Nawiasem Pisząc
Powódź znów zaskoczyła polityków
Zawsze, kiedy w Polsce dzieje się coś złego, mamy jedną i tę samą reakcję. Otóż politycy i dziennikarze przekonują wszystkich wokół i siebie wzajemnie, że to czas na pojednanie i solidarność, a nie na rozliczenia, po czym od razu rzucają się rozliczać drugą stronę. Na pojednanie i solidarność nie starczyło już czasu. Tymi ostatnimi mogli pochwalić się tylko mieszkańcy zalanych miejscowości, wolontariusze oraz ratownicy i strażacy. Politykom tej klasy jak zwykle zabrakło, bo zaczęli wzajemnie się oskarżać, ale nie ma się co łudzić, że niesłusznie. Jedna i druga strona ma w co uderzyć, jedna i druga strona ma sobie dużo do zarzucenia. Jak to zwykle jednak w polityce bywa – nikt nie przyzna się do swoich błędów. Zamiast tego wyolbrzymi błędy drugiej strony.
Dwie antybohaterki
Nie da się ukryć, że – jeżeli chodzi o polityczną stronę – ta powódź ma przede wszystkim antybohaterów. Po stronie strony rządzącej jest to przede wszystkim Urszula Zielińska, po stronie opozycji – Anna Zalewska. Ta pierwsza rozpoczęła olbrzymią nagonkę przeciw stawianiu kolejnych zbiorników retencyjnych, bo to niszczy klimat i doprowadzi do zubożenia obywateli pobliskich miejscowości, bo to nie jest inwestycja, tylko desinwestycja. Była tak pracowita i tak nieustępliwa w swojej walce, że udało jej się przekonać sporą część mieszkańców, którzy razem z nią włączyli się do walki ze zbiornikami. No cóż, podejrzewam, że z biegiem czasu ci ludzie mogli zmienić swoje podejście i woleliby jednak zubożeć przez tę desinwestycję, niż w wyniku powodzi, która zabrała im cały dobytek, ale czasu się niestety nie cofnie. Nie przyjdzie im się przekonać, czy taka liczba zbiorników, jaką pierwotnie planowało postawić PiS byłaby wystarczająca. Bardzo możliwe, bo już teraz szacuje się, że Opole i Wrocław udało się uratować głównie dzięki zbiornikowi w Raciborzu, a rzecznik Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Grzegorz Wasilewski mówił na antenie Kanału Zero, że tak, te zbiorniki należy stawiać, ale ich nie może być jeden czy trzy, ale sporo więcej. A więc właśnie, dlaczego PiS się z tego wycofał? Zazwyczaj robili swoje, nie przejmowali się potyskiwaniami ówczesnej opozycji, a zniweczyć ich plany mogło dopiero odsunięcie ich od władzy. A tutaj nagle wchodzi pani Anna Zalewska i mówi, że zbiorników już więcej budować nie trzeba i wycofujemy się, mili państwo, z tej inwestycji. Skąd taka decyzja? Trudno powiedzieć, ale to właśnie ona była tym politykiem PiS-u, który zaczął się ostro sprzeciwiać tym planom. Prawdopodobnie było to spowodowane niepokojami mieszkańców, podsycanymi wcześniej przez Urzulę Zielińską, Monikę Wielichowską i aktywistów klimatycznych. Wydaje się jednak, że odpowiedzialny polityk powinien próbować uspokoić i przekonać tych ludzi, że jest to absolutnie niezbędne, ale pani poseł widocznie uznała, że prościej będzie ustąpić, publicznie ogłosić, że przekonują ją wątpliwości wyborców i przychyla się do ich głosu, a jak ich zaleje, to przecież ich, a nie ją, prawda? Obie partie postąpiły ze swoimi reprezentantkami wyjątkowo łagodnie – pozwoliły im się schować i przeczekać. Ja uważam, że obie powinny dostać nakaz publicznego wytłumaczenia się przede wszystkim przed powodzianami, a następnie podać do dymisji.
