Nawiasem Pisząc
To niewygodne CBA
Nie ukrywam, że komisja śledcza ds. Pegasusa jest chyba moją ulubioną. Poziom błazenady, jaką ci ludzie uskuteczniają, naprawdę sięga zenitu, a oni przecież jeszcze nie skończyli. Tak naprawdę nie zdołali zrobić nic, poza kompromitowaniem się na każdym posiedzeniu. Przyszedł Kaczyński i pozamiatał nimi podłogę, potem przyszedł Ziobro… i okazało się, że nie było kim zamiatać, bo uciekli. Ja naprawdę nie wiem, kto tam jest moim ulubieńcem, bo oni wszyscy są siebie warci. Do tej pory myślałam, że pan Zembaczyński, którego zaczęto nazywać Naleśnikiem, a ja uważam, że Pan Członek brzmi uroczo. 😉 Ale okazuje się, że tam przecież jest jeszcze Sroka, Trela i… niewidoczna do tej pory Kluzik-Rostkowska, która skradła ostatnie show. W każdym razie ta ekipa bardzo śmiesznych i bardzo zawistnych ludzi doprowadziła do zwolnienia pani Agnieszki Kwiatkowskiej-Gurdak. A raczej pani Agnieszka sama do tego doprowadziła, bo komisja… znowu się skompromitowała. Ale po kolei.
Równa, bezkompromisowa, nie nadaje się
Niewiele o byłej już szefowej CBA mogę powiedzieć. Nie znam kobiety. Mogę posiłkować się artykułami Onetu, który najpierw twierdził, że to równa, bezkompromisowa babka, a potem, że nigdy nie powinna była objąć tej funkcji. Rozumiem z tego, że bezkompromisowi, równi ludzie nie nadają się na takie stanowisko? Muszę jednak przyznać der Onetowi rację w jednym – pani Agnieszka faktycznie pokazała, że potrafi być równą, bezkompromisową babką po tym, jak rozprawiła się z komisją śledczą, na której czele stoi komiczna Magdalena Sroka, która sprawia wrażenie, że nie bardzo wie, gdzie jest i czego właściwie wszyscy od niej chcą. W każdym razie, po tym jak szefowa CBA potraktowała komisję, było wiadomo, że będzie musiała pożegnać się z posadą, ale widocznie była tak równa i tak bezkompromisowa, że nie mogła się powstrzymać. A miała okazję do popisu, bo dla przykładu Tomasz Trela podczas przesłuchania zaczął ujawniać treść tajnych dokumentów, wiedząc, że komisja jest nagrywana i będą mogli to obejrzeć absolutnie wszyscy. Zabawne, bo przecież nie tak dawno były jęki i płacze, że Mariusz Błaszczak zdradza bardzo ważne państwowe tajemnice, mimo że były już dawno nieaktualne, a posłom KO prawdopodobnie nie spodobało się to, że oni tę mniej fajną, wschodnią część Polski bez większego sprzeciwu oddaliby Rosjanom, a bronić zaczęliby dopiero terenów zamieszkałych przez uśmiechniętych i tolerancyjnych. A raczej to, że wszyscy się o tym dowiedzieli. W każdym razie zeznająca była łaskawa wytłumaczyć posłowi Treli, że pewnych spraw nie należy na tym etapie śledztwa ujawniać. Powiedziałabym nawet, że zareagowała dość stanowczo, ale to nie poseł Trela był główną ofiarą Kwiatkowskiej-Gurdak tamtego dnia.
Kluzik-Rostkowska zaczyna show
Krew zaczęła się lać, kiedy była szefowa CBA dobrała się do Joanny Kluzik-Rostkowskiej, o której Robert Mazurek pobłażliwie mówił, że nie należy do najbystrzejszych kredek w piórniku. Do tej pory uchodziło jej to płazem, bo się nie odzywała. Podejrzewam, że ktoś życzliwy podpowiedział jej, że nie należy tylko przychodzić na posiedzenia, siedzieć na tyłku, nic nie robić i pobierać pensję, a pani Joanna, na własne nieszczęście, przyznała mu rację. I się odezwała. Najpierw postanowiła przyczepić się do Agnieszki Kwiatkowskiej-Gurdak, że na pełnomocnika wzięła sobie dra Roberta Sosika, bo przecież on był rzecznikiem CBA za rządów PiS-u, a to – jak wiadomo – jest zbrodnią najcięższą i niewybaczalną, więc tacy ludzie mogą się uśmiechać tylko w najcięższych więzieniach. Na to pytanie postanowił odpowiedzieć sam zainteresowany, który przypomniał oburzonej posłance KO, że OK, on, owszem, był rzecznikiem za czasów PiS-u, ale za to Kluzik-Rostkowska była szefową sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego. I Kaczyński osiągnął, z tego co pamiętam, całkiem przyzwoity wynik, który jednak nie dał mu zwycięstwa. Po ogłoszeniu wyników wręczył jej nawet kwiaty, że dobrze poprowadziła jego kampanię, a potem ich drogi się rozeszły. Podobno o to, że pani Joanna oceniła, że nie powinno się dłużej grać Smoleńskiem, a pan Jarosław – już po przegranych wyborach – stwierdził, że należało tak robić. Tak przynajmniej donosił TVN, więc nie wiadomo ile w tym jest prawdy, ale wiadomo, że raczej niewiele. W każdym razie kością niezgody pomiędzy nimi rzekomo miał być właśnie temat Smoleńska.
Kto się zhańbił PiS-em?
Pana Sosika przywołać do porządku próbowała Magdalena Sroka, grożąc mu wręcz wykluczeniem z obrad. Pani Sroka… też była w PiS. Ogólnie cyrk na kółkach się tam zrobił. Bardzo podobało mi się to posiedzenie, bo dobitnie pokazało, że ludzie, których wybieramy do Sejmu nie są żadnymi ideowcami, nie są ludźmi twardymi i wiernymi swoim zasadom, a zwykłymi chorągiewkami, które tam polecą, gdzie im zawieje. Przecież takich spadochroniarzy w polskiej polityce jest mnóstwo. Nie sądzę, żeby komuś udało się przebić Artura Dziambora, który z Konfederacji wylądował w Polsce 2050, czy Moniki Pawłowskiej – posłanki lewicy ostatecznie znajdującej schronienie w partii Prawa i Sprawiedliwości, ale umówmy się – spora część posłów lubi zmieniać partie i nawet niespecjalnie ich obchodzi, czy są chociaż zbliżone ideologicznie. Z reguły na takie, które mają większe poparcie, większe szanse w wyborach, a co za tym idzie większe granty dla takiego spadochroniarza. Ale do brzegu – pani poseł Kluzik-Rostkowska postanowiła jeszcze raz zabłyszczeć, ale niestety, pogubiła się, zadając pytanie. Mam wrażenie, że biedna kobieta zapomniała, jaki był jego początek, kiedy je kończyła. Zagmatwała się, bidulka, strasznie, ale ogólnie sensem pytania było, jak podejrzewam – skąd szefowa CBA wiedziała, że wyczerpane zostały inne metody, zanim sięgnięto po Pegasusa, który jest zły i niedobry. W każdym razie Kluzik-Rostkowska stwierdziła, że ona tego nie rozumie, co pani Agnieszka skomentowała, że też odnosi takie wrażenie.
Niewystarczająco antypisowska?
Nie mogło się to skończyć dla niej dobrze, więc niedługo później podała się do dymisji, którą Donald Tusk w swej wspaniałomyślności przyjął, zamiast kazać wychłostać babę na Placu Defilad w Warszawie. Oficjalny komunikat w sprawie tej decyzji jest taki, że „niedostatecznie współpracowała z komisją śledczą ds. Pegasusa”. Nieoficjalny, że jest to konsekwencja jej odpowiedzi podczas komisji, które poddawały pod dużą wątpliwość możliwości intelektualne jej członków. A w mediach przebąkują też coś o tym, że niewystarczająco czyściła CBA z tych wstrętnych pisiorów, a to chyba najważniejszy z obowiązków każdego szanującego się przedstawiciela rządzącej koalicji. Ale zostawmy już tą Kwiatkowską-Gurdak, bo na to, kto tam jest szefem i jak pracuje nie mamy i tak żadnego wpływu. Przypomniało mi się, że przecież KO od dawna przebąkiwała już o tym, żeby to CBA rozwiązać. I wiecie – ja prosta baba jestem i wiele rzeczy pojmuję na „zdrowy, chłopski rozum”. Dlatego stawiam sobie pytanie, dlaczego koalicja rządząca chce likwidować instytucję, która patrzy między innymi im na ręce? Dlaczego, skoro podobno źle działała albo nie działała wcale, nie wymienić po prostu zarządu? Dlaczego to CBA jest aż takim złem nieczystym, że trzeba od razu likwidować?
