Nawiasem Pisząc
Nie drążmy tematu
Nie wiem, czy pamiętacie, co pisałam po zamachach terrorystycznych na Izrael 7 października zeszłego roku – część z Was na pewno nie, bo od tamtego czasu sporo zwiększyła się liczba obserwujących, za co bardzo dziękuję. Poddałam wtedy w wątpliwość, czy Mosad, Aman albo IDF na pewno nie wiedzieli o planowanym ataku. Ostatecznie mówimy o jednym z najlepszych, jeżeli nie najlepszym wywiadzie na świecie. I naprawdę nie zdołali dotrzeć do ani jednego przecieku? Postawiłam wtedy ryzykowną tezę, że Izrael doskonale wiedział o planach Hamasu, ale celowo im nie zapobiegał, bo potrzebował pretekstu, żeby – cóż, to będzie bardzo kontrowersyjne, co napiszę – „rozwiązać kwestię palestyńską”. Długo się zastanawiałam, czy użyć akurat tego akurat sformułowania, ale patrząc na to, co tam się dzieje, naprawdę nie znajduję innych słów. Czy moje podejrzenia okazały się słuszne, tego się pewnie nie dowiemy, ale już dzisiaj mogę napisać, że moja wczorajsza teza, że Izraelczycy doskonale wiedzieli w kogo celują jest najprawdopodobniej prawdziwa.
Strasznie ciekawy przypadek
Po pierwsze wszystkie trzy ostrzelane pojazdy były bardzo dobrze oznaczone, zarejestrowane i zgłoszone do IDF-u. Izraelczycy doskonale wiedzieli, że będą podróżowali tamtą trasą. Ba, izraelska armia wydała nawet zgodę na ten przejazd. Po drugie oberwali chwilę po tym, jak wjechali na teren Strefy Gazy. A po trzecie – odtworzono mniej więcej jak wyglądał przebieg tego ataku. Według tej wersji najpierw trafiony został pierwszy samochód z konwoju – podróżujący nim wolontariusze natychmiast z niego wysiedli i uciekli do kolejnego pojazdu, który chwilę później również oberwał pociskiem, ocaleni rozpaczliwie próbowali jeszcze schronić się w ostatnim aucie, chociaż już pewnie zdawali sobie sprawę, co się dzieje i że to nie jest pomyłka. W efekcie śmierć ponieśli wszyscy. Samochody znajdowały się w odstępie niecałych 2,5 kilometra (od pierwszego do ostatniego). Trzeba być albo skończonym idiotą albo bezwzględnym mordercą, żeby zrobić coś takiego – a o Izraelczykach można wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że są idiotami. Myślę więc, że wersję o pomyłce możemy śmiało wykluczyć, a twierdzenie że był to wypadek jest jedynie nieudolnym zaklinaniem rzeczywistości. Jakie więc hipotezy nam pozostały? Mówi się o jakimś ekstremiście, który się wyłamał i celowo zbombardował konwój z pomocą humanitarną. Też ciężko w to uwierzyć, bo wojna w Strefie Gazy dobitnie pokazuje nam, że to jest akurat dość częsta metoda działania Sił Obronnych Izraela – zwłąszcza jeśli spojrzymy na listę ofiar wśród ludności cywilnej. Izrael dzień w dzień robi tam dokładnie to samo, więc dlaczego akurat ten jeden konwój miałby stać się celem ekstremistycznego fanatyka? Akurat ten jeden? A pozostałe morderstwa? Ponadto dr Wojciech Szewko utrzymuje, że IDF wyznaczył w Strefię Gazy tzw. „strefę eksterminacji” w obrębie której izraelscy żołnierze mają rozkaz strzelać do wszystkiego, co się rusza. Jeśli Szewko ma rację, to zostają nam już tylko dwie opcje – albo Izrael daje ciche przyzwolenie zgodnie z zasadą „gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”, albo było to właśnie celowe działanie. Tym bardziej, że wcześniej ONZ wstrzymał już swoje dostawy do północnej części Strefy Gazy, teraz to samo robi World Central Kitchen. Śmiała teza, ale wydaje mi się, że Izrael wyszedł po prostu z założenia, że gdzie nie sięgną ich pociski, tam dosięgnie głód.
Nic takiego się nie stało
Najbardziej jednak zdenerwowała, rozczarowala, a wręcz zszokowała mnie reakcja polskiego rządu. Wiem, że powinnam się tego spodziewać, bo jeśli chodzi o naszą dyplomację to nigdy nie mieliśmy jej zbyt dobrej i to niezależnie od tego, która partia sprawowała akurat władzę, ale nie mogę pogodzić się z faktem, że my wszystko musimy robić z pozycji klęczek – nawet jeśli chodzi o nieuzasadnioną śmierć Polaka za granicą. Wszystkie kraje, które straciły w tym zamachu swoich obywateli zareagowały natychmiast i stosownie do sytuacji – głos zabierały najważniejsze osoby w państwie. Oświadczenia były twarde, bezkompromisowe i wprost oskarżały stronę izraelską o dokonanie zbrodni. Na przykład Australia ŻĄDAŁA niezależnego i natychmiastowego śledztwa w tej sprawie i ukarania winnych oraz POTĘPIŁA łamanie prawa międzynarodowego. A Polska? Na samym początku nasze władze nie uznały chyba za stosowne, żeby fatygować tym naszego szefa dyplomacji czy premiera, więc krótkie oświadczenie napisał rzecznik MSZ:
Przekazujemy najszczersze wyrazy współczucia rodzinie polskiego wolontariusza, który niósł pomoc dla palestyńskiej ludności w Strefie Gazy. Polska nie zgadza się na brak przestrzegania międzynarodowego prawa humanitarnego i ochrony cywilów, w tym pracowników humanitarnych.
Strasznie kulawe gramatycznie, zwłaszcza to drugie zdanie, ale zostawmy to. Moją uwagę zwróciły dwie kwestie. Po pierwsze w oficjalnym oświadczeniu MSZ-u zamiast słowa „polskiego” użyto grafikę biało-czerwonej flagi. Rzeczywiście, bardzo poważnie. Mogli jeszcze dać zapłakaną buźkę i złamane serduszko, bo domyślam się, że emotka oznaczająca złość w ogóle nie wchodziła w rachubę. To ma być poważna reakcja poważnego państwa na nieuzasadnioną śmierć jego obywatela za granicą? Przecież to są kpiny. Wojciech Szewko zażartował, że być może piszący te słowa nie miał pojęcia z jakiej litery napisać przymiotnik „polskiego”, więc poradził sobie w ten sposób. Wcale bym się nie zdziwiła. Po drugie – co się właściwie stało z tym polskim wolontariuszem, bo z tej notki nic nie wynika. Spadł ze schodów? Zmarł na zawał? Ktoś go zabił? Kto? I kto nie przestrzegał tego międzynarodowego prawa? Ci wolontariusze? Oj, strasznie musieli się tam nakombinować, żeby w oświadczeniu informującym o tym, że w Strefie Gazy Polak został zabity przez izraelskie wojsko nie użyć przypadkiem słów „zabity” i „Izrael”. Wstyd jest tym większy, że na TT jest taka opcja, że jeśli jakiś wpis zawiera kłamliwe informacje, manipulacje albo półprawdy to dodają odpowiedni kontekst, żeby użytkownicy wiedzieli o co chodzi. I pod tym właśnie oświadczeniem MSZ pojawiła się notatka, że wpis nie zawiera wszystkich informacji – dodano więc tam konkretnie, co dokładnie się z naszym rodakiem stało i kto za to odpowiada. Pełna kompromitacja naszego MSZ-u.
Premier bije pięścią w stół?
Trudno więc się dziwić, że Polacy nie byli usatysfakcjonowani takim załatwieniem sprawy, więc trzeba było pofatygodwać Radosława Sikorskiego, żeby trochę uspokoić nastroje. No i nasz minister spraw zagranicznych, delikatnie mówiąc, nie poprawił sytuacji:
Osobiście poprosiłem ambasadora Izraela Yacofa Livne o pilne wyjaśnienia. Zapewnił mnie, że Polska wkrótce otrzyma wyniki badania tej tragedii. Nasze Ministerstwo Sprawiedliwości wszczyna śledztwo.
Jak widać, polska dyplomacja w dalszym ciągu raczyła sobie żartować. Dalej właściwie nie wiadomo, o co my w ogóle prosimy ambasadora Izraela, o jaką tragedię chodzi i jakie śledztwo zostanie wszczęte. No i pan minister grzecznie prosi, wiadomo, kultura musi być. Mam nadzieję, że nie zapomniał dygnąć na koniec rozmowy, żeby nie było żadnych wątpliwości z jakiej pozycji Polska przystępuje do swoich roszczeń. Oczywiście, zapewnienia będą musiały nam wystarczyć, bo chyba nikt nie ma złudzeń co do możliwości przeprowadzenia rzetelnego polskiego śledztwa w tej sprawie. Będziemy musieli zadowolić się tym, co nam podeśle Izrael i mieć słodką nadzieję, że tym razem będą łaskawi nas nie okłamywać. Dziwnym trafem to również nie zadowoliło Polaków i trzeba było obudzić Donalda Tuska. Po prawie czterdziestu ośmiu godzinach od tragedii nasz premier w końcu postanowił odnieść się do sytuacji, wcześniej po prostu musiał się wyspać, zjeść śniadanie, podrapać się po nosie i mlasnąć. Rodzina zabitego poczeka. No i pogroził nasz premier temu Izraelowi paluszkiem, oj, pogroził. Tak niezbyt zamaszyście, żeby przypadkiem nikogo nie urazić, bo sam wpis brzmiał, jakby pan Tusk po prostu usiłował wytłumaczyć panu Natenjahu, czemu właściwie ci Polacy są źli.
Panie premierze Natenjahu, panie ambasadorze Liwne, zdecydowana większość Polaków okazała pełną solidarność z Izraelem po ataku Hamasu. Dzisiaj poddajecie tę solidarność naprawdę ciężkiej próbie. Tragiczny atak na wolontariuszy i wasza reakcja budzą zrozumiałą złość.
Niby trochę ostrzej, ale w porównaniu z reakcjami władz australijskich i brytyjskich to tylko krótkie szczeknięcie. Wyobrażam sobie w tym momencie małego chłopczyka, który nieśmialo pociąga nauczycielkę za ubranie, bo rozdala cukierki wszystkim dzieciom, tylko nie jemu. Aaa, i warto podkreślić, że pan premier nie oznaczył dwóch wspomnianych jegomości w swoim wpisie, więc istnieje duża szansa, że nie mają oni słodkiego pojęcia, że szef polskiego rządu czegoś tam się od nich domaga.
Bogata tradycja porażek polskiej dyplomacji
Nie jest to niestety pierwsza i pewnie nie ostatnia sytuacja, w której polska dyplomacja kompletnie nie wie, jak się zachować i jak dbać o nasze interesy za granicą. Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek potrafili to robić, nie pamiętam rządu, który w odpowiedni sposób dbałby o dobre imię Polski za granicą. I nawet nie trzeba cofać się daleko, bo weźmy sobie dwa ostatnie lata – choćby okres od rozpoczęcia wojny na Ukrainie. Pamiętacie, jak ówczesny ambasador Ukrainy w Niemczech był łaskaw bronić banderowców i tłumaczyć, że nie ma żadnych dowodów, aby kiedykolwiek mordowali oni Żydów i Polaków? Słusznym gniewem zareagowała dyplomacja polska i izraelska, tyle że tylko jedna z nich doczekała się odpowiedzi. Melnyk gorąco przeprosił „żydowskich przyjaciół”, zapewniał, że zawsze potępiał Holocaust i stwierdził, że nazistowska zbrodnia Shoah jest powszechną izraelsko-ukraińską tragedią. Dlaczego ukraińską? Nie wiadomo, ale na pewno coś w tym jest, bo później dodał jeszcze, że Holokaust był i pozostaje śmiertelnym ciosem w serce i duszę każdego Ukraińca. Wzruszające, prawda? Polskiej strony już przepraszać nie zamierzał, widocznie uznał, że nie ma za co. Rozeszło się. Później mieliśmy tragedię w Przewodowie. Śledztwo i opinie biegłych wykazały, że dwóch rolników zabiła wówczas zabłąkana rakieta wystrzelona przez Ukraińców. Tutaj raczej nikt nie ma wątpliwości, że Ukraińcy nie zrobili tego celowo, ale zabrakło zwykłych przeprosin i odszkodowań dla rodzin dwóch rolników, którzy stracili wówczas życie. Tymczasem Ukraina twardo obstawiała, że to nie ich wina, ani nie ich rakieta, więc o przeprosinach, a tym bardziej odszkodowaniach możemy zapomnieć. I co? I nic. A ostatnio, już za kadencji obecnego rządu minister Sikorski wezwał ambasadora Rosji na dywanik, żeby może wyjaśnił, dlaczego rosyjskie rakiety co jakiś czas przelatują sobie nad polskim niebem i czy może dałoby radę coś z tym zrobić. Zamierzał być na pewno twardy i nieugięty, wszak jeśli chodzi o Rosję i Putina to oni będą wdeptywać w ziemię, tylko jeśli chodzi o Izrael są trochę mniej zachłanni. Oj, wyszkolili nas Żydzi tym wmawianym przez lata antysemityzmem, wyszkolili. Głośniej pisnąć nie możemy, bo od razu takim oskarżeniem dostajemy przez łeb jak obuchem. Tak więc nasz szef dyplomacji czekał, żeby bezkompromisowo przedstawić rosyjskiemu reprezentantowi swoje obiekcje i na pewno by to zrobił, gdyby nie fakt, że rosyjski ambasador się do niego nie pofatygował. Sikorski wyraził potem oczywiście swoje oburzenie, bo to skandal niesamowity był, tyle że nic z tego oburzenia nie wyniknęło. I naprawdę przykro się patrzy na taką pobłażliwość polskich władz wobec Izraela, jeśli przypomnimy sobie, jaką aferą zakończył się rajd Grzegorza Brauna z gaśnicą. Pomijając fakt, że wyprodukowano wtedy od groma kłamstw dotyczących całego zajścia, to jeszcze dużo się ulało obłudy i hipokryzji. I już po paru dniach nasz rząd dumnie i z szacunkiem po raz kolejny zapalał chanukowe świeczki. Nogi sobie prawie połamali, kiedy pędzili na tę, pożal się Boże, uroczystość.
Jestem niemal pewna, że nigdy nie dojdzie do osądzenia i ukarania tego izraelskiego żołnierza, który nacisnął za spust, doskonale zdając sobie sprawę, że podpisuje właśnie wyrok na niewinnych ludzi. Nie mam też wątpliwości, że gdyby jakimś cudem do tego doszło, to dzięki staraniom władz brytyjskich, australijskich czy amerykańskich, a nie polskich. Jestem jednak prawie pewna, że otrzymamy co najwyżej zapewnienia, że był to nieszczęśliwy wypadek i ze Izraelowi jest bardzo przykro. Na nic więcej nie możemy chyba liczyć, bo Wojciech Szewko przywoływał wpisy z jakiegoś izraelskiego forum, gdzie wyrażano zadowolenie z powodu śmierci wolontariuszy, których utożsamiano z samym szatanem za to, że próbowali dostarczyć żywność do głodujących Palestyńczyków. Gratulowano wręcz temu „dzielnemu, izraelskiemu żołnierzowi”. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że ta zwierzęca, prymitywna, atawistyczna wręcz nienawiść jest obustronna, bo kiedy Hamas urządzał sobie rzeź na izraelskich ulicach, w Palestynie również świętowano. Nie wiem, czy istnieją jakiekolwiek szanse na to, żeby sytuacja na Bliskim Wschodzie się uspokoiła – nie jest tym jak na razie zainteresowana ani strona izraelska, ani palestyńska. Wiele zależy od Stanów Zjednoczonych, które z jednej strony grożą paluszkiem i ostrzegają IDF, że przesadzają i mogliby sobie darować ostrzeliwanie cywilów, z drugiej jednak strony cały czas dostarczają sprzęt i broń do Izraela… I mam małe nadzieje, że śmierć wolontariuszy z ich kraju cokolwiek tutaj zmieni.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Legalna propozycja łapówki
Oj, dużo się wydarzyło od kiedy Donald Trump wygrał wybory. Najpierw drugi Donald, nasz niemiecki, zaczął wycofywać się ze wszystkich bzdur, które wystosował wobec kandydata republikanów i to nie tylko podczas tej kampanii. Chociaż ta ostatnia była najbardziej kontrowersyjna, ponieważ Tusk przekonywał, że nowy wybrany prezydent Stanów Zjednoczonych jest w rzeczywistości powiązany z Kremlem, który miał znacząco wpływać na wybory. Potem się jednak ze swoich słów „zręcznie” wycofał, mówiąc, że wcale nie powiedział tego, co powiedział. A później mieliśmy gorzki zawód szeroko uśmiechniętych, którzy niedawno obwiniali PiS za aferę w Collegium Humanum, dopóki nie okazało się, że spora część ich absolwentów to osoby blisko związane z Koalicją Obywatelską. Na pierwszy ogień poszedł Jacek Sutryk, co do którego cała Platforma zarzeka się, że w sumie gościa nie znała.
Niebagatelny pomysł na rozwiązanie kryzysu migracyjnego
Nie o tym jednak chciałam pisać, bo umówmy się – to że Tusk wygaduje co kilka dni coś innego, już się wszyscy zdążyliśmy przyzwyczaić. A Sutryk? Jestem jakoś dziwnie spokojna, że facet za kratki nie trafi. Wybronią go jakoś, mimo że teraz nikt się do niego nie przyznaje. Chyba że postanowili kogoś spuścić dla przykładu, bo oni są przecież praworządną partią. Bardziej chciałabym się skupić na kolejnym genialnym pomyśle naszego rządu. Bo widzicie – nie chcemy migrantów, tak? Uważamy, że ważniejszy jest spokój i bezpieczeństwo na ulicach, dlatego serduszko nam nie kruszeje na widok zamaskowanych mężczyzn na granicy z Białorusią? Jesteśmy mało empatyczni i bezwzględni, nie wykazujemy choćby minimum wrażliwości, a nasi rządzący i tak, wbrew temu wszystkiemu, postanowili nam dać, co chcemy! Nie wierzycie? I słusznie, bo sam projekt nie jest taki super, jakby się mogło początkowo wydawać. Rozwiązać problem z migrantami rząd planuje mianowicie wydając na prawo i lewo nasze pieniądze, bo tak jest najłatwiej. I najgłupiej. Zaproponowali oni bowiem, że będą dopłacać nielegalnym migrantom za to, że łaskawie się wyniosą – około trzy tysiące złotych według plotek. Po raz pierwszy miał ogłosić to Maciej Duszczyk, podsekretarz stanu w MSWiA, ale potem potwierdził to Tomasz Siemoniak. Co prawda, wił się jak piskorz, żeby nie powiedzieć tego wprost, ale z drugiej strony argumentował też, że wiele krajów już to wprowadziło i że to rozwiązanie jest bardziej opłacalne, bo inaczej musielibyśmy ich przecież utrzymywać. Jak to, inżynierów i chirurgów? Ale do brzegu, faktycznie na podobne rozwiązanie wpadła już Litwa i Wielka Brytania. Nie wiem, jak ta pierwsza, ale Wielkiej Brytanii to super rozwiązanie chyba za wiele problemów nie rozwiązało.
Konsekwencje tak oczywiste, że aż niewidoczne?
Ten pomysł jest tak odklejony, że musiałam sobie trzy razy obejrzeć tę wypowiedź ministra MSWiA, żeby być na sto procent pewną, że ten człowiek opowiadał te bzdury całkiem na serio. Przecież nie trzeba być geniuszem, żeby dostrzec absurd tego pomysłu – taki imigrant weźmie sobie chętnie naszą jałmużnę i wyjedzie „na zawsze”. Przeczeka chwilę aż sprawy ucichną i żeby na pewno nikt go nie poznał na granicy i za jakiś czas wróci. Znowu prawdopodobnie nielegalnie, bo po co się męczyć z jakimiś wizami i paszportami, prawda? Potem znowu chętnie zgłosi się po wyprawkę na wyprowadzkę i tak sobie będzie podróżował. No, może jeszcze w międzyczasie zahaczyć o Litwę czy Wielką Brytanię. Jak minister Siemoniak wyobraża to sobie w praktyce? Jakim cudem sprawdzi, czy dany cudzoziemiec na pewno pierwszy raz jest w Polsce i na pewno pierwszy raz chce z niej wyjechać? Jaką będzie miał pewność, czy gościu na pewno podaje prawdziwe dane albo czy wcześniej nie zamówił sobie nowej tożsamości? W większości wystarczy zmienić tylko imię i nazwisko, bo i tak nikt już dawno nie ma nad tym kontroli. Ja nie widzę możliwości, żeby to się miało udać i nie rozpieprzyć po drodze. Przyznajcie sami, że pomysł najbardziej naiwny z możliwych. Bardziej naiwny słyszałam tylko za „wcześniejszego Tuska”, kiedy to jego koledzy partyjni przekonywali, że najlepiej jest ich wszystkich wpuścić, a kim są, ustali się później. Konkretnie to pani Hartwich jest autorką tych słów, ale spokojnie, wtedy jeszcze nie miała matury. Teraz zresztą też nie. Cóż, ustalenie tożsamości kilkudziesięciu tysięcy chłopa po wpuszczeniu ich na terytorium Polski jest absolutnie niewykonalne, ale czy – na zdrowy, chłopski rozum – nasze służby potrafiłyby zapanować nad bałaganem, który rozpocząłby się, gdybyśmy zaczęli próbować ogarnąć, który człowiek faktycznie przybył do nas pierwszy raz, a który robi sobie tournee po Europie, bo okazuje się, że ci wspaniali Europejczycy z własnych pieniędzy płacą mu za to zwiedzanie?
Jasne zdanie Polaków
Ciekawostką jest, że Radio Zet, na którego kanale YT można obejrzeć tę rozmowę z Siemoniakiem, zrobiło ankietę z pytaniem: „Czy Polacy powinni dopłacać imigrantom, żeby opuścili terytorium Polski”. Cóż, wyniki pewnie nie są zaskakujące. Ponad 90% naszych rodaków stwierdziło wprost, że szef MSWiA może się schować z takim pomysłem i już nie wychylać. Ciekawa teraz jestem, kiedy pan premier przeanalizuje sobie tę ankietę? Podejrzewam, że kiedy to zrobi, możemy spodziewać się artykułów, że „Tusk jest wściekły”, a niedługo później jakiś przypadkowy człowiek będzie musiał ponieść karę, bo przecież Siemoniaka nie ruszą. Pożar byłby za trudny do wygaszenia, bo myślę, że Maria Stepan niewiele przesadza, kiedy mówi wprost, że jest to propozycja łapówki od naszego rządu w stronę nielegalnych imigrantów. Zamiast wyrzucić ich na zbity pysk za nielegalne przekroczenie granic, my im jeszcze zapłacimy, żeby sobie sami poszli.
Niebywałe.
M.
Nawiasem Pisząc
Marsz Niepodległości 2024
Załączam dla Was filmik z ostatniego Marszu Niepodległości. W linku dorzucę Wam bezpośredni link do naszego kanału YouTube, na którym na razie niewiele się dzieje (wrzucamy tam tylko relacje z różnego rodzaju marszów i protestów), ale będę wdzięczna, jeśli obejrzycie naszą pracę właśnie na YouTube. Teraz załączam film bezpośrednio, bo FB nie bardzo lubi linki i tnie zasięgi, a chcielibyśmy, żeby obejrzało to jak najwięcej ludzi. Będziemy wdzięczni za opinie oraz udostępnianie dalej, jeśli Wam się spodobało.
Musimy się pochwalić – tym razem jako podkład wybraliśmy muzykę mojego Grzesia. Myślę, że pasuje, sama wpadłam na ten pomysł.
Aha, i oglądajcie do końca! Zamieściliśmy pod koniec parę fragmentów, dla których nie znaleźliśmy miejsca w samym klipie, bo jak tu do takiej podniosłej muzyki Braun z gaśnicą? A na sam koniec pozdrowienia od Hektik Hektor, obcokrajowca, który zakochał się w Polsce. „Piękna Polska”.
Miłego oglądania, mamy nadzieję, że choć w minimalnym stopniu udało nam się uchwycić niesamowitą atmosferę tego wydarzenia!
M.
P.S.: W nagraniu pojawiły się momenty, w których ludzie strzelali fajerwerkami w stronę mieszkania z wywieszoną tęczową flagą w oknie. Chcemy jasno podkreślić, że nie popieramy tego rodzaju zachowania, zwłaszcza że mieliśmy przykład w 2020 roku, że może to się skończyć różnie. Nie dajmy się prowokować!
Nawiasem Pisząc
Parę słów o wyborach (i nie tylko)
Wybory, wybory i po wyborach. Zdecydowanie wygrał Donald Trump, chociaż jeszcze parę dni temu TVN przekonywał, że w sondażach między kandydatką demokratów, a reprezentantem republikanów nie ma żadnej różnicy. I pokazywał wykres, na którym ta różnica była widoczna (choć nie tak duża, jak ostatecznie), kłamiąc ludziom niemalże prosto w oczy. Jeśli chodzi o głosy elektorskie, to jego przewaga jest niższa, niż ta, którą wypracował sobie w roku 2016 nad Hillary Clinton, ale też tym razem zdecydowana większość obywateli USA, bo przypominam, że po przegranych przez Clinton wyborach, jej zwolennicy utrzymywali, że przecież więcej Amerykanów głosowali jednak na kandydatkę demokratów (miała bodaj dwa miliony przewagi nad Trumpem, ale wybory w USA rządzą się jednak swoimi prawami). Bukmacherowie mieli jednak lepsze typy, bo za wytypowanie zwycięstwa Kamali Harris można było wygrać dużo więcej pieniędzy, co z reguły oznacza, że oceniono szansę Trumpa jako zdecydowanie większe. Ciekawa to była kampania – mieliśmy jeden zamach i jedną próbę, mieliśmy Taylor Swift, a potem jeszcze McDonald, śmieciarkę i… wiewiórkę, której smutny los pokazał, że poziom biurokracji jest tam na wybitnie wysokim poziomie, skoro można się komuś wbić na chatę, tylko dlatego, że ma wiewiórkę, którą trzyma w domu. Trzeba było koniecznie sprawdzić, czy zwierzę nie ma wścieklizny, ale żeby to zrobić, najpierw trzeba było tego sympatycznego gryzonia uśpić. Z tego co wiem, okazało się, że nie miała. Przy okazji odstrzelono też szopa pracza. Przyjaciele zwierząt, psia ich mać. Nie wiem, czy nowo wybrany prezydent na pewno jest dobrą opcją dla Polski, bo mam cały czas pełno wątpliwości, ale wiem, że Harris by nią nie była. Pomijając jej poglądy w sprawie aborcji czy imigracji, miałabym duże obawy w przypadku jej zwycięstwa, zwłaszcza, że jest ona też wielką fanką europejskiego zielonego ładu i mogłaby mocno na Unię naciskać, żeby tę katastrofę przyspieszyć. A w końcu skoro „prezydentka świata” każe, to jak możemy się jej sprzeciwiać?
Niepokojące doniesienia nowego wiceprezydenta USA
Myślę jednak, że o kampanii i samych wyborach już wszystko wiadomo, teraz pozostaje nam czekać na konsekwencje wyboru Amerykanów. Jedyne, o czym można wspomnieć, to fikołek Romana Giertycha, który zachwalał Sikorskiego, że kontaktował się z kandydatami obu partii (bo jest taki obiektywny i zaakceptuje każdy wybór, rzecz jasna!), tylko jakoś zapomniał, że żona naszego ministra całkiem niedawno wspominała, że Trump „mówi językiem Hitlera, Stalina i Mussoliniego”. Nasz premier z kolei bardzo długo wzbraniał się przed pogratulowaniem Trumpowi – być może dlatego, że jeszcze parę lat temu twierdził, że jeden Donald w polityce wystarczy. Zgadzam się – pan Tusk najwięcej dobrego by zrobił, gdyby się wycofał. W każdym razie w końcu łaskawie pogratulował, licząc na owocną współpracę… A z kolei Michał Szczerba będzie przedstawicielem komisji spraw zagranicznych i będzie nas reprezentował w delegacji PE. Ten facet wprost pisał na swoim TT, że „miejsce Trumpa jest w śmietniku”, tak więc dyplomacja pełną gębą.
Chciałam Wam jednak opowiedzieć o czym innym. James David Vance, który będzie nowym wiceprezydentem (w chwili, kiedy to pisał posiadał już prawdopodobnie wiedzę, że zostanie kandydatem na wiceprezydenta albo przynajmniej miał już na to olbrzymie szanse), umieścił na swoim Twixie w styczniu tego roku następujący wpis:
Oto dlaczego Polska jest tego rodzaju kwestią międzynarodową, na której mi zależy jako waszemu senatorowi.
Do niedawna Polska miała rząd konserwatywny. Używając dużej presji dyplomatycznej i ekonomicznej, administracja Bidena (i wiele narodów europejskich) zaatakowała ten rząd jako antydemokratyczny. Rząd ten został niedawno zastąpiony przez globalistyczny rząd liberalny, który obecnie aresztuje swoich przeciwników politycznych i zamyka debatę publiczną (brzmi znajomo?). W imię ochrony demokracji wykorzystują pieniądze z podatków, aby zaatakować rząd, który był naszym wielkim sojusznikiem.
Wykorzystywanie przez Stany Zjednoczone nacisku dyplomatycznego do atakowania konserwatywnych wartości i rządów jest haniebne. Ponownie wykorzystują do tego *twoje* pieniądze z podatków. Stworzono też rządy globalistyczne, które będą bardziej skłonne do współpracy w przypadku niektórych najgorszych zachowań administracji Bidena.
Uważam, że ważne jest, abyśmy nie wykorzystywali wpływów Stanów Zjednoczonych do niszczenia rządów wyznających wartości większości mieszkańców Ohio (ten tekst był odpowiedzią w stronę jakiegoś mieszkańca tego stanu).
Miedzynarodowy spisek?
Oczywiście nie mamy takiej wiedzy, żeby kategorycznie zgodzić się albo zanegować stanowisko Vance’a, ale wydaje się ono dość prawdopodobne, patrząc na to, jakich nacisków używała Unia, żeby wygrał rząd Donalda Tuska. A to KPO, a to jakieś debaty na temat praworządności w Polsce, a to wreszcie wielki, szturmowy atak na poprzednią władzę i to dosłownie na chwilę przed wyborami. Z tym KPO też było zabawnie, bo okazuje się, że największym (i w sumie jedynym) kamieniem milowym okazała się wygrana Tuska, wbrew temu co Unia wmawiała nam na początku. Nagle wszystko inne przestało być istotne, chociaż niedawno wyczytałam, że może być problem z kolejnymi wpłatami w ramach KPO. Pamiętamy też chyba to, co się działo podczas ostatniej kampanii parlamentarnych w naszym kraju, a nawet długo, długo wcześniej i jakie było stanowisko mediów sympatyzujących z partią Tuska i fajnopolaków. PiS nas skłóca z całą Europą! A przecież Niemcy to nasi najlepsiejsi na świecie sojusznicy! Musimy ich słuchać, bo wszystko robią tylko i wyłącznie dla naszego dobra! No i Niemcy mają, o co walczyli, mianowicie służalczego pieska na stanowisku premiera Polski. A jak ta służalczość się objawia, wszyscy widzimy. Z reparacjami musieliśmy się pożegnać (chociaż wcześniej KO zapewniało, że jeśli ktokolwiek ma wywalczyć te reparacje, to tylko oni), CPK trzeba urżnąć, bo „to byłaby tragedia dla Niemców”, podobnie inne wielkie inwestycje, a jeśli chodzi o uchodźców, których niemieckie służby szmuglują przez naszą granicę, premier nie pofatygował się nawet do Scholza, żeby to wyjaśnić, mimo że zapewniał, że tak właśnie zrobił. Zygfryd Czaban, użykownik Twixa, pisze wprost o międzynarodowym spisku, który miał obalić rząd Morawieckiego:
Temat udziału administracji Bidena w owym spisku może mieć dalszy ciąg. W USA nowa ekipa lubi czasem „rozliczyć” poprzedników, zupełnie jak u nas. Nie wykluczam, że pojawi się pomysł powołania komisji śledczej w Kongresie (zależy to oczywiście od wyniku wyborów do Kongresu przeprowadzanych równocześnie z prezydenckimi). Zamilknięcie Brzezińskiego (domniemanego głównego wykonawcy w owym spisku) po nominacji Vance’a jest dość znamienne.
Dalej wskazuje, że łącznikiem między premierem Polski, a zamieszaną w to ekipą Bidena miało być pewne amerykańsko-polskie małżeństwo. I jeśli ten fakt się potwierdzi, nie będę specjalnie zdziwiona. Nie pierwszy to raz, kiedy to nasz minister spraw zagranicznych bruździ, ile może, na linii Polska: USA. Ciekawa jestem, czy będą podejmowane kolejne kroki w sprawie zbyt dużego zaangażowania administracji Bidena w „niezależne” wybory w Polsce, ale patrząc na to, że Unia Europejska robiła to całkiem jawnie, a my zgadzamy się na kolejne umizgi wobec Niemiec, bo przecież trzeba żyć w przyjaźni, więc taki przyjaciel może nam narzucić cokolwiek, byleby pozostać przyjacielem, to mam spore wątpliwości, czy w ogóle dowiemy się czegokolwiek więcej w tej sprawie. O jakichkolwiek konsekwencjach tym bardziej możemy chyba zapomnieć. Zwłaszcza, że mogła to być po prostu próba zdobycia głosów w amerykańskiej Polonii, bo nie jest tajemnicą, że jeden i drugi kandydat bardzo mocno zabiegał o głosy naszych rodaków mieszkających w USA.
M.