Connect with us

Nawiasem Pisząc

Rozpędzona koalicja

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Co tam nowego słychać u naszych nowo rządzących? Oglądałam niedawno wywiad z Czarzastym, który cieszył się, że wspólnie tworzą formację wieloprogramową, więc jak to tak można mówić, że oni programu nie mają, a jedyne co ich łączy, to niechęć do PiSu. No niby OK, ale to są programy zupełnie niespójne. Jesteśmy za aborcją i jesteśmy przeciw aborcji. To już mamy dwa pomysły. Jesteśmy za związkami partnerskimi, ale jesteśmy też przeciw. To już cztery. Damy kredyt 0%, dopłatę 600 zł do wynajmu mieszkania i 800 plus, ale tak w ogóle to nie dla rozdawnictwa i nic nie będziemy dawać – to już sześć. Jesteśmy za poprawą warunków pracy rolników, ale też będziemy walczyć o klimat, nawet jeśli ta walka w konsekwencji miałaby oznaczać olbrzymi wrzód na rolniczych tyłkach – czyli już osiem. A ile razy Tusk i jego partia zmieniała zdanie w sprawie nielegalnych imigrantów! To już chyba trzy kolejne. Tak można bez końca wymieniać. Ale ze wszystkich pomysłów nowej koalicji, które mi się nie spinają, jeden nie spina mi się najbardziej. Wpisano do tych całych tuskowych konkretów (co wczoraj posłanki KO i Lewicy radośnie świętowały na TT/X, kompletnie zapominając, że trzeba je jeszcze przegłosować, bo konkret jeszcze nie jest konkretem, tylko dlatego że Tusk tak powiedział) karę za mowę nienawiści wobec społeczności LGBT. Ja chciałabym się jeszcze dowiedzieć, jak zamierzają zdefiniować tę mowe nienawiści – czy będzie się ograniczała tylko do słów powszechnie uznawane za obelżywe, jak np. nazwa pewnej części od roweru, czy może w pasiak będzie już można pójść za stwierdzenie, że sposób walki o swoje prawa przez to środowisko jest nieakceptowalny albo że na przykład nie zgadzamy się na adopcję dzieci przez takie pary. Bo coś mam wrażenie, że mało konkretny ten konkret Platformy. Jednocześnie, jak wczoraj pisałam, utworzono ten zespół ds. polityki migracyjnej, na którym będzie się debatować o tym, jak pomóc naszym niedoszłym gościom i utrudnić pracę Straży Granicznej. To są dla mnie takie pierwsze przesłanki, świadczące o tym, żeby Polska ostatecznie się zgodzi na przyjmowanie uchodźców, wszystkich jak leci. Donald już się przyzwyczaił, że po swoich wyborcach może się spodziewać wszystkiego, ale nie tego, że kiedykolwiek zwątpią w jego potęgę, albo że będą pamiętali jego kłams… przepraszam, przenośnie. Nikt im jeszcze nie powiedział, że to się nie dodaje? Że im więcej ich tu wpuszczą, tym głębiej homoseksualiści się schowają do swoich szaf i nie będą chcieli ich opuścić nie w obawie nie przed wstrętnymi, polskimi homofobami, którzy na nich nienawistnie łypią okiem na ulicy, ale przed całą masą nowych przybyszów, którzy radośnie zabiorą się za ubogacanie kulturowe. Ubogacanie kulturowe homoseksualistów po islamsku wygląda tak, że zrzuca się ich z dużych wysokości, ale myślę, że islamiści są bardzo otwartymi ludźmi i mogą ostatecznie ubogacać w inny sposób. Całkiem niedawno widziałam krótkie nagranie z propalestyńskiej manifestacji, na której jakiś lewak próbował przekonać jej uczestniczki, pochodzące z krajów Bliskiego Wschodu, że ok, Palestynę już załatwiliśmy, ale możemy jeszcze poprotestować o prawa osób transseksualnych, bo niektórzy bardzo nietolerancyjni ludzie mówią, że dziewczynka nie może być chłopcem, ani na odwrót. Jak zareagowały, nie muszę Wam chyba tłumaczyć, i niepocieszony aktywista musiał szukać zrozumienia gdzie indziej. Przy okazji pogubiłam się trochę, kogo ci najbardziej radykalni lewacy wspierają w izraelsko-palestyńskim konflikcie, bo mam wrażenie, że chcieliby wesprzeć oba kraje, najlepiej zaprosić ich tutaj na wspólne świętowanie tolerancji, a potem zobaczyć, co z tego wyjdzie.

Wolne media

Ale są oczywiście sprawy, które koalicjantów z naszego przyszłego rządu łączą. Na przykład, żeby TVP przestało kochać Kaczyńskiego, a znowu zaczęło kochać Tuska. Oczywiście, zasłaniali się pięknymi hasłami, żeby TVP znowu była publiczna, a nie rządowa, ale mam przykrą informację. TV publiczna zawsze będzie rządowa i naprawdę nie chce mi się wierzyć, żeby Tusk nie wykorzystał swoich wpływów i nie zmontował TVP, żeby mu to grało i buczało, jak w TVN. Żeby mu tam wszyscy spijali z dzióbka i żeby głosili dokładnie ten sam przekaz, jaki sobie życzy. To jest akurat człowiek, który brzydzi się jakąkolwiek krytyką swojej świętej osoby w mediach, ma wręcz na nią alergię, dlatego np. nie wpuścił przedstawicieli TVP ani TV Republiki na jego wieczór wyborczy, bo co tu nam będą pisowcy bruździć. Dlatego taka była reakcja władz na publikacje nagrań z restauracji „Sowa i przyjaciele” w magazynie WPROST czy na stronę internetową „Antykomor”. Kibicom też usiłował gęby pozamykać. Dla przykładu – wczoraj na salę sejmową przyszła Aleksandra Gajewska ze swoim synem. I spoko, mnie to ani nie chłodzi, ani nie grzeje. Domyślam się, że to była przede wszystkim promocja siebie jako dobrej matki, bo nie chce mi się wierzyć, żeby posłanka nie dała rady załatwić opiekunki na kilka godzin. I trochę zapomniało jej się, że są tak bardzo za równością, bo jednak większość Polaków nie może sobie z dzieckiem przyjść do pracy, obojętnie jakiej awaryjnej sytuacji by nie mieli. Ale może równość nie wyklucza równiejszości. W każdym razie nie oburzyło mnie to jakoś szczególnie, jedyne moje obawy, dotyczyły tego, jakie wartości będzie dziecko czerpać z tej krótkiej wizyty u ludzi, którzy od dawna robią z tego sejmu cyrk. Kłótliwość? Chamstwo? Brak umiejętności poważnej dyskusji? Głupotę? To miało akurat jak w banku. Ja bym wolała takiego berbecia do ZOO zabrać, tam jest jednak większa kultura. W każdym razie jedna z pań posłanek rzuciła się – znowu na WPROST – za szkalowanie i nękanie biednej Gajewskiej, domagając się publikacji imienia i nazwiska autora tego tekstu. Pewnie po to, żeby też rozliczać. Tyle że sam artykuł nie wyglądał mi, ani na złośliwy, ani tym bardziej szkalujący. Ot, napisano, że pani taka i taka przyszła do Sejmu z kilkuletnim chłopcem i że internauci są podzieleni, bo niektórzy chwalili za to młodą mamę, a inni ją ganili, że to jednak nie miejsce dla takich małych dzieci. Tyle szkalowania. Ale że politycy PO są przeczuleni na złośliwe, pisowskie media i głupie pytanie o Zgromadzenie Narodowe uważają za tendencyjne i mające za zadanie ośmieszyć rozmówce, tylko dlatego, że był z PO, to już pisałam. Nic nowego, to po prostu kolejny taki przykład.