Parę potknięć nowej koalicji
Po powyższym przykładzie widać, że swoje za uszami miał zarówno poprzedni, jak i aktualny rząd, ale nie da się ukryć, że obecna koalicja też zaliczyła z powodu kataklizmu parę wizerunkowych wpadek. Przede wszystkim zastanawiające są słowa Donalda Tuska z 13 września, który wówczas zapewniał: Prognozy nie są przesadnie alarmujące. Nie lekceważymy oczywiście żadnego sygnału, mamy swoje doświadczenia, tu Wrocław z 1997 roku, ja pamiętam też dokładnie 2010 rok. Więc wiadomo, że nie można lekceważyć tej sytuacji, ale chcę powiedzieć, że dzisiaj nie ma powodu, aby przewidywać zdarzenia w jakiejś skali, która by powodowała zagrożenie na terenie całego kraju. Jeśli się można czegoś spodziewać – i na to chcemy być przygotowani – to oczywiście lokalnych podtopień czy tzw. powodzi błyskawicznych, a więc zlokalizowanych w jakimś miejscu, to szczególnie w górach, ale czasem zdarza się to w miastach. Do tego będziemy chcieli być perfekcyjnie przygotowani. Perfekcyjnie przygotowani nie byliśmy, natomiast Tusk pytany o tę nieszczęśliwą wypowiedź, tłumaczy że prognozy rzeczywiście nie były „przesadnie alarmujące”. Trochę kłóci się to jednak z tym, co mówią Czesi, którzy podobno już ok. 10 września informowali nas, że fala, która się zbliża jest większa niż ta w 1997 roku i że ryzyko podtopień jest bardzo wysokie. Kłóci się to również z tym, co podawał IMiGW, który również od paru dni bił na alarm, że Odra i jej poszczególne dorzecza w ciągu kilku dni wyleją. Trudno więc znaleźć mi jakikolwiek sensowny powód, dla którego premier Polski na niewiele ponad dobę przed wpłynięciem fali kulminacyjnej na tereny Rzeczypospolitej zdecydował się przekonywać ludzi, że wszystko jest w porządku. Bo argument, że nie chciał wywoływać paniki do mnie nie trafia, tym bardziej, że mieszkańcy wyżej położonych regionów nie wpadli w panikę, nie zwiesili rąk i nie zaczęli płakać, tylko wzięli się do pracy, żeby chronić dobytek swój i sąsiadów.
Winnych znaleziono i ukamienowano
Tym bardziej zastanawiająca jest dla mnie jego decyzja o odsunięciu burmistrzów Stronia Śląskiego i Lądka-Zdroju od zarządzania kryzysowego w swoich miejscowościach. Bo nie poradzili sobie ze skutkami powodzi. Przepraszam, ale jak mieli sobie poradzić, skoro parę godzin wcześniej otrzymali informacje, że wszystko jest pod kontrolą i nie ma powodu do obaw? Dla mnie to trochę na zasadzie: „szlachcic zawinił, a chłopa powiesili”, ale to nie pierwsza przecież taka sytuacja w czasie tego kryzysu. Otóż minister Paulina Hennig-Kloska (ta kobieta ogólnie jest niesamowita, jeżeli dochodzi do jakiejś kompromitacji rządu, to bardzo często ona gra tam główną rolę) ogłosiła, że powodzianie będą mieli możliwość wzięcia nisko oprocentowanej (1,5-2,5%) pożyczki. Wywołało to powszechną konsternację, bo jak ci ludzie mają spłacać jakiekolwiek kredyty, skoro stracili dosłownie wszystko? Często sami mają już pozaciągane kredyty (chociaż tutaj rząd obiecał, że pierwsze dwanaście rat im spłaci). Pomysł trochę jak z osobną kolejką do Urzędu Pracy dla ludzi, którzy potracili swoje biznesy w pożarze w Hali Marywilskiej zaproponowany przez Rafała Trzaskowskiego. Dlatego do dymisji musiał podać się rzecznik ministerstwa Hubert Różyk, mimo że to nie on pochwalił się takimi idiotycznymi rozwiązaniami przed mediami. Śmiem również wątpić, że to nie on był pomysłodawcą. On tam był raczej od tego, żeby wyjść potem do dziennikarzy, uroczo się uśmiechnąć i wyjaśnić, że pomysł zaproponowany przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska wcale nie jest taki głupi, na jaki wygląda.
