

Nawiasem Pisząc
W krzywym zwierciadle: Polityka
Przez okres świąteczny mogliśmy spróbować trochę odpocząć od polityki i wyciszyć się. Mogliśmy, ale nie wszystkim się udało, ponieważ miłościwie nam panujący nie próżnowali. Praktycznie pierwsze tygodnie rządów Donalda Tuska skutecznie pokazują ogrom hipokryzji i obłudy jednej i drugiej partii. Herr Tusk, ledwie tylko objął stanowisko premiera, postanowił zrobić wszystko to, przed czym ostrzegał, że zrobi PiS i to w osiem dni, a nie osiem lat – tak można to krótko podsumować. Sprawą trzech miliardów złotych dla TVP jeszcze się zajmiemy (w tym konkretnym przypadku ta hipokryzja wręcz bije po oczach), bo zrobiła się z tego naprawdę brazylijska telenowela, ale zobaczcie, co się dzieje. PO przez ostatnie osiem lat krzyczało tylko o Konstytucji i praworządności, dumnie nosząc koszulki z tymi hasłami. Po przejęciu władzy rozjeżdża jedno i drugie czołgiem, łamiąc prawo praktycznie na każdym kroku. Dlatego teraz te same hasła wykrzykują politycy PiS. Niedługo pewnie te koszulki od nich odkupią. Tak samo mogą przejąć hasło: „Wolne media” – chociaż to już akurat zrobili. Oglądając nagrania udostępniane przez posłów PiS na TT/x, zwróciłam uwagę – zdaje się przy filmie Dariusza Mateckiego, ale pewna już nie jestem – że podnoszona tam była kwestia zgłoszenia kolejnych pomysłów PO do Unii Europejskiej. W tamtym filmie argumentowano, że tego nie zrobią, bo ani to nie ma sensu, ani też za bardzo nie mają możliwości, ale znowu – przecież niedawno do Unii kablował tylko „gorszy sort Polaków”, prawda? Tutaj się nawet powtarza metoda walki o wolność „na okupację”. Może pamiętacie, na przełomie 2016-2017 roku przedstawiciele ówczesnej opozycji siedzieli tam przez miesiąc w związku z próbą zmian w organizacji pracy dziennikarzy (przeniesienie pracy mediów w inne miejsce, ograniczona możliwość nagrywania posłów i ograniczenie liczby dziennikarzy do dwóch na jedną redakcję), teraz dziennikarze i politycy PiS próbują robić to samo, tylko że w siedzibach mediów publicznych. Należę do grona osób, które uważają, że więcej powodów do krzyku mają jednak reprezentanci PiS-u, bo faktem jest, że podczas swoich rządów naciągali oni Konstytucję, jak tylko się dało, byle tylko przecisnąć jakieś swoje pomysły (co, nie wiem, czy teraz się na nich nie mści), ale Donald Tusk – za pomocą Bartłomieja Sienkiewicza – robi tutaj taką bandyterkę, że naprawdę niewiele już nas różni od standardów białoruskich. Ale musicie chyba się zgodzić, że ta kadencja to trochę takie lustrzane i sparodiowane (tak jakby poprzednie nie były parodią samą w sobie) odbicie tych z lat 2015-2023? Barierki to chyba już tylko ironiczny symbol tego wszystkiego, co tam się teraz wyprawia.
