Connect with us

Nawiasem Pisząc

Ale fajna ta Francja, taka multikulturowa!

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Niedawno pisałam, że kiedy tylko Unia Europejska podjęła decyzję o relokacji „uchodźców”, zamieszkujący Europę Zachodnią imigranci z Bliskiego Wschodu postanowili pokazać krajom, których to szaleństwo nie objęło, a którym teraz Unia stanowczo chce się podzielić, że to nie jest najlepszy interes, jaki by mogły zrobić. Bo spójrzcie sami – tuż po ogłoszeniu tej decyzji mieliśmy już Syryjczyka, który atakował nożem kilkuletnie dzieci, później morderstwo na 27-letniej Polce dokonane przez obywatela Bangladeszu, a przecież mniej więcej w tym samym czasie inny imigrant napadł na 73-letnią kobietę i jej wnuczkę, którą próbował później porwać. Dwa z tych trzech „incydentów”, jak to się teraz na tego typu sytuacje mówi, miały miejsce we Francji. A parę dni temu znowu potężne ubogacenie kulturowe zalało ten kraj.

„To tylko pojedynczy przypadek”

O pierwszej sprawie już Wam kiedyś pisałam, bo wydarzyła się właśnie niedługo po tym, kiedy Unia postanowiła wesprzeć nas swoim dobrem. Myślę, że nie ma sensu wiele się tu rozpisywać, bo chyba każdy z nas wie, jak można nazwać człowieka, który usiłuje zadźgać kilkuletnie dzieci – bynajmniej nie obyłoby się tu bez wulgaryzmów. Jeśli chodzi o naszą rodaczkę zamordowaną w Grecji, to też wszystko jest jasne – chociaż tutaj, z całym szacunkiem dla ofiary i jej rodziny, sama Anastazja mocno ułatwiła mu tę zbrodnię. Nie chcę tutaj specjalnie jej atakować, bo przecież już się nie obroni, więc przyjmijmy wersję, którą przekazał mediom jej ojciec: że pojechała ze swoim późniejszym oprawcą po narkotyki (konkretnie marihuanę) i w żadnym innym celu. Jestem w stanie to uszanować. Nie zmienia to jednak faktu, że zachowała się skrajnie lekkomyślnie, nieodpowiedzialnie, żeby nie powiedzieć – idiotycznie. Nie wsiada się obcemu facetowi na motor, nie daje się zawieźć do jego domu, nie bierze się od niego jakichkolwiek narkotyków. Zwłaszcza, kiedy jesteś w obcym państwie, wypiłaś wcześniej drinka i jesteś młodą, atrakcyjną blondynką. A już na pewno, kiedy tym obcym mężczyzną jest śniady „książę Orientu”. Szkoda, że feministki wykorzystały tę tragedię, żeby przekonywać inne dziewczyny, że to tak naprawdę nic nie znaczy, że mogą robić, co chcą, jak chcą i kiedy chcą i nikt nie ma prawa ich tknąć. Anastazji życia już nie wrócimy, ale może warto byłoby starać się zapobiegać takim tragediom na przyszłość. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy toczyło się śledztwo w sprawie Polki, we Francji jakiś czarnoskóry jegomość zaatakował starszą kobietę, która razem ze swoją wnuczką wyglądały na ulicę. Przyjazny imigrant najpierw uniemożliwił kobiecie zamknięcie drzwi, co ta usiłowała zrobić, kiedy zorientowała się, że mężczyzna ma już nie tak przyjazne zamiary. Napastnik wypchnął 73-latkę przez drzwi, a następnie porwał jej wnuczkę – przynajmniej tak to wyglądało z zapisu kamery. Na szczęście ostatecznie coś go spłoszyło, bo naprawdę wolę sobie nie wyobrażać, co stałoby się z tym dzieckiem, gdyby temu szaleńcowi udało się je uprowadzić. Co łączy Grecję i Francję? Oba kraje zdecydowały się przyjmować uchodźców (chociaż podejrzewam, że Grecja wielkiego wyboru nie miała, bo Niemcy od czasu ich olbrzymiego kryzysu zadłużenia trzymają ich jak na widelcu) i w obu obywatele boją się normalnie wyjść na ulicę. Przy sprawie polskiej 27-latki czytałam artykuł, mówiący o tym, że obywatele greccy boją się swoich gości z Bliskiego Wschodu i raczej unikają kontaktu z nimi. W przypadku szaleńca, który zaatakował babcię z wnuczką, można by wysnuć wniosek, oglądając nagranie z całego zajścia, że kobieta bardzo lękliwie rozglądała się po ulicy, a kiedy zauważyła zbliżającego się mężczyznę od razu chciała zamknąć przed nim drzwi. Ci ludzie są tam zwyczajnie zastraszeni. No dobrze, a co je dzieli? Grecy wyciągają wnioski ze swojego błędu i morderca Anastazji trafił na razie do najcięższego aresztu w Grecji. Grecka prokuratura zapowiada, że Banglijczyk nie ma co liczyć na jakąkolwiek litość i będzie wnioskować o najwyższy wymiar kary. Tymczasem, co postanowiła prokuratura we Francji? Facet, który tak brutalnie poturbował starszą kobietę i próbował porwać małą dziewczynkę trafił do… szpitala psychiatrycznego. Mimo że wcześniej był już wielokrotnie notowany i serwował ten rodzaj ubogacenia kulturowego, którego Francuzi raczej sobie nie życzą. Wynika to jednak z polityki prowadzonej przez Emmanuela Macrona, do czego zaraz przejdziemy.