Wolne sądy

I rzecz jasna, łączy ich jeszcze kolejna sprawa. PRAWORZĄDNOŚĆ. Oni wszyscy ją kochają, wspierają i walczą o nią. Dlatego na przykład do KRS wcisnęli tylko swoich kandydatów – w tym między innymi Annę Marię Żukowską, co nie wiem, czy jest bardziej śmieszne, czy tragiczne. I uwalili im wicemarszałka. To oczywiście, zgodne z literą prawa było. Dodatkowo już sobie wykombinowali, jak to uwalić ten nielubiany przez nich wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Nie damy rady ustawą? To spróbujmy uchwałą. Najlepiej uznajmy, że wszyscy członkowie TK byli tam przez pomyłkę i unieważnijmy ich wyroki. A że to samo w sobie nie brzmi jako przestrzeganie prawa konstytucyjnego, tylko szukanie możliwości, żeby je uwalić, to już spoko. Niedługo wszystkie główne media w Polsce będą w naszych rękach, więc Polacy się nie dowiedzą. Nie będziemy im przecież humorów psuć, i tak są niezadowoleni, że tych obietnic, co tam kiedyś mówiliśmy, nie da rady spełnić przez PiS. Zamiast tego będą mieli aborcję. Na NFZ. Gdzie termin oczekiwania to od roku do dwóch lat, ale wciśniemy im tam jeszcze aborcję jak kolanem do walizki, na **uj będziemy kombinować, żeby to sprawniej działało. Zgodnie zresztą z ideą praworządności wcisnęli do Sejmu Romana Giertycha, który przed polskim prawem spierdzielił do Włoch, bo prawdopodobnie jest umoczony, ale teraz dostanie immunitet, więc co za problem? Ma immunitet, więc jest niewinny. I który w trakcie kampanii bawił się w swoistą turystykę wyborczą. I ja wiem, że samo w sobie nie jest to nielegalne. Sama skorzystałam z tej możliwości na wybory prezydenckie w 2015 roku, bo akurat jechałam do Gdańska. Ale jak polski kandydat do Sejmu namawia wyborców, żeby jechali specjalnie do Radomia i tam oddali na niego głos, to chyba coś jest jednak nie w porządku? W imię praworządności postawili zarzuty profesorowi Roszkowskiemu, autorowi podręcznika „Historia i Teraźniejszość”, że szkaluje dzieci z in vitro. I to nieważne, że w tym bulwersującym fragmencie zarzut nie padał w stronę dzieci z in vitro, ale wobec handlu dziećmi. Zgadzam się z opiniami, że ten podręcznik był opiniotwórczy, a niektórzy powiedzą, że indoktrynujący. Zgadzam się również z tymi, że przedmiot HiT był bardzo potrzebny w polskiej edukacji, co wnioskuję po swoim przykładzie, dlatego ten podręcznik należało napisać tak, żeby nikt nie mógł mieć do niego jakichkolwiek zastrzeżeń. Ale jednocześnie słyszę, że sędzią w procesie Roszkowskiego ma być Waldemar Żurek, chociaż nie wiem, na ile ta informacja jest potwierdzona, co od razu zastrzegam. A pan Żurek to ten, który domagał się odszkodowania od państwa polskiego, bo PiS tak go wpieniał, że sobie zęby uszkodził, kiedy je zaciskał w bezmyślnej złości. Sami widzicie, że z poważnymi ludźmi raczej do czynienia nie mamy. Zresztą rządy PO to dalsze dowolne traktowanie prawa przez tzw. sędziów Iusticii. Będzie pewnie gorzej niż było. Wreszcie dalsze działanie w imię praworządności to zwolnienie z aresztu Włodzimierza Karpińskiego, który od paru miesięcy tam przebywał w sprawie zarzutów o korupcję. I który z tego aresztu nie mógł wyjść ze względu na wysokie ryzyko matactwa. Ale Szymek już mu to załatwił i teraz Karpiński będzie mógł się chować za immunitetem europarlamentarzysty. Doktryna Neumanna jeszcze działa, Tusk jej uroczyście nie unieważniał przecież. Zresztą – również w imię praworządności – KO już załatwiło, żeby nikt mu tam specjalnie nie patrzył na ręce i go nie stresował, dlatego odebrano – z pomocą UE – immunitety czterem posłom Zjednoczonej Prawicy, bo pięć lat temu polubili LEGALNY spot wyborczy własnej partii. Zgodnie z literą prawa sprawę zaklepała jedna z sędziów – a jakże! – Iusticii, a że donosy pisał człowiek, który przed prawomocnym wyrokiem spierdzielił do Norwegii to przecież w ogóle nie ma znaczenia. Praworządność, złotko.

Wolna SB-ecja

I jest jeszcze jedna sprawa, która ich łączy. Marzą o przywróceniu wysokiej emerytury byłym agentom SB, bo przecież pamiętamy ich lamenty, kiedy je odebrano, prawda? Trzeba wynagrodzić takie komunistyczne szuje za to, że odpowiednio głośno krzyczały wulgaryzmy w stronę PiSu i zapowiadały, że teraz to dopiero komuna będzie. I że te ścieżki zdrowia to może i tam były, ale to kulturalnie wszystko załatwione, a nie jak chce teraz PiS. Zresztą trudno się dziwić takiemu podejściu, wszak do Sejmu z KO startował inny nieosądzony sługus SB-ecji, Bogusław Wołoszański, a jemu też się przecież coś należy za to, że będzie głosował z duchem praworządności. I tylko jedną nadzieję można mieć na przyszłość. Portal Brussels Signal ćwierka na TT/X, że Tusk już zapowiedział swoim sojusznikom, że popremieruje jeszcze w sumie rok, bo potem spada do Europy, bo mu tam stanowisko obiecywali. Wcale bym się nie zdziwiła. Pozostaje mieć nadzieję, że znowu zostawi tę swoją Platformę w takich rękach, że im ją na kolejne lata od środka rozmontują. Inaczej mamy przerąbane.

Platforma Obywatelska. Żeby żyło się lepiej. Naszym.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Podebatowego cyrku ciąg dalszy

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Jeszcze kurz po dwóch pseudo-debatach nie opadł, a już widzimy, że wszystkie strony próbują z nich cokolwiek jeszcze wycisnąć. Ciekawe jest to, że twardy elektorat KO uparcie twierdzi, że zwycięzcą debaty został… Rafał Trzaskowski. Według mnie, największym sukcesem tego pana jest fakt, że nie rozpłakał się i nie wybiegł z hali, bo mam wrażenie, że mało już mu brakowało. Swoją drogą, zastanawiam się, kiedy te najtwardsze elektoraty dwóch największych partii w Polsce przekształciły się w aż taki beton, ale to pewnie efekt wielu lat tłoczenia kłamstw, manipulacji i zwykłej propagandy ludziom do głów. Mnie się kiedyś też wydawało, że Tusk jest naszą jedyną szansą i w ogóle zbawcą narodu, ale nawet ja, kiedy widziałam, jak zbierał niesamowite cięgi od Aleksandra Kwaśniewskiego w debacie przedwyborczej w 2007 roku, przecierałam oczy ze zdziwienia, jak następnego dnia przeczytałam, że zwycięzcą debaty był Donald Tusk, a na potwierdzenie dorzucili opinie „ekspertów”, żeby przekonać niedowiarków, że tak w rzeczywistości było, Tusk wygrał zdecydowanie, a to, co wczoraj państwo widzieli tak naprawdę się nie wydarzyło. Jakiś czas później zaczęłam omijać TVN szerokim łukiem, a ci co postanowili oglądać tę stację dalej, to ci sami, którzy dzisiaj twierdzą, że debatę wygrał Trzaskowski i nawet nie jest im głupio wypisywać takie bzdury.

Trzaskowski zwyciężył jeszcze przed debatą

Ale OK, do tego, że każda partia ogłasza swojego kandydata zdecydowanym zwycięzcą każdej możliwej debaty (czy choćby telewizyjnej pyskówki), zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Zazwyczaj tuż po jej zakończeniu na wszystkich mediach społecznościowych pojawiają nam się publikacje wszystkich partii, że to właśnie ich kandydat, i żaden inny, zaorał konkurencję i jest BEZAPELACYJNYM zwycięzcą. Do tej pory jednak starali się chociaż z tymi zapewnieniami zaczekać aż do końca debaty – parę dni temu zaś posłowie KO ogłosili Rafała zwycięzcą jeszcze przed zakończeniem debaty. Prawdopodobnie dlatego, że debata trochę się opóźniła, bo łaskawie dopuścili innych kandydatów do głosu, więc wypadałoby dać im dojechać. W związku z powyższym debata odpowiednio się przedłużyła, natomiast poszczególni posłowie KO prawdopodobnie napisali sobie te posty na kilka godzin przed debatą, a potem zaplanowali ich opublikowanie na odpowiednią godzinę (bo przecież nie mogą napisać, że ich kandydat zebrał manto, prawda?), więc jakoś na pół godziny przed jej zakończeniem pojawiały się posty, że oto Rafał Trzaskowski wymiótł konkurencję. Kurczę, może gdyby zaczekali odrobinę dłużej (o ile w ogóle chciało im się ten cyrk oglądać, skoro swój partyjny obowiązek spełnili), zdecydowaliby się odrobinę edytować swój wpis. Na przykład na taki: „Mimo agresywnej postawy konkurencji, Rafał odpowiedział na wszystkie pytania”. Nie jest to do końca prawda, bo Trzaskowski starał się unikać jednoznacznych odpowiedzi, raczej kluczył i zmieniał temat, ale jak jeden kandydat otworzył usta, żeby mu zadać pytanie, to on je otwierał, żeby coś tam sobie pogadać, więc wyrozumiale i z dużą dozą ostrożności możemy to uznać za odpowiedzi. Jednak pisanie o bezapelacyjnym zwycięstwie… Mnie by było trochę wstyd, nawet gdybym była zacietrzewionym wyborcą Platformy.

Później było gorzej… zwłaszcza za kulisami

Ale rzeczy oczywiste przesuńmy na bok, skupmy się na kulisach tego cyrku, bo jest o czym pisać. Przede wszystkim należałoby się zastanowić, kto był tak naprawdę organizatorem debaty Trzaskowskiego. Warto zauważyć, że już na samym wstępie jedna z pań, która zajmuje się dziennikarstucją, poinformowała, że to nie oni są organizatorami, oni tylko grzecznie umożliwiają sygnał, ale co złego to nie oni, tylko sztab Trzaskowskiego. Całkiem sprytnie, bo telewizja publiczna ma obowiązek na debatę (a podobno to miała być debata, a nie prywatny cyrk Trzaskowskiego) zaprosić wszystkich uczestników, nie tylko tych z największą ilością głosów, albo tych, których oni aktualnie lubią. Tylko że i tak szybko pojawiły się różne wątpliwości. Pierwsza – skoro to nie była debata, a organizatorami tego cyrku był sztab Pięknego – powinna być informacja o tym, że to materiał wyborczy sztabu KO. Tej, jak wiemy, zabrakło, ale to jeszcze nie wszystko, bo część kosztów produkcji poniesie TVP (wynajęcie hali plus emitowanie sygnału), a w takiej sytuacji wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z nielegalnym finansowaniem kampanii i to przez telewizje publiczną. Cóż, Platforma zawsze stała na straży praworządności, więc skoro tak chętnie uwaliła subwencję PiS-owi (a potem olała wyroki sądu, bo im nie pasowały do narracji o złym i złodziejskim PiS-ie), to na pewno przyjrzy się tym wątpliwościom i je sprawiedliwie oceni, prawda? W każdym razie długo do zorganizowania debaty nikt się nie chciał przyznać i przerzucali to sobie jak kukułcze jajo, jednak oficjalnie w końcu sztab wyborczy prezydenta Warszawy potwierdził, że w sumie to oni. Ale kiedy Rymanowski w swoim programie zapytał Mariusza Witczaka, kto pokryje koszty jej organizacji, ten odpowiedział, że powinni to zrobić wszyscy kandydaci i uczestnicy. Więc jeśli ktoś chce, to chyba może się dorzucić, nie wiem. Jak można było się spodziewać, wpłynęły już powiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa do prokuratury. Z tego, co wiem, na taki ruch zdecydowała się na razie Konfederacja, słyszałam również, że szef sztabu Karola Nawrockiego również ma podjąć albo podjął podobne działania.

Sądy i sprawiedliwość po naszej stronie

Po ostatniej decyzji sądu a propos Szymona Hołowni i uśmiechniętych, nielegalnych imigrantów ze wspólnego zdjęcia, nie mamy chyba złudzeń, że te powiadomienia szybko uwalą. Swoją drogą, ciekawe było tłumaczenie sądu w tej sprawie, bo według jego opinii ci ludzie istotnie nielegalnie przekroczyli granice, ale to nie znaczy, że są nielegalnymi imigrantami. To, przepraszam bardzo, kim są? Czy jeśli ja zdecyduję się zamordować sąsiada, to morderczynią będę tylko w czasie dokonywania zbrodni, a później już nie? Tak to teraz działa w praworządnym państwie? Co prawda, nie jestem Jurkiem Owsiakiem, ale mój sąsiad też nie jest, dlatego zastanawiam się, jakby to rozpatrzyli. Nie będę jednak mordowała sąsiada, żeby się przekonać, więc przejdźmy do dalszej części – otóż sztab wyborczy Rafała Trzaskowskiego też zdecydował się poskarżyć prokuraturze. Bo jak oni, to i my. Sądy sądami, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Na wszelki wypadek jednak te sądy sobie kupiliśmy, więc o wyrok możemy być spokojni. A co się nie spodobało sztabowi Trzaskowskiego? Jak możemy przeczytać we wpisie szefowej sztabu Wioletty Paprockiej: Agresja nie przejdzie! Kierujemy zawiadomienie do prokuratury w związku z wydarzeniami, do których doszło w Końskich przed rozpoczęciem debaty prezydenckiej. Mówimy o zniszczeniu hali, próbach siłowego wtargnięcia do środka mimo jasnych wezwań o zaprzestanie natarcia, a także o awanturach i aktach agresji ze strony ludzi PiS oraz Telewizji Republika, którzy działali ramię w ramię. W państwie prawa takie działania muszą spotkać się z jednoznaczną i stanowczą reakcją – zarówno prawną, jak i społeczną. Agresja, zastraszanie i prowokacje nie mogą być akceptowane jako element życia publicznego. Demokracja wymaga szacunku, uczciwości i zasad – a nie przemocy i politycznego teatru. Polki i Polacy oczekują debaty, ale prowadzonej z klasą, bez atmosfery nagonki i chaosu. Czyli wiadomo – nielegalne próby zakłócenia DEMOKRATYCZNEGO wydarzenia. Znamy to już.

Siłowe wdarcie zaproszonych gości

I wiecie co, ja chyba rzeczywiście głupia jestem. Nic nie wiem, co prawda, o zniszczeniu hali, ale tu mogę się podpisać, że zniszczenie hali jest bardzo niefajne. Ale o jakich „siłowych wtargnięciach” mówimy, skoro sami zdecydowaliście się jednak dopuścić pozostałych kandydatów do dyskusji? I to bardzo niechętnie, bo widocznie przygotowali Rafałka tylko do dyskusji z Nawrockim, a i to, jak mogliśmy się przekonać, niezbyt skutecznie. Skoro sztab Trzaskowskiego ostatecznie zgodził się na udział innych kandydatów, to dlaczego musieli oni siłowo się wdzierać, skoro wystarczyłoby ich wpuścić? Skoro udało im się wygospodarować skądś nagle ileś tam dodatkowych mównic dla kandydatów, to chyba otwarcie im drzwi do hali nie stanowiło jakiegoś niesamowitego problemu? Chyba że było tak, że drzwi przed nimi otworzono, czerwony dywan rozłożono, a oni i tak postanowili się siłowo wdzierać, bo to zwykły plebs jest? Ja widziałam tylko, jak wdzierał się Stanowski. Zapukał, otworzyli mu, wszedł. Potem, co prawda, dziennikarze z jego „Kanału Zero” mieli problem, żeby się tam dostać, więc może to jest to siłowe wdarcie? Że w ogóle ośmielili się próbować? Albo że im się w ogóle udało, bo to przecież jeszcze gorzej? Nie wiem też, o jakim zniszczeniu hali, mówi pani Paprocka, bo nie mogę znaleźć żadnych informacji na ten temat. Wiem tylko, że ona mówi, że została zniszczona, ale jak już wielokrotnie pisałam – do polityków oraz ich współpracowników stosuję zasadę ograniczonego zaufania. Ale jeśli ktoś z Was mieszka albo odwiedza Końskie i faktycznie doszło tam do zniszczenia hali, to chętnie poczytam, bo nie mogę dotrzeć do takich informacji. A wiecie, jak to jest, uwierzysz komuś na słowo, że gdzieś tam rozdaje się rowery, a potem szybko się okazuje, że nie rozdaje, tylko kradnie. I nie rowery, a samochody.

M.

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

A miało być tak pięknie

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Byliśmy świadkami dwóch debat prezydenckich jednego dnia i naprawdę można powiedzieć – sporo się działo. Większość kandydatów wypadła na plus. Sporo zyskał w moich oczach Karol Nawrocki, który nie dawał się wyprowadzić z równowagi (może na krótką chwilę w drugiej debacie), ale też celnie i twardo punktował niekonsekwencję polityczną Rafała Trzaskowskiego. Joanny Senyszyn dałam radę wysłuchać w pierwszej debacie, w drugiej już byłam nią zmęczona, zwłaszcza kiedy weszła w swój mocno antyklerykalny tryb. Krzysztof Stanowski bardzo fajnie wyśmiewał obłudę i hipokryzję niektórych kandydatów. Szymon Hołownia odważył się wystąpić w nieprzyjaznym dla siebie środowisku – gadał głupoty, ale trzeba to docenić. Ogólnie po tej debacie nie miałam wrażenia, że Szymon naprawdę może być jeszcze głupszy, a ostatnio zdarzało się to bardzo często. Ale chyba nikt, poza Koalicją Obywatelska, która tradycyjnie ogłosiła swojego kandydata zwycięzcą debaty, nie może w pełni świadomie i z czystym sumieniem powiedzieć, że cała ta szopka nie zaszkodziła Rafałowi Trzaskowskiemu.

Podwójny nokaut

Ale nie, po tym co się potem stało, czuję, że jednak decyzja pozostałych kandydatów była dobra. Widocznie wszyscy mieli ochotę parę rzeczy prezydentowi Warszawy wypomnieć. No i trzeba powiedzieć, że Nawrocki z Biejat pięknie w dosyć niespodziewanym duecie dwukrotnie powalili na deski Pięknego Rafała. Najpierw wspierany przez PiS Karol Nawrocki wypomniał mu jego brak konsekwencji i stałe zmienianie zdania w kluczowych dla Polski sprawach, na co Trzaskowski zaczął bredzić coś o tym, kto się boi gejów i dlaczego. Potem prezes IPN-u wręczył mu tęczową flagę, wypominając mu, że przecież od zawsze był tęczowym Rafałem, więc co mu się tak nagle odmieniło. Kandydat z ramienia KO kompletnie stracił nerwy i kłopotliwy podarunek schował, co natychmiast zauważyła Magdalena Biejat, wykorzystała okazję i wyprowadziła cios, prosząc go o oddanie jej flagi, bo ona się jej nie wstydzi. Olbrzymią przyjemność zrobiła mi tym zachowaniem Magdalena Biejat. Wiecie, to jest takie uczucie, jakby mój kot wziął mi się, zsikał, zesrał, a na końcu na to wszystko zwymiotował w pokoju. I w tej sytuacji wchodzi Biejat i ten cały syf wyciera. Twarzą Rafała Trzaskowskiego. Tego rodzaju to była przyjemność. Myślę, że kandydatka lewicy spokojnie odebrała tym wystąpieniem ileś głosów Rafałowi – chodzi mi oczywiście o te najbardziej skrajne i tęczowe środowiska. I może to zaważyć na jego prezydenturze. Tak zapunktowała tym u mnie dziewczyna, że musiałam sobie przypomnieć, że chciała odwołać Dzień Żołnierzy Wyklętych, a w jego miejsce ustanowić Dzień Ofiar Żołnierzy Wykletych, żeby mi się przypomniało, że w sumie to za nią nie przepadam. Ale tak przywalić też trzeba umieć.