Akcja – likwidacja
W każdym razie tuż przed Świętami Donald Tusk zdecydował, że przekaże 3 mld złotych z budżetu państwa na TVP. Wcześniej twierdził, że nie widzi powodów, żeby obywatele musieli dokładać miliardy złotych do tej telewizji z własnych kieszeni, bo jest ona zabezpieczona, więc wszystko spoko, nie mamy się o co martwić. Premier już w miarę ogarnął „nowe, rzetelne, obiektywne media”, więc nikt go, zdaje się, nie prosił, żeby jakoś odniósł się do swoich wcześniejszych deklaracji, ale pozostali członkowie Platformy nie mieli już tak łatwo. Bo przypominam, że finansów na swoje obietnice szukali oni właśnie w TVP: „Zabierzemy im te 2 mld złotych i wtedy starczy nam na prawie wszystko, co wam obiecaliśmy! O ile oczywiście, będziemy chcieli to spełnić” – daję słowo, w co drugim wywiadzie z którymś z reprezentantów tej intelektualnej elity właśnie taka argumentacja się przewijała. No, ale teraz 3 mld na TVP, Tusk na pewno wie, co robi, a tamto to były takie luźne pomysły tylko, a w ogóle to przenośnie. W każdym razie wyglądało na to, że plan szefa rządu przebiega bez zakłóceń, kiedy Andrzej Duda zdecydował się przerwać zabawę i zawetował ustawę budżetową (swoją drogą, to też można mu wypomnieć, bo jednak za rządów PiS mu to nie przeszkadzało – wydaje mi się jednak, że to był celowy zabieg, żeby móc wyciągać Platformie niespełnione obietnice). Nie spodobało się to herr Donaldowi, a kiedy herr Donaldowi się coś nie podoba, reaguje w jeden, konkretny sposób, charakterystyczny dla tego gatunku. Mianowicie: kłamie. Przekaz poszedł, że prezydent próbuje uwalić podwyżki dla nauczycieli, mimo że Duda ewidentnie wskazywał na finansowanie TVP jako ten fragment ustawy, z którym się nie zgadzał. Z ich sympatycznej i pełnej uprzejmości wymiany zdań na TT/X wynika, że pan Duda przygotował swój projekt ustawy, według której propozycja podwyżek dla nauczycieli pozostaje bez zmian, ale za to znika zapis o 3 mld złotych dla telewizji publicznej.

Po tym afroncie, Tusk najwyraźniej uznał, że albo będą wolne media, takie jak on chce, albo nie będzie ich wcale i poprosił Sienkiewicza, żeby przekazał, co następuje: „Zabieram swoje zabawki, idę do innej piaskownicy i likwiduję media publiczne”. A to, że przy okazji po raz kolejny przejechał walcem po Konstytucji, to już pal sześć. Cóż, jedyna zasada, jaką mogliśmy dostrzec w tym sejmowym burdelu, brzmi: „Jak Kali łamać Konstytucja to dobrze”, że tak pozwolę sobie zacytować Cezarego Krysztopę. W każdym razie, uzasadnienie było takie, że skoro nie możemy dać 3 mld na media publiczne, to nie będzie ich wcale, bo nas nie stać. Nie wiem, jak to się ma do słów Tuska, że są one zabezpieczone, ale słowa Donalda Tuska mają to do siebie, że szybko się dezaktualizują, więc pewnie tutaj też nie powinnam dociekać. Ciekawy za to okazał się entuzjazm członków nowej koalicji, którzy widocznie uznali decyzję pana Sienkiewicza za niezwykle zabawną i polecieli śmieszkować na TT/X, że Duda zlikwidował TVP, hahaha, hihihi. I nawet im przez te wypełnione tęczą i miłością łby nie przejdzie, że tak naprawdę przyklaskują łamaniu prawa. Że to, co teraz robią przypomina już zamach stanu – a może wręcz zdają sobie z tego sprawę (dość przypomnieć słowa: „Pachnie stanem wojennym, ale lepszy krzyk 50 niż dowód na bezsilność władzy”), ale to konsekwentnie ignorują? Ależ po co komu tak niezdrowa dawka refleksji i autokrytyki; lepiej wstawiać zabawne wpisy, jak to Duda sam załatwił TVP. Taki głupek z niego, nie spodziewał się, że skoro złamaliśmy prawo raz, to możemy zrobić to ponownie. Hahaha, hihihi.
To jeszcze nie koniec z wiatrakami
Na zakończenie napiszę jeszcze, że włączyłam sobie z ciekawości nową odsłonę „Wiadomości” – przygotowana na to, że znów zobaczę w starej, dobrej Telewizji Polskiej starą, dobrą propagandę, tylko że w drugą stronę. Nowy program „19:30” (pisane, nie wiadomo czemu, przez „i”), który na około dobę przed premierą był reklamowany, gdzie się dało, bo nowa wejściówka i nowa nazwa. Cóż, nazwą bym się specjalnie nie chwaliła, ale niech im będzie., Nie byłam też specjalnie zdziwiona, że z nowego kanału informacyjnego nie dowiedziałam się:
a) w jaki sposób tak naprawdę została przejęta TVP,
b) co działo się wtedy w siedzibie PAP-u,
c) że przegłosowano „przymusową solidarność” i tylko – w ramach naszej niezawisłości i niezależności – możemy sobie wybrać, czy imigrantów przyjmiemy, czy po prostu za nich zapłacimy,
d) że nie będzie jednak pieniędzy na onkologię dziecięcą, bo TVP ważniejsze,
e) że Bartłomiej Sienkiewicz właśnie postanowił zlikwidować media publiczne.
Obejrzałam za to pasjonujący materiał o… wiatrakach. Rzecz jasna, to wcale nie była propaganda nowego rządu; nie należy, broń Boże, doszukiwać wątków łączących go z nieudaną ustawą Henning-Kloski, a już na pewno, w żadnym wypadku i pod żadnym pozorem nie należy porównywać tego nagrania z działaniami jakichś wiatrakowych lobbystów, bo to byłby, proszę Państwa, skandal. Mam wrażenie, że Platforma zrobiła wszystko tak, jak trzeba, tylko popierdzieliła im się kolejność. Gdyby najpierw puścili ten absolutnie nie-propagandowy materiał (i jeszcze kilka razy go powtórzyli – najlepiej podczas przerwy na reklamę, kiedy człowiek przestaje słuchać, ale jednak podświadomie wyłapuje fragmenty i dzięki temu wie, który proszek do prania kupić następnego dnia), to żadnej afery wiatrakowej by nie było. Ludzie sami by się wywłaszczali, byle tylko jak najwięcej wiatraków zainstalować w całej Polsce. Zero propagandy, maksimum rzetelności. I nawet operatorowi udało się uchwycić dwa ptaki, które jakimś cudem nie dały się wkręcić w maszynkę do mielenia mięsa, więc proszę bardzo, można od razu widzom pokazać, że nie, te wiatraki wcale nie zabijają ptaków, proszę spojrzeć, tym dwóm udało się przelecieć. Link do materiału wrzucam poniżej – rzadko oglądam TVP, więc pewnie ominęło mnie z 90% takich tanich manipulacji serwowanych tam za rządów PiS, ale – daję słowo – większego paździerza niż to, dawno nie widziałam.
Imby takie, że chyba wszyscy przegapili finezyjny, wcale nie propagandowy materiał nowych Wiado o wiatrakach. Pani Henning-Kloksko, dziękujemy!
— Jurek Waśko (@JurekWu) December 29, 2023
Czysta woda🥹🥰 pic.twitter.com/KinxwTbL94
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Kto zasługuje na odebranie immunitetu, a kogo trzeba chronić?

KO w mediach społecznościowych chwali się, że odebrano immunitety Kamińskiemu i Wąsikowi. I, rzecz jasna, powtarza się stara, sprawdzona narracja o rozliczeniach. Jak na razie idą KO te rozliczenia – wszyscy wiemy. Zazwyczaj kończą się właśnie na odebraniu immunitetu. Zresztą, co tu pisać o rozliczeniach, skoro rządząca koalicja obstawia komisje śledcze takimi tłukami, że dowodu by nie znaleźli, nawet gdyby ich kopnął w tyłek albo usiadł na twarzy. A już zwłaszcza ta ds. Pegasusa, bo ja mam naprawdę problemy, żeby wskazać, kto tam jest najmniej kompetentny i najmniej powinien się tam znaleźć. Przestało mnie to tak naprawdę ruszać, bo KO znana jest z tego, że lubi się chwalić, że coś zrobi, a potem tego nie robi. Jeszcze nie udało im się wiarygodnie pochwalić, czymś co dla odmiany zrobili – i nie mam tu na myśli zadłużenia państwa czy rujnowanie gospodarki. Z reguły właśnie dlatego, że jak zaczynają się chwalić, to znaczy, że jeszcze nawet nie zaczęli pracować nad tym, czym się chwalą. Nieważne zresztą, bo to bardziej tytułem wstępu, chciałam skupić się na innym immunitecie, który dla odmiany nie został odebrany. I warto się zastanowić, czy słusznie.
Kim jest Ilaria Salis?
Ilaria Salis to skrajnie lewicowa, należąca do Antify europosłanka i przestępca w jednym, ale w Parlamencie Europejskim to akurat nic nowego. Tam wielu jest takich, którzy powinni oglądać świat przez kratki. Jest członkinią grupy, którą śmiało można nazwać gangiem, o nazwie Antifa Hammer. Brała udział w kontrmanifestacji z okazji węgierskiego „Dnia Honoru” na Węgrzech, gdzie w grupie kilku osób miała atakować fizycznie uczestników tego marszu, ale często były to zupełnie przypadkowi ludzie, a – Bogiem, a prawdą – jeszcze nie słyszałam, żeby członkowie Antify przejmowali się jakąkolwiek weryfikacją. W aktach oskarżenia użyto stwierdzenia, że ranni doznali obrażeń, które mogły okazać się śmiertelne. Tyle wiadomo, przynajmniej z publicznych artykułów i sądowych interpretacji. Samo to, według mnie, wystarczy, żeby takiej osoby nie dopuszczać do rządzenia, ale co ja tam wiem. Próbowałam dokopać się do kolejnych informacji, ale wizerunek Salis jest w mediach bardzo ugrzeczniony – w większości publikacji jedynie wspomniano, że „brała udział w zamieszkach”, a w niektórych całkowicie to pominięto, więc tak naprawdę cholera wie, o co kobieta została oskarżona. Próbowałam więc szukać w węgierskich mediach, posiłkując się translatorem, ale to niewiele zmienia, więc dalej będę się już opierała na wypowiedziach polityków. Do informacji, dotyczących śledztwa, zebranych dowodów czy akt, dostępu praktycznie nie ma. Oficjalnie wiadomo więc, że włoska aktywistka miała z grupą innych osób atakować uczestników marszu, ale czasem nie wiedziała, czy człowiek którego atakuje jest faktycznie uczestnikiem „neonazistowskiego” wydarzenia, czy przypadkowym przechodniem.
Interpretacje polityków
Teraz przejdźmy do opisów polityków – przeszperałam wypowiedzi polityków polskich (tu najczęściej z Konfederacji), ale też węgierskich i amerykańskich. Od razu zaznaczę, że politycy, jak to politycy, lubią swoje wypowiedzi odpowiednio ubarwiać i koloryzować, dlatego warto to zawsze podkreślać i o tym pamiętać. Być może to, co piszą jest prawdą, być może nie, a być może znajduje się tam tylko część prawdy (co wydaje mi się najbardziej prawdopodobne). Otóż główny ich zarzut dotyczy tego, że Salis używała ciężkich narzędzi do ataku – dużo mówi się o młotku, ale tutaj nie jestem pewna, czy to nie manipulacja związana z tym, jak nazywała się grupa do której należała (Antifa Hammer). Ona sama się do tego nie przyznała, jednak do sieci wypłynęło zdjęcie brutalnie pobitego mężczyzny, który rzekomo miał być ofiarą włoskiej anarchistki i jej kumpli. Obrażenia jasno wskazują na to, że ten człowiek został bardzo brutalnie zaatakowany jakimś ciężkim przedmiotem, ale znowu – nie znalazłam żadnego OFICJALNEGO potwierdzenia, że został on faktycznie zaatakowany przez tę grupę Antify. Zaczęłam więc kopać głębiej w nadziei, że dokopie się na jakieś wiarygodne zdementowanie, ale na nic takiego nie trafiłam. Oczywiście, ludzie w komentarzach, często powtarzają, że nie są to oficjalne informacje, ale długo nie mogłam znaleźć informacji, kim był ten człowiek i czy faktycznie miał nieprzyjemność trafić na grupę Salis i zaprzyjaźnionych antyfiarzy, czy uległ jakiemuś wypadkowi zupełnie niezwiązanym ze sprawą. Wszystkie źródła, do których dotarłam, wskazują jednoznacznie, że zdarzyło się to właśnie tego dnia i w tym miejscu. Pojawiło się też nagranie z samego ataku, w którym widać, że mężczyzna został zaatakowany od tyłu, a sprawcy faktycznie atakowali go narzędziami, które trzymali w rękach.
Gdzie leży prawda?
Ciężko mi potwierdzić, że te wpisy polityków faktycznie są zgodne z faktami, ale (to tez moja osobista i pewnie subiektywna opinia) jeżeli podobny opis umieściło iluś tam polityków z różnych krajów, a nie znalazło się żadnych prawdopodobnych dementi, poza tym, że to „nieoficjalne” informacje, odnoszę wrażenie, że całe zdarzenie mogło wyglądać bardzo podobnie. Jednak według innych informacji do których dotarłam (również z węgierskich mediów), zaatakowany facet nazywał się Dudog László, miało to miejsce w Budapeszcie, ale artykuł, w którym padło jego imię i nazwisko, co prawda, odnosi się do ataku Antify, tyle że tym razem niemieckiej, więc naprawdę nie wiem, czy politycy nie pomieszali ze sobą dwóch różnych zdarzeń. Bardzo możliwe, bo w ataku na tego mężczyznę używano również noży, co nie zostało stwierdzone podczas „wyczynu” Salis i jej grupy. Bardzo wiele wskazuje więc na to, że jest to dezinformacja, żeby oczernić Salis, ale czy naprawdę trzeba ją dodatkowo oczerniać? Z samych oficjalnych źródeł wynika jasno, że ta kobieta nigdy nie powinna dostać mandatu europosła. I jeden wniosek – Antifa zawsze działa podobnie. Nie ma różnicy, czy to na Węgrzech, w Niemczech, we Włoszech czy w Polsce. Tak czy inaczej – głosowanie za odebraniem jej immunitetu było, nie wiedzieć czemu, tajne. Ale można się domyślać. Nie wiemy, kto jak głosował, ale znamy oficjalne wyniki. Salis wygrała minimalnie – 306 europosłów głosowało za pozostawieniem jej immunitetu, 305 było przeciwko. Co ważne, w sprawie „aktywistki” toczył się już proces, zanim część włoskich wyborców postanowiła umieścić ją w PE. Ponad rok spędziła w areszcie, a następnie została przeniesiona do aresztu domowego (elektronicznego). Do Europarlamentu powędrowała zatem tuż z aresztu domowego. Takie to elity. Włoszka prawdopodobnie uniknie odpowiedzialności, ale wcale się nie zdziwię, jeśli do sprawy będzie się jeszcze wracało.
Przynajmniej powinno się, bo naprawdę człowieka krew zalewa, kiedy słyszy, ile afer europosłów zostało unieważnionych, bo tak. Tam jest naprawdę długa lista.
M.
Nawiasem Pisząc
I kto tu jest ruską onucą?

To jest naprawdę niesamowite, co niektórym silniczkom się w głowach roi. Sfałszowane wybory, prorosyjski Nawrocki i ogólne przeświadczenie, że jeśli się z nimi w czymś nie zgadzasz, jesteś ruską onucą. Denerwuje mnie to określenie, bo zużyło się już mocno, zupełnie tak jak „faszysta”. Teraz każdy może zostać faszystą albo ruską onucą i coraz ciężej jest odróżnić, kto faktycznie współpracuje z Rosjanami na szkodę Polski, a kto po prostu ośmielił się gdzieś tam z kimś tam nie zgodzić. Wymyto już to określenie z prawdziwego znaczenia. Według mnie nie jest dobrze, że tak się dzieje, ale prawdopodobnie nie mam racji, bo nasi politycy i dziennikarze robią to każdego dnia, a to przecież elita narodu.

Krótki opis przypadku
Ale w porządku, bez kpienia i jaj robienia. Autorka profilu „WaszaKaśkowatość”, czyli, jak mniemam, Kaśka, jest silniczkiem pełną gębą. Powtarza dokładnie te same, nawet najbardziej idiotyczne bzdury, kiedy tylko ktoś z Silnych Razem wrzuci jakiś pomysł, jakby tu zohydzić Nawrockiego Polakom. Była pierwsza do wysyłania PiSowców do więzienia, nawet jeśli nic nie zostało udowodnione, bo ona wie lepiej, czy winni czy niewinni. Sugerowała odebranie ludziom ze wsi prawa do głosowania, bo oni powinni się martwić co najwyżej o sołtysa, a nie o prezydenta całego kraju! Krzyczała o sfałszowanych wyborach. Nawrockiego nazywa „domniemanym”, „uzurpatorem” albo „(p)rezydentem”. Kolesia, który wrzucił ten wpis nie kojarzyłam, ale sprawdziłam go sobie. Taka sama para kaloszy. Wypisuje o ludobójstwie dokonanym przez PiS, powiela wszystkie nagrania czy wpisy chwalące KO i, oczywiście, szydzące z PiS-u, Kaczyńskiego, Nawrockiego czy w ogóle kogokolwiek, kto stał w ich pobliżu i nie zwymiotował z obrzydzenia.
O co naprawdę chodziło?
I teraz słuchajcie – link, który wrzucili pochodzi z… tak, z rosyjskiej telewizji. Przez cały ten reportaż naparzano w prezydenta RP, że „rozmawia z Piłsudskim” (Nawrocki rzeczywiście użył takiego sformułowania, ale w formie żartów – mówił, że rozmawia z duchem Józefa Piłsudskiego w Belwederze o wojnie polsko-bolszewickiej z 1920 roku). Było również wspomniane, rzecz jasna, o zażywaniu snusu. Napiszę szczerze – mnie też nie do końca się podoba, że głowa naszego państwa musi to zażywać na wizji, podczas ważnych spotkań, debat i tak dalej. Ale w dalszym ciągu – snus to tylko snus. Specem od narkotyków nie jestem, więc to tylko i wyłącznie moje podejrzenia, ale myślę, że gdyby Karol Nawrocki zażywał narkotyki w zawiniątku wielkości tego snusa pod dziąsło, to zorientowalibyśmy się wszyscy, że jest naćpany. Ja ogólnie boję się narkotyków (więc ekspertką tym bardziej nie jestem), poza klasyczną „marysią” nie brałam nic, ale naprawdę mam wrażenie, że gdybym wzięła sobie pod dziąsło taką ilość mefedronu/kokainy/amfetaminy to latałabym pod sufitem. Albo zeszła z powodu przedawkowania. Po Karolu Nawrockim, poza tym nieszczęsnym zażywaniem snusu na wizji, nie widać, aby był pod wpływem jakichś środków psychoaktywnych. A ogólnie wolę prezydenta, który raz na jakiś czas zażyje snusa, niż takiego, który potrzebuje rozmowy z psychologiem przed każdą debatą.
Powrót do pytania tytułowego
Ale wróćmy do tematu – część silniczków radośnie udostępnia fragmenty z rosyjskiej telewizji, która atakuje Karola Nawrockiego. I przez głowę im nawet nie przejdzie, że skoro ONI go atakują, to widocznie nie jest tak bardzo prorosyjski, jak im usiłują wmówić politycy KO i media, bo po samym tym reportażu widać, że mocno ich on uwiera. Udostępniają rosyjską propagandę, żeby atakować polskiego prezydenta – dosłownie. To kto tu naprawdę jest ruską onucą i kto sieje rosyjską dezinformację? Bo ja mam jedną, nieśmiałą sugestię w związku z tym, myślę, że domyślacie się jaką. Ale na profilu tej pani dowiecie się, że ruskimi onucami są wszyscy, tylko nie ona. Na profilu pana Piotra zresztą podobnie. Przypomnijmy, że „Kanał Pierwszy” to największa rosyjska telewizja. Po upadku ZSRR została odrobinę przekształcona, ale cały czas pozostaje pod całkowitą kontrolą państwa, a jej udziałowcami są głównie rosyjskie instytucje rządowe i struktury związane bezpośrednio z Kremlem. Tak się bawią. Ale napisz im coś o Wołyniu, to Cię zarżną jak indyka na Święto Dziękczynienia za wspieranie rosyjskiej propagandy.
Halo, silniczki! Wytrzyjcie może po sobie podłogę, bo trochę hipokryzji się Wam się ulało. Podejrzewam, że wypłynęła uszami.
M.
Link do fragmentu reportażu z rosyjskiej telewizji: https://x.com/LeskiPiotr/status/1973496793800515971
Nawiasem Pisząc
Kto sieje rosyjską dezinformację? Kto jest onucą?

Przepraszam Was bardzo, bo to jest moooooocno spóźniony telst, ale chciałam o tym napisać. Mowa o ataku dronów rosyjskich (albo ukraińskich, bo są różne opinie, wcale nie jakieś nieprawdopodobne) na terytorium Polski. Od razu zaznaczę, że nie znam się na dronach kompletnie. W życiu żadnego nie miałam w rękach, więc głupotą z mojej strony byłoby mądrowanie się na ten temat. Nie znam się, nie wiem. Szukałam po Internecie, ale że jestem w temacie kompletnie zielona, nie miałam pojęcia, które źródła mogłabym uznać za wiarygodne i rzetelne. Dlatego w tym tekście nie będę analizowała lotu tych dronów, żeby samej ocenić z terytorium jakiego państwa zostały one wysłane. Nie będę również analizowała całej sytuacji geopolitycznej, żeby Wam, Drodzy Obserwujący, opisać czy bardziej opłaciło się wysyłać te drony Ukrainie czy Rosji. Oba kraje, umówmy się, miały swoje powody. Ja przyjęłam wersję oficjalną, że to były jednak rosyjskie drony, ale nie o tym jest ten tekst.
Łatwo oskarżać
Widzicie, mnie uderzyło co innego. Przede wszystkim masowe wpisy dziennikarzy czy polityków, że jakikolwiek komentarz wątpiący w ich oficjalną narrację jest „rosyjską dezinformacją”, a jego autor na pewno jest „ruską onucą”. A, przepraszam bardzo, co się wydarzyło w Przewodowie, w którym zgięło dwóch obywateli Polski? Zarówno media, jak i politycy, grzmieli o naruszeniu polskich granic przez Rosję. Zwłaszcza „dziennikarze”, bo oni to dopiero popłynęli. Pamiętam nagłówki z tamtego czasu mocno bijące po oczach, że „Rosja zaatakowała Polskę!”. Co się potem okazało, wszyscy chyba pamiętamy. I co? Czy Ukraina przyznała się do tego, przeprosiła? Czy rodzinie tych dwóch zabitych mężczyzn zostało wypłacone odszkodowanie ze strony ukraińskiej? Tutaj od razu należy zaznaczyć, że strona polska udostępniła Ukrainie miejsce tragedii, jednak według prokuratura, Ukraińcy (przynajmniej formalnie) nie uczestniczyli w czynnościach dowodowych. Mało tego, nie udostępnili również Polsce żadnych materiałów i dowodów zebranych po ich stronie. I, patrząc po ludzku, Ukraina jest w stanie wojny, któraś z rakiet przez nich wystrzelonych mogła nie trafić tam, gdzie powinna. Nie było chyba problemem przyznanie się do winy, przeproszenie i zobowiązanie się do wypłacenia odszkodowania, prawda? Myślę, że większość ludzi by to zrozumiała. Ale nie, lepiej było olać temat. I w związku z tym chciałabym wiedzieć, które informacje są bardziej prawdopodobne? Te po stronie polskiej czy ukraińskiej? Bo one się mocno nie zgadzają, a (gdyby mi na tym jeszcze zależało) nie chciałabym zostać wyzywaną znów od ruskich onuc, bo nie potrafiłam zamknąć pyska w sprawie Wołynia? Która z tych dwóch – wykluczających się nawzajem – opinii będzie mniej „prorosyjska”? Zresztą myślę, że gdyby tragedia w Przewodowie spotkała się z należytą reakcją ze strony władz ukraińskich, to tej „rosyjskiej dezinformacji” byłoby mniej. Mylę się?
Chaos medialny
Po drugie – naprawdę trzeba mieć czelność, żeby każdego wątpiącego w jedyną i słuszną wersję nazywać „ruską onucą” i oskarżać o sianie „rosyjskiej dezinformacji”, kiedy samemu nie umiało się tych wydarzeń odpowiednio opisać i wiarygodnie przedstawić. Otrzymaliśmy bowiem informację, że to rosyjski dron zniszczył dom w Wyrykach. Pytania wątpiących, czy to faktycznie był dron, a jeśli tak, to dlaczego zniszczył niemal cały dach i wyższe piętro, skoro gdzieś indziej ten sam dron wylądował na kurniku czy klatce dla królików, nie czyniąc żadnych szkód, zostały, nie dość, że pozostawione bez odpowiedzi, to jeszcze skwitowane – a jakże – jako rosyjska dezinformacja. Chyba należałoby z góry założyć, że jeżeli jakikolwiek Polak ma jakieś wątpliwości w tej kwestii, to z góry powinien być traktowany jako prorosyjski troll. Marcin Bosacki, wiceminister spraw zagranicznych, na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ pokazywał zdjęcia domu w Wyrykach, twierdząc, że został zniszczony przez rosyjski dron. I co się okazało? Że wcale nie. Że tego domu nie uszkodził wcale dron, a rakieta wystrzelona przez nas lub Holendrów, ale bardziej prawdopodobne, że przez nas. Mieszkańcy tego budynku mają zapewnione odszkodowanie, mają również miejsce do życia. Natomiast odnośnie do rosyjskiej dezinformacji – pojawiały się screeny sugerujące, ze budynek został zniszczony wcześniej, podczas burzy. Zazwyczaj pojawiały się one jako właśnie screen z grafiki podporządkowanej pod jakiś artykuł. Sprawdziłam sobie tytuły tych artykułów i w oryginalnym tekście było zupełnie inne zdjęcie – w większości przypadków było to zdjęcie straży pożarnej. Później spróbowałam wyszukać przez „Google Image”, ale też nie trafiłam na żaden artykuł, który informowałby, że dom został uszkodzony przez burzę. Pokopałam jeszcze chwilę i znalazłam krótki filmik instruujący, jak zrobić takiego fejka na szybko. Wiem, że sprawa została już wyjaśniona, ale mimo wszystko wolę to podkreślić, bo najwięcej tracą na tym właściciele tego domu. A to nie ich wina przecież, że im drony i rakiety latają nad głowami.
Kompromitacja na koniec
Stworzył się z tego już niezły galimatias, a niedługo potem PAP radośnie, bezrefleksyjnie i bez żadnego sprawdzenia, poinformował nas, że – według słów Donalda Trumpa – USA pomoże Polsce, ale dopiero po wojnie. Od razu podchwyciły to inne media oraz politycy z rządzącej koalicji. Bo niby Nawrocki coś załatwiał, a tu figa z magiem. Szybko okazało się, że dziennikarka zadała prezydentowi USA pytanie o Polskę i Ukrainę. I że Trump odnosił się właśnie do Ukrainy. I tu już następuje szybki proces myślowy, nawet jeśli ktoś nie zna angielskiego. Czy Polska jest w stanie wojny? Hybrydowej – na pewno, ale na cholerę USA ma uruchamiać swoje wojsko, lotnictwo itd. z tego powodu? To już jest rolą – no właśnie – polityków i dziennikarzy, żeby takie „wieści” wiarygodnie przekazywać, a nie Trumpa. No i właśnie ci, którzy siali panikę o rosyjskiej dezinformacji, również – radośnie, bezrefleksyjnie i bez żadnego sprawdzenia – przekazywali ją dalej. Ba, działo się to również po usunięciu tej bzdury przez PAP. Gdzieś tam przeczytali, skopiowali i puścili. Ot, polskie dziennikarstwo i polityka w pigułce. Bo można rykoszetem dowalić Karolowi Nawrockiemu. I to niedługo po tym, jak hurtowo wysyłano posty mówiące o tym, że jakikolwiek obywatel mający wątpliwości co do podanej wersji o dronach, to „ruska onuca”. Ci ludzie, którzy takie racje głosili, potem sami rozpowszechniali nieprawdziwe informacje na temat, chcąc – nie chcąc – bardzo istotnego dla nas sojuszu z USA.. Gdzie wy, obłąkańcy, jesteście i czy na pewno peron wam nie odjechał z pociągu? Ja jestem zwykłą obywatelką – żyję sobie, pracuję, nikomu krzywdy nie robię – i uważam, że największą odpowiedzialność za szerzenie „ruskiej dezinformacji” ponosicie wy, a nie ludzie, którzy się zorientowali, że się ta wasza „oficjalna” wersja nie styka. I którzy mają z tego powodu wątpliwości. I najzwyczajniej nie wierzą. Poszukajcie może tych „ruskich onuc” u siebie na początku. W swoich szeregach, Albo się znajdą, albo jesteście za głupi do sprawowania władzy.
To pisałam ja. Zwykła, szara obywatelka.
M.