Komu przeszkadza CBA?
Być może dlatego, że obecny rząd tylko to potrafi. TVP jest w stanie likwidacji – niby jeszcze nadaje, ale taki szlam, że mało kto ma ochotę go oglądać. Orlen w stanie likwidacji nie jest, ale osiąga takie straty, że niedługo pewnie będzie i nie ma rady, nie ich wina, robili, co mogli. CPK się robi, ale tak się robi, żeby się, broń Boże, nie zrobić. Z CBA pewnie podobnie – może wynajdą sobie jakiegoś mistrza, który zrozumie, że jego rolą nie jest walka z korupcją, a siedzenie z zamkniętą japą, a gdyby, nie daj Boże, wezwali go na jakąś komisję, to ma odpowiadać tak, żeby nie zrobić z jej członków durniów. Co, patrząc na skład obecnego rządu, może być trudne, więc należałoby chyba docenić kompetencje, których pani Agnieszce zabrakło. Ale może być też inny powód tej niechęci do CBA. Bo nawet jeśli tam obsadzą swojego człowieka, a jego jeszcze ambicja uniesie, albo może okazać się nie aż tak przeżarty kłamstwami i manipulacjami? Jeśli będzie miał w sobie jeszcze te resztki uczciwości i nagle stwierdzi, że halo, panowie, ale tak to my się nie bawimy? Lepiej nie ryzykować i zlikwidować, prawda? I bardzo, ale to bardzo być może, że nasz rząd ma ku temu konkretny powód. A jaki? A to się może dowiemy, ale raczej nie. Nie wiadomo, bo w sumie media też w ich kieszeni. A zanim władza się zmieni, to zdążą posprzątać.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Blisko tragedii na Boże Narodzenie
W Polsce prawdopodobnie udało się udaremnić zamach terrorystyczny. 19-letni student planował zamach i od miesięcy zbierał informacje, jak samodzielnie skonstruować ładunek wybuchowy. Nie miał jednak jasno sprecyzowanego miejsca zamachu – służbom mówił, że NA PRZYKŁAD jakiś jarmark bożonarodzeniowy. Równie dobrze mogło to być centrum handlowe, dworzec, cholera go tak naprawdę wie. Dziewiętnastolatek prawdopodobnie jest konwertytą na islam, wiadomo, że utrzymywał kontakt z przedstawicielami ISIS i zamierzał do nich dołączyć. Być może udany zamach byłby jego przepustką do tego. Ciekawa jestem powodu, dla którego młody chłopak stał się tak zafascynowany islamem i organizacją terrorystyczną? Co go fascynuje w tej niby-kulturze? Do tego stopnia, że był gotów nawet zabić iluś tam ludzi, żeby się do nich przyłączyć i… dalej zabijać. A jak długo, to już zależy, kiedy by go odstrzelili albo dostał zlecenie dokonania samobójczego zamachu i pewnie wykonałby to z poczuciem olbrzymiego zaszczytu, który go spotkał. Dramat.
Medialne manipulacje
Co jednak ciekawe, nagłówki krzyczą o studencie KUL, nie o młodym mężczyźnie zafascynowanym ISIS i islamem. To już skłania do przekłamań i manipulacji, bo chociażby Alicja Defratyka zastanawiała się, co na to ultra-prawica, konfederaci i brauniarze? Ta tzw. „ultra-prawica” jest przeciwna islamowi w Polsce. Może chłopak by się tak nie zradykalizował, gdyby go u nas nie było? A może po prostu miał nie po kolei w głowie? Albo był psychopatą, któremu zachciało się zabijać ludzi i usiłował sobie do tego dopasować jakąś ideologię, a z wiarą chrześcijańską byłoby mu jakkolwiek trudno? Silni Razem też już wsiedli na swojego konika i przekonują na X-ie, że katolik chciał zabijać innych katolików na jarmarku bożonarodzeniowym. Pomijając fakt, że to bzdura, warto byłoby się dowiedzieć, że nie trzeba być osobą wierzącą, żeby starać się dostać na KUL. Rekrutacja jest całkowicie świecka – liczą się wyniki w nauce, egzaminy. Kryteria są takie, jak na każdej innej uczelni. Nie trzeba składać żadnych deklaracji religijnych. „Katolicki” w nazwie oznacza patronat i tożsamość, a nie obowiązek światopoglądowy nakładany na studentów. Student KUL-u nie oznacza więc zadeklarowanego katolika. Warto też zauważyć, że skoro ten człowiek miał dziewiętnaście lat, to studentem KUL-u był co najwyżej trzy miesiące, co zresztą potwierdza uniwersytet. Nie jest to wystarczająco długo, żeby uczelnia zdążyła wtłoczyć mu do głowy ideologię chrześcijańską – nawet zakładając, że faktycznie takie próby są tam wobec studentów podejmowane, ale nic takiego nie słyszałam. To uczelnia jak każda inna.
Stanowisko uczelni
Ósmego grudnia na Katolicki Uniwersytet Lubelski dotarło pismo z Sądu Rejonowego w Szczecinie z informacją o tymczasowym aresztowaniu, które zostało zastosowane wobec wskazanego studenta drugiego grudnia. Więc po wpływie pisma 8 grudnia student został zawieszony w prawach studenta na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Decyzja ta była, można by rzec, natychmiastowa. Dodatkowo do rzecznika dyscyplinarnego do spraw studentów i doktorantów został skierowany wniosek o zajęcie się tą sprawą – mówił Wojciech Adnrusiewicz, rzecznik prasowy uczelni – Oczywiście ubolewamy, podkreślam po dwakroć: ubolewamy, że taka sytuacja dotyczy studenta Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Na pewno jednak jest to postępowanie godne najwyższego ubolewania i pozostaje nam przeprosić, że dotyczy naszego studenta. Przyznam szczerze, że nawet ja jestem zaskoczona takimi click-baitami, bo fakt, której uczelni studentem był ten człowiek, jest w tym momencie drugorzędny. Bardziej istotne są jego motywy, a te w sposób oczywisty nie są chrześcijańskie. Doskonale wszyscy wiemy, że sporo ludzi czyta tylko nagłówki, a takie w istotny sposób wprowadzają w błąd. Po co? Tak jest bardziej poprawnie politycznie, żeby bez żadnej podstawy nawalać w katolików? Pozostaje sprawdzić dokładnie, z kim ten chłopak się kontaktował – być może pozwoli to wykryć innych takich odklejeńców. A być może tropy poprowadzą bezpośrednio do któregoś z meczetów? Nastolatek został aresztowany na co najmniej trzy miesiące.
Uważajcie na siebie.
M.
Nawiasem Pisząc
Bez chanukowych świec w Pałacu Prezydenckim
Nie wiem jak Wy, Drodzy Obserwujący, ale ja przesadnie zdziwiona taką decyzją pana Nawrockiego nie jestem. Prezydent już w trakcie kampanii deklarował, że żadnych chanukowych świec zapalał nie będzie. Ja swoje poglądy i swoje przywiązanie do wartości chrześcijańskich traktuję poważnie, więc obchodzę święta, które są bliskie mojej osobie – powiedział w wywiadzie dla Radia RMF FM. To, że nie jestem zaskoczona, nie oznacza jednak, że się nie cieszę, bo od dawna mam wrażenie, że o wiele bardziej honorujemy wartości żydowskie, niż nasze tradycyjne, chrześcijańskie. Zwłaszcza że jedna z tych wartości głosi, że goje, czyli my, mamy służyć Żydom, czyli im. Polecam Wam zresztą tekst Razprozaka (Raz prozą, raz rymem – walczymy z propagandowym reżimem) – swoją drogą jakiś uśmiechnięty demokrata napisał mi ostatnio, że jestem Razprozakiem 2.0, tyle że on to traktował jako obelgę, ja jako komplement. Wspominał coś jeszcze o napluciu mi do ryja, taki to przykład lewicowej tolerancji i miłości.

Przełomowa akcja z gaśnicą
To świętowanie Chanuki weszło w zwyczaje naszych polityków tak głęboko, że w sumie przyzwyczailiśmy się już do tego. Dopiero Grzegorz Braun musiał nam przypomnieć, że chyba coś jest nie tak, swoją akcją z gaśnicą. Ówczesny marszałek Sejmu, Szymon Hołownia, zorganizował w związku z tym kolejne obchody i próbował wymusić na Krzysztofie Bosaku, że ma wziąć w nich udział, mimo że ten tłumaczył, że jest katolikiem i obowiązuje go m.in. pierwsze Boże przykazanie: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Zresztą w tej całej chanukowej szopce brały udział osoby, które najgłośniej krzyczały o zdejmowaniu krzyży z Sejmu i urzędów, bo państwo ma być świeckie. Ale hipokryzja tych ludzi nie jest chyba dla nikogo z nas nowością. W każdym razie bardzo długo spekulowano czy nowy prezydent nie ugnie się pod tą dziwną żydowską modą i jednak nie weźmie udziału w uroczystościach chanukowych, mimo jego jasnych deklaracji. Argumentowano to tym, że przecież Karol Nawrocki jest protrumpowski, z Trumpa bierze przykład, uzależnia swoją politykę od prezydenta USA i nawet ubiera się tak jak on. A Trump z kolei jest wielkim przyjacielem i sojusznikiem Izraela i premiera Natenjahu. Jest w zasadzie ucieleśnieniem popularnego skrótu „USrael”. Skoro więc polski prezydent nie chce psuć swoich relacji z przywódcą Stanów Zjednoczonych, będzie musiał zapalić świece, nie ma wyjścia.
Szacunek do wartości
No nie, nie będzie musiał. Nawrocki może jest zafascynowany Trumpem, może jest on politykiem, którym się inspiruje i z którego chce w większym lub mniejszym stopniu brać przykład, ale wszystko ma swoje granice. A tymi granicami są wartości tego człowieka, którym pozostaje wierny. Po prostu. Ja mu uwierzyłam i dlatego w końcu zagłosowałam z czystym sumieniem na konkretnego kandydata, a nie tylko po to, żeby nie wygrał ten drugi, jak było w przypadku Andrzeja Dudy. Nie sądzę, żeby przywódca USA miał z tego tytułu jakiś wielki problem, sam sobie może palić te świeczki, jeśli chce, chociaż wydaje mi się, że on jest związany z Izraelem przede wszystkim politycznie. Nieważne, Trump Trumpem. Ja się cieszę, że w końcu mamy polityka na wysokim stanowisku, który sprzeciwia się tej czołobitności wobec Żydów (bo tak to należy nazwać) i nie musi w tym celu biegać z gaśnicą. 😉 Zresztą umówmy się – musiałby być idiotą, żeby się na to zgodzić. Doskonale wie, czego oczekują od niego wyborcy i wie, że straciłby sporo zaufania, gdyby się na to zdecydował. A co do tej szopki w tytule – nie sądzę, żeby Czarzasty, mimo że komunista, odważył się aż tak denerwować chrześcijan. Szopkę zresztą stawia się wieczorem 24 grudnia, po Adwencie. Sam Czarzasty ogłosił, że będą uroczystości chanukowe w Sejmie (jakże by inaczej), ale będzie też Boże Narodzenie: Jest kontynuacja. Tu nie ma żadnej ideologii, a jedynie tradycja. Była Chanuka, to jest. Były święta Bożego Narodzenia, to są. Jeżeli ktoś się spodziewał, że będę robił rewolucję ze względu na swoje poglądy, to się zawiódł, gdyż poglądy swoje mam, ale tradycje i kontynuację szanuję.
Inna sprawa, że to dopiero marszałek Bosak zaproponował postawienie w Sejmie szopki bożonarodzeniowej i podobno była kupowana na ostatnią chwilę. Choinki są, a czy Czarzasty uzna stajenkę za tradycję, skoro pojawiła się dopiero w zeszłym roku z inicjatywy posła Konfederacji…? Zobaczymy. Inna sprawa – jak to skomentował mój przyjaciel: „Szopka i tak jest w Sejmie przez cały rok”.
M.
Nawiasem Pisząc
Czym zajęte są polskie media?
Zabawne są te nasze media. Mamy obecnie olbrzymi kryzys NFZ, w związku z którym zamykane są m.in. oddziały położnicze i podobno niektóre kobiety będą zmuszone rodzić na SOR. Nie jest to najlepszy moment na tego rodzaju kryzys, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę przedłużający się kryzys demograficzny, który stale się pogłębia. Mamy wojnę za naszą wschodnią granicą, a nikt z przedstawicieli Polski nie został zaproszony, mimo że ten konflikt dotyka nas bezpośrednio. Mamy również poszczególne akcje dywersji – jeśli wierzyć na słowo tym mediom – ze strony Rosji, ale za chwilę napiszę, dlaczego ich wiarygodność stoi na takim sobie poziomie. I to bardzo niebezpieczne akcje dywersji, bo niedawna sytuacja z torami była mocno niebezpieczna, no ale rząd odtrąbił wielki sukces, więc chyba nie mamy się czym martwić. Dopóki nie dojdzie do tragedii, ale wtedy na pewno się dowiemy, dlaczego to nie ich wina. Mamy jakiś pierdylion problemów, którymi musimy się zająć w tej chwili, ale są rzeczy ważne i ważniejsze.
Słowne przepychanki
Priorytetem dla naszych mediów jest pseudo-afera pomiędzy Waldemarem Żurkiem a Karolem Nawrockim. To, że jakakolwiek decyzja prezydenta jest od razu, z marszu krytykowana przez niemal wszystkich posłów rządzącej koalicji, a jednym z jego głównych krytyków jest między innymi Waldemar Żurek – wiemy. Że te zarzuty są bardzo często zwyczajnie absurdalne, jak choćby zmanipulowany lament na temat weta ustawy kojcowej – też wiemy. Ogólnie nasz rząd zachowuje się trochę jak rozkapryszone dzieci, obrzucające się piaskiem, bo ktoś im zniszczył babki. Tym razem panu Waldemarowi nie spodobało się, że prezydent odrzucił wnioski o powołanie 46 sędziów i zdaniem Żurka „wkracza w fazę łamania Konstytucji”. No i rzucił w żartach, że mógłby się spotkać z panem Nawrockim w ringu do walki o ustrój państwa. Do tematu nawiązał Krzysztof Stanowski, ale prezydent odpowiedział, że nie ma zamiaru „gasić ministrowi światła”, że nie ma na to czasu i że zamiast tego wolałby w końcu poważnie porozmawiać. No i znowu się zagotowało w naszej cudownej, uśmiechniętej koalicji, bo teraz przekonują, że Nawrocki Waldkowi… grozi. Nie spodobał im się oczywiście fragment o gaszeniu światła i uznali, że świetnie się on nada, żeby go wyrwać z kontekstu. Umówmy się jednak – patrząc na to, jak wyglądają obaj panowie oraz że Żurek przegrał nawet z odkurzaczem – raczej na pewno tak by się to skończyło. To nie jest złośliwość, to jest zdrowy rozsądek. W każdym razie pan minister postanowił się jeszcze odnieść do tej sztucznie rozdmuchanej afery. I wiecie co? Skłamał.
Problemy z liczeniem
Przede wszystkim stwierdził, że nie da się sprowokować, mimo że… to on zaczął. W żartach, jasne, ale sam zaczął. Nawrocki chyba nawet specjalnie się do tego nie odnosił, dopóki nie został pociągnięty za język w Kanale Zero. Ale to nie wszystko: Ja nie biorę udziału w leśnych ustawkach kiboli. Widziałem te filmy prezydenta, które pokazywały go jako boksera. Tylko że jak prezydent stał na bramce w jednym z hoteli, ja bawiłem się w rozrzucanie ulotek i malowanie zakazanych przez komunę haseł. Jest tylko jeden malutki szkopuł. Maluteńki. Karol Nawrocki jest młodszy od Waldemara Żurka o trzynaście lat. Żurek urodził się w 1970 roku, Nawrocki w 1983. Komuna oficjalnie upadła (bo nieoficjalnie, to wiemy jak się skończyło) w 1989 roku. Karol Nawrocki w tamtym okresie mógł sobie stać na bramce co najwyżej w przedszkolu. Nie neguję tego, że być może kiedyś Żurek stał po słusznej stronie barykady. Być może walka o demokrację tak mu się spodobała, że walczył o nią również wtedy, kiedy w Polsce już demokracja była i bawił się wspólnie z KOD-em. A być może już mu przeszło, skoro nie widzi problemu, że marszałkiem Sejmu został komuch. Nie wiem. Ale wystarczyło odrobinę pomyśleć, spróbować policzyć, zanim się palnęło głupotę. Chociaż oni tam mają chyba wszyscy drobne problemy z liczeniem. I nie piję tutaj wcale do Gortata, bo ciężko wymagać od koszykarza, żeby był matematykiem (chociaż to raczej podstawy były), ale dziennikarze sympatyzujący z KO, jak również sami politycy uśmiechniętej koalicji, też kiedyś bardzo podobnie się pomylili, bo sugerowali, że Nawrocki współpracował już z Wielkim Bu, kiedy ten miał co najwyżej 13 lat, a chyba jeszcze mniej. Sam prezydent wyjaśniał, że jego kontakt z Patrykiem M. ograniczał się do paru sparingów.
Nieistniejąca wizyta
Poza tym Karol Nawrocki krytykowany jest za to, że nie chce spotkać się z Zełeńskim. Pojawiają się zarzuty, że prezydent na Ukrainę nie pojedzie, bo się boi. Przepraszam bardzo, ale to Zełeński ma do niego interes, a nie odwrotnie, więc dlaczego to Nawrocki ma tam jechać.? Też afera z tyłka, bo Zełeński poznał już stanowisko polskiego prezydenta i jeśli będzie chciał, to do Warszawy przyjedzie. Karol Nawrocki nie chce robić za chłopca na posyłki głowy ukraińskiego państwa, tak jak robili to politycy PiS, a obecnie KO. Po drugie – mam naprawdę olbrzymie wątpliwości, czy w dalszym ciągu powinniśmy tak bezkrytycznie i bez żadnej refleksji wspierać Ukrainę finansowo, skoro całkiem niedawno wyszły na jaw olbrzymie przekręty, związane między innymi z pieniędzmi, którą Ukraina otrzymywała w ramach pomocy od innych państw. Jeden z najbliższych współpracowników Zełeńskiego zwiał już w związku z tym do Tel Awiwu i tyle go widzieli. Ale już wiemy, że np. Radosławowi Sikorskiemu to nie przeszkadza. Poza tym wiele osób czepia się prezydenta, bo wspomniał o wdzięczności i większej symetrii. Ta symetria jest mniej lub bardziej celowo pomijana, ale za to zaczęto wyliczać, ile razy prezydent Ukrainy użył wobec Polski słowa „dziękuję”. No dobrze, ale słowa podziękowania ukryte gdzieś między jednym „dej”, a drugim nie wyglądają zbyt szczerze. I wróćmy też do tej symetrii – za słowami powinny iść czyny. Nie twierdzę, że nie wiadomo, jak wielkie. Mogą zacząć od przeprosin za tragedię w Przewodowie i odszkodowań dla rodzin dwóch zabitych, polskich obywateli. Był to prawdopodobnie fatalny wypadek, a nie celowe działanie, ale mimo wszystko reakcja Ukrainy była zwyczajnie bezczelna. Wciąż też mamy nierozliczony Wołyń. Nam, jako państwu, same podziękowania nie są do niczego potrzebne.
Wnioski z błędów poprzednika
Tak w polityce, jak i w życiu istnieje zasada, że nikt Cię nie będzie szanował, jeśli Ty sam się szanować nie będziesz. Przekonał się o tym między innymi Andrzej Duda. Pamiętacie początek wojny na Ukrainie i reakcje Zełeńskiego na nazwisko naszego poprzedniego prezydenta? Były co najmniej życzliwe, jeśli nie entuzjastyczne. Zełeński wprost mówił, że „Andrzej is great”, a żołnierze reagowali brawami i wiwatami na sam dźwięk jego nazwiska. A jak było na koniec jego prezydentury? Kiedy Duda próbował Zełeńskiego postawić do pionu, mówiąc, że pierwszy chwyci za telefon, ten odpowiedział mu lekceważąco, że bardzo możliwe, że będzie zajęty i nie odbierze. I tak, możemy twierdzić, że to był żart, ale osobiście mam wrażenie, że wspólna konferencja prasowa nie jest najlepszym miejscem na takie złośliwostki. Być może Karol Nawrocki wyciąga wnioski z błędów poprzednika i zwyczajnie oczekuje od niego szacunku jaka należy się głowie państwa, formalnie będącego sojusznikiem.
M.