Niechciany kandydat

Drugim dużym przegranym był Sławomir Mentzen. On oczywiście pisze, że nie będzie tańczył, jak mu zagrają, nie będzie brał udziału w tej szopce i nie będzie odwoływał w ostatniej chwili wizyty w tych miejscowościach, do których akurat jechał. Słyszałam jednak wersję, że jego sztabowcom bardzo zależało na udziale Mentzena w tej debacie, bo była to doskonała szansa, żeby dotrzeć do większej liczby potencjalnych wyborców. Podobno mieli coś kombinować nawet z helikopterem, ale nie było żadnych dostępnych, a podróż samochodem wiązałaby się ze złamaniem olbrzymiej liczby przepisów drogowych, a nawet ryzykiem wypadku, więc ostatecznie uznano, że nie ma sensu. Napiszę szczerze, że miałam wręcz wrażenie, że była to ustawka, żeby kandydat Konfederacji nie miał szansy się stawić, bo mógłby w niej naprawdę dużo zyskać. Stracić również, ale gra była chyba warta świeczki. Wystarczy spojrzeć, że wizerunkowo sporo zyskali na niej Karol Nawrocki, który udowodnił, że wcale nie jest sztywny i nudny czy Szymon Hołownia, korzystający ze swojego medialnego doświadczenia. Dużym zaskoczeniem okazał się Maciej Maciak – w sumie zabawnie wyglądało, kiedy kolejni kandydaci docierali na miejsce i udawali, że wcale nie są zaskoczeni na widok kompletnie obcego kolesia. Dopiero Stanowski przestał udawać i zapytał się go: „Kim ty, kurde, człowieku jesteś?”. Doczytałam sobie, że prowadzi jakiś kanał na YT, ma 70 tysięcy subskrybentów (wcale niemało, pytanie tylko, jakim cudem udało mu się zebrać ok. 130 tysięcy podpisów), jest antyukraiński, prorosyjski oraz uważa, że nie ma sensu finansować wojska, bo jak będzie za duże, to będziemy prowokować. Zwłaszcza ten ostatni pogląd jest dla mnie niepokojący, dlatego cieszę się, że ten pan też nie wypadł w tej debacie najlepiej. Ale nikogo chyba wczorajszy wieczór w Końskich nie zabolał tak jak Rafała Trzaskowskiego. Co tam Schetyna kiedyś mówił? Że wybory wygrywa się w Końskich? Mam nadzieję, że również w Końskich się je przegrywa. I że świadkiem tej porażki byliśmy wczoraj.

M.

FB: https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Ciąg dalszy kabaretu w polskim Sejmie

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Nie wiem, które wydarzenie z tych, do których ostatnio doszło na naszej rodzimej scenie polityczne powinno zyskać miano najbardziej żenującego, ale było ich sporo. Rafał Trzaskowski zdecydował się zrobić konferencję dla wszystkich dziennikarzy i odpowiedzieć na wszystkie pytania, a nie tak jak do tej pory zapraszać tylko tych zaprzyjaźnionych z sympatycznymi pytaniami. Roman Giertych z Jarosławem Kaczyńskim prawie wzięli się za łby w Sejmie – później do tego swoistego freak-fightu włączyli się posłowie PiS, chcąc wesprzeć prezesa. A Szymon Hołownia chwali się, że wygrał pozew przeciwko Sławomirowi Mentzenowi, bo on wcale, nigdy nie zapraszał do Sejmu żadnych uchodźców.

Nieszczęśliwa konferencja Trzaskowskiego

Trzeba przyznać, że otwarta konferencja dla wszystkich dziennikarzy była odważnym pomysłem sztabu Rafała Trzaskowskiego. Widocznie uznali, że nie wypada śmiać się z Mentzena, że uciekał na hulajnodze przed dziennikarzami, skoro samemu konsekwentnie odmawia się udziału w debatach w mediach, których się nie lubi. Odważnym, ale chyba kompletnie nieprzemyślanym, bo Trzaskowski wypadł tragicznie. Jego odpowiedzi na niewygodne pytania to albo wymuszony śmiech, albo sugerowanie, że dziennikarze robią sobie z niego żarty na Prima Aprilis, albo kłamstwa, albo zarzuty, że pytania są niemerytoryczne, a on właśnie chciałby merytorycznie, tak jak nigdy wcześniej. Tego się naprawdę nie dało oglądać. Próbowałam obejrzeć całość, naprawdę, ale to było niewykonalne. Zaczęłam się przede wszystkim zastanawiać, czy może cała taktyka sztabu Trzaskowskiego nie polegała przypadkiem na tym, żeby zorganizować ją właśnie 1 kwietnia, a kandydat KO na prezydenta, gdyby nie wiedział, co ma powiedzieć, będzie się powoływał właśnie na tę datę, że heheszki i on dziękuje za poprawę humoru. Ale za to dowiedzieliśmy się, że jesteśmy światową potęgą w ogórkach i Prince Polo – trzeba przyznać, że Rafał dość ciekawie wymawia nazwę batonika jak na takiego poliglotę. A ogórki produkowane były w Niemczech. Chociaż nie jestem pewna, czy to akurat na tej konferencji, bo on te ogórki ze sobą już chyba wszędzie wozi.

Pyskówki na poziomie w mównicy sejmowej

O kłótni prezesa PiS-u i mecenasa Giertycha nie będę się przesadnie rozpisywała, bo według mnie to taki trochę teatrzyk dla fanatyków jednej i drugiej strony, żeby mieli się czym zajmować przez następny tydzień. Wizerunkowo nie wyszedł na tym dobrze żaden z dwóch panów i chyba nawet KO spodziewała się czegoś więcej po swoim czarnym koniu, bo tak naprawdę po wszystkim ograniczyli się tylko i wyłącznie do… komentowania różnicy wzrostu. Serio. Nie wzięli oczywiście pod uwagę, że Giertych stał już w tamtym momencie na podwyższeniu przy mównicy, a Kaczyński niżej – ważne, żeby było śmiesznie, ważne, że Kaczor jest niski. Do samej kłótni odnosili się już mało chętnie, bo nie dość, że nie stała ona na najwyższym poziomie, to Romek ją przegrał. Sam się podłożył, kiedy zaczął gadać o wujach. Wydawałoby się to niemożliwe, ale to Kaczyński usiłował zniżać się do poziomu Giertycha, a nie odwrotnie. I chyba mu się to nie udało, bo o ile Qń faktycznie działa mu na nerwy, o tyle wciąganie się w dyskusję o wujach uznał za poniżej swojej godności. Mecenas musiał więc zostać sam ze swoim wujem i liczę na to, że nowe przezwisko przylgnie do Romana, tak jak Naleśnik i Pan Członek do Zembaczyńskiego.

Kiepska pamięć Szymona Holowni

Szymon Hołownia napisał na swoim Twixie: „Mentzen jest kłamcą – tak właśnie orzekł sąd. 3:0, jest kolejne zwycięstwo i obiecany hattrick. Gramy dalej, Panie Sławku?”. Jest to oczywiście świętowanie wygranej sprawy sądowej. Marszałek zapomniał niestety, że jego zdjęcie z nielegalnymi migrantami od paru lat już śmiga po necie. Internauci na szczęście szybko mu przypomnieli, ale spójrzcie sami, jak działają polskie sądy, skoro ignorują wpis Fundacji Ocalenie, który wyraźnie mówił, że ci ludzie zostali do Sejmu zaproszeni. Zacytowano nawet kobietę, która pozowała z panem Szymonem na wspomnianym zdjęciu: „W życiu bym nie pomyślała, będąc w lesie na granicy białorusko-polskiej, że któregoś dnia zostanę zaproszona do polskiego Sejmu. Że znajdę się w gronie osób specjalnie zaproszonych. Taka myśl, nie przeszłaby mi nawet wtedy przez głowę”. Cóż, gości do Sejmu zaprasza… marszałek Sejmu. Nie wiem, czy Mentzen będzie się od wyroku odwoływał, bo nie bardzo ma chyba teraz czas na takie szarpanie się z kolesiem, do którego jeszcze nie dociera, że jest politycznym trupem, przepraszam za dosadność. Wrzucił tylko wspomniane zdjęcie i skomentował to: „Sąd uznał, że Hołownia nie zapraszał do Sejmu nielegalnych imigrantów i nie wrzucał sobie z nimi zdjęć 😃„.

M.

FB: https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej