Connect with us

Nawiasem Pisząc

Rozpędzona koalicja

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Co tam nowego słychać u naszych nowo rządzących? Oglądałam niedawno wywiad z Czarzastym, który cieszył się, że wspólnie tworzą formację wieloprogramową, więc jak to tak można mówić, że oni programu nie mają, a jedyne co ich łączy, to niechęć do PiSu. No niby OK, ale to są programy zupełnie niespójne. Jesteśmy za aborcją i jesteśmy przeciw aborcji. To już mamy dwa pomysły. Jesteśmy za związkami partnerskimi, ale jesteśmy też przeciw. To już cztery. Damy kredyt 0%, dopłatę 600 zł do wynajmu mieszkania i 800 plus, ale tak w ogóle to nie dla rozdawnictwa i nic nie będziemy dawać – to już sześć. Jesteśmy za poprawą warunków pracy rolników, ale też będziemy walczyć o klimat, nawet jeśli ta walka w konsekwencji miałaby oznaczać olbrzymi wrzód na rolniczych tyłkach – czyli już osiem. A ile razy Tusk i jego partia zmieniała zdanie w sprawie nielegalnych imigrantów! To już chyba trzy kolejne. Tak można bez końca wymieniać. Ale ze wszystkich pomysłów nowej koalicji, które mi się nie spinają, jeden nie spina mi się najbardziej. Wpisano do tych całych tuskowych konkretów (co wczoraj posłanki KO i Lewicy radośnie świętowały na TT/X, kompletnie zapominając, że trzeba je jeszcze przegłosować, bo konkret jeszcze nie jest konkretem, tylko dlatego że Tusk tak powiedział) karę za mowę nienawiści wobec społeczności LGBT. Ja chciałabym się jeszcze dowiedzieć, jak zamierzają zdefiniować tę mowe nienawiści – czy będzie się ograniczała tylko do słów powszechnie uznawane za obelżywe, jak np. nazwa pewnej części od roweru, czy może w pasiak będzie już można pójść za stwierdzenie, że sposób walki o swoje prawa przez to środowisko jest nieakceptowalny albo że na przykład nie zgadzamy się na adopcję dzieci przez takie pary. Bo coś mam wrażenie, że mało konkretny ten konkret Platformy. Jednocześnie, jak wczoraj pisałam, utworzono ten zespół ds. polityki migracyjnej, na którym będzie się debatować o tym, jak pomóc naszym niedoszłym gościom i utrudnić pracę Straży Granicznej. To są dla mnie takie pierwsze przesłanki, świadczące o tym, żeby Polska ostatecznie się zgodzi na przyjmowanie uchodźców, wszystkich jak leci. Donald już się przyzwyczaił, że po swoich wyborcach może się spodziewać wszystkiego, ale nie tego, że kiedykolwiek zwątpią w jego potęgę, albo że będą pamiętali jego kłams… przepraszam, przenośnie. Nikt im jeszcze nie powiedział, że to się nie dodaje? Że im więcej ich tu wpuszczą, tym głębiej homoseksualiści się schowają do swoich szaf i nie będą chcieli ich opuścić nie w obawie nie przed wstrętnymi, polskimi homofobami, którzy na nich nienawistnie łypią okiem na ulicy, ale przed całą masą nowych przybyszów, którzy radośnie zabiorą się za ubogacanie kulturowe. Ubogacanie kulturowe homoseksualistów po islamsku wygląda tak, że zrzuca się ich z dużych wysokości, ale myślę, że islamiści są bardzo otwartymi ludźmi i mogą ostatecznie ubogacać w inny sposób. Całkiem niedawno widziałam krótkie nagranie z propalestyńskiej manifestacji, na której jakiś lewak próbował przekonać jej uczestniczki, pochodzące z krajów Bliskiego Wschodu, że ok, Palestynę już załatwiliśmy, ale możemy jeszcze poprotestować o prawa osób transseksualnych, bo niektórzy bardzo nietolerancyjni ludzie mówią, że dziewczynka nie może być chłopcem, ani na odwrót. Jak zareagowały, nie muszę Wam chyba tłumaczyć, i niepocieszony aktywista musiał szukać zrozumienia gdzie indziej. Przy okazji pogubiłam się trochę, kogo ci najbardziej radykalni lewacy wspierają w izraelsko-palestyńskim konflikcie, bo mam wrażenie, że chcieliby wesprzeć oba kraje, najlepiej zaprosić ich tutaj na wspólne świętowanie tolerancji, a potem zobaczyć, co z tego wyjdzie.

