Connect with us

Nawiasem Pisząc

O debatach… ale nie tylko

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Wielkimi krokami zbliża się kolejna już debata prezydencka. Oglądałam wszystkie, ale nie wszystkie dałam radę Wam opisać, więc może w skrócie napiszę, jak odebrałam, wydaje mi się, że najbardziej znaczących, występy kandydatów na dwóch ostatnich. Wolałabym to robić bardziej na bieżąco, ale miałam przesyt polityki już w pewnym momencie i nie miałam ani dosyć siły, ani ochoty, ani uwagi, żeby skupić się na tym, co kto tam nawygadywał. Przepraszam. Dlatego w skrócie opiszę, jak odebrałam niektórych z kandydatów. Nawrockiego i Brauna w całej debacie oceniam pozytywnie. Ten pierwszy pokazał, że niekoniecznie jest nudny i nijaki. Braun wykorzystał to, co ma najlepsze, a nie można mu odmówić ani erudycji, ani błyskotliwości, a już na pewno nie inteligencji. Te atuty wykorzystał na ile było to możliwe. Muszę też przyznać, że Braun zyskał w moich oczach po akcji w oleśnickim szpitalu – wiele osób sugeruje, że Braun zrobił to głównie na potrzeby kampanii, bo praktyki aborcyjne i obchodzenie prawa stosuje się tam od dawna – stosowano je jeszcze przed „wytycznymi” Tuska i Leszczyny, które wprost mówiły, jak obejść istniejące prawo, bo nie ma odpowiedniej większości, żeby je zmienić. Ale dla przykładu Mentzen bardzo długo nabierał wody w usta i nie poruszał tematu. Zrobił to po jakimś czasie dopiero, kiedy sprawa już zaczęła przycichać – a skoro można sugerować, że Braun zrobił to na potrzeby kampanii, to kandydatowi Konfederacji też można, bo mam wrażenie, że jego sztabowcy najpierw chcieli temat przeczekać, a potem pod wpływem, jak podejrzewam, nacisków wyborców zdecydowali się, że lepiej będzie jednak zabrać głos, bo milczeniem nie zyska nowych sprzymierzeńców, ale może stracić tych, których już ma. Co do samego Mentzena – pierwsza z debat, które z nim widziałam, nie wyszła mu najlepiej. W każdym przemówieniu powtarzał, że to on ma największe szanse na pokonanie Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze. Zasięgnęłam trochę języka i dowiedziałam się, że było to celowe, bo sztabowcy liczyli na internetowe memy, które potem to hasło nagłośnią; inni z kolei tłumaczyli, że debaty telewizyjne oglądają głównie starsi ludzie, bo ci młodsi raczej korzystają z Internetu, a starszym trzeba parę razy powtórzyć, żeby zapamiętali. Podobno, to nie moja słowa. Ja uważam, że jeśli wychodzili z takiego założenia, mogli zdecydować się na powtórzenie tego dwa razy – na początku i na końcu. Osobiście byłam już tym zmęczona w pewnym momencie. W drugiej debacie wypadł już dużo lepiej. Ah, i swojego rozgłosu doczekała się książka-wywiad z Rafałem Trzaskowskim. Okazuje się, że my nawet nie doceniamy jaki skarb nam się trafił – pływa z rekinami i boi się tylko troszkę; gdyby nie miłość i służba Ojczyźnie, to na pewno zostałby aktorem, bo sam osobiście odrzucił rolę Adasia Niezgódki w ekranizacji „Pana Kleksa”, a w ogóle to jest lepszym pisarzem i poetą niż Mickiewicz, Słowacki czy Norwid razem wzięci. Powiem Wam szczerze, że jak nie kupuję biografii polityków pisanych przez samych polityków albo współpracy z nimi, tak tę książkę mam ochotę sobie kupić w celach rozrywkowych. 😉

Czysta woda czy czysta propaganda?

No dobrze, a co w związku z wielką, demokratyczną debatą, która ma się odbyć 12 maja i ma być poprowadzona przez TVP, TVN24 i Polsat News? Ano, pojawiły się kontrowersje, bo większości sztabów nie spodobał się pomysł, aby miała ją poprowadzić Dorota Wysocka-Schnepf, która nie zasługuje na nazwanie ją dziennikarką, bo podobnie jak jej koleżanka, Justyna Dobrosz-Oracz, jest zwykłą, niezbyt lotną umysłowo, propagandzistką jedynej słusznej władzy. Według opowieści Krzysztofa Stanowskiego aż 8 z 10 albo 11 obecnych na spotkaniu informacyjnych sztabów, aż 8 opowiedziało się za zmianą prowadzącej TVP. Co zrobiła TVP? Bardzo długo nie chciała się zgodzić na zmianę prowadzącej, która z oczywistych względów, nie spodobała się większości sztabów. Argumentowali to różnie, ale rozpoczęła się dość burzliwa dyskusja. Podejrzewam, że TVP, żeby uciąć temat stwierdziła, że przemyśli sprawę, ale nie spodziewam się, żeby doszło do zmiany. Ewentualnie właśnie na Justynę Dobrosz-Oracz, bo linia narracyjna, nawet w demokratycznej debacie prezydenckiej musi być jedyna i słuszna. Ale, jak na razie, musimy chyba uwierzyć na słowo, że pani Dorota jest niezależna i profesjonalna, bo nic nie słyszałam o zmianach w tym temacie. Jeżeli komuś nie jest znana postać pani Wysockiej-Schnepf, to spieszę poinformować o niektórych jej wyczynach. Kiedy wróciła do Telewizji Polskiej w 2024 roku, przeprowadziła wywiad z wdową po mężczyźnie, który sam się podpalił na Placu Defilad, a niedługo później zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Na pasku na dole ekranu ukazał się wtedy napis: „Oddał życie w obronie demokracji”. Cóż, nie chcę za bardzo znęcać się nad człowiekiem, który już bronić się nie może, ale nawet jeśli w wyborach wygrywa nie ta partia, która nam się podoba, nie oznacza to z automatu, że tej demokracji nie ma. Powiedziałabym nawet, że z demokracją zaczynamy mieć problemy, od kiedy do władzy dorwał się znowu Donald Tusk, który pragnie politycznej zemsty i, żeby tylko odpowiednio nabruździć PiS-owi, każe aresztować wszystkich, którzy może mogli, a może nie mogli wiedzieć coś o aferach PiS-u, które były, ale może ich nie było. Napiszę nawet więcej – jestem zdania, że żeby podpalić się z manifestem, który brzmiał dosłownie jak program Nowoczesnej (bo KO wtedy uznała chyba, że programu mieć nie musi, a potem sama zerżnęła program od Nowoczesnej, niemalże słowo w słowo), trzeba mieć nierówno w głowie. Są różne powody, żeby popełnić samobójstwo, sama chorowałam na depresję i wiem, jakie myśli chodzą wtedy człowiekowi po głowie, ale… PiS rządził wtedy już dwa lata. Nie wiem, ja nie odczułam na własnej skórze tego, co wygadywali na temat rządów PiS-u w telewizji, żyło mi się ani lepiej, ani gorzej. Nikt mnie w niedzielę rano za włosy z mieszkania nie wywlekał na mszę; po pracy, jeśli miałam ochotę, włączałam sobie mecz i dopiero od Małgorzaty Kidawy-Błońskiej dowiedziałam się, że podobno nie mam takiego prawa. Ale OK, nieważne, przecież Wysocka-Schnepf nie mogła mieć żadnego wpływu na to, jaki tytuł pojawi się na pasku, więc zostawmy to, mimo że sam wywiad był… mocno tendencyjny, delikatnie to ujmując. Później mieliśmy jeszcze debatę kandydatów do Europarlamentu, którą poprowadził wybitny duet dziennikarski, czyli pani Schnepf właśnie z Justyną Dobrosz-Oracz. Obie panie starły się wówczas z Beatą Szydło. Przepychanka słowna, która miała wtedy miejsce, nie pasuje chyba do standardów, jakie powinna utrzymywać Telewizja Publiczna. Później obie panie postanowiły nagle zmienić język na angielski, na co – nie wiedzieć, czemu – niemalże doskonale przygotowany był Borys Budka, ale to pewnie przypadek, prawda? Na słowa sprzeciwu, że przecież jesteśmy w Polsce i powinniśmy mówić po polsku, odpowiedziano, że przecież w Brukseli mówi się po angielsku. Nie, w Brukseli nie mówi się po angielsku, ale możemy się domyślać, o co chodziło. I tu niestety panie też nie trafiły, bo w Europarlamencie korzysta się już z tłumaczy, żeby te różnice językowe zniwelować. Naprawdę nie trzeba znać języków obcych, żeby zostać politykiem – te się przydają, jeśli chce się zostać kelnerem w każdym, większym polskim mieście, ale nie politykowi. Jeszcze innym razem pani Wysocka-Schnepf była łaskawa… zagłuszyć swojego gościa alarmem z telefonu, bo mówił nie tak, jak jej się podobało. Pisałam coś o standardach w Telewizji Publicznej i… muszę cofnąć te słowa, bo to zagranie było poniżej jakichkolwiek standardów. Nie wierzyłam, że to jest możliwe, ale TVP to w tym momencie jeszcze większe dno, niż za czasów PiS. Taką „czystą wodę” szanowni dziennikarze z TVP mogą spuszczać w kiblu, a nie wlewać ją na siłę ludziom do szklanek 24 godziny na dobę.

Nie było wizyty, nie było wywiadu?

A co tam się jeszcze wydarzyło ciekawego podczas majówki? Sporo, ale chciałabym się jeszcze skupić na dwóch wydarzeniach. Pierwsze to wizyta Karola Nawrockiego w USA. No, bo co to za wizyta, skoro nie było spotkania z Donaldem Trumpem? Na wycieczkę pojechał? Łatki alfonsa się nie udało przylepić, z mieszkaniem też sprawa się rypła, więc zagramy na nieudacznika – tak odczytuję motywację polityków Platformy i najwierniejszych wyborców tej partii. Zaczął się wysyp prześmiewczych memów, jak to śmiesznie i małostkowo potraktowali Karola Nawrockiego. Zdaje się, że to Tomasz Lis buńczucznie wypisywał, że jak nie ma zdjęcia, to nie ma dowodu i tym spotkaniem z Trumpem Nawrocki może mydlić oczy komu innemu, ale nie jemu. Wiecie, coś na zasadzie: „Pics or it didn’t happen”. Chciał to dostał, bo Trump nie dość, że się z Nawrockim spotkał, to jeszcze wspólnie pokazali „okejkę”. No cóż, tyłek obity, ale propaganda się sama nie zrobi, więc mainstreamowe media zaczęły się rozpisywać, że wizyta kandydata wspieranego przez PiS tak naprawdę nic nie znaczyła, była kompletnie zbędna i nieważna, a tak w ogóle to Trump jest głupi i zły, a jakby wygrała Kamala Harris to na pewno by nie przyjęła takiego chłystka, jakim podobno jest Nawrocki. Możliwe, że tak by właśnie było, ale na ich nieszczęście to nie Harris jest prezydentem, ale Trump. Ja już naprawdę nie wiem, czy te żałosne zagrywki mają służyć osłabieniu Nawrockiego, czy oni po prostu rozpaczliwie próbują z tego całego zajścia wyjść z twarzą, co w ich przypadku jest cholernie trudne, żeby nie powiedzieć, że niemożliwe, bo twarz stracili już ładnych parę lat temu. Niemniej – jest to wybitnie słabe, patrząc na to, że Tusk i Trzaskowski ładnych parę lat temu rywalizowali ze sobą, który z nich dłużej z Trumpem rozmawiał, a w obu przypadkach prezydent USA po prostu podał im rękę i zamienił parę słów, bo był umówiony na wizytę z… Andrzejem Dudą. Musi boleć. Mnie by bolało, gdybym była ślepą wyznawczynią Trzaskowskiego albo Tuska. Druga kwestia, którą chciałabym poruszyć jest „wywiad” Krzysztofa Stanowskiego z Maciejem Maciakiem. Nie ogarniam tak naprawdę, co tam się wydarzyło, bo Stanowski po pierwszej odpowiedzi przerwał rozmowę i wyszedł ze studia. Maciak próbował się jeszcze jakoś przedstawić i wyjaśnić swoje poglądy, ale redakcja Kanału Zero przypadkiem wyłączyła mu mikrofony, więc gadać on sobie mógł, ile chciał, ale niczego nie słyszeliśmy. Słabe to było. I wcale nie dlatego, że zgadzam się z Maciakiem, wręcz przeciwnie. Jest mi do jego poglądów bardzo daleko, głównie ze względu na jego podejście do wojska polskiego i zbrojenia Polski, ale nie zgadzam się również z jego podejściem do Rosji. Co prawda, ja już zostałam nazwana ruską onucą, tylko dlatego, że domagam się prawdy o Wołyniu i kilka razy wprost napisałam, że jeśli mamy być przyjaciółmi z Ukraińcami, musimy ten Wołyń rozliczyć. Tego się nie da obejść tak, jak nasze dziurawe prawo; to jest cierpienie i olbrzymia trauma dla setek tysięcy Polaków. Polaków, którzy o tym pamiętają i o tę pamięć wołają. Moja rodzina, co prawda, osobiście tego nie doświadczyła, nas bardziej poszarpali Niemcy, ale… jesteśmy narodem, który oberwał niemalże z każdej strony; jestem pewna, że jakbyśmy wspólnie usiedli i prześledzili losy naszych przodków, to każdy znajdzie kogoś w rodzinie, który ucierpiał od Niemców, Rosjan, Ukraińców… I dlatego sobie myślę, że powinniśmy trzymać się razem i wspólnie dbać o nasz interes narodowy, żeby ta Polska jakkolwiek jeszcze istniała. Żeby sama mogła o sobie decydować, bo niestety mam wrażenie, że ta decyzyjność została odebrana. I myślę sobie jeszcze, że nie po to walczyła Armia Krajowa, nie po to ludzie walczyli w Powstaniu Warszawskim, nie po to nasi przodkowie dostali wielokrotnie nożem w plecy, żebyśmy my teraz tę Polskę oddali za darmo. A to właśnie robimy. Ale do brzegu – Stanowski wręcz chwalił się na jednej z debat, kiedy słusznie zauważył, że nie była ona sprawiedliwa, bo część kandydatów nie miała możliwości dotrzeć na miejsce, że on tę możliwość wypowiedzi udzieli. I że on jest tą przestrzenią medialną, która zapewni każdemu z kandydatów swobodną wypowiedź, przynajmniej dwugodzinną. I ja naprawdę rozumiem, że pan Maciak aż tak bardzo mu nie pasował, że nie chciał z nim rozmawiać; rozumiem, że Maciak wyskoczył mu nagle jako kandydat na prezydenta jak Filip z konopii, a jemu z jego poglądami bardzo nie po drodze i nie chce dawać przestrzeni medialnej komuś takiemu, ale… słowo się rzekło. Jest oficjalnym kandydatem na prezydentem, a jak sam Stanowski wielokrotnie powtarzał, wszyscy kandydaci mają równe prawa. Tyle, że jak widać – nie u niego. Mocno mnie zawiódł pan Krzysztof, bo uważam, że robi dobrą robotę, pokazując od środka, jak ta kampania wygląda. Chętnie oglądam jego materiały, bo wydaje mi się, że facet ma łeb na karku, ale no… Nie pasowało mi to. Już chyba lepiej by wyszło, żeby go nie zapraszał w ogóle, bo po co targać faceta specjalnie do studia, żeby przerwać rozmowę po jednym pytaniu? Mam wręcz wrażenie, że Stanowski to sobie z góry ustalił, że umówi się tego i tego dnia, zada jedno konkretne pytanie, a po odpowiedzi od razu przerwie wywiad i pojedzie do domu, żeby obejrzeć mecz Barcelony. Chyba że zrobił to w jeszcze innych celach, żeby potem wyskoczyć i wskazać hipokryzję innych, jak w akcji ze Stonogą, ale nie mam żadnego pomysłu na czym ta akcja miałaby polegać. Jeśli macie inny pomysł, jak tę sprawę z Maciakiem ugryźć, dawajcie znać w komentarzach. Chętnie się zapoznam, bo mi nie przychodzi nic innego do głowy, niż to, że Stanowski po prostu popełnił błąd.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Nieszczęsne piwo Mentzena

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Głośno się zrobiło po ostatnim wspólnym piwie Sławomira Mentzena, Rafała Trzaskowskiego i Radosława Sikorskiego. To był oczywisty błąd Mentzena, który dał się podejść jak dziecko. Ma jeszcze szansę swój błąd naprawić, ale jeśli mu się nie uda – to raczej nie jest to błąd, który jakoś szczególnie zaszkodziłby Konfederacji, tym bardziej, że Krzysztof Bosak mocno tę jego decyzję skrytykował. Jedynie samemu Sławkowi. Bo owszem, wyborcy Mentzena mogą czuć się tą sytuacją mocno zniesmaczeni, albo nawet oburzeni. Bo, teoretycznie stołki wywraca się w knajpach w stanie wysokiej nietrzeźwości, ale myślę, że nie o to chodziło panu Sławomirowi, kiedy o tym wywracaniu chętnie opowiadał. To był duży błąd Mentzena i katastrofa wizerunkowa, z której nie wiadomo, czy sam zdaje sobie sprawę. Na razie jednak mam wrażenie, że nie do końca rozumie, co się stało i dlaczego jego zwolennicy poczuli się zawiedzeni i oszukani. Sławek jak na razie nie pokusił się nawet o przeprosiny – jedynie o lakoniczne wyjaśnienia, które miałyby tę sytuację uratować.

Wątpliwy wpływ na wybory

Wątpię jednak, żeby miało to przełożenie na wybory. Po pierwsze wyborcy Mentzena albo Brauna mają swoje poglądy i ich się trzymają. Nie wydaje mi się więc, żeby osoby, które w pierwszej turze dały szansę temu pierwszemu, nagle poszły zagłosować na Trzaskowskiego, bo jeden z drugim napili się piwa. Nie, ja wciąż jestem zdania, że większość z nich raczej zdecyduje się wesprzeć w drugiej turze Karola Nawrockiego. Ewentualnie wcale nie wybiorą się na wybory. Znalazłam sondaż, w jaki sposób rozkładają się głosy wyborców Grzegorza Brauna i tu zaskoczenia nie ma. Głos na kandydata wspieranego przez PiS zadeklarowało ok. 51%, pozostali albo nie pójdą na wybory, albo pójdą, ale nie są przekonani na kogo oddadzą głos. Bardzo niewielu z nich zdecydowało się na wsparcie Trzaskowskiego. Tutaj, szczerze pisząc, jestem zaskoczona, że w ogóle się tacy znaleźlli, bo gdzie Braun, a gdzie Trzaskowski? Oni nawet obok siebie nie stali, jeśli chodzi o poglądy. To są jednak sondaże, które były przeprowadzone jeszcze przed debatą obu kandydatów, na której Trzaskowski bezpośrednio Brauna zaatakował. No, ale tutaj mówimy przede wszystkim o zwolennikach Konfederacji i tutaj też nie ma powodów do niepokoju – głos na Nawrockiego deklaruje 68% z nich, pozostali są albo niezdecydowani, albo nie zamierzają pójść na wybory. Być może swoją niezbyt przemyślaną decyzją Mentzen część z nich zniechęcił do głosowania w II turze, ale raczej na pewno nie przekonał ich, że skoro pił piwo z Trzaskowskim, to na niego powinno się zagłosować. To jednak nie jest elektorat KO, który być może tak słabym zagraniem dałby się kupić.

Wewnętrzna polityczna zagrywka?

A jednak nawet oni się na to nabrać nie dali. Sikorski, co prawda, już odtrąbił wielki sukces, ale entuzjazm podzielają raczej posłowie KO, a nie ich wyborcy. W sumie było to raczej słabe. Bo spójrzcie, nasi najdrożsi konfederaci! Potrafimy rozmawiać mimo podziałów! To piwo jest przypieczętowaniem udanej rozmowy z Mentzenem! Postąpcie tak samo, jak postąpił Wasz lider, nasi najukochańsi wyborcy Konfederacji! Kochamy Was! Miłość, nie wojna! Wszyscy trzaskajmy i uśmiechajmy się! A figa z makiem. I nie wydaje mi się, żeby Radosław Sikorski był tak głupi, żeby w te swoje słowa uwierzył. Szczerze pisząc, wydaje mi się, że była to wewnętrzna i, być może, skuteczna gierka samego Radosława, któremu być może przestała pasować rola, jaką pełni w Platformie. Dosyć ważna, ale nie na tyle ważna, żeby człowiek, który dwukrotnie starał się o prezydenturę, był nią usatysfakcjonowany. I być może chciał w ten sposób Trzaskowskiemu zaszkodzić, a Mentzena po prostu wykorzystał. To, że wyborcy pana Sławomira są na niego wściekli widać w wielu komentarzach, postach profili podobnych do mojego i rozpaczliwych, ale na razie nieudanych, próbach ratowania twarzy przez kandydata Konfederacji. Ale bardzo podobnie zareagowali zwolennicy pana Rafała. Bo, jakże to tak?! Pić piwo z faszystą, nazistą, bolszewikiem, antysemitą, rasistą i ruską onucą (według zwolenników Trzaskowskiego Mentzen jest, jakimś cudem, wszystkimi naraz). On, wielki mąż stanu, zadaje się z takim „brunatnym” plebsem i hołotą? Mocno to zachwiało ich niezrozumiałym poczuciem wyższości nad tymi, którzy nie głosują tak, jak oni.

Trzaskowski nad przepaścią

Jest bardzo prawdopodobne, że jeśli pan Rafał przerżnie kolejne wybory, to już wyżej nie skoczy. Straci zaufanie i poparcie swojego środowiska. Jest również bardzo prawdopodobne, że ewentualna wygrana Nawrockiego doprowadzi do rozpadu koalicji i rozpisania wcześniejszych wyborów. Sikorski na pewno zdaje sobie z tego sprawę i być może będzie chciał tę porażkę całej swojej partii, przekuć w swoje osobiste zwycięstwo. Nie sądzę, żeby liczył na przejęcie całej władzy w całej Platformie, bo Donald Tusk jest jak na razie nienaruszalny, ale pewnie będzie chciał się stać naturalnym kandydatem KO na prezydenta Polski w kolejnych wyborach. To jest oczywiście tylko moje gdybanie i tak naprawdę alternatywna opcja, bo cały czas obawiam się, że w razie porażki swojego pupila, KO i Unia zdecydują się na wariant rumuński. Bo przecież dlaczego miałoby się nie udać? Dlatego zrodziło się w mojej konserwatywnej główce takie podejrzenie wobec ministra spraw zagranicznych, bo wiadomo, że kiedy dochodzi do spektakularnej porażki jednej partii, to często dochodzi w niej do przetasowań, zgodnie z zasadą, że jeśli burdel się wali, to wymieniamy sex-workerki (określenie ironiczne i celowe, bo zwyczajnie staram się nie przeklinać na tym profilu), a nie firanki. Sikorski, moim zdaniem, chce być tą sex-workerką, która na tym skorzysta. Bo chyba nie łudził się, że elektorat, który domagał się ukarania posłów za to, że ośmielili pojawić się na imprezie urodzinowej Roberta Mazurka z tymi wstrętnymi pisiorami, podarują Rafałowi bratanie się z nazistą i faszystą. A jedyną szansą Trzaskowskiego jest zmobilizowanie tych wyborców, którzy na pierwszą turę nie poszli, bo naprawdę nie sądzę, żeby w obecnej sytuacji miał czego szukać wśród zwolenników Konfederacji.

Co tak naprawdę jest ważne?

Szkoda jednak, że stało się, jak się stało, bo w trakcie rozmowy z Trzaskowskim kandydat Konfederacji mocno go punktował, a przez tę jego nieprzemyślaną decyzję wszystko się rozmyło i poszło w zapomnienie. Przypomnijmy zatem, jak Trzaskowski odniósł się do postulatów Mentzena, pamiętając o tym, że Nawrocki się na nie zgodził, a nawet sugerował panu Sławomirowi chęć współpracy w temacie choćby podatków. Mentzen przygotował osiem postulatów. Domagał się zachowania gotówki jako legalnego środka płatniczego. Tę decyzję Trzaskowski zaakceptował, ale wił się trochę, że przecież konto bankowe jest najzwyczajniej w świecie wygodne. Pan Sławomir nie zgadzał się również na wysłanie polskich żołnierzy za granicę. Tutaj Trzaskowski potwierdził, że takich planów nie ma, ale już pojawiło się pierwsze „chyba że”. Bo jeśli Ukraina wejdzie do NATO, to będzie trzeba i koniec. I tutaj możemy płynnie przejść do kolejnego postulatu, czyli sprzeciwu wobec włączenia Ukrainy do NATO – prezydent Warszawy w tej chwili jest tego wielkim zwolennikiem, chociaż ciekawe jest to, że zdanie na ten temat zmienił w ciągu trzech dni. Jeśli chodzi o przejęcie EURO, to tutaj Trzaskowski również zapewniał, że nie mają tego w planach – ale znowu podkreślił, że pewnie w przyszłości będziemy musieli się na to zdecydować. O ograniczaniu wolności słowa i ustawie przeciw „mowie nienawiści”, prezydent stolicy był szczery jak nigdy. On będzie ograniczał. Tłumaczył to oczywiście agresją słowną w Internecie, ale nie potrafił sprecyzować, jak konkretnie ta ustawa miałaby wyglądać, bo jednak konsekwencje wobec gróźb karalnych mogą być prawnie wyciągane. Co prawda, żeby się tego doczekać, trzeba być Jurkiem Owsiakiem albo przynajmniej bardzo znanym celebrytą (udało się to kiedyś Stanowskiemu, kiedy przeczytał, że ktoś tam do niego przyjedzie i za****e mu syna). Ale już reakcja policji na wpis emerytki na temat Owsiaka pokazał, że ten system działa – sprawnie i szybko. 😉 Wystarczy troszkę go dopracować. Pojawiła się propozycja sprzeciwu wobec kolejnych pomysłów Unii, które miałyby ograniczać polską suwerenność i tutaj znowu Trzaskowski się nie zgodził, bo „trzeba współpracować”. Podatków nie zamierza podnosić, ani wprowadzać nowych, a te które podniósł po prostu musiał, bo były za niskie. Urocze. W dupach by się tym warszawiakom poprzewracało przecież z tego dobrobytu. O Zielonym Ładzie starał się kłamkolić, że przecież to już nieaktualne. Nie zamierza również jeszcze bardziej ograniczać Polakom dostępu do broni. Ale ułatwiać też nie zamierza.

Czy będą rozliczenia?

Jak na Rafała – i tak nieźle, że nie podpisał wszystkiego, jak leci, bo spodziewałam się, że tradycyjnie uklęknie i zgodzi się na wszystko. W końcu na potrzeby kampanii stał się patriotą i katolikiem. I miał wszystkie poglądy na wszystkie tematy. Spodziewałam się jednak, że będzie lawirował i kluczył, bo o tych postulatach z którymi teoretycznie się zgadzał, mówił, że sytuacja może się zmienić. Znamy przecież jego zapewnienia, że czasy się zmieniają. Nie podniesie podatków, chyba że będzie musiał. Nie wyśle polskich żołnierzy na Ukrainę, chyba że będzie musiał. Nie zgodzi się na przekazywanie polskich kompetencji Unii, chyba że będzie musiał. Ale jak już będzie musiał to zrobi to w złym humorze i się nie zaciągnie. W każdym razie – co szkodzi obiecać, prawda? Autora tych słów KO zdecydowała się ukarać – oczywiście po wyborach. Innych swoich członków, którzy w przeszłości głosili podobne poglądy kara jakoś ominęła, dlatego jestem pewna, że to kolejna kampanijna zagrywka. Teraz są skupieni na poszukiwani faceta przebranego za Zorro, który wywiesił na dachu NIENAWISTNY transparent „Byle nie Trzaskowski”, więc tutaj od razu możemy się przekonać co do wprowadzania cenzury i ograniczenia wolności słowa. Bo to nie te słowa będą ważne, ale ich odbiorcy. Karol Nawrocki zgodził się na podpisanie deklaracji, ale tutaj znowu – nie zagwarantuję Wam, że zrobił to szczerze. Być może zwyczajnie chciał po prostu zdobyć głosy jak największej liczby wyborców Mentzena. Oglądając jednak jego rozmowę, miałam wrażenie, że w wielu sprawach obaj panowie mają podobne podejście. Wydaje się więc jasne, że konfederaci znajdą o wiele więcej wspólnych punktów z Karolem Nawrockim, niż z Rafałem Trzaskowskim. I wydaje mi się, że to nieszczęsne piwo tego nie zmieni. A Konfederacja ma w razie czego na niego „papiery” w postaci właśnie podpisanej deklaracji.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Uczciwa walka o II turę?

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Jestem już po obejrzeniu rozmowy Karola Nawrockiego ze Sławomirem Mentzenem, w której wypadł według mnie zupełnie przyzwoicie, oraz po jego debacie z Rafałem Trzaskowskim, gdzie przyjął parę ciosów, ale też kilka wyprowadził. Przyznam szczerze, że spodziewałam się olbrzymich ataków na kandydata wspieranego przez PiS, ale nie miałam pojęcia, że będą aż tak głupie. Raczej spodziewałam się, że dalej będzie grillowany temat tej nieszczęsnej kawalerki, a tymczasem okazało się, że redakcja Wybiórczej zmieniła trochę front, bo to już nie jest biedny, wykorzystany pan Jerzy. To pan Jerzy, który miał rzekomo grozić jakiejś kobiecie i organizować rozboje na zakłady pracy. Czyli był zły! A Nawrocki mu pomagał, więc jest jeszcze gorszy. Zresztą Nawrocki ogólnie jest strasznym i złym gangusem, a Platforma postanowiła to udowodnić. Tylko że mam wrażenie, że jak zwykle strzelają ślepakami.

Tatuaż, czyli swastyka

O dywagacjach oświeconych intelektualistów w postaci Hartmana i innych celebrytów nawet nie ma sensu się zajmować, bo tę melodię już znamy na pamięć. Na Nawrockiego głosuje hołota, na Trzaskowskiego elity intelektualne. Wiemy. Spodziewałam się, że znani wyznawcy pana Rafała po – niekoniecznie satysfakcjonujących – wynikach pierwszej tury będą ostro i bezpardonowo atakować pana Karola i się nie zawiodłam. Najbardziej rozbawił mnie jeden z wykładowców Uniwersytetu Warszawskiego, który wprost stwierdził, że na Nawrockiego głosują ci, którzy kiedyś mordowali Żydów w Jedwabnem, a na Trzaskowskiego – nie. I mamy się zastanowić, po której stronie staniemy. Tak, tak jest najlepiej przekonać innych do swoich poglądów i swojego wyboru – oskarżyć go o mordowanie Żydów. Ale dobrze, przejdźmy do tych bardziej histerycznych ataków KO na pana Karola. Otóż pan Karol ma tatuaż. A ten tatuaż przedstawia logo Chelsea, co jednoznacznie potwierdza, że jest on powiązany z Rosją, bo przecież właścicielem tego klubu był Rosjanin, Roman Abramowicz! Z tego już się nie wywinie! I już pal sześć, że Karol Nawrocki jest persona non grata w Rosji za walkę o pamięć ofiar Katynia. I że lepiej, żeby się w Rosji nie pokazywał, bo może trafić na pięć lat do łagrów, według niektórych mediów. Nie, Karol Nawrocki kibicuje klubowi, którego właścicielem kiedyś był Rosjanin, więc wszystko jasne. A wiecie, co napisał w związku z tym tatuażem Roman Giertych? Że Nawrocki nie chce go pokazać, bo pewnie ma gdzieś też wytatuowaną swastykę. To elementarne, Watsonie. A Giertych nie pokazuje jakichkolwiek objawów zdrowego rozsądku z jakiego powodu? Bo nie potrafi myśleć, czy może ma coś do ukrycia? Jeśli ktokolwiek wcześniej miał wątpliwości, czy akcja z hashtagiem #GiertychDebil jest słuszna, to powinien wyzbyć się ich po tym właśnie wpisach. Nie pokazuje tatuaży, więc na sto procent ma swastykę. Logiczne, nie?

Była sobie ustawka

Drugą skandaliczną wpadką Karola Nawrockiego miała być ustawka 70-70 między kibicami Lechii Gdańsk i Lecha Poznań, z czego pan Karol miał być po stronie gdańszczan, a poznaniacy mieli wtedy otrzymać sromotny wpierdziel. Już pomijając fakt, że Donald Tusk przyznawał się do podobnych przygód, tyle że on dla odmiany należał do drużyny, która zaczęła uciekać (specjalista od odwrotu taktycznego!), to pozostaje mi zadać pytanie: Co z tego? Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem zwolenniczką pseudo-kibiców i podobnego rodzaju zachowania, ale… obie strony się na to zgodziły. Obie strony dogadały się co do liczby uczestników, obie strony dogadały się, że walczą na gołe łapy i obie strony dogadały się co do miejsca, w którym przypadkowi ludzie nie oberwą rykoszetem. Nie pochwalam, ale wolę, kiedy kibice sami umawiają się na takie ustawki, niż gdybym ja miała dostać w mordę za nie ten szalik, a może w ogóle nie za szalik, tylko tak po prostu, bo akurat się nawinęłam. Ci z Was, którzy obserwują mój profil trochę dłużej, wiedzą, że jestem kibicem siatkówki. I w czasach wczesnej młodości, kiedy to miałam 20 lat i niewiele w głowie, jeździłam na mecze siatkarskiej drużyny kobiecej z Piły. Wydawałoby się, że jak siatkówka, zwłaszcza kobiet, to pełna kulturka i integracja. Otóż nie, bo z kibicami Piły bardzo nie lubili się kibice Kalisza oraz Bydgoszczy. Pamiętam, jak kiedyś wyjeżdżaliśmy z Kalisza po meczu w fazie play-off i żegnano nas przyśpiewką: „K-wy i śmiecie, z Kalisza nie wyjedziecie”. Tę groźbę zresztą mieli nadzieję zrealizować, bo eskortowała nas wtedy policja. Przy czym podkreślę od początku, że my też nie byliśmy bez winy. W poprzednim meczu, jeszcze w Pile, jeden z naszych podeptał szalik kaliskiego zespołu na oczach jego kibiców. Potem na różnych forach czytaliśmy, że koleś zostanie zgruzowany w Kaliszu, dlatego, żeby utrudnić im śledztwo, w Kaliszu wszyscy mieliśmy kartki z napisem: „To ja (i tutaj ksywka gościa, który ten szalik podeptał)”.

Też znam kiboli

Były również groźniejsze zajścia. Byłam kiedyś na meczu w Bydgoszczy. Po skończonym spotkaniu wybrałam się ze znajomymi na spacer, ale nie zdjęłam szalika mojego klubu. Nie przeszłam nawet stu metrów od hali, kiedy dostałam pięścią prosto w łuk brwiowy i zalałam się krwią. Jakiś koleś centralnie uderzył mnie w twarz i poszedł w długą. Chociaż muszę przyznać, że koleżanka z Klubu Kibica Bydgoszczy stanęła na wysokości zadania, bo starała się wyjaśnić sytuację i znaleźć sprawcę. Przesłała mi zdjęcia kibiców Bydgoszczy i pytała, czy kogoś rozpoznałam. Nie rozpoznałam, bo to była chwila-moment, a ja po uderzeniu byłam zbyt zamroczona, żeby cokolwiek rozpoznać albo zapamiętać. Z perspektywy czasu nie jestem pewna, czy to na pewno był kibic z Bydgoszczy, ale to jest najlogiczniejsze wyjaśnienie, jakie mi się nasuwa. Innym razem byłam na Pucharze Polski w Poznaniu i zaczepił mnie jakiś kibic kaliskiej drużyny. Podszedł do mnie i najzwyczajniej w świecie mnie podniósł i przygniótł do ściany. Czułam się trochę jak szmaciana lalka. Na szczęście tutaj znowu pomogli mi inni kibice – właśnie tej „zwaśnionej” drużyny. Odciągnęli tamtego faceta, uwolnili mnie, a potem przez cały turniej pilnowali, żeby się przypadkiem znowu do mnie nie dorwał, więc nic mi się poważnego nie stało. Jeśli więc zapytacie mnie, czy wolę kiedy iluś tam chłopa pójdzie dać sobie po mordach za obopólną zgodą; czy jednak ja wolę dostać w pysk od kibica przeciwnej drużyny, bo akurat byłam pod ręką – to wolę pierwszą opcję. Nie pochwalam, nie jestem zwolenniczką, ale co ja mogę za to, że niektórzy z najbardziej narwanych kibiców lubią sobie gdzieś pójść i się nawalać? Przecież to ich sprawa. Ja tylko nie życzę sobie, żebym sama oberwała, ale jak oni chcą, to co mnie to obchodzi? Róbta, co chceta. Byle nie w moją twarz.

Co złego, to nie my

Szkoda, że afera z tajemniczym finansowaniem kampanii Rafała Trzaskowskiego nie doczekała się większej uwagi mediów, ale tutaj chyba wiem z jakiego powodu. Bo większość mediów też te materiały pokazywała i – mniej lub bardziej jawnie – kandydaturę Trzaskowskiego popierała. Ale… Karol Nawrocki ma zdecydowanie więcej za uszami, jest ruskim agentem, mimo że nie może nawet na terytorium Rosji wjechać i tego się twardo trzymamy, a jak fakty się nie zgadzają – to w narracji pożytecznych mediów – gorzej dla faktów. O tej ustawce czytam już wszędzie, ale jakoś mało kto zainteresował się tym, że Karol Nawrocki wspólnie z kolegą pomógł kiedyś kobiecie, której pijany mąż postanowił wyjaśnić ręcznie, że powinna być mu całkowicie posłuszna. Tym jego kolegą był policjant, który również zareagował, chociaż był już po służbie. No, ale to nie pasuje do wizerunku gangusa. Nie pasuje do wizerunku mizogina, bo PiS – wiadomo – to partia, która nienawidzi kobiet. Dlatego zamiećmy pod dywan fakt, że Nawrocki stanął w obronie kobiety. Wyciągnijmy ustawkę, w której wszyscy jej uczestnicy wiedzieli, na co się piszą. Zróbmy z niego gangusa! Alfonsa! Wywłaściela mieszkań! Ruskiego agenta! I w żadnym wypadku nie dopuszczajmy do tego, żeby ludzie mówili o wywłaszczaniu całych kamienic. O tajemniczo, oraz – prawdopodobnie – nielegalnie i z udziałem zagranicy, finansowanej kampanii Trzaskowskiego, w związku z czym cała jego kandydatura powinna zostać uwalona. O tym, że to partia pana Rafała brała udział w resecie stosunków z Rosją i że jej szef został kiedyś nazwany przez rosyjskie media „naszym człowiekiem w Warszawie”. Oraz o tym, że Rafał Trzaskowski jest oskarżany o finansowanie jakiegoś porno-festiwalu, którego hasłem przewodnim było: „R****m się, żeby nie zajść”. Zresztą – wystarczy spojrzeć, jakie „dzieła sztuki” są wystawiane w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Ostatnio w Muzeum Narodowym również wystawili tak naprawdę czystą pornografię. Bo goły cycek, fallus czy kawałek tyłka są sztuką.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Wybory, wybory i jeszcze trochę wyborów

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Wybory, wybory i po wyborach! A po wyborach niektórym ciężko jest się otrząsnąć po tym, co się wydarzyło podczas niedzielnego głosowania. Co prawda, zwycięzcą jest Rafał Trzaskowski (co dla mnie jest kompletnie niepojęte), ale Karol Nawrocki ze swoim wynikiem mocno depcze mu po piętach. Patrząc na chaotyczną reakcję polityków KO, podejrzewam, że być może nadepnął mu na odcisk, a to – jak wiadomo – bywa nieprzyjemne. Wiadomo, wyniki indywidualne są tylko wynikami indywidualnymi, ale mogą mieć wpływ na dalsze prace Sejmu i ogólnie jego kształt. Zwłaszcza że – jeśli Trzaskowskiemu po raz kolejny powinie się noga i nie wygra wyborów – węszę tutaj dość szybki rozpad aktualnie rządzącej koalicji i rozpisanie wcześniejszych wyborów. Głównie dlatego, że naprawdę nie mam pomysłu, jak oni chcieliby ten swój grajdołek uratować… Inna sprawa jest taka, że bardzo możliwe, że nie doszacowałam przyklejenia się do stołków członków tych mniejszych partii w koalicji. Być może, w ich przekonaniu, może się walić i palić, ale dopóki oni otrzymują sowitą wypłatę za swoje nic-nie-robienie, to w sumie luz. A jeśli tak będzie, na upadek tej nieszczęsnej koalicji będziemy musieli jeszcze poczekać.

Pyrrusowe zwycięstwo?

Rafał Trzaskowski, mimo że jest zwycięzcą pierwszej tury, ma teraz naprawdę ciężkie zadanie do zrobienia. Musi przekonać do siebie wyborców Mentzena czy Brauna, którzy – z oczywistych powodów – nastawieni do niego życzliwie nie są. W Polskę poszło już hasło: „Byle nie Trzaskowski”, poszczególni członkowie Nowej Nadziei i ogólnie Konfederacji deklarują już swoje głosy na Nawrockiego… Zadanie dla Trzaskowskiego w tej sytuacji wydaje mi się niewykonalne. Podejrzewam, że będzie się umizgiwał prawicy, byleby tylko oddali głosy na niego, ale tak naprawdę on musi powalczyć o głosy tych, którzy na wybory nie poszli (bo frekwencja jest dużo niższa, niż podczas wyborów parlamentarnych w 2023) i przekonać ich, że warto jednak ruszyć tyłki i postawić krzyżyk w okienku przy jego nazwisku. To jest olbrzymia siła, którą kandydat KO pewnie będzie starał się wykorzystać. Nie jestem tylko do końca przekonana, czy ta misja się powiedzie, skoro prezydent Warszawy dalej próbuje podlizywać się wyborcom Konfederacji. Wydawałoby się, że lepiej i wygodniej byłoby pójść albo w jedną, albo w drugą stronę. Trzaskowski jednak najwidoczniej lubi trzymać wiele srok za ogon. Zobaczymy, co z tego trzymania tak naprawdę wyjdzie.

(Nie)łatwe zadanie dla Trzaskowskiego

Karol Nawrocki osiągnął bardzo dobry wynik. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to w jego stronę szły najbardziej „bezpardonowe” ataki ze strony KO i ich sojuszników, a Rafał miał w każdej debacie niemalże cieplarniane warunki, jednak z żadnej nie był w stanie wyjść zwycięsko. On tak naprawdę musi przekonać do siebie zwolenników Mentzena i Brauna, którym naturalnie jest bliżej jednak do niego, niż do Trzaskowskiego. I – z tego co obserwuję wpisy internautów – spora część osób z tego środowiska deklaruje głos właśnie na Nawrockiego. Argumentacja jest taka, że lepiej cholera, niż dżuma, ale mimo wszystko mam wrażenie, że Nawrocki może liczyć na głosy dużej części wyborców tych dwóch, podobno kontrowersyjnych, kandydatów. Może też liczyć na to, że ci ludzie nie pójdą po prostu do urn wyborczych i zostawią wszystko „ślepemu losowi”, bo oni swoich reprezentantów już nie mają. Ta opcja też byłaby dla Nawrockiego korzystna – bo jeśli ktoś pójdzie na te wybory, to z zamiarem zakreślenia jego nazwiska; a jak reszta z tych osób ostatecznie nie pójdzie, to też nieźle. Nie wiem natomiast, czy pan Karol może liczyć na głosy tych, którzy w pierwszej turze nie poszli. Wydaje mi się, że tutaj raczej Rafał Trzaskowski ma możliwość zmobilizowania tej części swojego elektoratu, który uznał, że „samo się zrobi”. Okazało się, że samo się nic nie zrobi, a ci, którzy uznali, że 18 maja będą siedzieć w domu, bo Rafałek i tak wygra, ruszą tyłki 1 czerwca. I to jest wielki problem Karola Nawrockiego.

Cicha woda brzegi rwie

Sławomir Mentzen również uzyskał bardzo dobry wynik, zwłaszcza że startował z partii, która do tej pory z tym duo-partyjnym betonem nawet nie współpracowała. Jest to na tyle dobra pozycja, że może usiąść do stołu z dwoma kandydatami, którzy mają największe poparcie. I może, psia jego mać, rozdawać karty. No i rozdał. Zarówno Nawrocki, jak i Trzaskowski zdecydowali się wystąpić w jego programie, przy czym pierwszy od razu stwierdził, że wszystkie osiem postulatów Mentzena poprze bez wahania, a drugi kluczy, unika odpowiedzi i czeka chyba na to, co mu sztabowcy podpowiedzą. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie sprawy jest niezłym pomysłem Mentzena i jego sztabowców (zwłaszcza że w trakcie trwania kampanii dość bezpardonowo atakował Nawrockiego, a trzeba jednak wyjść w tym całym galimatlasie z twarzą i honorem) – nie wiem tylko, co zrobią, jeśli jeden i drugi kandydat zgodzi się na jego postulaty i je podpisze. Doskonale wiem, że oni grają już na jak najwyższe poparcie dla Konfederacji na przyszłość, ale nie mam pojęcia, czy przygotowali sobie jakąś furtkę awaryjną na taki wypadek. A chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że takiemu Trzaskowskiemu kompletnie zwisa, co on podpisuje i po co. Jeżeli to zrobi, to tylko po to, żeby umocnić KO u władzy i samemu przy okazji dostać jakieś granty w ramach wdzięczności. A jeśli w przyszłości będzie mu się to wypominać, to szybko powie, że on o tym nie słyszał, ale jest zaniepokojony. I że się przyjrzy.

Co zrobią wyborcy Brauna?

Również na Grzegorza Brauna w praktyce więcej ludzi oddało głos, niż wynikałoby to z sondaży, które – jak pokazują nam kolejne wybory – są robione na zlecenie i pod publiczkę. I to również o głosy jego wyborców będą teraz drzeć koty Trzaskowski z Nawrockim. A jest o co walczyć. Trzeba jednak pamiętać, że wyborcy Brauna należą do tego najbardziej zaciekłego grona. I o ile wyborcy Mentzena deklarują, że w II turze poprą raczej Nawrockiego, tak znajomi, którzy wspierali Brauna na drugą turę raczej się nie wybierają. I tutaj się z nimi zgodzić nie mogę, bo jestem zdania, że teraz walczymy przede wszystkim o to, żeby Tusk nie dorwał się do pełnej władzy. Dlatego na wybory w II turze się wybieram. I nie zagłosuję na Trzaskowskiego, bo obawiam się, że jego wygrana to kolejne, szkodzące Polakom, ustawy europejskie, wdrażanie Zielonego Ładu czy Euro w Polsce. Tak, w drugiej turze zagłosuję typowo na mniejsze zło. Wolę cholerę, niż dżumę, a tylko taki wybór mi pozostał. Jeśli śledzicie mój profil dłużej, wiecie, że ja się przed żadnym kandydatem płaszczyć nie zamierzam – moja działalność raczej była skupiona na tych, na których nie warto oddawać głosu, niż na tym, żeby pomóc któremuś z kandydatów albo którejś z partii. Taki szkodnik ze mnie. Nie sądzę, żeby Braun ostatecznie poparł któregokolwiek z dwójki kandydatów – to nie jest tego rodzaju zawodnik. On pokombinuje, wywróci wszystko do góry nogami, a w razie czego uciszy gaśnicą, ale szczerze wątpię, żeby wprost powiedział: „Idźcie i głosujcie na Nawrockiego”.

Słychać wycie. Znakomicie?

Teraz wypadałoby się skupić na lewicy, która – co prawda przegrała i to na wielu poziomach – może jednak stanowić sporą siłę. Teraz liżą rany, ale wystąpień Biejat czy Zandberga w debatach na pewno nie można uznać za porażkę. Ciężko mi wyobrazić sobie, żeby Zandberg czy Biejat zachęcali teraz do głosowania na Trzaskowskiego (Zandberg już, zdaje się, zapowiedział, że tego nie zrobi), ale jeszcze ciężej jest mi wyobrazić sobie sytuację, w której wyborcy pani Magdy albo pana Adriana poszli masowo głosować na Nawrockiego. Według mnie większość wyborców Biejat w drugiej turze odda głos na Trzaskowskiego i nie będzie dla mnie żadną niespodzianką, jeśli sama kandydatka takiego poparcia prezydentowi Warszawy udzieli. Mam jednak wątpliwości, co do wyborców Zandberga, tym bardziej, że trzeba przyznać, że jest to człowiek o konkretnych poglądach, których nie lubi rozmieniać na drobne. Między innymi dlatego nie wszedł do naszego obecnego rządu i pozostał w opozycji, mimo że był kuszony przez różne lewicowe środowiska. Szanuję go za to, że się nie złamał, ale również z tego samego powodu sądzę, że jego wyborcy nie pójdą 1 czerwca masowo, żeby zagłosować na Trzaskowskiego. Wydaje mi się, że tutaj będzie podobnie, jak w przypadku zwolenników Brauna – raczej nastawiałabym się na to, że drugą turę sobie odpuszczą. I wiecie co? Na tę – KRÓTKĄ – chwilę możemy się cieszyć, bo jednak prawica wypada lepiej, jeśli zsumować wszystkie głosy, ale Zandberg, w mojej opinii, jest facetem, który tę lewicę jest w stanie podnieść z kolan.

Jak zagłosują konfederaci?

Pozwólcie, proszę, że nie będę teraz tutaj opisywała każdego kandydata na prezydenta w I turze. Jest ich po prostu zbyt wielu, ale niewielu z nich ma jakiekolwiek znaczenie, jeśli chodzi o wyścig do fotelu prezydenckiego. Ich poparcie jednego albo drugiego kandydata też niewiele raczej zmieni. Umówmy się, że w tym tasowaniu mają wyjątkowo słabe karty. Duże zainteresowanie natomiast wzbudzają głosy, które oddadzą w II turze wyborcy Konfederacji, bo w poprzednich wyborach prezydenckich podzielili się niemalże po równo. Na wolnościowców i na narodowców. Ci pierwsi uznali, że Duda będzie gwarantem kolejnych podpisywanych umów, projektowanych przez PiS, w tym również tych, które nanosiłyby na Polaków kolejnych opłat, podwyższeń podatków i tak dalej; ci drudzy zaś zagłosowali typowo światopoglądowo – byli to ludzie, którzy nie chcą tęczowej Polski, nie życzą sobie, żeby transseksualiści uczyli ich dzieci w przedszkolu, czym jest tolerancja i nie zgadzają się na aborcję. Tym razem jednak sytuacja wygląda inaczej. Nie ma już argumentu, żeby głosować na Trzaskowskiego, żeby nie umacniać władzy – żywy jest raczej argument, żeby nie dawać pełni władzy KO, a to stałoby się, gdyby zagłosować na pana Rafała. Dlatego wydaje mi się, że taka argumentacja jest już mocno nieaktualna i raczej należy spodziewać się tego, że wyborcy Mentzena lub Brauna, jeśli wybiorą się na wybory, postawią raczej krzyżyk przy nazwisku Karola Nawrockiego.

Osobisty dylemat

Ja nie będę tutaj udawała jakiegoś wielkiego antysystemowca i łamacza układów. W drugiej turze zamierzam oddać głos na Karola Nawrockiego. I nie dlatego, że tego gościa zwyczajnie polubiłam – na tyle, na ile mogłam go polubić z różnego rodzaju mediów. Wydaje mi się sympatyczny i ogarnięty. Najprawdopodobniej będzie chodził na smyczy działaczy PiS-u, zdaję sobie z tego sprawę. Ale tak, szczerze pisząc – Trzaskowski będzie robił dokładnie to samo. Tutaj też nie mam żadnych wątpliwości. Ja tak naprawdę – po raz kolejny zresztą – w II turze zagłosuję przeciwko komuś, a nie za kimś. Wybieram Nawrockiego, bo nie chcę Trzaskowskiego. I wydaje mi się niezmiernie ważnym, żeby większość wyborców pozostałych kandydatów, zagłosowała jednak na Nawrockiego. Z różnych przyczyn (bo można tutaj, miedzy innymi, opisać to, co robił jako prezes IPN), ale najważniejszą dla mnie jest ta, żeby nie oddawać całej władzy w łapy ludzi pokroju Tuska. Którzy umocnią jego władzę i, przy okazji, zniszczą Polskę. Którzy będą ślepo wykonywać jego polecenia, a co za tym idzie – polecenia Niemiec. My, jako Obywatele tego pokaleczonego, pokiereszowanego i poranionego kraju, mamy prawo powiedzieć, że mamy już dość. Że już nie chcemy. Że wystarczy. Takiej nadziei na pewno nie daje Rafał Trzaskowski. Karol Nawrocki ją daje, ale nie ma co się za bardzo entuzjazmować, bo daje ją co najwyżej średnią. Po raz kolejny, jako Polacy, zostaliśmy postawieni przed wyborem między dżumą, a cholerą. Moja propozycja jest taka, żeby jednak zagłosować na cholerę, nie na dżumę. Czy to dobry wybór? Nie wiem, ale scenariusz tego, co działoby się, gdyby KO otrzymała pełnię władzy, są – co najmniej – druzgoczące.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej