

Nawiasem Pisząc
To niewygodne CBA
Nie ukrywam, że komisja śledcza ds. Pegasusa jest chyba moją ulubioną. Poziom błazenady, jaką ci ludzie uskuteczniają, naprawdę sięga zenitu, a oni przecież jeszcze nie skończyli. Tak naprawdę nie zdołali zrobić nic, poza kompromitowaniem się na każdym posiedzeniu. Przyszedł Kaczyński i pozamiatał nimi podłogę, potem przyszedł Ziobro… i okazało się, że nie było kim zamiatać, bo uciekli. Ja naprawdę nie wiem, kto tam jest moim ulubieńcem, bo oni wszyscy są siebie warci. Do tej pory myślałam, że pan Zembaczyński, którego zaczęto nazywać Naleśnikiem, a ja uważam, że Pan Członek brzmi uroczo. 😉 Ale okazuje się, że tam przecież jest jeszcze Sroka, Trela i… niewidoczna do tej pory Kluzik-Rostkowska, która skradła ostatnie show. W każdym razie ta ekipa bardzo śmiesznych i bardzo zawistnych ludzi doprowadziła do zwolnienia pani Agnieszki Kwiatkowskiej-Gurdak. A raczej pani Agnieszka sama do tego doprowadziła, bo komisja… znowu się skompromitowała. Ale po kolei.
Równa, bezkompromisowa, nie nadaje się
Niewiele o byłej już szefowej CBA mogę powiedzieć. Nie znam kobiety. Mogę posiłkować się artykułami Onetu, który najpierw twierdził, że to równa, bezkompromisowa babka, a potem, że nigdy nie powinna była objąć tej funkcji. Rozumiem z tego, że bezkompromisowi, równi ludzie nie nadają się na takie stanowisko? Muszę jednak przyznać der Onetowi rację w jednym – pani Agnieszka faktycznie pokazała, że potrafi być równą, bezkompromisową babką po tym, jak rozprawiła się z komisją śledczą, na której czele stoi komiczna Magdalena Sroka, która sprawia wrażenie, że nie bardzo wie, gdzie jest i czego właściwie wszyscy od niej chcą. W każdym razie, po tym jak szefowa CBA potraktowała komisję, było wiadomo, że będzie musiała pożegnać się z posadą, ale widocznie była tak równa i tak bezkompromisowa, że nie mogła się powstrzymać. A miała okazję do popisu, bo dla przykładu Tomasz Trela podczas przesłuchania zaczął ujawniać treść tajnych dokumentów, wiedząc, że komisja jest nagrywana i będą mogli to obejrzeć absolutnie wszyscy. Zabawne, bo przecież nie tak dawno były jęki i płacze, że Mariusz Błaszczak zdradza bardzo ważne państwowe tajemnice, mimo że były już dawno nieaktualne, a posłom KO prawdopodobnie nie spodobało się to, że oni tę mniej fajną, wschodnią część Polski bez większego sprzeciwu oddaliby Rosjanom, a bronić zaczęliby dopiero terenów zamieszkałych przez uśmiechniętych i tolerancyjnych. A raczej to, że wszyscy się o tym dowiedzieli. W każdym razie zeznająca była łaskawa wytłumaczyć posłowi Treli, że pewnych spraw nie należy na tym etapie śledztwa ujawniać. Powiedziałabym nawet, że zareagowała dość stanowczo, ale to nie poseł Trela był główną ofiarą Kwiatkowskiej-Gurdak tamtego dnia.