Wolne media

Ale są oczywiście sprawy, które koalicjantów z naszego przyszłego rządu łączą. Na przykład, żeby TVP przestało kochać Kaczyńskiego, a znowu zaczęło kochać Tuska. Oczywiście, zasłaniali się pięknymi hasłami, żeby TVP znowu była publiczna, a nie rządowa, ale mam przykrą informację. TV publiczna zawsze będzie rządowa i naprawdę nie chce mi się wierzyć, żeby Tusk nie wykorzystał swoich wpływów i nie zmontował TVP, żeby mu to grało i buczało, jak w TVN. Żeby mu tam wszyscy spijali z dzióbka i żeby głosili dokładnie ten sam przekaz, jaki sobie życzy. To jest akurat człowiek, który brzydzi się jakąkolwiek krytyką swojej świętej osoby w mediach, ma wręcz na nią alergię, dlatego np. nie wpuścił przedstawicieli TVP ani TV Republiki na jego wieczór wyborczy, bo co tu nam będą pisowcy bruździć. Dlatego taka była reakcja władz na publikacje nagrań z restauracji „Sowa i przyjaciele” w magazynie WPROST czy na stronę internetową „Antykomor”. Kibicom też usiłował gęby pozamykać. Dla przykładu – wczoraj na salę sejmową przyszła Aleksandra Gajewska ze swoim synem. I spoko, mnie to ani nie chłodzi, ani nie grzeje. Domyślam się, że to była przede wszystkim promocja siebie jako dobrej matki, bo nie chce mi się wierzyć, żeby posłanka nie dała rady załatwić opiekunki na kilka godzin. I trochę zapomniało jej się, że są tak bardzo za równością, bo jednak większość Polaków nie może sobie z dzieckiem przyjść do pracy, obojętnie jakiej awaryjnej sytuacji by nie mieli. Ale może równość nie wyklucza równiejszości. W każdym razie nie oburzyło mnie to jakoś szczególnie, jedyne moje obawy, dotyczyły tego, jakie wartości będzie dziecko czerpać z tej krótkiej wizyty u ludzi, którzy od dawna robią z tego sejmu cyrk. Kłótliwość? Chamstwo? Brak umiejętności poważnej dyskusji? Głupotę? To miało akurat jak w banku. Ja bym wolała takiego berbecia do ZOO zabrać, tam jest jednak większa kultura. W każdym razie jedna z pań posłanek rzuciła się – znowu na WPROST – za szkalowanie i nękanie biednej Gajewskiej, domagając się publikacji imienia i nazwiska autora tego tekstu. Pewnie po to, żeby też rozliczać. Tyle że sam artykuł nie wyglądał mi, ani na złośliwy, ani tym bardziej szkalujący. Ot, napisano, że pani taka i taka przyszła do Sejmu z kilkuletnim chłopcem i że internauci są podzieleni, bo niektórzy chwalili za to młodą mamę, a inni ją ganili, że to jednak nie miejsce dla takich małych dzieci. Tyle szkalowania. Ale że politycy PO są przeczuleni na złośliwe, pisowskie media i głupie pytanie o Zgromadzenie Narodowe uważają za tendencyjne i mające za zadanie ośmieszyć rozmówce, tylko dlatego, że był z PO, to już pisałam. Nic nowego, to po prostu kolejny taki przykład.

