Connect with us

Wojciech Kozioł

A gdybym trollem był

Trolling, dezinformacja, sianie fake newsów… Czyli witamy w świecie internetowych trolli i ich pudeł rezonansowych.

Avatar photo

Opublikowano

on

Nie ma chyba w Internecie osoby, która nie miała styczności z trollem. Jest to zjawisko tak powszechne, że nabrało już nawet własnych podgrup. Wielu zapewne zadawało sobie również pytanie: jak jest cel trolla?

Jeszcze nie tak dawno, gdy słyszeliśmy hasło „troll internetowy”, to zazwyczaj przed oczyma mieliśmy konto bez historii, zdjęć, imienia i nazwiska, które irytuje wszystkich głupimi komentarzami. Taki obraz dominował jeszcze na początku XXI wieku, kiedy popularne były hasła o tym by „nie karmić trolla”. To wszystko znacząco ewoluowało w drugiej dekadzie bieżącego stulecia.

Współcześnie trolle dalej spełniają swoją rolę „szkodliwości”, jednak w bardziej ukierunkowany sposób. Można powiedzieć, że wcześniej było to zjawisko o charakterze chaosu. Obecnie zaś trolle, w wielu przypadkach, są trybikami w machinach propagandowych oraz elementem walki informacyjnej.

Koło tego tematu nie da się przejść bez przypomnienia Jessikki Aro i jej książki „Trolle Putina”. Szczegółowo opisała w niej w jaki sposób rosyjskie służby zagospodarowały tę domenę tworząc, tak zwane, farmy trolli. Ich działania polegały nie tylko na uprzykrzaniu życia autorce groźbami, zasypywaniem wiadomościami, ale też prześladowaniem, upodleniem czy robieniem nagonek. Pokazywała ona też, w jaki sposób rozrasta się prorosyjska agentura, tworząc swoje stowarzyszenia, ugrupowania, think tanki i tak dalej.

Całość działań miała formę śnieżnej kuli. Za anonimowymi kontami szły fejk konta z losowymi danymi. Za nimi już realni ludzie, którzy uwierzyli w ten przekaz i dawali się wciągnąć w tę grę. Dziś to zjawisko jest już na tyle powszechne, że takie kumulowanie napięcia możemy znaleźć niemal w każdej dziedzinie.

Tu podkowa działa

Jean – Pierre Faye ukuł kiedyś coś takiego jak teoria podkowy. Opierała się ona przede wszystkim na doświadczeniach nazizmu i komunizmu. Zasada w niej była bardzo prosta. Środowiska skrajne, ekstremistyczne, znajdujące się po dwóch stronach ideologicznych mają w rzeczywistości więcej cech wspólnych, niż dzielących. Skrajności często wierzą w teorie spiskowe, są ślepe na argumenty i zamykają się w swoich bańkach. I choć nie jest ta teoria doskonała, to w przypadku trolli jest ona trafna.

Bo jaki jest cel trolla? Przede wszystkim skłócenie ludzi i wprowadzenie chaosu. Radzieckie jak i później rosyjskie służby doprowadziły to do perfekcji. Były one w stanie skłócić środowiska skrajnej lewicy i prawicy w USA, a następnie chwalić się tym osiągnięciem. I teraz należałoby sobie zadać fundamentalne pytanie. Skoro nawet mocarstwo może paść ofiarą takiej wojny psychologicznej to co z mniejszymi i słabszymi państwami?

I tutaj trzeba dać kropkę, bo wojna na Ukrainie całkowicie wywróciła formę trolla. Prorosyjska narracja postawiła na zmieszanie starych metod dezinformacji w stylu Związku Radzieckiego, tylko z wykorzystaniem współczesnej technologii. Częściowo pokrywa się to z wcześniej opisanym „whataboutismem”.

A jeszcze większy problem jednak pojawia się wtedy, gdy osoby z zasięgami łapią się na te manipulacje i podają je dalej.