Muslim Lives Matter

Bo we Francji znowu jest wesoło! Od ładnych paru dni imigranci znowu zalewają ulice tego państwa swoją miłością i tolerancją. Zaczęło się od tego, że policjant zastrzelił 17-letniego Nagela, algierskiego pochodzenia, który dwukrotnie próbował uciec kontroli drogowej, za pierwszym razem prawie potrącając innego funkcjonariusza. Z tej okazji „uchodźcy” postanowili pokazać Francji swoiste ALM (Arab Lives Matter) czy MLM (Muslim Lives Matter) i od ładnych paru dni demolują francuskie ulice. Zamieszki nie odbywają się tylko w Paryżu, ale praktycznie rozlały się na cały kraj i musicie przyznać, że skojarzenia z tym, co działo się w USA po śmierci George’a Floyda narzucają się same. Samochodów spalono już ładnych kilka tysięcy, w ogniu stanęły również budynki, w tym przede wszystkim komisariaty policji, ale też szkoły i sklepy. Chociaż z tych ostatnich wcześniej „uratowano” produkty się w nich znajdujące, więc sami widzicie, że nie jest tak najgorzej i ci imigranci na coś się jednak przydają. Ciekawe jest jednak to, jak zareagowała matka i babcia zabitego chłopaka. Otóż ta pierwsza brała czynny udział w zamieszkach i było widać na zdjęciach i nagraniach, jak zagrzewa chuliganów do boju, krzycząc, wymachując pięściami i… uśmiechając się; z kolei druga po paru dniach radosnego podpalania i demolowania przez arabskich mścicieli, apelowała o zaprzestanie zabawy i nie atakowanie ludzi. Nie muszę chyba dodawać, że tłum żądnych krwi muzułmanów posłuchał pierwszej kobiety i demolka trwa w najlepsze. Nagel, podobnie jak Floyd, nie był rzecz jasna żadnym „aniołkiem” – francuska policja dobrze go znała, był zatrzymywany między innymi za handel narkotykami. Trzeba jednak powiedzieć, że działy się tam sceny dantejskie – zapadł mi w pamięć widok mężczyzny, kulącego się na ziemi w kałuży krwi, bo przyjaciele-uchodźcy ucięli mu dłoń. Za to, że próbował ratować swój samochód przed spaleniem. Mną osobiście wstrząsnął ten widok, ale wiecie, kim nie wstrząsnął? Wspomnianym Emmanuelem Macronem, który siedzi sobie bezpiecznie w Pałacu Elizejskim i stamtąd tylko wygłasza swoje zrozumienie dla demolujących jego państwo i zastraszających jego obywateli bandytów. Zapowiedział również, że funkcjonariusz zostanie surowo ukarany – w tej chwili siedzi w areszcie i oczekuje na proces. Prezydent Francji już go zdążył skazać, mam wrażenie, że wyręczył sąd. To jest kolejna analogia do wydarzeń z USA, bo wydaje mi się, że tak samo jak Chauvin, tak i ten nieszczęśnik zostanie poświęcony, żeby udobruchać trochę rozjuszony tłum. Macron zapowiedział bowiem, że policjanci mają w miarę możliwości łagodnie postępować z tą rozszalałą dziczą. Na razie faktycznie nie ma informacji o śmierci któregokolwiek z szalejących Arabów (dla porównania podczas tłumienia protestów żółtych koszulek zginęło jedenastu Francuzów, ale to jest przecież wpisane w koszta, prawda?), chociaż podobno aresztowanych zostało już ok. 4000 osób. Zniszczenia są ogromne, nie znamy jeszcze liczby rannych funkcjonariuszy czy zwykłych obywateli. Francja ma, czego chciała? Być może, ale bardzo słono za to płaci.

Obrońca granic – Donald Tusk!