Wolne sądy

I rzecz jasna, łączy ich jeszcze kolejna sprawa. PRAWORZĄDNOŚĆ. Oni wszyscy ją kochają, wspierają i walczą o nią. Dlatego na przykład do KRS wcisnęli tylko swoich kandydatów – w tym między innymi Annę Marię Żukowską, co nie wiem, czy jest bardziej śmieszne, czy tragiczne. I uwalili im wicemarszałka. To oczywiście, zgodne z literą prawa było. Dodatkowo już sobie wykombinowali, jak to uwalić ten nielubiany przez nich wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Nie damy rady ustawą? To spróbujmy uchwałą. Najlepiej uznajmy, że wszyscy członkowie TK byli tam przez pomyłkę i unieważnijmy ich wyroki. A że to samo w sobie nie brzmi jako przestrzeganie prawa konstytucyjnego, tylko szukanie możliwości, żeby je uwalić, to już spoko. Niedługo wszystkie główne media w Polsce będą w naszych rękach, więc Polacy się nie dowiedzą. Nie będziemy im przecież humorów psuć, i tak są niezadowoleni, że tych obietnic, co tam kiedyś mówiliśmy, nie da rady spełnić przez PiS. Zamiast tego będą mieli aborcję. Na NFZ. Gdzie termin oczekiwania to od roku do dwóch lat, ale wciśniemy im tam jeszcze aborcję jak kolanem do walizki, na **uj będziemy kombinować, żeby to sprawniej działało. Zgodnie zresztą z ideą praworządności wcisnęli do Sejmu Romana Giertycha, który przed polskim prawem spierdzielił do Włoch, bo prawdopodobnie jest umoczony, ale teraz dostanie immunitet, więc co za problem? Ma immunitet, więc jest niewinny. I który w trakcie kampanii bawił się w swoistą turystykę wyborczą. I ja wiem, że samo w sobie nie jest to nielegalne. Sama skorzystałam z tej możliwości na wybory prezydenckie w 2015 roku, bo akurat jechałam do Gdańska. Ale jak polski kandydat do Sejmu namawia wyborców, żeby jechali specjalnie do Radomia i tam oddali na niego głos, to chyba coś jest jednak nie w porządku? W imię praworządności postawili zarzuty profesorowi Roszkowskiemu, autorowi podręcznika „Historia i Teraźniejszość”, że szkaluje dzieci z in vitro. I to nieważne, że w tym bulwersującym fragmencie zarzut nie padał w stronę dzieci z in vitro, ale wobec handlu dziećmi. Zgadzam się z opiniami, że ten podręcznik był opiniotwórczy, a niektórzy powiedzą, że indoktrynujący. Zgadzam się również z tymi, że przedmiot HiT był bardzo potrzebny w polskiej edukacji, co wnioskuję po swoim przykładzie, dlatego ten podręcznik należało napisać tak, żeby nikt nie mógł mieć do niego jakichkolwiek zastrzeżeń. Ale jednocześnie słyszę, że sędzią w procesie Roszkowskiego ma być Waldemar Żurek, chociaż nie wiem, na ile ta informacja jest potwierdzona, co od razu zastrzegam. A pan Żurek to ten, który domagał się odszkodowania od państwa polskiego, bo PiS tak go wpieniał, że sobie zęby uszkodził, kiedy je zaciskał w bezmyślnej złości. Sami widzicie, że z poważnymi ludźmi raczej do czynienia nie mamy. Zresztą rządy PO to dalsze dowolne traktowanie prawa przez tzw. sędziów Iusticii. Będzie pewnie gorzej niż było. Wreszcie dalsze działanie w imię praworządności to zwolnienie z aresztu Włodzimierza Karpińskiego, który od paru miesięcy tam przebywał w sprawie zarzutów o korupcję. I który z tego aresztu nie mógł wyjść ze względu na wysokie ryzyko matactwa. Ale Szymek już mu to załatwił i teraz Karpiński będzie mógł się chować za immunitetem europarlamentarzysty. Doktryna Neumanna jeszcze działa, Tusk jej uroczyście nie unieważniał przecież. Zresztą – również w imię praworządności – KO już załatwiło, żeby nikt mu tam specjalnie nie patrzył na ręce i go nie stresował, dlatego odebrano – z pomocą UE – immunitety czterem posłom Zjednoczonej Prawicy, bo pięć lat temu polubili LEGALNY spot wyborczy własnej partii. Zgodnie z literą prawa sprawę zaklepała jedna z sędziów – a jakże! – Iusticii, a że donosy pisał człowiek, który przed prawomocnym wyrokiem spierdzielił do Norwegii to przecież w ogóle nie ma znaczenia. Praworządność, złotko.

Wolna SB-ecja

I jest jeszcze jedna sprawa, która ich łączy. Marzą o przywróceniu wysokiej emerytury byłym agentom SB, bo przecież pamiętamy ich lamenty, kiedy je odebrano, prawda? Trzeba wynagrodzić takie komunistyczne szuje za to, że odpowiednio głośno krzyczały wulgaryzmy w stronę PiSu i zapowiadały, że teraz to dopiero komuna będzie. I że te ścieżki zdrowia to może i tam były, ale to kulturalnie wszystko załatwione, a nie jak chce teraz PiS. Zresztą trudno się dziwić takiemu podejściu, wszak do Sejmu z KO startował inny nieosądzony sługus SB-ecji, Bogusław Wołoszański, a jemu też się przecież coś należy za to, że będzie głosował z duchem praworządności. I tylko jedną nadzieję można mieć na przyszłość. Portal Brussels Signal ćwierka na TT/X, że Tusk już zapowiedział swoim sojusznikom, że popremieruje jeszcze w sumie rok, bo potem spada do Europy, bo mu tam stanowisko obiecywali. Wcale bym się nie zdziwiła. Pozostaje mieć nadzieję, że znowu zostawi tę swoją Platformę w takich rękach, że im ją na kolejne lata od środka rozmontują. Inaczej mamy przerąbane.

