, co się z pewnością rzuca w oczy to położenie geograficzne. W tym wypadku prawidła geopolityczne są aż nad wyraz widoczne. Polska położona na nizinie, która jest od zachodu odcięta przez Odrę, od południa przez Karpaty i z północy przez Bałtyk.
Jest wręcz determinowana przez kierunek wschodni, który przez wieki był dla nas najbardziej wrażliwy. Ten obszar stanowił i stanowi nadal główną bramę ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód w Europie. Wiedzieli to zarówno Niemcy jak i Rosjanie, stąd nasze balansowanie było i musi być zdecydowanie bardziej wyważone, niż Węgier.
Węgier, które są geograficznie odcięte od tego typu dylematów. Potencjalne zagrożenie ze wschodu nie jest tak odczuwalne jak w Polsce. Po pierwsze przez odległość i brak zrządzenia losu w postaci bycia sąsiadem Rosji. Po drugie oddziela ich naturalna przeszkoda w postaci Karpat. To sprawia, że odbiór sytuacji na wschodzie jest nieporównywalny do naszego położenia.
Uwarunkowania historyczne
Również element niezwykle charakterystyczny i przenikający się z uwarunkowaniami geograficznymi. Polska, położona pomiędzy wschodem a zachodem, była przez lata skazana na bycie pod ciągłym napływem interesów Berlina i Moskwy. Dlatego też u nas zawsze ścierały się trzy opcje, o których pisał w międzywojniu Studnicki: z Niemcami przeciw Rosji, z Rosją przeciw Niemcom lub Rosja i Niemcy przeciw nam. Ten ostani często się pojawiał, gdy państwo polskie starało się wybić na niezależność. Dopiero w późniejszym czasie można mówić o kierunku amerykańskim, który częściowo niweluje ten nasz dylemat.
Węgry znów mają zdecydowanie inną historię, która kształtowała ich sposób myślenia o polityce. Wiele lat pod panowaniem tureckim, później wspólna monarchia z Austrią.
Najbardziej bolesne dla nich były jednak doświadczenia po I wojnie światowej i dramat układu z Trianon, który pozbawił Węgrów ponad 70% ich państwa. Do dziś widoczny jest sentyment za „Wielkimi Węgrami”. Natomiast obecnie w swoim sąsiedztwie Budapeszt nie jest, jak Polska, pod wpływami kilkukrotnie silniejszego sąsiada. Można wręcz powiedzieć, że sąsiedztwo to ma w miarę wyważone. Być może też to właśnie Unia jest przez Orbana traktowana i jako wróg, i jako miejsce do robienia interesów politycznych.
Różnica cywilizacyjna
To również cecha, która na pierwszy rzut oka jest kompletnie niewidoczna. W końcu oba państwa mają niezwykle długą historię, oba są przesiąknięte kulturą europejską, ale jednak jest to co ich dzieli. Polska cywilizacyjnie należy do Słowian Zachodnich i nie jest to raczej zaskoczenie. Natomiast jak scharakteryzować Węgrów? Pod względem językowym są wręcz całkowicie wyizolowani na mapie Europy. Pochodzenie ich zaś jest bliższe ludom zamieszkującym niegdyś dzisiejsze stepy Azji Środkowej.
To sprawiło, że już w XX wieku Węgrzy zaczęli poszukiwać w sobie pochodzenia od cywilizacji turańskiej. Zdaje się również, że i dziś ten trend jest mniej lub bardziej żywy.
Niemożność przełożenia polityki na polskie warunki
Tylko te kilka z wielu rzeczy sprawia, że Węgry mogą sobie pozwolić na prowadzenie zupełnie innej, przez niektórych postrzeganej jako niezależnej, polityki. Jednak dlaczego nie jest ona w rzeczywistości niezależna, to o tym w drugiej części.