Nawiasem Pisząc
Parę słów o profesjonalnym dziennikarstwie
Za każdym razem, kiedy piszę o kolejnym numerze Krzysztofa Stanowskiego, wolę podkreślić, że mam do niego ambiwalentny stosunek. Lubię oglądać jego Kanał Zero (choć oczywiście nie wszystko), lubię słuchać jego programu z Robertem Mazurkiem, czy nawet jego własne, indywidualne „Stanowisko”. Ale było wiele przypadków, kiedy nie mogłam się z nim zgodzić. Nie da się jednak ukryć, że potrafi on sprowadzić do parteru wybitnych – podobno – dziennikarzy. Dziennikarzy, którzy mają olbrzymi wpływ na opinię publiczną i którzy dzień w dzień przekazują gawiedzi istotne informacje. Parę dni temu zrobił to po raz kolejny i znowu na grubo. I po raz kolejny nie było czego zbierać. Nie mam jednak wielkich nadziei, że cokolwiek do tych naszych pismaków dojdzie, bo przecież wczoraj wrzucałam Wam tutaj post o Głuchowskim, który to był jedną z ofiar Stanowskiego, kiedy to twórca Kanału Zero postanowił odpowiedzieć GazWybowi na zarzuty, jakoby miał być seksistą, mizoginem i Bóg jeden wie, kim jeszcze.
Uczyć się na błędach
Przede wszystkim, zadziwiające jest to, że ci ludzie nie uczą się na własnych błędach. Najpierw była sprawa z Natalią Janoszek – dziewczyna wymyśliła sobie karierę, wymyśliła sobie, że jest wielką gwiazdą Bollywood i nagle wszyscy chcieli przeprowadzić z nią wywiad. A tak naprawdę wystarczyło sobie wpisać jej nazwisko w takim Filmwebie i wychodziło, że nie grała w zbyt wielu produkcjach oraz że te produkcje nie były żadnymi hitami. A jakby się jeszcze trochę pogrzebało, to można było trafić na komentarze sprzed iluś tam lat, że pani Janoszek zwyczajnie kłamie. Ale przecież nasi dziennikarze nie będą tracić czasu na jakiś tam research, przecież nie od tego są. Oni są od kłamania, manipulowania i uprawiania propagandy. I można stwierdzić, że w sumie Janoszek to jakaś tam głupiutka celebrytka, że nie ma to większego wpływu na naszą rzeczywistość, że w sumie to taka bzdurka do obśmiania. Zgadzam się z tym, ale już to pokazało, jak podchodzą do swojej pracy dzisiejsi „dziennikarze”. Wybiórcza jednak doszła do wniosku, że sprawa ich nie dotyczy, bo przecież to jakieś plotkarskie magazyny (tak, jakby Wybiórcza nie miała swoich „odnóg” o podobnej tematyce), a oni są poważnymi dziennikarzami. A poważny dziennikarz – wiadomo! – jak dostaje polecenie kogoś obsmarować, to obsmaruje, a nie będzie się skupiał na jakichś tam faktach, jakiejś weryfikacji, na czymkolwiek. Poważny dziennikarz usiądzie przed komputerem, poszuka jakichś artykułów o swojej ofierze, w żadnym wypadku nie będzie sprawdzał ich autentyczności, Boże broń, ale za to odpowiednio je przeredaguje, przekłamie i zmanipuluje. A jeśli przy okazji popierdzielą mu się daty, trudno. Nic dziwnego, że do tego zadania wytoczona Piotra Głuchowskiego, którym potem Stanowski wytarł sobie podłogę. To była totalna kompromitacja, a szefowie GazWybu uznali, że jeszcze naślą na niego trzpiotkę-idiotkę, żeby trochę popyskowała. To było jednak aż tak żenujące, że nawet twórca Kanału Zero nie bardzo chciał się nad nią znęcać. Już w tamtym momencie nasi wiarygodni „dziennikarze” otrzymali od Stanowskiego dwa ostrzegawcze plaśnięcia w pysk, ale jakoś ich to nie otrzeźwiło. Tym razem sprawa jest jednak przepyszna. Prawdziwa dieta dla osób, które dzisiejsze „dziennikarstwo” co najmniej irytuje, bo w tej chwili wygląda na to, że w poszczególnych redakcjach siedzi banda nierobów, która przeredaguje artykuły innych, albo wymyśla na szybko „listy od czytelniczek”. Coraz bardziej żenujące. I oni mają czelność robić jakieś akcje „w obronie polskich mediów”. Nie, jeżeli chodzi o tzw. „main-streamy” to jedyne, co należy zrobić, to wytrzeć nimi podłogę, a potem wyrzucić szmatę do śmieci.