Platforma Obywatelska. Żeby żyło się lepiej. Naszym.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Nowy Czeczko? Nie do końca…

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Chciałabym napisać, że mamy kolejnego Emila Czeczkę. Że znowu jakiś odklejeniec zwiał na Białoruś, że pewnie Białorusini zrobią z nim porządek, ale w sumie żadnych większych konsekwencji jako państwo nie będziemy mieli. Że w sumie nic wielkiego się nie stało, bo co może się wydarzyć, jeśli komuś się wydaje, że w Polsce reżim jest gorszy, niż na Białorusi, więc pojechał się przekonać. Ale nie mogę. Bo Tomasz Szmydt nie jest Emilem Czeczką. Czeczko był zwykłym żołnierzem, który mało o czym wiedział, mało o czym słyszał i mało o czym miał pojęcie – i nie mówię tu o jego wiedzy jako takiej, ale tej, która w niepowołanych rękach mogłaby mieć dla nas fatalny skutek. Chcę też napisać, że szanuję polskich żołnierzy, obojętnie w jakim stopniu sprawują swoją funkcję – ale akurat nie tych, którym się wydaje, że w Polsce jest dramat, zamordyzm i mordowanie obywateli, a u Łupaszenki to kraj mlekiem i miodem płynący. No, ale panu Emilowi Białorusini bardzo szybko podziękowali.

Sędzia sprawiedliwy i nieustępliwy

Ze Szmydtem sprawa jest już jednak dużo poważniejsza. Bo facet był sędzią. I to nie takim, który rozstrzyga, który sąsiad podszedł do płotu – jako że i tamten podszedł – i drugiemu szybę wybił (znowu – z całym szacunkiem, ale to też po prostu nie są informacje, które mogłyby wyrządzić nam jakąś większą szkodę), ale takim, który miał dostęp do wiadomości najbardziej tajnych i najbardziej wrażliwych. Podobno „ściśle tajnych”. I sobie wziął te wszystkie informacje i zwiał na Białoruś. I tymi danymi zapewne hojnie obdaruje Łupaszenkę (za gościnne przyjęcie, wszak wódkę ponoć nawet dostał), a tym samym i Putina. A co oni raczą z tym zrobić? Bóg jeden wie, ale chyba raczej nic takiego z czego my, jako państwo, moglibyśmy być zadowoleni. Obawiam się, że wręcz przeciwnie. Nikt nie wie, do jakich informacji Szmydt uzyskał dostęp. Nikt nie wie, ile z nich już sprzedał, nikt nie wie, ile ma jeszcze w zanadrzu i nikt nie wie, od kiedy zaczął kapować. Tak naprawdę nikt nie wie nic. Co najgorsze – nikt nie ma bladego pojęcia, jak go ściągnąć z powrotem. Facet zwiał nam sprzed nosa – podobnie jak Roman do Włoch, Gaweł do Norwegii czy Sebastian M. do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. W żadnym z tych przypadków polskie służby nie są w stanie zrobić dosłownie nic, ci ludzie uniknęli odpowiedzialności. Jeden z nich zdążył już wrócić w pełni chwały i zaczął zaprowadzać sprawiedliwość nad złymi ludźmi, którzy chcieli go skazać (i nad paroma innymi przy okazji też), a co my robimy? Dywagujemy nad tym, czy pan Tomasz był bardziej propisowski czy prokoalicyjny. Bo to jest rzeczywiście najważniejsze w tym momencie. Wiszą nad nami Bóg wie, jakie konsekwencje z tego tytułu, ale nasi politycy muszą to wykorzystać, żeby udowodnić, że ta druga strona jest gorsza.

Wypominanie prorosyjskości

Nie jest wiedzą chyba tajemną, że PiS jest antyrosyjski do granic możliwości. Do przesady wręcz. Po katastrofie smoleńskiej od razu wiedzieli, kto za nią stoi i nie omieszkali poinformować o tym wszystkich. I przypominać na każdym kroku. Niestety, kiedy przyszło do okazywania dowodów, to niewiele z tego wyniknęło, ot po prostu słali jakieś „druzgocące” raporty na podstawie zabaw z parówkami i helem. I nie chcę tutaj mówić, że wiem od początku do końca, co się wydarzyło nad Smoleńskiem – po prostu uważam, że ani jedna, ani druga strona nie stanęła na wysokości zadania, żeby tę tragedię wyjaśnić i że obie – tak, jak w tym przypadku – wykorzystały ją, żeby obrzucić się wzajemnie gównem. Bo trzeba znać priorytety. Z kolei Platformę pamiętamy z tzw. „resetu” i znamiennych słów dwóch jej czołowych polityków o Putinie. Tusk, na wieść o tym, że któreś z rosyjskich, proputinowskich mediów nazwało go „naszym człowiekiem w Warszawie”, odparł, że Putina spokojnie można określić jako „naszego człowieka w Moskwie”, a pan Radosław Sikorski stwierdził, że „Rosja nie jest naszym wrogiem, a Putin to nie Stalin – jeśli morduje to detalicznie, a nie hurtowo” – więc jak rozumiem, wszystko spoko. Bo detalicznie można, ale hurtowo już nie. Ale naprawdę w tej konkretnej sytuacji nie jest ważne, która partia była bliżej ze Szmydtem, a która dalej. I na pewno nie to, która lepiej na tym całym incydencie politycznie najlepiej wyjdzie. Chociaż – wielu ludzi to podłapało i radośnie głosi w Internecie, że Szmydt to był bliżej do tamtych, niż do naszych.

Konsekwencje – nie dla wszystkich

Najważniejsze jest dobro państwa i to, czy i w jaki sposób wiedza, którą teraz pan sędzia dzieli się z Łupaszenką (a pewnie dzielił od dawna) jest dla nas zagrożeniem. Bo cholera wie, kogo znał ten facet. Cholera wie, z kim rozmawiał i o czyich słabościach wiedział. Przecież sąd stoi praktycznie ponad prawem – co pokazuje sprawa małego Kamila z Częstochowy, gdzie wszystkie osoby dalej spokojnie sprawują swój urząd, mimo że nie zrobiły nic, by ratować tego chłopca. Nie chciało im się nawet porządnie wykonywać swoich obowiązków. Było dziecko, nie ma dziecka, a kto jest winny? Tylko bezpośredni zabójca, ewentualnie jego matka, ale już nie ci, którzy tego biednego chłopca wrzucili dosłownie w paszczę lwa. Poprawność polityczna? Solidarność jajników? Zostawmy już to, i tak prawdy nie dojdziemy. Niby toczy się w tej sprawie jakieś śledztwo, niby zbierają dowody, ale dobrze wiemy, jak będzie. Wracając do głównego wątku – obawiam się, że pan Szmydt może mieć haki na niektóre wysoko postawione osoby w państwie, które potem Rosja z Białorusią radośnie wykorzystają. Nie mam pojęcia na kogo i na jaką skalę, bo to wiedza ściśle tajna, przynajmniej dla nas. Martwię się, że dla Putina i Łukaszenki już nie za bardzo. I teraz wyobraźmy sobie, że tych dwóch dżentelmenów posiadło wiedzę, że któraś z wysoko postawionych osób w Polsce ma tam coś za uszami (w sumie – kto nie ma?) i zacznie taką osobę szantażować, że powiedzą to i to, jeśli ta nie zrobi tego i tego. Nie wierzę, że wśród tych ludzi wielu będzie takich, którzy twardo powiedzą, że „trudno, róbcie, co chcecie, ja polskiej racji stanu zdradzał nie będę”.

Szwajcarski ser

Im na wyższego konia wskoczysz, tym boleśniej zderzysz się z ziemią. I ci ludzie doskonale o tym wiedzą, ale w tym momencie wolą wrzucać gówno do wentylatora i nadstawiać go w stronę przeciwników. A jak dalekie ci ludzie mają kompetencje i co są w stanie zrobić, żeby ich własne szambo nie wybiło – wolę sobie nie wyobrażać. Polskie służby są jak szwajcarski ser – tą dziurą im jeden czmychnie, tamtą drugi, a potem można tylko rozłożyć ręce i powiedzieć, że kurde, w sumie to szkoda. I że do kolejnych takich sytuacji na pewno dochodzić nie będzie. Na mur beton. A nam pozostaje wzruszyć ramionami i uwierzyć, że jak mówią, że nie będzie to nie będzie. Bo co nas złego może spotkać, jesteśmy w NATO, więc jesteśmy mocarni. A to, że jakieś super tajne sprawy państwowe prawdopodobnie są teraz omawiane przy wódce z Łukaszenką, to już pal sześć. To oni są winni, a nie my, a jeśli będzie groźba, że to nam może coś zaszkodzić, to się będziemy martwić. Najwyżej zrobi się drugi reset. A interesy państwa czy dobro naszych obywateli są nieważne. Umówmy się, większość tych wysoko postawionych ludzi ma je w głębokim poważaniu. Jeżeli będzie ryzyko, że spadną z konika – bez skrupułów zrzucą kogoś innego, ale na razie jest najlepszy czas na to, żeby nawalać w przeciwnika politycznego. Bo jakoś to będzie. Dla nich, być może dla nas nie?

Ogłupiony polski naród

A my radośnie tańczymy, jak oni nam grają. Bo to PiS, a nie PO (albo na odwrót). I z miłą chęcią przystępujemy do tej politycznej wojenki, bo tak się już daliśmy spolaryzować przez te dwie partie, że wszystko inne mamy w pompie. Przyznaję, nie jestem bez winy, tez się w to dałam wciągnąć (chociaż bardziej pod względem postępowości vs konserwatywności, niż w tę wojenkę polityczną). Pan Szmydt zrobił sobie zdjęcie z człowiekiem z PiS-u – oho, mamy powiązanie! Podał rękę człowiekowi z PO – no to ich ugotujemy. A jakie poniesiemy konsekwencje – jako państwo – tego, że zdrajca i szpieg pije sobie teraz gdzieś na Białorusi wódeczkę z ludźmi, którzy mają możliwości nam też nasz spolaryzowany grajdołek zburzyć? Oj tam, oj tam. I najgorsze jest to, że to jest racja. Jesteśmy w tym momencie kompletnie bezradni. Bo jak my mamy tego człowieka odbić?! Chyba tylko najeżdżając na Białoruś, ale wszyscy wiemy, jakie byłyby tego konsekwencje. Możemy więc tylko siedzieć z założonymi rękami i czekać, co wyskoczy. Ale do tej pory jakoś to było. Zwiał Roman Giertych – ale w sumie nic mu nie udowodniono, więc luz. Pani Magdalena Adamowicz nie stawia się na kolejne wezwania prokuratury – no przecież jest chora! Rafał Gaweł robi w Norwegii za wielce rodzinnego geja, który uciekł przed polskim reżimem – trudno, może tylko pluć na Polskę, ale do tej pory nam to nie przeszkadzało, prawda? Sebastian M. spalił całą rodzinę żywcem – szkoda, że nic mu już nie zrobimy, ale prawo to prawo. Co prawda, Romek wrócił i może robić, co mu się żywnie podoba (bo ma immunitet), a pan Szmydt pije sobie wódeczkę z prezydentem Białorusi (pewnie po to, żeby się zrobił bardziej wylewny), ale… jakoś to będzie, prawda?

Zawsze jakoś było.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

O kilka kieliszków za dużo?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Ja naprawdę wiele jestem w stanie zrozumieć. Naprawdę – wiele. Że majówka, że dożynki, że imieniny i Bóg jeden wie, co jeszcze. Czasem się człowiek przecież zabawić musi. Józefa było. Albo Stefana. Grzegorza, Moniki czy innej Krystyny. Może nawet Marcina – chociaż to akurat w listopadzie chyba. W każdym razie człowiek ma naprawdę dużo okazji, żeby się towarzysko poudzielać. Może nawet codziennie – ale czy wypada, jeśli wraz z zabawą idą napoje wysokoprocentowe? I nie chodzi mi tu akurat o mleko.

Słaba głowa, słaby sprzęt…?

Pan Kierwiński postanowił świętować Dzień Strażaka wyjątkowo hucznie. Do tego stopnia, że przyszedł wygłosić oświadczenie z tej okazji w stanie nie do końca trzeźwym, co nie umknęło uwadze innych ludzi. Ale stanowisko jest jasne – to wcale, pod żadnym względem i absolutnie nie było tak, że on tam wszedł na scenę na****ny jak meserszmit, nigdy w życiu. No fucking way! To w ogóle są niedorzeczne podejrzenia, po prostu mieliśmy awarię sprzętu nagłaśniającego. I tylko przez to facet nie potrafił się wysłowić. Nic to, że słychać było wyraźnie, że pan Marcin zwyczajnie bełkocze. Że niektóre słowa przeciąga nie wiadomo jak długo, a innych nie jest w stanie skończyć. To była tylko i wyłącznie awaria, a nie, że szefowi MSWiA się za bardzo chlupnęło poprzedniego dnia – albo nawet tego samego. Nam pozostaje w to tylko uwierzyć. Nieszczęścia chodzą po ludziach. Już kiedyś Aleksandra Kwaśniewskiego dotknęła choroba filipińska. I kim my jesteśmy, żeby wątpić w jego słowa? Jak powiedział, tak było. Wtedy była choroba filipińska, a nie alkohol, a teraz jest awaria sprzętu nagłaśniającego. I nawet z tym, szary człowieczku, nie dyskutuj, bo pozwy pójdą. Awaria to awaria, a jeśli Ci po głowie chodzą inne myśli, to my to spokojnie, pokojowo i sądownie załatwimy – tak, żebyś myślał prawidłowo.

Niegodne działania pisowskiej Targowicy

Pan Marcin wspomniał również, że nie będzie się poddawać badaniom pod kątem stanu przeduradarowego, ponieważ część jego wyborców – nie mogąc uwierzyć, w to co słyszą – martwiło się, że może to kwestie zdrowotne, bo wiadomo przecież, że tak światły człowiek jak pan Kierwiński do kieliszka nie zagląda, a już na pewno nie wtedy, kiedy następnego dnia ma wygłosić przemówienie. Nie, nie zamierzam, bo wszystko jest w jak najlepszym porządku. Proszę mi wierzyć. Tak jak powiedziałem, był straszny pogłos z głośnika, który był niedaleko. Więc bardzo słabo słyszałem, nie wiem, czy to była też kwestia jakiegoś sprzęgnięcia mikrofonów. Zdarza się. Nie ma to nic wspólnego ze stanem zdrowia, aczkolwiek dziękuję za troskę, wszystko jest w porządku – tłumaczył – Różne komentarze były, także polityków z polskiego życia publicznego, którzy chluby mu raczej nie przynoszą. Raczej nadinterpretują tutaj fakty lub starają się uprawiać taką brudną walkę polityczną. Jak rozumiem mają coś, do czego mogą się przyczepić, ale te insynuacje są naprawdę niegodne. Jeżeli ktoś chce wykorzystywać to święto do swojej brudnej polityki, to sam sobie wystawia świadectwo. No i spoko, jasna sprawa. Tylko czy takie samo świadectwo wystawił sobie Roman Giertych, który od razu znalazł winnego całego zajścia?

To nie my, to PiS!

Tak tylko pytam, bo Romek pisał coś o pisowskiej targowicy i chciałabym wiedzieć czy tekst: Nazwisko dźwiękowca, który obsługiwał dzisiaj najbardziej chciałbym poznać. #PiStoTargowica nie jest przykładem wykorzystywania tego smutnego incydentu do uprawiania brudnej polityki? Mam wątpliwości, bo skoro pytania zwykłych ludzi, czy poseł Kierwiński na pewno był w pełni sił podczas swojego przemówienia, są przejawem brudnej polityki, to czym innym jest sugestia, że ktoś z PiS-u (a być może sam Kaczyński!) przełączał po kryjomu różne kabelki, żeby pan Marcin brzmiał tak jak brzmiał? W każdym razie, pan Giertych otrzymał odpowiedzi, że odpowiedzialnymi za całą tą sytuację mogą być Jack Daniels albo Johnny Walker. Śledztwo trwa! Poszukiwani się nie wywiną, nie ma bata. Niech no tylko pan Roman pozna miejsce przebywania obu żartownisiów, to im da do wiwatu. Podpowiadam, że poszukiwania można by było zacząć od jakichś sklepów monopolowych.

Choroba przenoszona drogą kropelkową

Pan Kierwiński postanowił jednak opublikować na swoim Twitterze dowody na to, że podczas swojego przemówienia był trzeźwy jak świnia i przedstawił wyniki badania alkomatem. Trochę wyglądają, jakby czternastolatek usiłował na szybko przepisać pracę domową, bo mogliśmy w nich przeczytać:

Policja: Kierwiński

Nazwisko badanego: Marcin

Imię badanego: 22.08.1976 r.

No, spoko, bardzo wiarygodne. Nie pozostawia już żadnych wątpliwości. Ja podejrzewam, że jak pan Kierwiński chuchnął, to od razu wzięło też policjanta, który miał wykonywać te badania i stąd te nieprawidłowości, ale na 100% jest tak, że pod hasłem „Policja” należy wpisać nazwisko, pod hasłem „Nazwisko” swoje imię, a pod imieniem datę urodzenia.

Albo to, albo poseł Kierwiński faktycznie przez kilka godzin przed wystąpieniem nie wylewał za kołnierz. I przypadkowo policjant, który wykonywał badania również. Ale w to żaden z nas nigdy nie uwierzy, prawda?

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Bezgraniczna tolerancja odebrała Polakowi życie?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Pewnie słyszeliście, że 39-latek polskiego pochodzenia zginął tragicznie w Szwecji. Mikael Janicki został zastrzelony przez młodociany gang, prawdopodobnie narkotykowy. Tej informacji w polskich mediach się nie unika. Przypadkowo jednak pomija się kwestię, kim są w zdecydowanej większości są członkowie tego gangu. Pewnie Szwedzi, bo gang ze Szwecji, prawda? Otóż właśnie nieprawda.

Europejczycy z Bliskiego Wschodu

Szwedzka policja aresztowała dwie osoby zamieszane w tę sprawę. To byli nastolatkowie – Yassim Z. i Nassim B. Imiona mało szwedzkie, prawda? Wygląd też raczej nie wskazuje na rdzennych Europejczyków. Obaj odmawiają jakichkolwiek zeznań. Nie wiemy więc, kto nacisnął za spust – być może jeden z nich, ale prawdopodobnie była to grupa trzech-czterech mężczyzn i bezpośredni sprawca zdążył uciec. Jeżeli ktoś z Was ma jakiekolwiek aktualniejsze wieści, bardzo proszę o komentarz – dołączę ją do tekstu. Wygląda na to, że sporą część gangu, którego członkowie zdecydowali się strzelić Polakowi w głowę, stanowią Libańczycy i Syryjczycy. Mamy kolejną przesłankę ku temu, żeby twierdzić, że to niekontrolowana imigracja stanowi główną przyczynę wzrostu przestępczości w Szwecji. Ciężko mi zrozumieć, dlaczego niektórzy są tak zamknięci na prawdę. Janicki zginął w dzielnicy o nazwie Skorholmen, która – delikatnie pisząc – nie należy do najbezpieczniejszych. Piotr Zychowicz wspominał wypowiedź mieszkanki tego osiedla (też o polskich korzeniach), która potwierdziła, że dzieje się tam źle. I że ma takie myśli, że równie dobrze, to ona mogła stracić życie z rąk młodocianych gangsterów.

Ofiara w imię bezpiecznej Szwecji

Mikael Janicki słynął z bardzo obywatelskiej postawy. Wielokrotnie informował policję o łamaniu prawa przez gangi młodocianych. Tego nieszczęśliwego dnia miał zwrócić uwagę grupce młodych mężczyzn, wywiązała się sprzeczka, po której padł strzał. Nie wiadomo, co było konkretnym powodem, być może Janicki zauważył, że handlują narkotykami. Raczej na pewno nie zaczepiał ich bez powodu. Żona zabitego opowiadała, że mąż wielokrotnie mówił jej, że chciałby, aby ich syn wychowywał się w bezpiecznym miejscu. Syn, z którym szedł wtedy na basen i który był świadkiem zabójstwa własnego ojca. Chłopak ma dwanaście lat. Trauma na całe życie. Ale znowu – nigdzie nie znalazłam info o jego zeznaniach. Bardzo możliwe, że dzieciak zwyczajnie jest w szoku, a może po prostu policja nie udostępnia większości informacji dla dobra śledztwa. Trzeba czekać. Oczywiście, Szwedzi są zszokowani brutalnością i bezsensownością tej zbrodni, ale chyba już powinni się przyzwyczaić do takich i innych przestępstw. Praktycznie co chwilę słyszy się o zbiorowych gwałtach, morderstwach czy pobiciach właśnie w Szwecji. Chociaż oczywiście nie tylko tam – dziwnym trafem z podobnym problemem zmagają się na przykład Niemcy i Francuzi. Widzimy tu pewien wspólny mianownik, ale oczywiście nie jest to wina niekontrolowanej imigracji. Broń Boże. Ot, po prostu, dzieje się i nikt nie wie, dlaczego.

Bezradność rządzących

W Szwecji rządzi Umiarkowana Partia Koalicyjna, która określa się jako liberalno-konserwatywna i jest krytyczna wobec przyjmowania nielegalnych uchodźców. Bardzo utrudnili możliwość uzyskania obywatelstwa i ograniczyła przypływ ludzi, zwłaszcza z Bliskiego Wschodu. Nie bardzo jednak mają pomysł, co zrobić z bezrobotnymi inżynierami i chirurgami, którzy nie mogą znaleźć pracy ze względu na wszechobecny rasizm, więc handlują narkotykami. I to będzie problem na wiele, wiele lat, bo to już jest kolejne pokolenie migrantów. Ze szwedzkimi obywatelstwami. I radź tu sobie, obywatelu, bo Twoje poprzednie rządy chciały być tolerancyjne i mieć dobre serduszka. Donald Tusk na szczęście zapowiedział, że Polska nie zgodzi się na przymusową relokację i nikogo przyjmować (czyli po prostu będziemy płacić, hurra…!), ale ja mam wątpliwości, czy się z tego cieszyć. Patrząc na prawdomówność premiera wolałabym chyba, żeby przekonywał, że ich przyjmiemy.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej