Nawiasem Pisząc

Parę słów o profesjonalnym dziennikarstwie

Published

on

Za każdym razem, kiedy piszę o kolejnym numerze Krzysztofa Stanowskiego, wolę podkreślić, że mam do niego ambiwalentny stosunek. Lubię oglądać jego Kanał Zero (choć oczywiście nie wszystko), lubię słuchać jego programu z Robertem Mazurkiem, czy nawet jego własne, indywidualne „Stanowisko”. Ale było wiele przypadków, kiedy nie mogłam się z nim zgodzić. Nie da się jednak ukryć, że potrafi on sprowadzić do parteru wybitnych – podobno – dziennikarzy. Dziennikarzy, którzy mają olbrzymi wpływ na opinię publiczną i którzy dzień w dzień przekazują gawiedzi istotne informacje. Parę dni temu zrobił to po raz kolejny i znowu na grubo. I po raz kolejny nie było czego zbierać. Nie mam jednak wielkich nadziei, że cokolwiek do tych naszych pismaków dojdzie, bo przecież wczoraj wrzucałam Wam tutaj post o Głuchowskim, który to był jedną z ofiar Stanowskiego, kiedy to twórca Kanału Zero postanowił odpowiedzieć GazWybowi na zarzuty, jakoby miał być seksistą, mizoginem i Bóg jeden wie, kim jeszcze.

Uczyć się na błędach

Przede wszystkim, zadziwiające jest to, że ci ludzie nie uczą się na własnych błędach. Najpierw była sprawa z Natalią Janoszek – dziewczyna wymyśliła sobie karierę, wymyśliła sobie, że jest wielką gwiazdą Bollywood i nagle wszyscy chcieli przeprowadzić z nią wywiad. A tak naprawdę wystarczyło sobie wpisać jej nazwisko w takim Filmwebie i wychodziło, że nie grała w zbyt wielu produkcjach oraz że te produkcje nie były żadnymi hitami. A jakby się jeszcze trochę pogrzebało, to można było trafić na komentarze sprzed iluś tam lat, że pani Janoszek zwyczajnie kłamie. Ale przecież nasi dziennikarze nie będą tracić czasu na jakiś tam research, przecież nie od tego są. Oni są od kłamania, manipulowania i uprawiania propagandy. I można stwierdzić, że w sumie Janoszek to jakaś tam głupiutka celebrytka, że nie ma to większego wpływu na naszą rzeczywistość, że w sumie to taka bzdurka do obśmiania. Zgadzam się z tym, ale już to pokazało, jak podchodzą do swojej pracy dzisiejsi „dziennikarze”. Wybiórcza jednak doszła do wniosku, że sprawa ich nie dotyczy, bo przecież to jakieś plotkarskie magazyny (tak, jakby Wybiórcza nie miała swoich „odnóg” o podobnej tematyce), a oni są poważnymi dziennikarzami. A poważny dziennikarz – wiadomo! – jak dostaje polecenie kogoś obsmarować, to obsmaruje, a nie będzie się skupiał na jakichś tam faktach, jakiejś weryfikacji, na czymkolwiek. Poważny dziennikarz usiądzie przed komputerem, poszuka jakichś artykułów o swojej ofierze, w żadnym wypadku nie będzie sprawdzał ich autentyczności, Boże broń, ale za to odpowiednio je przeredaguje, przekłamie i zmanipuluje. A jeśli przy okazji popierdzielą mu się daty, trudno. Nic dziwnego, że do tego zadania wytoczona Piotra Głuchowskiego, którym potem Stanowski wytarł sobie podłogę. To była totalna kompromitacja, a szefowie GazWybu uznali, że jeszcze naślą na niego trzpiotkę-idiotkę, żeby trochę popyskowała. To było jednak aż tak żenujące, że nawet twórca Kanału Zero nie bardzo chciał się nad nią znęcać. Już w tamtym momencie nasi wiarygodni „dziennikarze” otrzymali od Stanowskiego dwa ostrzegawcze plaśnięcia w pysk, ale jakoś ich to nie otrzeźwiło. Tym razem sprawa jest jednak przepyszna. Prawdziwa dieta dla osób, które dzisiejsze „dziennikarstwo” co najmniej irytuje, bo w tej chwili wygląda na to, że w poszczególnych redakcjach siedzi banda nierobów, która przeredaguje artykuły innych, albo wymyśla na szybko „listy od czytelniczek”. Coraz bardziej żenujące. I oni mają czelność robić jakieś akcje „w obronie polskich mediów”. Nie, jeżeli chodzi o tzw. „main-streamy” to jedyne, co należy zrobić, to wytrzeć nimi podłogę, a potem wyrzucić szmatę do śmieci.

Znajdziemy haki na wszystkich!

Dobrze, ale wróćmy do samej sprawy ze Stanowskim. Otóż, jak pewnie już wiecie, jakiś czas temu Zbigniew Stonoga zdecydował się opublikować SZOKUJĄCY materiał o popularnym – w tej chwili – youtuberze, który wyraźnie pokazywał, że cały Kanał Zero jest pod butem Ziobry, Kaczyńskiego i PiS-u. I że Stonoga dał się na to nabrać, to jeszcze nic dziwnego. To jest facet, któremu jad i nienawiść zalały już zdrowy rozsądek. Kiedy więc otrzymał materiał, który w 100% demaskował tego przebrzydłego Stanowskiego, nie wahał się ani chwili, żeby pokazać światu z jak bardzo sprzedajnym człowiekiem mamy do czynienia. Słuchajcie, kiedy trafiłam na to nagranie po raz pierwszy od razu mi coś nie grało. Nie dlatego, że od razu zorientowałam się, że tam się daty nie zgadzają, nawet nie dlatego, że ta cała scenka w redakcji wyglądała na sztuczną, ale dlatego, że uważam Stanowskiego za zbyt inteligentnego faceta, żeby tak łatwo dał się podejść. Umówmy się, to nie jest człowiek, którego można łatwo zrobić w jajo. Od początku węszyłam więc spisek. I dosyć szybko dziennikarz opublikował swoje oświadczenie, które wyglądało tak, że wsiadł do niebieskiego lamborghini, bo jakaś łajza go sprzedała. Złoto. A najlepsze jest to, że Stanowski dał przecież jeszcze swoim oponentom podpowiedzi. Tak oczywiste, że gdyby im się chciało odrobinę przysiąść nad tematem, to szybko by je wyłapali i napisali spokojnie Stonodze, że znowu przestrzelił. Nie zgadzała się data zdobycia przez Jagiellonię mistrzostwa Polski, nie zgadzała się sprawa z mężczyzną wciągniętym w silnik samolotu i jeszcze parę innych rzeczy. Ale po co się wysilać, mamy haki na tego przebrzydłego mizogina, dojedziemy go! Według tego, co mówił Stanowski, Zbigniew Stonoga opublikował dostarczone mu podstępnie nagranie po piętnastu minutach. A potem poszła cała fala – publikowali to znani dziennikarze, politycy i… jedna pani prokurator. Tomasza Lisa i Romana Giertycha to nawet nie ma chyba co wspominać, bo oni kompromitowali się już wielokrotnie i widocznie weszło im w nawyk. Wiejski i Piński też nie są żadnym zaskoczeniem. Ale dali się na to nabrać też „dziennikarze” TVN-u (Radomir Wit, Marcin Łuniewski), Radia Zet, Gazety Wyborczej (Wojciech Czuchnowski, zdobywca Grand Pressa, czyli należałoby sądzić, że chyba rzetelny?) i paru innych. Rzecz jasna, dał się nabrać również Bart Staszewski, ale jemu to chyba bez różnicy, bo wyspecjalizował się w kłamstwie. I właśnie wspomniana pani prokurator – Ewa Wrzosek.

Wnioski? Ale po co?

I jaki z tego morał płynie? Dla „dziennikarzy” pewnie żaden. Jestem niemal całkowicie przekonana, że jeżeli Stanowski zrobi podobny numer, to znowu się dadzą złapać na lep jak muchy. Bo oni nie myślą. Otrzymali materiał, który zgadzał się z ich linią narracyjną, otrzymali materiał, który mógł zniszczyć Kanał Zero (bo im z jakichś przyczyn zawadza) i nie pomyśleli ani pół sekundy, czy go faktycznie publikować dalej. Bo gdyby pomyśleli chociaż pół sekundy, to by zrezygnowali. Dlatego, że tam się nic nie zgadza. I tam pal sześć już daty, bo przecież wielkie tuzy dziennikarstwa polskiego nie będą sobie głowy zajmować choćby klikaniem i weryfikowaniem informacji. Ale dlatego, że Stanowski nie jest debilem. I jeśli faktycznie jego kanał na YT byłby tworzony pod dyktando Ziobry czy Kaczyńskiego, to nie ukazywałby tego przed swoimi pracownikami w sposób tak oczywisty. Nie, jeżeli faktycznie tak by było, to tematy drażliwe zrzucałby na odpowiednie osoby, a nie płaszczył się przed całą redakcją, że nie, bo zły Ziobro. To już było oczywiste, ale „dziennikarze” dali się rozsmarować po podłodze po raz kolejny. Bo może akurat teraz nam wyjdzie. Nie wyszło. O tym, że Stanowski lubi trollować było wiadomo od kiedy Najman dał mu się zrobić w jajo. Później akcja z Janoszek, która brutalnie zweryfikowała poziom dziennikarstwa w Polsce. Kilka miesięcy później twórca Kanału Zero publicznie upokorzył chociażby pana Głuchowskiego z Wyborczej, bezlitośnie punktując mu wszystkie kłamstwa, manipulacje i zwyczajną głupotę. Koledzy z GazWybu też nie chcieli się jednak nauczyć na błędach swojego kolegi. Teraz po prostu ich podsumował. Jaki z tego morał dla nas? To jedna z całego morza bredni, którą Stanowski wypunktował, a które są nam serwowane od lat. Pokazał jak na dłoni, że to nie profesjonaliści, a zwykła szarańcza, która zgnoi każdego, kto im nie po drodze. Im się nawet nie chciało zajrzeć na profil Kanału Zero, na którym były już materiały o Funduszu Sprawiedliwości. To powinna być – przede wszystkim – dla nas nauczka, że media głównego ścieku są kompletnie niewiarygodne, zakłamane i nie posiadające chociaż krztyny dziennikarskiej etyki. Tak wprawione w oszukiwaniu, że nawet kiedy ktoś im ich kłamstwa wypomni, idą w swoim cynizmie w zaparte. Tak też było w tym przypadku. Kiedy Stanowski ich zdemaskował, zaczęli się wić jak piskorz, że wcale nie, nieprawda i w dalszym ciągu Stanowski jest zły. Tylko wiecie, jak to teraz wygląda. Oni właśnie się poślizgnęli i wpadli w kupę gówna. I babrzą się w tym gównie, próbując przekonać nas, że wcale nie udowodniono im po raz kolejny, nawet nie tyle dziennikarskiej nierzetelności, co zwykłej propagandy. A my możemy tylko stać i patrzeć. I z jednej strony chciałoby się im dać po pysku za te lata kłamania i manipulacji, a z drugiej nie wypada, bo nie kopie się leżącego. Można tylko napluć, ale po co, skoro oni i tak toną po uszy w gównie?

M.

P.S.: Najlepsze jest to, że Krzysztof Stanowski wcale nie udowodnił, że nie optuje za PiS-em. Udowodnił jedynie, że większa część dziennikarzy main-streamu to idioci. Ale nawet z tym się nasze pismaki pogodzić nie mogą. Bo jak nazwie się idiotę idiotą, to – nie wiadomo czemu – idiota będzie oburzony. I, gdyby faktycznie Stanowski chodził na smyczy Ziobry czy Kaczyńskiego, to takim zabiegiem odsunął od siebie wszystkie oskarżenia, bo cokolwiek napiszą teraz te dziennikarskie prymitywy, nie będzie już wiarygodne. Szach i mat.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Exit mobile version