I na tym można by było zakończyć, gdyby nie to, że znowu przypomniał o sobie Donald Tusk. Nasz były premier, jak wiadomo, jest bardzo zmiennym człowiekiem – zapowiada, że nie wyjedzie z Polski, żeby potem zawitać w Brukseli; obiecuje, że nie podniesie wieku emerytalnego, żeby potem stwierdzić, że to fantastyczny pomysł; kategorycznie zarzekał się, że podatki za jego rządów nie wzrosną, aby potem grzecznie zakomunikować, że akurat z VAT-em, to absolutnie niezbędne było. I teraz znowu Król Europy przepoczwarzył się nagle w zaciekłego przeciwnika imigracji. I to nie tylko tej nielegalnej, ale w ogóle każdej. Nikogo nasz Donek już tu nie wpuści – oczywiście pod warunkiem, że go wybierzemy. No i jeśli Niemcy mu nie będą kazały. Ale tak, to luz. Tusk nagrał niedawno płomienne przemówienie, w którym ubolewał nad tym, jakie straszne rzeczy dzieją się w stolicy miłości i tolerancji, a następnie przypomniał, że u nas będzie tak samo, bo PiS wpuścił ponad 130 000 migrantów. Rząd próbuje się bronić, że po pierwsze to 26 000, po drugie oni przyjadą tu legalnie do pracy, a ich obecność będzie tymczasowa. Muszę się zgodzić, bo różnica jednak jest spora, ale wolałabym, żeby nasza władza jednak zredukowała tę ilość do minimum, bo cały czas mieszka u nas parę milionów Ukraińców, a poza tym kultura Bliskiego Wschodu jest jednak całkiem inna od naszej. Na przykładzie Francji widzimy, że ci ludzie się nie asymilują. Ba, ci awanturnicy, którzy dzisiaj tak hucznie upamiętniają swojego 17-letniego brata, żyją we Francji od kilku pokoleń – a mimo wszystko nadal traktują ten kraj jako obcy, a nawet wrogi. Wracając jednak do niespodziewanej (i komicznej) metamorfozy Tuska, zastanawiam się, jak na jego nagłą deklarację zareagują koledzy z partii. Zwłaszcza Franek Sterczewski, Klaudia Jachira czy Janina Ochojska. Co prawda Jachira zmieniła barwy partyjne na zielone, a Ochojska naprawia świat w Parlamencie Europejskim, ale jednak ta – najgłośniej chyba lamentująca o biednych uchodźciątkach przy granicy – trójka zawsze go popierała. Szykuje się rozłam w Koalicji, czy jednak koledzy Donka zmienią poglądy tak łatwo, jak on sam? Dotychczas udawało im się to całkiem nieźle, chociaż ten zwrot jest chyba największy, jakie były premier kiedykolwiek popełnił. Franek mógłby na przykład powiedzieć, że on z tą torbą w stronę granicy biegł, żeby intruzów przepędzić. A może pięknie wyjaśnią, że chodziło mu o tych złych pisowskich imigrantów, ci na granicy są spoko i można ich wpuszczać?

Trzeba przyznać, że wyśmienita komedia. My sobie możemy ją oglądać, zajadając się popcornem, z miłą satysfakcją, że wiedzieliśmy, ostrzegaliśmy i tłumaczyliśmy już w 2015 roku, kiedy Angela Merkel zdobyła się na olbrzymią gościnność i wymagała tego samego od innych członków UE. Wiecie, o co się pyta w takich sytuacjach? „A nie mówiliśmy?!”.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

 

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Polityczne akrobacje pod niemiecką granicą

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Z ciekawością obejrzałam zarówno materiał Krzysztofa Stanowskiego z naszej zachodniej granicy, jak również debatę na temat sytuacji z tamtych regionów prowadzoną przez Roberta Mazurka. Oba te materiały można w skrócie podsumować jako komediodramat – z jednej strony mieliśmy bowiem autentycznie przejętych i zaniepokojonych mieszkańców przygranicznych miejscowości, którzy – wbrew temu, co pewnie chcieliby słyszeć niektórzy – wypowiadali się bardzo rozsądnie. Znowu okazało się, że narracja rządu Donalda Tuska, delikatnie pisząc, mija się z rzeczywistością, bo nie widziałam w tych ludziach ani ziejących nienawiścią kiboli, ani nowego pokolenia kolejnego Ku Klux Klanu, które nie wiedzieć czemu, osiedliło się w Polsce. Z drugiej jednak strony mieliśmy kompletną ignorancję przedstawicieli polskich władz, które w swoim stylu postanowili obrazić ludzi organizujących się w grupy i patrolujących przygraniczne tereny.

Lepiej późno, później czy może wcale?

Gośćmi debaty byli m.in. Krzysztof Bosak i Adriana Poprawska, którą kojarzymy wszyscy pewnie od niedawna, bo wcześniej zarobiona kobieta była w swoim ministerstwie ds. społeczeństwa obywatelskiego. Pani postanowiła się uaktywnić niedługo po tym, jak o przerzucanych nam przez granicę migrantami zaczęło być głośno i swoim wpisem udowodniła, że być może ma jakieś swoje ukryte talenty, być może są sprawy, w których faktycznie jest kompetentna, ale na pewno nie należą do nich sprawy resortu, który wzięła pod swoją opiekę, bo już na samym początku postanowiła wszystkim pokazać, ze społeczeństwo obywatelskie ma w poważaniu, dla niej najważniejsza jest linia narracyjna jedynej słusznej koalicji. Ada poczuła się bardzo pewna siebie, bo niedługo po tym wpisie przyjęła zaproszenie do Kanału Zero, gdzie elegancko się skompromitowała. Twierdziła na przykład, że członkowie Ruchu Obrony Granic przebierali się za policjantów i próbowali legitymować nielegalnych przybyszy. Ci ludzie mieli bowiem napis „Police” na kamizelkach – a skoro tak, to znaczy, że się przebrali za policjantów, a tego przecież nie wolno robić. I pal sześć, że „Police” to po prostu nazwa miejscowości pod Szczecinem. Pani Adriana nie będzie się takimi szczegółami przejmowała, police to police i nie ma przebacz. Później była łaskawa stwierdzić, że ludzie próbujący bronić porządku przy niemieckiej granicy, to dokładnie ci sami, którzy kiedyś bili kobiety na którymś z tych ich wyzwolonych marszów. A skąd wie? Bo tak słyszała. Najsmutniejsze jednak było to, że tej pani kompletnie nie dało się przetłumaczyć najprostszych kwestii. Porowska utrzymywała, że ludzie nie protestują przeciw temu, co już jest, ale co może się dziać. Co prawda, według mnie dwóch zabitych Polaków przez naszych zacnych gości świadczy o tym, że to się powoli zaczyna, ale tak, pani Adriana nie minęła się za bardzo z prawdą – Polacy przede wszystkim nie chcą u nas takiej dziczy na ulicach, jaką widzimy już we Francji, Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Tyle że nie wzięła pod uwagę, że kiedy tutaj też się zacznie na dobre, to potem będzie baaaardzo trudno to odkręcić. I tu też można szybko rzucić okiem na Europę Zachodnią, jak oni tam sobie z tym bogactwem kulturowym radzą. Pani Porowska chciałaby może zaproponować wdrożenie któregoś z tych pomysłów na nasze polskie warunki? A który według niej byłby najskuteczniejszy, bo mnie się wydaje, że oni tam próbują jak mogą, ale niespecjalnie im to już wychodzi.

Najskuteczniejsza blokada

A tymczasem w Polsce najpierw bardzo brutalnie została zamordowana 24-letnia torunianka, a parę dni temu ugodzony nożem został nasz 41-letni Polak, więc jeśli pani Ada ma jakieś pomysły co zrobić, kiedy ta dzicz zaleje polskie ulice, to wypadałoby się już nimi podzielić. Na szczęście Donald Tusk postanowił posłuchać głosu tłumów i wprowadził częściowe kontrole na granicy z Litwą i Niemcami. Nie chciał, wzbraniał się, ale uległ. Ludzki pan, prawda? Niestety niekoniecznie. Wiele można było usłyszeć od środowisk PiS-u i Konfederacji, że presja ma sens. Kto jednak zna i pamięta premiera z jego wcześniejszych rządów, ten łatwo mógł się domyślić, że za tą pozorną kapitulacją przed obywatelskim nieposłuszeństwem kryje się coś innego. Od początku obstawiałam, że Tusk zrobi to w taki sposób, żeby przede wszystkim utrudnić robotę chłopakom z ROG-u, bo widział ktoś kiedyś Donka, kiedy twardo i bezkompromisowo sprzeciwia się Niemcom? Ja też nie. Mianowicie premier był łaskaw ogłosić, że wszystkie przejścia graniczne z Niemcami zostaną uznane za infrastrukturę krytyczną, a to z kolei oznacza zakaz jakiegokolwiek fotografowania i nagrywania. A to z kolei powoduje, że ROG nie będzie mógł już nagrywać funkcjonariuszy Straży Granicznej, jak grzecznie i pokojowo odwożą migrantów z Niemiec po różnych ośrodkach na terenie zachodniej Polski. Według mnie wniosek płynie tylko jeden -Tusk nie życzy sobie, żebyśmy na temat tego, co dzieje się na granicy nazbyt chętnie rozmawiali. Najlepiej, żebyśmy w ogóle nie mieli o niczym pojęcia, bo po cóż mamy się stresować? Jeśli to tego wszystkiego dodamy posłuszne media, to naprawdę nie ma czym mówić, bo: Migranci byli grzeczni i umyli po sobie naczynia, niemieccy funkcjonariusze bardzo taktowni, a polscy obrońcy granic zupełnie inni, jak pisała Wyborcza. Zupełnie inni, czyli ani grzeczni, ani taktowni i jeszcze na dodatek syf w kuchni zostawili.

Ciekawe, czy kiedyś w Wybiórczej przeczytamy bardziej niepokojący list od wiernej czytelniczki? Na przykład taki: Ratunku, nie wiem, co mam robić! Jeden z tych grzecznych migrantów zamknął się parę godzin temu z moją córką w pokoju. Oczywiście, jako światła i oświecona osoba, nie miałam nic przeciwko temu, bo nie jestem rasistką! Poza tym nie musiałaby sama zmywać naczyń w tym strasznym, patriarchalnym świecie, gdyby jej się taki ułożony chłopaczek trafił. W każdym razie jakąś godzinę temu usłyszałam krzyk, płacz i odgłosy uderzeń dobiegające z jej pokoju. Ależ ja postępowo córkę wychowałam, pomyślałam z dumą. Niestety od tamtego czasu w pokoju mojej córki głucha cisza, pukam, próbuję otworzyć, nic. Na dodatek piętnaście minut temu ten sympatyczny Mokambe od naczyń wyskoczył z jej okna i gdzieś sp****lił. Szanowna Gazeto, proszę, podpowiedz mi, co mam myśleć na ten temat? Moja krynico wiedzy! Czy powinnam zacząć się martwić? Nie chcę wyjść na nietolerancyjną panikarę, dlatego, proszę, napiszcie mi, kiedy już będę mogła w miarę dyskretnie zareagować, dobrze? Z ukłonami…

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Afera nie do końca przykryta

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Trochę już cichną głosy o sfałszowanych wyborach. Oczywiście, na Twixie w dalszym ciągu o uwagę walczy Czterech Szurkieterów, czyli Roman Gietych, Jan Piński, Tomasz Wiejski i Tomasz Lis, ale już nie bardzo mają do kogo krzyczeć o atencję, bo najwierniejsze źrebaki swoje wnioski wysłały, a że – zgodnie z przewidywaniami – większość z nich do niczego się nie nadawała, to nie bardzo zostały im jeszcze jakieś możliwości. Najwyższy czas, bo poważnie już się zastanawiałam, co KO zamierzała ugrać tą całą szopką, a już najtrudniej było mi trafić za Donaldem Tuskiem, który na zmianę odcinał się od drużyny Giertycha albo wyrażał dla nich wsparcie i trzymał kciuki. Nie chciało mi się wierzyć, że premier zgadzał się na to wszystko, tylko po to, żeby ratować swój mit „niezwyciężonego”, bo po pierwsze ten mit od 2015 roku się mocno zdeaktualizował, a po drugie taki fikołek też nie świadczyłby o nim najlepiej, bo oto on, premier Polski, który wrócił tutaj na białym – ekhm, ekhm – koniu, żeby rozprawić się z pisowską swołoczą, a tu mu pisiory wynik wyborów skręcają i to jakimiś braćmi kamratami?

Bezinteresowna pomoc z Zachodu

Najwidoczniej szef polskiego rządu wyszedł z założenia, że może faktycznie lepiej jest się zbłaźnić ze sfałszowanymi wyborami, niż jakby miało się wydać to, co się dzieje na naszej zachodniej granicy. I wiecie co? Wydało się. Jak nie idzie, to nie idzie. Pamiętacie, jak ładnych parę miesięcy temu kamery monitoringu uchwyciły patrol niemieckiej Straży Granicznej na terytorium Polski, który zatrzymał się, wysadził po naszej strony jakąś grupę ludzi i pojechał w długą? I pamiętacie, że Donald Tusk zapowiedział, że tak to być nie będzie i ogłosił, że on sobie pojedzie do Scholza na ten temat poważnie porozmawiać. A dalej co było, pamiętacie? Pewnie nie, bo dalej to już nic nie było. Scholz przyznał się w mediach społecznościowych, że Tusk nie wpadł do niego nawet na herbatę, a co więcej zgodził się, żeby Niemcy tak nam przerzucali niechcianych imigrantów. Niemal od zawsze było tak, że jak Niemcom się coś nie podobało, to wywalali to do nas, nie ma co walczyć z piękną, wieloletnią tradycją. No więc od jakiegoś czasu Niemcy się już wcale nie kryją z tym, że wyłapują jakichś tam inżynierów i chirurgów na swoim terytorium i przetransportują do nas. Na szczęście nasza Straż Graniczna doskonale wie, co z nimi robić. Za taksówkę im robi i rozwozi ich pod wskazane ośrodki. Głośna była sprawa, kiedy trzech młodych facetów trafiło do skierniewickiego domu dziecka, a potem stamtąd zwiała. Jeden jest wciąż zaginiony, dwóch znaleziono jak po raz kolejny próbowali przedostać się przez granicę do Niemiec. Oczywiście ci ludzie nie mają żadnych dokumentów, więc nie wiemy ile mają lat i czy dom dziecka jest na pewno odpowiednią instytucją, w której powinni się znaleźć. Mam co do tego pewne wątpliwości, bo każdy z tych panów wyglądał na 20+, ale to może trudy wędrówki odcisnęły takie piętno na ich nastoletnich twarzach? Po drugie, mam takie dziwne uczucie, że oni wcale nie chcą tutaj być, skoro uparcie dążą do tej niemieckiej granicy i najwyraźniej woleliby się znaleźć po drugiej stronie. Czyli jesteśmy zmuszeni trzymać tych ludzi na terenie Polski wbrew ich woli. A to wszystko na słowo honoru i piękny uśmiech Niemców, którzy cofają do nas tylko tych inżynierów, którzy wiadomo, że podróżowali przez Polskę i to w Polsce ostatni raz byli nielegalnie. A skąd wiedzą? Nieważne, mamy się nie interesować. Na złość nam przecież nie robią.

W cieniu tragedii z Torunia

Wydarzenia na granicy z Niemcami zbiegły się w czasie ze śmiercią 24-letniej Klaudii z Torunia, która dwa tygodnie temu została zaatakowana, kiedy wracała z pracy. Na swoje nieszczęście spotkała na swojej drodze młodego Wenezuelczyka, który potraktował ją bardzo brutalnie – na tyle brutalnie, że mimo tego, że jej krzyki zostały usłyszane, a napastnik przepędzony, dziewczyna trafiła do szpitala, który lekarze bardzo szybko określili jako nierokujący. Torunianka została poraniona w głowę, klatkę piersiową i szyję, podobno sprawca próbował też wydłubać jej oczy, żeby przypadkiem go nie poznała i prawdopodobnie wtedy doszło do uszkodzenia mózgu, które okazało się najgroźniejsze. Podobno mężczyzna, który rzucił się 24-latce na ratunek niedługo później wyjechał na jakiś czas z Torunia, żeby wyleczyć się z traumy, bo widok, który zobaczył po przepędzeniu zwyrodnialca na pewno był szokujący. Było dużo plotek odnośnie tego, w jaki sposób Wenezuelczyk trafił do Polski. Pojawiały się głosy, że może w ramach podarunków, jakie nam nasi zachodni sąsiedzi zostawiają po naszej stronie granicy, ale podobno chłopak miał wizę, do Polski trafił legalnie – podobno odwiedzał swoją matkę, która mieszka w Polsce już ładnych parę lat. Tyle tylko, że wizę miał na trzy miesiące, do Polski trafił w lutym, łatwo więc obliczyć, że w momencie ataku był już nielegalnym imigrantem, a mimo wszystko służby nie zrobiły nic, żeby się chociaż dowiedzieć, czy coś z tym zamierza zrobić, czy chociaż znalazł pracę. Widocznie uznali, że nie ma co jeszcze człowieka stresować, jak będzie mógł zalegalizować pobyt, to na pewno to zrobi, nie ma pośpiechu, nie ma obaw, wszystko pod kontrolą. A że w brutalny, bestialski sposób zostało odebrane młode, zdolne życie polskiej obywatelki, to już nam bardzo przykro. Łączymy się w bólu. Oczywiście, ktoś powie, że nie ma co łączyć tych dwóch spraw, bo Wenezuelczyk przyleciał legalnie, a nasza straż graniczna rozwozi po różnych ośrodkach nielegalnych gości, ale tamta tragedia na pewno bardzo mocno zadziałała na wyobraźnię obywateli. Nic zatem dziwnego, że mieszkańcy zachodniej Polski zaczęli oddolnie formować się w grupy i na własną rękę pilnują granic. Prawdopodobnie w dużej mierze dlatego, że nie bardzo widać jakikolwiek sens w zachowaniu strażników granicznych, bo przecież wszyscy pamiętamy, jak SG chroni wschodnich granic naszego państwa, podczas gdy zachodni funkcjonariusze serwują im tak naprawdę usługi transportowe. Bo muszą przestrzegać pism, na których jest jasno napisane, że pan taki i taki, nie wiemy, skąd pochodzi, nie wiemy, ile ma lat, nie znamy jego historii i nie mamy żadnych możliwości sprawdzenia, kim ten gość tak naprawdę jest ma trafić do tego i tego ośrodka. I trzeba słuchać. A kto odpowiada za te rozkazy?

Politycy wyrażają zaniepokojenie

Nie wiadomo, bo Donald Tusk i Tomasz Siemoniak jeszcze do wczoraj zgodnie twierdzili, że zachodnie granice są zabezpieczone, nic się złego nie dzieje, oddolne patrole są formułowane przez faszystów i bardzo złych ludzi, ale poza tym nie ma powodów do obaw. Tak mówił wczoraj, nieśmiało dodając, że gdyby była potrzeba wprowadzenia kontroli na polsko-niemieckiej granicy, to by ją wprowadził, ale na razie więcej szkody by z tego było, niż pożytku. W międzyczasie zmienił jednak zdanie i zapowiedział, że od 7 lipca zostaną wprowadzone tymczasowe kontrole na granicy z Niemcami i Litwą. To prawie jak z powodzią, prognozy wcześniej nie były przesadnie alarmujące, ale być może od 7 lipca już będą, więc profilaktycznie już zadziałamy. Spoko. Nie wyjaśnia to jednak, co się będzie z tymi migrantami działo do 7 lipca. I co mają nam te kontrole jednak dać, bo patrząc na to, że Donald Tusk jest zdecydowanie najlepszym polskim premierem, jakiego kiedykolwiek miały Niemcy, obawiam się, że będzie wyglądało to tak samo albo podobnie – niemiecka SG poinformuje naszą, że za 10 minut przy przejściu granicznym takim i takim będzie stała grupka pięciu śniadych mężczyzn, którzy oczekują na taksówkę. Ja się tutaj jednak obawiam, że te kontrole to bardziej są po to, żeby zająć się tymi niedobrymi faszystami, którzy sami, w wolnym czasie, pilnują tych granic, bo obawiają się o bezpieczeństwo swoje, swoich dzieci i swoich kobiet. Tym bardziej, że Donald Tusk niezbyt krytycznie mówi o tym, że nam nasi niemieccy przyjaciele podrzucają w porywie serca inżynierów, którzy im się już nie mieszczą. Jego większym zmartwieniem są te oddolne grupki polskich mężczyzn, którzy tak naprawdę nie robią nic nielegalnego. W dużej mierze wygląda to tak, że nagrywają oni działania Straży Granicznej, a potem dzielą się z internautami wątpliwościami, czy aby na pewno praca pograniczników na tym właśnie polega. Głos postanowiła zabrać również Adriana Porowska, o której nic wcześniej nie wiedział, że istnieje, bo sprawuje funkcję minister ds. społeczeństwa obywatelskiego, czyli na szybko wymyślonego ministerstwa, żeby przystawki dostały jakieś stołki i nie oburzały się, że są tylko przystawkami. Pani Adriana napisała na swoim X-ie:

Jako Minister ds. Społeczeństwa Obywatelskiego…

Tak się już dała wszystkim poznać w tym rządzie, że poczuła się w obowiązku poinformować plebs, czym ona w ogóle się zajmuje.

…wyrażam głęboki niepokój ws. nielegalnych „patroli obywatelskich” organizowanych przy granicy PL-DE.

Oczywiście. Nie nielegalnie podrzucanymi nam migrantami, o których nic nie wiadomo. Polakami, którym się to nie podoba.

To nie troska o bezpieczeństwo, lecz cyniczne działania oparte na fake newsach i straszeniu migrantami. Granic pilnują służby – nie samozwańcze grupy.

Właśnie, Ada, cały kłopot polega na tym, że nie pilnują. Ewentualnie w trakcie służby dorabiają sobie jako taryfiarze, ale ja mam wrażenie, że wy tam w rządzie wiecie, albo przynajmniej domyślacie się, na czyj rozkaz oni działają w tak absurdalnie nielogiczny sposób. Na razie wygląda niestety na to, że społeczeństwo obywatelskie rozpoczęło procesy, a pani minister, która właśnie miała się nimi zajmować jest głęboko zaniepokojona, że w ogóle ośmielają się protestować i występuje przeciwko oddolnej inicjatywie obywatelskiej. Demokracja na pełnej. Dzisiaj już wiemy, że wszystkie kłamstwa Donalda Tuska można włożyć tam… gdzie wkłada się wszystkie kłamstwa Donalda Tuska. Kiedy premier diametralnie zmienił swoje podejście co do migrantów forsujących naszą wschodnią granicę, miałam przeczucie, że pojawi się podział na złych migrantów od Łukaszenki i tych dobrych – od Scholza i Merza. Nie spodziewałam się tylko, że to się stanie aż tak szybko.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Jak skutecznie dzielić społeczeństwo?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Jakiś czas temu czytałam rozmowę z profesorem Andrzejem Nowakiem, w którym stwierdził on, że prezydenta-elekta trzeba chronić również, a może przede wszystkim fizycznie. Że polaryzacja społeczeństwa, teraz jeszcze dodatkowo pogłębiana przez brednie o sfałszowanych wyborach, jest już tak głęboka, że komuś może wpaść do głowy, żeby zrobić coś tak okropnego. Żeby zabić człowieka. Dlatego, że go nie lubi. Dlatego, że ośmielił się wygrać z jego kandydatem. Dlatego, że jego ukochany Tusk i jego ukochana partia powiedzieli, że on jest zły i niedobry. Wtedy zwolennicy Tuska wyśmiewali prof. Nowaka, do jakichże to abdurdalnych wniosków dochodzi, a tymczasem taki wpis został opublikowany 23 czerwca, prawdopodobnie pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem. W odpowiedzi do jakiegoś wpisu rzecznika rządu Adama Szłapki. I co? I nic.

Eksperymenty na żywej tkance

Ostatnie dni dobitnie pokazują, komu tak naprawdę zależy na podziale Polski. KO zależy na tym, żeby 6 sierpnia spotkali się ze sobą wyborcy Karola Nawrockiego z reprezentacją „Silnych Razem”, która to grupa chyba najbardziej zgłupiała pod wpływem mało racjonalnych, a czasem wręcz zupełnie obłąkańczych teorii Romana Giertycha, bo być może dojdzie do zamieszek i będą mogli powiedzieć: „Patrzcie, społeczeństwo się buntuje”. Co do obłąkańczych teorii pana Romana, przekonywał on na przykład, że niedawno aresztowany Wojciech Olszański ps. „Jaszczur” i jego bracia kamraci zinfiltrowali okręgowe komisje wyborcze i to oni stoją za fałszerstwem wyborów. To się naprawdę kupy z żadnej strony nie trzyma. To jest już tak gruba odklejka, że już nawet silniczki musiały się zorientować, że Giertych nie ma już kontaktu z rzeczywistością. Rozpaczliwie puka do jej drzwi, ale nikt nie otwiera. Być może Donald Tusk nauczony własnym doświadczeniem z Jackiem Murańskim uznał, że to jest za grube i szepnął swoim ulubionym dziennikarzom, żeby znaleźli trochę mniejszego oszołoma i przykryli nim Jaszczura. I wygrzebali dra Krzysztofa Kontka. Doktor znaczy, że wykształcony; znaczy, że wie co mówi. A gdzie tam. Sprawdziłam sobie tego człowieka, kiedy któreś źrebię Giertycha zaczęło pisać o wybitnym naukowcu. Było o nim napisane tylko tyle, że odkrył sposób na sprawdzenie anomalii wyborczych. Nic więcej – żadnych naukowych prac, żadnych odkryć. Taaaaaaaki wybitny… Nie wiem, czy wiecie, ale w Kanale Zero określenia „wybitny” używa się już tylko z ironicznym podtekstem. Myślę, że tutaj też należy używać go tylko w tym kontekście. W każdym razie pan Kontek był łaskaw sam podważyć swoje badania, kiedy zapytany, dlaczego nie zbadał anomalii na niekorzyść Karola Nawrockiego odpowiedział, że po prostu mu nie pasowały. Nam na uczelni tłumaczono, że jakiekolwiek utajnienie badań, które nie pasują do naszej hipotezy, jest zabronione, a takie badania ostatecznie nie będą uznawane, jeśli coś takiego wyjdzie na jaw. No ale, pan Kontek nie utajnił, on po prostu nie zrobił, więc sprawa jest jasna. Silniczki uważają również za podejrzane, że prawie we wszystkich sprawdzonych komisjach doszło do „fałszerstwa” i że mylą się tylko na jedną stronę. Spieszę wyjaśnić – Giertych przygotował dla was wnioski tylko dla tych komisji, w których doszło do anomalii na korzyść waszego kandydata, dlatego duża część się sprawdziła i wszystkie „dowodziły przestępstwa”, bo zwolennicy Nawrockiego żadnych wniosków nie składali. Czasami naprawdę wystarczy odrobinę pomyśleć.

Niepokojące obserwacje

W głowach sympatyków Giertycha uroiło się jednak przekonanie, że oni, jedyni sprawiedliwi, walczą w słusznej sprawie, a wszyscy ich olewają. Że PKW i SN, którym powinno najbardziej zależeć na „wyjaśnieniu nieprawidłowości” w kulki sobie lecą. I nie przetłumaczysz, że oni sprawdzają te wszystkie ich wnioski, które akurat zawierają prawdziwy PESEL nie należący do Romana Giertycha, ale widzą, że to daremna robota i strata czasu. Nie przetłumaczysz, że odrzucili te wnioski, które zawierają nieprawdziwe dane z oczywistych względów, bo „zastraszeni obywatele mogą chcieć zachować anonimowość” (z takimi tłumaczeniami się spotkałam). Nie, oni są sami przeciw wszystkim. Nawet przystawki odwróciły się od tej bohaterskiej walki dzielnego Romana, bo w końcu do nich dotarło, że były tylko przystawkami. Szymon Hołownia, po odcięciu trzeciej nogi bez znieczulenia, nie jest już tak chętny do sprawowania funkcji prezydenta, bo nagle do niego dotarło jakby to wyglądało. On by im podpisał wszystkie potrzebne ustawy, a potem by go wymienili, bo z takim poparciem, to on się chyba nie chce na pośmiewisko drugi raz wystawiać. Brawo, Szymek, może jeszcze będą z Ciebie ludzie, ale na powrót do TVN-u po tym wystąpieniu akurat bym nie liczyła. I rośnie w Silnych Razem frustracja. Bo oni dzielnie na tym swoim koniu gnają ku sprawiedliwości, ale tak naprawdę oni tu na deszczu, wilki jakieś. Nic śmiesznego. I ta frustracja urosła już do takich rozmiarów, że jawnie stosują groźby wobec przyszłego prezydenta Polski. A co robi polskie państwo? Policja jest zajęta ściganiem staruszek, które nie lubią Owsiaka albo autorów maili, po których pani Jagielskiej robi się przykro, bo czyta o sobie, że złe rzeczy robiła. Tak, polska policja dba teraz o dobre samopoczucie kobiety, która jawnie łamie konstytucję, a niemniej jawne groźby wobec przyszłego prezydenta? Oj tam, oj tam. Czy ktoś w ogóle zainteresował się panem Markiem i sprawdził, czy on przypadkiem nie ma odpowiednich narzędzi, żeby zrealizować swoją groźbę? Zresztą, nawet jakby nie miał, to mało jest oszołomów, którym może wpaść do głowy, że to w sumie dobry pomysł? Okazuje się, że można publicznie nawoływać do przestępstwa pod jakimś wpisem Adama Szłapki i nic się nie dzieje. Być może polska policja słusznie zauważyła, że pan Marek zostawił sobie furtkę, bo może coś innego zadziała. I podejmie działania dopiero, kiedy już wyczerpie możliwości? Masa czasu im została, bez stresu.

Nie wiem, panie Marku, kogo aż tak spierdoliło te kilka lat w polityce, ale podejrzewam, że nie tych, którzy nie wpadli jeszcze na pomysł strzelania do nielubianych polityków.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej