Nawiasem Pisząc
Ale fajna ta Francja, taka multikulturowa!
Niedawno pisałam, że kiedy tylko Unia Europejska podjęła decyzję o relokacji „uchodźców”, zamieszkujący Europę Zachodnią imigranci z Bliskiego Wschodu postanowili pokazać krajom, których to szaleństwo nie objęło, a którym teraz Unia stanowczo chce się podzielić, że to nie jest najlepszy interes, jaki by mogły zrobić. Bo spójrzcie sami – tuż po ogłoszeniu tej decyzji mieliśmy już Syryjczyka, który atakował nożem kilkuletnie dzieci, później morderstwo na 27-letniej Polce dokonane przez obywatela Bangladeszu, a przecież mniej więcej w tym samym czasie inny imigrant napadł na 73-letnią kobietę i jej wnuczkę, którą próbował później porwać. Dwa z tych trzech „incydentów”, jak to się teraz na tego typu sytuacje mówi, miały miejsce we Francji. A parę dni temu znowu potężne ubogacenie kulturowe zalało ten kraj.
„To tylko pojedynczy przypadek”
O pierwszej sprawie już Wam kiedyś pisałam, bo wydarzyła się właśnie niedługo po tym, kiedy Unia postanowiła wesprzeć nas swoim dobrem. Myślę, że nie ma sensu wiele się tu rozpisywać, bo chyba każdy z nas wie, jak można nazwać człowieka, który usiłuje zadźgać kilkuletnie dzieci – bynajmniej nie obyłoby się tu bez wulgaryzmów. Jeśli chodzi o naszą rodaczkę zamordowaną w Grecji, to też wszystko jest jasne – chociaż tutaj, z całym szacunkiem dla ofiary i jej rodziny, sama Anastazja mocno ułatwiła mu tę zbrodnię. Nie chcę tutaj specjalnie jej atakować, bo przecież już się nie obroni, więc przyjmijmy wersję, którą przekazał mediom jej ojciec: że pojechała ze swoim późniejszym oprawcą po narkotyki (konkretnie marihuanę) i w żadnym innym celu. Jestem w stanie to uszanować. Nie zmienia to jednak faktu, że zachowała się skrajnie lekkomyślnie, nieodpowiedzialnie, żeby nie powiedzieć – idiotycznie. Nie wsiada się obcemu facetowi na motor, nie daje się zawieźć do jego domu, nie bierze się od niego jakichkolwiek narkotyków. Zwłaszcza, kiedy jesteś w obcym państwie, wypiłaś wcześniej drinka i jesteś młodą, atrakcyjną blondynką. A już na pewno, kiedy tym obcym mężczyzną jest śniady „książę Orientu”. Szkoda, że feministki wykorzystały tę tragedię, żeby przekonywać inne dziewczyny, że to tak naprawdę nic nie znaczy, że mogą robić, co chcą, jak chcą i kiedy chcą i nikt nie ma prawa ich tknąć. Anastazji życia już nie wrócimy, ale może warto byłoby starać się zapobiegać takim tragediom na przyszłość. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy toczyło się śledztwo w sprawie Polki, we Francji jakiś czarnoskóry jegomość zaatakował starszą kobietę, która razem ze swoją wnuczką wyglądały na ulicę. Przyjazny imigrant najpierw uniemożliwił kobiecie zamknięcie drzwi, co ta usiłowała zrobić, kiedy zorientowała się, że mężczyzna ma już nie tak przyjazne zamiary. Napastnik wypchnął 73-latkę przez drzwi, a następnie porwał jej wnuczkę – przynajmniej tak to wyglądało z zapisu kamery. Na szczęście ostatecznie coś go spłoszyło, bo naprawdę wolę sobie nie wyobrażać, co stałoby się z tym dzieckiem, gdyby temu szaleńcowi udało się je uprowadzić. Co łączy Grecję i Francję? Oba kraje zdecydowały się przyjmować uchodźców (chociaż podejrzewam, że Grecja wielkiego wyboru nie miała, bo Niemcy od czasu ich olbrzymiego kryzysu zadłużenia trzymają ich jak na widelcu) i w obu obywatele boją się normalnie wyjść na ulicę. Przy sprawie polskiej 27-latki czytałam artykuł, mówiący o tym, że obywatele greccy boją się swoich gości z Bliskiego Wschodu i raczej unikają kontaktu z nimi. W przypadku szaleńca, który zaatakował babcię z wnuczką, można by wysnuć wniosek, oglądając nagranie z całego zajścia, że kobieta bardzo lękliwie rozglądała się po ulicy, a kiedy zauważyła zbliżającego się mężczyznę od razu chciała zamknąć przed nim drzwi. Ci ludzie są tam zwyczajnie zastraszeni. No dobrze, a co je dzieli? Grecy wyciągają wnioski ze swojego błędu i morderca Anastazji trafił na razie do najcięższego aresztu w Grecji. Grecka prokuratura zapowiada, że Banglijczyk nie ma co liczyć na jakąkolwiek litość i będzie wnioskować o najwyższy wymiar kary. Tymczasem, co postanowiła prokuratura we Francji? Facet, który tak brutalnie poturbował starszą kobietę i próbował porwać małą dziewczynkę trafił do… szpitala psychiatrycznego. Mimo że wcześniej był już wielokrotnie notowany i serwował ten rodzaj ubogacenia kulturowego, którego Francuzi raczej sobie nie życzą. Wynika to jednak z polityki prowadzonej przez Emmanuela Macrona, do czego zaraz przejdziemy.
Muslim Lives Matter
Bo we Francji znowu jest wesoło! Od ładnych paru dni imigranci znowu zalewają ulice tego państwa swoją miłością i tolerancją. Zaczęło się od tego, że policjant zastrzelił 17-letniego Nagela, algierskiego pochodzenia, który dwukrotnie próbował uciec kontroli drogowej, za pierwszym razem prawie potrącając innego funkcjonariusza. Z tej okazji „uchodźcy” postanowili pokazać Francji swoiste ALM (Arab Lives Matter) czy MLM (Muslim Lives Matter) i od ładnych paru dni demolują francuskie ulice. Zamieszki nie odbywają się tylko w Paryżu, ale praktycznie rozlały się na cały kraj i musicie przyznać, że skojarzenia z tym, co działo się w USA po śmierci George’a Floyda narzucają się same. Samochodów spalono już ładnych kilka tysięcy, w ogniu stanęły również budynki, w tym przede wszystkim komisariaty policji, ale też szkoły i sklepy. Chociaż z tych ostatnich wcześniej „uratowano” produkty się w nich znajdujące, więc sami widzicie, że nie jest tak najgorzej i ci imigranci na coś się jednak przydają. Ciekawe jest jednak to, jak zareagowała matka i babcia zabitego chłopaka. Otóż ta pierwsza brała czynny udział w zamieszkach i było widać na zdjęciach i nagraniach, jak zagrzewa chuliganów do boju, krzycząc, wymachując pięściami i… uśmiechając się; z kolei druga po paru dniach radosnego podpalania i demolowania przez arabskich mścicieli, apelowała o zaprzestanie zabawy i nie atakowanie ludzi. Nie muszę chyba dodawać, że tłum żądnych krwi muzułmanów posłuchał pierwszej kobiety i demolka trwa w najlepsze. Nagel, podobnie jak Floyd, nie był rzecz jasna żadnym „aniołkiem” – francuska policja dobrze go znała, był zatrzymywany między innymi za handel narkotykami. Trzeba jednak powiedzieć, że działy się tam sceny dantejskie – zapadł mi w pamięć widok mężczyzny, kulącego się na ziemi w kałuży krwi, bo przyjaciele-uchodźcy ucięli mu dłoń. Za to, że próbował ratować swój samochód przed spaleniem. Mną osobiście wstrząsnął ten widok, ale wiecie, kim nie wstrząsnął? Wspomnianym Emmanuelem Macronem, który siedzi sobie bezpiecznie w Pałacu Elizejskim i stamtąd tylko wygłasza swoje zrozumienie dla demolujących jego państwo i zastraszających jego obywateli bandytów. Zapowiedział również, że funkcjonariusz zostanie surowo ukarany – w tej chwili siedzi w areszcie i oczekuje na proces. Prezydent Francji już go zdążył skazać, mam wrażenie, że wyręczył sąd. To jest kolejna analogia do wydarzeń z USA, bo wydaje mi się, że tak samo jak Chauvin, tak i ten nieszczęśnik zostanie poświęcony, żeby udobruchać trochę rozjuszony tłum. Macron zapowiedział bowiem, że policjanci mają w miarę możliwości łagodnie postępować z tą rozszalałą dziczą. Na razie faktycznie nie ma informacji o śmierci któregokolwiek z szalejących Arabów (dla porównania podczas tłumienia protestów żółtych koszulek zginęło jedenastu Francuzów, ale to jest przecież wpisane w koszta, prawda?), chociaż podobno aresztowanych zostało już ok. 4000 osób. Zniszczenia są ogromne, nie znamy jeszcze liczby rannych funkcjonariuszy czy zwykłych obywateli. Francja ma, czego chciała? Być może, ale bardzo słono za to płaci.
Obrońca granic – Donald Tusk!
I na tym można by było zakończyć, gdyby nie to, że znowu przypomniał o sobie Donald Tusk. Nasz były premier, jak wiadomo, jest bardzo zmiennym człowiekiem – zapowiada, że nie wyjedzie z Polski, żeby potem zawitać w Brukseli; obiecuje, że nie podniesie wieku emerytalnego, żeby potem stwierdzić, że to fantastyczny pomysł; kategorycznie zarzekał się, że podatki za jego rządów nie wzrosną, aby potem grzecznie zakomunikować, że akurat z VAT-em, to absolutnie niezbędne było. I teraz znowu Król Europy przepoczwarzył się nagle w zaciekłego przeciwnika imigracji. I to nie tylko tej nielegalnej, ale w ogóle każdej. Nikogo nasz Donek już tu nie wpuści – oczywiście pod warunkiem, że go wybierzemy. No i jeśli Niemcy mu nie będą kazały. Ale tak, to luz. Tusk nagrał niedawno płomienne przemówienie, w którym ubolewał nad tym, jakie straszne rzeczy dzieją się w stolicy miłości i tolerancji, a następnie przypomniał, że u nas będzie tak samo, bo PiS wpuścił ponad 130 000 migrantów. Rząd próbuje się bronić, że po pierwsze to 26 000, po drugie oni przyjadą tu legalnie do pracy, a ich obecność będzie tymczasowa. Muszę się zgodzić, bo różnica jednak jest spora, ale wolałabym, żeby nasza władza jednak zredukowała tę ilość do minimum, bo cały czas mieszka u nas parę milionów Ukraińców, a poza tym kultura Bliskiego Wschodu jest jednak całkiem inna od naszej. Na przykładzie Francji widzimy, że ci ludzie się nie asymilują. Ba, ci awanturnicy, którzy dzisiaj tak hucznie upamiętniają swojego 17-letniego brata, żyją we Francji od kilku pokoleń – a mimo wszystko nadal traktują ten kraj jako obcy, a nawet wrogi. Wracając jednak do niespodziewanej (i komicznej) metamorfozy Tuska, zastanawiam się, jak na jego nagłą deklarację zareagują koledzy z partii. Zwłaszcza Franek Sterczewski, Klaudia Jachira czy Janina Ochojska. Co prawda Jachira zmieniła barwy partyjne na zielone, a Ochojska naprawia świat w Parlamencie Europejskim, ale jednak ta – najgłośniej chyba lamentująca o biednych uchodźciątkach przy granicy – trójka zawsze go popierała. Szykuje się rozłam w Koalicji, czy jednak koledzy Donka zmienią poglądy tak łatwo, jak on sam? Dotychczas udawało im się to całkiem nieźle, chociaż ten zwrot jest chyba największy, jakie były premier kiedykolwiek popełnił. Franek mógłby na przykład powiedzieć, że on z tą torbą w stronę granicy biegł, żeby intruzów przepędzić. A może pięknie wyjaśnią, że chodziło mu o tych złych pisowskich imigrantów, ci na granicy są spoko i można ich wpuszczać?
Trzeba przyznać, że wyśmienita komedia. My sobie możemy ją oglądać, zajadając się popcornem, z miłą satysfakcją, że wiedzieliśmy, ostrzegaliśmy i tłumaczyliśmy już w 2015 roku, kiedy Angela Merkel zdobyła się na olbrzymią gościnność i wymagała tego samego od innych członków UE. Wiecie, o co się pyta w takich sytuacjach? „A nie mówiliśmy?!”.
M.
https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Wszystkie siły w Nawrockiego
Ja nie wiem, czy są jakieś granice, których miłościwie nam panujący nie przekroczą, byle tylko zapewnić swojemu uroczemu chłoptasiowi prezydenturę. Nie wiem też, czy jest jakaś granica, po której przekroczeniu wielbicielom KO zaświeci się jakaś mała lampka i pomyślą, że nie no, moment, panowie, teraz to już troszeńkę przesadzacie. Widać, że uwiera to całe środowisko Karol Nawrocki. I to chyba dość mocno uwiera, bo do tak niskich sposobów nie uciekali się, ani kiedy kandydował Lech Kaczyński, ani kiedy robił to Jarosław Kaczyński, chyba nawet nie wrzucali tyle gówna w wentylator, kiedy w wyborach do swojej drugiej kadencji startował Andrzej Duda – bo przy pierwszej go nie doceniali, wszak mieli wiele mówiące sondaże, które wyraźnie wskazywały, że Bronisław Komorowski musiałby po pijaku potrącić zakonnicę w ciąży, która na dodatek porusza się na wózku. Wielki szacunek dla tej anonimowej kobiety za jej olbrzymie poświęcenie! W każdym razie mocno ich chyba zdenerwowała ta kandydatura, skoro próbują drugi raz nabrać swój najtwardszy elektorat na ten sam numer.
Nawrocki obraża staruszków!
No bo, na zdrowy, chłopski rozum – co takiego musiał powiedzieć kandydat popierany przez PiS, że aż tak naraził się emerytom? Nikt nie odbierał immunitetu Januszowi Korwin-Mikkemu za jego wypowiedzi o kobietach czy ****filii, nikt nie próbował go odebrać Jarosławowi Kaczyńskiemu za gorszy sort i dawanie sobie w szyję, więc co takiego strasznego powiedział Nawrocki, że miarka się przebrała i trzeba mu uwalić immunitet, najlepiej jeszcze przed wyborami? Nie widzę Waszych twarzy, kiedy czytacie ten tekst, więc moje zdolności czytania w myślach są mocno ograniczone, ale jestem pewna, że większość z Was dobrze zgadła: W Polsce trwa powolny, ukryty proces reubekizacji, przywracania przywilejów emerytalnych ludziom, którzy inwigilowali, ludziom, którzy wsadzali do ośrodków internowania, którzy więzili, rozbijali rodziny, zmuszali do emigracji – miał powiedzieć Nawrocki na jednym ze spotkań z wyborcami. Kogo mogły urazić te słowa? Podejrzewam, że nie starszych ludzi, którzy całe życie uczciwie pracowali, ale właśnie byłych przedstawicieli UB i SB. Zresztą wniosek o uchylenie immunitetu złożyło stowarzyszenie emerytów mundurowych, więc mamy jakieś tam potwierdzenie. Po zmianie władzy byłe służby komunistyczne szykowały się już na powrót wysokich emerytur (nawet nie wiem, czy to już nie przeszło), pewnie zacierali też łapki w nadziei, że Rafał Trzaskowski podaruje im jeszcze więcej pieniędzy, tak jak w Warszawie hojnie obdarował Jolantę Lange, która była przecież tajną funkcjonariuszką SB. Wygrana Nawrockiego mogłaby im mocno te nadzieje zepsuć, więc postanowili znowu zacząć się buntować, być może znowu uda im się pociągnąć za sobą fanatyków herr Donalda i znowu będzie można robić burdel na ulicach, bo przecież sam fakt kandydowania w tych wyborach kogoś innego, niż przystojny Rafał jest świadectwem upadku demokracji. W wyborach powinien startować zawsze tylko jeden kandydat, żeby się ludziom krateczki nie pomyliły i żeby ich głowa nie rozbolała. I te krateczki to już panie w urzędzie za obywateli powypełniają, bo na cholerę ludzi fatygować. Ich udział będzie już zupełnie niepotrzebny.
Przykład Rumunii
Wtedy by było praworządnie i Unia Europejska nie miałaby w ogóle powodów, żeby nas w czymkolwiek pouczać. Zresztą władze unijne są bardzo zadowolone z zeszłorocznych wyborów, bo wreszcie nikt im nie będzie przeszkadzał wprowadzać na terenie Polski korzystnych dla siebie rozwiązań. Bez wielkich przeszkód doprowadzają do ruiny polskie rolnictwo i ogólnie całą gospodarkę, ale niestety nie mogą tylko stać i z dumą obserwować, jak to wszystko trafia szlag, bo teraz się Rumuni słuchać przestają. Unia więc robi, co może, aby nie dopuścić Georgescu do władzy w kolejnych wyborach po unieważnieniu poprzednich. Jak wylicza poseł Włodzimierz Skalik, Georgescu stracił już ogrzewanie i Internet we własnym mieszkaniu, w planach mają również zakazanie TikToka oraz nałożenie surowych ograniczeń na platformę X, bo wiadomo, że tego się już tak ładnie nie upilnuje i jeszcze rumuńscy obywatele dotrą do jakichś niewygodnych dla nich treści; podobno zaprzestano również nadawania kanału Realitatea TV, który jako jedyna, większa telewizja krytykowała decyzję o odwołaniu wyborów prezydenckich. Proszę, jak się źle w Rumunii dzieje, nie to co u nas, bo tutaj to się telewizje na listę spółek strategicznych wpisuje. Logiczne, skoro pracuje tam Monika Olejnik, córka majora Służby BEZPIECZEŃSTWA, to przecież wszystko się zgadza. Tatuś dbał o bezpieczeństwo naszych ojców i dziadków, Moniczka dba o nasze. A tak zupełnie na poważnie – jestem pewna, że jeśli Karolowi Nawrockiemu uda się wygrać walkę o fotel prezydencki, to szanowne KO go tak łatwo do władzy nie dopuści. Na pewno w ruch pójdzie tradycyjne „nie uznajemy wyroku Sądu Najwyższego o ważności tych akurat wyborów, w ogóle nie uznajemy żadnych wyroków tej instytucji, poza tym o ważności ostatnich wyborów parlamentarnych – ten jeden tak, ale to w drodze wyjątku”. Być może Donald Tusk jeszcze przed wyborami, weźmie i je unieważni, bo jemu przecież wolno wszystko. Już teraz pewnie kombinują, jaką świnię mu w razie czego podłożyć, bo Nawrocki jako prezes IPN-u ma dużo większe szanse zgarnąć w drugiej turze elektorat Konfederacji, niż ten śmieszny Trzaskowski.
Wszystkie środki dozwolone
Na razie próbują w Nawrockiego uderzać medialnie, bo najpierw im się przypadkowo wkleiło zdjęcie hailującego gościa jako ilustracja do tekstu o życiorysie niewygodnego kandydata, później odkryli, że jego największy fan-page służył kiedyś do siania rosyjskiej dezinformacji (odkrycia dokonał OKO.press, więc można sobie ocenić na ile to wiarygodne źródło), ale że nie był to jego oficjalny fan-page to łaskawie dodali, że jest to olbrzymia wtopa sztabu Nawrockiego, nawet jeśli nie mają z tym nic wspólnego. Teraz zaś usiłują wmówić ludziom, że prezes IPN-u bardzo mocno czymś obraził biednych emerytów, bo przecież wiadomo, że większość ludzi całego tekstu nie przeczyta. Wystarczy wiedzieć, że Nawrocki jest zły, bo obraża starszych ludzi i dlatego właśnie należy odebrać mu immunitet. Widzę też, że uruchomiły się sondażownie, które martwią się, co prawda, że potrzebna będzie druga tura, ale Trzaskowski ma taką przewagę, że musiałby potrącić po pijaku na pasach ciężarną zakonnicę, która na dodatek poruszałaby się na wózku, żeby ją roztrwonić, więc na spokojnie. Wykończą te zakonnice niedługo. Jeżeli jednak media nie poratują, to już oni coś wymyślą, żeby tego biednego Karola do fotela prezydenckiego nie dopuścić. Na razie jeszcze szukają podstaw prawnych, ale prawo przecież mamy już takie, jakim Tusk je rozumie, więc nie powinno być problemu. A żeby pokazać Wam na przykładzie, że oni już teraz w nosie mają, jak to prawo wygląda – NFZ ukarał Instytut Zdrowia Matki Polki grzywną w wysokości 352 tysięcy złotych za odmowę wykonania aborcji w sytuacji, które nie stwarzały zagrożenia dla życia ani zdrowia kobiet. I tam, pal sześć Trybunał Konstytucyjny, pal sześć, że tej żałosnej ustawy o depenalizacji aborcji nie udało im się przepchnąć, ale i tak będą robić, co nam im żywnie podoba. Jest to drugi łódzki szpital, który otrzymał podobną karę – wcześniej ukarany został szpital bodajże w Pabianicach, który zresztą złożył sprawę do sądu. Ale tu też nie ma powodów do obaw, przecież nawet jeśli pabianicki szpital wygra, najwyżej nie uzna się wyroku sądu.
M.
Nawiasem Pisząc
TVN-u bronić murem
Jakiś czas temu na Twixie gruchnęła wiadomość, że TVN ma zostać sprzedane węgierskiemu funduszowi, powiązanemu z Viktorem Orbanem. Informacja była jednak niepotwierdzona, a że ja nie lubię cieszyć się zbyt wcześnie, to spokojnie czekałam na rozwój. Nie da się jednak ukryć, że taka transakcja bardzo ucieszyłaby tę bardziej prawicową część naszego społeczeństwa, bo TVN całkiem słusznie kojarzy im się z typową, tuskową propagandą – zwłaszcza że ich dziennikarze byli wielokrotnie łapani na kłamstwach i manipulacjach, do czego nigdy nie potrafili się przyznać. Jeśli opublikowali jakąś nieprawdziwą informację, to ona już zostawała, bo na cholerę prostować? Nie ukrywam, że i mnie sprawiłoby to dużą satysfakcję, bo oczami wyobraźni widziałam już Monikę Olejnik, rozpoczynającą swój program od słów: „Monika Olejnik, Kropka nad i, witam w zniewolonej przez Węgrów telewizji. Drodzy widzowie, proszę zwrócić uwagę, mrugnę teraz oczami dwa razy, wiecie, co to oznacza”. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że do takiej sytuacji by nie doszło, bo na pewno wszyscy pracujący tam dziennikarze zawinęliby żagle i przeszli siać propagandę gdzie indziej.
Ulubiona telewizja premiera
W każdym razie wychodzi na to, że w tych plotkach było sporo prawdy, bo nagle rząd ogłosił, że Polsat i TVN trafiają na listę firm podlegających „ochronie przed niebezpiecznym z punktu widzenia interesów państwa polskiego przejęciem”, co oznacza, że nie będą mogły zostać sprzedane bez zgody rządu. Ośmielę się nie zgodzić, że zakończenie działalności TVN w takim kształcie, w jakim wygląda ona obecnie, w jakikolwiek sposób szkodziłoby państwu polskiemu. Jestem wręcz zdania, że byłoby dokładnie na odwrót, bo w końcu przestaliby zatruwać ludziom głowy. Inna sprawa, że ci ludzie prawdopodobnie „przełączyliby się” na TVP, tak jak wyborcy prawicy po niezbyt legalnym przejęciu polskich mediów publicznych przeszli do TV Republika. Chociaż faktem jest, że parę razy włączyłam sobie neo-TVP z ciekawości i propaganda jest tam tak siermiężna, że naprawdę ciężko mi uwierzyć, że ktokolwiek daje się na to nabrać. W TVN są jednak bardziej doświadczeni pod tym względem. Ale do brzegu – oczywiście wszyscy zdajemy sobie sprawę, skąd taka, a nie inna decyzja, prawda? Donald Tusk nie chce stracić swojego ulubionego medium. To tam może mówić, co chce i kiedy chce z absolutną pewnością, że w żaden sposób nie wyjdzie mu to na szkodę, bo dziennikarze TVN staną na głowie, żeby największą bzdurę, którą wypowiedział przedstawić jako wielkie myśli rodem z książek Paulo Coelho. Tak było choćby z jego słowami, które prawdopodobnie miały paść „off the record”, że czuje się wręcz chory, kiedy myśli o tym, że musi wracać na Wiejską, bo mu się nie chce. Jak to zostało przedstawione? Że Tusk jest wielkim bohaterem, który taaaaaak baaaaaaardzo poświęca się dla Polski. Wam też już rośnie kaktus pod powieką? On marzył o tym, żeby znaleźć się znowu w tym miejscu, w którym się znalazł.
Największe narodowe dobro
Jest zatem niemal pewne, że TVN w węgierskie łapy nie trafi, bo widocznie jest dobrem narodowym. Wiadomo – stocznie, kopalnie, huty, banki, przedsiębiorstwa komunikacyjne, zbrojeniownie nie mają charakteru strategicznego. Je można sprzedawać za bezcen, doprowadzać do bankructwa, zamykać w trosce o klimat. Kogo to interesuje w ogóle? Niech się pracownicy tych spółek uśmiechają, bo przecież w końcu mamy upragnione osiem gwiazdek. Resztę niedogodności takich jak notoryczne łamanie prawa, wyższe ceny za energię czy właśnie kolejne upadki polskich firm możemy przeboleć. Bardzo spodobał mi się komentarz naszego dobrego kolegi z Lemingopedia 3.0: „Z tym wrogim przejęciem TVN-u, o którym mówi Tusk, to akurat jest prawda. Telewizja tworzona przez WSI każde przejęcie pozamoskiewskie traktuje jako wrogie. Pan premier jest zwyczajnie konsekwentny. Przywraca emerytury UB-ekom, to chyba oczywiste, że zabezpieczył też ich telewizję. Czytelniej się nie da. Pora na wnioski”. Cóż, przynajmniej w tej jednej kwestii Tusk jest konsekwentny, bo w każdej innej zmienia zdanie nawet co kilka dni – w zależności od tego, co mu sondaże podpowiedzą. Natomiast najważniejsze jest to, co twórca Lemingopedii napisał na końcu – pora na wnioski. Bo bardziej jawnie ustawiać sobie cały kraj po kątach, tak jak robi to teraz Tusk, już się nie da. On głupi nie jest i doskonale wie, że TVP ze swoją siermiężną propagandą nie da mu tyle korzyści, co TVN, gdzie pracują ludzie tak doświadczeni w manipulacji, że spokojnie są w stanie przekabacić swoich odbiorców tak, że ci automatycznie przestają myśleć, przyjmując wszystkie ich informacje za pewnik. Widzieliście kiedyś widza TVN-u, który po obejrzanych „Faktach” dodatkowo weryfikuje sobie to, o czym usłyszał? Ja też nie. Tymczasem według sondażu IBRIS sprzed około roku widzowie TVP i wyborcy PiS-u (a nie oszukujmy się, to jest po prostu ta sama grupa) chętniej i częściej weryfikowali wiadomości podawane przez TVP w innych stacjach, czyli w Polsacie i TVN.
A podobno to oni są zaślepieni, ogłuszeni i ogłupieni. Tylko oni, bo w żadnym wypadku nie można powiedzieć tak o odbiorcy TVN-u. Ci są młodzi, wykształceni i z wielkich miast, a nie jakiegoś tam Podkarpacia…
M.
Nawiasem Pisząc
Polowanie
Wygląda na to, że Tuskowi znudziło się już łowienie płotek i poluje na grube ryby. Trudno się dziwić, bo jak na razie to całe rozliczanie PiS-u wychodzi im trochę jak krew z nosa. Zamykają w aresztach kogo popadnie, potem dopiero szukają podstaw prawnych, a jak nie znajdują, to trzymają w areszcie mimo wszystko, bo może akurat ktoś „pęknie”. Na nic się to jednak nie zdało, bo albo interweniowała Unia Europejska, albo za aresztowanych zostały wpłacone poręczenia majątkowe. Wyborcy KO na początku z entuzjazmem przyjmowali kolejne przykłady łamania prawa w słusznym celu ośmiogwiazdkowania PiS-u, ale został on już chyba trochę przygaszony, bo do tej pory nie udało się wsadzić za kratki największych „złoli” Prawa i Sprawiedliwości, czyli Kaczyńskiego i Ziobry. A przecież zaczyna się kampania prezydencka, trzeba wspierać Trzaskowskiego, bo nowy rząd przebiera aż nogami z niecierpliwości, żeby przejąć pełnię władzy.
Po co komu dowody?
Dlatego też rząd zdecydował się odebrać immunitet jednemu i drugiemu. I obie te sprawy wyglądają… bardzo wątpliwie. Zacznijmy od Zbigniewa Ziobry. Trochę się za tym człowiekiem ciągnie i wcale nie wykluczam, że coś może być na rzeczy i być może były minister sprawiedliwości faktycznie powinien zostać ukarany. Zastanawia mnie inna sprawa, bo z tego co pamiętam, ta śmieszna komisja śledcza ds. Pegasusa niczego mu nie udowodniła. Ogólnie mam wrażenie, że posłowie PiS przychodzą na te komisje głównie dla beki, bo członkowie tych komisji są absolutnie nieprzygotowani – i tutaj mam na myśli absolutnie każdą komisję, bo każda okazywała się potem komedią omyłek. Tak między innymi KO zagospodarowało nasze pieniądze, a trzeba przyznać, że gospodarują nimi na potężną skalę, bo przecież niedawno uchwalili budżet z rekordowym, bo prawie 300 miliardowym zadłużeniem. Już się jednak zdążyliśmy dowiedzieć, że to nie ich wina, tylko PiS (tak zresztą tłumaczą każde swoje niepowodzenie), więc tematu, jak rozumiem, nie ma. Wracając jednak do sprawy Ziobry, to pamiętamy wszyscy, że ABW przeszukało mu mieszkanie, wypatrując jakichś tam brudów. Nie wiem, czy i co znaleźli, ale mam poważne wątpliwości co do legalności tego rodzaju przeszukiwań, ponieważ Zbigniewa Ziobry nie było nawet na miejscu. Nie jestem prawnikiem, nie znam się, ale i tak się wypowiem ( 😉 ). Na zdrowy, chłopski rozum wydaje mi się, że właściciel przeszukiwanego domu powinien być na miejscu, bo przecież istnieje możliwość podrzucenia mu czegoś podczas jego nieobecności. Znalazłam nawet potwierdzenie moich domniemywań, bo jest jasno wskazane, że nawet jeśli właściciel z różnych względów nie może uczestniczyć w przeszukiwaniu należy przywołać przynajmniej jednego dorosłego domownika lub sąsiada. Z tego co pamiętam, nic takiego nie miało miejsca, a zatem całe to przeszukanie należałoby uznać za nielegalne, obojętnie czego by tam nie znaleźli. Pomijam już tutaj, oczywiście, jakiekolwiek poczucie przyzwoitości, bo pamiętamy chyba, czym była spowodowana nieobecność Zbigniewa Ziobry na przesłuchaniach komisji oraz podczas przeszukiwania.
Terminator Kaczyński?
Odnoszę jednak wrażenie, że sprawa z Jarosławem Kaczyńskim to jeszcze większa hucpa – na siłę rozdmuchiwana. Prezes PiS-u w każdy miesiąc, dziesiątego, przychodzi złożyć wieniec pod pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej. I za każdym razem przychodzi tam grupa obłąkanych nienawistników (przepraszam, ale nie znajduję słów, żeby tych ludzi inaczej nazwać), którzy mu w tym przeszkadzają. Jednym z nich jest Zbigniew Komosa, który złożył pod pomnikiem wieniec z napisem sugerującym, że ś.p. Lech Kaczyński jest winny spowodowania śmierci wszystkich pasażerów oraz załogi Tupolewa. Dokładna treść tego wpisu brzmi: „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który, ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski”, a pod spodem zamieszczono również dopisek: „Stop kreowaniu fałszywych bohaterów” (Nie mogę wyjść z podziwu, jak tacy ludzie potrafią tak łatwo narzucić swoje zdanie innym – mieliśmy „Marsz kobiet”, mimo że nie wszystkie kobiety go popierały; teraz mamy „Naród Polski”, do którego, zdaje się, należę, a jednak nie po drodze mi z taką treścią). Trudno zatem się dziwić reakcji jego brata, który zdecydował się tabliczkę z niesprawiedliwym, w jego opinii, napisem usunąć. Później pojawiła się informacja, że Jarosław Kaczyński miał uderzyć Komosę za obrażanie pamięci jego brata. Na początku nie dowierzałam, że coś takiego mogło mieć miejsce, bo jednak antypisowski aktywista (cały jego aktywizm w zasadzie ogranicza się do nie lubienia PiS-u) jest od niego sporo wyższy. Wychodziłam z niesłusznego, jak się okazało, założenia, że KO wziął za pewnik zeznania człowieka, który słynie z nienawiści do prezesa PiS-u (na swoje usprawiedliwienie dodam, że to do nich bardzo podobne), a który, nie wiedzieć czemu, zdecydował się opowiedzieć o tym dopiero niedawno. Nie chciało mi się wierzyć, żeby ten facet czekał tak długo, skoro trafiła mu się taka okazja, żeby jeszcze bardziej w Kaczyńskiego uderzyć. Nie mogła się wręcz zmarnować. W dalszym ciągu zastanawiam się, dlaczego ta sprawa wyciekła dopiero teraz, ale trafiłam już na nagranie pokazujące całe zajście. Cała sytuacja wyglądała tak, że Zbigniew Komosa stał z mikrofonem w ręku i domagał się przeprosin; Kaczyński próbował mu ten mikrofon zabrać, ale ze względu na grupę obrońców pana Komosy nie udało mu się to. I wtedy faktycznie się na pana Komosę zamachnął, jednak mam spore wątpliwości, czy w ogóle go trafił – jeżeli tak, to ledwie go dotknął. Nie mam co do tego całkowitej pewności, bo nagranie jest w słabej jakości, ale dla KO był to wystarczający powód, żeby odebrać prezesowi immunitet poselski. Naprawdę, podziwiam spostrzegawczość.
„W ryj dać, mogę dać”
Oczywiście KO postanowiło przekuć całą tę sytuację w swój wyborczy „argument”. Prezes Kaczyński stosuje przemoc! Prezes Kaczyński uderzył polskiego obywatela! Prezes Kaczyński przejawia agresję wobec zwykłych ludzi, którzy się z nim nie zgadzają! Prezes Kaczyński tłumi protesty! On sam, jeden! Troszkę mi się to kłóci z wizerunkiem polityka, który do tej pory budowały media. Bo przecież to taki nieporadny, zagubiony dziadzio jest. Nic nie zrobi bez ochrony. Nie ma rodziny, konta w banku, ani prawa jazdy. I jak taki człowiek ma rządzić całym krajem, przecież on sam sobie zakupów zrobić nie potrafi! Ale już zostawmy ten brak konsekwencji, bo akurat w ekipie Donalda Tuska nie jest to nic nowego, bo chciałabym podejść do tego tematu z ludzkiego punktu widzenia. Szczerze pisząc, gdyby ktoś starał się na każdym kroku obrazić nieżyjącego członka mojej rodziny, to też bym się zdenerwowała. Mocno bym się zdenerwowała, bo pewnych rzeczy przyzwoici ludzie po prostu nie robią. Widocznie pan Komosa do nich nie należy. Nie wiem, czy uciekałabym się aż do próby uderzenia mężczyzny dużo wyższego ode mnie (zwłaszcza że ze względu na dystrofię mięśniową do najsilniejszych kobiet świata zdecydowanie nie należę), ale na pewno bym zareagowała. I, jasna sprawa, komu jak komu, ale posłowi Sejmu RP bardzo mocno nie wypada w taki sposób reagować, mimo wszystko. W dużym jednak stopniu rozumiem jego reakcję, bo jego nieżyjący brat nie może się już obronić, a ilość godzących w jego imię artykułów, która wylała się po 10 kwietnia 2010 roku jest przeogromna. Warto wspomnieć, że obrywa się też córce byłego prezydenta Polski, Marcie Kaczyńskiej, która przecież nie angażuje się politycznie, ale obrywa rykoszetem. Doskonale zdaję sobie sprawę, czego konkretnie czepiają się przeciwnicy PiS-u, ale jednak należy pamiętać chyba o tym, że to jest jej życie, jej sprawa i jej wybory. Ta kobieta nie biega teraz po mediach i nie opowiada, że rodzina i wierność jest najważniejsza, tak jak Dominika Chorosińska. Dlatego nie do końca jest dla mnie zrozumiały fakt, że córce Lecha i Marii Kaczyńskich obrywa się tak bardzo, skoro ani nie moralizuje, ani nie politykuje. W każdym razie w związku z tą sytuacją oberwało się również Sławomirowi Mentzenowi, który ze stoickim spokojem stwierdził, że „mężczyzna musi czasem dać w mordę”. Ponieważ OFICJALNIE POPIERA PRZEMOC. Cóż, ja się z nim zgadzam. Ogólnie, owszem, nie popieram przemocy i uważam, że zdecydowanie większość spraw da radę rozwiązać bez rękoczynów, ale czasami trzeba po prostu stanąć w obronie rodziny. Pisałam zresztą już podobny tekst po tym, jak Will Smith uderzył Chrisa Rocka, bo ten ośmielił się na niestosowne żarty wobec jego partnerki.
M.