Jedynym pozytywnym aspektem tego kataklizmu jest fakt, że znowu zdaliśmy egzamin z człowieczeństwa. Podobnie, jak po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny na Ukrainie, tak i w ubiegłym tygodniu ludzie postanowili zjednoczyć się i bezinteresownie sobie pomagać. Nie oglądając się na polityków, nie czekając, aż straż pożarna zrobi wszystko za nich, sami chwycili łopaty, worki z piaskiem i zaczęli, wspólnie ze służbami, uszczelniać wały. Byli tam także mieszkańcy innych regionów Polski, niezagrożonych powodziami, jak również sąsiedzi i przyjaciele, którym powódź bezpośrednio nie zagrażała, bo mieszkali na wyższych piętrach albo na wzniesieniach. Oczywiście, zdarzały się przypadki szabrownictwa, ale ogólnie postawą naszych rodaków możemy być poruszeni. Tam nikt nie pytał, kto na kogo głosował, a kogo krytykował, tylko dostarczano najpotrzebniejszy sprzęt, pożywienie, wodę i lekarstwa. I robili to na długo przed tym, zanim szanownie nas reprezentujący w Sejmie zaczęli przekonywać w mediach, że powódź to nie jest nasza wina, tylko tych drugich.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Legalna propozycja łapówki
Oj, dużo się wydarzyło od kiedy Donald Trump wygrał wybory. Najpierw drugi Donald, nasz niemiecki, zaczął wycofywać się ze wszystkich bzdur, które wystosował wobec kandydata republikanów i to nie tylko podczas tej kampanii. Chociaż ta ostatnia była najbardziej kontrowersyjna, ponieważ Tusk przekonywał, że nowy wybrany prezydent Stanów Zjednoczonych jest w rzeczywistości powiązany z Kremlem, który miał znacząco wpływać na wybory. Potem się jednak ze swoich słów „zręcznie” wycofał, mówiąc, że wcale nie powiedział tego, co powiedział. A później mieliśmy gorzki zawód szeroko uśmiechniętych, którzy niedawno obwiniali PiS za aferę w Collegium Humanum, dopóki nie okazało się, że spora część ich absolwentów to osoby blisko związane z Koalicją Obywatelską. Na pierwszy ogień poszedł Jacek Sutryk, co do którego cała Platforma zarzeka się, że w sumie gościa nie znała.
Niebagatelny pomysł na rozwiązanie kryzysu migracyjnego
Nie o tym jednak chciałam pisać, bo umówmy się – to że Tusk wygaduje co kilka dni coś innego, już się wszyscy zdążyliśmy przyzwyczaić. A Sutryk? Jestem jakoś dziwnie spokojna, że facet za kratki nie trafi. Wybronią go jakoś, mimo że teraz nikt się do niego nie przyznaje. Chyba że postanowili kogoś spuścić dla przykładu, bo oni są przecież praworządną partią. Bardziej chciałabym się skupić na kolejnym genialnym pomyśle naszego rządu. Bo widzicie – nie chcemy migrantów, tak? Uważamy, że ważniejszy jest spokój i bezpieczeństwo na ulicach, dlatego serduszko nam nie kruszeje na widok zamaskowanych mężczyzn na granicy z Białorusią? Jesteśmy mało empatyczni i bezwzględni, nie wykazujemy choćby minimum wrażliwości, a nasi rządzący i tak, wbrew temu wszystkiemu, postanowili nam dać, co chcemy! Nie wierzycie? I słusznie, bo sam projekt nie jest taki super, jakby się mogło początkowo wydawać. Rozwiązać problem z migrantami rząd planuje mianowicie wydając na prawo i lewo nasze pieniądze, bo tak jest najłatwiej. I najgłupiej. Zaproponowali oni bowiem, że będą dopłacać nielegalnym migrantom za to, że łaskawie się wyniosą – około trzy tysiące złotych według plotek. Po raz pierwszy miał ogłosić to Maciej Duszczyk, podsekretarz stanu w MSWiA, ale potem potwierdził to Tomasz Siemoniak. Co prawda, wił się jak piskorz, żeby nie powiedzieć tego wprost, ale z drugiej strony argumentował też, że wiele krajów już to wprowadziło i że to rozwiązanie jest bardziej opłacalne, bo inaczej musielibyśmy ich przecież utrzymywać. Jak to, inżynierów i chirurgów? Ale do brzegu, faktycznie na podobne rozwiązanie wpadła już Litwa i Wielka Brytania. Nie wiem, jak ta pierwsza, ale Wielkiej Brytanii to super rozwiązanie chyba za wiele problemów nie rozwiązało.
Konsekwencje tak oczywiste, że aż niewidoczne?
Ten pomysł jest tak odklejony, że musiałam sobie trzy razy obejrzeć tę wypowiedź ministra MSWiA, żeby być na sto procent pewną, że ten człowiek opowiadał te bzdury całkiem na serio. Przecież nie trzeba być geniuszem, żeby dostrzec absurd tego pomysłu – taki imigrant weźmie sobie chętnie naszą jałmużnę i wyjedzie „na zawsze”. Przeczeka chwilę aż sprawy ucichną i żeby na pewno nikt go nie poznał na granicy i za jakiś czas wróci. Znowu prawdopodobnie nielegalnie, bo po co się męczyć z jakimiś wizami i paszportami, prawda? Potem znowu chętnie zgłosi się po wyprawkę na wyprowadzkę i tak sobie będzie podróżował. No, może jeszcze w międzyczasie zahaczyć o Litwę czy Wielką Brytanię. Jak minister Siemoniak wyobraża to sobie w praktyce? Jakim cudem sprawdzi, czy dany cudzoziemiec na pewno pierwszy raz jest w Polsce i na pewno pierwszy raz chce z niej wyjechać? Jaką będzie miał pewność, czy gościu na pewno podaje prawdziwe dane albo czy wcześniej nie zamówił sobie nowej tożsamości? W większości wystarczy zmienić tylko imię i nazwisko, bo i tak nikt już dawno nie ma nad tym kontroli. Ja nie widzę możliwości, żeby to się miało udać i nie rozpieprzyć po drodze. Przyznajcie sami, że pomysł najbardziej naiwny z możliwych. Bardziej naiwny słyszałam tylko za „wcześniejszego Tuska”, kiedy to jego koledzy partyjni przekonywali, że najlepiej jest ich wszystkich wpuścić, a kim są, ustali się później. Konkretnie to pani Hartwich jest autorką tych słów, ale spokojnie, wtedy jeszcze nie miała matury. Teraz zresztą też nie. Cóż, ustalenie tożsamości kilkudziesięciu tysięcy chłopa po wpuszczeniu ich na terytorium Polski jest absolutnie niewykonalne, ale czy – na zdrowy, chłopski rozum – nasze służby potrafiłyby zapanować nad bałaganem, który rozpocząłby się, gdybyśmy zaczęli próbować ogarnąć, który człowiek faktycznie przybył do nas pierwszy raz, a który robi sobie tournee po Europie, bo okazuje się, że ci wspaniali Europejczycy z własnych pieniędzy płacą mu za to zwiedzanie?
Jasne zdanie Polaków
Ciekawostką jest, że Radio Zet, na którego kanale YT można obejrzeć tę rozmowę z Siemoniakiem, zrobiło ankietę z pytaniem: „Czy Polacy powinni dopłacać imigrantom, żeby opuścili terytorium Polski”. Cóż, wyniki pewnie nie są zaskakujące. Ponad 90% naszych rodaków stwierdziło wprost, że szef MSWiA może się schować z takim pomysłem i już nie wychylać. Ciekawa teraz jestem, kiedy pan premier przeanalizuje sobie tę ankietę? Podejrzewam, że kiedy to zrobi, możemy spodziewać się artykułów, że „Tusk jest wściekły”, a niedługo później jakiś przypadkowy człowiek będzie musiał ponieść karę, bo przecież Siemoniaka nie ruszą. Pożar byłby za trudny do wygaszenia, bo myślę, że Maria Stepan niewiele przesadza, kiedy mówi wprost, że jest to propozycja łapówki od naszego rządu w stronę nielegalnych imigrantów. Zamiast wyrzucić ich na zbity pysk za nielegalne przekroczenie granic, my im jeszcze zapłacimy, żeby sobie sami poszli.
Niebywałe.
M.
Nawiasem Pisząc
Marsz Niepodległości 2024
Załączam dla Was filmik z ostatniego Marszu Niepodległości. W linku dorzucę Wam bezpośredni link do naszego kanału YouTube, na którym na razie niewiele się dzieje (wrzucamy tam tylko relacje z różnego rodzaju marszów i protestów), ale będę wdzięczna, jeśli obejrzycie naszą pracę właśnie na YouTube. Teraz załączam film bezpośrednio, bo FB nie bardzo lubi linki i tnie zasięgi, a chcielibyśmy, żeby obejrzało to jak najwięcej ludzi. Będziemy wdzięczni za opinie oraz udostępnianie dalej, jeśli Wam się spodobało.
Musimy się pochwalić – tym razem jako podkład wybraliśmy muzykę mojego Grzesia. Myślę, że pasuje, sama wpadłam na ten pomysł.
Aha, i oglądajcie do końca! Zamieściliśmy pod koniec parę fragmentów, dla których nie znaleźliśmy miejsca w samym klipie, bo jak tu do takiej podniosłej muzyki Braun z gaśnicą? A na sam koniec pozdrowienia od Hektik Hektor, obcokrajowca, który zakochał się w Polsce. „Piękna Polska”.
Miłego oglądania, mamy nadzieję, że choć w minimalnym stopniu udało nam się uchwycić niesamowitą atmosferę tego wydarzenia!
M.
P.S.: W nagraniu pojawiły się momenty, w których ludzie strzelali fajerwerkami w stronę mieszkania z wywieszoną tęczową flagą w oknie. Chcemy jasno podkreślić, że nie popieramy tego rodzaju zachowania, zwłaszcza że mieliśmy przykład w 2020 roku, że może to się skończyć różnie. Nie dajmy się prowokować!
Nawiasem Pisząc
Parę słów o wyborach (i nie tylko)
Wybory, wybory i po wyborach. Zdecydowanie wygrał Donald Trump, chociaż jeszcze parę dni temu TVN przekonywał, że w sondażach między kandydatką demokratów, a reprezentantem republikanów nie ma żadnej różnicy. I pokazywał wykres, na którym ta różnica była widoczna (choć nie tak duża, jak ostatecznie), kłamiąc ludziom niemalże prosto w oczy. Jeśli chodzi o głosy elektorskie, to jego przewaga jest niższa, niż ta, którą wypracował sobie w roku 2016 nad Hillary Clinton, ale też tym razem zdecydowana większość obywateli USA, bo przypominam, że po przegranych przez Clinton wyborach, jej zwolennicy utrzymywali, że przecież więcej Amerykanów głosowali jednak na kandydatkę demokratów (miała bodaj dwa miliony przewagi nad Trumpem, ale wybory w USA rządzą się jednak swoimi prawami). Bukmacherowie mieli jednak lepsze typy, bo za wytypowanie zwycięstwa Kamali Harris można było wygrać dużo więcej pieniędzy, co z reguły oznacza, że oceniono szansę Trumpa jako zdecydowanie większe. Ciekawa to była kampania – mieliśmy jeden zamach i jedną próbę, mieliśmy Taylor Swift, a potem jeszcze McDonald, śmieciarkę i… wiewiórkę, której smutny los pokazał, że poziom biurokracji jest tam na wybitnie wysokim poziomie, skoro można się komuś wbić na chatę, tylko dlatego, że ma wiewiórkę, którą trzyma w domu. Trzeba było koniecznie sprawdzić, czy zwierzę nie ma wścieklizny, ale żeby to zrobić, najpierw trzeba było tego sympatycznego gryzonia uśpić. Z tego co wiem, okazało się, że nie miała. Przy okazji odstrzelono też szopa pracza. Przyjaciele zwierząt, psia ich mać. Nie wiem, czy nowo wybrany prezydent na pewno jest dobrą opcją dla Polski, bo mam cały czas pełno wątpliwości, ale wiem, że Harris by nią nie była. Pomijając jej poglądy w sprawie aborcji czy imigracji, miałabym duże obawy w przypadku jej zwycięstwa, zwłaszcza, że jest ona też wielką fanką europejskiego zielonego ładu i mogłaby mocno na Unię naciskać, żeby tę katastrofę przyspieszyć. A w końcu skoro „prezydentka świata” każe, to jak możemy się jej sprzeciwiać?
Niepokojące doniesienia nowego wiceprezydenta USA
Myślę jednak, że o kampanii i samych wyborach już wszystko wiadomo, teraz pozostaje nam czekać na konsekwencje wyboru Amerykanów. Jedyne, o czym można wspomnieć, to fikołek Romana Giertycha, który zachwalał Sikorskiego, że kontaktował się z kandydatami obu partii (bo jest taki obiektywny i zaakceptuje każdy wybór, rzecz jasna!), tylko jakoś zapomniał, że żona naszego ministra całkiem niedawno wspominała, że Trump „mówi językiem Hitlera, Stalina i Mussoliniego”. Nasz premier z kolei bardzo długo wzbraniał się przed pogratulowaniem Trumpowi – być może dlatego, że jeszcze parę lat temu twierdził, że jeden Donald w polityce wystarczy. Zgadzam się – pan Tusk najwięcej dobrego by zrobił, gdyby się wycofał. W każdym razie w końcu łaskawie pogratulował, licząc na owocną współpracę… A z kolei Michał Szczerba będzie przedstawicielem komisji spraw zagranicznych i będzie nas reprezentował w delegacji PE. Ten facet wprost pisał na swoim TT, że „miejsce Trumpa jest w śmietniku”, tak więc dyplomacja pełną gębą.
Chciałam Wam jednak opowiedzieć o czym innym. James David Vance, który będzie nowym wiceprezydentem (w chwili, kiedy to pisał posiadał już prawdopodobnie wiedzę, że zostanie kandydatem na wiceprezydenta albo przynajmniej miał już na to olbrzymie szanse), umieścił na swoim Twixie w styczniu tego roku następujący wpis:
Oto dlaczego Polska jest tego rodzaju kwestią międzynarodową, na której mi zależy jako waszemu senatorowi.
Do niedawna Polska miała rząd konserwatywny. Używając dużej presji dyplomatycznej i ekonomicznej, administracja Bidena (i wiele narodów europejskich) zaatakowała ten rząd jako antydemokratyczny. Rząd ten został niedawno zastąpiony przez globalistyczny rząd liberalny, który obecnie aresztuje swoich przeciwników politycznych i zamyka debatę publiczną (brzmi znajomo?). W imię ochrony demokracji wykorzystują pieniądze z podatków, aby zaatakować rząd, który był naszym wielkim sojusznikiem.
Wykorzystywanie przez Stany Zjednoczone nacisku dyplomatycznego do atakowania konserwatywnych wartości i rządów jest haniebne. Ponownie wykorzystują do tego *twoje* pieniądze z podatków. Stworzono też rządy globalistyczne, które będą bardziej skłonne do współpracy w przypadku niektórych najgorszych zachowań administracji Bidena.
Uważam, że ważne jest, abyśmy nie wykorzystywali wpływów Stanów Zjednoczonych do niszczenia rządów wyznających wartości większości mieszkańców Ohio (ten tekst był odpowiedzią w stronę jakiegoś mieszkańca tego stanu).
Miedzynarodowy spisek?
Oczywiście nie mamy takiej wiedzy, żeby kategorycznie zgodzić się albo zanegować stanowisko Vance’a, ale wydaje się ono dość prawdopodobne, patrząc na to, jakich nacisków używała Unia, żeby wygrał rząd Donalda Tuska. A to KPO, a to jakieś debaty na temat praworządności w Polsce, a to wreszcie wielki, szturmowy atak na poprzednią władzę i to dosłownie na chwilę przed wyborami. Z tym KPO też było zabawnie, bo okazuje się, że największym (i w sumie jedynym) kamieniem milowym okazała się wygrana Tuska, wbrew temu co Unia wmawiała nam na początku. Nagle wszystko inne przestało być istotne, chociaż niedawno wyczytałam, że może być problem z kolejnymi wpłatami w ramach KPO. Pamiętamy też chyba to, co się działo podczas ostatniej kampanii parlamentarnych w naszym kraju, a nawet długo, długo wcześniej i jakie było stanowisko mediów sympatyzujących z partią Tuska i fajnopolaków. PiS nas skłóca z całą Europą! A przecież Niemcy to nasi najlepsiejsi na świecie sojusznicy! Musimy ich słuchać, bo wszystko robią tylko i wyłącznie dla naszego dobra! No i Niemcy mają, o co walczyli, mianowicie służalczego pieska na stanowisku premiera Polski. A jak ta służalczość się objawia, wszyscy widzimy. Z reparacjami musieliśmy się pożegnać (chociaż wcześniej KO zapewniało, że jeśli ktokolwiek ma wywalczyć te reparacje, to tylko oni), CPK trzeba urżnąć, bo „to byłaby tragedia dla Niemców”, podobnie inne wielkie inwestycje, a jeśli chodzi o uchodźców, których niemieckie służby szmuglują przez naszą granicę, premier nie pofatygował się nawet do Scholza, żeby to wyjaśnić, mimo że zapewniał, że tak właśnie zrobił. Zygfryd Czaban, użykownik Twixa, pisze wprost o międzynarodowym spisku, który miał obalić rząd Morawieckiego:
Temat udziału administracji Bidena w owym spisku może mieć dalszy ciąg. W USA nowa ekipa lubi czasem „rozliczyć” poprzedników, zupełnie jak u nas. Nie wykluczam, że pojawi się pomysł powołania komisji śledczej w Kongresie (zależy to oczywiście od wyniku wyborów do Kongresu przeprowadzanych równocześnie z prezydenckimi). Zamilknięcie Brzezińskiego (domniemanego głównego wykonawcy w owym spisku) po nominacji Vance’a jest dość znamienne.
Dalej wskazuje, że łącznikiem między premierem Polski, a zamieszaną w to ekipą Bidena miało być pewne amerykańsko-polskie małżeństwo. I jeśli ten fakt się potwierdzi, nie będę specjalnie zdziwiona. Nie pierwszy to raz, kiedy to nasz minister spraw zagranicznych bruździ, ile może, na linii Polska: USA. Ciekawa jestem, czy będą podejmowane kolejne kroki w sprawie zbyt dużego zaangażowania administracji Bidena w „niezależne” wybory w Polsce, ale patrząc na to, że Unia Europejska robiła to całkiem jawnie, a my zgadzamy się na kolejne umizgi wobec Niemiec, bo przecież trzeba żyć w przyjaźni, więc taki przyjaciel może nam narzucić cokolwiek, byleby pozostać przyjacielem, to mam spore wątpliwości, czy w ogóle dowiemy się czegokolwiek więcej w tej sprawie. O jakichkolwiek konsekwencjach tym bardziej możemy chyba zapomnieć. Zwłaszcza, że mogła to być po prostu próba zdobycia głosów w amerykańskiej Polonii, bo nie jest tajemnicą, że jeden i drugi kandydat bardzo mocno zabiegał o głosy naszych rodaków mieszkających w USA.
M.