Connect with us

Nawiasem Pisząc

Awantura o mural

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Pisałam niedawno na swojej stronie na FB, że Wyborcza jest w stanie stosować tylko siermiężną, bezmyślną propagandę, w którą są w stanie uwierzyć już tylko nieliczni i dzisiaj trafiłam na tekst, którego fragment poniżej wrzucam. Jakiekolwiek upamiętnianie ofiar masakry na Wołyniu jest szczuciem – tak, dobrze czytacie, SZCZUCIEM! – na tych biednych uciekinierów z Ukrainy, którzy przyjechali do Polski szukać pomocy. I którzy tę pomoc otrzymali, warto wspomnieć; o postawie Polaków mówiło się na całym świecie, ale to tam pal sześć. Ważne, że udzielając tej pomocy nie chcemy zapomnieć o własnej historii. Tutaj już Wyborczą niesamowicie piecze – przeglądając sobie niedawno ich profil na FB co chwilę natrafiałam na jakiś tytuł, który z miejsca obwieszczał, że Polacy są źli, a Ukraińcy biedni, bo Wołyń. Nawet nie trzeba czytać całego artykułu, sam nagłówek mówi już wszystko – taki widocznie jest pomysł Michnika, jak pogodzić blokowanie tekstów dla użytkowników bez wykupionego abonamentu z tym, żeby ich kłamstwa i manipulacje miały jak największy zasięg.

Terror ministra Czarnka

Od początku wojny ta pamięć o Wołyniu zaczęła Wyborczą uwierać. Tak, dokładnie, pamięć, bo to że tam kiedyś około 100 tysięcy Polaków zostało bestialsko zamordowanych, to tam Michnikowi wisi i powiewa, ale że ten wstrętny, polski naród pamięta i nie doznał nagle ataku Alzheimera, kiedy przyjechali Ukraińcy, to się nie godzi. Dlatego też na początku zaczęli wylewać łzy, że Czarnek nie zmieni programu dla ukraińskich uczniów i będą musieli uczyć się o tym, jakimi faktycznie gierojami ci żołnierze UPA byli. Nikt nie widział w tym nic dziwnego, nikt nie podnosił sprzeciwu, tylko towarzysze z Czerskiej (ewentualnie NaTemat) byli bardzo oburzeni, że jak to tak, o Wołyniu ich uczyć?! Zupełnie nie brali pod uwagę faktu, że jeśli ci Ukraińcy zamierzają zostać tu na stałe (wielu z nich chce wracać, wielu już pojechało, kiedy walki przeniosły się na wschód kraju, ale jest sporo ludzi, którym ojca/męża zabito i którzy stracili cały dobytek, mieszkanie – takich faktycznie nie ciągnie z powrotem), to powinni się zintegrować i poznać naszą historię. Nie jest to dziwne dla nikogo – tylko dla pajaców z Wyborczej.

Nienawistne lektury szkolne

Później, ponieważ żaden ich gryzipiórek nie był w stanie wymyślić logicznego argumentu, dlaczego niby mieszkający w Polsce Ukraińcy nie mogą się uczyć o ludobójstwie z rąk UPA, zdecydowano się troszkę zmienić narrację. Widać, że sama Ukraina niespecjalnie się do tego tematu garnie; niby było sprzątanie polskich cmentarzy na Wołyniu; niby w końcu odsłonili polskie lwy przy Cmentarzu Orląt Lwowskich, chociaż bez charakterystycznego polskiego hasła, ale tego najbardziej drażliwego tematu unikają jak ognia, więc skoro tak, to Polska wyedukuje chociaż tych Ukraińców, którzy chcą tu mieszkać i pracować. Niegodne to i niemoralne, zdaniem Wyborczej, dlatego oddali głos Jackowi Podsiadle – podobno poecie, ale w rzeczywistości obrzydłej kreaturze, która czerwono-czarną banderę z uśmiechem na ustach zarzuca sobie na grzbiet i dumnie się w niej prezentuje, wśród śmiechu i okrzyków swoich ukraińskich „przyjaciół”. Wybitny przedstawiciel polskiej sztuki temat postanowił ugryźć z innej strony i przyczepił się do powieści „Gdy brat staje się katem” Krystyny Lubienieckiej-Baraniak i to, broń Boże, wcale nie dlatego, że Wołyń, a dlatego, że to grafomaństwo podobno jest.

Upamiętnianie – szczuciem

Później lamentowano, ponieważ na Podkarpaciu ma powstać Pomnik Ofiar Rzezi Wołyńskiej z dzieckiem nabitym na tryzub. „Wojna na Ukrainie nie wstrzymała prac” – lamentował redaktor rzeszowskiego odłamu michnikowej gadzinówki. Dlaczego niby wojna poza granicami naszego państwa miałaby wstrzymywać jakiekolwiek prace na jego terenie – nie mam pojęcia, ale podobno to skandal. I teraz to – mural w Łodzi. Szczyt chamstwa i nietolerancji. Na temat zwróciła uwagę rzekomo oburzona czytelniczka, ale podejrzewam, że wszyscy już zdajemy sobie sprawę, że połowa z tych doniesień to nie żadni „zatroskani obywatele piszący do jedynego, słusznego medium”, tylko zwykłe obłudne kłamstwo. Szczerze wątpię w istnienie tej kobiety, ale jeśli przypadkiem tego akurat Wyborcza nie zmyśliła, to ta pani powinna stanąć przed lustro i napluć sobie w twarz. I już tylko można uśmiechnąć się pod nosem, widząc jakich wybitnych dziennikarzy zatrudniła Wyborcza – panienka nie wie, że nazwy mieszkańców miejscowości piszemy małą literą. Chyba że to bardzo ważna łodzianka była. Albo taką ksywę miała. W każdym razie nie ogarnęła ona, że ten mural powstał w lipcu 2020 roku, kiedy wojny nie było, więc nie bardzo rozumiem, co tu jest szczuciem? To, że tego muralu nie zamalowaliśmy czy to, że nie zburzyliśmy całej kamienicy?

Pomnik Ofiar Rzezi Wołyńskiej autorstwa Andrzeja Pityńskiego

Dobrzy nacjonaliści, źli nacjonaliści?

Muszę też przyznać, że nie bardzo rozumiem to zamartwianie się towarzyszy o samopoczucie ukraińskie i bagatelizowanie roli UPA. Przecież banderowcy to nacjonaliści, czyli źli, walczący (no dobra, próbujący walczyć) z Armią Czerwoną, komunistami, czyli dobrymi. Przynajmniej taką narrację zawsze się u nich stosowało. Przecież to środowisko Wyborczej podkreślało, że nasi Żołnierze Wyklęci dopuszczali się dokładnie takich samych czynów, co UPA, a ci durni Polacy swoich „zbrodniarzy” chwalą, a do Ukraińców mają pretensje. Taka ich propaganda, mimo że z historią mająca wspólną chyba tylko ostatnią literkę, trafiła na całkiem podatny grunt i takie podejście pokutuje teraz u młodszych i starszych przedstawicieli lewicy. Dlatego zawsze uważałam, że Michnik to szkodnik, który na szczęście najlepsze lata w kłamaniu, szczuciu i skłócaniu ma już za sobą. Ale jednak, panie Adamie, trochę jednak wstyd. Jeśli przyjaciele Moskale mówią, że na Ukrainie są naziści, to na Ukrainie są naziści. Tego tatuś i braciszek chyba nauczyli?

M.

fot.: kresy.pl

Link do profilu FB: https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Chodź, opowiem Ci bajeczkę…

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Opowiem Wam piękną bajkę o spełnianiu marzeń. Będzie kolorowo, tęczowo i baśniowo – do tego stopnia, że niektórzy z Was zechcą sobie sprawić różowego kucyka. To historia o przewadze umysłu nad własnym ciałem, o pięknej wyzwolonej krainie, zwanej Finlandią, gdzie cały rząd pracuje tylko po to, żeby spełniać marzenia swoich obywateli (więc nie za bardzo jest czas na cokolwiek innego) i o tym, że żeby osiągnąć swój cel wcale nie trzeba ciężko pracować, wystarczy tylko zamknąć oczka i marzyć…

