Connect with us

Nawiasem Pisząc

W krzywym zwierciadle: Polityka

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Przez okres świąteczny mogliśmy spróbować trochę odpocząć od polityki i wyciszyć się. Mogliśmy, ale nie wszystkim się udało, ponieważ miłościwie nam panujący nie próżnowali. Praktycznie pierwsze tygodnie rządów Donalda Tuska skutecznie pokazują ogrom hipokryzji i obłudy jednej i drugiej partii. Herr Tusk, ledwie tylko objął stanowisko premiera, postanowił zrobić wszystko to, przed czym ostrzegał, że zrobi PiS i to w osiem dni, a nie osiem lat – tak można to krótko podsumować. Sprawą trzech miliardów złotych dla TVP jeszcze się zajmiemy (w tym konkretnym przypadku ta hipokryzja wręcz bije po oczach), bo zrobiła się z tego naprawdę brazylijska telenowela, ale zobaczcie, co się dzieje. PO przez ostatnie osiem lat krzyczało tylko o Konstytucji i praworządności, dumnie nosząc koszulki z tymi hasłami. Po przejęciu władzy rozjeżdża jedno i drugie czołgiem, łamiąc prawo praktycznie na każdym kroku. Dlatego teraz te same hasła wykrzykują politycy PiS. Niedługo pewnie te koszulki od nich odkupią. Tak samo mogą przejąć hasło: „Wolne media” – chociaż to już akurat zrobili. Oglądając nagrania udostępniane przez posłów PiS na TT/x, zwróciłam uwagę – zdaje się przy filmie Dariusza Mateckiego, ale pewna już nie jestem – że podnoszona tam była kwestia zgłoszenia kolejnych pomysłów PO do Unii Europejskiej. W tamtym filmie argumentowano, że tego nie zrobią, bo ani to nie ma sensu, ani też za bardzo nie mają możliwości, ale znowu – przecież niedawno do Unii kablował tylko „gorszy sort Polaków”, prawda? Tutaj się nawet powtarza metoda walki o wolność „na okupację”. Może pamiętacie, na przełomie 2016-2017 roku przedstawiciele ówczesnej opozycji siedzieli tam przez miesiąc w związku z próbą zmian w organizacji pracy dziennikarzy (przeniesienie pracy mediów w inne miejsce, ograniczona możliwość nagrywania posłów i ograniczenie liczby dziennikarzy do dwóch na jedną redakcję), teraz dziennikarze i politycy PiS próbują robić to samo, tylko że w siedzibach mediów publicznych. Należę do grona osób, które uważają, że więcej powodów do krzyku mają jednak reprezentanci PiS-u, bo faktem jest, że podczas swoich rządów naciągali oni Konstytucję, jak tylko się dało, byle tylko przecisnąć jakieś swoje pomysły (co, nie wiem, czy teraz się na nich nie mści), ale Donald Tusk – za pomocą Bartłomieja Sienkiewicza – robi tutaj taką bandyterkę, że naprawdę niewiele już nas różni od standardów białoruskich. Ale musicie chyba się zgodzić, że ta kadencja to trochę takie lustrzane i sparodiowane (tak jakby poprzednie nie były parodią samą w sobie) odbicie tych z lat 2015-2023? Barierki to chyba już tylko ironiczny symbol tego wszystkiego, co tam się teraz wyprawia.

Akcja – likwidacja

W każdym razie tuż przed Świętami Donald Tusk zdecydował, że przekaże 3 mld złotych z budżetu państwa na TVP. Wcześniej twierdził, że nie widzi powodów, żeby obywatele musieli dokładać miliardy złotych do tej telewizji z własnych kieszeni, bo jest ona zabezpieczona, więc wszystko spoko, nie mamy się o co martwić. Premier już w miarę ogarnął „nowe, rzetelne, obiektywne media”, więc nikt go, zdaje się, nie prosił, żeby jakoś odniósł się do swoich wcześniejszych deklaracji, ale pozostali członkowie Platformy nie mieli już tak łatwo. Bo przypominam, że finansów na swoje obietnice szukali oni właśnie w TVP: „Zabierzemy im te 2 mld złotych i wtedy starczy nam na prawie wszystko, co wam obiecaliśmy! O ile oczywiście, będziemy chcieli to spełnić” – daję słowo, w co drugim wywiadzie z którymś z reprezentantów tej intelektualnej elity właśnie taka argumentacja się przewijała. No, ale teraz 3 mld na TVP, Tusk na pewno wie, co robi, a tamto to były takie luźne pomysły tylko, a w ogóle to przenośnie. W każdym razie wyglądało na to, że plan szefa rządu przebiega bez zakłóceń, kiedy Andrzej Duda zdecydował się przerwać zabawę i zawetował ustawę budżetową (swoją drogą, to też można mu wypomnieć, bo jednak za rządów PiS mu to nie przeszkadzało – wydaje mi się jednak, że to był celowy zabieg, żeby móc wyciągać Platformie niespełnione obietnice). Nie spodobało się to herr Donaldowi, a kiedy herr Donaldowi się coś nie podoba, reaguje w jeden, konkretny sposób, charakterystyczny dla tego gatunku. Mianowicie: kłamie. Przekaz poszedł, że prezydent próbuje uwalić podwyżki dla nauczycieli, mimo że Duda ewidentnie wskazywał na finansowanie TVP jako ten fragment ustawy, z którym się nie zgadzał. Z ich sympatycznej i pełnej uprzejmości wymiany zdań na TT/X wynika, że pan Duda przygotował swój projekt ustawy, według której propozycja podwyżek dla nauczycieli pozostaje bez zmian, ale za to znika zapis o 3 mld złotych dla telewizji publicznej.

Po tym afroncie, Tusk najwyraźniej uznał, że albo będą wolne media, takie jak on chce, albo nie będzie ich wcale i poprosił Sienkiewicza, żeby przekazał, co następuje: „Zabieram swoje zabawki, idę do innej piaskownicy i likwiduję media publiczne”. A to, że przy okazji po raz kolejny przejechał walcem po Konstytucji, to już pal sześć. Cóż, jedyna zasada, jaką mogliśmy dostrzec w tym sejmowym burdelu, brzmi: „Jak Kali łamać Konstytucja to dobrze”, że tak pozwolę sobie zacytować Cezarego Krysztopę. W każdym razie, uzasadnienie było takie, że skoro nie możemy dać 3 mld na media publiczne, to nie będzie ich wcale, bo nas nie stać. Nie wiem, jak to się ma do słów Tuska, że są one zabezpieczone, ale słowa Donalda Tuska mają to do siebie, że szybko się dezaktualizują, więc pewnie tutaj też nie powinnam dociekać. Ciekawy za to okazał się entuzjazm członków nowej koalicji, którzy widocznie uznali decyzję pana Sienkiewicza za niezwykle zabawną i polecieli śmieszkować na TT/X, że Duda zlikwidował TVP, hahaha, hihihi. I nawet im przez te wypełnione tęczą i miłością łby nie przejdzie, że tak naprawdę przyklaskują łamaniu prawa. Że to, co teraz robią przypomina już zamach stanu – a może wręcz zdają sobie z tego sprawę (dość przypomnieć słowa: „Pachnie stanem wojennym, ale lepszy krzyk 50 niż dowód na bezsilność władzy”), ale to konsekwentnie ignorują? Ależ po co komu tak niezdrowa dawka refleksji i autokrytyki; lepiej wstawiać zabawne wpisy, jak to Duda sam załatwił TVP. Taki głupek z niego, nie spodziewał się, że skoro złamaliśmy prawo raz, to możemy zrobić to ponownie. Hahaha, hihihi.

To jeszcze nie koniec z wiatrakami

Na zakończenie napiszę jeszcze, że włączyłam sobie z ciekawości nową odsłonę „Wiadomości” – przygotowana na to, że znów zobaczę w starej, dobrej Telewizji Polskiej starą, dobrą propagandę, tylko że w drugą stronę. Nowy program „19:30” (pisane, nie wiadomo czemu, przez „i”), który na około dobę przed premierą był reklamowany, gdzie się dało, bo nowa wejściówka i nowa nazwa. Cóż, nazwą bym się specjalnie nie chwaliła, ale niech im będzie., Nie byłam też specjalnie zdziwiona, że z nowego kanału informacyjnego nie dowiedziałam się:
a) w jaki sposób tak naprawdę została przejęta TVP,
b) co działo się wtedy w siedzibie PAP-u,
c) że przegłosowano „przymusową solidarność” i tylko – w ramach naszej niezawisłości i niezależności – możemy sobie wybrać, czy imigrantów przyjmiemy, czy po prostu za nich zapłacimy,
d) że nie będzie jednak pieniędzy na onkologię dziecięcą, bo TVP ważniejsze,
e) że Bartłomiej Sienkiewicz właśnie postanowił zlikwidować media publiczne.
Obejrzałam za to pasjonujący materiał o… wiatrakach. Rzecz jasna, to wcale nie była propaganda nowego rządu; nie należy, broń Boże, doszukiwać wątków łączących go z nieudaną ustawą Henning-Kloski, a już na pewno, w żadnym wypadku i pod żadnym pozorem nie należy porównywać tego nagrania z działaniami jakichś wiatrakowych lobbystów, bo to byłby, proszę Państwa, skandal. Mam wrażenie, że Platforma zrobiła wszystko tak, jak trzeba, tylko popierdzieliła im się kolejność. Gdyby najpierw puścili ten absolutnie nie-propagandowy materiał (i jeszcze kilka razy go powtórzyli – najlepiej podczas przerwy na reklamę, kiedy człowiek przestaje słuchać, ale jednak podświadomie wyłapuje fragmenty i dzięki temu wie, który proszek do prania kupić następnego dnia), to żadnej afery wiatrakowej by nie było. Ludzie sami by się wywłaszczali, byle tylko jak najwięcej wiatraków zainstalować w całej Polsce. Zero propagandy, maksimum rzetelności. I nawet operatorowi udało się uchwycić dwa ptaki, które jakimś cudem nie dały się wkręcić w maszynkę do mielenia mięsa, więc proszę bardzo, można od razu widzom pokazać, że nie, te wiatraki wcale nie zabijają ptaków, proszę spojrzeć, tym dwóm udało się przelecieć. Link do materiału wrzucam poniżej – rzadko oglądam TVP, więc pewnie ominęło mnie z 90% takich tanich manipulacji serwowanych tam za rządów PiS, ale – daję słowo – większego paździerza niż to, dawno nie widziałam.

M. 

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Idee i wartości Igrzysk Olimpijskich

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Zawsze myślałam, że zaszczyt niesienia olimpijskiego płomienia dotyczy tylko najbardziej zasłużonych sportowców. Prawdziwych legend, które potrafiły pokonać największe słabości, a stres i presję przekuć na ambicję i waleczność. Mistrzów w swojej dyscyplinie. Niedoścignionych wzorów i autorytetów dla wielu ludzi. Ludzi wytrwałych, ambitnych i pracowitych. Ludzi, którzy całe swoje życie podporządkowali sportowi. Którzy nie bali się wyrzeczeń, bo przyświecał im jeden konkretny cel i konsekwentnie do niego dążyli. Którzy są żywymi pomnikami w świecie sportu. Którzy często dokonywali rzeczy, które wydawały się niemożliwe.

Nowa tradycja?

Francuzi uświadomili mi, jak bardzo się myliłam. Ponieważ znicz olimpijski poniósł Snoop Dogg, który kojarzy mi się głównie z jaraniem trawki, oraz jakichś trzech facetów, którym wydaje się, że są kobietami. Już na ostatnich Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, zdaje się w ceremonii otwarcia albo zamknięcia konkursu w łyżwiarstwie figurowym, brał udział mężczyzna, który nie potrafił nawet jeździć na łyżwach i jedyne, co zrobił to dostojnie wyrżnął tyłkiem o lód, niosąc norweską flagę. Ale był przebrany za kobietę, więc widocznie kompromitacji nie było. Francja idzie jeszcze dalej, bo zabiera zaszczyt wzięcia udziału w sztafecie niosącej olimpijski znicz cenionym i szanowanym sportowcom, ale to wszystko, rzecz jasna, w imię tolerancji. Panowie, którzy zamiast nich, poniosą znicz znani są podobno z wulgarnych i seksualnych występów. Według wielu taki wybór to poniżanie i deprecjonowanie ważnych wartości i ogólnie hańba dla Francji. Zgadzam się, przy czym według mnie Francja zhańbiła się już ładnych parę lat temu i wiele już z tego państwa nie zostało.

Tolerancja ponad bezpieczeństwo

Ale już burmistrz Paryża broni tego wyboru, powołując się na typowe dla postępowców argumenty. Niejednokrotnie wyśmiewane i nie wnoszące absolutnie nic do dyskusji. Pewnie już domyślacie się, jakie to „argumenty”. Ależ oczywiście, homofobia i transfobia. Cóż, tak jak pisałam – zaszczyt niesienia znicza powinien dosięgnąć tylko najwybitniejszych sportowców. Nie widzę powodów, dla których ta tradycja miałaby się zmienić na korzyść jakichś niewyżytych przebierańców. Jeśli pani burmistrz potrafi mi to jakoś logicznie wytłumaczyć, to bardzo proszę. W przeciwnym wypadku niech sobie wsadzi tę transfobię i homofobię tam, gdzie słońce nie dochodzi. I zajmie się naprawdę poważnymi problemami, bo te Igrzyska mogą być najbardziej kompromitujące w całej historii tych rozgrywek i to nie tylko ze względu na takich dziwaków. Chirurdzy i inżynierowie, tak jak przewidywali ludzie mądrzejsi od pani burmistrz, już robią tam chlew. Zdążyli wywołać zamieszki na meczu Argentyny z Maroko (co, swoją drogą pokazało, że Francuzi są kompletnie pod tym kątem nieprzygotowani), okraść piłkarzy z Argentyny oraz kolarzy z Australii oraz ubogacić kulturowo australijską obywatelkę. A ceremonia otwarcia dopiero dziś wieczorem. A nieśmiało tylko przypominam, że Francja, zgłaszając swoją kandydaturę, wzięła na siebie obowiązek troskę o bezpieczeństwo wszystkich kibiców, którzy tam przyjadą.

Cóż, szykują się wybuchowe Igrzyska.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

 

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Uśmiechnięte państwo prawa

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

To, co ostatnio dzieje się w naszym uśmiechniętym państwie prawa to tak naprawdę zwykły kabaret, bo działania Tuska przypominają już najlepsze czasy SB. Niedawno służby zatrzymały ks. Olszewskiego i Marcina Romanowskiego w sprawie jakichś nieprawidłowości związanych z Funduszem Sprawiedliwości. Obaj utrzymują, że w areszcie byli traktowani co najmniej średnio, żeby nie powiedzieć dosadniej, ale służba więzienna i Adam Bodnar stwierdzili, że wcale nie, nieprawda i na tym w zasadzie sprawa się skończyła. Ale cóż, pan premier obiecał swoim wyborcom, że będzie zemsta na tych wstrętnych pisiorach – i tej jednej obietnicy akurat zamierza dotrzymać. Po pierwsze dlatego, że sam jest mściwym człowiekiem, o czym mówiło się już dawno i w różnych środowiskach, a po drugie dlatego, że doskonale zdaje sobie sprawę na czym jego zatwardziałemu elektoratowi najbardziej zależy – im nie przeszkadza, że nagle będą mieli mniej pieniędzy w portfelu, a być może nawet stracą pracę, byle tylko mieli świadomość, że ktoś „j***e PiS”. Zaatakowano dwa z najbardziej znienawidzonych – przez postępowych i tolerancyjnych – cele.

Ten szatański Kościół

Ksiądz Olszewski po zatrzymaniu napisał list do rodziny, który następnie został opublikowany. Z jego fragmentów możemy wyczytać między innymi: Od 6 rano, przez cały dzień (nawet przy czynnościach fizjologicznych) byłem skuty. Ani na chwilę nie zdjęto mi kajdanek. Usłyszałem, że o tej porze nie ma ani kolacji, ani wody. Ubłagałem pół butelki wody z kranu, przyniesionej w butelce, która stała w celi. Rano, kiedy prosiłem, by zaprowadzono mnie do WC, usłyszałem: „Lej do niej”. Ksiądz pisał również: Pouczono mnie, że w razie jakiegokolwiek ruchu bez ich zgody użyją siły włącznie z bronią palną. Oczywiście, tak jak wspominałam Bodnar i służby więzienne stanowczo temu zaprzeczyły, więc w ogóle nie ma o czym gadać, jednak adwokat księdza utrzymuje, że jego klient schudł w areszcie 15 kilogramów i ogólnie jest w złym stanie fizycznym. Jak jest naprawdę, nie wiadomo, ale patrząc na to, jakie wspomnienia z aresztu mieli Wąsik i Kamiński – obawiam się, że nie można tego wykluczać. Nie wiem też, czy ksiądz Michał jest winny czy nie – wiem za to, że wielu prawników ma wątpliwości co do zasadności tych oskarżeń, tym bardziej, że mówimy tu nawet o rzekomym udziale w grupie przestępczej. Tyle że Koalicja za grupę przestępczą uznaje PiS, Konfederację i ogólnie każdą grupę czy stowarzyszenie, która nie działa po ich myśli. Mam jednak wrażenie, że mamy tu do czynienia z typowo SB-ckimi metodami – dorwano człowieka, co do którego można było sformułować mające mniej lub więcej sensu zarzuty, a potem uprzykrzać mu życie w więzieniu tak, żeby się złamał i być może zdradził jakieś nieścisłości gdzieś w wyższych kręgach, które nawet nie muszą być prawdziwe. I trochę się denerwują, bo wygląda na to, że duchowny do tej pory się nie złamał.

Ten przebrzydły PiS

Jeszcze większe jaja są z posłem Marcinem Romanowskim. On również jest oskarżany o nieprawidłowe wydatkowanie środków z Funduszu Sprawiedliwości. Romanowskiego aresztowano przed kamerami, niemalże w świetle fleszy – tak, żeby absolutnie nikt nie miał wątpliwości z jakim niebezpiecznym przestępcą i bandytą mamy do czynienia. I po to, żeby zaślepieni fanatycy Tuska mogli wiwatować. Oczywiście, trzeba było go od razu aresztować, bo „zachodziło ryzyko matactwa”. Romanowski od jakiegoś czasu musiał zdawać sobie sprawę, że nasz nie-rząd ostrzy sobie na niego zęby, więc jakby miał mataczyć, to już dawno by to zrobił i może nawet uciekł do Włoch, jak taki inny. Mało tego – on kilka dni wcześniej sam zgłosił się do prokuratury, żeby złożyć zeznania, ale wtedy nikt nie chciał z nim gadać. Bo wtedy nie było kamer, nie było świadków, oczernianie człowieka nie byłaby więc aż tak spektakularne. Kazano mu więc spadać, żeby po jakimś czasie wywlec go w kajdankach na oczach wszystkich. Sprawiedliwość triumfuje, prawda? Tylko że wcale nie, bo poseł Romanowski bardzo szybko został zwolniony z aresztu, bo okazało się, że ma on również immunitet Rady Europy. I teraz pytanie – czy prokuratorzy pod rządami Tuska są tak niekompeteni, że nie zdawali sobie z tego sprawy i skompromitowali się doszczętnie, czy może wręcz przeciwnie – zrobili to celowo, wiedzieli, że tak to się skończy, ale też doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że obraz wyprowadzonego w kajdankach urzędnika państwowego na trwale zostanie w pamięci. I prawdopodobnie właśnie o to chodziło. Zresztą sam Tusk pisał na swoim Twixie, że publiczność jest rozczarowana. Sam się poniekąd przyznał, że robił to właśnie dla poklasku.

Prawo takie, jak my je rozumiemy

Romanowski może być po prostu nagrodą pocieszenia dla prostego ludu, bo przecież Tusk obiecywał dorwać Zbigniewa Ziobrę, a tego mu się nie udało z uwagi na ciężką chorobę byłego ministra. A może i środkiem do celu, żeby uzyskać haki na kogoś wyżej postawionego, jak to już wcześniej pisałam. Nie wiem, ale wiem, że to, co wyprawiają posłowie KO na polecenie swojego guru na pewno zgodne z prawem nie jest. Śmieszą mnie też pełne oburzenia głosu z tamtego obozu, że Romanowski chowa się za immunitetem. Bo przecież oni w naszym nie-rządzie to wszyscy święci i żodyn z nich (ŻODYN!!!) nigdy tym immunitetem nie wymachiwał. I nie chodzi też o sam immunitet, bo ja ogólnie jestem jemu przeciwna, uważam, że jeśli wszyscy jesteśmy równi wobec prawa to wszyscy, a nie, że niektórzy mogą być równiejsi. Ale chciałabym, żeby te immunitety znieśli dla wszystkich, a nie co jakiś czas urządzali sobie polowanie na czarownice, bo któregoś posła akurat wyjątkowo nie lubią, a że kiedyś wpisał swoje nazwisko w nie tej rubryczce, co trzeba, to mają podstawy. I żeby była jasność – nie twierdzę, że ks. Olszewski i Marcin Romanowski są niewinni. Tego nie wiem. Ale wydaje mi się, że każdy ma prawo do uczciwego procesu. I każdy ma prawo oczekiwać tego procesu w swoim domu, o ile nie istnieje ryzyko, że kogoś zadźga na ulicy albo zwieje za granicę. Na razie słyszymy tylko o zarzutach. Nic nie wiadomo o procesie – kiedy i czy w ogóle będzie. Bez procesu nie ma wyroku, prawda? Nieprawda. Wyrok wydały już media protuskowe, oczerniając obu mężczyzn dwadzieścia cztery godziny na dobę. I nawet jeśli okaże się, że tak naprawdę żadnej afery nie było, to i tak zniszczono im dobre imię, a smród będzie się ciągnął za nimi jeszcze długo.

Takie to państwo prawa z tej naszej uśmiechniętej Polski.

M.

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Zło, którego się nie zapomina

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Żeby jeszcze bardziej uświadomić Wam, jakimi Niemcy byli okrutnikami podczas II wojny światami, a jakimi pokrytymi hańbą obłudnikami są teraz, kiedy nie chcą wypłacić należnych Polsce pieniędzy, napiszę Wam dwie historie. O jednej pewnie coś, gdzieś słyszeliście, bo jest dość znana w naszym kraju, ale o drugiej praktycznie już się nie mówi. I naprawdę nóż się w kieszeni otwiera, kiedy się o nich czyta. Daję Wam słowo, że po lekturze tego tekstu będziecie czuć tylko wściekłość i bezradność. Ja przynajmniej tak miałam, kiedy dzisiaj, wracając z pracy, czytałam sobie na ten temat, przygotowując się do tego artykułu.

Humanitaryzm po niemiecku

Obie te historie dotyczą rzezi na Woli, którą Niemcy zorganizowali, żeby ukarać warszawian za wybuch powstania. Zginęło wówczas od 20 tysięcy do 65 tysięcy, chociaż może należy odetchnąć z ulgą, że „tylko” tyle, bo Adolf Hitler wydał jasny rozkaz – mieli zginąć wszyscy warszawiacy. Co do jednego. Zaś całe miasto należało zniszczyć – to drugie im się przecież udało. Sposób myślenia tego obłąkanego człowieka był jasny: Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy. Niemcy, oczywiście, od razu ochoczo przystąpili do realizacji planu i dokonali ludobójstwa na mieszkańcach Woli. Nie miało dla nich znaczenia, czy to było dziecko, kobieta czy mężczyzna, nie miało dla nich również znaczenia, że to byli cywile, którzy nie brali udziału w walkach. Chcieli tylko przeżyć wojnę. Nawet to nie było im dane. Wymordowano również personel i pacjentów trzech okolicznych szpitali. Wywlekali ludzi z domów, biciem, kopaniem i uderzaniem kolbami karabinów zmusili ich do ustawiania się pod ścianami, gdzie następnie ich rozstrzeliwano. Zmuszano niektórych mężczyzn do palenia zwłok, a potem ich również zabijano. Wśród tych ludzi była Wanda Lurie, wypędzona z domu z trójką swoich dzieci. Kobieta była również w widocznej ciąży. Idąc na pewną śmierć, pani Wanda próbowała wybłagać pilnujących jej Niemców o łaskę dla niej i jej dzieci, ale gdzie tam. Później usiłowała wykupić się od jakichś Ukraińców, oferując im wszystkie swoje kosztowności. Oni chcieli się nawet zgodzić, ale przyuważył to jakiś Szwab i „transakcję” uniemożliwił tuż po wręczeniu ukraińskim pomocnikom biżuterii i pieniędzy. Rzecz jasna, swojej własności już nie odzyskała, ale myślę, że był to dla niej już w tym momencie najmniejszy problem. 3-letni Wiesław płakał przerażony, tym bardziej, że pewnie nie rozumiał jeszcze, co się dzieje. 6-letnia Ludmiła również wylewała łzy, powtarzając co chwilę: Mamo, oni nas zabiją! Najstarszy syn, 11-letni Lech po prostu się modlił. Niedługo później zostali postawieni pod mur fabryki „Ursus” i hitlerowcy zaczęli strzelać. Dzieci Lurie zginęły od razu, ona została ciężko raniona w twarz i obie nogi. Po odzyskaniu przytomności leżała między ciałami zabitych przez kolejne dwa dni, bojąc się ruszyć. Mogła tylko patrzeć na swoje martwe dzieci i czekać na śmierć. W pewnym momencie jednak poczuła ruch w swoim brzuchu. Wróciły w nią siły, że może zdoła ocalić swoje ostatnie, najmłodsze dziecko, więc wyczołgała się spod spiętrzonych ciał i próbowała uciekać. Następnie została jednak ponownie pojmana i zapędzona do obozu przejściowego w Kościele Św. Stanisława Biskupa, a następnie do obozu w Pruszkowie. 20 sierpnia urodziła syna Mścisława. Widzicie więc sami, że Niemcy doskonale widzieli, że kobieta jest w ciąży, a mimo to nie okazali litości. Każdy Polak to każdy Polak. Również nienarodzony. Dr Mścisław Lurie został współzałożycielem i aktywnym członkiem Stowarzyszenia Polaków Poszkodowanych przez III Rzeszę. Zmarł w 2018 roku – jego matka odeszła w roku 1989. Była jednym z najważniejszych świadków, a dzięki jej zeznaniom wiadomo znacznie więcej o tragedii na Woli, a Niemcom nie udało się sprawy zatuszować. Choć próbowali.

Sprawiedliwość po niemiecku

No dobrze, a jakie kary spotkały morderców? Skoro były dostępne zeznania pani Wandy i innych świadków, więc było wiadomo mniej więcej, co tam się działo… Bo przecież nie mogło im to ujść tak zupełnie płazem, prawda? Cóż, nie wiem o wszystkich zbrodniarzach, ale napiszę Wam o jednym. Heinz Reinefarth był dowódcą jednego z oddziałów, który dopuścił się ludobójstwa na Woli. Później podobnych zabójstw miał dokonywać również na Starym Mieście. Szacuje się, że liczba ofiar oddziału Reinefartha wynosiła nawet 100 tysięcy osób. I co się z nim stało po wojnie? Pewnie kara śmierci, bo przecież to głównie przewidywano dla tych nielicznych, którzy trafili pod Międzynarodowy Trybunał Stanu w Norymberdze. No, właśnie – niestety tylko nielicznych. Ten kawał gnoja uniknął odpowiedzialności za swoje czyny. Polska wielokrotnie ubiegała się o ekstradycję zbrodniarza, ale za pierwszym razem odmówili nam alianci, tłumacząc, że Niemiec może być ważnym i kluczowym świadkiem w procesach norymberskich. Świadkiem! Później zrobili to już nasi zachodni sąsiedzi, powołując się na brak dowodów. Nie jest to jedyny raz, kiedy świat olewa polskie żądania o wydanie im oprawców swoich obywateli. Przecież tak samo było ze Stefanem Michnikiem i Heleną Wolińską. Przyczyną odmowy był… polski antysemityzm. Niektórzy ludzie wstydu nie mają. Szwedzi odmówili nam nawet już w 2019 roku, żeby zbrodniczy brat redaktora naczelnego Gazety Wyborczy, żeby starszy pan mógł spokojnie dożyć końca swoich dni w przytulnym ośrodku, gdzie grywał sobie w szachy z innymi mieszkańcami. Chyba wtedy powoływano się już na wiek stalinowskiego sędzi. Pamiętamy zresztą, że to samo robiła Platforma w Polsce. Bo jak tak można, przecież to starsi, schorowani ludzie! Ale już nielubianego posła chorego na raka można ciągać po sądach i robić mu najazdy na mieszkanie, czemu nie? Ale do brzegu – wiecie, co po wojnie robił w Niemczech nasz antybohater? W 1951 roku został wybrany na burmistrza miasta Westerland na wyspie Sylt. Jak można wybrać sobie na burmistrza człowieka, który niecałe dziesięć lat wcześniej dowodził oddziałami mordującymi tysiące ludzi? Nie wiem, ale to są Niemcy. Mało tego – mieszkańcy byli zadowoleni z głowy swojego miasta, więc za bardzo mu tego ludobójstwa ani służby w SS nie wypominali. Później został jeszcze posłem landtagu w Szlezwiku-Holsztynie (swoją drogą, niemiecka nazwa niezbyt dobrze nam się kojarząca), tak więc widać, że obywatele byli zadowoleni z jego – ekhm, ekhm – misji. A po zakończeniu kariery polityka pracował jeszcze jako prawnik, bo ten facet przecież na temat sprawiedliwości wiedział wszystko najlepiej! Wspominałam już, że Niemcy odmawiali nam wydania tego zbrodniarza – mało tego, przyznali mu rentę generalską! Zdechł (wybaczcie, ale nie będę pisać z szacunkiem o tym moralnym zerze) w 1979 roku w swojej rezydencji na wyspie Sylt, ciesząc się do końca życia szacunkiem i sympatią jej mieszkańców. Mam nadzieję, że chociaż w tym drugim życiu został osądzony tak jak należy. SPRAWIEDLIWEGO wyroku mu życzę. Jestem w trakcie lektury książki Krzysztofa Kąkolewskiego, zawierającej wywiady ze zbrodniarzami wojennymi, którzy uniknęli kary: Co u pana słychać?. Rozdział o tym bandycie nosi tytuł: Generał, który walczył z dziećmi. Warto po nią sięgnąć.

Tabliczka „pojednania”

Niemcom otworzyły się oczy dopiero w 2014 roku, więc postanowili… odsłonić na budynku ratusza tabliczkę z napisem: „Zawstydzeni pochylamy się nad ofiarami z nadzieją na pojednanie”. I to ma być całe zadośćuczynienie!? I liczycie na pojednanie po tym, co kiedyś Polsce zrobiliście i co robicie w dalszym ciągu, chociaż już bez użycia broni? Zmieniły się metody, cele pozostały te same. Nie jest to jednak jakiś bardzo zadziwiający wyjątek, bo pamiętamy, co zrobił nie tak dawno Justin Trudeau. Uhonorował weterana SS Galizien. Podobno nie wiedział, ale było mu przykro i bardzo przeprosił. Bo uczczenie Jarosława Hunki było bolesne dla narodu żydowskiego, Polaków, Romów i… społeczności LGBT. Dobrze w sumie, że o nas nie zapomniał. W każdym razie – jeżeli tak mają wyglądać starania niemieckiej strony o pojednanie, to ja podziękuję. Nie ma wybaczenia za takie okrucieństwa, nie ma też pojednania, jeśli chcą to załatwić cholernymi tabliczkami. Jeżeli o mnie chodzi nasi zachodni sąsiedzi mogą sobie wsadzić te tablice głęboko w… rzyć. I po czymś takim oni nas chcą praworządności uczyć? To chyba się z pewną, męską częścią ciała, na honory pozamieniali.

M.

Czytaj dalej