Kluzik-Rostkowska zaczyna show
Krew zaczęła się lać, kiedy była szefowa CBA dobrała się do Joanny Kluzik-Rostkowskiej, o której Robert Mazurek pobłażliwie mówił, że nie należy do najbystrzejszych kredek w piórniku. Do tej pory uchodziło jej to płazem, bo się nie odzywała. Podejrzewam, że ktoś życzliwy podpowiedział jej, że nie należy tylko przychodzić na posiedzenia, siedzieć na tyłku, nic nie robić i pobierać pensję, a pani Joanna, na własne nieszczęście, przyznała mu rację. I się odezwała. Najpierw postanowiła przyczepić się do Agnieszki Kwiatkowskiej-Gurdak, że na pełnomocnika wzięła sobie dra Roberta Sosika, bo przecież on był rzecznikiem CBA za rządów PiS-u, a to – jak wiadomo – jest zbrodnią najcięższą i niewybaczalną, więc tacy ludzie mogą się uśmiechać tylko w najcięższych więzieniach. Na to pytanie postanowił odpowiedzieć sam zainteresowany, który przypomniał oburzonej posłance KO, że OK, on, owszem, był rzecznikiem za czasów PiS-u, ale za to Kluzik-Rostkowska była szefową sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego. I Kaczyński osiągnął, z tego co pamiętam, całkiem przyzwoity wynik, który jednak nie dał mu zwycięstwa. Po ogłoszeniu wyników wręczył jej nawet kwiaty, że dobrze poprowadziła jego kampanię, a potem ich drogi się rozeszły. Podobno o to, że pani Joanna oceniła, że nie powinno się dłużej grać Smoleńskiem, a pan Jarosław – już po przegranych wyborach – stwierdził, że należało tak robić. Tak przynajmniej donosił TVN, więc nie wiadomo ile w tym jest prawdy, ale wiadomo, że raczej niewiele. W każdym razie kością niezgody pomiędzy nimi rzekomo miał być właśnie temat Smoleńska.
Kto się zhańbił PiS-em?
Pana Sosika przywołać do porządku próbowała Magdalena Sroka, grożąc mu wręcz wykluczeniem z obrad. Pani Sroka… też była w PiS. Ogólnie cyrk na kółkach się tam zrobił. Bardzo podobało mi się to posiedzenie, bo dobitnie pokazało, że ludzie, których wybieramy do Sejmu nie są żadnymi ideowcami, nie są ludźmi twardymi i wiernymi swoim zasadom, a zwykłymi chorągiewkami, które tam polecą, gdzie im zawieje. Przecież takich spadochroniarzy w polskiej polityce jest mnóstwo. Nie sądzę, żeby komuś udało się przebić Artura Dziambora, który z Konfederacji wylądował w Polsce 2050, czy Moniki Pawłowskiej – posłanki lewicy ostatecznie znajdującej schronienie w partii Prawa i Sprawiedliwości, ale umówmy się – spora część posłów lubi zmieniać partie i nawet niespecjalnie ich obchodzi, czy są chociaż zbliżone ideologicznie. Z reguły na takie, które mają większe poparcie, większe szanse w wyborach, a co za tym idzie większe granty dla takiego spadochroniarza. Ale do brzegu – pani poseł Kluzik-Rostkowska postanowiła jeszcze raz zabłyszczeć, ale niestety, pogubiła się, zadając pytanie. Mam wrażenie, że biedna kobieta zapomniała, jaki był jego początek, kiedy je kończyła. Zagmatwała się, bidulka, strasznie, ale ogólnie sensem pytania było, jak podejrzewam – skąd szefowa CBA wiedziała, że wyczerpane zostały inne metody, zanim sięgnięto po Pegasusa, który jest zły i niedobry. W każdym razie Kluzik-Rostkowska stwierdziła, że ona tego nie rozumie, co pani Agnieszka skomentowała, że też odnosi takie wrażenie.
Niewystarczająco antypisowska?
Nie mogło się to skończyć dla niej dobrze, więc niedługo później podała się do dymisji, którą Donald Tusk w swej wspaniałomyślności przyjął, zamiast kazać wychłostać babę na Placu Defilad w Warszawie. Oficjalny komunikat w sprawie tej decyzji jest taki, że „niedostatecznie współpracowała z komisją śledczą ds. Pegasusa”. Nieoficjalny, że jest to konsekwencja jej odpowiedzi podczas komisji, które poddawały pod dużą wątpliwość możliwości intelektualne jej członków. A w mediach przebąkują też coś o tym, że niewystarczająco czyściła CBA z tych wstrętnych pisiorów, a to chyba najważniejszy z obowiązków każdego szanującego się przedstawiciela rządzącej koalicji. Ale zostawmy już tą Kwiatkowską-Gurdak, bo na to, kto tam jest szefem i jak pracuje nie mamy i tak żadnego wpływu. Przypomniało mi się, że przecież KO od dawna przebąkiwała już o tym, żeby to CBA rozwiązać. I wiecie – ja prosta baba jestem i wiele rzeczy pojmuję na „zdrowy, chłopski rozum”. Dlatego stawiam sobie pytanie, dlaczego koalicja rządząca chce likwidować instytucję, która patrzy między innymi im na ręce? Dlaczego, skoro podobno źle działała albo nie działała wcale, nie wymienić po prostu zarządu? Dlaczego to CBA jest aż takim złem nieczystym, że trzeba od razu likwidować?
Komu przeszkadza CBA?
Być może dlatego, że obecny rząd tylko to potrafi. TVP jest w stanie likwidacji – niby jeszcze nadaje, ale taki szlam, że mało kto ma ochotę go oglądać. Orlen w stanie likwidacji nie jest, ale osiąga takie straty, że niedługo pewnie będzie i nie ma rady, nie ich wina, robili, co mogli. CPK się robi, ale tak się robi, żeby się, broń Boże, nie zrobić. Z CBA pewnie podobnie – może wynajdą sobie jakiegoś mistrza, który zrozumie, że jego rolą nie jest walka z korupcją, a siedzenie z zamkniętą japą, a gdyby, nie daj Boże, wezwali go na jakąś komisję, to ma odpowiadać tak, żeby nie zrobić z jej członków durniów. Co, patrząc na skład obecnego rządu, może być trudne, więc należałoby chyba docenić kompetencje, których pani Agnieszce zabrakło. Ale może być też inny powód tej niechęci do CBA. Bo nawet jeśli tam obsadzą swojego człowieka, a jego jeszcze ambicja uniesie, albo może okazać się nie aż tak przeżarty kłamstwami i manipulacjami? Jeśli będzie miał w sobie jeszcze te resztki uczciwości i nagle stwierdzi, że halo, panowie, ale tak to my się nie bawimy? Lepiej nie ryzykować i zlikwidować, prawda? I bardzo, ale to bardzo być może, że nasz rząd ma ku temu konkretny powód. A jaki? A to się może dowiemy, ale raczej nie. Nie wiadomo, bo w sumie media też w ich kieszeni. A zanim władza się zmieni, to zdążą posprzątać.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Kto zasługuje na odebranie immunitetu, a kogo trzeba chronić?

KO w mediach społecznościowych chwali się, że odebrano immunitety Kamińskiemu i Wąsikowi. I, rzecz jasna, powtarza się stara, sprawdzona narracja o rozliczeniach. Jak na razie idą KO te rozliczenia – wszyscy wiemy. Zazwyczaj kończą się właśnie na odebraniu immunitetu. Zresztą, co tu pisać o rozliczeniach, skoro rządząca koalicja obstawia komisje śledcze takimi tłukami, że dowodu by nie znaleźli, nawet gdyby ich kopnął w tyłek albo usiadł na twarzy. A już zwłaszcza ta ds. Pegasusa, bo ja mam naprawdę problemy, żeby wskazać, kto tam jest najmniej kompetentny i najmniej powinien się tam znaleźć. Przestało mnie to tak naprawdę ruszać, bo KO znana jest z tego, że lubi się chwalić, że coś zrobi, a potem tego nie robi. Jeszcze nie udało im się wiarygodnie pochwalić, czymś co dla odmiany zrobili – i nie mam tu na myśli zadłużenia państwa czy rujnowanie gospodarki. Z reguły właśnie dlatego, że jak zaczynają się chwalić, to znaczy, że jeszcze nawet nie zaczęli pracować nad tym, czym się chwalą. Nieważne zresztą, bo to bardziej tytułem wstępu, chciałam skupić się na innym immunitecie, który dla odmiany nie został odebrany. I warto się zastanowić, czy słusznie.
Kim jest Ilaria Salis?
Ilaria Salis to skrajnie lewicowa, należąca do Antify europosłanka i przestępca w jednym, ale w Parlamencie Europejskim to akurat nic nowego. Tam wielu jest takich, którzy powinni oglądać świat przez kratki. Jest członkinią grupy, którą śmiało można nazwać gangiem, o nazwie Antifa Hammer. Brała udział w kontrmanifestacji z okazji węgierskiego „Dnia Honoru” na Węgrzech, gdzie w grupie kilku osób miała atakować fizycznie uczestników tego marszu, ale często były to zupełnie przypadkowi ludzie, a – Bogiem, a prawdą – jeszcze nie słyszałam, żeby członkowie Antify przejmowali się jakąkolwiek weryfikacją. W aktach oskarżenia użyto stwierdzenia, że ranni doznali obrażeń, które mogły okazać się śmiertelne. Tyle wiadomo, przynajmniej z publicznych artykułów i sądowych interpretacji. Samo to, według mnie, wystarczy, żeby takiej osoby nie dopuszczać do rządzenia, ale co ja tam wiem. Próbowałam dokopać się do kolejnych informacji, ale wizerunek Salis jest w mediach bardzo ugrzeczniony – w większości publikacji jedynie wspomniano, że „brała udział w zamieszkach”, a w niektórych całkowicie to pominięto, więc tak naprawdę cholera wie, o co kobieta została oskarżona. Próbowałam więc szukać w węgierskich mediach, posiłkując się translatorem, ale to niewiele zmienia, więc dalej będę się już opierała na wypowiedziach polityków. Do informacji, dotyczących śledztwa, zebranych dowodów czy akt, dostępu praktycznie nie ma. Oficjalnie wiadomo więc, że włoska aktywistka miała z grupą innych osób atakować uczestników marszu, ale czasem nie wiedziała, czy człowiek którego atakuje jest faktycznie uczestnikiem „neonazistowskiego” wydarzenia, czy przypadkowym przechodniem.
Interpretacje polityków
Teraz przejdźmy do opisów polityków – przeszperałam wypowiedzi polityków polskich (tu najczęściej z Konfederacji), ale też węgierskich i amerykańskich. Od razu zaznaczę, że politycy, jak to politycy, lubią swoje wypowiedzi odpowiednio ubarwiać i koloryzować, dlatego warto to zawsze podkreślać i o tym pamiętać. Być może to, co piszą jest prawdą, być może nie, a być może znajduje się tam tylko część prawdy (co wydaje mi się najbardziej prawdopodobne). Otóż główny ich zarzut dotyczy tego, że Salis używała ciężkich narzędzi do ataku – dużo mówi się o młotku, ale tutaj nie jestem pewna, czy to nie manipulacja związana z tym, jak nazywała się grupa do której należała (Antifa Hammer). Ona sama się do tego nie przyznała, jednak do sieci wypłynęło zdjęcie brutalnie pobitego mężczyzny, który rzekomo miał być ofiarą włoskiej anarchistki i jej kumpli. Obrażenia jasno wskazują na to, że ten człowiek został bardzo brutalnie zaatakowany jakimś ciężkim przedmiotem, ale znowu – nie znalazłam żadnego OFICJALNEGO potwierdzenia, że został on faktycznie zaatakowany przez tę grupę Antify. Zaczęłam więc kopać głębiej w nadziei, że dokopie się na jakieś wiarygodne zdementowanie, ale na nic takiego nie trafiłam. Oczywiście, ludzie w komentarzach, często powtarzają, że nie są to oficjalne informacje, ale długo nie mogłam znaleźć informacji, kim był ten człowiek i czy faktycznie miał nieprzyjemność trafić na grupę Salis i zaprzyjaźnionych antyfiarzy, czy uległ jakiemuś wypadkowi zupełnie niezwiązanym ze sprawą. Wszystkie źródła, do których dotarłam, wskazują jednoznacznie, że zdarzyło się to właśnie tego dnia i w tym miejscu. Pojawiło się też nagranie z samego ataku, w którym widać, że mężczyzna został zaatakowany od tyłu, a sprawcy faktycznie atakowali go narzędziami, które trzymali w rękach.
Gdzie leży prawda?
Ciężko mi potwierdzić, że te wpisy polityków faktycznie są zgodne z faktami, ale (to tez moja osobista i pewnie subiektywna opinia) jeżeli podobny opis umieściło iluś tam polityków z różnych krajów, a nie znalazło się żadnych prawdopodobnych dementi, poza tym, że to „nieoficjalne” informacje, odnoszę wrażenie, że całe zdarzenie mogło wyglądać bardzo podobnie. Jednak według innych informacji do których dotarłam (również z węgierskich mediów), zaatakowany facet nazywał się Dudog László, miało to miejsce w Budapeszcie, ale artykuł, w którym padło jego imię i nazwisko, co prawda, odnosi się do ataku Antify, tyle że tym razem niemieckiej, więc naprawdę nie wiem, czy politycy nie pomieszali ze sobą dwóch różnych zdarzeń. Bardzo możliwe, bo w ataku na tego mężczyznę używano również noży, co nie zostało stwierdzone podczas „wyczynu” Salis i jej grupy. Bardzo wiele wskazuje więc na to, że jest to dezinformacja, żeby oczernić Salis, ale czy naprawdę trzeba ją dodatkowo oczerniać? Z samych oficjalnych źródeł wynika jasno, że ta kobieta nigdy nie powinna dostać mandatu europosła. I jeden wniosek – Antifa zawsze działa podobnie. Nie ma różnicy, czy to na Węgrzech, w Niemczech, we Włoszech czy w Polsce. Tak czy inaczej – głosowanie za odebraniem jej immunitetu było, nie wiedzieć czemu, tajne. Ale można się domyślać. Nie wiemy, kto jak głosował, ale znamy oficjalne wyniki. Salis wygrała minimalnie – 306 europosłów głosowało za pozostawieniem jej immunitetu, 305 było przeciwko. Co ważne, w sprawie „aktywistki” toczył się już proces, zanim część włoskich wyborców postanowiła umieścić ją w PE. Ponad rok spędziła w areszcie, a następnie została przeniesiona do aresztu domowego (elektronicznego). Do Europarlamentu powędrowała zatem tuż z aresztu domowego. Takie to elity. Włoszka prawdopodobnie uniknie odpowiedzialności, ale wcale się nie zdziwię, jeśli do sprawy będzie się jeszcze wracało.
Przynajmniej powinno się, bo naprawdę człowieka krew zalewa, kiedy słyszy, ile afer europosłów zostało unieważnionych, bo tak. Tam jest naprawdę długa lista.
M.
Nawiasem Pisząc
I kto tu jest ruską onucą?

To jest naprawdę niesamowite, co niektórym silniczkom się w głowach roi. Sfałszowane wybory, prorosyjski Nawrocki i ogólne przeświadczenie, że jeśli się z nimi w czymś nie zgadzasz, jesteś ruską onucą. Denerwuje mnie to określenie, bo zużyło się już mocno, zupełnie tak jak „faszysta”. Teraz każdy może zostać faszystą albo ruską onucą i coraz ciężej jest odróżnić, kto faktycznie współpracuje z Rosjanami na szkodę Polski, a kto po prostu ośmielił się gdzieś tam z kimś tam nie zgodzić. Wymyto już to określenie z prawdziwego znaczenia. Według mnie nie jest dobrze, że tak się dzieje, ale prawdopodobnie nie mam racji, bo nasi politycy i dziennikarze robią to każdego dnia, a to przecież elita narodu.

Krótki opis przypadku
Ale w porządku, bez kpienia i jaj robienia. Autorka profilu „WaszaKaśkowatość”, czyli, jak mniemam, Kaśka, jest silniczkiem pełną gębą. Powtarza dokładnie te same, nawet najbardziej idiotyczne bzdury, kiedy tylko ktoś z Silnych Razem wrzuci jakiś pomysł, jakby tu zohydzić Nawrockiego Polakom. Była pierwsza do wysyłania PiSowców do więzienia, nawet jeśli nic nie zostało udowodnione, bo ona wie lepiej, czy winni czy niewinni. Sugerowała odebranie ludziom ze wsi prawa do głosowania, bo oni powinni się martwić co najwyżej o sołtysa, a nie o prezydenta całego kraju! Krzyczała o sfałszowanych wyborach. Nawrockiego nazywa „domniemanym”, „uzurpatorem” albo „(p)rezydentem”. Kolesia, który wrzucił ten wpis nie kojarzyłam, ale sprawdziłam go sobie. Taka sama para kaloszy. Wypisuje o ludobójstwie dokonanym przez PiS, powiela wszystkie nagrania czy wpisy chwalące KO i, oczywiście, szydzące z PiS-u, Kaczyńskiego, Nawrockiego czy w ogóle kogokolwiek, kto stał w ich pobliżu i nie zwymiotował z obrzydzenia.
O co naprawdę chodziło?
I teraz słuchajcie – link, który wrzucili pochodzi z… tak, z rosyjskiej telewizji. Przez cały ten reportaż naparzano w prezydenta RP, że „rozmawia z Piłsudskim” (Nawrocki rzeczywiście użył takiego sformułowania, ale w formie żartów – mówił, że rozmawia z duchem Józefa Piłsudskiego w Belwederze o wojnie polsko-bolszewickiej z 1920 roku). Było również wspomniane, rzecz jasna, o zażywaniu snusu. Napiszę szczerze – mnie też nie do końca się podoba, że głowa naszego państwa musi to zażywać na wizji, podczas ważnych spotkań, debat i tak dalej. Ale w dalszym ciągu – snus to tylko snus. Specem od narkotyków nie jestem, więc to tylko i wyłącznie moje podejrzenia, ale myślę, że gdyby Karol Nawrocki zażywał narkotyki w zawiniątku wielkości tego snusa pod dziąsło, to zorientowalibyśmy się wszyscy, że jest naćpany. Ja ogólnie boję się narkotyków (więc ekspertką tym bardziej nie jestem), poza klasyczną „marysią” nie brałam nic, ale naprawdę mam wrażenie, że gdybym wzięła sobie pod dziąsło taką ilość mefedronu/kokainy/amfetaminy to latałabym pod sufitem. Albo zeszła z powodu przedawkowania. Po Karolu Nawrockim, poza tym nieszczęsnym zażywaniem snusu na wizji, nie widać, aby był pod wpływem jakichś środków psychoaktywnych. A ogólnie wolę prezydenta, który raz na jakiś czas zażyje snusa, niż takiego, który potrzebuje rozmowy z psychologiem przed każdą debatą.
Powrót do pytania tytułowego
Ale wróćmy do tematu – część silniczków radośnie udostępnia fragmenty z rosyjskiej telewizji, która atakuje Karola Nawrockiego. I przez głowę im nawet nie przejdzie, że skoro ONI go atakują, to widocznie nie jest tak bardzo prorosyjski, jak im usiłują wmówić politycy KO i media, bo po samym tym reportażu widać, że mocno ich on uwiera. Udostępniają rosyjską propagandę, żeby atakować polskiego prezydenta – dosłownie. To kto tu naprawdę jest ruską onucą i kto sieje rosyjską dezinformację? Bo ja mam jedną, nieśmiałą sugestię w związku z tym, myślę, że domyślacie się jaką. Ale na profilu tej pani dowiecie się, że ruskimi onucami są wszyscy, tylko nie ona. Na profilu pana Piotra zresztą podobnie. Przypomnijmy, że „Kanał Pierwszy” to największa rosyjska telewizja. Po upadku ZSRR została odrobinę przekształcona, ale cały czas pozostaje pod całkowitą kontrolą państwa, a jej udziałowcami są głównie rosyjskie instytucje rządowe i struktury związane bezpośrednio z Kremlem. Tak się bawią. Ale napisz im coś o Wołyniu, to Cię zarżną jak indyka na Święto Dziękczynienia za wspieranie rosyjskiej propagandy.
Halo, silniczki! Wytrzyjcie może po sobie podłogę, bo trochę hipokryzji się Wam się ulało. Podejrzewam, że wypłynęła uszami.
M.
Link do fragmentu reportażu z rosyjskiej telewizji: https://x.com/LeskiPiotr/status/1973496793800515971
Nawiasem Pisząc
Kto sieje rosyjską dezinformację? Kto jest onucą?

Przepraszam Was bardzo, bo to jest moooooocno spóźniony telst, ale chciałam o tym napisać. Mowa o ataku dronów rosyjskich (albo ukraińskich, bo są różne opinie, wcale nie jakieś nieprawdopodobne) na terytorium Polski. Od razu zaznaczę, że nie znam się na dronach kompletnie. W życiu żadnego nie miałam w rękach, więc głupotą z mojej strony byłoby mądrowanie się na ten temat. Nie znam się, nie wiem. Szukałam po Internecie, ale że jestem w temacie kompletnie zielona, nie miałam pojęcia, które źródła mogłabym uznać za wiarygodne i rzetelne. Dlatego w tym tekście nie będę analizowała lotu tych dronów, żeby samej ocenić z terytorium jakiego państwa zostały one wysłane. Nie będę również analizowała całej sytuacji geopolitycznej, żeby Wam, Drodzy Obserwujący, opisać czy bardziej opłaciło się wysyłać te drony Ukrainie czy Rosji. Oba kraje, umówmy się, miały swoje powody. Ja przyjęłam wersję oficjalną, że to były jednak rosyjskie drony, ale nie o tym jest ten tekst.
Łatwo oskarżać
Widzicie, mnie uderzyło co innego. Przede wszystkim masowe wpisy dziennikarzy czy polityków, że jakikolwiek komentarz wątpiący w ich oficjalną narrację jest „rosyjską dezinformacją”, a jego autor na pewno jest „ruską onucą”. A, przepraszam bardzo, co się wydarzyło w Przewodowie, w którym zgięło dwóch obywateli Polski? Zarówno media, jak i politycy, grzmieli o naruszeniu polskich granic przez Rosję. Zwłaszcza „dziennikarze”, bo oni to dopiero popłynęli. Pamiętam nagłówki z tamtego czasu mocno bijące po oczach, że „Rosja zaatakowała Polskę!”. Co się potem okazało, wszyscy chyba pamiętamy. I co? Czy Ukraina przyznała się do tego, przeprosiła? Czy rodzinie tych dwóch zabitych mężczyzn zostało wypłacone odszkodowanie ze strony ukraińskiej? Tutaj od razu należy zaznaczyć, że strona polska udostępniła Ukrainie miejsce tragedii, jednak według prokuratura, Ukraińcy (przynajmniej formalnie) nie uczestniczyli w czynnościach dowodowych. Mało tego, nie udostępnili również Polsce żadnych materiałów i dowodów zebranych po ich stronie. I, patrząc po ludzku, Ukraina jest w stanie wojny, któraś z rakiet przez nich wystrzelonych mogła nie trafić tam, gdzie powinna. Nie było chyba problemem przyznanie się do winy, przeproszenie i zobowiązanie się do wypłacenia odszkodowania, prawda? Myślę, że większość ludzi by to zrozumiała. Ale nie, lepiej było olać temat. I w związku z tym chciałabym wiedzieć, które informacje są bardziej prawdopodobne? Te po stronie polskiej czy ukraińskiej? Bo one się mocno nie zgadzają, a (gdyby mi na tym jeszcze zależało) nie chciałabym zostać wyzywaną znów od ruskich onuc, bo nie potrafiłam zamknąć pyska w sprawie Wołynia? Która z tych dwóch – wykluczających się nawzajem – opinii będzie mniej „prorosyjska”? Zresztą myślę, że gdyby tragedia w Przewodowie spotkała się z należytą reakcją ze strony władz ukraińskich, to tej „rosyjskiej dezinformacji” byłoby mniej. Mylę się?
Chaos medialny
Po drugie – naprawdę trzeba mieć czelność, żeby każdego wątpiącego w jedyną i słuszną wersję nazywać „ruską onucą” i oskarżać o sianie „rosyjskiej dezinformacji”, kiedy samemu nie umiało się tych wydarzeń odpowiednio opisać i wiarygodnie przedstawić. Otrzymaliśmy bowiem informację, że to rosyjski dron zniszczył dom w Wyrykach. Pytania wątpiących, czy to faktycznie był dron, a jeśli tak, to dlaczego zniszczył niemal cały dach i wyższe piętro, skoro gdzieś indziej ten sam dron wylądował na kurniku czy klatce dla królików, nie czyniąc żadnych szkód, zostały, nie dość, że pozostawione bez odpowiedzi, to jeszcze skwitowane – a jakże – jako rosyjska dezinformacja. Chyba należałoby z góry założyć, że jeżeli jakikolwiek Polak ma jakieś wątpliwości w tej kwestii, to z góry powinien być traktowany jako prorosyjski troll. Marcin Bosacki, wiceminister spraw zagranicznych, na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ pokazywał zdjęcia domu w Wyrykach, twierdząc, że został zniszczony przez rosyjski dron. I co się okazało? Że wcale nie. Że tego domu nie uszkodził wcale dron, a rakieta wystrzelona przez nas lub Holendrów, ale bardziej prawdopodobne, że przez nas. Mieszkańcy tego budynku mają zapewnione odszkodowanie, mają również miejsce do życia. Natomiast odnośnie do rosyjskiej dezinformacji – pojawiały się screeny sugerujące, ze budynek został zniszczony wcześniej, podczas burzy. Zazwyczaj pojawiały się one jako właśnie screen z grafiki podporządkowanej pod jakiś artykuł. Sprawdziłam sobie tytuły tych artykułów i w oryginalnym tekście było zupełnie inne zdjęcie – w większości przypadków było to zdjęcie straży pożarnej. Później spróbowałam wyszukać przez „Google Image”, ale też nie trafiłam na żaden artykuł, który informowałby, że dom został uszkodzony przez burzę. Pokopałam jeszcze chwilę i znalazłam krótki filmik instruujący, jak zrobić takiego fejka na szybko. Wiem, że sprawa została już wyjaśniona, ale mimo wszystko wolę to podkreślić, bo najwięcej tracą na tym właściciele tego domu. A to nie ich wina przecież, że im drony i rakiety latają nad głowami.
Kompromitacja na koniec
Stworzył się z tego już niezły galimatias, a niedługo potem PAP radośnie, bezrefleksyjnie i bez żadnego sprawdzenia, poinformował nas, że – według słów Donalda Trumpa – USA pomoże Polsce, ale dopiero po wojnie. Od razu podchwyciły to inne media oraz politycy z rządzącej koalicji. Bo niby Nawrocki coś załatwiał, a tu figa z magiem. Szybko okazało się, że dziennikarka zadała prezydentowi USA pytanie o Polskę i Ukrainę. I że Trump odnosił się właśnie do Ukrainy. I tu już następuje szybki proces myślowy, nawet jeśli ktoś nie zna angielskiego. Czy Polska jest w stanie wojny? Hybrydowej – na pewno, ale na cholerę USA ma uruchamiać swoje wojsko, lotnictwo itd. z tego powodu? To już jest rolą – no właśnie – polityków i dziennikarzy, żeby takie „wieści” wiarygodnie przekazywać, a nie Trumpa. No i właśnie ci, którzy siali panikę o rosyjskiej dezinformacji, również – radośnie, bezrefleksyjnie i bez żadnego sprawdzenia – przekazywali ją dalej. Ba, działo się to również po usunięciu tej bzdury przez PAP. Gdzieś tam przeczytali, skopiowali i puścili. Ot, polskie dziennikarstwo i polityka w pigułce. Bo można rykoszetem dowalić Karolowi Nawrockiemu. I to niedługo po tym, jak hurtowo wysyłano posty mówiące o tym, że jakikolwiek obywatel mający wątpliwości co do podanej wersji o dronach, to „ruska onuca”. Ci ludzie, którzy takie racje głosili, potem sami rozpowszechniali nieprawdziwe informacje na temat, chcąc – nie chcąc – bardzo istotnego dla nas sojuszu z USA.. Gdzie wy, obłąkańcy, jesteście i czy na pewno peron wam nie odjechał z pociągu? Ja jestem zwykłą obywatelką – żyję sobie, pracuję, nikomu krzywdy nie robię – i uważam, że największą odpowiedzialność za szerzenie „ruskiej dezinformacji” ponosicie wy, a nie ludzie, którzy się zorientowali, że się ta wasza „oficjalna” wersja nie styka. I którzy mają z tego powodu wątpliwości. I najzwyczajniej nie wierzą. Poszukajcie może tych „ruskich onuc” u siebie na początku. W swoich szeregach, Albo się znajdą, albo jesteście za głupi do sprawowania władzy.
To pisałam ja. Zwykła, szara obywatelka.
M.