Różowy kucyk wesoło sobie hasa

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami (czyli właśnie w Finlandii) żył sobie pewien rolnik Markku-Pekka Antikainen. Od najmłodszych lat marzył on o karierze łyżwiarki figurowej, ponieważ Markku, rzecz jasna, czuł się kobietą. Na początku rzeczywistość rzucała mu jednak kłody pod nogi, bo Fin musiał zapieprzać na polu i nie starczało już czasu na łyżwiarskie akrobacje. On jednak się nie poddawał i z całych sił czuł się i kobietą, i łyżwiarką – i głęboko w jego serduszku tak właśnie było. Wierzył w to całą mocą! Nikt jednak o zdolnym rolniku nie słyszał, mimo że ten się nie poddawał i marzył tak dzielnie i wytrwale! Z jakiegoś powodu to jednak nie wystarczało – prawdopodobne dlatego, że Finlandia była wtedy zacofana i nietolerancyjna. Dusiła wręcz swoją wielką gwiazdę sportu w zarodku. Markku był jednak uparty. Postanowił być łyżwiarką figurową i postanowił zrobić to jak najszybciej, zanim dotarłoby do niego, że to bez sensu. Dlatego w wieku około 45 lat rozpoczął treningi łyżwiarstwa figurowego i osiągnął pierwszy sukces – zajął trzecie miejsce w nieformalnych Mistrzostwach Świata w łyżwiarstwie figurowym dla amatorów. Na ceremonię wręczania nagród przyszedł w spódnicy, przez co organizatorzy go nie dopuścili. Sami widzicie, jakim smutnym, szarym krajem była wtedy Finlandia. Nie zniechęciło to jednak Markku, który zaczął sobie teraz wyobrażać, że z poziomu amatorskiego na poziom zawodowy w łyżwiarstwie można przejść bez jakiegoś tam zbędnego treningu. Zwłaszcza że w tym czasie można robić inne, kluczowe dla osiągnięcia sukcesu, rzeczy. Na przykład zmieniać płeć. I tak właśnie przeciętny rolnik stał się piękną, powabną i niezwykle kuszącą Minną-Maarią Antikainen. A że w tym czasie Finlandia też przestała być szara i smutna i stała się krainą tęczą i tolerancją płynącą, to Minna-Maaria, mimo że sprawiała wrażenie, jakby łyżwy miała po raz pierwszy na nogach, zakwalifikowała się na otwarcie Mistrzostw Europy – w imię równości i tolerancji!

Kucyk padł…

I jak się skończyła ta piękna bajka? Ano tak, że jeśli naprawdę zamarzył Wam się różowy kucyk, to się wstrzymajcie, bo Wam zdechnie. Minna-Maaria wjechała na lód podczas prezentacji flag i już na pierwszy rzut oka było widać, że nie za bardzo pasuje do reszty towarzystwa – co mogła zauważyć nawet osoba, która po raz pierwszy w ogóle widziała łyżwiarstwo figurowe. Bardziej wyglądało to na jakąś parodię, niż poważne zawody i może to też jest pomysł na karierę dla naszej bohaterki? Mogłaby stworzyć program w konwencji Benny’ego Hilla, w którym będzie jeździła na łyżwach, bo szczerze wątpię, żeby organizatorzy konkursów łyżwiarskich, mimo wypełnionych tolerancją i tęczowych serc, dopuścili kiedykolwiek do podobnej sytuacji. Fin(ka) bowiem wyrżnął w trakcie występu tyłkiem o lód (no, dobra – kolanem, ale wiele mu to nie pomogło) i nie potrafił podnieść się o własnych siłach. Ratować musiała go młodsza koleżanka z zespołu, która wcześniej zajęta była nie tranzycjami i przyjmowaniem hormonów, ale nauką jazdy na łyżwach właśnie. Pomogła mu wstać i, nie wiedzieć czemu, wręczyła flagę narodową. Markku-Pekka vel Minna-Maaria za jednym zamachem skompromitował siebie, swoją ojczyznę i całą dyscyplinę. Można powiedzieć, że skompletował hat-trick za jedną przewrotką. Ale spokojnie, mimo wszystko możecie urządzić swojemu kucykowi godny pogrzeb, bo sam zainteresowany nic sobie z tej kompromitacji nie robi: „To było niezwykle ekscytujące, nigdy nie zapomnę tego przeżycia. To także pokazuje, jak wymagająca jest ta dyscyplina. Obawiałam się upadku i tak się stało. Jednak wciąż była to dla mnie wspaniała zabawa. Zaczęłam jeździć figurowo w wieku 50 lat. To moje marzenie z dzieciństwa, aby jeździć jako kobieta, ale urodziłam się jako mężczyzna. Zaczynałam od podstaw, a teraz potrafię robić bardziej zaawansowane rzeczy” – stwierdził w wywiadzie.

Koniec bajki.

Łapcie link do wzruszającego występu panny (?) Antikainen. Na YouTube znajdziecie więcej, ale zalecam rozsądność podczas dawkowania, bo można się udusić ze śmiechu.

A jeszcze niżej dowód, że przy konwencji Benny’ego Hilla wyglądałoby to lepiej:

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Żeby życie miało smaczek…

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Kiedy byłam w szkole trafiłam na dokument o kobiecie, która była zakochana w murze berlińskim. Nie pamiętam, czy zatwierdzili ten związek – raczej nie, bo wtedy były jeszcze względnie normalne czasy. Owszem, zaczynały się już ruchy pro-LGBT, ale wtedy to wiecie: chcieli móc się tylko odwiedzać w szpitalach. Gdybyście wtedy powiedzieli mi, że ta wielka narracja o tolerancji przerodzi się w dzisiejszą psychozę, to pewnie popukałabym się w czoło. Dokument, o którym pisze dotyczył obiektofilii. Sama bohaterka wydawała się być zadowolona chwilową sławą, natomiast przekaz dokumentu był jasny: to nie jest zdrowe, jest to odmiana parafilii o charakterze fetyszyzmu, ci ludzie nie są w stanie zbudować normalnych, trwałych relacji z innymi ludźmi. Chociaż wtedy próbowali, bo większość ludzi dotkniętych tym zaburzeniem raczej ukrywała swoje niezdrowe popędy, nawet je powstrzymywać, a na zewnątrz grać rolę przykładnych mężów i żon. Dzisiaj zrobił się z tego sposób na promocję siebie.

Mordercy… muru berlińskiego

Tamta babka była poważnie zaburzona, bo przeprowadziła się w miejsce, gdzie zostały jakieś pozostałości po murze, żeby móc je codziennie przytulać. Zamówiła nawet dokładną, choć oczywiście miniaturową, rekonstrukcję muru, żeby móc z nią spać. Nie pytajcie, czy tylko z nią spała, czy może robiła coś więcej, naprawdę nie pamiętam. Nawet nie chcę pamiętać. Pomyślałam sobie wtedy „co za biedna wariatka” i nie było w tej myśli jakichś złośliwości w jej stronę. Autentycznie jej współczułam, bo pomyślałam sobie, że jest cholernie nieszczęśliwa, chociaż zakodowała sobie w głowie, że wszystko jest w porządku. Był tam fragment, w którym opowiadała, że kiedy burzyli ten mur płakała i czuła się, jakby straciła część siebie. Że nie mogła się z tym pogodzić i nienawidziła ludzi, którzy to zrobili. Czyli wtedy chyba wszystkich Berlińczyków. I że teraz już rozumie, czemu to zrobili, ale jakiś żal w niej pozostał, bo przecież mogli zostawić ten mur, a ludzi normalnie przez niego przepuszczać, komu to przeszkadzało. Nie będę pisać, że wszystkim, bo Berlin mocno się od tamtego czasu rozwinął i ten mur po prostu zabierał miejsce. Nie będę też pisać, że jego upadek był bardzo ważnym symbolem zwycięstwa ludzi nad bezlitosnym, komunistycznym reżimem. Wtedy nikt się nie spodziewał, że nie było to zwycięstwo trwałe. Nie wiem, co dalej się działo z tą kobietą, czy dalej nosi w sobie tę „żałobę” i uważa się za „wdowę”, czy może poprosiła kogoś o pomoc i próbuje nad swoimi niezdrowymi popędami zapanować. Mam nadzieję, że to drugie. I mam nadzieję, że nie wie, że najwięcej pozostałości po murze berlińskim znajduje się w Polsce (sprowadził je berliński dentysta i udostępnił ludziom do zwiedzania), bo kiedyś chciałabym to zobaczyć, ale nie wiem, czy koniecznie być świadkiem – wiecie czego.

Poważne schorzenie czy po prostu nowa moda?

Po obejrzeniu tamtego dokumentu przez dłuższy czas nie natrafiałam na podobne tematy. Jednak w ostatnim czasie coraz więcej takich ludzi znalazło w tym sposób na jakąś chorą autopromocję i próbę wymuszenia na ludziach bezkrytycznej akceptacji. Nie wiem, ilu z nich faktycznie czuje jakiś rodzaj popędu do martwego przedmiotu, ilu z nich w to uwierzyło ze względu na obecną medialną propagandę, a ilu w ten sposób chce po prostu zabłysnąć, bo mam wrażenie, że zrobił się z tego wyścig pod tytułem: „Kto jest najbardziej zaburzony”. Te same podejrzenia zresztą mam, kiedy dotyczy to znanych ludzi, bo obecnie te coming-outy idą masowo i zaczynam mieć wątpliwości, czy są one szczere. W każdym razie ostatnio mieliśmy kobietę, która zakochała się w żyrandolu, faceta, który twierdził, że podobna więź łączy go z samochodem (nawet opublikował zdjęcie, żeby udowodnić, jak głęboka), jeszcze później była dziewczyna, która ożeniła się z kukłą i nawet wystąpiła ze swoim „mężem” w jakimś programie i opowiadała, jak wspaniale się rozumieją (naprawdę; domyślam się, że jej partner raczej nie jest zbyt rozmowny, ale przynajmniej może mieć pewność, że nie zostawi jej dla innej, chyba że ta inna po prostu się włamie i uprowadzi małżonka – mam tylko nadzieję, że te śluby to jakieś udawanie są, chociaż patrząc na kondycję dzisiejszego świata…). A dzisiaj mamy kolejne szczęśliwe małżeństwo: ona i jej kołdra. I najgorsze jest to, że ci ludzie mówią o prawdziwej emocjonalnej więzi i bliskiej relacji. To już nie są cudacy, którzy „chcieli się zabawić” i wsadzali sobie różne przedmioty w pewne części ciała (a takich idiotów w szpitalach każdego roku jest pełno), ale wariaci, którzy twierdzą, że łączy ich z wybrankami, prawdziwe uczucie i wydają się nie zdawać sobie sprawy, że to uczucie jest jednostronne, bo ani mur berliński, ani żyrandol, ani samochód, ani kołdra, ani nawet, kuźwa, kukła nie są w stanie odwzajemnić uczuć. I już nawet nie wiem, co bardziej przeraża – że media mają ludzi za kompletnych idiotów, czy fakt, że to ich przekonanie jest prawdziwe.

Czy to na pewno niegroźna fanaberia?

A jeszcze bardziej przeraża mnie, że takie kretynizmy publikują media stworzone podobno dla kobiet i z myślą o kobietach. Najpierw ochoczo namawiają je do zdrady, bo a nuż uda się zniszczyć im małżeństwa, a przecież wiadomo, że tylko kobieta, która nie ma u swojego boku faceta jest w pełni wyzwolona. Teraz zabierają się za promocję prostytucji – i tutaj też pal sześć jakąkolwiek moralność, ale to że taka kobieta rujnuje sobie tym samym szansę na normalny związek (bo żaden wartościowy facet na taką nie spojrzy), więc co najwyżej może sobie ona wejść w jakiś patologiczny, ale jak znajdą ją gdzieś w rowie z poderżniętym gardłem, to przecież nie ich wina, oni chcieli dobrze. Jeszcze nie spotkałam się z sytuacją, w której media przyznają się do błędu i biją w pierś, że faktycznie, ich artykuły doprowadziły do tragedii. A gdzie tam, jakby w rzeczonym rowie znaleźli piętnastolatkę, która praktycznie wychowała się na ich bredniach, której zrobili z mózgu papkę i która uwierzyła w dostojne życie ekskluzywnej „sex-workerki” to niespecjalnie by ich to obeszło. Z przerażeniem obserwuję ewolucję feminizmu (bo akurat, dziwnym trafem, bohaterkami tych artykułów są głównie kobiety; idiota od samochodu pewnie po prostu chciał zabłysnąć). Najpierw domagały się praw wyborczych, możliwości pracy i edukacji, ale stanowczo sprzeciwiały się aborcji. Rzecz jasna, nie wszystkie ich postulaty były słuszne, bo domagały się też zakazu sprzedaży alkoholu, a wiemy do czego to doprowadziło w USA. Później w latach 70-tych kobiety coraz odważniej mówiły o aborcji (choć jeszcze nie tak agresywnie jak dzisiaj), ale kiedy w tym czasie Amerykanie mieli poważny problem z seryjnymi mordercami, których ofiarami najczęściej padały – szok i niedowierzanie – prostytutki, domagały się ograniczenia albo całkowitego zakazu pornografii i prostytucji.

Propaganda XXI w.

A dzisiaj? Zdradzajcie swojego męża – będzie fajnie! Sprzedawajcie się za pieniądze – łatwa kasa! Twoje cycki, Twoja sprawa – pokazuj je w internecie! Mężczyźni są przereklamowani – zróbcie to z żyrandolem! I zupełnie nie przejmują się, że ich treści robią im krzywdę, bo nie wszyscy czytają ich brednie, więc taka naiwna i podatna na manipulację idiotka jest skazana na samotność (którą ewentualnie może zaspokoić krótkotrwałą atencją). I ta samotność w końcu zacznie jej doskwierać. Bo przedmiot, który „obdarzyła” uczuciem nie ma duszy, emocji czy charakteru. Z prostego powodu – jest tylko przedmiotem. A poza wszystkim nie wiem, czy oni zdają sobie sprawę, jakie szkody może wyrządzić „seks” z żyrandolem, ale to naprawdę wystarczy odrobina wyobraźni. I nie chodzi mi o to, że tak bardzo mi żal tych kretynek, bo ostatecznie każdy swój rozum ma i powinien wiedzieć, że jak ktoś w Internecie zachęca go do idiotycznego i często niebezpiecznego wyzwania, to może wypadałoby posłuchać raczej głosu rozsądku niż anonimowego idioty. Ale niestety – sytuacja jest taka, że ludzie muszą coraz więcej pracować. Już nawet nie dla bogactwa, ale po to, żeby utrzymać się i swoje dzieci. Roli wychowawcy nie przejmują nauczyciele (bo nie są w stanie tego zrobić), ale rówieśnicy i media. A dzieciaki są skłonne do ulegania manipulacji, łatwowierne i często zwyczajnie głupie. I że te media mają na nie katastrofalny wpływ widać – choćby po tym, ile nastolatek zdecydowało się zarabiać poprzez rozbieranie się na różnego rodzaju streamach w czasach, kiedy sami byliśmy nastolatkami, a ile robi to dzisiaj. Jeśli takie były w tamtych czasach to głęboko schowane w Internetach, dziś to najlepszy sposób na karierę. Ofiarami mediów najczęściej padają dzieci – a one są bezbronne wobec całego systemu współczesnego „wychowania” i manipulacji.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Komiczne protesty celebrytów

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Słyszeliście już na pewno, że Mel C, czyli była wokalistka zespołu Spice Girls, nie wystąpi jednak na Sylwestra dla telewizyjnej „dwójki”, mimo wcześniej złożonej obietnicy. Wiadomo jednak, że nie słowo i honor liczą się dla dzisiejszych celebrytów, ale płynięcie z prądem, więc wsparcie dla LGBT jest dla nich pozycją obowiązkową. A że przy okazji wyjdą na idiotów, to już nieważne – całe to postępowe towarzystwo też przesadną inteligencją nie grzeszy, więc pewnie liczą, że nikt się nie połapie.

Polska homofobią stoi, nie to co…

Z oficjalnego oświadczenia piosenkarki można łatwo wywnioskować, że sama na ten pomysł nie wpadła, a po raz kolejny „życzliwi” poinformowali ją, jak to TVP notorycznie łamie prawa osób nieheteroseksualnych. Nie wiem konkretnie, którzy polscy celebryci tym razem słali wyrazy oburzenia do Brytyjki, bo nikt się chyba nie przyznał. Podejrzewam, że pamiętają, jak wyśmiano Macieja Stuhra po jego akcji ze Stingiem.

W świetle informacji, które zostały mi przedstawione, a które nie zgadzają się z moimi poglądami na temat społeczności, które wspieram, obawiam się, że nie będę mogła wystąpić w Polsce na Sylwestra. Mam nadzieję wrócić niedługo. Życzę Wam wspaniałych Świąt i wszystkiego, co najlepsze na 2023 rok – napisała Melanie Jayne Chisholm.

Czyli tradycyjne „pocałujcie mnie w tyłek, pozdrawiam”. Śmieszne jest to oświadczenie, bo „artystka” nie miała problemów, żeby wystąpić w Rosji w 2018 roku, czyli już po aneksji Krymu. W sumie, idąc tropem rozumowania piosenkarki, pal sześć Ukrainę, ale jeśli chodzi o środowiska LGBT, to też nie są one raczej w Rosji specjalnie hołubione, można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Zdaje się, że w jeszcze tym roku nie miała oporów, żeby wystąpić w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie czyny homoseksualne są karane, w skrajnych przypadkach nawet śmiercią. Dlaczego? Bo nikt jej o tym nie powiedział, a sama gwiazdka jest zbyt głupiutka, żeby zaprzątać sobie główkę jakąś tam wiedzą. Wystarczy, że teksty piosenek musi zapamiętać. Bo tego się w sumie od niej wymaga, a nie politykowania, ale być może sama Melanie nie zdaje sobie z tego sprawy.

Bo u nas nie ma demokracji

A wszystko dlatego, że w Polsce nie ma demokracji, dlatego wszelkiej maści przeciwnicy obecnego rządu mogą w dowolny sposób krytykować, czy wręcz obrażać PiS, a także torpedować wysiłki Telewizji Polskiej, która chciałaby jakąś tam rozrywkę swoim widzom na koniec roku zapewnić. W sumie wypadałoby, patrząc na to, ile kasy od rządu dostają. No ale, ośmieliliście się głosować na PiS, to żadnej zabawy nie będzie, macie się zamartwiać, a najlepiej samobiczować. W takiej Rosji, jakby ktoś próbował ostrzec wokalistkę, że geje też tam tak różowo nie mają, to mógłby się obawiać, że Putin nie będzie zachwycony taką śmiałą inicjatywą, a wiadomo, co Putin lubi robić z przeciwnikami politycznymi. O polityce Zjednoczonych Emiratów Arabskich wobec LGBT Chrisholm też nie miała się jak dowiedzieć, bo homoseksualiści siedzą tam w szafach tak głęboko, że głębiej się nie da i nosa wyściubić się nie odważą. Już widzę, jak tam któryś ośmiela się wychylić i woła: „Melanie, nie przyjeżdżaj, bo oni nas nie szanują!”. Najzabawniejsze, że potem ci sami ludzie, którzy piszą z żalem do zagranicznych gwiazd, żeby przypadkiem noga ich w Polsce nie postała, jeśli ich koncert transmitować będzie ta wredna TVPiS, potem się śmieją, że u nich to tylko Zenek Martyniuk. A kogo mają zaprosić, jak większość polskich piosenkarzy też już jest zainfekowana chorą poprawnością polityczną, a do zagranicznych gwiazd piszecie donosy? I żeby nie było, też nie znoszę obłudnej propagandy serwowanej nam przez Telewizję Polską, ale mieszanie zagranicznych gwiazd do naszej polityki wewnętrznej, żeby one następnie ogłosiły wszem i wobec jakim to koszmarnym krajem jesteśmy, uważam za obrzydliwe.

Popis polskiej artystki

Z naszych polskich wokalistów ostatnio w podobny sposób zabłysnęła Renata Przemyk (a szkoda, bo to artystka na pewno większa niż roztańczona pop-gwiazdka). Odmówiła ona ostatnio przyjęcia Nagrody Mediów Publicznych, bo – rzecz jasna – sumienie jej nie pozwala. Można by rzec, że chwalebnie, zwłaszcza że wiąże się to z przytuleniem jakiejś tam kasy, gdyby nie fakt, że to dosyć wybiórczy protest. W czerwcu bowiem wystąpiła ona na gali 70-lecia Radia Opole – sponsorem koncertu był… Orlen, a patronem Ministerstwo Kultury. I zastanawiam się również, czy te ideologiczne przemyślenia natchnęły wokalistkę podczas wycieczki do USA sponsorowanej przez Ministerstwo Kultury właśnie i pod patronatem prezydenta RP?

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

https://twitter.com/NawiasemPiszac?fbclid=IwAR0RIIJ3h9RWH87brRECXPFo909ZT7niuIUZrHhWVGQ1Ix5QA-gPmRxkJjY

Czytaj dalej