

Nawiasem Pisząc
Wybory, wybory i jeszcze trochę wyborów
Wybory, wybory i po wyborach! A po wyborach niektórym ciężko jest się otrząsnąć po tym, co się wydarzyło podczas niedzielnego głosowania. Co prawda, zwycięzcą jest Rafał Trzaskowski (co dla mnie jest kompletnie niepojęte), ale Karol Nawrocki ze swoim wynikiem mocno depcze mu po piętach. Patrząc na chaotyczną reakcję polityków KO, podejrzewam, że być może nadepnął mu na odcisk, a to – jak wiadomo – bywa nieprzyjemne. Wiadomo, wyniki indywidualne są tylko wynikami indywidualnymi, ale mogą mieć wpływ na dalsze prace Sejmu i ogólnie jego kształt. Zwłaszcza że – jeśli Trzaskowskiemu po raz kolejny powinie się noga i nie wygra wyborów – węszę tutaj dość szybki rozpad aktualnie rządzącej koalicji i rozpisanie wcześniejszych wyborów. Głównie dlatego, że naprawdę nie mam pomysłu, jak oni chcieliby ten swój grajdołek uratować… Inna sprawa jest taka, że bardzo możliwe, że nie doszacowałam przyklejenia się do stołków członków tych mniejszych partii w koalicji. Być może, w ich przekonaniu, może się walić i palić, ale dopóki oni otrzymują sowitą wypłatę za swoje nic-nie-robienie, to w sumie luz. A jeśli tak będzie, na upadek tej nieszczęsnej koalicji będziemy musieli jeszcze poczekać.
Pyrrusowe zwycięstwo?
Rafał Trzaskowski, mimo że jest zwycięzcą pierwszej tury, ma teraz naprawdę ciężkie zadanie do zrobienia. Musi przekonać do siebie wyborców Mentzena czy Brauna, którzy – z oczywistych powodów – nastawieni do niego życzliwie nie są. W Polskę poszło już hasło: „Byle nie Trzaskowski”, poszczególni członkowie Nowej Nadziei i ogólnie Konfederacji deklarują już swoje głosy na Nawrockiego… Zadanie dla Trzaskowskiego w tej sytuacji wydaje mi się niewykonalne. Podejrzewam, że będzie się umizgiwał prawicy, byleby tylko oddali głosy na niego, ale tak naprawdę on musi powalczyć o głosy tych, którzy na wybory nie poszli (bo frekwencja jest dużo niższa, niż podczas wyborów parlamentarnych w 2023) i przekonać ich, że warto jednak ruszyć tyłki i postawić krzyżyk w okienku przy jego nazwisku. To jest olbrzymia siła, którą kandydat KO pewnie będzie starał się wykorzystać. Nie jestem tylko do końca przekonana, czy ta misja się powiedzie, skoro prezydent Warszawy dalej próbuje podlizywać się wyborcom Konfederacji. Wydawałoby się, że lepiej i wygodniej byłoby pójść albo w jedną, albo w drugą stronę. Trzaskowski jednak najwidoczniej lubi trzymać wiele srok za ogon. Zobaczymy, co z tego trzymania tak naprawdę wyjdzie.
(Nie)łatwe zadanie dla Trzaskowskiego
Karol Nawrocki osiągnął bardzo dobry wynik. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to w jego stronę szły najbardziej „bezpardonowe” ataki ze strony KO i ich sojuszników, a Rafał miał w każdej debacie niemalże cieplarniane warunki, jednak z żadnej nie był w stanie wyjść zwycięsko. On tak naprawdę musi przekonać do siebie zwolenników Mentzena i Brauna, którym naturalnie jest bliżej jednak do niego, niż do Trzaskowskiego. I – z tego co obserwuję wpisy internautów – spora część osób z tego środowiska deklaruje głos właśnie na Nawrockiego. Argumentacja jest taka, że lepiej cholera, niż dżuma, ale mimo wszystko mam wrażenie, że Nawrocki może liczyć na głosy dużej części wyborców tych dwóch, podobno kontrowersyjnych, kandydatów. Może też liczyć na to, że ci ludzie nie pójdą po prostu do urn wyborczych i zostawią wszystko „ślepemu losowi”, bo oni swoich reprezentantów już nie mają. Ta opcja też byłaby dla Nawrockiego korzystna – bo jeśli ktoś pójdzie na te wybory, to z zamiarem zakreślenia jego nazwiska; a jak reszta z tych osób ostatecznie nie pójdzie, to też nieźle. Nie wiem natomiast, czy pan Karol może liczyć na głosy tych, którzy w pierwszej turze nie poszli. Wydaje mi się, że tutaj raczej Rafał Trzaskowski ma możliwość zmobilizowania tej części swojego elektoratu, który uznał, że „samo się zrobi”. Okazało się, że samo się nic nie zrobi, a ci, którzy uznali, że 18 maja będą siedzieć w domu, bo Rafałek i tak wygra, ruszą tyłki 1 czerwca. I to jest wielki problem Karola Nawrockiego.
