

Lemingopedia
Szkolenia Googla i Tuska za 10 groszy rocznie na każdego Polaka! I to jest konkret!
Proszę Państwa, ja przepraszam, ale od dobrych 20 minut próbuję się uspokoić i jakoś mi nie wychodzi. Dzieje się historia! Premier Donald Tusk i CEO Google Sundar Pichai ogłosili dzisiaj w Warszawie przełomowy program dotyczący sztucznej inteligencji. I wiecie co? Polska PKB skoczy o 8%! Tak przynajmniej wynika z dzisiejszego show.
Najpierw szybki konkret: Google przeznacza 5 milionów dolarów (tak, milionów, nie miliardów – PAP już musiał wysłać sprostowanie, bo się zapędzili) na szkolenia cyfrowe dla Polaków. 5 milionów w pięć lat. Czyli po milionie rocznie.
Matematyka Google i Tuska
Policzmy razem, bo matematyka nie kłamie: 5 mln dolarów to jakieś 20 mln złotych. Podzielone na 5 lat to 4 mln zł rocznie. Podzielone na 37,5 mln obywateli Polski daje nam… uwaga… ok. 10 groszy na osobę rocznie!
Dziesięć groszy! Niech nikt nie mówi, że Google się nie dorzuca do rozwoju cyfrowego Polski. Dziesięć groszy! To niemal 1/3 ceny bułki kajzerki! To 25 razy mniej niż bilet do toalety na dworcu!
Ale spokojnie! To dopiero początek. Polska, według Pichaia, to teraz największy hub inżynieryjny Google w Europie. Ponad 2 tysiące pracowników, 20 lat budowania zaplecza i teraz podpisujemy memorandum w sprawie sztucznej inteligencji w energetyce, cyberbezpieczeństwie i innowacjach. I to jakie!
No i proszę Państwa – deregulacja! Rozmawiano o ułatwieniach, konkurencyjności i przyszłości, w której Google pomoże nam uprościć administrację. Aż się chce powiedzieć – hallelujah! Tylko pytanie – na ile to faktyczne działania, a na ile kolejny odcinek serialu „Uśmiechnięta Polska – Edycja AI”?
Podsumowując: PKB Polski +8% (no chyba że Google miało na myśli własne PKB 🤔). 5 milionów dolarów w 5 lat na szkolenia (nie szalejcie z wdzięcznością!). Polska to inżynieryjny raj dla Google (może warto poprosić o podwyżki?). Deregulacja, innowacje, sztuczna inteligencja – same hity.
Czyli mamy to! Historia dzieje się na naszych oczach, a przyszłość jest świetlana. Tylko uważajcie, żeby Wam się od tych 10 groszy rocznie na edukację cyfrową nie przewróciło w głowach. Trzymajmy fason, Polska w końcu rośnie w siłę! 🚀
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Lemingopedia
Wspomniała papieża, którego oszukała

Nie minęło wiele czasu od kiedy celebryci zaczęli wrzucać poruszone zdjęcia z Papieżem w tle, bo jak wiadomo, śmierć papieża to idealna okazja do autopromocji, ale królowa autopromocji tylko czekała, aż ktoś położy pierwszy wiecheć na grobie – i oto nadciąga Joanna Scheuring-Wielgus.
I wyobraźcie sobie, że ta sama Joanna, która wtargnęła przeszkadzać w Mszy Świętej, a podczas Strajku Kobiet podkręcała kobiety, żeby na murach kościołów znalazło się jeszcze więcej nasprayowanych numerów telefonów do aborcjonistek z Aborcyjnego Dream Teamu, wrzuciła wspominkowe zdjęcie, z momentu w którym… oszukała samego Papieża. Czyż to nie piękne?
Tak, drodzy państwo – w czasach, gdy ludzie wspominają pontyfikat, modlą się lub po prostu milkną z szacunku, Joanna znalazła chwilę, żeby przypomnieć światu, jak z Agatą Diduszko-Zyglewską urządziły tournee z Markiem Lisińskim – przedstawiając go jako „ofiarę księdza”. Z raportem w ręku, z kamerami za plecami, z oburzeniem w oczach – stanęły na Watykanie jak prawdziwe apostołki postprawdy. Papież ich wysłuchał, ucałował nawet Lisińskiego w rękę, tyle że sąd ustalił, że ten pan Marek od A do Z… kłamał.
I co wtedy zrobiły lewicówki? Krzyczały, że przecież „papież też mu uwierzył”. No tak. Bo skoro papież się dał wpuścić w maliny, to przecież wszystko gra. Zero refleksji, zero wstydu. Bo jak się okazuje – Lisiński nie był ofiarą. Był oszustem, który nie tylko wmówił światu krzywdę, ale jeszcze wyłudził pieniądze na leczenie raka, którego nigdy nie miał. Wzruszające, prawda?
Pani Joanna nie miała sobie nic do zarzucenia. Oszukał ją człowiek, którego same wprowadziły do papieskiego apartamentu. A kiedy prawda wypłynęła jak niechciane kadzidło, mówiły: „No trudno, papież też się dał nabrać”. Genialna linia obrony. Może warto opatentować?
Nikt tak nie troszczy się o Kościół, jak Agata i Joanna – to przecież wzorowe katoliczki. Znane z tego, że miłość bliźniego objawiały sprejem na murach świątyń, a numer do organizacji proaborcyjnej potrafiły wypisać szybciej niż katecheta Zdrowaś Maryjo. Ba! Agata to by mogła nawet papieżowi opowiedzieć, jak jej mąż padł pod Sejmem i zmartwychwstał w kamerze TVN-u!
💬 Jeśli podoba Ci się to, co robię, albo idziesz właśnie do paczkomatu:
👉 Postaw kawę: https://suppi.pl/lemingopedia
👉 Patronuj: https://patronite.pl/lemingopedia
Dziękuję za każde wsparcie! ❤️
Lemingopedia
Gizela Jagielska – nowa bohaterka postępowego świata

W kraju, gdzie kotlet schabowy jest dziś bardziej kontrowersyjny niż delajfizacja dziecka, lewicowe media przeszły samą siebie. Gizela Jagielska – nowa bohaterka postępowego świata – zyskała status świętej męczennicy liberalnych salonów po dokonaniu aborcji w… dziewiątym miesiącu ciąży. Tak, dobrze przeczytaliście – dziewiątym. A Wysokie Obcasy już tłumaczą, że to był akt… miłości. Bo przecież nic nie mówi „kocham cię” jak zatrzymanie komuś pikawy.
A żeby groteska była pełna, Gazeta Wyborcza uraczyła nas perłą intelektualnej ekwilibrystyki. Otóż zdaniem redaktora, który logice się nie kłaniał, krytykowanie tego aktu to rzekomo „retoryka Putina i Łukaszenki”. Cóż, wszystko co nie mieści się w agendzie tęczowo-czerwonego frontu musi być przecież sterowane z Mińska, Moskwy albo – o zgrozo – z polskiego Podkarpacia. Orwell przewraca się w grobie z zazdrości, że sam nie wpadł na narrację, w której aborcja w dziewiątym miesiącu to nie tylko „prawo kobiety”, ale też akt geopolitycznej odwagi.
Ale zaraz, czy aby na pewno to krytycy wpisują się w agendę Łukaszenki i Putina? Bo jeśli ktoś naprawdę realizuje ich cele, to chyba właśnie pani doktor Jagielska – kobieta, która robi wszystko, by było nas mniej. Bo jak nas będzie mniej, to i nikt nie zostanie, żeby pilnować granic. Tych granic, które ci sami panowie zza Buga tak bardzo lubią testować.
W tym moralnym kabarecie pojawia się nie kto inny jak pani Magdalena Biejat – jedyna uczciwa w tym zamieszaniu, wieczna rewolucjonistka, która wzywa premiera Tuska i prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego, by stanęli murem za doktor Jagielską. I ma rację – niech staną. Niech pokażą swoje prawdziwe twarze w tej kampanii. Już raz przecież marsz dla Joanny zrobili, tylko zapomnieli ją zaprosić.
Niech wreszcie skończą z grą pozorów i przyznają, że to nie są już czasy „aborcji do 12. tygodnia”, ale pełna progresywna wolność – aż po moment przecięcia pępowiny, a kto wie, może i chwilę po.
Logika nowej lewicy jest bezlitosna jak skalpel. A empatia dostępna tylko dla tych, którzy przeżyli.
💬 Jeśli podoba Ci się to, co robię, albo idziesz właśnie do paczkomatu:
👉 Postaw kawę: https://suppi.pl/lemingopedia
👉 Patronuj: https://patronite.pl/lemingopedia
Dziękuję za każde wsparcie! ❤️
Lemingopedia
Jak okrążyć Ziemię z Kingą i Arkadiuszem?

Nie wiem, co pali bardziej – ich samochody, czy nas podatników. Ale wiemy jedno: Kinga Gajewska i Arkadiusz Myrcha właśnie zapisali się złotymi literami do księgi absurdów i bezczelności III RP.
Najpierw było podwójne dojenie na ryczałt mieszkaniowy – dwoje zakochanych w jednym mieszkaniu, ale z dwoma przelewami od Sejmu. Teraz okazuje się, że razem też nie jeżdżą. A przynajmniej nie na papierze, bo wtedy kilometrówka przestaje być podwójna, a przecież nikt nie po to zostaje parlamentarzystą, żeby robić rzeczy pojedynczo.
Bo widzisz, jeśli Kinga siedzi z lewej, a Arek z prawej, to – zgodnie z logiką kilometrówkowej alchemii – nie siedzą razem w tym samym aucie. To są dwa równoległe przejazdy w jednym uniwersum. Dwie osobne rzeczywistości na fakturze. Oni jak wysiadają z tego samego samochodu, to mówią sobie „dzień dobry” już pod Sejmem.
A dokąd oni właściwie jeździli? Ano właśnie! Wyobraźmy sobie, że odwiedzali najdalsze zakątki okręgu wyborczego: Gajewska mogła jechać z Błonia przez Radom do Błonia przez Berlin, żeby „sprawdzić dostępność żłobków w strukturze Unii Europejskiej”, a Myrcha trasą Grudziądz–Hawaje–Ciechanów, „bo wyborcy pytali o migrację żółwi morskich i jej wpływ na prawo cywilne”.
Jak informuje „Fakt”, łącznie na koszt podatnika przejechali ponad 72 tys. kilometrów – niemal dwa razy dookoła Ziemi. Czyli tyle, ile trzeba, by odnaleźć mózg albo sumienie. Oni niestety go nie znaleźli. Może im nie po drodze?
I nie zapominajmy o tym, że Arkadiusz – poza byciem kierowcą na kilometrówki – ma dodatkowo rządową limuzynę, bo jest wiceministrem. Ale, jak zapewnia resort: „jeździ nią tylko jako wiceminister”. Czyli jak Superman – raz w garniturze, raz w pelerynie. Tylko że zamiast ratować świat, Myrcha ratuje nasz budżet, żeby nie spuchł i nie pękł.
Premier Tusk już zapowiedział, że „przepyta” posłów, jak sobie te kilometry „wyrobili” i ja mu wierzę. A Rafała musimy wybrać na prezydenta, bo on powiedział, że jak nim zostanie to wszystkiego dopilnuje.
_____________________________
💬 Jeśli podoba Ci się to, co robię:
👉 Postaw kawę: https://suppi.pl/lemingopedia
👉 Patronuj: https://patronite.pl/lemingopedia
Dziękuję za każde wsparcie! ❤️