Nawiasem Pisząc
Orka w Telewizji Publicznej
Powiem Wam, że mam już taki przesyt tej kampanii i w ogóle całej polityki, że patrzeć już nie mogę na żadnego z kandydatów. No, może poza Stanowskim, który wczoraj postanowił powiedzieć wszystkim to, co widzi prawie każdy, ale udaje, że wcale nie. Próbowałam napisać dla Was dłuższy tekst odnośnie do afery mieszkaniowej z Karolem Nawrockim, ale im dłużej szukałam materiałów, żeby tę sprawę opisać jak najlepiej, tym bardziej się w tym gubiłam. Bo o to właściwie chodzi w tej przepychance – jedna strona mówi, że ma dokumenty, że Nawrocki złamał prawo, druga, że wcale nie i właśnie z tych dokumentów wynika, że to on ma rację. A Ty, Obywatelu? A Ty nie masz dostępu do żadnych dokumentów, więc prawdy to sobie możesz szukać albo w Onecie, albo w TV Republice. A potem ewentualnie wyciągnąć średnią. Albo – po prostu – zaufaj albo jednemu, albo drugiemu. W końcu żaden nigdy w życiu, pod żadnym pozorem, by nas nie okłamał, prawda? Napiszę może jedynie, że Trzaskowski nie przemyślał sobie tych ataków o mieszkanie, bo został szybko skontrowany aferą reprywatyzacyjną za Hanny Gronkiewicz-Waltz, której był wtedy bliskim współpracownikiem, (zdaje się, że był szefem jej sztabu wyborczego) albo kamienicą przy Marszałkowskiej, bo tam zdaje się mieszkańcy mogą zostać bez dachu nad głową, bez kluczy i bez opieki. Prezydent Warszawy dużo tam krzyczał o wstydzie i hańbie… Napiszę szczerze – po tym, co prokuratura zrobiła ze śmiercią Jolanty Brzeskiej pan Trzaskowski jest ostatnim ze wszystkich kandydatów, którym wypada zabierać w ten sposób głos. A o kamienicy na Marszałkowskiej też napiszę, z dziką przyjemnością.
Przeciętna debata, zmęczeni kandydaci
Sama debata nie wyłoniła chyba żadnego zwycięzcy, ani żadnego przegranego. Kto podjął decyzję wcześniej, raczej jej nie zmienił, kto jest nieprzekonany nie zmądrzał od wczoraj wiele. Najlepiej wypadł Stanowski według mnie, ale do niego – jak możecie się domyślać po zdjęciu – jeszcze przejdziemy, bo prał całe TVP a w szczególności Wysocką-Schnepf, po tyłkach niemiłosiernie i tylko patrzył, czy równo puchnie. Największą przegraną została zdecydowanie „arcykapłanka propagandy”, choć do niej to długo nie docierało, bo jeszcze – na swoje nieszczęście – próbowała pyskować. Karol Nawrocki zupełnie przyzwoicie, bo nie przegapił okazji, żeby Trzaskowskiego sprowadzić do parteru, kiedy ten sięgnął po rozpaczliwą broń tego nieszczęsnego mieszkania. Już nawet Anna Maria Żukowska napisała na Twitterze, że sam dośrodkował piłkę do kandydata z ramienia PiS-u, a ten strzelił pięknego gola. Bo, jak sama zauważyła – atakować też trzeba umieć. Z Żukowską jest jak z zepsutym zegarem – dwa razy na dobę pokaże dobrą godzinę i tu kolejny raz to się potwierdza. Czasem zdarza jej się powiedzieć coś mądrego. Ale miło widzieć, że ta koalicja od środka już się pruje. Podejrzewam, że przegrana Trzaskowskiego uwaliłaby już ten cały rząd, z czego KO zdaje sobie sprawę, dlatego nawala w tego biednego Nawrockiego czym tylko może. Brakuje jeszcze reportażu o tym, jak to Trzaskowski wbiegł do płonącego budynku i uratował dziecko, pieska i kotka. A Nawrocki? Nawrocki stał obok i palił papierosa, dlatego trzeba powołać szybko komisję śledczą, czy to przypadkiem nie on podpalił. Może zdążą przed II turą. Pozytywne wrażenie zrobił Adrian Zandberg, który mówił konkretnie i na temat, nie uciekał też do pyskówek (za wyjątkiem tej z Magdaleną Biejat), ale on jest takim kandydatem na którego ja zagłosuję, jeśli potrąci Adrianobusem pijanego Donalda Tuska, kiedy przechodził w niedozwolonym miejscu. Pozostali kandydaci raczej się nie wyróżniali – Trzaskowski zawsze wypada słabo w debatach i ta nie była wyjątkiem, chociaż nie wyszedł tak niemiłosiernie oklepany, jak w tej poprzedniej, na której odważył się pokazać; Biejat też mnie ani ziębiła, ani chłodziła, Senyszyn przyłapałam na drobnym kłamstwie, ale ta pani ma duże trudności, żeby przyznać się do swojej przeszłości w PZPR; Mentzen chyba był już zmęczony tym swoim „tour de Pologne”; Woch kompletnie niewidoczny; na Hołownię patrzeć już nie mogłam; a Maciak zdecydował się zadać pytanie Stanowskiemu, co tylko potwierdza, że facet chciał po prostu wypromować siebie i swój kanał na YouTube. I tyle, jeśli chodzi o te wszystkie debaty. Dobrze, że już się skończyły. Jeszcze pewnie jedna debata w II turze, a potem wrócimy do dawnego grajdołka – niestety takie mam wrażenie.
Orka Stanowskiego
Od początku byłam bardzo ciekawa materiałów Stanowskiego dotyczące tych wyborów i nie zawiodłam się. A wczoraj… było pięknie. Tak czułam, że jeśli któryś z kandydatów skrytykuje TVP i panią Dorotę Wysocką-Schnepf, to będzie to właśnie założyciel Kanału Zero. Wypomniał jej właśnie fakt, że aż osiem z trzynastu sztabów sprzeciwiało się jej udziałowi, wspomniał o tym, że jej mąż stara się o stanowisko ambasadora we Włoszech, a pani Dorota bardzo chciałaby mu pomóc (zupełnie bezinteresownie, jako kochająca i wspierająca żona, rzecz jasna), nawiązał też do pana Maksymiliana Schnepfa. Jeśli ktoś nie wie, kim był ten szanowny jegomość, niech poczyta sobie o obławie augustowskiej. Powinno mu to rozjaśnić, z jakiego rodzaju ludźmi mamy do czynienia. Tak, tak, wiem… Dzieci nie są winne grzechów swoich rodziców, ale umówmy się – to rodzice te dzieci wychowują. Najczęściej zgodnie ze swoimi przekonaniami. A jeśli chodzi o Wysocką-Schnepf, to mam wrażenie, że pan Maksymilian osobiście zajął się jej wychowaniem, mimo że nie był jej ojcem. I jeszcze załatwił jej korepetycje u Jerzego Urbana. A skoro pani Dorota uczyła się od najlepszych, nic dziwnego, że nie chciała pozostać dłużna, wypominając Stanowskiemu, że kiedyś sam pracował w TVP. Pan Krzysztof nie chciał już jednak wchodzić w dłuższą wymianę zdań, więc łaskawie przypomniał prowadzącej, że powinna skupić się na pilnowaniu zegara, bo za to jej płacą. Domyślam się, że niemało. Co z tego, że Stanowski pracował w TVP? A ona pracuje teraz i co w związku z tym? Różnica jest taka, że Stanowski zajmował się sportem, a pani Dorota propagandą. Właściciel Kanału Zero pięknie podsumował całą tę debatę i polityczną wojenkę – całość jego wypowiedzi znajdziecie na profilu Fanatyka Wolności, więc nie ma sensu kopiować, ale na pewno warto się zapoznać. Kończąc jednak wątek TVP, który teraz serwuje ludziom czystą wodę, a nie partyjniacką propagandę, nigdy w życiu, to warto przypomnieć, że trzy ostatnie pytania Rafał Trzaskowski miał zadawać… jako ostatni. Tak żeby, broń Boże, nie natknął się na jakąś niewygodną ripostę. I to, rzecz jasna, zupełny przypadek. W tej telewizji są same przypadki ostatnio. Ktoś kiedyś pisał, że TVP jest obecnie takim samym ściekiem, jak za rządów PiS-u. Nie zgadzam się, wtedy było fatalnie, ale teraz jest gorzej. Ale nie tylko TVP potrafi w propagandę. Przegląd Sportowy (podkreślam: Sportowy), należący teraz do der Onetu wysmarował aż cztery artykuły o tym, że Stanowski jest wredny i pani Dorotce było przykro. Cztery. Nie minęła nawet doba. Artykułów dotyczących sportu od wczoraj było niewiele więcej. Nieźle tam musiała zaboleć pana Węglarczyka pewna część ciała.
Politycy nie pomogą, my to zróbmy
U szefa Kanału Zero podoba mi się jeszcze jedna rzecz – on faktycznie potrafi wykorzystać swoją popularność, żeby zrobić coś dobrego. Na samym początku, kiedy kanał dopiero raczkował, Stanowski pomagał szukać psom ze schroniska domy – zapraszał wolontariuszki, które przyprowadzały czworonogi i opowiadały o nich, żeby zachęcić ludzi do przygarnięcia psiaka. Teraz nagłaśnia zbiórki dla chorych dzieci i robi to skutecznie. To, co stało się od wczoraj ze zbiórką dla małego Ignasia chorującego na wyjątkowo paskudną chorobę to jakiś kosmos. Zwrócił jednocześnie uwagę na to, że od wielu lat się nic nie zmienia. Pamiętam, jak byłam w gimnazjum, a potem liceum, że były akcje zbierania dla chorych dzieci… nakrętek od butelek plastikowych. Teraz już nie wolno, bo klimat, więc zamiast zbierać nakrętki, zakłada się zbiórki, ale poza tym nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu ciężko chorzy ludzie muszą zbierać grube miliony, żeby mieć możliwość leczenia za granicą, bo państwo nie potrafi pomóc, obojętnie czego by nie opowiada Tusk, Nawrocki, Trzaskowski czy jakiś inny Hołownia. A zrozpaczeni rodzice muszą biegać po różnych firmach i zgłaszać się do popularniejszych osób, żeby nagłaśniać zrzutki i prosić o pomoc obcych ludzi. Wiecie, ile udało się na razie uzbierać? Ponad osiem milionów. Bardzo dużo. A wiecie ile brakuje? Niewiele mniej, bo ponad siedem. Rodzicom chłopca od paru miesięcy udało się zgromadzić niewiele ponad połowę. Przecież to jest absurd. Skąd ci ludzie mają wziąć tyle pieniędzy? Ale spokojnie – kiedy zadano pytanie na temat ochrony zdrowia Trzaskowskiemu, ten odpowiedział, że przecież pani Leszczyna się tym zajmuje. Pozostaje nam trzymać kciuki. Pod tekstem zamieszczę link do zrzutki dla małego Ignasia. Co prawda nie mam takich zasięgów jak Stanowski (brakuje mi niecałych… dwóch milionów 😉 ), ale chociaż tyle mogę zrobić. Dołożę swoją cegiełkę do tej ciężkiej i nierównej walki małego chłopca i jego rodziców. W poprzedniej pracy miałam koleżankę, której syn też chorował na dystrofię mięśniową Duchenne’a – to jest takie cholerstwo, że atakuje tylko chłopców, natomiast nosicielem jest… matka. Kobiety są na tę chorobę odporne, mogą być jedynie nosicielkami. Możecie sobie wyobrazić, jak czuła się moja koleżanka i jak czuje się mama czteroletniego Ignasia. Wyobrażam sobie, że jest to dla niej podwójnie ciężkie.
Na sam koniec pozwolę sobie na pewną złośliwość. Pamiętacie, jak posłowie KO i ich dziennikarskie tuby propagandowe z Tomaszem Lisem na czele przekonywali, że Karol Nawrocki na pewno nie spotkał się z Donaldem Trumpem, bo co tam prezydent USA miałby tracić czas na jakiegoś tam Nawrockiego? No to opublikowano zdjęcie, na którym Nawrocki z Trumpem pokazują „okejkę”. I to nie gdzieś na korytarzu czy lotnisku, jak to udało się Donkowi i Rafałowi, kiedy Trump przyleciał do Polski, tylko w Gabinecie Owalnym. Trochę to zepsuło humory naszym wspaniałym rządzącym i ich dziennikarzom, ale zaraz zaczęto nas przekonywać, że ta wizyta tak naprawdę nic nie znaczyła i mamy się nie podniecać. No, to niedawno z wizytą do Kijowa udał się Donald Tusk – ale nie sam. Znaczy – sam siedział w wagonie; Macron, Merz i Starmer jechali osobnym i dumnie uśmiechali się do wspólnego zdjęcia. A na miejscu jeden z panów wskazał premierowi Polski palcem, żeby się pod nogami nie kręcił, na co ten posłusznie się ukłonił i zwiał. Ale spokojnie, sprawa została już przez uśmiechniętych wyjaśniona – otóż Donald Tusk jest dla Putina najgroźniejszy, dlatego dla bezpieczeństwa całej czwórki postanowiono go odseparować od reszty. I co? Łyso Wam pewnie, nie? ![]()
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Afera Zero
Rodacy Kamraci nie są mi ani bracia, ani swaci, dlatego nawet nie zakładałam, że obejrzę program z nimi. Dziwiłam się, że wyszedł dopiero, zdaje się, wczoraj, bo Stanowski już jakiś czas temu zapowiadał, że taka rozmowa będzie, ale że tematem się nie interesowałam, to i sprawy specjalnie nie śledziłam. Słyszałam pewną teorię dlaczego tak, a nie inaczej, ale nie mam jak jej zweryfikować, więc zostawmy to. Wczoraj wróbelki na X-ie zaczęły ćwierkać, że wydarzyła się grubsza akcja i może warto na rzucić okiem. No to rzuciłam. I szczerze Wam napiszę: co tam się odchajzerowało, to ja nawet nie…
Chęć na głęboką wodę
Przede wszystkim zdziwiłam się, że specjalnie dla Kamratów zmieniono format tych dłuższych wywiadów, bo zazwyczaj lecą one na żywo, a widzowie mają możliwość zadzwonienia i zadania własnego pytania. Dla tych gości z tego zrezygnowano i naprawdę nie wydaje mi się, żeby wymusili to Olszański z Osadowskim, bo nie wyglądają mi oni na facetów, którzy baliby się niewygodnych pytań. Zresztą, dość szybko przekonałam się, ku własnemu zaskoczeniu, że to wcale nie są jacyś skończeni durnie. Trochę ich tak odebrałam, bo kiedyś z ciekawości włączyłam sobie ich kanał i szybko doszłam do wniosku, że mam do czynienia z jakimś politycznym patostreamingiem. A oni, owszem, są w wielu kwestiach odklejeni, ale na pewno nie można ich nazwać skończonymi idiotami. Inną kwestią był wybór prowadzącego ten wywiad. Dawid Chęć jest jednym z młodszych, o ile nie najmłodszym, dziennikarzem w kanale Krzysztofa Stanowskiego i dość szybko okazało się, że chłopak nie ma doświadczenia w takich konfrontacjach. Pisząc wprost, kamraci w pewnym momencie weszli mu na głowę, a on nie bardzo wiedział, jak ma sobie z tym poradzić. Zarówno Stanowski, jak i Mazurek, wielokrotnie podkreślali, że zawód dziennikarza polega na czymś więcej niż na byciu podstawką na mikrofon. Niestety Chęć trochę taką podstawką był – starał się, żeby tak nie było, ale mam wrażenie, że zadawał tylko te pytania, które miał zaplanowane, ale kompletnie nie potrafił wejść w dyskusję (nawet bezpośrednio zagadywany, całkiem sympatycznie zresztą, przez obu panów odpowiadał krótkimi zdaniami i nie ciągnął tematu) ani pociągnąć za język. Może poza sytuacją, w której prawdopodobnie przyszedł mu na ratunek ktoś z reżyserki i podsunął materiał, gdzie Jaszczur faktycznie wyzywał kogoś od Żydów. W efekcie obaj panowie wymieniali się opiniami, a Dawid siedział obok, od czasu do czasu zadając pojedyncze pytania, na które mógł otrzymać odpowiedź, ale wcale nie musiał. Co mnie uderzyło najbardziej? Kiedy Wojciech Olszański poprosił Dawida Chęcia o przykłady ich prorosyjskości, ten odpowiedział, że jest nim chociażby ich stosunek do Ukrainy. Przepraszam, co takiego? To, że ktoś ma krytyczny stosunek do Ukrainy, chociażby ze względu na nierozliczoną zbrodnię wołyńską, nie oznacza z automatu, że jest zwolennikiem Rosji. Ja osobiście wolałabym, żeby oba te państwa trzymały się od nas jak najdalej. A zaraz, jak tylko to zrobią, byłabym bardzo wdzięczna, gdyby Niemcy poszły za ich śladem.
