Connect with us

Nawiasem Pisząc

Orka w Telewizji Publicznej

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Powiem Wam, że mam już taki przesyt tej kampanii i w ogóle całej polityki, że patrzeć już nie mogę na żadnego z kandydatów. No, może poza Stanowskim, który wczoraj postanowił powiedzieć wszystkim to, co widzi prawie każdy, ale udaje, że wcale nie. Próbowałam napisać dla Was dłuższy tekst odnośnie do afery mieszkaniowej z Karolem Nawrockim, ale im dłużej szukałam materiałów, żeby tę sprawę opisać jak najlepiej, tym bardziej się w tym gubiłam. Bo o to właściwie chodzi w tej przepychance – jedna strona mówi, że ma dokumenty, że Nawrocki złamał prawo, druga, że wcale nie i właśnie z tych dokumentów wynika, że to on ma rację. A Ty, Obywatelu? A Ty nie masz dostępu do żadnych dokumentów, więc prawdy to sobie możesz szukać albo w Onecie, albo w TV Republice. A potem ewentualnie wyciągnąć średnią. Albo – po prostu – zaufaj albo jednemu, albo drugiemu. W końcu żaden nigdy w życiu, pod żadnym pozorem, by nas nie okłamał, prawda? Napiszę może jedynie, że Trzaskowski nie przemyślał sobie tych ataków o mieszkanie, bo został szybko skontrowany aferą reprywatyzacyjną za Hanny Gronkiewicz-Waltz, której był wtedy bliskim współpracownikiem, (zdaje się, że był szefem jej sztabu wyborczego) albo kamienicą przy Marszałkowskiej, bo tam zdaje się mieszkańcy mogą zostać bez dachu nad głową, bez kluczy i bez opieki. Prezydent Warszawy dużo tam krzyczał o wstydzie i hańbie… Napiszę szczerze – po tym, co prokuratura zrobiła ze śmiercią Jolanty Brzeskiej pan Trzaskowski jest ostatnim ze wszystkich kandydatów, którym wypada zabierać w ten sposób głos. A o kamienicy na Marszałkowskiej też napiszę, z dziką przyjemnością.

Przeciętna debata, zmęczeni kandydaci

Sama debata nie wyłoniła chyba żadnego zwycięzcy, ani żadnego przegranego. Kto podjął decyzję wcześniej, raczej jej nie zmienił, kto jest nieprzekonany nie zmądrzał od wczoraj wiele. Najlepiej wypadł Stanowski według mnie, ale do niego – jak możecie się domyślać po zdjęciu – jeszcze przejdziemy, bo prał całe TVP a w szczególności Wysocką-Schnepf, po tyłkach niemiłosiernie i tylko patrzył, czy równo puchnie. Największą przegraną została zdecydowanie „arcykapłanka propagandy”, choć do niej to długo nie docierało, bo jeszcze – na swoje nieszczęście – próbowała pyskować. Karol Nawrocki zupełnie przyzwoicie, bo nie przegapił okazji, żeby Trzaskowskiego sprowadzić do parteru, kiedy ten sięgnął po rozpaczliwą broń tego nieszczęsnego mieszkania. Już nawet Anna Maria Żukowska napisała na Twitterze, że sam dośrodkował piłkę do kandydata z ramienia PiS-u, a ten strzelił pięknego gola. Bo, jak sama zauważyła – atakować też trzeba umieć. Z Żukowską jest jak z zepsutym zegarem – dwa razy na dobę pokaże dobrą godzinę i tu kolejny raz to się potwierdza. Czasem zdarza jej się powiedzieć coś mądrego. Ale miło widzieć, że ta koalicja od środka już się pruje. Podejrzewam, że przegrana Trzaskowskiego uwaliłaby już ten cały rząd, z czego KO zdaje sobie sprawę, dlatego nawala w tego biednego Nawrockiego czym tylko może. Brakuje jeszcze reportażu o tym, jak to Trzaskowski wbiegł do płonącego budynku i uratował dziecko, pieska i kotka. A Nawrocki? Nawrocki stał obok i palił papierosa, dlatego trzeba powołać szybko komisję śledczą, czy to przypadkiem nie on podpalił. Może zdążą przed II turą. Pozytywne wrażenie zrobił Adrian Zandberg, który mówił konkretnie i na temat, nie uciekał też do pyskówek (za wyjątkiem tej z Magdaleną Biejat), ale on jest takim kandydatem na którego ja zagłosuję, jeśli potrąci Adrianobusem pijanego Donalda Tuska, kiedy przechodził w niedozwolonym miejscu. Pozostali kandydaci raczej się nie wyróżniali – Trzaskowski zawsze wypada słabo w debatach i ta nie była wyjątkiem, chociaż nie wyszedł tak niemiłosiernie oklepany, jak w tej poprzedniej, na której odważył się pokazać; Biejat też mnie ani ziębiła, ani chłodziła, Senyszyn przyłapałam na drobnym kłamstwie, ale ta pani ma duże trudności, żeby przyznać się do swojej przeszłości w PZPR; Mentzen chyba był już zmęczony tym swoim „tour de Pologne”; Woch kompletnie niewidoczny; na Hołownię patrzeć już nie mogłam; a Maciak zdecydował się zadać pytanie Stanowskiemu, co tylko potwierdza, że facet chciał po prostu wypromować siebie i swój kanał na YouTube. I tyle, jeśli chodzi o te wszystkie debaty. Dobrze, że już się skończyły. Jeszcze pewnie jedna debata w II turze, a potem wrócimy do dawnego grajdołka – niestety takie mam wrażenie.

Orka Stanowskiego

Od początku byłam bardzo ciekawa materiałów Stanowskiego dotyczące tych wyborów i nie zawiodłam się. A wczoraj… było pięknie. Tak czułam, że jeśli któryś z kandydatów skrytykuje TVP i panią Dorotę Wysocką-Schnepf, to będzie to właśnie założyciel Kanału Zero. Wypomniał jej właśnie fakt, że aż osiem z trzynastu sztabów sprzeciwiało się jej udziałowi, wspomniał o tym, że jej mąż stara się o stanowisko ambasadora we Włoszech, a pani Dorota bardzo chciałaby mu pomóc (zupełnie bezinteresownie, jako kochająca i wspierająca żona, rzecz jasna), nawiązał też do pana Maksymiliana Schnepfa. Jeśli ktoś nie wie, kim był ten szanowny jegomość, niech poczyta sobie o obławie augustowskiej. Powinno mu to rozjaśnić, z jakiego rodzaju ludźmi mamy do czynienia. Tak, tak, wiem… Dzieci nie są winne grzechów swoich rodziców, ale umówmy się – to rodzice te dzieci wychowują. Najczęściej zgodnie ze swoimi przekonaniami. A jeśli chodzi o Wysocką-Schnepf, to mam wrażenie, że pan Maksymilian osobiście zajął się jej wychowaniem, mimo że nie był jej ojcem. I jeszcze załatwił jej korepetycje u Jerzego Urbana. A skoro pani Dorota uczyła się od najlepszych, nic dziwnego, że nie chciała pozostać dłużna, wypominając Stanowskiemu, że kiedyś sam pracował w TVP. Pan Krzysztof nie chciał już jednak wchodzić w dłuższą wymianę zdań, więc łaskawie przypomniał prowadzącej, że powinna skupić się na pilnowaniu zegara, bo za to jej płacą. Domyślam się, że niemało. Co z tego, że Stanowski pracował w TVP? A ona pracuje teraz i co w związku z tym? Różnica jest taka, że Stanowski zajmował się sportem, a pani Dorota propagandą. Właściciel Kanału Zero pięknie podsumował całą tę debatę i polityczną wojenkę – całość jego wypowiedzi znajdziecie na profilu Fanatyka Wolności, więc nie ma sensu kopiować, ale na pewno warto się zapoznać. Kończąc jednak wątek TVP, który teraz serwuje ludziom czystą wodę, a nie partyjniacką propagandę, nigdy w życiu, to warto przypomnieć, że trzy ostatnie pytania Rafał Trzaskowski miał zadawać… jako ostatni. Tak żeby, broń Boże, nie natknął się na jakąś niewygodną ripostę. I to, rzecz jasna, zupełny przypadek. W tej telewizji są same przypadki ostatnio. Ktoś kiedyś pisał, że TVP jest obecnie takim samym ściekiem, jak za rządów PiS-u. Nie zgadzam się, wtedy było fatalnie, ale teraz jest gorzej. Ale nie tylko TVP potrafi w propagandę. Przegląd Sportowy (podkreślam: Sportowy), należący teraz do der Onetu wysmarował aż cztery artykuły o tym, że Stanowski jest wredny i pani Dorotce było przykro. Cztery. Nie minęła nawet doba. Artykułów dotyczących sportu od wczoraj było niewiele więcej. Nieźle tam musiała zaboleć pana Węglarczyka pewna część ciała.

Politycy nie pomogą, my to zróbmy

U szefa Kanału Zero podoba mi się jeszcze jedna rzecz – on faktycznie potrafi wykorzystać swoją popularność, żeby zrobić coś dobrego. Na samym początku, kiedy kanał dopiero raczkował, Stanowski pomagał szukać psom ze schroniska domy – zapraszał wolontariuszki, które przyprowadzały czworonogi i opowiadały o nich, żeby zachęcić ludzi do przygarnięcia psiaka. Teraz nagłaśnia zbiórki dla chorych dzieci i robi to skutecznie. To, co stało się od wczoraj ze zbiórką dla małego Ignasia chorującego na wyjątkowo paskudną chorobę to jakiś kosmos. Zwrócił jednocześnie uwagę na to, że od wielu lat się nic nie zmienia. Pamiętam, jak byłam w gimnazjum, a potem liceum, że były akcje zbierania dla chorych dzieci… nakrętek od butelek plastikowych. Teraz już nie wolno, bo klimat, więc zamiast zbierać nakrętki, zakłada się zbiórki, ale poza tym nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu ciężko chorzy ludzie muszą zbierać grube miliony, żeby mieć możliwość leczenia za granicą, bo państwo nie potrafi pomóc, obojętnie czego by nie opowiada Tusk, Nawrocki, Trzaskowski czy jakiś inny Hołownia. A zrozpaczeni rodzice muszą biegać po różnych firmach i zgłaszać się do popularniejszych osób, żeby nagłaśniać zrzutki i prosić o pomoc obcych ludzi. Wiecie, ile udało się na razie uzbierać? Ponad osiem milionów. Bardzo dużo. A wiecie ile brakuje? Niewiele mniej, bo ponad siedem. Rodzicom chłopca od paru miesięcy udało się zgromadzić niewiele ponad połowę. Przecież to jest absurd. Skąd ci ludzie mają wziąć tyle pieniędzy? Ale spokojnie – kiedy zadano pytanie na temat ochrony zdrowia Trzaskowskiemu, ten odpowiedział, że przecież pani Leszczyna się tym zajmuje. Pozostaje nam trzymać kciuki. Pod tekstem zamieszczę link do zrzutki dla małego Ignasia. Co prawda nie mam takich zasięgów jak Stanowski (brakuje mi niecałych… dwóch milionów 😉 ), ale chociaż tyle mogę zrobić. Dołożę swoją cegiełkę do tej ciężkiej i nierównej walki małego chłopca i jego rodziców. W poprzedniej pracy miałam koleżankę, której syn też chorował na dystrofię mięśniową Duchenne’a – to jest takie cholerstwo, że atakuje tylko chłopców, natomiast nosicielem jest… matka. Kobiety są na tę chorobę odporne, mogą być jedynie nosicielkami. Możecie sobie wyobrazić, jak czuła się moja koleżanka i jak czuje się mama czteroletniego Ignasia. Wyobrażam sobie, że jest to dla niej podwójnie ciężkie.

Na sam koniec pozwolę sobie na pewną złośliwość. Pamiętacie, jak posłowie KO i ich dziennikarskie tuby propagandowe z Tomaszem Lisem na czele przekonywali, że Karol Nawrocki na pewno nie spotkał się z Donaldem Trumpem, bo co tam prezydent USA miałby tracić czas na jakiegoś tam Nawrockiego? No to opublikowano zdjęcie, na którym Nawrocki z Trumpem pokazują „okejkę”. I to nie gdzieś na korytarzu czy lotnisku, jak to udało się Donkowi i Rafałowi, kiedy Trump przyleciał do Polski, tylko w Gabinecie Owalnym. Trochę to zepsuło humory naszym wspaniałym rządzącym i ich dziennikarzom, ale zaraz zaczęto nas przekonywać, że ta wizyta tak naprawdę nic nie znaczyła i mamy się nie podniecać. No, to niedawno z wizytą do Kijowa udał się Donald Tusk – ale nie sam. Znaczy – sam siedział w wagonie; Macron, Merz i Starmer jechali osobnym i dumnie uśmiechali się do wspólnego zdjęcia. A na miejscu jeden z panów wskazał premierowi Polski palcem, żeby się pod nogami nie kręcił, na co ten posłusznie się ukłonił i zwiał. Ale spokojnie, sprawa została już przez uśmiechniętych wyjaśniona – otóż Donald Tusk jest dla Putina najgroźniejszy, dlatego dla bezpieczeństwa całej czwórki postanowiono go odseparować od reszty. I co? Łyso Wam pewnie, nie? 😛

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

https://www.siepomaga.pl/ratuj-ignasia#wplaty

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Karol Nawrocki stawia na patriotyzm

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Co prawda niektórzy cały czas nawołują do ponownego przeliczenia głosów, bo marzy im się, że Karola Nawrockiego się nagle odwoła, a prezydentem zostanie jedyny i słuszny kandydat, Rafał Trzaskowski. Umówmy się, że szanse na to są bliskie zeru, bo jedynym bojownikiem na placu boju został już Roman Giertych. Jego źrebięta walkę uprawiają głównie w mediach społecznościowych. Gorycz porażki przełknęli ostatecznie wszyscy niezadowoleni politycy i, mimo wielu wcześniejszych zapowiedzi, pojawili się wczoraj w większości na zaprzysiężeniu nowego prezydenta. I dobrze, bo zachowaliśmy chociaż jakieś złudzenie poważnego, demokratycznego państwa.

Nawiązanie do wszystkich ojców polskiej Niepodległości

Dokładnie wysłuchałam też orędzia Karola Nawrockiego i, wbrew temu do czego usiłuje nas przekonać strona przegrana, wypadło bardzo dobrze. Nowy przywódca państwa pokazał, że potrafi być twardy i stanowczy, ale nie zamierza stawać okoniem i bezmyślnie blokować dobrych projektów rządu. Zapowiedział na przykład pełną współpracę w zakresie obronności. Nie zmienia to faktu, że jak miał okazję, potrafił ugryźć. Nie będę odnosiła się do jego obietnic, bo niektóre będzie mógł spełnić bardzo łatwo (poprzez prawo weta), a inne już będzie mu bardzo ciężko jako prezydentowi. Skupię się na czym innym – Karol Nawrocki pokazał, że faktycznie jest miłośnikiem historii i w swoim orędziu puścił oko chyba do wszystkich opcji politycznych. Oczywiście obłąkańcy spod znaku ośmiu gwiazd i dwóch błyskawic tego nie wyłapali, więc zrobię to za nich. Otóż świeżo upieczony prezydent wplótł w swoją wypowiedź cytaty wielu ojców naszej Niepodległości. Najłatwiejszy do wyłapania był oczywiście Roman Dmowski i „jesteśmy Polakami, więc mamy obowiązki polskie” (ukłon w stronę narodowców) oraz Józef Piłsudski: „Niepodległość nie jest nam dana raz na zawsze”, do którego najbliżej chyba obozowi Prawa i Sprawiedliwości (przy okazji zapunktował sobie pewnie u nich, cytując również świętej pamięci Lecha Kaczyńskiego: „Warto być Polakiem”). W swoim orędziu prezydent znalazł również miejsce dla Wojciecha Korfantego, zwolennika chrześcijańskiej demokracji: „Pierwszą funkcją państwa jest służenie”. Według mnie było to również nawiązanie do Ruchu Autonomii Śląska, z których postulatami Korfanty na pewno by się nie zgodził. Nawrocki zacytował również Wincentego Witosa: „Polska winna trwać wiecznie” i uśmiechnął się tym samym do ludowców. Gdyby na lewicy bardziej interesowano się historią, na pewno wyłapano by nawiązanie do Ignacego Daszyńskiego, który był związany właśnie z lewicą i socjalistami: „Trzeba służyć społeczeństwu i społeczeństwa słuchać” (co prawda nie ma chyba potwierdzenia, że Daszyński faktycznie jest autorem tych słów, ale w pełni oddają one jego przekonania). Myślę, że poznaniacy, a przynajmniej spora ich część, wyłapała również cytat Ignacego Paderewskiego: „Walczyć trzeba z tymi, którzy naród pchają do upadku i upodlenia”. Wybitny pianista nie utożsamiał się, co prawda, z żadną konkretną partią polityczną, ale myślę, że jego poglądy można zakwalifikować jako centrowe albo umiarkowanie prawicowe. Jako wielkiej zwolenniczce kultywowania pamięci o Żołnierzach Wyklętych, nie umknął mi również cytat majora Łupaszki: „My jesteśmy z miast i wsi polskich”.

Smutne i niskie ataki

Niektórzy upatrują się w zacytowaniu Paderewskiego zawoalowanego ataku w stronę obecnego rządu. Być może, bo nowy prezydent wiele ucierpiał przez ich brutalne ataki, często poniżej pasa – co im zresztą wygarnął. Ja jednak odebrałam to orędzie jako próbę zjednoczenia i argumentację, że on naprawdę chce być prezydentem wszystkich Polaków. „Zobaczcie” – zdawał się mówić Nawrocki – „Znam i szanuję poglądy każdego z ojców naszej Niepodległości. Mimo że się różnili, wszyscy dążyli do wspólnego celu. My też się dzisiaj różnimy, ale mam nadzieję, że też, mimo tej niezgody, mamy wspólny cel. A naszym celem jest Polska”. To było naprawdę bardzo dobre orędzie – Trzaskowski pewnie powiedziałby tylko, że mamy się kochać, tolerować i uśmiechać. Podejrzewam, że gdyby ci wszyscy ludzie, którzy tak agresywnie atakują teraz w sieci Karola Nawrockiego znali trochę historię, zauważyliby te subtelne ukłony wobec głównych nurtów politycznych w naszym Parlamencie. Ale nie znają, dlatego odebrali jego obietnicę o tym, że będzie służył przede wszystkim Polakom, a nie liniom partyjnym, jako czczą gadaninę, a przecież wiadomo, że Nawrocki to wstrętny pisior. Smutno się w sumie czyta te komentarze. Pomijam już dziecinne zapewnienia, że „to nie jest mój prezydent”. Jak na razie jedyne, co wyłapali politycy partii rządzącej to fakt, że pan Karol zamierza wychodzić przed szereg, a on jest przecież od reprezentowania, a nie rządzenia. Silniczki natomiast słów głowy państwa chyba nie zrozumiały, więc postanowiły czepiać się tego, że prezydent wrzeszczy (nie wrzeszczał, tylko podnosił głos), nie tak chodził, nie tak stał i wszystko robił nie tak. I oczywiście jego żony, bo tak zawsze najłatwiej, mimo że nie zauważyłam ani w zachowaniu, ani w ubiorze Marty Nawrockiej niczego niewłaściwego czy gorszącego. Że jej kawałek tatuażu było widać? W partii rządzącej jest facet, któremu zostało już niewiele wolnego ciała do porysowania. Że ubrała się jak Melanie Trump? Nawet jeśli, to co z tego? Że w pewnym momencie się pogubiła? Była w takiej sytuacji pierwszy raz w życiu. Smutne i niskie to wszystko – również to, że telewizja publiczna (podkreślam: publiczna!) w ogóle wypięła się na to orędzie i zamiast tego postanowiła pokazywać serial o psie i jego policjancie.

Subiektywne nadzieje i odczucia

Ja odebrałam orędzie Karola Nawrockiego przede wszystkim jako patriotyczne. I właśnie tego od niego oczekuję – patriotyzmu. Ale już nie tylko w słowach. Wiem, że potrafił być nieustępliwy w walce o polskie ofiary zbrodni wojennych, dlatego wiąże z jego prezydenturą pewne nadzieje. Oczekuję przede wszystkim twardej polityki wobec Niemiec, Ukrainy czy Rosji (chociaż jeśli chodzi o dyplomatyczne spotkanie z głową tego ostatniego państwa z oczywistych względów są na to marne szanse). Mam również nadzieję, że Karol Nawrocki nie będzie się uginał pod szantażami Izraela i mimo ciepłych relacji z Donaldem Trumpem nie będzie się zgadzał na ich kłamstwa o polskim antysemityzmie. Że nie będzie bał się w razie czego wypomnieć, że Natenjahu jest przede wszystkim zbrodniarzem wojennym, nawet bardziej bezwzględnym od samego Putina. Liczę na to, że po wielu latach, w których „polscy” politycy bez zająknięcia oczerniali nasz kraj, on wreszcie się temu postawi. Że nie będzie również pozwalał na takie przejawy antypolonizmu w naszym kraju. Że będzie reagował na niepotwierdzone oskarżenia o Jedwabne, plucie na Żołnierzy Wyklętych, usuwanie z muzealnych wystaw największych polskich patriotów czy wreszcie na wybitnie antypolskie propozycje prezesa Instytutu Pileckiego, który to chciał dyskutować o tym, jak Polska mogłaby oddać Niemcom ich dobra kultury, co jest już zwykłą bezczelnością i bardzo szkoda, że takie propozycje wychodzą ze strony człowieka, który podobno jest Polakiem. Tylko na tyle i aż na tyle liczę. I naprawdę mam nadzieję, że się nie zawiodę, bo po raz pierwszy w II turze wyborów oddawałam głos nie tylko po to, żeby ten drugi nie wygrał.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Słodko-gorzka prezydentura

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Jutro Andrzej Duda oficjalnie zakończy swoją prezydenturę, a w jego miejsce zaprzysiężony zostanie Karol Nawrocki. Dziwne to były dwie kadencje. Było parę plusów, ale zdarzały się też minusy, które mnie osobiście bardzo zawiodły. Na pewno nie był to prezydent najgorszy, jak próbują utrzymywać wyborcy Platformy, bo – umówmy się – trzeba było się bardzo postarać, żeby w tym niechlubnym rankingu wyprzedzić Aleksandra Kwaśniewskiego, który lubił sobie chlapnąć, a potem tłumaczył się chorobą filipińską, czy Bronisława Komorowskiego, który często wyglądał jakby też lubił sobie chlapnąć, a poza tym wchodził na krzesła i bawił się w Szoguna. Według mnie jednak w dalszym ciągu najlepszym prezydentem w naszej historii był Lech Kaczyński, chociaż on też, według mnie, popełnił błąd podpisując traktat lizboński.

Wołyń zamieciony pod dywan

Nie będę ukrywała, że najbardziej zawiodłam się na stosunku ustępującego prezydenta do kwestii Wołynia. Andrzej Duda tłumaczył, że teraz nie jest na to czas, bo trzeba pomagać. Pomoc pomocą, ale upamiętnianie ofiar rzezi wołyńskiej na szczerym polu, gdzie niedbale wetknięto krzyż oraz słuchanie tego, jak to Zełeński przekonywał, że kiedyś tu wydarzyła się tragedia, ale w sumie to nie wiadomo, kto do niej doprowadził i kto był ofiarą, było dosłownie policzkiem dla Polski. Zwłaszcza że pan Andrzej też pominął sprawców tej tragedii. Poza tym – przy takiej uległej polityce zagranicznej nigdy nie będzie dobrego czasu, bo zawsze będzie się okazywało, że politycy innego państwa są sprytniejsi i skutecznie będą takie tematy odwlekać na święty nigdy. Gdyby negocjacje prowadzić skutecznie to i czas dobry by się znalazł. Przyznam szczerze, że sama wychodziłam z błędnego założenia, żeby ten temat na obecną chwilę odpuścić, ale było to wtedy, kiedy Ukraińcy jeszcze przejawiali jakąkolwiek wdzięczność. Mniej więcej w tym samym czasie mieszkający w tamtych okolicach nasi wschodni sąsiedzi sami – w ramach tejże wdzięczności – sprzątali groby ofiar wołyńskich. Jedna jaskółka jednak wiosny nie czyni, a umówmy się, że odsłonięcie pomników lwów przy Cmentarzu Orląt Lwowskich (które podobno też miało być podziękowaniem), gdzie „przypadkowo” zabrakło napisu „Zawsze wierny Tobie Polsko” było wyjątkowo niesmaczne i mało satysfakcjonujące. Później jednak Ukraińcom wdzięczność przeszła, a Wołodimir Zełeński wykazywał się coraz większą roszczeniowością. I właśnie wtedy, kiedy ukraiński przywódca zaczął dopuszczać się mniejszych lub większych złośliwości wobec naszej głowy państwa, trzeba mu było ten Wołyń przypomnieć – twardo i stanowczo. Tylko że taką politykę trzeba umieć prowadzić, a pan Duda przekonywał, że „trzeba być twardym” tylko w wywiadach z polskimi dziennikarzami.

Komuś odbierzemy, innym porozdajemy

Później oczywiście było parę mniejszych lub większych wpadek – na przykład uważam, że prezydent mógł się z nimi bardziej pobawić wetowaniem ustaw. Większość jednak podpisał. A że potem atakowaliby go, że to przez niego nie mogli zrealizować swoich stu konkretów? I tak atakują – najtwardszy elektorat KO jest w dalszym ciągu święcie przekonany, że te obietnice nie zostały zrealizowane właśnie przez Andrzeja Dudę. I nie przetłumaczysz, że przecież sama Platforma głosowała przeciwko niektórym ustawom, które miały zrealizować obiecane postulaty. Za co muszę pochwalić prezydenta? Za odebranie Jolancie Lange Gontarczyk Srebrnego Krzyża Zasługi, który wręczył jej jeszcze Aleksander Kwaśniewski, wywodzący się zresztą z podobnego środowiska. Oczywiście media, jak to media, ogłosiły tę decyzję jako wręcz znieważającą, ponieważ według nich pani Jolanta była tylko i aż… działaczką społeczną. O jej donoszeniu do SB „przypadkiem” im się zapomniało. Same przypadki! Zapomniało im się też, że wiele wskazuje na to, że to właśnie Lange była odpowiedzialna za śmierć ks. Franciszka Blachnickiego. Przypomnijmy więc, że kapłan był inwigilowany właśnie przez małżeństwo Gontarczyków, a jeden ze świadków potwierdzających, że to właśnie z nimi się spotkał w dniu swojej śmierci utrzymywał, że podali mu oni jakiś napój. Stąd też przyjęto za prawdopodobną wersję, że ksiądz został otruty, ale że Polska obaliła komunę tak jak obaliła, to prawdopodobnych sprawców nie spotkały żadne konsekwencje. Szkoda tylko, że poza odbieraniem orderów, Andrzej Duda na koniec postanowił ich również trochę porozdawać. Między innymi Magdalenie Ogórek, braciom Karnowskim czy – niedawno – Cezaremu Kuleszy… I tutaj już niestety nie ma się czym chwalić.

Ja przynajmniej wychodzę z założenia, że najważniejszych orderów państwowych nie powinno się rozdawać jak cukierków.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Nie spoczniemy po porażce

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Nie pozwala się nudzić ta nasza rodzima polityka. Odnoszę wrażenie, że cała nasza scena polityczna to jedna wielka kampania wyborcza skupiająca się na napierdzielaniu w stronę przeciwną i nasilającą na czas, kiedy faktycznie zbliżają się wybory. A że najbliższe wybory już w 2027 roku i to będą kolejne już „najważniejsze wybory w historii wolnej Rzeczypospolitej”, to politycy nie pozwalają nam o sobie zapomnieć choćby na moment. Nie, im zależy, żebyśmy dalej szarpali się między sobą jak dwa od dawna zwaśnione ze sobą plemiona. Jedno chce ośmiogwiazdkować, a drugie nie boi się Tuska. I im bardziej jedni ośmiogwiazdkują, tym bardziej ci drudzy się nie boją i na odwrót.

Skandaliczne doniesienia Hołowni

Wydawało się, że po wyborach prezydenckich sytuacja na naszej scenie politycznej trochę się uspokoi. Ale nie, bo najpierw mieliśmy aferę z liczeniem głosów, PESEL-ami Giertycha i Sądem Najwyższym. Wśród największych zwolenników Romana Giertycha nadal można zaobserwować pospolite ruszenie (które swoją drogą w dłuższej perspektywie może być szkodliwe dla premiera i jego ekipy, bo spora część ze stajni Giertycha zapowiedziała, że skoro ich głos się nie liczy, to oni ośmiogwiazdkują następne wybory, więc nara, Donald – pytanie, czy w ciągu dwóch lat nie zdążą o tym zapomnieć), ale większość polityków KO chyba pogodziła się z tym, że tak się tych wyborów nie wyciągnie, więc trzeba spróbować inaczej. I właśnie w związku z tym przypomniał o sobie Szymon Hołownia, który przyznał, że był sondowany, testowany, sprawdzany czy jakkolwiek to nazwać w temacie opóźnienia albo zablokowania zaprzysiężenia prezydenta Karola Nawrockiego. Czyli niejako do zamachu stanu. Zamieszanie wybuchło spore, politycy Polski 2050 zaczęli tłumaczyć swojego szefa, że na pewno nie o to mu chodziło, Donald Tusk grzmiał, że takie plotki mogą być bardzo szkodliwe, a Roman Giertych sugerował, że skoro zamach stanu to obalenie władzy, a rządzi KO, to Hołownia niechybnie spiskował z tymi złymi pisiorami, żeby obalić Donka. W każdym razie, patrząc na to, co wyczynia nasz rząd i jak bardzo nie może pogodzić się z porażką w wyborach prezydenckich, jestem skłonna uwierzyć w słowa Hołowni. Jestem niemal pewna, że nasi obecni rządzący wyczerpią albo już wyczerpali wszystkie możliwe ścieżki, żeby do zaprzysiężenia Nawrockiego nie doszło. Zmobilizowali betonowy elektorat, rozkręcili aferę o sfałszowane wybory, doprowadzili do protestów, teraz wystarczyło na te wszystkie nastroje posłać chłopaczka na odpowiednim stanowisku, żeby dopełnił reszty. Tymczasem chłopaczek się stawia, bo szybko sobie obliczył, że zostałby prezydentem na miesiąc, podpisałby wszystko, co oni chcą, żeby podpisał, a potem rozpiszą nowe wybory, a on zostanie z niczym. I nie dość, że wysłał ich na drzewo, to jeszcze wężu łysy na własnym cycku wyhodowany, podzielił się z mediami tematem rozmów. Wątpię, żeby komukolwiek spadł włos z głowy, ale dobrze, że tym razem Hołownia zachował się jak człowiek z zasadami. Jestem niemal pewna, że znam jego intencje, zwłaszcza że jeszcze do niedawna, kiedy pan Szymon był na topie i wszyscy byli zachwyceni jego elokwencją, łamanie prawa i Konstytucji mu nie przeszkadzało. Zastanawiam się też dlaczego, skoro obecna władza kombinuje już tak bardzo, partia Hołowni wciąż jest z nimi w koalicji? Tyłki się za bardzo przyspawały do stołeczków?

Bareja by tego nie wymyślił

Tak czy inaczej, Donald Tusk z dnia na dzień jest coraz bardziej poobijany, bo jego kosmetyczna rekonstrukcja rządu, którą oceniam jako bardzo nieudaną próbę pokazu sił, mało kogo obeszła (jak na razie chyba tylko Marcin Kierwiński wziął się do roboty, więc kiedy Głuchołazy znowu zostały zalane, on walczy z Ruchem Obrony Granic; Waldemar Żurek jak na razie tylko zapowiedział, że będzie walczył o niepraworządność – pardon – z niepraworządnością, ale jeszcze się chyba do tego nie zabrał), a na domiar złego jego koalicjanci wcale nie zamierzają połączyć się w pełnym zgody uścisku, tylko dalej podgryzają go, gdzie mogą, ewidentnie wyczuwając słabość szefa rządu. Malejące poparcie trzeba było jednak ratować, więc Donald Tusk udał się na spotkanie z mieszkańcami Pabianic. I napiszę Wam, że Bareja by nie wymyślił lepszego przebiegu tego spotkania. Najpierw jakiś facet, czytając z kartki, pomylił nazwisko prokurator Ewy Wrzosek i nazwał ją Ewą Braun. Nie będę już wnikała w to, czemu zarówno politycy, jak i wyborcy KO tak często mylą się, czytając z kartki – być może ma to związek z ich intelektualnym oświeceniem, którego jako zwykły plebs nie mogę doświadczyć. A być może mają coś takiego, że kiedy pojawia się wątek niemiecki, gubią się od razu, bo nie wiedzą, do którego pana mają się teraz zwracać. Później zabrała głos pani, która stwierdziła, że mieszkańców wsi należy bezwzględnie i natychmiastowo edukować, żeby w kolejnych wyborach głosowali już jak należy, bo na razie są zabetonowani pisowską propagandą i Republiką. Ta kobieta sama pochodziła ze wsi, ona jako jedyna była odporna i nie dała się ogłupić, więc przyszła błagać o pomoc dla swoich sąsiadów. A to, że później okazało się, że pani jest dyrektor w biurze poselskim Dariusza Jońskiego, to już oj tam, oj tam. W dalszym ciągu może przecież pochodzić ze wsi i może czuć się zatroskana stanem wiedzy jej mieszkańców, prawda? To w żadnym razie nie była zainscenizowane, Boże broń. Żadnej propagandy być nie mogło! Na koniec jeszcze podniosła się starsza kobieta, która domagała się ponownego przeliczenia głosów, na co Tusk bardzo dyplomatycznie wysłał ją na księżyc – w efekcie część sali nagrodziła go brawami, a część zareagowała buczeniem i gwizdaniem. Podejrzewam, że ta oklaskująca część znajduje na co dzień zatrudnienie w urzędach miast albo biurach poselskich właśnie.

Love is in the air?

Mamy jeszcze jedną aferę romantyczną w szeregach Koalicji Obywatelskiej, o czym był łaskaw wspomnieć nam poseł Ćwik, sugerując, że mamy łączyć kropki. Niestety połączyliśmy je nie tak, jak trzeba i później trzeba się było tłumaczyć, że chodziło mu o polityczne kropki. Mnie się nawet za bardzo nie chciało w tym wszystkim gmerać, bo jestem niemal pewna, że pan Ćwik, podobnie jak reszta towarzystwa, nie należy do tych najbystrzejszych, więc palnął coś, co wydawało mu się zabawne, nie patrząc na konsekwencje. Tego jest już za dużo nawet jak dla mnie, bo ostatnio kiedy otwieram lodówkę, żeby przygotować sobie coś do jedzenia, muszę trzy razy przestawiać Uznańskiego i pięć razy Wiśniewską, żeby doszukać się czegoś, co można wrzucić na ząb. Tyle ich wszędzie po jego wielkim powrocie na Ziemię, że nawet lodówki boję się otworzyć. W każdym razie nie sądzę, żeby jakiś płomienny romans wybuchł między Nowacką a Tuskiem, ale całkiem zabawne przeróbki pojawiły się w Internecie. Na przykład taka, w której zmieniono twarze jakiegoś bardzo bogatego faceta ze swoją kochanką na koncercie Coldplay właśnie na twarze Tuska i Nowackiej. Ale – nie mój cyrk, nie moje małpy. Złapany na zdradzie facet nie interesuje mnie w ogóle, a co do tego drugiego, chciałabym, żeby rychło nastąpił jego koniec w polityce. I mam w głębokim poważaniu w czyich ramionach będzie szukał pocieszenia, zanim przyjdzie mu odpowiedzieć za to, jak on rozumiał prawo przez ostatnie półtora roku. Dla mnie to tak naprawdę niewiele znacząca aferka, bo co za różnica, z jakiego powodu Barbara Nowacka utrzymała stanowisko? Ważne jest, że niestety utrzymała, a czy to dlatego, że grzecznie przejęzyczała się tam, gdzie trzeba czy cokolwiek innego ma już dla mnie drugorzędne znaczenie. Na moje oko – właśnie takie nieprzemyślane wypowiedzi czy żarty świadczą o tym, że premier nie cieszy się już takim poparciem w swojej koalicji. Wątpię, żeby ktokolwiek z jego koalicjantów odważył się na tego rodzaju insynuacje jakieś pół roku temu, przed wyborami, kiedy pozycja Tuska była dużo bardziej… stabilna.

M.

Czytaj dalej