Znajdziemy haki na wszystkich!
Dobrze, ale wróćmy do samej sprawy ze Stanowskim. Otóż, jak pewnie już wiecie, jakiś czas temu Zbigniew Stonoga zdecydował się opublikować SZOKUJĄCY materiał o popularnym – w tej chwili – youtuberze, który wyraźnie pokazywał, że cały Kanał Zero jest pod butem Ziobry, Kaczyńskiego i PiS-u. I że Stonoga dał się na to nabrać, to jeszcze nic dziwnego. To jest facet, któremu jad i nienawiść zalały już zdrowy rozsądek. Kiedy więc otrzymał materiał, który w 100% demaskował tego przebrzydłego Stanowskiego, nie wahał się ani chwili, żeby pokazać światu z jak bardzo sprzedajnym człowiekiem mamy do czynienia. Słuchajcie, kiedy trafiłam na to nagranie po raz pierwszy od razu mi coś nie grało. Nie dlatego, że od razu zorientowałam się, że tam się daty nie zgadzają, nawet nie dlatego, że ta cała scenka w redakcji wyglądała na sztuczną, ale dlatego, że uważam Stanowskiego za zbyt inteligentnego faceta, żeby tak łatwo dał się podejść. Umówmy się, to nie jest człowiek, którego można łatwo zrobić w jajo. Od początku węszyłam więc spisek. I dosyć szybko dziennikarz opublikował swoje oświadczenie, które wyglądało tak, że wsiadł do niebieskiego lamborghini, bo jakaś łajza go sprzedała. Złoto. A najlepsze jest to, że Stanowski dał przecież jeszcze swoim oponentom podpowiedzi. Tak oczywiste, że gdyby im się chciało odrobinę przysiąść nad tematem, to szybko by je wyłapali i napisali spokojnie Stonodze, że znowu przestrzelił. Nie zgadzała się data zdobycia przez Jagiellonię mistrzostwa Polski, nie zgadzała się sprawa z mężczyzną wciągniętym w silnik samolotu i jeszcze parę innych rzeczy. Ale po co się wysilać, mamy haki na tego przebrzydłego mizogina, dojedziemy go! Według tego, co mówił Stanowski, Zbigniew Stonoga opublikował dostarczone mu podstępnie nagranie po piętnastu minutach. A potem poszła cała fala – publikowali to znani dziennikarze, politycy i… jedna pani prokurator. Tomasza Lisa i Romana Giertycha to nawet nie ma chyba co wspominać, bo oni kompromitowali się już wielokrotnie i widocznie weszło im w nawyk. Wiejski i Piński też nie są żadnym zaskoczeniem. Ale dali się na to nabrać też „dziennikarze” TVN-u (Radomir Wit, Marcin Łuniewski), Radia Zet, Gazety Wyborczej (Wojciech Czuchnowski, zdobywca Grand Pressa, czyli należałoby sądzić, że chyba rzetelny?) i paru innych. Rzecz jasna, dał się nabrać również Bart Staszewski, ale jemu to chyba bez różnicy, bo wyspecjalizował się w kłamstwie. I właśnie wspomniana pani prokurator – Ewa Wrzosek.
Wnioski? Ale po co?
I jaki z tego morał płynie? Dla „dziennikarzy” pewnie żaden. Jestem niemal całkowicie przekonana, że jeżeli Stanowski zrobi podobny numer, to znowu się dadzą złapać na lep jak muchy. Bo oni nie myślą. Otrzymali materiał, który zgadzał się z ich linią narracyjną, otrzymali materiał, który mógł zniszczyć Kanał Zero (bo im z jakichś przyczyn zawadza) i nie pomyśleli ani pół sekundy, czy go faktycznie publikować dalej. Bo gdyby pomyśleli chociaż pół sekundy, to by zrezygnowali. Dlatego, że tam się nic nie zgadza. I tam pal sześć już daty, bo przecież wielkie tuzy dziennikarstwa polskiego nie będą sobie głowy zajmować choćby klikaniem i weryfikowaniem informacji. Ale dlatego, że Stanowski nie jest debilem. I jeśli faktycznie jego kanał na YT byłby tworzony pod dyktando Ziobry czy Kaczyńskiego, to nie ukazywałby tego przed swoimi pracownikami w sposób tak oczywisty. Nie, jeżeli faktycznie tak by było, to tematy drażliwe zrzucałby na odpowiednie osoby, a nie płaszczył się przed całą redakcją, że nie, bo zły Ziobro. To już było oczywiste, ale „dziennikarze” dali się rozsmarować po podłodze po raz kolejny. Bo może akurat teraz nam wyjdzie. Nie wyszło. O tym, że Stanowski lubi trollować było wiadomo od kiedy Najman dał mu się zrobić w jajo. Później akcja z Janoszek, która brutalnie zweryfikowała poziom dziennikarstwa w Polsce. Kilka miesięcy później twórca Kanału Zero publicznie upokorzył chociażby pana Głuchowskiego z Wyborczej, bezlitośnie punktując mu wszystkie kłamstwa, manipulacje i zwyczajną głupotę. Koledzy z GazWybu też nie chcieli się jednak nauczyć na błędach swojego kolegi. Teraz po prostu ich podsumował. Jaki z tego morał dla nas? To jedna z całego morza bredni, którą Stanowski wypunktował, a które są nam serwowane od lat. Pokazał jak na dłoni, że to nie profesjonaliści, a zwykła szarańcza, która zgnoi każdego, kto im nie po drodze. Im się nawet nie chciało zajrzeć na profil Kanału Zero, na którym były już materiały o Funduszu Sprawiedliwości. To powinna być – przede wszystkim – dla nas nauczka, że media głównego ścieku są kompletnie niewiarygodne, zakłamane i nie posiadające chociaż krztyny dziennikarskiej etyki. Tak wprawione w oszukiwaniu, że nawet kiedy ktoś im ich kłamstwa wypomni, idą w swoim cynizmie w zaparte. Tak też było w tym przypadku. Kiedy Stanowski ich zdemaskował, zaczęli się wić jak piskorz, że wcale nie, nieprawda i w dalszym ciągu Stanowski jest zły. Tylko wiecie, jak to teraz wygląda. Oni właśnie się poślizgnęli i wpadli w kupę gówna. I babrzą się w tym gównie, próbując przekonać nas, że wcale nie udowodniono im po raz kolejny, nawet nie tyle dziennikarskiej nierzetelności, co zwykłej propagandy. A my możemy tylko stać i patrzeć. I z jednej strony chciałoby się im dać po pysku za te lata kłamania i manipulacji, a z drugiej nie wypada, bo nie kopie się leżącego. Można tylko napluć, ale po co, skoro oni i tak toną po uszy w gównie?
M.
P.S.: Najlepsze jest to, że Krzysztof Stanowski wcale nie udowodnił, że nie optuje za PiS-em. Udowodnił jedynie, że większa część dziennikarzy main-streamu to idioci. Ale nawet z tym się nasze pismaki pogodzić nie mogą. Bo jak nazwie się idiotę idiotą, to – nie wiadomo czemu – idiota będzie oburzony. I, gdyby faktycznie Stanowski chodził na smyczy Ziobry czy Kaczyńskiego, to takim zabiegiem odsunął od siebie wszystkie oskarżenia, bo cokolwiek napiszą teraz te dziennikarskie prymitywy, nie będzie już wiarygodne. Szach i mat.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Afera Zero
Rodacy Kamraci nie są mi ani bracia, ani swaci, dlatego nawet nie zakładałam, że obejrzę program z nimi. Dziwiłam się, że wyszedł dopiero, zdaje się, wczoraj, bo Stanowski już jakiś czas temu zapowiadał, że taka rozmowa będzie, ale że tematem się nie interesowałam, to i sprawy specjalnie nie śledziłam. Słyszałam pewną teorię dlaczego tak, a nie inaczej, ale nie mam jak jej zweryfikować, więc zostawmy to. Wczoraj wróbelki na X-ie zaczęły ćwierkać, że wydarzyła się grubsza akcja i może warto na rzucić okiem. No to rzuciłam. I szczerze Wam napiszę: co tam się odchajzerowało, to ja nawet nie…
Chęć na głęboką wodę
Przede wszystkim zdziwiłam się, że specjalnie dla Kamratów zmieniono format tych dłuższych wywiadów, bo zazwyczaj lecą one na żywo, a widzowie mają możliwość zadzwonienia i zadania własnego pytania. Dla tych gości z tego zrezygnowano i naprawdę nie wydaje mi się, żeby wymusili to Olszański z Osadowskim, bo nie wyglądają mi oni na facetów, którzy baliby się niewygodnych pytań. Zresztą, dość szybko przekonałam się, ku własnemu zaskoczeniu, że to wcale nie są jacyś skończeni durnie. Trochę ich tak odebrałam, bo kiedyś z ciekawości włączyłam sobie ich kanał i szybko doszłam do wniosku, że mam do czynienia z jakimś politycznym patostreamingiem. A oni, owszem, są w wielu kwestiach odklejeni, ale na pewno nie można ich nazwać skończonymi idiotami. Inną kwestią był wybór prowadzącego ten wywiad. Dawid Chęć jest jednym z młodszych, o ile nie najmłodszym, dziennikarzem w kanale Krzysztofa Stanowskiego i dość szybko okazało się, że chłopak nie ma doświadczenia w takich konfrontacjach. Pisząc wprost, kamraci w pewnym momencie weszli mu na głowę, a on nie bardzo wiedział, jak ma sobie z tym poradzić. Zarówno Stanowski, jak i Mazurek, wielokrotnie podkreślali, że zawód dziennikarza polega na czymś więcej niż na byciu podstawką na mikrofon. Niestety Chęć trochę taką podstawką był – starał się, żeby tak nie było, ale mam wrażenie, że zadawał tylko te pytania, które miał zaplanowane, ale kompletnie nie potrafił wejść w dyskusję (nawet bezpośrednio zagadywany, całkiem sympatycznie zresztą, przez obu panów odpowiadał krótkimi zdaniami i nie ciągnął tematu) ani pociągnąć za język. Może poza sytuacją, w której prawdopodobnie przyszedł mu na ratunek ktoś z reżyserki i podsunął materiał, gdzie Jaszczur faktycznie wyzywał kogoś od Żydów. W efekcie obaj panowie wymieniali się opiniami, a Dawid siedział obok, od czasu do czasu zadając pojedyncze pytania, na które mógł otrzymać odpowiedź, ale wcale nie musiał. Co mnie uderzyło najbardziej? Kiedy Wojciech Olszański poprosił Dawida Chęcia o przykłady ich prorosyjskości, ten odpowiedział, że jest nim chociażby ich stosunek do Ukrainy. Przepraszam, co takiego? To, że ktoś ma krytyczny stosunek do Ukrainy, chociażby ze względu na nierozliczoną zbrodnię wołyńską, nie oznacza z automatu, że jest zwolennikiem Rosji. Ja osobiście wolałabym, żeby oba te państwa trzymały się od nas jak najdalej. A zaraz, jak tylko to zrobią, byłabym bardzo wdzięczna, gdyby Niemcy poszły za ich śladem.