Cicha woda brzegi rwie
Sławomir Mentzen również uzyskał bardzo dobry wynik, zwłaszcza że startował z partii, która do tej pory z tym duo-partyjnym betonem nawet nie współpracowała. Jest to na tyle dobra pozycja, że może usiąść do stołu z dwoma kandydatami, którzy mają największe poparcie. I może, psia jego mać, rozdawać karty. No i rozdał. Zarówno Nawrocki, jak i Trzaskowski zdecydowali się wystąpić w jego programie, przy czym pierwszy od razu stwierdził, że wszystkie osiem postulatów Mentzena poprze bez wahania, a drugi kluczy, unika odpowiedzi i czeka chyba na to, co mu sztabowcy podpowiedzą. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie sprawy jest niezłym pomysłem Mentzena i jego sztabowców (zwłaszcza że w trakcie trwania kampanii dość bezpardonowo atakował Nawrockiego, a trzeba jednak wyjść w tym całym galimatlasie z twarzą i honorem) – nie wiem tylko, co zrobią, jeśli jeden i drugi kandydat zgodzi się na jego postulaty i je podpisze. Doskonale wiem, że oni grają już na jak najwyższe poparcie dla Konfederacji na przyszłość, ale nie mam pojęcia, czy przygotowali sobie jakąś furtkę awaryjną na taki wypadek. A chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że takiemu Trzaskowskiemu kompletnie zwisa, co on podpisuje i po co. Jeżeli to zrobi, to tylko po to, żeby umocnić KO u władzy i samemu przy okazji dostać jakieś granty w ramach wdzięczności. A jeśli w przyszłości będzie mu się to wypominać, to szybko powie, że on o tym nie słyszał, ale jest zaniepokojony. I że się przyjrzy.
Co zrobią wyborcy Brauna?
Również na Grzegorza Brauna w praktyce więcej ludzi oddało głos, niż wynikałoby to z sondaży, które – jak pokazują nam kolejne wybory – są robione na zlecenie i pod publiczkę. I to również o głosy jego wyborców będą teraz drzeć koty Trzaskowski z Nawrockim. A jest o co walczyć. Trzeba jednak pamiętać, że wyborcy Brauna należą do tego najbardziej zaciekłego grona. I o ile wyborcy Mentzena deklarują, że w II turze poprą raczej Nawrockiego, tak znajomi, którzy wspierali Brauna na drugą turę raczej się nie wybierają. I tutaj się z nimi zgodzić nie mogę, bo jestem zdania, że teraz walczymy przede wszystkim o to, żeby Tusk nie dorwał się do pełnej władzy. Dlatego na wybory w II turze się wybieram. I nie zagłosuję na Trzaskowskiego, bo obawiam się, że jego wygrana to kolejne, szkodzące Polakom, ustawy europejskie, wdrażanie Zielonego Ładu czy Euro w Polsce. Tak, w drugiej turze zagłosuję typowo na mniejsze zło. Wolę cholerę, niż dżumę, a tylko taki wybór mi pozostał. Jeśli śledzicie mój profil dłużej, wiecie, że ja się przed żadnym kandydatem płaszczyć nie zamierzam – moja działalność raczej była skupiona na tych, na których nie warto oddawać głosu, niż na tym, żeby pomóc któremuś z kandydatów albo którejś z partii. Taki szkodnik ze mnie. Nie sądzę, żeby Braun ostatecznie poparł któregokolwiek z dwójki kandydatów – to nie jest tego rodzaju zawodnik. On pokombinuje, wywróci wszystko do góry nogami, a w razie czego uciszy gaśnicą, ale szczerze wątpię, żeby wprost powiedział: „Idźcie i głosujcie na Nawrockiego”.
Słychać wycie. Znakomicie?
Teraz wypadałoby się skupić na lewicy, która – co prawda przegrała i to na wielu poziomach – może jednak stanowić sporą siłę. Teraz liżą rany, ale wystąpień Biejat czy Zandberga w debatach na pewno nie można uznać za porażkę. Ciężko mi wyobrazić sobie, żeby Zandberg czy Biejat zachęcali teraz do głosowania na Trzaskowskiego (Zandberg już, zdaje się, zapowiedział, że tego nie zrobi), ale jeszcze ciężej jest mi wyobrazić sobie sytuację, w której wyborcy pani Magdy albo pana Adriana poszli masowo głosować na Nawrockiego. Według mnie większość wyborców Biejat w drugiej turze odda głos na Trzaskowskiego i nie będzie dla mnie żadną niespodzianką, jeśli sama kandydatka takiego poparcia prezydentowi Warszawy udzieli. Mam jednak wątpliwości, co do wyborców Zandberga, tym bardziej, że trzeba przyznać, że jest to człowiek o konkretnych poglądach, których nie lubi rozmieniać na drobne. Między innymi dlatego nie wszedł do naszego obecnego rządu i pozostał w opozycji, mimo że był kuszony przez różne lewicowe środowiska. Szanuję go za to, że się nie złamał, ale również z tego samego powodu sądzę, że jego wyborcy nie pójdą 1 czerwca masowo, żeby zagłosować na Trzaskowskiego. Wydaje mi się, że tutaj będzie podobnie, jak w przypadku zwolenników Brauna – raczej nastawiałabym się na to, że drugą turę sobie odpuszczą. I wiecie co? Na tę – KRÓTKĄ – chwilę możemy się cieszyć, bo jednak prawica wypada lepiej, jeśli zsumować wszystkie głosy, ale Zandberg, w mojej opinii, jest facetem, który tę lewicę jest w stanie podnieść z kolan.
Jak zagłosują konfederaci?
Pozwólcie, proszę, że nie będę teraz tutaj opisywała każdego kandydata na prezydenta w I turze. Jest ich po prostu zbyt wielu, ale niewielu z nich ma jakiekolwiek znaczenie, jeśli chodzi o wyścig do fotelu prezydenckiego. Ich poparcie jednego albo drugiego kandydata też niewiele raczej zmieni. Umówmy się, że w tym tasowaniu mają wyjątkowo słabe karty. Duże zainteresowanie natomiast wzbudzają głosy, które oddadzą w II turze wyborcy Konfederacji, bo w poprzednich wyborach prezydenckich podzielili się niemalże po równo. Na wolnościowców i na narodowców. Ci pierwsi uznali, że Duda będzie gwarantem kolejnych podpisywanych umów, projektowanych przez PiS, w tym również tych, które nanosiłyby na Polaków kolejnych opłat, podwyższeń podatków i tak dalej; ci drudzy zaś zagłosowali typowo światopoglądowo – byli to ludzie, którzy nie chcą tęczowej Polski, nie życzą sobie, żeby transseksualiści uczyli ich dzieci w przedszkolu, czym jest tolerancja i nie zgadzają się na aborcję. Tym razem jednak sytuacja wygląda inaczej. Nie ma już argumentu, żeby głosować na Trzaskowskiego, żeby nie umacniać władzy – żywy jest raczej argument, żeby nie dawać pełni władzy KO, a to stałoby się, gdyby zagłosować na pana Rafała. Dlatego wydaje mi się, że taka argumentacja jest już mocno nieaktualna i raczej należy spodziewać się tego, że wyborcy Mentzena lub Brauna, jeśli wybiorą się na wybory, postawią raczej krzyżyk przy nazwisku Karola Nawrockiego.
Osobisty dylemat
Ja nie będę tutaj udawała jakiegoś wielkiego antysystemowca i łamacza układów. W drugiej turze zamierzam oddać głos na Karola Nawrockiego. I nie dlatego, że tego gościa zwyczajnie polubiłam – na tyle, na ile mogłam go polubić z różnego rodzaju mediów. Wydaje mi się sympatyczny i ogarnięty. Najprawdopodobniej będzie chodził na smyczy działaczy PiS-u, zdaję sobie z tego sprawę. Ale tak, szczerze pisząc – Trzaskowski będzie robił dokładnie to samo. Tutaj też nie mam żadnych wątpliwości. Ja tak naprawdę – po raz kolejny zresztą – w II turze zagłosuję przeciwko komuś, a nie za kimś. Wybieram Nawrockiego, bo nie chcę Trzaskowskiego. I wydaje mi się niezmiernie ważnym, żeby większość wyborców pozostałych kandydatów, zagłosowała jednak na Nawrockiego. Z różnych przyczyn (bo można tutaj, miedzy innymi, opisać to, co robił jako prezes IPN), ale najważniejszą dla mnie jest ta, żeby nie oddawać całej władzy w łapy ludzi pokroju Tuska. Którzy umocnią jego władzę i, przy okazji, zniszczą Polskę. Którzy będą ślepo wykonywać jego polecenia, a co za tym idzie – polecenia Niemiec. My, jako Obywatele tego pokaleczonego, pokiereszowanego i poranionego kraju, mamy prawo powiedzieć, że mamy już dość. Że już nie chcemy. Że wystarczy. Takiej nadziei na pewno nie daje Rafał Trzaskowski. Karol Nawrocki ją daje, ale nie ma co się za bardzo entuzjazmować, bo daje ją co najwyżej średnią. Po raz kolejny, jako Polacy, zostaliśmy postawieni przed wyborem między dżumą, a cholerą. Moja propozycja jest taka, żeby jednak zagłosować na cholerę, nie na dżumę. Czy to dobry wybór? Nie wiem, ale scenariusz tego, co działoby się, gdyby KO otrzymała pełnię władzy, są – co najmniej – druzgoczące.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Afera nie do końca przykryta

Trochę już cichną głosy o sfałszowanych wyborach. Oczywiście, na Twixie w dalszym ciągu o uwagę walczy Czterech Szurkieterów, czyli Roman Gietych, Jan Piński, Tomasz Wiejski i Tomasz Lis, ale już nie bardzo mają do kogo krzyczeć o atencję, bo najwierniejsze źrebaki swoje wnioski wysłały, a że – zgodnie z przewidywaniami – większość z nich do niczego się nie nadawała, to nie bardzo zostały im jeszcze jakieś możliwości. Najwyższy czas, bo poważnie już się zastanawiałam, co KO zamierzała ugrać tą całą szopką, a już najtrudniej było mi trafić za Donaldem Tuskiem, który na zmianę odcinał się od drużyny Giertycha albo wyrażał dla nich wsparcie i trzymał kciuki. Nie chciało mi się wierzyć, że premier zgadzał się na to wszystko, tylko po to, żeby ratować swój mit „niezwyciężonego”, bo po pierwsze ten mit od 2015 roku się mocno zdeaktualizował, a po drugie taki fikołek też nie świadczyłby o nim najlepiej, bo oto on, premier Polski, który wrócił tutaj na białym – ekhm, ekhm – koniu, żeby rozprawić się z pisowską swołoczą, a tu mu pisiory wynik wyborów skręcają i to jakimiś braćmi kamratami?