Nowa generacja wojny w sieci

Idealnym papierkiem lakmusowym okazała się tutaj wojna na Ukrainie i jej eskalacja po 24 lutego 2022 roku. Przykłady można mnożyć. Ofiarami tych nagonek padli nie tylko sami Polacy, ale również Ukraińcy. Wzorcowym przykładem jest tu choćby polsko – ukraińska kawiarnia w Bielsku – Białej, która jeszcze przed otwarciem została zalana falą bluzg, negatywnych komentarzy i haseł „stop ukrainizacji Polski”. Do tego ostatniego jeszcze sobie wrócimy.

Jak już zostało napisane wyżej, rosyjska dezinformacja stara się czerpać z dwóch przeciwstawnych kierunków. W przypadku naszego państwa też mamy z tym do czynienia. Z jednej strony spora część prawicy popierająca otwarcie Rosję lub szerząca fejki. Z drugiej skrajna lewica komunistyczna robiąca dokładnie to samo. Można jedynie zadać pytanie czy jest to celowe wpisywanie się w narrację rosyjską czy po prostu własna niewiedza i ignorancja. Na to pytanie można sobie odpowiedzieć na podstawie poniższych przykładów.

Polityczna dezinformacja

W przypadku Polski szeregi skrajnych komunistów są stosunkowo mniejsze, więc ich zasięg jest zdecydowanie węższy. Przykład Michała Nowickiego, który nadaje niekiedy z własnej łazienki jest tutaj aż nazbyt wymowny. Co nie zmienia faktu, że w przypadku Ukrainy mówił on jednym głosem z Korwin – Mikkem na temat Ukrainy i Rosji. Rzecz jasna, cała narracja była taka, że Rosja nie odpowiada za różne zbrodnie, tylko Ukraińcy je sobie sami robili.

Ale lećmy dalej, bo tu się to dopiero rozkręca. W szczególności aktywne w szerzeniu fake newsów okazały się tutaj osoby z otoczenia Korony Grzegorza Brauna. I tak mamy tutaj kolejne przykłady. Piotr Panasiuk, osoba, która jest pudłem rezonansowym rosyjskiej propagandy w Polsce, startował w wyborach z ramienia partii Brauna.

A pamiętacie akcję „stop ukrainizacji Polski”? W zasadzie do teraz żyje ona sobie gdzieś w odmętach Internetu. Praktycznie każde wydarzenie negatywne jest w nim przypisywane Ukraińcom. Facet z siekierą na ulicy? Pewnie Ukrainiec. Węgiel wywożą? Pewnie do Ukraińców. Roszczenia terytorialne? No tylko Ukraińcy je mają. I tak dalej. Nie jest zaskoczeniem, że znowu tutaj najbardziej aktywne były środowiska wokół Brauna.

Co więcej, akcję zainicjowało zaledwie kilka kont, które wręcz spamowały hasztagami na Tweeterze. Mamy wśród nich również takie perełki jak Skalskiego.

Mało? Lecimy dalej. Mamy jeszcze głośny niedawno przykład Leszka Sykulskiego. Jeszcze rok temu, gdy pisałem, że jego przekaz jest spójny z rosyjską narracją i nie klei się z faktami, to byłem atakowany przez jego fanów. W końcu to był „jedyny prawdziwy geopolityk!”. Każdy kto się z tym nie zgadzał był zmanipulowany przez zachodnią narrację.

Minął rok i dostaliśmy Leszka, który chwali Armię Czerwoną, trzyma sztamę z prorosyjskimi Kamratami i domaga się ścisłej współpracy z Rosją. No któż by się spodziewał.

A no i warto również dodać, że Leszek Sykulski miał mieć pewne miejsce w Częstochowie z ramienia partii Brauna, a sam jest też mentorem… Piotra Panasiuka. Ponadto tworzył „Ruch Antywojenny”, który za głównego winnego wojny uważał USA i Zachód, a nie Rosję. No pewnie to zwykła koincydencja. Prawda?

Dalej mało? No to jeszcze mamy wcześniej wywołanych Kamratów i Olszańskiego. Mamy eMisję TV i Korczakowskiego, mówiącego o „Niebiańskiej Jerozolimie” i o tym, że popiera Rosję. Mamy Góralskie Veto i Pitonia, który też w Ukraińcach widzi wroga, a nie w Rosji. Tę wyliczankę można ciągnąć naprawdę bardzo długo, a w zasadzie 3/4 ich przekazu to są powielane fejki, które pojawiły się wcześniej na kanałach telegramowych, lub zwykłe teorie spiskowe.

Lekarstwo? Jest i nie ma

Choć wróć. Zdecydowanie lepszym była by tu nazwa „odtrutka”. Nagroda Złotego Goebbelsa zawał to hasztagiem „stop rusyfikacji prawicy”. Niewątpliwie to zjawisko nastąpiło. O ile lewica postkomunistyczna zawsze miała ciągoty prorosyjskie, o tyle na prawicy to był margines, może poza Korwinem. Teraz spora liczba umownie prawicowych mediów albo stała się prorosyjska, albo poddała się rosyjskiej dezinformacji.

Można z tym walczyć jedynie odkłamując fejki, ale tu znowu wraca ten przeklęty „whataboutism” i negowanie wszelkich argumentów. Statystyki coś mówią? To nie dowód. Zdjęcia satelitarne? Pewnie fejki. Świadkowie? Na pewno agenci. Zdjęcie? Pewnie przerobione, pokaż nagranie. Jest nagranie? To jeszcze nie żaden dowód. Zawsze będzie jakaś wymówka. Tak jak u lewicy z „to nie był prawdziwy socjalizm!”

Zainteresowani widzieli dokładnie co podziało się z tymi, którzy przez ostatni rok trzymali stronę Leszka Sykulskiego. Gdy tylko powiedział o jedno słowo za dużo to nagle cało środowisko krzyknęło w niebogłosy. Co prawda odcięli się od jego osoby, ale nie odcięli się od jego narracji.

Dlatego tutaj wraca teza, którą podobnie jak w przypadku Sykulskiego postawiłem w zeszłym roku. Jeśli ktoś przez cały 2022 nie wyleczył się z tej narracji prorosyjskiej i nie zauważył jej przekłamań, to już dla takiej osoby raczej ratunku nie ma.

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Wojciech Kozioł

Cyrk dopiero się zaczyna

Przez lata już nauczyliśmy się, jako społeczeństwo, że kampania wyborcza w rzeczywistości trwa cały rok. Ta właściwa, która ma miejsce przed wyborami, to jedynie intensyfikacja tego procesu.

Avatar photo

Opublikowano

on

Okresem, który chyba najbardziej uwłacza inteligencji polskiemu obywatelowi jest czas kampanii wyborczej. Niestety, ale im bliżej do dnia wrzucenia karty do urny, tym gorzej. Jednak paranoja niektórych środowisk sprawia, że w momencie zakończenia liczenia głosów ten prawdziwy cyrk się dopiero zacznie.

Twitter.com

Do samych wariactw, jakie nas czekają, jeszcze dojdziemy. Natomiast gdy już w tym momencie spogląda się na to kto będzie startował w nadchodzących wyborach, to ręce opadają, a włosy stają dęba. I tyczy się to niemalże każdej partii.

No bo jeśli patrzymy na PO to kogo widzimy? Giertych, Kołodziejczak to nowości, które już teraz pokazują szczyty swoich „zdolności”. Przykład historyjki lidera Agrounii o słowach umierającego Kornela Morawieckiego na temat jego syna. Jeśli chodzi o nasze polityczne piekiełko, to ta wypowiedź plasuje Kołodziejczaka na pewno w top 5 bezczelności.

W dodatku mamy też całą rzeszę ludzi spod sztandarów SilnychRazem, Tomasza Lisa czy Tomasza Wiejskiego. Niech najbardziej dobitnym dowodem na ich fanatyzm będzie fakt, że uznali Jacka Żakowskiego za symetrystę. Tak, tego Żakowskiego, który mówił, że wobec PiS trzeba stosować metody Hamasu i oskarżał partię rządzącą o ludobójstwo. I on został uznany za zbyt mało radykalnego.

Lewica i Konfederacja – od szurów z lewa po szurów z prawa

Te środowiska te wręcz wzorowy przykład jak do absurdu można podnieść niektóre postulaty czy teorie. Zagarnięcie na listy takich osób jak Jan Hartman (później wycofany za jego stosunek do pedofilii), teraz Jana Szostak – znana z tego, że ośmiesza środowiska opozycji białoruskiej swoim zachowaniem i popiera aborcję na każdym etapie. A mowa tu jedynie o dwóch osobach, a jest ich znacznie więcej.

Przy tym naprawdę blednie choćby naprawdę dobry plan Partii Razem dotyczący choćby bezpieczeństwa państwa i Obrony Cywilnej, który naprawdę był najlepszy z prezentowanych przez partie polityczne. Dziw zatem bierze, że w zasadzie Lewica robi wszystko, by pójść na dno. To też, czystym przypadkiem, cieszy Platformę.

Po drugiej stronie mamy konfederatów, którzy też biorą na listy coraz dziwniejsze osoby. Spadochroniarze z PiS? No dobra, to po prostu polska polityk w pigułce. Ale przecież mamy tam też całą rzeszę osób, które wierzą w jakieś wyimaginowane rzeczy czy zjawiska. Od teorii spiskowych o 5G, przez fale elektromagnetyczne, wielkie światowe spiski po ukrainizację Polski. O prorosyjskich postawach niektórych członków, pochwale autorytaryzmu czy krytyce NATO nie wspominając.

I tu tak samo. Zamiast twardo iść w sprawy gospodarcze, systemowe, prawne to mamy festiwal TikTokowych filmików, memów i teorii spiskowych. Bliżej temu zdecydowanie do jakiejś formy pop-polityki.

Taktyka PiS, czyli prosto, ale skutecznie

W tym wszystkim jest jeszcze kampania Prawa i Sprawiedliwości, która jest po prostu…nudna. Naprawdę. Większość to odgrzewane kotlety, siermiężna propaganda, ale to działa. Przynajmniej na stabilizację sondaży. Tak to jest, że czasem taktyka „ciepłej wody w kranie” jest najbardziej skuteczna. Jednocześnie ilość osób na listach, które można przyrównać do takich osób jak Kołodziejczak, Borkowska czy Szostak jest naprawdę znikoma. Nie ma szału, ale nie ma też szuryzmu, który jest tak bardzo popularny w innych ugrupowaniach. Jeśli nie nastąpi trzęsienie ziemi, to PiS spokojnie dojedzie na tym do wyborów i znowu wygra.

Nawet u tak nijakiej Trzeciej Drogi znajdziemy więcej dziwacznych osób typu Małgorzaty Zych.

Po wyborach wytchnienie? A gdzie tam

Przez lata już nauczyliśmy się, jako społeczeństwo, że kampania wyborcza w rzeczywistości trwa cały rok. Ta właściwa, która ma miejsce przed wyborami, to jedynie intensyfikacja tego procesu. Pierwszy raz jednak można odnieść wrażenie, że wstrząs nastąpi dopiero po ogłoszeniu wyników.

Już teraz widzimy paranoidalne wpisy totalnej opozycji, która żyje wizją Polski jako państwa totalitarnego. Gdzie wybory nie są wolne. Zgodnie z doktryną Giertycha, jeśli przegrają to wybory były sfałszowane, a jeśli wygrają to znaczy, że były sprawiedliwe. Gdzie ludzie boją się mówić o swoich poglądach, za które PiS wsadza do więzień. I tak dalej.

Paranoja w tych środowiskach sięgnęła zenitu. Ich przekonanie o tym, że wygrają te wybory i zdeklasują PiS doprowadzą jedynie do tego, że na jesień niektórzy z nich z niedowierzania zaczną chodzić po ścianach. I to dosłownie. Totalni, SilniRazem i tak dalej. Ten obóz polityczny dotarł już do ściany, za którą są jedynie już rękoczyny.

I być może te wybory doprowadzą do tego, że zaczną oni się przez tę ścianę przebijać.

Czytaj dalej

Wojciech Kozioł

Przypadek pewnego Romana

Festiwal coraz dziwniejszych osób na listach KO i Platformy nabiera coraz lepszego kolorytu. Niewątpliwą wisienką na tym torcie jest osoba mecenasa Giertycha.

Avatar photo

Opublikowano

on

Tekst pierwotnie miał posiadać nieco inny tytuł i traktować o największych niespodziankach na listach. Tylko, że w tym przypadku chodziło o osoby, które się na nich nie pojawią. Z tego grona wyłamał się jednak Roman Giertych, którego start w wyborach jest rzeczywiście wielką groteską.

Twitter.com

Był minister edukacji jest na swój sposób fenomenem w polskiej polityce. Twórca Młodzieży Wszechpolskiej, niegdyś członek Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego. Później kandydat z list Unii Polityki Realnej Korwina oraz współtwórca narodowo-chrześcijańskiego Bloku dla Polski. Następnie przeszedł długą drogę, od względnie daleko wysuniętej na prawo Ligi Polskich Rodzin do lewicowo-liberalnego komitetu Donalda Tuska.

W międzyczasie były jeszcze wiece KOD (ktoś jeszcze pamięta?), na których Roman Giertych skandował „kto nie skacze ten za PiS-em” oraz mdlenie w interakcji z policjantami. Jednak to, co najbardziej rzuca się w oczy w przypadku tej osoby, to jego mania na punkcie Kaczyńskiego.

Teorie spiskowe we krwi

To jest na swój sposób ciekawe, ponieważ Roman Giertych nie jest jedynym w swojej rodzinie, który głosi nietypowe teorie. Ojciec naszego dzisiejszego bohatera, Maciej Giertych, uważa że legendy na temat smoków potwierdzają, iż ludzie mogli żyć w tym samym czasie co dinozaury. Kiedyś był nawet materiał samej Wyborczej na ten temat, ale zniknął z ich strony w niewyjaśnionych okolicznościach (da się to łatwo sprawdzić).

Jednak można odnieść wrażenie, że dzisiejszy kandydat z ramienia KO zdecydowanie bije na głowę swojego ojca. Teorie spiskowe w duchu, że Jarosław Kaczyński jest w tajnym spisku z Putinem i Orbanem, by następnie przejąć zachodnią Ukrainę i ogłosić się królem Polski są z kategorii top of the top.

Kolejna ciekawostka to fakt, że pomimo swojego antypisowskiego nastawienia nie jest on postrzegany, jako osoba wiarygodna w swoim środowisku. I to pomimo wręcz fanatycznej wrogości do PiS spod hasztagu „SilniRazem”. Najwięcej wrogów posiada on po stronie Lewicy, którą z kolei on sam oskarża o współpracę z Jarosławem Kaczyńskim w imię ich późniejszej koalicji po wyborach.

Immunitet potrzebny od zaraz

Nie jest też tajemnicą, że jednym z elementów tej gry jest uzyskanie immunitetu, który przysługuje parlamentarzyście. Z racji tego, że sytuacja Romana Giertycha jest taka, a nie inna, to potrzebuje go niczym kania dżdżu. Ten festiwal nabrał jednak ciekawego kolorytu. Najpierw mecenas został wycofany z Warszawy, co wzbudziło jego wściekłość do Magdaleny Biejat i całej Lewicy. Praktycznie przez kilka dni rozpisywał się nad tym, jak to kandydatka nie ma kompetencji i jest w spisku z PiS-em.

I gdy wydawało się, że wszystko już stracone, to został on rzucony na odcinek świętokrzyski. Czy ma to sens? Niespecjalnie. Czy się uda? Raczej nie. Niemniej należy oczekiwać, że zabawa i festiwal bluzg oraz teorii spiskowych będą pierwszorzędne.

Czytaj dalej

Wojciech Kozioł

Kłamstwo czasu, kłamstwo ekranu

W dobie wojny informacyjnej i napiętej sytuacji na granicy z Białorusią praktycznie codziennie jesteśmy wystawieni na walkę w domenie psychologicznej. Polacy są atakowani w mediach prorosyjskich za bronienie własnych granic. Służby polskie przyrównywane swoim działaniem do Niemców z czasów II wojny światowej. Polacy ukazywani są zaś jako bezduszni rasiści, którzy nie mają szacunku dla obcych.

Avatar photo

Opublikowano

on

Dezinformacja to praktycznie temat nr 1 gdyby nie liczyć tematu wojny na Ukrainie i wyborów w Polsce. Praktycznie codziennie się z nią spotykamy i jednocześnie próbujemy walczyć z nią na różne sposoby. I w tym samym czasie pojawia się zwiastun filmu Agnieszki Holland, który jest wręcz kwintesencją tego zjawiska.

Kadr ze zwiastuna „Zielona Granica/YouTube

W dobie wojny informacyjnej i napiętej sytuacji na granicy z Białorusią praktycznie codziennie jesteśmy wystawieni na walkę w domenie psychologicznej. Polacy są atakowani w mediach prorosyjskich za bronienie własnych granic. Służby polskie przyrównywane swoim działaniem do Niemców z czasów II wojny światowej. Polacy ukazywani są zaś jako bezduszni rasiści, którzy nie mają szacunku dla obcych.

I gdy ktoś zna realia, to wie, że wszystko w tym przekazie jest kłamstwem. Działania białorusko-rosyjskie były i są elementem operacji „Śluza”. Ludzie tam znajdujący się są tylko elementem szeroko rozumianego handlu ludźmi oraz wojny psychologicznej wycelowanej przede wszystkim w Polskę, ale też i państwa bałtyckie.

Każdy też zdaje sobie sprawę z tego, że Straż Graniczna czy WOT nie dokonują masowych mordów na migrantach. Nie tworzą też zbiorowych mogił po lasach. To są „newsy” wyjęte żywcem z rosyjskich kanałów na Telegramie.

No i w dobie takich elementów wojny hybrydowej wycelowanej w Polskę pojawia się film Agnieszki Holland, który tę całą dezinformację prorosyjską przedstawia jako fakt. A przynajmniej takie wnioski można wysnuć już wyłącznie z samego zwiastuna:

Pokazanie Polaków jako barbarzyńców – jest;

Służby mundurowe ukazane jako bezduszne – jest;

Kompletnie pominięcie tematu operacji „Śluza”, która pokazuje, że to była zaplanowana akcja – jest;

Zlekceważenie zagadnienia wojny hybrydowej – jest.

Wszystkie przestrogi jak krew w piach

Nie pomogły tutaj sygnały płynące ze środowisk eksperckich, które ostrzegają przed łapaniem się na rosyjską narrację. I naturalnym byłoby przynajmniej zaznajomienie się z tym zagadnieniem. Zamiast tego Agnieszka Holland, Maja Ostaszewska czy Maciej Stuhr wręcz bezrefleksyjnie wpisują się w działania rosyjsko-białoruskie. Należy sobie zadać pytanie czy wynika to z ich wrogiego nastawienia do aktualnie rządzącej ekipy czy z własnej podatności na dezinformację.

Obie odpowiedzi jednak są jednoznaczne z oznaczeniem tego filmu jako szerzącego narrację szkodliwą i nieprawdziwą w stosunku do państwa polskiego. Powielającą fake newsy krążące w mediach skrajnie szkodliwych państwu polskiemu.

Czytaj dalej