Wytłumaczmy widzom, co mają myśleć
Bardzo szybko otrzymałam odpowiedź na moje wątpliwości dotyczące formatu tego wywiadu, bo po każdej bardziej kontrowersyjnej wypowiedzi pojawiał się ktoś z redakcji, żeby mi wyjaśnić, co powinnam myśleć na dany temat. Czułam się trochę, jak podczas oglądania serialu „Przyjaciele”, w którym rozbawiona widownia głośnym śmiechem tłumaczy widzom, że teraz właśnie było zabawnie i należy się śmiać. I o ile zgadzałam się z Igorem Zalewskim, trochę mniej z Joanną Pinkwart, o tyle uważam, że Arleta Bojke kompletnie odpłynęła, ale do niej jeszcze przejdziemy. Stanowski wielokrotnie podkreślał, że chce stworzyć przestrzeń dla widzów, w której będą oni mogli faktycznie zapoznać się z poglądami danego człowieka, w której będą mogli samodzielnie wyrobić sobie swoją opinię i w której nikt im nie będzie mówił, co mają myśleć. Nie zawsze to się udawało, bo twórca Kanału Zero obiecywał na przykład, że porozmawia ze wszystkimi kandydatami na prezydenta, ale z Maciakiem zrobił tak, jak zrobił. Zupełnie bez sensu według mnie, bo naprawdę nie wydaje mi się, żeby zaproszenie Macieja Maciaka do studia, w którym zamienił z nim dosłownie dwa zdania, było spełnieniem tej obietnicy. Szczerzej byłoby po prostu powiedzieć widzom, że poglądy tego pana są dla niego tak niedopuszczalne, że nie chce mu oddawać ani minuty na swoim kanale, a nie ściągać faceta z Koszalina, czy skąd on tam jest, żeby go potem odesłać z kwitkiem. Miałam też duże zastrzeżenia co do jego sposobu prowadzenia rozmowy z Januszem Walusiem czy Piotrem Wielguckim. Zastanawiam się, dlaczego zdecydowano się tak to rozwiązać – być może wynikało to z faktu, że Dawid Chęć faktycznie nie udźwignął tego wywiadu, więc należało stworzyć złudę jakiejś konfrontacji, ale nagadać komuś, kiedy tego kogoś już dawno nie ma i odpowiedzieć nie może, każdy głupi potrafi. Nie rozumiem, dlaczego tej rozmowy nie poprowadzili Stanowski, Mazurek albo ktokolwiek z bardziej doświadczonej ekipy Kanału Zero. Ktoś, kto na bieżąco potrafiłby wypominać swoim gościom manipulacje czy brak konsekwencji. Wyszłoby to na pewno o wiele lepiej, niż takie pyskowanie, kiedy goście już dawno pojechali do domów. Stanowski tłumaczył to potem, że jego program nigdy nie będzie miejscem dla jakiejkolwiek rosyjskiej narracji – OK, ale dlaczego w takim razie Zalewski musiał specjalnie nagrywać swój komentarz dotyczący opinii kamratów o Unii Europejskiej? Czyżby twórca Kanału Zero także wychodził z fałszywego, według mnie, założenia, że albo Rosja, albo UE i trzeciej nogi, pardon, drogi już nie ma? Przecież sama Unia jeszcze do niedawna handlowała z Rosja, robiła z Rosjanami interesy, tylko teraz każe się nam udawać, że nic takiego nie miało miejsca, a jeśli ktoś pamięta inaczej, to jest ruskim trollem. Strasznie słabo to wyszło. Stanowski mógł wycisnąć z tej rozmowy naprawdę wiele, konfrontując się z Rodakami Kamratami na żywo i samodzielnie, a tak to zrobił dziwnie posklejany wywiad i mamy mu wierzyć na słowo, że na pewno nie wyciął niczego niewygodnego czy znaczącego. Strzelił sobie chyba w kolano, a patrząc na jego nerwowe reakcje na Twixie, chyba sam zdaje sobie z tego sprawę.
Krótka polemika z Bojke
OK, ale wróćmy jeszcze do Arlety. Pani Bojke była łaskawa wspomnieć, że kult Bandery na Ukrainie nie wynika z ludobójstwa na Wołyniu, ale z faktu, że UPA walczyło również z Armią Czerwoną. Ależ my sobie z tego doskonale zdajemy sprawę, pani Arleto. Tylko co z tego? Historia nie jest nauką, w której można sobie wymazać niewygodne kwestie i udawać, że nigdy nie miały miejsca. Tak robi Ukraina, tak robią Niemcy, tak robi Izrael i – tak, tak, pani Arleto – tak robi Rosja. Tylko że Rosja nie pcha się do Unii Europejskiej i NATO, a Ukraina chce się tam dostać, nosząc cały czas ludobójców na sztandarach. I chyba najwyższy czas wymagać od nich, żeby zdecydowali, w którą stronę chcą iść. To dorośli chłopcy już są. Ostatecznie – trzydzieści cztery lata, kawał historii. No dobrze, bez złośliwości. W jednym Arleta Bojke miała rację – na Ukrainie faktycznie się o Wołyniu nie mówi, tylko że dla mnie to nie jest żaden powód, żeby ich usprawiedliwiać. Poznałam wielu Ukraińców i mało który z nich w ogóle wiedział o ludobójstwie na Wołyniu. Ich się tam tego w szkole w ogóle nie uczy, to jest na Ukrainie temat tabu, dlatego udają, że on nie istnieje. Tak jak ten niewidzialny słoń w pokoju – człowiek czuje, że coś wisi w powietrzu, ma wrażenie, że coś za chwilę, brzydko pisząc, pierdolnie, tylko jeszcze nie wie co. I ten słoń, który ulokował się gdzieś między nami, a Ukraińcami coraz bardziej domaga się uwagi. Warto też przypomnieć, jakie inne państwa uczą swoich najmłodszych obywateli fałszywej, wymazanej wersji historii, poza Ukrainą. Niemcy, Izrael i… no, tak znowu… ta zła, niedobra Rosja.
M.
Nawiasem Pisząc
Blisko tragedii na Boże Narodzenie
W Polsce prawdopodobnie udało się udaremnić zamach terrorystyczny. 19-letni student planował zamach i od miesięcy zbierał informacje, jak samodzielnie skonstruować ładunek wybuchowy. Nie miał jednak jasno sprecyzowanego miejsca zamachu – służbom mówił, że NA PRZYKŁAD jakiś jarmark bożonarodzeniowy. Równie dobrze mogło to być centrum handlowe, dworzec, cholera go tak naprawdę wie. Dziewiętnastolatek prawdopodobnie jest konwertytą na islam, wiadomo, że utrzymywał kontakt z przedstawicielami ISIS i zamierzał do nich dołączyć. Być może udany zamach byłby jego przepustką do tego. Ciekawa jestem powodu, dla którego młody chłopak stał się tak zafascynowany islamem i organizacją terrorystyczną? Co go fascynuje w tej niby-kulturze? Do tego stopnia, że był gotów nawet zabić iluś tam ludzi, żeby się do nich przyłączyć i… dalej zabijać. A jak długo, to już zależy, kiedy by go odstrzelili albo dostał zlecenie dokonania samobójczego zamachu i pewnie wykonałby to z poczuciem olbrzymiego zaszczytu, który go spotkał. Dramat.
Medialne manipulacje
Co jednak ciekawe, nagłówki krzyczą o studencie KUL, nie o młodym mężczyźnie zafascynowanym ISIS i islamem. To już skłania do przekłamań i manipulacji, bo chociażby Alicja Defratyka zastanawiała się, co na to ultra-prawica, konfederaci i brauniarze? Ta tzw. „ultra-prawica” jest przeciwna islamowi w Polsce. Może chłopak by się tak nie zradykalizował, gdyby go u nas nie było? A może po prostu miał nie po kolei w głowie? Albo był psychopatą, któremu zachciało się zabijać ludzi i usiłował sobie do tego dopasować jakąś ideologię, a z wiarą chrześcijańską byłoby mu jakkolwiek trudno? Silni Razem też już wsiedli na swojego konika i przekonują na X-ie, że katolik chciał zabijać innych katolików na jarmarku bożonarodzeniowym. Pomijając fakt, że to bzdura, warto byłoby się dowiedzieć, że nie trzeba być osobą wierzącą, żeby starać się dostać na KUL. Rekrutacja jest całkowicie świecka – liczą się wyniki w nauce, egzaminy. Kryteria są takie, jak na każdej innej uczelni. Nie trzeba składać żadnych deklaracji religijnych. „Katolicki” w nazwie oznacza patronat i tożsamość, a nie obowiązek światopoglądowy nakładany na studentów. Student KUL-u nie oznacza więc zadeklarowanego katolika. Warto też zauważyć, że skoro ten człowiek miał dziewiętnaście lat, to studentem KUL-u był co najwyżej trzy miesiące, co zresztą potwierdza uniwersytet. Nie jest to wystarczająco długo, żeby uczelnia zdążyła wtłoczyć mu do głowy ideologię chrześcijańską – nawet zakładając, że faktycznie takie próby są tam wobec studentów podejmowane, ale nic takiego nie słyszałam. To uczelnia jak każda inna.
Stanowisko uczelni
Ósmego grudnia na Katolicki Uniwersytet Lubelski dotarło pismo z Sądu Rejonowego w Szczecinie z informacją o tymczasowym aresztowaniu, które zostało zastosowane wobec wskazanego studenta drugiego grudnia. Więc po wpływie pisma 8 grudnia student został zawieszony w prawach studenta na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Decyzja ta była, można by rzec, natychmiastowa. Dodatkowo do rzecznika dyscyplinarnego do spraw studentów i doktorantów został skierowany wniosek o zajęcie się tą sprawą – mówił Wojciech Adnrusiewicz, rzecznik prasowy uczelni – Oczywiście ubolewamy, podkreślam po dwakroć: ubolewamy, że taka sytuacja dotyczy studenta Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Na pewno jednak jest to postępowanie godne najwyższego ubolewania i pozostaje nam przeprosić, że dotyczy naszego studenta. Przyznam szczerze, że nawet ja jestem zaskoczona takimi click-baitami, bo fakt, której uczelni studentem był ten człowiek, jest w tym momencie drugorzędny. Bardziej istotne są jego motywy, a te w sposób oczywisty nie są chrześcijańskie. Doskonale wszyscy wiemy, że sporo ludzi czyta tylko nagłówki, a takie w istotny sposób wprowadzają w błąd. Po co? Tak jest bardziej poprawnie politycznie, żeby bez żadnej podstawy nawalać w katolików? Pozostaje sprawdzić dokładnie, z kim ten chłopak się kontaktował – być może pozwoli to wykryć innych takich odklejeńców. A być może tropy poprowadzą bezpośrednio do któregoś z meczetów? Nastolatek został aresztowany na co najmniej trzy miesiące.
Uważajcie na siebie.
M.
Nawiasem Pisząc
Bez chanukowych świec w Pałacu Prezydenckim
Nie wiem jak Wy, Drodzy Obserwujący, ale ja przesadnie zdziwiona taką decyzją pana Nawrockiego nie jestem. Prezydent już w trakcie kampanii deklarował, że żadnych chanukowych świec zapalał nie będzie. Ja swoje poglądy i swoje przywiązanie do wartości chrześcijańskich traktuję poważnie, więc obchodzę święta, które są bliskie mojej osobie – powiedział w wywiadzie dla Radia RMF FM. To, że nie jestem zaskoczona, nie oznacza jednak, że się nie cieszę, bo od dawna mam wrażenie, że o wiele bardziej honorujemy wartości żydowskie, niż nasze tradycyjne, chrześcijańskie. Zwłaszcza że jedna z tych wartości głosi, że goje, czyli my, mamy służyć Żydom, czyli im. Polecam Wam zresztą tekst Razprozaka (Raz prozą, raz rymem – walczymy z propagandowym reżimem) – swoją drogą jakiś uśmiechnięty demokrata napisał mi ostatnio, że jestem Razprozakiem 2.0, tyle że on to traktował jako obelgę, ja jako komplement. Wspominał coś jeszcze o napluciu mi do ryja, taki to przykład lewicowej tolerancji i miłości.

Przełomowa akcja z gaśnicą
To świętowanie Chanuki weszło w zwyczaje naszych polityków tak głęboko, że w sumie przyzwyczailiśmy się już do tego. Dopiero Grzegorz Braun musiał nam przypomnieć, że chyba coś jest nie tak, swoją akcją z gaśnicą. Ówczesny marszałek Sejmu, Szymon Hołownia, zorganizował w związku z tym kolejne obchody i próbował wymusić na Krzysztofie Bosaku, że ma wziąć w nich udział, mimo że ten tłumaczył, że jest katolikiem i obowiązuje go m.in. pierwsze Boże przykazanie: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Zresztą w tej całej chanukowej szopce brały udział osoby, które najgłośniej krzyczały o zdejmowaniu krzyży z Sejmu i urzędów, bo państwo ma być świeckie. Ale hipokryzja tych ludzi nie jest chyba dla nikogo z nas nowością. W każdym razie bardzo długo spekulowano czy nowy prezydent nie ugnie się pod tą dziwną żydowską modą i jednak nie weźmie udziału w uroczystościach chanukowych, mimo jego jasnych deklaracji. Argumentowano to tym, że przecież Karol Nawrocki jest protrumpowski, z Trumpa bierze przykład, uzależnia swoją politykę od prezydenta USA i nawet ubiera się tak jak on. A Trump z kolei jest wielkim przyjacielem i sojusznikiem Izraela i premiera Natenjahu. Jest w zasadzie ucieleśnieniem popularnego skrótu „USrael”. Skoro więc polski prezydent nie chce psuć swoich relacji z przywódcą Stanów Zjednoczonych, będzie musiał zapalić świece, nie ma wyjścia.
Szacunek do wartości
No nie, nie będzie musiał. Nawrocki może jest zafascynowany Trumpem, może jest on politykiem, którym się inspiruje i z którego chce w większym lub mniejszym stopniu brać przykład, ale wszystko ma swoje granice. A tymi granicami są wartości tego człowieka, którym pozostaje wierny. Po prostu. Ja mu uwierzyłam i dlatego w końcu zagłosowałam z czystym sumieniem na konkretnego kandydata, a nie tylko po to, żeby nie wygrał ten drugi, jak było w przypadku Andrzeja Dudy. Nie sądzę, żeby przywódca USA miał z tego tytułu jakiś wielki problem, sam sobie może palić te świeczki, jeśli chce, chociaż wydaje mi się, że on jest związany z Izraelem przede wszystkim politycznie. Nieważne, Trump Trumpem. Ja się cieszę, że w końcu mamy polityka na wysokim stanowisku, który sprzeciwia się tej czołobitności wobec Żydów (bo tak to należy nazwać) i nie musi w tym celu biegać z gaśnicą. 😉 Zresztą umówmy się – musiałby być idiotą, żeby się na to zgodzić. Doskonale wie, czego oczekują od niego wyborcy i wie, że straciłby sporo zaufania, gdyby się na to zdecydował. A co do tej szopki w tytule – nie sądzę, żeby Czarzasty, mimo że komunista, odważył się aż tak denerwować chrześcijan. Szopkę zresztą stawia się wieczorem 24 grudnia, po Adwencie. Sam Czarzasty ogłosił, że będą uroczystości chanukowe w Sejmie (jakże by inaczej), ale będzie też Boże Narodzenie: Jest kontynuacja. Tu nie ma żadnej ideologii, a jedynie tradycja. Była Chanuka, to jest. Były święta Bożego Narodzenia, to są. Jeżeli ktoś się spodziewał, że będę robił rewolucję ze względu na swoje poglądy, to się zawiódł, gdyż poglądy swoje mam, ale tradycje i kontynuację szanuję.
Inna sprawa, że to dopiero marszałek Bosak zaproponował postawienie w Sejmie szopki bożonarodzeniowej i podobno była kupowana na ostatnią chwilę. Choinki są, a czy Czarzasty uzna stajenkę za tradycję, skoro pojawiła się dopiero w zeszłym roku z inicjatywy posła Konfederacji…? Zobaczymy. Inna sprawa – jak to skomentował mój przyjaciel: „Szopka i tak jest w Sejmie przez cały rok”.
M.
