Wojciech Kozioł
Rzeczpospolita Wielu Nadziei
Czy snucie różnych teorii o rozwinięciu naszej polityki wschodniej jest zasadne? Jak najbardziej (…) W naszym interesie jest, by na tym obszarze działały polskie firmy, polskie przedsiębiorstwa czy polskie banki.
Polska myśl w geopolityce przeżywa w ostatnim czasie spory renesans. Składa się na to wiele czynników: jałowość w polityce zagranicznej i poczucie potrzeby stworzenia czegoś nowego; osoby pokroju Jacka Bartosiaka, próbujące odświeżyć myślenie o położeniu Polski czy też obecna sytuacja na arenie międzynarodowej. Pierwszym krokiem była Inicjatywa Trójmorza, przy wsparciu Stanów Zjednoczonych i Donalda Trumpa, w kwietniu tego roku natomiast pojawiła się oferta stworzenia pewnej formy unii polsko-ukraińskiej.
Zacznijmy w końcu budować politykę wschodnią!
Zanim jednak zlecą się tabuny ludzi krzyczących, że “Żadna unia! Pomyślenie o tym jest już zbrodnią!”, to zatrzymajmy się na chwilę i postarajmy się zrozumieć aktualną sytuację.
W końcu nikt nie mówi tutaj o powstaniu jednego państwa złożonego z Polski i Ukrainy i innych organizmów, bo logistycznie jest to równie trudne, co stworzenie jednego państwa z Grupy Wyszehradzkiej.
Odejdźmy jednak od dygresji i cofnijmy się w czasie o kilka lat. We wrześniu 2015 roku,
w Nowym Yorku miało miejsce uroczyste spotkanie państw Inicjatywy Trójmorza, pod patronatem USA. Widziały one w tym interes dla wbicia klina, pomiędzy dominujące w Unii Europejskiej Niemcy oraz coraz bardziej agresywną Rosję. Dla samych państw regionu również wydawała się to koncepcja słuszna: łączą nas na niektórych płaszczyznach wspólne interesy
i razem chcemy znaczyć więcej, jako wspólnota. Zamysł był jak najbardziej słuszny, a dla Polski był to pierwszy taki samodzielny odruch, na taką skalę, od czasów wcześniej wspomnianej Grupy Wyszehradzkiej. I choć projekt ten był wyszydzany przez „Gazetę Wyborczą” czy inne media liberalno-lewicowe, to istnieje nadal i ma dalej ogromny potencjał, choć niewykorzystywany.
Geografia – nasze przekleństwo i nadzieja
Nie należy jednak mylić Trójmorza z Międzymorzem i tutaj reguła jest prosta. Międzymorze rozciąga się od Zatoki Fińskiej po wybrzeża Morza Czarnego. Trójmorze jest ulokowane w trójkącie Morze Bałtyckie-Czarne-Adriatyk. Dziś skupimy się wyłącznie na temacie Międzymorza, gdyż interes państw znajdujących się na jego obszarze zdecydowanie bardziej jest we wzajemnej bliskości.
Aktualnie na tym obszarze mamy państwa bałtyckie (Litwę, Łotwę i Estonię), Białoruś, Ukrainę, Rumunię, Mołdawię oraz Polskę. Bardziej wprawne oko od razu zobaczy, że większość tego obszaru pokrywa się z granicami dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów Choć trzeba sobie wyjaśnić, że nazwa ta jest bardzo myląca – i nie jest to żaden przejaw “poprawności politycznej”, że nagle się o tym mówi. W dawnej Rzeczpospolitej Polacy stanowili około 50% populacji. Sporą część stanowili również Litwini i Rusini – były to trzy “narody” stanowiące trzon społeczeństwa, a poza nimi mieliśmy jeszcze Niemców, Łotyszy i Żydów. Rafał Ziemkiewicz kiedyś ładnie to nazwał „Unią Europejską na 400 lat przed Unią Europejską” i jest w tym trochę racji. Nie oznacza to oczywiście, że nie było wewnętrznych konfliktów, ale to temat na zupełnie inny wpis.
Skupmy się jednak na tym, jakie znaczenie ma to dla współczesnej sytuacji i dlaczego oddaje ją jedna z mądrzejszych tez Józefa Piłsudskiego, że “nasze pole działań jest na wschodzie”.
Obecnie nie jesteśmy w stanie zdominować gospodarczo czy kulturalnie państw w zachodniej czy centralnej Europie. I to jest fakt. Nasze soft power, w połączeniu z miałkimi elitami politycznymi, jest po prostu za słabe na to. Inaczej ta sytuacja wygląda jednak na Ukrainie czy nawet w państwach bałtyckich. Mało osób zdaje sobie również sprawę z tego, że w aspekcie militarnym, to obecnie Polska jest gwarantem bezpieczeństwa tych państw. Dla niektórych może to brzmieć, jako nieśmieszny żart, ale tak jest. Ponadto jesteśmy od nich, jako państwo, znacznie silniejsi demograficznie i gospodarczo.
Nie inaczej sytuacja ma się aktualnie z wcześniej wspomnianą Ukrainą. Polska jest państwem 4-5 razy bogatszym od niej oraz stała się jej głębią strategiczną w ostatnich miesiącach. Gdybyśmy przyjęli od początku wojny postawę identyczną co Niemcy, to prawdopodobnie już od dłuższego czasu mielibyśmy zamontowany rząd prorosyjski w Kijowie. To przez nas idzie lwia część wszelkich dostaw uzbrojenia, amunicji i pomocy humanitarnej na Ukrainę. To my pełnimy tutaj rolę swoistego “zaplecza” logistycznego.
Potencjał posiadamy. Potrzeba siły i woli politycznej
Ciekawy obraz otrzymujemy również gdy spoglądamy na suche dane demograficzne
i gospodarcze. I jest to oczywiście uproszczenie, natomiast daje już pewien obraz, do którego można się odnosić.
Polska – PKB 607 mld $; populacja 37,5 mln
Ukraina – 155,6 mld $; pop. 44 mln (bierzmy pod uwagę sytuację sprzed rosyjskiej inwazji)
Litwa – 56 mld $; pop. 2,79 mln
Łotwa – 33,51 mld $; pop. 1,9 mln
1,9 mln Estonii – 31,03 mld $; pop. 1,3 mln
Obszar całości to 1 091 454 km2 – czyli mniej więcej wielkościowo obszar dzisiejszej Boliwii. Historycznie niemal tyle samo, ile miała powierzchnia dawnej Rzeczpospolitej. PKB wynosiłoby 881,14 mld; populacja ~ 85,5 mln. PKB per capita 10 300 dolarów.
Dla porównania rosyjskie PKB (przed konfliktem) wynosiło 1 483 mld $, a per capita to,
w przybliżeniu, 10 tysięcy dolarów. Populacja Federacji Rosyjskiej to 144 mln ludzi,
a powierzchnia 17 100 000 km2.
A gdybyśmy dodali do tego jeszcze Rumunię (PKB 249 mld $, pop. 19,9 mln) oraz Mołdawię (11,9 mld$, pop. 2,6 mln.), które także mają w stosunku do Rosji podobne położenie, to wychodzi z tego bardzo ciekawy obraz.
Uwarunkowania geograficzne, jak i polityczne także sprzyjają potencjalnej współpracy tych wszystkich państw. Swoistym “sprawdzam” stała się wojna na Ukrainie oraz późniejsze wizyty politycznych oficjeli. Znamiennym było wspólne zdjęcie głów państw, które wchodziły w skład dawnej Rzeczpospolitej, czyli prezydentów Estonii, Łotwy, Litwy, Polski i Ukrainy.
Czy snucie różnych teorii o rozwinięciu naszej polityki wschodniej jest zasadne? Jak najbardziej. Po 2004 roku w zasadzie wszelkie długofalowe cele polityki zagranicznej obumarły, zwłaszcza za naszą wschodnią granicą. A to właśnie tam jest przestrzeń, dla której, mówiąc obrazowo, to my jesteśmy “zachodem”. Na dodatek bliskim kulturowo, jak i językowo. W naszym interesie jest, by na tym obszarze działały polskie firmy, polskie przedsiębiorstwa czy polskie banki. To od nas wyłącznie zależy czy ta strefa zgniotu, pomiędzy Niemcami
a Rosją, stanie się naszym błogosławieństwem czy przekleństwem.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Wojciech Kozioł
Platforma uczy, jak upartyjnić CPK
W ostatnich dniach pełnomocnik do spraw Centralnego Portu Komunikacyjnego Maciej Lasek stwierdził, że „były obóz rządzący stara się za wszelką cenę upartyjnić dyskusję wokół rozwoju kraju, w tym na temat CPK.” Jednak słowom posła Laska przeczą nie tylko fakty, ale i jego własne słowa.
W ostatnich dniach pełnomocnik do spraw Centralnego Portu Komunikacyjnego Maciej Lasek stwierdził, że „były obóz rządzący stara się za wszelką cenę upartyjnić dyskusję wokół rozwoju kraju, w tym na temat CPK.” Jednak słowom posła Laska przeczą nie tylko fakty, ale i jego własne słowa.
Ciężko obecnie o większą hipokryzję w szeregach przeciwników CPK, niż to co prezentuje sobą Maciej Lasek, gdy mówi, że „czasy amatorów przeminęły”, a dyskusję należy „zostawić ekspertom”. We wcześniejszym gronie ekspertów naprawdę ciężko doszukać się jakichś powiązań partyjnych, a większość (jeśli nie wszyscy) związani byli ściśle z branżą i to niekiedy przez kilkadziesiąt lat.
Natomiast sam poseł Lasek przyznawał nie raz, że obecni ludzie to są ci, których on zna, a w tym gronie mamy takie osoby jak np. byłego szefa ochrony lotniska, który później zajmował się marketingiem – jak widać obecnie takie kompetencje wystarczają.
Jednak, jeśli poszperać głębiej, to można znaleźć jeszcze więcej ciekawych rzeczy. Dla siedzących w temacie nie będzie odkryciem, ale dla osób rzadko mających z tym tematem styczność to może być zaskoczenie.
Otóż poseł Lasek był wcześniej bardzo blisko związany z organizatorami inicjatywy „Stop CPK”. Nawet sam przez długi czas miał ustawiony taki hasztag na swoim profilu, czyli musiał być bardzo oddany sprawie. Dziś niechętnie dzieli się szczegółami na temat współpracy z tą inicjatywą.
Co więcej, jest także członkiem „Parlamentarnego Zespołu ds. Przeskalowanych Inwestycji (m.in. CPK) i Przymusowych Wywłaszczeń”. Tak, to „CPK” nie jest tam wtrąceniem własnym, a częścią właściwego tytułu zespołu.
Kolejny ciekawym faktem jest to, że w zespole tym zasiadają wyłącznie (sic!) członkowie Platformy Obywatelskiej. Jest to niezwykle znamienne dla tego projektu i znów potwierdza tezę, że to PO jest najbardziej negatywnie nastawioną (i chyba zarazem jedyną) partią, która walczy z budową Centralnego Portu Komunikacyjnego.
W poprzedniej kadencji Maciej Lasek również zasiadał w ty zespole (pełniąc w nim funkcję wiceprzewodniczącego. Podobnie jak obecnie, wtedy również zespół składał się wyłącznie z członków Platformy Obywatelskiej.
Wojciech Kozioł
W politycznej matni
Niekończący się festiwal w postaci walki obozów politycznych zaczyna znowu wracać do hasła „przedterminowych wyborów”. Jednak czy takie rozwiązanie w ogóle jest wykonalne?
Niekończący się festiwal w postaci walki obozów politycznych zaczyna znowu wracać do hasła „przedterminowych wyborów”. Jednak czy takie rozwiązanie w ogóle jest wykonalne?
Technicznie rzecz ujmując – tak. Jednym z najłatwiejszych sposobów byłby po prostu nieuchwalony budżet (na czas pisania tekstu jeszcze to się nie wydarzyło). To by skutkowało wcześniejszym rozwiązaniem parlamentu i rozpisaniem wcześniejszych wyborów.
Jednak nawet, poza tym pojawiają się głosy ze strony Donalda Tuska jak i obozu Prawa i Sprawiedliwości w postaci przestrogi, że takie rozwiązanie wisi w powietrzu. Szanse są na nie nieduże (ze względu na i tak dużą ilość wyborów w tym roku), ale nigdy nie można tego wykluczyć.
Można też dokonać samorozwiązania i wtedy wszelkie dywagacje schodzą na dalszy plan. Jednak czy taka gra jest warta świeczki?
Dolanie oliwy do ognia
Takie rozwiązanie jednak niosłoby ze sobą szereg konsekwencji, w dużej mierze tych negatywnych. Znów równałoby się to podsycaniu wojny wewnętrznej, ale też byłby to kolejny cios w polskie projekty infrastrukturalne, dalsze zbrojenia, czy po prostu w ogólną stabilność państwa.
Jedyna logika, która stoi za takimi krokami to dla Platformy próba jeszcze większego utopienia PiS i wiara we własne sondaże. Z kolei dla PiS to szansa na zreflektowanie się i dokonanie jakiegoś „wewnętrznego oczyszczenia”. Choć akurat to w polskiej polityce bardzo rzadko się dzieje.
Jednak należałoby zadać sobie pytanie, czy któraś ze stron nie przelicytowałaby w pewnym momencie swoich założeń, zwłaszcza jeśli mowa o kluczowych sprawach dla polskiego bezpieczeństwa. Zauważmy, że gdyby jakimś cudem w Prawie i Sprawiedliwości pojawił się „rachunek sumienia” za ostatnie kilka lat, gdzie doszliby do porozumienia z PSL, Konfederacją czy nawet Lewicą i zarządzili coś na wzór „rządu technicznego” – to czy byłoby to abstrakcyjne? Wbrew pozorom nie. Jeśli taka koalicja wyszłaby z założenia, że zajmują się tylko kluczowymi sprawami i odrzucają rzeczy znacząco dzielące, to taka forma mogłaby być na jakiś czas skuteczna.
Takie założenie wynika z faktu, że wszystkie wyżej wymienione partie są za projektami, które w przyszłości staną się fundamentami polskiego bezpieczeństwa energetycznego oraz transportu. To stoi za to w opozycji do tego, co proponuje obecnie Platforma Obywatelska. Nawet jeśli założyć, że Lewica z Konfederacją się w tych kwestiach nie dogadają (co jest dyskusyjne), to połączenie PiS-PSL-Konfederacja byłoby jak najbardziej wykonalne, a każda z tych partii skutecznie by mogła trzymać na wodzy swojego koalicjanta.
Niestety w takim założeniu kluczowa jest postawa PiS, gdzie najtwardszy elektorat nie dopuszcza do siebie myśli o takich rozwiązaniach. Obie partie są traktowane tam jako zdrajcy czy nawet agenci wpływu. Ustawienie się w takiej pozycji daje jednak bardzo dobry punkt wyjścia dla Platformy, która jest bardziej skora do koalicji, ale po kryjomu krótko trzyma każdego z koalicjantów.
Wojciech Kozioł
Polsko, bądź ambitna
Polska pilnie potrzebuje strategicznych projektów infrastrukturalnych – fakt, nie opinia. Czy elektrownia atomowa jest konieczna? Tak. A CPK? Jak najbardziej. Port kontenerowy? Zdecydowanie tak. I można jeszcze wymienić kilka takich inicjatyw. Dla jednych będzie to „megalomania”, ale dla zdecydowanej większości to po prostu inwestycja w przyszłość.
Polska pilnie potrzebuje strategicznych projektów infrastrukturalnych – fakt, nie opinia. Czy elektrownia atomowa jest konieczna? Tak. A CPK? Jak najbardziej. Port kontenerowy? Zdecydowanie tak. I można jeszcze wymienić kilka takich inicjatyw. Dla jednych będzie to „megalomania”, ale dla zdecydowanej większości to po prostu inwestycja w przyszłość.
Po październikowych wyborach (a w zasadzie jeszcze przed nimi) zachodziły obawy, że poszczególne projekty mogą nie dojść do skutku. Co jest o tyle ciekawe, ponieważ większość społeczeństwa stoi za nimi. Mało tego, nawet większość polityków dogaduje się w tej sprawie. A powiedzmy sobie szczerze, nie ma wielu idei, które łączyłyby Lewicę, Konfederację, PSL i PiS. Celowo tutaj nie zostały wymienione Platforma oraz ugrupowanie Szymona Hołowni. PO ma tutaj rolę dominującą i nie jest to zaskoczeniem. Polska 2050 z kolei ma w swoich rękach resort odpowiedzialny za środowisko, a więc elektrownię jądrową, która nadal stoi pod znakiem zapytania.
Nie należy pokładać nadziei w tym, że ewentualne powołanie rzecznika czy też jakiegoś specjalnego koordynatora ds. EJ. Warto się w takiej sytuacji odnieść do sytuacji z Centralnym Portem Komunikacyjnym, który jest dosłownie torpedowany przez nową ekipę rządzącą.
„Bo CPK to projekt pisowski”
To jeden z „argumentów” używanych przez stronę przeciwną, wobec tego projektu. Obok niego znajdziemy jeszcze „megalomanię”, „nie stać nas” czy to, że są to „fanaberie Kaczyńskiego”.
Innym jest fakt, że oddelegowanie do CPK osoby Macieja Laska, który był jednym z „hasztagowców” grupy „StopCPK” jest dobitnym sygnałem, że ten Centralny Port musi zostać utopiony. Po prostu. Jednak jest to wyłączna inicjatywa Platformy, bo w tym wypadku również większość środowiska politycznego jest „za”.
Jednak machina medialna, jaką obecnie dysponuje PO, jest przeogromna i widać to doskonale, jak manipulowane są „debaty” i informacje o CPK. Podawanie fałszywych wyliczeń i kwot, przedstawianie apolitycznych specjalistów jako „pisowców” i zastępowanie ich znajomymi Macieja Laska (do czego sam się przyznał). Dosłownie nie ma tu żadnego znaku, który by miał świadczyć o tym, że PO będzie chciała dokończyć ten projekt.
Bądźmy ambitni
Do czego to doszło, żeby projektu infrastrukturalne (nawet nie największe w Europie) miały być symbolem ambicji. Choć z pewnością są one krokiem w tym kierunku, ale daleko im do jakiejś „megalomanii”. Wręcz przeciwnie, to krok w stronę normalności. Tak samo jak elektrownia jądrowa, która nie tylko jest projektem, który da nam czystą i tanią energię na kilkadziesiąt lat, ale również stworzy bazę technologiczną, której nam przez lata brakowało.
Gdzie zatem szukać odpowiedzi na pytanie, komu to wszystko najbardziej przeszkadza? Platforma stara się to brać na siebie, choć jest „tylko” wykonawcą. Natomiast zlecenia najpewniej idą z pewnego państwa na zachód od Odry, któremu bardzo nie na rękę, czystym przypadkiem, były właśnie te projekty.