Wytłumaczmy widzom, co mają myśleć
Bardzo szybko otrzymałam odpowiedź na moje wątpliwości dotyczące formatu tego wywiadu, bo po każdej bardziej kontrowersyjnej wypowiedzi pojawiał się ktoś z redakcji, żeby mi wyjaśnić, co powinnam myśleć na dany temat. Czułam się trochę, jak podczas oglądania serialu „Przyjaciele”, w którym rozbawiona widownia głośnym śmiechem tłumaczy widzom, że teraz właśnie było zabawnie i należy się śmiać. I o ile zgadzałam się z Igorem Zalewskim, trochę mniej z Joanną Pinkwart, o tyle uważam, że Arleta Bojke kompletnie odpłynęła, ale do niej jeszcze przejdziemy. Stanowski wielokrotnie podkreślał, że chce stworzyć przestrzeń dla widzów, w której będą oni mogli faktycznie zapoznać się z poglądami danego człowieka, w której będą mogli samodzielnie wyrobić sobie swoją opinię i w której nikt im nie będzie mówił, co mają myśleć. Nie zawsze to się udawało, bo twórca Kanału Zero obiecywał na przykład, że porozmawia ze wszystkimi kandydatami na prezydenta, ale z Maciakiem zrobił tak, jak zrobił. Zupełnie bez sensu według mnie, bo naprawdę nie wydaje mi się, żeby zaproszenie Macieja Maciaka do studia, w którym zamienił z nim dosłownie dwa zdania, było spełnieniem tej obietnicy. Szczerzej byłoby po prostu powiedzieć widzom, że poglądy tego pana są dla niego tak niedopuszczalne, że nie chce mu oddawać ani minuty na swoim kanale, a nie ściągać faceta z Koszalina, czy skąd on tam jest, żeby go potem odesłać z kwitkiem. Miałam też duże zastrzeżenia co do jego sposobu prowadzenia rozmowy z Januszem Walusiem czy Piotrem Wielguckim. Zastanawiam się, dlaczego zdecydowano się tak to rozwiązać – być może wynikało to z faktu, że Dawid Chęć faktycznie nie udźwignął tego wywiadu, więc należało stworzyć złudę jakiejś konfrontacji, ale nagadać komuś, kiedy tego kogoś już dawno nie ma i odpowiedzieć nie może, każdy głupi potrafi. Nie rozumiem, dlaczego tej rozmowy nie poprowadzili Stanowski, Mazurek albo ktokolwiek z bardziej doświadczonej ekipy Kanału Zero. Ktoś, kto na bieżąco potrafiłby wypominać swoim gościom manipulacje czy brak konsekwencji. Wyszłoby to na pewno o wiele lepiej, niż takie pyskowanie, kiedy goście już dawno pojechali do domów. Stanowski tłumaczył to potem, że jego program nigdy nie będzie miejscem dla jakiejkolwiek rosyjskiej narracji – OK, ale dlaczego w takim razie Zalewski musiał specjalnie nagrywać swój komentarz dotyczący opinii kamratów o Unii Europejskiej? Czyżby twórca Kanału Zero także wychodził z fałszywego, według mnie, założenia, że albo Rosja, albo UE i trzeciej nogi, pardon, drogi już nie ma? Przecież sama Unia jeszcze do niedawna handlowała z Rosja, robiła z Rosjanami interesy, tylko teraz każe się nam udawać, że nic takiego nie miało miejsca, a jeśli ktoś pamięta inaczej, to jest ruskim trollem. Strasznie słabo to wyszło. Stanowski mógł wycisnąć z tej rozmowy naprawdę wiele, konfrontując się z Rodakami Kamratami na żywo i samodzielnie, a tak to zrobił dziwnie posklejany wywiad i mamy mu wierzyć na słowo, że na pewno nie wyciął niczego niewygodnego czy znaczącego. Strzelił sobie chyba w kolano, a patrząc na jego nerwowe reakcje na Twixie, chyba sam zdaje sobie z tego sprawę.
Krótka polemika z Bojke
OK, ale wróćmy jeszcze do Arlety. Pani Bojke była łaskawa wspomnieć, że kult Bandery na Ukrainie nie wynika z ludobójstwa na Wołyniu, ale z faktu, że UPA walczyło również z Armią Czerwoną. Ależ my sobie z tego doskonale zdajemy sprawę, pani Arleto. Tylko co z tego? Historia nie jest nauką, w której można sobie wymazać niewygodne kwestie i udawać, że nigdy nie miały miejsca. Tak robi Ukraina, tak robią Niemcy, tak robi Izrael i – tak, tak, pani Arleto – tak robi Rosja. Tylko że Rosja nie pcha się do Unii Europejskiej i NATO, a Ukraina chce się tam dostać, nosząc cały czas ludobójców na sztandarach. I chyba najwyższy czas wymagać od nich, żeby zdecydowali, w którą stronę chcą iść. To dorośli chłopcy już są. Ostatecznie – trzydzieści cztery lata, kawał historii. No dobrze, bez złośliwości. W jednym Arleta Bojke miała rację – na Ukrainie faktycznie się o Wołyniu nie mówi, tylko że dla mnie to nie jest żaden powód, żeby ich usprawiedliwiać. Poznałam wielu Ukraińców i mało który z nich w ogóle wiedział o ludobójstwie na Wołyniu. Ich się tam tego w szkole w ogóle nie uczy, to jest na Ukrainie temat tabu, dlatego udają, że on nie istnieje. Tak jak ten niewidzialny słoń w pokoju – człowiek czuje, że coś wisi w powietrzu, ma wrażenie, że coś za chwilę, brzydko pisząc, pierdolnie, tylko jeszcze nie wie co. I ten słoń, który ulokował się gdzieś między nami, a Ukraińcami coraz bardziej domaga się uwagi. Warto też przypomnieć, jakie inne państwa uczą swoich najmłodszych obywateli fałszywej, wymazanej wersji historii, poza Ukrainą. Niemcy, Izrael i… no, tak znowu… ta zła, niedobra Rosja.
M.
Nawiasem Pisząc
Blisko tragedii na Boże Narodzenie
W Polsce prawdopodobnie udało się udaremnić zamach terrorystyczny. 19-letni student planował zamach i od miesięcy zbierał informacje, jak samodzielnie skonstruować ładunek wybuchowy. Nie miał jednak jasno sprecyzowanego miejsca zamachu – służbom mówił, że NA PRZYKŁAD jakiś jarmark bożonarodzeniowy. Równie dobrze mogło to być centrum handlowe, dworzec, cholera go tak naprawdę wie. Dziewiętnastolatek prawdopodobnie jest konwertytą na islam, wiadomo, że utrzymywał kontakt z przedstawicielami ISIS i zamierzał do nich dołączyć. Być może udany zamach byłby jego przepustką do tego. Ciekawa jestem powodu, dla którego młody chłopak stał się tak zafascynowany islamem i organizacją terrorystyczną? Co go fascynuje w tej niby-kulturze? Do tego stopnia, że był gotów nawet zabić iluś tam ludzi, żeby się do nich przyłączyć i… dalej zabijać. A jak długo, to już zależy, kiedy by go odstrzelili albo dostał zlecenie dokonania samobójczego zamachu i pewnie wykonałby to z poczuciem olbrzymiego zaszczytu, który go spotkał. Dramat.
Medialne manipulacje
Co jednak ciekawe, nagłówki krzyczą o studencie KUL, nie o młodym mężczyźnie zafascynowanym ISIS i islamem. To już skłania do przekłamań i manipulacji, bo chociażby Alicja Defratyka zastanawiała się, co na to ultra-prawica, konfederaci i brauniarze? Ta tzw. „ultra-prawica” jest przeciwna islamowi w Polsce. Może chłopak by się tak nie zradykalizował, gdyby go u nas nie było? A może po prostu miał nie po kolei w głowie? Albo był psychopatą, któremu zachciało się zabijać ludzi i usiłował sobie do tego dopasować jakąś ideologię, a z wiarą chrześcijańską byłoby mu jakkolwiek trudno? Silni Razem też już wsiedli na swojego konika i przekonują na X-ie, że katolik chciał zabijać innych katolików na jarmarku bożonarodzeniowym. Pomijając fakt, że to bzdura, warto byłoby się dowiedzieć, że nie trzeba być osobą wierzącą, żeby starać się dostać na KUL. Rekrutacja jest całkowicie świecka – liczą się wyniki w nauce, egzaminy. Kryteria są takie, jak na każdej innej uczelni. Nie trzeba składać żadnych deklaracji religijnych. „Katolicki” w nazwie oznacza patronat i tożsamość, a nie obowiązek światopoglądowy nakładany na studentów. Student KUL-u nie oznacza więc zadeklarowanego katolika. Warto też zauważyć, że skoro ten człowiek miał dziewiętnaście lat, to studentem KUL-u był co najwyżej trzy miesiące, co zresztą potwierdza uniwersytet. Nie jest to wystarczająco długo, żeby uczelnia zdążyła wtłoczyć mu do głowy ideologię chrześcijańską – nawet zakładając, że faktycznie takie próby są tam wobec studentów podejmowane, ale nic takiego nie słyszałam. To uczelnia jak każda inna.
Stanowisko uczelni
Ósmego grudnia na Katolicki Uniwersytet Lubelski dotarło pismo z Sądu Rejonowego w Szczecinie z informacją o tymczasowym aresztowaniu, które zostało zastosowane wobec wskazanego studenta drugiego grudnia. Więc po wpływie pisma 8 grudnia student został zawieszony w prawach studenta na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Decyzja ta była, można by rzec, natychmiastowa. Dodatkowo do rzecznika dyscyplinarnego do spraw studentów i doktorantów został skierowany wniosek o zajęcie się tą sprawą – mówił Wojciech Adnrusiewicz, rzecznik prasowy uczelni – Oczywiście ubolewamy, podkreślam po dwakroć: ubolewamy, że taka sytuacja dotyczy studenta Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Na pewno jednak jest to postępowanie godne najwyższego ubolewania i pozostaje nam przeprosić, że dotyczy naszego studenta. Przyznam szczerze, że nawet ja jestem zaskoczona takimi click-baitami, bo fakt, której uczelni studentem był ten człowiek, jest w tym momencie drugorzędny. Bardziej istotne są jego motywy, a te w sposób oczywisty nie są chrześcijańskie. Doskonale wszyscy wiemy, że sporo ludzi czyta tylko nagłówki, a takie w istotny sposób wprowadzają w błąd. Po co? Tak jest bardziej poprawnie politycznie, żeby bez żadnej podstawy nawalać w katolików? Pozostaje sprawdzić dokładnie, z kim ten chłopak się kontaktował – być może pozwoli to wykryć innych takich odklejeńców. A być może tropy poprowadzą bezpośrednio do któregoś z meczetów? Nastolatek został aresztowany na co najmniej trzy miesiące.
Uważajcie na siebie.
M.
Nawiasem Pisząc
Bez chanukowych świec w Pałacu Prezydenckim
Nie wiem jak Wy, Drodzy Obserwujący, ale ja przesadnie zdziwiona taką decyzją pana Nawrockiego nie jestem. Prezydent już w trakcie kampanii deklarował, że żadnych chanukowych świec zapalał nie będzie. Ja swoje poglądy i swoje przywiązanie do wartości chrześcijańskich traktuję poważnie, więc obchodzę święta, które są bliskie mojej osobie – powiedział w wywiadzie dla Radia RMF FM. To, że nie jestem zaskoczona, nie oznacza jednak, że się nie cieszę, bo od dawna mam wrażenie, że o wiele bardziej honorujemy wartości żydowskie, niż nasze tradycyjne, chrześcijańskie. Zwłaszcza że jedna z tych wartości głosi, że goje, czyli my, mamy służyć Żydom, czyli im. Polecam Wam zresztą tekst Razprozaka (Raz prozą, raz rymem – walczymy z propagandowym reżimem) – swoją drogą jakiś uśmiechnięty demokrata napisał mi ostatnio, że jestem Razprozakiem 2.0, tyle że on to traktował jako obelgę, ja jako komplement. Wspominał coś jeszcze o napluciu mi do ryja, taki to przykład lewicowej tolerancji i miłości.

Przełomowa akcja z gaśnicą
To świętowanie Chanuki weszło w zwyczaje naszych polityków tak głęboko, że w sumie przyzwyczailiśmy się już do tego. Dopiero Grzegorz Braun musiał nam przypomnieć, że chyba coś jest nie tak, swoją akcją z gaśnicą. Ówczesny marszałek Sejmu, Szymon Hołownia, zorganizował w związku z tym kolejne obchody i próbował wymusić na Krzysztofie Bosaku, że ma wziąć w nich udział, mimo że ten tłumaczył, że jest katolikiem i obowiązuje go m.in. pierwsze Boże przykazanie: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Zresztą w tej całej chanukowej szopce brały udział osoby, które najgłośniej krzyczały o zdejmowaniu krzyży z Sejmu i urzędów, bo państwo ma być świeckie. Ale hipokryzja tych ludzi nie jest chyba dla nikogo z nas nowością. W każdym razie bardzo długo spekulowano czy nowy prezydent nie ugnie się pod tą dziwną żydowską modą i jednak nie weźmie udziału w uroczystościach chanukowych, mimo jego jasnych deklaracji. Argumentowano to tym, że przecież Karol Nawrocki jest protrumpowski, z Trumpa bierze przykład, uzależnia swoją politykę od prezydenta USA i nawet ubiera się tak jak on. A Trump z kolei jest wielkim przyjacielem i sojusznikiem Izraela i premiera Natenjahu. Jest w zasadzie ucieleśnieniem popularnego skrótu „USrael”. Skoro więc polski prezydent nie chce psuć swoich relacji z przywódcą Stanów Zjednoczonych, będzie musiał zapalić świece, nie ma wyjścia.
Szacunek do wartości
No nie, nie będzie musiał. Nawrocki może jest zafascynowany Trumpem, może jest on politykiem, którym się inspiruje i z którego chce w większym lub mniejszym stopniu brać przykład, ale wszystko ma swoje granice. A tymi granicami są wartości tego człowieka, którym pozostaje wierny. Po prostu. Ja mu uwierzyłam i dlatego w końcu zagłosowałam z czystym sumieniem na konkretnego kandydata, a nie tylko po to, żeby nie wygrał ten drugi, jak było w przypadku Andrzeja Dudy. Nie sądzę, żeby przywódca USA miał z tego tytułu jakiś wielki problem, sam sobie może palić te świeczki, jeśli chce, chociaż wydaje mi się, że on jest związany z Izraelem przede wszystkim politycznie. Nieważne, Trump Trumpem. Ja się cieszę, że w końcu mamy polityka na wysokim stanowisku, który sprzeciwia się tej czołobitności wobec Żydów (bo tak to należy nazwać) i nie musi w tym celu biegać z gaśnicą. 😉 Zresztą umówmy się – musiałby być idiotą, żeby się na to zgodzić. Doskonale wie, czego oczekują od niego wyborcy i wie, że straciłby sporo zaufania, gdyby się na to zdecydował. A co do tej szopki w tytule – nie sądzę, żeby Czarzasty, mimo że komunista, odważył się aż tak denerwować chrześcijan. Szopkę zresztą stawia się wieczorem 24 grudnia, po Adwencie. Sam Czarzasty ogłosił, że będą uroczystości chanukowe w Sejmie (jakże by inaczej), ale będzie też Boże Narodzenie: Jest kontynuacja. Tu nie ma żadnej ideologii, a jedynie tradycja. Była Chanuka, to jest. Były święta Bożego Narodzenia, to są. Jeżeli ktoś się spodziewał, że będę robił rewolucję ze względu na swoje poglądy, to się zawiódł, gdyż poglądy swoje mam, ale tradycje i kontynuację szanuję.
Inna sprawa, że to dopiero marszałek Bosak zaproponował postawienie w Sejmie szopki bożonarodzeniowej i podobno była kupowana na ostatnią chwilę. Choinki są, a czy Czarzasty uzna stajenkę za tradycję, skoro pojawiła się dopiero w zeszłym roku z inicjatywy posła Konfederacji…? Zobaczymy. Inna sprawa – jak to skomentował mój przyjaciel: „Szopka i tak jest w Sejmie przez cały rok”.
M.