Bezinteresowna pomoc z Zachodu
Najwidoczniej szef polskiego rządu wyszedł z założenia, że może faktycznie lepiej jest się zbłaźnić ze sfałszowanymi wyborami, niż jakby miało się wydać to, co się dzieje na naszej zachodniej granicy. I wiecie co? Wydało się. Jak nie idzie, to nie idzie. Pamiętacie, jak ładnych parę miesięcy temu kamery monitoringu uchwyciły patrol niemieckiej Straży Granicznej na terytorium Polski, który zatrzymał się, wysadził po naszej strony jakąś grupę ludzi i pojechał w długą? I pamiętacie, że Donald Tusk zapowiedział, że tak to być nie będzie i ogłosił, że on sobie pojedzie do Scholza na ten temat poważnie porozmawiać. A dalej co było, pamiętacie? Pewnie nie, bo dalej to już nic nie było. Scholz przyznał się w mediach społecznościowych, że Tusk nie wpadł do niego nawet na herbatę, a co więcej zgodził się, żeby Niemcy tak nam przerzucali niechcianych imigrantów. Niemal od zawsze było tak, że jak Niemcom się coś nie podobało, to wywalali to do nas, nie ma co walczyć z piękną, wieloletnią tradycją. No więc od jakiegoś czasu Niemcy się już wcale nie kryją z tym, że wyłapują jakichś tam inżynierów i chirurgów na swoim terytorium i przetransportują do nas. Na szczęście nasza Straż Graniczna doskonale wie, co z nimi robić. Za taksówkę im robi i rozwozi ich pod wskazane ośrodki. Głośna była sprawa, kiedy trzech młodych facetów trafiło do skierniewickiego domu dziecka, a potem stamtąd zwiała. Jeden jest wciąż zaginiony, dwóch znaleziono jak po raz kolejny próbowali przedostać się przez granicę do Niemiec. Oczywiście ci ludzie nie mają żadnych dokumentów, więc nie wiemy ile mają lat i czy dom dziecka jest na pewno odpowiednią instytucją, w której powinni się znaleźć. Mam co do tego pewne wątpliwości, bo każdy z tych panów wyglądał na 20+, ale to może trudy wędrówki odcisnęły takie piętno na ich nastoletnich twarzach? Po drugie, mam takie dziwne uczucie, że oni wcale nie chcą tutaj być, skoro uparcie dążą do tej niemieckiej granicy i najwyraźniej woleliby się znaleźć po drugiej stronie. Czyli jesteśmy zmuszeni trzymać tych ludzi na terenie Polski wbrew ich woli. A to wszystko na słowo honoru i piękny uśmiech Niemców, którzy cofają do nas tylko tych inżynierów, którzy wiadomo, że podróżowali przez Polskę i to w Polsce ostatni raz byli nielegalnie. A skąd wiedzą? Nieważne, mamy się nie interesować. Na złość nam przecież nie robią.
W cieniu tragedii z Torunia
Wydarzenia na granicy z Niemcami zbiegły się w czasie ze śmiercią 24-letniej Klaudii z Torunia, która dwa tygodnie temu została zaatakowana, kiedy wracała z pracy. Na swoje nieszczęście spotkała na swojej drodze młodego Wenezuelczyka, który potraktował ją bardzo brutalnie – na tyle brutalnie, że mimo tego, że jej krzyki zostały usłyszane, a napastnik przepędzony, dziewczyna trafiła do szpitala, który lekarze bardzo szybko określili jako nierokujący. Torunianka została poraniona w głowę, klatkę piersiową i szyję, podobno sprawca próbował też wydłubać jej oczy, żeby przypadkiem go nie poznała i prawdopodobnie wtedy doszło do uszkodzenia mózgu, które okazało się najgroźniejsze. Podobno mężczyzna, który rzucił się 24-latce na ratunek niedługo później wyjechał na jakiś czas z Torunia, żeby wyleczyć się z traumy, bo widok, który zobaczył po przepędzeniu zwyrodnialca na pewno był szokujący. Było dużo plotek odnośnie tego, w jaki sposób Wenezuelczyk trafił do Polski. Pojawiały się głosy, że może w ramach podarunków, jakie nam nasi zachodni sąsiedzi zostawiają po naszej stronie granicy, ale podobno chłopak miał wizę, do Polski trafił legalnie – podobno odwiedzał swoją matkę, która mieszka w Polsce już ładnych parę lat. Tyle tylko, że wizę miał na trzy miesiące, do Polski trafił w lutym, łatwo więc obliczyć, że w momencie ataku był już nielegalnym imigrantem, a mimo wszystko służby nie zrobiły nic, żeby się chociaż dowiedzieć, czy coś z tym zamierza zrobić, czy chociaż znalazł pracę. Widocznie uznali, że nie ma co jeszcze człowieka stresować, jak będzie mógł zalegalizować pobyt, to na pewno to zrobi, nie ma pośpiechu, nie ma obaw, wszystko pod kontrolą. A że w brutalny, bestialski sposób zostało odebrane młode, zdolne życie polskiej obywatelki, to już nam bardzo przykro. Łączymy się w bólu. Oczywiście, ktoś powie, że nie ma co łączyć tych dwóch spraw, bo Wenezuelczyk przyleciał legalnie, a nasza straż graniczna rozwozi po różnych ośrodkach nielegalnych gości, ale tamta tragedia na pewno bardzo mocno zadziałała na wyobraźnię obywateli. Nic zatem dziwnego, że mieszkańcy zachodniej Polski zaczęli oddolnie formować się w grupy i na własną rękę pilnują granic. Prawdopodobnie w dużej mierze dlatego, że nie bardzo widać jakikolwiek sens w zachowaniu strażników granicznych, bo przecież wszyscy pamiętamy, jak SG chroni wschodnich granic naszego państwa, podczas gdy zachodni funkcjonariusze serwują im tak naprawdę usługi transportowe. Bo muszą przestrzegać pism, na których jest jasno napisane, że pan taki i taki, nie wiemy, skąd pochodzi, nie wiemy, ile ma lat, nie znamy jego historii i nie mamy żadnych możliwości sprawdzenia, kim ten gość tak naprawdę jest ma trafić do tego i tego ośrodka. I trzeba słuchać. A kto odpowiada za te rozkazy?
Politycy wyrażają zaniepokojenie
Nie wiadomo, bo Donald Tusk i Tomasz Siemoniak jeszcze do wczoraj zgodnie twierdzili, że zachodnie granice są zabezpieczone, nic się złego nie dzieje, oddolne patrole są formułowane przez faszystów i bardzo złych ludzi, ale poza tym nie ma powodów do obaw. Tak mówił wczoraj, nieśmiało dodając, że gdyby była potrzeba wprowadzenia kontroli na polsko-niemieckiej granicy, to by ją wprowadził, ale na razie więcej szkody by z tego było, niż pożytku. W międzyczasie zmienił jednak zdanie i zapowiedział, że od 7 lipca zostaną wprowadzone tymczasowe kontrole na granicy z Niemcami i Litwą. To prawie jak z powodzią, prognozy wcześniej nie były przesadnie alarmujące, ale być może od 7 lipca już będą, więc profilaktycznie już zadziałamy. Spoko. Nie wyjaśnia to jednak, co się będzie z tymi migrantami działo do 7 lipca. I co mają nam te kontrole jednak dać, bo patrząc na to, że Donald Tusk jest zdecydowanie najlepszym polskim premierem, jakiego kiedykolwiek miały Niemcy, obawiam się, że będzie wyglądało to tak samo albo podobnie – niemiecka SG poinformuje naszą, że za 10 minut przy przejściu granicznym takim i takim będzie stała grupka pięciu śniadych mężczyzn, którzy oczekują na taksówkę. Ja się tutaj jednak obawiam, że te kontrole to bardziej są po to, żeby zająć się tymi niedobrymi faszystami, którzy sami, w wolnym czasie, pilnują tych granic, bo obawiają się o bezpieczeństwo swoje, swoich dzieci i swoich kobiet. Tym bardziej, że Donald Tusk niezbyt krytycznie mówi o tym, że nam nasi niemieccy przyjaciele podrzucają w porywie serca inżynierów, którzy im się już nie mieszczą. Jego większym zmartwieniem są te oddolne grupki polskich mężczyzn, którzy tak naprawdę nie robią nic nielegalnego. W dużej mierze wygląda to tak, że nagrywają oni działania Straży Granicznej, a potem dzielą się z internautami wątpliwościami, czy aby na pewno praca pograniczników na tym właśnie polega. Głos postanowiła zabrać również Adriana Porowska, o której nic wcześniej nie wiedział, że istnieje, bo sprawuje funkcję minister ds. społeczeństwa obywatelskiego, czyli na szybko wymyślonego ministerstwa, żeby przystawki dostały jakieś stołki i nie oburzały się, że są tylko przystawkami. Pani Adriana napisała na swoim X-ie:
Jako Minister ds. Społeczeństwa Obywatelskiego…
Tak się już dała wszystkim poznać w tym rządzie, że poczuła się w obowiązku poinformować plebs, czym ona w ogóle się zajmuje.
…wyrażam głęboki niepokój ws. nielegalnych „patroli obywatelskich” organizowanych przy granicy PL-DE.
Oczywiście. Nie nielegalnie podrzucanymi nam migrantami, o których nic nie wiadomo. Polakami, którym się to nie podoba.
To nie troska o bezpieczeństwo, lecz cyniczne działania oparte na fake newsach i straszeniu migrantami. Granic pilnują służby – nie samozwańcze grupy.
Właśnie, Ada, cały kłopot polega na tym, że nie pilnują. Ewentualnie w trakcie służby dorabiają sobie jako taryfiarze, ale ja mam wrażenie, że wy tam w rządzie wiecie, albo przynajmniej domyślacie się, na czyj rozkaz oni działają w tak absurdalnie nielogiczny sposób. Na razie wygląda niestety na to, że społeczeństwo obywatelskie rozpoczęło procesy, a pani minister, która właśnie miała się nimi zajmować jest głęboko zaniepokojona, że w ogóle ośmielają się protestować i występuje przeciwko oddolnej inicjatywie obywatelskiej. Demokracja na pełnej. Dzisiaj już wiemy, że wszystkie kłamstwa Donalda Tuska można włożyć tam… gdzie wkłada się wszystkie kłamstwa Donalda Tuska. Kiedy premier diametralnie zmienił swoje podejście co do migrantów forsujących naszą wschodnią granicę, miałam przeczucie, że pojawi się podział na złych migrantów od Łukaszenki i tych dobrych – od Scholza i Merza. Nie spodziewałam się tylko, że to się stanie aż tak szybko.
M.
Nawiasem Pisząc
Jak skutecznie dzielić społeczeństwo?

Jakiś czas temu czytałam rozmowę z profesorem Andrzejem Nowakiem, w którym stwierdził on, że prezydenta-elekta trzeba chronić również, a może przede wszystkim fizycznie. Że polaryzacja społeczeństwa, teraz jeszcze dodatkowo pogłębiana przez brednie o sfałszowanych wyborach, jest już tak głęboka, że komuś może wpaść do głowy, żeby zrobić coś tak okropnego. Żeby zabić człowieka. Dlatego, że go nie lubi. Dlatego, że ośmielił się wygrać z jego kandydatem. Dlatego, że jego ukochany Tusk i jego ukochana partia powiedzieli, że on jest zły i niedobry. Wtedy zwolennicy Tuska wyśmiewali prof. Nowaka, do jakichże to abdurdalnych wniosków dochodzi, a tymczasem taki wpis został opublikowany 23 czerwca, prawdopodobnie pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem. W odpowiedzi do jakiegoś wpisu rzecznika rządu Adama Szłapki. I co? I nic.
Eksperymenty na żywej tkance
Ostatnie dni dobitnie pokazują, komu tak naprawdę zależy na podziale Polski. KO zależy na tym, żeby 6 sierpnia spotkali się ze sobą wyborcy Karola Nawrockiego z reprezentacją „Silnych Razem”, która to grupa chyba najbardziej zgłupiała pod wpływem mało racjonalnych, a czasem wręcz zupełnie obłąkańczych teorii Romana Giertycha, bo być może dojdzie do zamieszek i będą mogli powiedzieć: „Patrzcie, społeczeństwo się buntuje”. Co do obłąkańczych teorii pana Romana, przekonywał on na przykład, że niedawno aresztowany Wojciech Olszański ps. „Jaszczur” i jego bracia kamraci zinfiltrowali okręgowe komisje wyborcze i to oni stoją za fałszerstwem wyborów. To się naprawdę kupy z żadnej strony nie trzyma. To jest już tak gruba odklejka, że już nawet silniczki musiały się zorientować, że Giertych nie ma już kontaktu z rzeczywistością. Rozpaczliwie puka do jej drzwi, ale nikt nie otwiera. Być może Donald Tusk nauczony własnym doświadczeniem z Jackiem Murańskim uznał, że to jest za grube i szepnął swoim ulubionym dziennikarzom, żeby znaleźli trochę mniejszego oszołoma i przykryli nim Jaszczura. I wygrzebali dra Krzysztofa Kontka. Doktor znaczy, że wykształcony; znaczy, że wie co mówi. A gdzie tam. Sprawdziłam sobie tego człowieka, kiedy któreś źrebię Giertycha zaczęło pisać o wybitnym naukowcu. Było o nim napisane tylko tyle, że odkrył sposób na sprawdzenie anomalii wyborczych. Nic więcej – żadnych naukowych prac, żadnych odkryć. Taaaaaaaki wybitny… Nie wiem, czy wiecie, ale w Kanale Zero określenia „wybitny” używa się już tylko z ironicznym podtekstem. Myślę, że tutaj też należy używać go tylko w tym kontekście. W każdym razie pan Kontek był łaskaw sam podważyć swoje badania, kiedy zapytany, dlaczego nie zbadał anomalii na niekorzyść Karola Nawrockiego odpowiedział, że po prostu mu nie pasowały. Nam na uczelni tłumaczono, że jakiekolwiek utajnienie badań, które nie pasują do naszej hipotezy, jest zabronione, a takie badania ostatecznie nie będą uznawane, jeśli coś takiego wyjdzie na jaw. No ale, pan Kontek nie utajnił, on po prostu nie zrobił, więc sprawa jest jasna. Silniczki uważają również za podejrzane, że prawie we wszystkich sprawdzonych komisjach doszło do „fałszerstwa” i że mylą się tylko na jedną stronę. Spieszę wyjaśnić – Giertych przygotował dla was wnioski tylko dla tych komisji, w których doszło do anomalii na korzyść waszego kandydata, dlatego duża część się sprawdziła i wszystkie „dowodziły przestępstwa”, bo zwolennicy Nawrockiego żadnych wniosków nie składali. Czasami naprawdę wystarczy odrobinę pomyśleć.
Niepokojące obserwacje
W głowach sympatyków Giertycha uroiło się jednak przekonanie, że oni, jedyni sprawiedliwi, walczą w słusznej sprawie, a wszyscy ich olewają. Że PKW i SN, którym powinno najbardziej zależeć na „wyjaśnieniu nieprawidłowości” w kulki sobie lecą. I nie przetłumaczysz, że oni sprawdzają te wszystkie ich wnioski, które akurat zawierają prawdziwy PESEL nie należący do Romana Giertycha, ale widzą, że to daremna robota i strata czasu. Nie przetłumaczysz, że odrzucili te wnioski, które zawierają nieprawdziwe dane z oczywistych względów, bo „zastraszeni obywatele mogą chcieć zachować anonimowość” (z takimi tłumaczeniami się spotkałam). Nie, oni są sami przeciw wszystkim. Nawet przystawki odwróciły się od tej bohaterskiej walki dzielnego Romana, bo w końcu do nich dotarło, że były tylko przystawkami. Szymon Hołownia, po odcięciu trzeciej nogi bez znieczulenia, nie jest już tak chętny do sprawowania funkcji prezydenta, bo nagle do niego dotarło jakby to wyglądało. On by im podpisał wszystkie potrzebne ustawy, a potem by go wymienili, bo z takim poparciem, to on się chyba nie chce na pośmiewisko drugi raz wystawiać. Brawo, Szymek, może jeszcze będą z Ciebie ludzie, ale na powrót do TVN-u po tym wystąpieniu akurat bym nie liczyła. I rośnie w Silnych Razem frustracja. Bo oni dzielnie na tym swoim koniu gnają ku sprawiedliwości, ale tak naprawdę oni tu na deszczu, wilki jakieś. Nic śmiesznego. I ta frustracja urosła już do takich rozmiarów, że jawnie stosują groźby wobec przyszłego prezydenta Polski. A co robi polskie państwo? Policja jest zajęta ściganiem staruszek, które nie lubią Owsiaka albo autorów maili, po których pani Jagielskiej robi się przykro, bo czyta o sobie, że złe rzeczy robiła. Tak, polska policja dba teraz o dobre samopoczucie kobiety, która jawnie łamie konstytucję, a niemniej jawne groźby wobec przyszłego prezydenta? Oj tam, oj tam. Czy ktoś w ogóle zainteresował się panem Markiem i sprawdził, czy on przypadkiem nie ma odpowiednich narzędzi, żeby zrealizować swoją groźbę? Zresztą, nawet jakby nie miał, to mało jest oszołomów, którym może wpaść do głowy, że to w sumie dobry pomysł? Okazuje się, że można publicznie nawoływać do przestępstwa pod jakimś wpisem Adama Szłapki i nic się nie dzieje. Być może polska policja słusznie zauważyła, że pan Marek zostawił sobie furtkę, bo może coś innego zadziała. I podejmie działania dopiero, kiedy już wyczerpie możliwości? Masa czasu im została, bez stresu.
Nie wiem, panie Marku, kogo aż tak spierdoliło te kilka lat w polityce, ale podejrzewam, że nie tych, którzy nie wpadli jeszcze na pomysł strzelania do nielubianych polityków.
M.
Nawiasem Pisząc
Jakie szanse daje nam Karol Nawrocki?

Napiszę Wam, że… kurczę, naprawdę polubiłam Karola Nawrockiego podczas całej tej kampanii i wiąże z jego prezydenturą jakieś tam nadzieje. Oczywiście ze swoją zasadą ograniczonego zaufania, ale mimo wszystko. Nie wiem, co prawda, dlaczego go polubiłam, bo to uczucie czysto subiektywne, ale myślę, że potrafię obiektywnie uzasadnić jakieś tam wiązane z nim nadzieje. Postaram się tutaj pokrótce („Tjaaaa… Ona i pokrótce” – myślicie sobie pewnie 😉 ) opisać swoje odczucia, bo – znowu czysto subiektywnie – wydaje mi się, że na tego człowieka wylano takie wiadra niezasłużonego łajna, że mogę pomóc mu się trochę „odczarować”.
Czysto suciektywnie…
Najpierw jednak rozprawmy się z tymi subiektywnymi odczuciami. Koalicja osiągnęła chyba wynik odwrotny od zamierzonego, bo im bardziej napierdzielali w tego biednego Nawrockiego, tym większą czułam do niego sympatię. Apogeum osiągnęli, kiedy wyciągnęli alfonsa, gdzie tam się nic w tych ich oskarżeniach nie zgadzało i nawet dziennikarze der Onetu się od części tych rewelacji odcięli, mimo że to oni wyniuchali (albo wymyślili) całą aferę z Grand Hotelu. Pierwszym „dowodem” był fakt, że Nawrocki kogoś tam poznał, kto później stał się niedobry albo już wtedy był niedobry. Niestety sam fakt znania kogoś bardzo złego nie jest żadnym dowodem, więc Donald Tusk, żeby trochę uwiarygodnić śledztwo swoich posłusznych dziennikarzy, powołał się na Jacka Murańskiego, który miał te brednie potwierdzić POD WŁASNYM NAZWISKIEM. Ten koleś pod własnym nazwiskiem udawał, że szprecha po francusku i nie czuł wtedy ani pół miligrama zażenowania, więc taki sobie z niego autorytet. To samo pomyśleli pewnie ci dziennikarze, bo jeden z nich wprost napisał, że trzeba być debilem, żeby uwierzyć, że to właśnie Murański stanowił ich źródło informacji i potrafili to uargumentować troszkę lepiej niż Tusk. Mieli zrobić artykuł ostatecznie obalający kandydata wspieranego przez PiS, a kiedy nie wyszło, to jeszcze dodatkowo ośmieszyli premiera. „A to węże łyse, na własnym cycku wyhodowane” – musiał pomyśleć wtedy pan, przepraszam, herr Donald, choć nie wykluczam, że mogło tam być więcej niecenzuralnych wstawek. Nawrocki trochę stracił z tą aferą kawalerkową, bo za każdym razem tłumaczył się w inny sposób, ale dosłownie nadrabiał to wszystko miną. Ten facet się cały czas uśmiecha! Nie da się też ukryć, że jego kampania była dużo bardziej pozytywna, niż to co wyczyniała Koalicja Obywatelska. I dużo bardziej naturalna, niż pomysły jakie mieli sztabowcy Trzaskowskiego. Sam Karol był dużo bardziej prawdziwy. Kiedy piękny Rafał rzucał wymuszone żarty o prima aprilis czy uśmiechniętych brygadach, Nawrocki grał z młodymi chłopakami w dziada. To takie trochę dwa ognie, tylko że kopane. Poza tym facet musiał naprawdę wiele ustać. Na pewno nie było mu łatwo, kiedy oskarżano go o sutenerstwo, nie było też mu łatwo, kiedy atakowano jego żonę, bo „jest tak brzydka, że to na pewno trans”. Po ogłoszeniu wyników nie miał lżej, bo tym razem uśmiechnięci-nowocześni wzięli sobie za cel jego siedmioletnią córkę, a później jeszcze jakaś genialna dziennikarka (chyba też z der Onetu) odkryła, że Marta Nawrocka założyła dwa razy tę samą sukienkę, bo to niestosowne, ale kiedy dokładnie to samo zrobiła księżna Kate, to była wielka klasa i oszczędność. Psiakrew, jakbym ja wiedziała, że ubrania można założyć więcej niż jeden raz, a nie wypierdzielać po pierwszym użyciu, mogłabym zaoszczędzić kupę kasy. Dzięki, Marta!
I bardziej obiektywnie
No dobrze, pośmialim się, pobawilim, przejdźmy więc do bardziej rozsądnej argumentacji. Bo Karol Nawrocki wcale nie miał jakiejś super ekstra kampanii. Zaczęli od boksowania i hasła „NowRocky”, które trochę za bardzo przeciągnęli, bo przez pierwsze kilka tygodni kandydat na prezydenta nie robił nic innego, tylko boksował i biegał. Poza tym, skoro od tego zaczęli, mogli konsekwentnie pociągnąć tego NowRocky’ego jako człowieka, który kiedyś tłukł się po lasach z bandą pseudo-kibiców, ale wyszedł z tego, założył rodzinę i został prezesem IPN-u. A teraz prezydentem-elektem. Zostańmy jednak przy tym IPN-ie. Karol Nawrocki objął to stanowisko w 2021 roku i od razu nadepnął na odcisk Rosjanom. Aktywnie demaskował i ujawniał zbrodnie Związku Radzieckiego dokonywanych na Polakach, gorąco popierał usuwanie pomników Armii Czerwonej na terytorium Polski, uznając je (bardzo słusznie!) za symbol okupacji radzieckiej, podczas gdy Rosjanie do dziś uważają, że to laur wspólnego zwycięstwa nad nazizmem. To właśnie dlatego został wpisany na rosyjską listę sankcyjną i gdyby kiedykolwiek pojawił się na terytorium Rosji w najlepszym wypadku zostałby zatrzymany i zawrócony, ale bardziej prawdopodobny proces pokazowy. Dlatego tak bardzo śmieszą mnie argumenty wielbicieli KO, że prezydent-elekt wepchnie nas teraz w ramiona Putina. Serio? Skoro już Tusk i KO koniecznie muszą siać propagandę, to mogliby się postarać, żeby była ona odrobinę mniej idiotyczna. Też macie wrażenie, że Donald Tusk wrócił z Europy głupszy, niż był za czasów swojego pierwszego premierostwa? Kto wie, być może Rafał Trzaskowski przeszedł tam podobne pranie mózgu i dlatego tak bezrefleksyjnie zgadzał się na najbardziej durne pomysły swoich sztabowców? W każdym razie, patrząc na to, jak Karol Nawrocki walczył o pamięć Polaków, którzy zginęli z rąk Sowietów, mam nadzieję, że podobnie zachowa się, jeśli chodzi o tych, którzy ginęli z rąk ukraińskich banderowców. Pamiętam, że mocno byłam zawiedziona postawą Andrzeja Dudy, który w ogóle się nie zająknął, kiedy Zełeński, stojąc przecież obok niego, manipulował historią tak, że aż zęby bolały. Nie reagował również wtedy, kiedy prezydent Ukrainy zupełnie jawnie i publicznie sobie z niego drwił. Ale na Dudę głosowałam tylko i wyłącznie po to, żeby nie wygrał najpierw Komorowski, a później Trzaskowski. Do Nawrockiego, właśnie ze względu na to, w jaki sposób prowadził IPN, oddawałam głos jednak z większym przekonaniem.
Post Scriptum
Już po wyborach kolega podsunął mi dwa materiały na YT, chociaż nagrane jeszcze w trakcie trwania kampanii. Pierwszy był autorstwa Miłosza Lodowskiego, który sugerował, że koalicja platformersów z lewakami tak brutalnie atakuje Karola Nawrockiego, bo ten z racji swojej funkcji miał dostęp do wielu akt sprawy i mógłby zdemaskować jak faktycznie wyglądało to obalanie komunizmu, bo do dziś nasza „oficjalna” wersja historii ma niewiele wspólnego z prawdą. A być może miał również dostęp do akt najważniejszych ludzi polskiej polityki i być może ujawnienie tych akt byłoby im bardzo nie na rękę. Coś w tym jest, jeśli pamiętamy, że był to etap historii najchętniej badany przez prezesa IPN-u. Z drugiej strony, ten sam kolega podesłał mi wywiad z Wojciechem Sumlińskim (to ten od „Niebezpiecznych związków”, który ma naprawdę zrozumiałe powody, żeby nie lubić całej Platformy). Opowiadał on, że poznał Karola Nawrockiego i prosił go, żeby poszperał trochę na temat morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki; wręcz wymusił na nim obietnicę, że to zrobi i powie mu, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło. Po jakimś czasie miał mu odpowiedzieć, że nic nie da rady zrobić i lepiej to zostawić. Czyli klasycznie – jeden rabin powie tak, a drugi powie inaczej. Faktem jest, że prezydent RP nie może sam sobie odtajniać akt – może to zrobić tylko organ, który je zataił lub jego następca. A że w Polsce dalej dopuszcza się komunistów do władzy, to większość tych akt ciągle gdzieś leży i się kurzy. A pewnie część została zniszczona, bo już Sławomir Cenckiewicz ujawnił, że tajemniczo zniknęła część dokumentów o Lechu Wałęsie, a ostatnim wyszukującym te dokumenty był właśnie… Lech Wałęsa. Który zresztą jest tym, który reaguje na demokratyczny wybór Polaków w najbardziej obłąkańczy sposób. Wracając jednak do tematu – Karol Nawrocki prawdopodobnie ma dużą wiedzę na temat tego, co się działo w 89 roku i parę lat po nim i nawet, jeśli nie ma możliwości ich ujawnić, to przynajmniej wie, z kim ma do czynienia. I ma narzędzia, żeby nie dać się tym ludziom tutaj rozpasać do reszty. Na to również po cichu liczę. Zresztą, umówmy się. Patrząc na dotychczasowych prezydentów Polski, Nawrocki nie ma jakoś szczególnie groźnej konkurencji i spokojnie ma szansę każdego z nich prześcignąć. Nawet Lech Kaczyński, którego zresztą cenię sobie najbardziej z dotychczasowych prezydentów, podpisał ten nieszczęsny traktat lizboński, który nadał Unii Europejskiej więcej praw.
I tak już zupełnie na koniec – kiedy widzę to zdjęcie młodego Karola Nawrockiego, to micha mi się sama cieszy. Nic nie poradzę.
M.