Connect with us

Nawiasem Pisząc

Nie drążmy tematu

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Nie wiem, czy pamiętacie, co pisałam po zamachach terrorystycznych na Izrael 7 października zeszłego roku – część z Was na pewno nie, bo od tamtego czasu sporo zwiększyła się liczba obserwujących, za co bardzo dziękuję. Poddałam wtedy w wątpliwość, czy Mosad, Aman albo IDF na pewno nie wiedzieli o planowanym ataku. Ostatecznie mówimy o jednym z najlepszych, jeżeli nie najlepszym wywiadzie na świecie. I naprawdę nie zdołali dotrzeć do ani jednego przecieku? Postawiłam wtedy ryzykowną tezę, że Izrael doskonale wiedział o planach Hamasu, ale celowo im nie zapobiegał, bo potrzebował pretekstu, żeby – cóż, to będzie bardzo kontrowersyjne, co napiszę – „rozwiązać kwestię palestyńską”. Długo się zastanawiałam, czy użyć akurat tego akurat sformułowania, ale patrząc na to, co tam się dzieje, naprawdę nie znajduję innych słów. Czy moje podejrzenia okazały się słuszne, tego się pewnie nie dowiemy, ale już dzisiaj mogę napisać, że moja wczorajsza teza, że Izraelczycy doskonale wiedzieli w kogo celują jest najprawdopodobniej prawdziwa.

Strasznie ciekawy przypadek

Po pierwsze wszystkie trzy ostrzelane pojazdy były bardzo dobrze oznaczone, zarejestrowane i zgłoszone do IDF-u. Izraelczycy doskonale wiedzieli, że będą podróżowali tamtą trasą. Ba, izraelska armia wydała nawet zgodę na ten przejazd. Po drugie oberwali chwilę po tym, jak wjechali na teren Strefy Gazy. A po trzecie – odtworzono mniej więcej jak wyglądał przebieg tego ataku. Według tej wersji najpierw trafiony został pierwszy samochód z konwoju – podróżujący nim wolontariusze natychmiast z niego wysiedli i uciekli do kolejnego pojazdu, który chwilę później również oberwał pociskiem, ocaleni rozpaczliwie próbowali jeszcze schronić się w ostatnim aucie, chociaż już pewnie zdawali sobie sprawę, co się dzieje i że to nie jest pomyłka. W efekcie śmierć ponieśli wszyscy. Samochody znajdowały się w odstępie niecałych 2,5 kilometra (od pierwszego do ostatniego). Trzeba być albo skończonym idiotą albo bezwzględnym mordercą, żeby zrobić coś takiego – a o Izraelczykach można wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że są idiotami. Myślę więc, że wersję o pomyłce możemy śmiało wykluczyć, a twierdzenie że był to wypadek jest jedynie nieudolnym zaklinaniem rzeczywistości. Jakie więc hipotezy nam pozostały? Mówi się o jakimś ekstremiście, który się wyłamał i celowo zbombardował konwój z pomocą humanitarną. Też ciężko w to uwierzyć, bo wojna w Strefie Gazy dobitnie pokazuje nam, że to jest akurat dość częsta metoda działania Sił Obronnych Izraela – zwłąszcza jeśli spojrzymy na listę ofiar wśród ludności cywilnej. Izrael dzień w dzień robi tam dokładnie to samo, więc dlaczego akurat ten jeden konwój miałby stać się celem ekstremistycznego fanatyka? Akurat ten jeden? A pozostałe morderstwa? Ponadto dr Wojciech Szewko utrzymuje, że IDF wyznaczył w Strefię Gazy tzw. „strefę eksterminacji” w obrębie której izraelscy żołnierze mają rozkaz strzelać do wszystkiego, co się rusza. Jeśli Szewko ma rację, to zostają nam już tylko dwie opcje – albo Izrael daje ciche przyzwolenie zgodnie z zasadą „gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”, albo było to właśnie celowe działanie. Tym bardziej, że wcześniej ONZ wstrzymał już swoje dostawy do północnej części Strefy Gazy, teraz to samo robi World Central Kitchen. Śmiała teza, ale wydaje mi się, że Izrael wyszedł po prostu z założenia, że gdzie nie sięgną ich pociski, tam dosięgnie głód.

Nic takiego się nie stało

Najbardziej jednak zdenerwowała, rozczarowala, a wręcz zszokowała mnie reakcja polskiego rządu. Wiem, że powinnam się tego spodziewać, bo jeśli chodzi o naszą dyplomację to nigdy nie mieliśmy jej zbyt dobrej i to niezależnie od tego, która partia sprawowała akurat władzę, ale nie mogę pogodzić się z faktem, że my wszystko musimy robić z pozycji klęczek – nawet jeśli chodzi o nieuzasadnioną śmierć Polaka za granicą. Wszystkie kraje, które straciły w tym zamachu swoich obywateli zareagowały natychmiast i stosownie do sytuacji – głos zabierały najważniejsze osoby w państwie. Oświadczenia były twarde, bezkompromisowe i wprost oskarżały stronę izraelską o dokonanie zbrodni. Na przykład Australia ŻĄDAŁA niezależnego i natychmiastowego śledztwa w tej sprawie i ukarania winnych oraz POTĘPIŁA łamanie prawa międzynarodowego. A Polska? Na samym początku nasze władze nie uznały chyba za stosowne, żeby fatygować tym naszego szefa dyplomacji czy premiera, więc krótkie oświadczenie napisał rzecznik MSZ:

Przekazujemy najszczersze wyrazy współczucia rodzinie polskiego wolontariusza, który niósł pomoc dla palestyńskiej ludności w Strefie Gazy. Polska nie zgadza się na brak przestrzegania międzynarodowego prawa humanitarnego i ochrony cywilów, w tym pracowników humanitarnych.

Strasznie kulawe gramatycznie, zwłaszcza to drugie zdanie, ale zostawmy to. Moją uwagę zwróciły dwie kwestie. Po pierwsze w oficjalnym oświadczeniu MSZ-u zamiast słowa „polskiego” użyto grafikę biało-czerwonej flagi. Rzeczywiście, bardzo poważnie. Mogli jeszcze dać zapłakaną buźkę i złamane serduszko, bo domyślam się, że emotka oznaczająca złość w ogóle nie wchodziła w rachubę. To ma być poważna reakcja poważnego państwa na nieuzasadnioną śmierć jego obywatela za granicą? Przecież to są kpiny. Wojciech Szewko zażartował, że być może piszący te słowa nie miał pojęcia z jakiej litery napisać przymiotnik „polskiego”, więc poradził sobie w ten sposób. Wcale bym się nie zdziwiła. Po drugie – co się właściwie stało z tym polskim wolontariuszem, bo z tej notki nic nie wynika. Spadł ze schodów? Zmarł na zawał? Ktoś go zabił? Kto? I kto nie przestrzegał tego międzynarodowego prawa? Ci wolontariusze? Oj, strasznie musieli się tam nakombinować, żeby w oświadczeniu informującym o tym, że w Strefie Gazy Polak został zabity przez izraelskie wojsko nie użyć przypadkiem słów „zabity” i „Izrael”. Wstyd jest tym większy, że na TT jest taka opcja, że jeśli jakiś wpis zawiera kłamliwe informacje, manipulacje albo półprawdy to dodają odpowiedni kontekst, żeby użytkownicy wiedzieli o co chodzi. I pod tym właśnie oświadczeniem MSZ pojawiła się notatka, że wpis nie zawiera wszystkich informacji – dodano więc tam konkretnie, co dokładnie się z naszym rodakiem stało i kto za to odpowiada. Pełna kompromitacja naszego MSZ-u.

Premier bije pięścią w stół?

Trudno więc się dziwić, że Polacy nie byli usatysfakcjonowani takim załatwieniem sprawy, więc trzeba było pofatygodwać Radosława Sikorskiego, żeby trochę uspokoić nastroje. No i nasz minister spraw zagranicznych, delikatnie mówiąc, nie poprawił sytuacji:

Osobiście poprosiłem ambasadora Izraela Yacofa Livne o pilne wyjaśnienia. Zapewnił mnie, że Polska wkrótce otrzyma wyniki badania tej tragedii. Nasze Ministerstwo Sprawiedliwości wszczyna śledztwo.

Jak widać, polska dyplomacja w dalszym ciągu raczyła sobie żartować. Dalej właściwie nie wiadomo, o co my w ogóle prosimy ambasadora Izraela, o jaką tragedię chodzi i jakie śledztwo zostanie wszczęte. No i pan minister grzecznie prosi, wiadomo, kultura musi być. Mam nadzieję, że nie zapomniał dygnąć na koniec rozmowy, żeby nie było żadnych wątpliwości z jakiej pozycji Polska przystępuje do swoich roszczeń. Oczywiście, zapewnienia będą musiały nam wystarczyć, bo chyba nikt nie ma złudzeń co do możliwości przeprowadzenia rzetelnego polskiego śledztwa w tej sprawie. Będziemy musieli zadowolić się tym, co nam podeśle Izrael i mieć słodką nadzieję, że tym razem będą łaskawi nas nie okłamywać. Dziwnym trafem to również nie zadowoliło Polaków i trzeba było obudzić Donalda Tuska. Po prawie czterdziestu ośmiu godzinach od tragedii nasz premier w końcu postanowił odnieść się do sytuacji, wcześniej po prostu musiał się wyspać, zjeść śniadanie, podrapać się po nosie i mlasnąć. Rodzina zabitego poczeka. No i pogroził nasz premier temu Izraelowi paluszkiem, oj, pogroził. Tak niezbyt zamaszyście, żeby przypadkiem nikogo nie urazić, bo sam wpis brzmiał, jakby pan Tusk po prostu usiłował wytłumaczyć panu Natenjahu, czemu właściwie ci Polacy są źli.

Panie premierze Natenjahu, panie ambasadorze Liwne, zdecydowana większość Polaków okazała pełną solidarność z Izraelem po ataku Hamasu. Dzisiaj poddajecie tę solidarność naprawdę ciężkiej próbie. Tragiczny atak na wolontariuszy i wasza reakcja budzą zrozumiałą złość.

Niby trochę ostrzej, ale w porównaniu z reakcjami władz australijskich i brytyjskich to tylko krótkie szczeknięcie. Wyobrażam sobie w tym momencie małego chłopczyka, który nieśmialo pociąga nauczycielkę za ubranie, bo rozdala cukierki wszystkim dzieciom, tylko nie jemu. Aaa, i warto podkreślić, że pan premier nie oznaczył dwóch wspomnianych jegomości w swoim wpisie, więc istnieje duża szansa, że nie mają oni słodkiego pojęcia, że szef polskiego rządu czegoś tam się od nich domaga.

Bogata tradycja porażek polskiej dyplomacji

Nie jest to niestety pierwsza i pewnie nie ostatnia sytuacja, w której polska dyplomacja kompletnie nie wie, jak się zachować i jak dbać o nasze interesy za granicą. Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek potrafili to robić, nie pamiętam rządu, który w odpowiedni sposób dbałby o dobre imię Polski za granicą. I nawet nie trzeba cofać się daleko, bo weźmy sobie dwa ostatnie lata – choćby okres od rozpoczęcia wojny na Ukrainie. Pamiętacie, jak ówczesny ambasador Ukrainy w Niemczech był łaskaw bronić banderowców i tłumaczyć, że nie ma żadnych dowodów, aby kiedykolwiek mordowali oni Żydów i Polaków? Słusznym gniewem zareagowała dyplomacja polska i izraelska, tyle że tylko jedna z nich doczekała się odpowiedzi. Melnyk gorąco przeprosił „żydowskich przyjaciół”, zapewniał, że zawsze potępiał Holocaust i stwierdził, że nazistowska zbrodnia Shoah jest powszechną izraelsko-ukraińską tragedią. Dlaczego ukraińską? Nie wiadomo, ale na pewno coś w tym jest, bo później dodał jeszcze, że Holokaust był i pozostaje śmiertelnym ciosem w serce i duszę każdego Ukraińca. Wzruszające, prawda? Polskiej strony już przepraszać nie zamierzał, widocznie uznał, że nie ma za co. Rozeszło się. Później mieliśmy tragedię w Przewodowie. Śledztwo i opinie biegłych wykazały, że dwóch rolników zabiła wówczas zabłąkana rakieta wystrzelona przez Ukraińców. Tutaj raczej nikt nie ma wątpliwości, że Ukraińcy nie zrobili tego celowo, ale zabrakło zwykłych przeprosin i odszkodowań dla rodzin dwóch rolników, którzy stracili wówczas życie. Tymczasem Ukraina twardo obstawiała, że to nie ich wina, ani nie ich rakieta, więc o przeprosinach, a tym bardziej odszkodowaniach możemy zapomnieć. I co? I nic. A ostatnio, już za kadencji obecnego rządu minister Sikorski wezwał ambasadora Rosji na dywanik, żeby może wyjaśnił, dlaczego rosyjskie rakiety co jakiś czas przelatują sobie nad polskim niebem i czy może dałoby radę coś z tym zrobić. Zamierzał być na pewno twardy i nieugięty, wszak jeśli chodzi o Rosję i Putina to oni będą wdeptywać w ziemię, tylko jeśli chodzi o Izrael są trochę mniej zachłanni. Oj, wyszkolili nas Żydzi tym wmawianym przez lata antysemityzmem, wyszkolili. Głośniej pisnąć nie możemy, bo od razu takim oskarżeniem dostajemy przez łeb jak obuchem. Tak więc nasz szef dyplomacji czekał, żeby bezkompromisowo przedstawić rosyjskiemu reprezentantowi swoje obiekcje i na pewno by to zrobił, gdyby nie fakt, że rosyjski ambasador się do niego nie pofatygował. Sikorski wyraził potem oczywiście swoje oburzenie, bo to skandal niesamowity był, tyle że nic z tego oburzenia nie wyniknęło. I naprawdę przykro się patrzy na taką pobłażliwość polskich władz wobec Izraela, jeśli przypomnimy sobie, jaką aferą zakończył się rajd Grzegorza Brauna z gaśnicą. Pomijając fakt, że wyprodukowano wtedy od groma kłamstw dotyczących całego zajścia, to jeszcze dużo się ulało obłudy i hipokryzji. I już po paru dniach nasz rząd dumnie i z szacunkiem po raz kolejny zapalał chanukowe świeczki. Nogi sobie prawie połamali, kiedy pędzili na tę, pożal się Boże, uroczystość.

Jestem niemal pewna, że nigdy nie dojdzie do osądzenia i ukarania tego izraelskiego żołnierza, który nacisnął za spust, doskonale zdając sobie sprawę, że podpisuje właśnie wyrok na niewinnych ludzi. Nie mam też wątpliwości, że gdyby jakimś cudem do tego doszło, to dzięki staraniom władz brytyjskich, australijskich czy amerykańskich, a nie polskich. Jestem jednak prawie pewna, że otrzymamy co najwyżej zapewnienia, że był to nieszczęśliwy wypadek i ze Izraelowi jest bardzo przykro. Na nic więcej nie możemy chyba liczyć, bo Wojciech Szewko przywoływał wpisy z jakiegoś izraelskiego forum, gdzie wyrażano zadowolenie z powodu śmierci wolontariuszy, których utożsamiano z samym szatanem za to, że próbowali dostarczyć żywność do głodujących Palestyńczyków. Gratulowano wręcz temu „dzielnemu, izraelskiemu żołnierzowi”. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że ta zwierzęca, prymitywna, atawistyczna wręcz nienawiść jest obustronna, bo kiedy Hamas urządzał sobie rzeź na izraelskich ulicach, w Palestynie również świętowano. Nie wiem, czy istnieją jakiekolwiek szanse na to, żeby sytuacja na Bliskim Wschodzie się uspokoiła – nie jest tym jak na razie zainteresowana ani strona izraelska, ani palestyńska. Wiele zależy od Stanów Zjednoczonych, które z jednej strony grożą paluszkiem i ostrzegają IDF, że przesadzają i mogliby sobie darować ostrzeliwanie cywilów, z drugiej jednak strony cały czas dostarczają sprzęt i broń do Izraela… I mam małe nadzieje, że śmierć wolontariuszy z ich kraju cokolwiek tutaj zmieni.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Tonący brzytwy się chwyta

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Napiszę Wam, że to jest naprawdę niesamowite, jakich chwytów sięga się uśmiechnięta koalicja, żeby mimo wszystko ich było na wierzchu. Mieli rząd, mieli 2/3 mediów, mieli PKW, mieli praktycznie wszystkie służby, wsparcie Unii Europejskiej i jakieś tajemnicze finansowanie zza granicy. Mieli wymuskanego kandydata, które przez całe życie był przygotowywany do tego, żeby brylować na salonach. Okazało się jednak, że dyganie i bonżurowanie nie wystarczało choćby do tego, żeby dobrze wypaść na debatach i mimo tak olbrzymiej przewagi ich francuski pinczerek przerżnął wybory z kandydatem wspieranym przez partię, którą jego ugrupowanie bezprawnie pozbawiło subwencji. Taka porażka niewątpliwie zabolała, więc trzeba było się jakoś wytłumaczyć swoim wyborcom, którzy szli spać z otwartym szampanem, a nad ranem musieli go zakręcać. A najlepiej udawać, że to nie my skrewiliśmy (przyznawanie się do błędów to rzadko spotykana umiejętność u polityków), więc wymyślimy sobie, że wybory sfałszowano. Partia pozbawiona władzy i subwencji i jedna aplikacja Dariusza Mateckiego rozpierdzieliła całe wybory w Polsce. Nie przypominam sobie, żeby istniało inne państwo na świecie, w którym wybory fałszuje opozycja. Opozycja, która sama była w kryzysie i nie bardzo chyba miała pomysł, co ze sobą zrobić.

Mirek z Wykopu na tropie afery

Zaczęło się komicznie, bo od Mirka na Wykopie. Przeprowadził on tam jakieś swoje obliczenia i wyszło mu, że tak naprawdę powinien wygrać Trzaskowski, a nie Nawrocki. Jak się do tego wpisu dorwał Roman Giertych, to już nie było co zbierać. Natychmiast uruchomił wszystkie źrebięta ze swojej farmy, które w te pędy zaczęły rozgrzewać Twixa swoimi małymi kopytkami, że to fałszerstwo na skalę światową! Trzeba było stawiać na nogi ABW, CBA, CBŚ, PKW, a najlepiej jeszcze Mossad, FBI i Scotland Yard, bo w sumie czemu nie? Tymczasem następnego dnia zaspany Mirek włączył komputer i ze zdziwieniem stwierdził, że jego wczorajsze matematyczne rozkminy śmigają po wszystkich portalach jako dowód oszustwa. Napisał więc wyjaśnienia, że po pierwsze to było robione dla zgrywy, a po drugie on sam był nieźle zrobiony, kiedy to pisał i rano już w ogóle o tym nie pamiętał. Ale raz uruchomionej giertychowskiej machiny nie da się już zatrzymać! Obywatel miał wątpliwości, więc obowiązkiem Romana jest to sprawdzić. No i zaczął sprawdzać. W związku z tym szefowa sztabu Trzaskowskiego, Wiola Paprocka zaapelowała, żeby zgłaszać wszystkie nieprawidłowości wyborcze na stronie internetowej utworzonej specjalnie w tym celu – jeszcze przed wyborami. Widocznie już wcześniej szykowali sobie dupochron, bo nawet w szeregach KO istniały obawy co do skuteczności kampanii Rafała. Doliczono się ok. 130 komisji, w których kandydat Platformy miał mniej głosów w II turze, niż w I, a przecież powinno być na odwrót. Pod lupę wzięto nawet komisje, w których Rafał Trzaskowski dostał na przykład jeden albo dwa głosy mniej niż powinien (takich było najwięcej). Ba, niektórzy nie mogli uwierzyć, że w wielu komisjach znacząco powiększyła się liczba głosów nieważnych, co akurat dość prosto wyjaśnić. Wielu ludzi po prostu uznało, że w II turze nie mają już swojego kandydata, więc woleli oddać nieważny głos, ale tego już nie przetłumaczysz. Najwięcej wątpliwości budziła komisja nr 95 w Krakowie, w której Karol Nawrocki nie miał nawet swojego przedstawiciela. Ja przepraszam bardzo, ale jeśli KO, mając tak olbrzymią przewagę w służbach i mediach daje sobie fałszować wybory nawet w komisjach, w których kandydat wspierany przez PiS nie ma swojego przedstawiciela, to może najzwyczajniej w świecie polityka nie jest zajęciem dla nich i nie powinni się pchać na tak wysokie stanowiska? Zwolennicy i działacze KO, z Mazgułą i Giertychem na czele, grzmią, że to nie może być przypadek, bo komisje zawsze myliły się na korzyść jednego pana. Uspokajam więc obu – nie zawsze. Chyba w 114 komisjach to Nawrocki otrzymał mniej głosów niż się spodziewano. Z analizy Macieja Wilka wynika, że Rafał Trzaskowski otrzymał niecałe 500 głosów mniej, niż powinien, a Karol Nawrocki… o około 91 tysięcy. Być może dlatego Donald Tusk starał się tonować emocje, pisząc, że zakładanie z góry fałszerstwa wyborów nie służy państwu polskiemu. Bo on też zna te wyniki. Drugi raz facet powiedział prawdę i drugi raz wszyscy go olali. Przerąbane.

Młodzi, wykształceni, intelektualiści

Oczywiście dopatrzono się również drugiego powodu przegranej Rafała. I również tym razem nie jest to infantylna, nieprzemyślana, a czasem nawet kompromitująca kampania, festiwal pogardy wobec ludzi o innych poglądach czy wulgarne ataki na jego konkurenta. Nie są to ziemniaki w DPS-ie czy Murański jako autorytet. Otóż PKW faworyzowała Karola Nawrockiego, bo jego nazwisko widniało na karcie wyborczej jako pierwsze. Na X-ie pojawiły się pełne żalu i poczucia niesprawiedliwości pytania, czemu Nawrocki był pod jedynką, a nie pod dwójką. Wyobrażam sobie nasze elity intelektualne nerwowo kartkujące elementarz pierwszoklasisty, kiedy uzyskały odpowiedź, że tak wynika z alfabetu, bo „N” w polskim alfabecie jest przed „T”. Sprawdziły jeden raz, drugi, trzeci i wyszło im, że faktycznie. I okazało się, że nasze elity są tak bardzo intelektualne, że podobno wielu z nich odruchowo wstawiało krzyżyk przy nazwisku pana Karola. Poważnie, takie wyjaśnienia padały. Ten ciemny, zacofany, zapijaczony motłoch zrozumiał instrukcję na karcie wyborczej, a nasi najbardziej oświeceni obywatele nie. Okazało się, że odczytanie dwóch nazwisk z karty wyborczej i postawienie krzyżyka przy tym prawidłowym było ponad ich możliwości. Gdyby zamiast postawienia durnego krzyżyka kazano im napisać referat, dlaczego Trzaskowski jest świetny, a Nawrocki be, to byśmy inaczej rozmawiali i już oni by pokazali pisowskiemu motłochowi, gdzie jego miejsce, ale nie… Państwo zniża się do tej hołoty i każe stawiać krzyżyki. Po Internecie krąży zdjęcie karty wyborczej, na której jakiś oświecony obywatel (chociaż raczej obywatelka) postawił krzyżyk przy nazwisku Nawrockiego, obok jeszcze doprecyzowując: „To nie jest mój kandydat!” i ptaszka przy Rafale Trzaskowskim, dopisując, żeby nie było wątpliwości: „To jest mój kandydat!” ❤. Tak, z serduszkiem. I wiecie co, być może to fejk. A być może nie. Pamiętam, jak kiedyś ówczesna PO głośno domagała się powtórzenia wyborów, bo ich elity intelektualne zaznaczali właśnie ptaszki, a nie krzyżyki, bo PO miała wówczas logo z ptaszkiem i chyba nawet takie spoty wyborcze. Z kolei kolega, który kiedyś pracował w takich komisjach, opowiadał mi, że osobiście widział głos z zaznaczonym ptaszkiem przy nazwisku kandydata KO, ale że osoba, która tę kartę wypełniała była bardzo kreatywna, postanowiła narysować szanownej komisji, co sądzi o drugim kandydacie. I tak się nieszczęśliwie złożyło, że rysunek niezwykle – ekhm, ekhm – malowniczego penisa przekreślił się akurat przy nazwisku tego niedobrego. Jeśli dobrze pamiętam to były wybory samorządowe w Warszawie, wiec wydaje mi się, że ten penis miał symbolizować Patryka Jakiego. Ale pamiętajcie – to oni są światłością naszego narodu, naszymi wykształconymi elitami, naszym drogowskazem. A my, ciemny motłoch mamy za tym ich blaskiem podążać bez słowa sprzeciwu – ramię w ramię ku przepaści.

Jako reprezentantka tego niewykształconego, zacofanego motłochu napiszę tylko tyle – zagłosowanie na tego gorszego, niedemokratycznego (bo demokracja działa tylko wtedy, kiedy oni wygrywają, pamiętajcie) zajęło mi może z pół minuty od momentu odebrania karty, z czego zaledwie parę sekund poświęciłam na zorientowanie się, który kandydat znajduje się pod którym numerkiem.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Refleksje KO po porażce

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

No dobrze, to przejdźmy do krótkiego podsumowania wyniku wyborów. Spodziewałam się, że wyborcy Mentzena i Brauna w zdecydowanej większości oddadzą głos na Nawrockiego, jeśli oczywiście wybiorą się na wybory. Wygląda na to, że tak się stało, skoro Nawrockiemu udało się to zwycięstwo wyszarpać, mimo że faworytem nie był, a natężenie bezpardonowych i często zwyczajnie chamskich ataków w jego stronę było kolosalne. Karol Nawrocki to ustał. Ustał i wyprowadził cios. Naprawdę chciałabym zobaczyć minę Witolda Zembaczyńskiego, kiedy zorientował się, że to wcale nie jest wielkie zwycięstwo, a raczej sromotna porażka oraz prawdopodobny początek końca politycznej kariery Rafała Trzaskowskiego, Szymona Hołowni, a kto wie, czy nie samego Donalda Tuska.

Kaczyński nienawistnik

Wygląda jednak na to, że ani do posłów KO, ani do ich wyborców nie dotarło, jak to się stało, że oni ze swoją miłością, tolerancją i otwartością po raz kolejny przegrali. Donald Tusk wmówił im, że to Jarosław Kaczyński jest odpowiedzialny za ogromną polaryzację społeczeństwa, on i tylko on, nikt inny. A skoro Donald Tusk tak powiedział, to tak jest, nie może być inaczej. Otóż właśnie nie. Nie twierdzę, że Kaczyński jest absolutnie bez winy, ale ostatnia ta kampania pokazała, że partią, która najchętniej sieje ludziom w głowach nienawiść jest KO. Nie PiS, nie Jarosław Kaczyński i nie Karol Nawrocki, który tę waszą nawałnicę przetrwał. A na pewno nie było mu łatwo. Na platformie X widać wpisy tych otwartych i tolerancyjnych, którzy już sobie wyjaśnili tę porażkę. Powodem nie jest słaba kampania i słaby kandydat. Powodem nie jest niepohamowana agresja wobec kandydata wspieranego przez PiS. A przecież naturalnym odruchem człowieka jest, żeby wspierać tego słabszego i atakowanego. Po prostu przedobrzyli w tej swojej miłości. Ale nie, wyborcy Trzaskowskiego mają inną tezę na temat tej porażki.

Zaściankowy wschód

Powodem jest polska ciemnota. Polski motłoch. Polskie zacofanie i zaściankowość. Polskie niskie wykształcenie. Polscy rolnicy. Wszyscy, tylko nie ich wymuskany i chroniony ze wszystkich stron, ale tak naprawdę zwyczajnie słaby Rafał Trzaskowski. Pojawiły się dosłownie propozycje kolejnego rozbioru Polski. Ten wspaniały, oświecony zachód Polski trafi do Unii Europejskiej, ten brunatny i faszyzujący wschód – do Rosji i Białorusi. Bo zagłosował w większości na kandydata, który na terytorium Rosji ma zakaz wstępu ze względu na swoją nieustępliwość w walce o pamięć Polaków pomordowanych w Katyniu. I oni to proponują całkiem serio. Im ta nienawiść i jad zalała już resztę szarych komórek, ale pamiętajcie – to Jarosław Kaczyński dzieli. Donald Tusk łączy. Łączy też Bronisław Komorowski, jak przypuszczam, który bardzo dumny z siebie opowiadał o zestrzeleniu kaczorów. Ale wiecie co? My te ataki przetrwamy. Przyzwyczailiśmy się. Mnie, szczerze pisząc, to ich żałosne ujadanie najzwyczajniej w świecie śmieszy, bo jeśli ktoś przegrywa po raz kolejny (przypominam, że gdyby PiS nie zniechęcił do siebie wszystkich innych partii i miał zdolność koalicyjną, to 15 października nie byłby wielkim świętem „wolności i demokracji”, ale przedłużeniem jej agonii i cierpienia) i dalej nie wyciąga wniosków, to ja przepraszam bardzo, ale nie jest to wina ani moja, ani rolników, ani Karola Nawrockiego. Nawet nie Jarosława Kaczyńskiego. Jest to wina tylko tych, którzy nie potrafią łączyć podstawowych faktów – że jak człowiek jest notorycznie obrażany i mieszany z błotem, to nie lubi tego, który go obraża i miesza z błotem.

Postępowy zachód?

Nie wiem tylko, co mają w głowie ludzie, którzy w tej swojej nienawiści, postanowili atakować siedmioletnie dziecko. Nie jest to sytuacja całkowicie nowa, bo Marcie Kaczyńskiej też obrywa się za to, że jej ojcem był Lech Kaczyński, mimo że ona sama niespecjalnie nawet chce się w politykę angażować. Mimo wszystko od katastrofy smoleńskiej pojawiają się kolejne artykuły atakujące córkę byłego prezydenta. Ale Marta Kaczyńska jest dorosła. Siedmioletnia Kasia jest dzieckiem. Normalnym dzieckiem. I jest rzeczą całkowicie naturalne, że dziecko czasami lubi się popisywać. Zwłaszcza jeśli widzi na sobie wzrok dużej liczby ludzi. Zwłaszcza, kiedy jest w sytuacji całkowicie dla siebie nowej i niespotykanej, ale jest dzieckiem wesołym i ciekawym. Bo ja takie wrażenie odniosłam – że to po prostu wesoła dziewczynka. I naprawdę mam nadzieję, że te paskudne wpisy nigdzie się siedmiolatce nie wyświetliły. Tak im przeszkadza dziecko, które w ten sposób być może radziło sobie ze stresem? Z całkowicie niecodzienną dla innych dzieci sytuacją? Rzecz jasna, oberwało się również żonie nowego prezydenta Polski, bo ona z kolei podobno jest transem. Straszny brak tolerancji, więc dołożę jeszcze swoją cegiełkę – jakim cudem trans urodził troje dzieci? Właśnie dlatego przegrywacie. Ja też się naczytałam, bo jak tylko napiszę jakiś post krytykujący KO, otrzymuje po kilkanaście, czasem kilkadziesiąt odpowiedzi, o tym jaka to ja głupia jestem. W ten sposób próbujecie przekonać innych? Serio uważacie, że jak przeczytam o sobie ileś tam razy, że jestem starą pisówą, ruską onucą i zwykłą idiotką, przekonacie mnie do Rafała Trzaskowskiego. No nie, bo nie chcę prezydenta, który reprezentuje takich ludzi.

Falstart Trzaskowskiego

I jeszcze na koniec. Ta porażka być może nie byłaby tak bolesna, gdybyście czasami się tych wstrętnych konserwatystów posłuchali. Bo to my mówiliśmy, że rywal kandydata KO jest zawsze przeszacowany. Przeszacowany był Komorowski w 2015 i przeszacowany był Trzaskowski w 2020 i teraz. Zdążyłam się zorientować, że wyborcy KO nie cierpią na przesadnie dobrą pamięć, ale sondażową wpadkę sprzed dwóch tygodni powinni chyba zapamiętać. Małgorzata Niemczyk na swoich socjalach trzaskała już zwycięstwo w I turze. Nie wzięli nawet pod uwagę błędu statystycznego. Nie wzięli pod uwagę, że spory odsetek osób odmówił odpowiedzi na pytanie, na kogo oddali swój głos. Nie dlatego, że się wstydzą, ale dlatego, że uważają main-streamowe media za, delikatnie mówiąc, nieprzychylne sobie środowisko, a sondaże robi się nie tylko dla partii, ale również dla tych mediów. A mimo tej minimalnej różnicy w wynikach exit poll, Trzaskowski od razu mianował siebie prezydentem, a swoją żonę pierwszą damą. Bez zastanowienia, bez choćby chwili refleksji. W całym obozie Platformy te niewiele ponad pół procenta przewagi było już powodem do celebracji i świętowania. Dostali jakiegoś kompletnego amoku i nic do nich nie docierało. Chyba tylko Roman Giertych nie był aż tak zachwycony, chociaż oczywiście uśmiechał się do złej gry. On musiał dojść do siebie, zanim wrócił na Twixa i – a jakże – rozpoczął ataki ze zdwojoną siłą. Pogardą i nienawiścią wyborów się nie wygrywa. Dlatego dzisiaj to my cieszymy się ze zwycięstwa, a wy, łykając łzy goryczy, dalej popełniacie te same błędy. Bo zamiast włączyć zdrowy rozsądek i chwilę pomyśleć, wolicie ślepo wierzyć w sondaże.

I dlatego Rafał Trzaskowski został prezydentem, który najkrócej sprawował swój urząd. Przynajmniej nie zdążył niczego spierdzielić, więc kto wie – może w historii Polski będzie to zarazem najlepsza prezydentura. Mnie w pamięci zapadł obrazek latający po mediach społecznościowych, na którym Rafał najpierw wchodzi do Pałacu Prezydenckiego, a potem z niego wychodzi. Ktoś podpisał go „Bonjour i bon voyage”. Szczerze mnie to rozbawiło. 🙂

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Nie do końca przemyślane zagrywki KO

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

To już ostatnia chwila, żeby cokolwiek jeszcze o wyborach i kampanii napisać, bo od jutra kajdan na pysk i łamać ciszę wyborczą będzie mógł tylko Arkadiusz Myrcha. Chociaż być może podobny wyjątek zrobią dla innych nadgorliwych posłów z Platformy. Bo cóż szkodzi obiecać, więc cóż szkodzi połamać trochę ciszę wyborczą, prawda? Panu Arkadiuszowi nie zaszkodziło, ale jakbym ja coś jutro napisała i to jeszcze przeciwko Rafałowi, to by mi tu weszli z pałami, jak tylko bym kliknęła „Wyślij”. A jakbym próbowała się tłumaczyć, że Myrcha przecież mógł, to bym od razu tymi pałami przez plecy dostała i byłoby po negocjacjach. Ogólnie jestem zdania, że ta cisza wyborcza to idiotyczny pomysł i zależy na niej tylko politykom, żeby żadna bomba na sam koniec nie wybuchła. Ale w dużej mierze to martwy przepis, bo przecież zdecydowana większość ludzi, którzy interesują się polityką wie, co to są bazarki i gdzie ich szukać. I doskonale wie, jak interpretować dostępne produkty i ich ceny.

Wiarygodny świadek – Jacek Murański

No dobrze, ale przejdźmy do ostatniej afery na siłę przypisywanej Karolowi Nawrockiemu czyli tego nieszczęśliwego sutenerstwa. Ja wychodzę z założenia, że o tak obrzydliwe czyny można oskarżać człowieka tylko wtedy, kiedy ma się dowody, a tutaj dowodów brak. Są tylko domysły, bo nawet nie poszlaki. W przeciwnym wypadku mamy do czynienia ze zniesławieniem, a tego w Polsce nie wolno. Chociaż okazuje się, że niektórym jednak wolno. Dowodem na to, że Nawrocki miał być alfonsem polegają na tym, że kiedyś tam kogoś znał, ktoś tam zrobił sobie z nim zdjęcie oraz anonimowi świadkowie i Jacek Murański, do którego zaraz przejdę. Ciekawe, co by było, gdybym ja wypisała podobne oszczerstwa na temat Rafała Trzaskowskiego i opierałabym się tylko na zeznaniach anonimowych świadków, którzy nie wiadomo, czy istnieją, ale podejrzewam, że wiem. Patrząc na to, jak zareagowali na Zorro za transparent „Byle nie Trzaskowski”, na którym nie widniały żadne wulgaryzmy, ani groźby karalne. Swoją drogą Zorro doczekał się jednego albo dwóch następców, ale tym razem w stroju Spider-Mana. Wracając do Jacka Murańskiego – facet jest kompletnie niewiarygodny. Jego rywale z tych nieszczęsnych walk freak-fightowych nazywają go wręcz mitomanem. Kiedyś miał kłamać, że należał do Legii Cudzoziemskiej, gdzie nauczył się francuskiego. Jak został o to zapytany, zaczął, biedny idiota, udawać, że po francusku mówi. Przed kamerą! Pą, pą, pą, pę, pę, pę, sząselize. Nagranie pokazano jakiemuś Francuzowi, którzy też lubi się tłuc za grubą kasę – roześmiał się szczerze i powiedział, że nie wie, co to jest za język, ale na pewno nie francuski. Kiedy indziej miał kłamać, że była narzeczona jego syna prosiła go, żeby ją zapłodnił. Nie wiem, jak nisko trzeba upaść jako człowiek, żeby coś takiego pisać o narzeczonej własnego syna, zwłaszcza że zdaje się mówił to już po jego śmierci, ale dość szybko się okazało, że było dokładnie na odwrót. No i siedział trzy lata za pobicie, ale widocznie ustawki z dala od osób postronnych są be (żeby nie było, nie twierdzę, że są cacy), a lanie przypadkowego człowieka po mordzie, bo się z nim nie dogadało, już jest w porządku. W tym czasie spędził dziewięć miesięcy w celi izolacyjnej, więc widać, że sympatyczny gość.

Kto jest idiotą, a kto nim nie jest

Na takiego człowieka powoływał się Donald Tusk, który przecież jeszcze niedawno chciał freak-fightów zakazywać. Ciekawe, co innego by w tym wypadku robił jego ekspert, bo mam wrażenie, że on nic innego nie potrafi poza nawalaniem kogoś po gębie. Ciekawa sprawa, że do całej sprawy odniósł się dziennikarz od anonimowych informatorów, którzy coś tam, kiedyś tam widzieli, a może nie. Istnieją, a może nie. Napisał on mianowicie:

Musielibyśmy być skończonymi idiotami, żeby nasz dzisiejszy tekst opierać na relacji freak fightera z ciemną przeszłością, który coś, gdzieś, od kogoś słyszał. Zapewniam, że ani ja, ani tym bardziej Andrzej nimi nie jesteśmy. Nigdy w życiu nie rozmawialiśmy z tym człowiekiem. Minutę zajmuje sprawdzenie, że jego wersja nie trzyma się kupy. Karol Nawrocki nie mógł pilnować prostytutek Wielkiego Bu w 2007 r. bo Patryk Masiak miał wtedy 17 lat. Szkoda, że koledzy z tvp info tego nie sprawdzili.

To akurat nic nowego, że „dziennikarz”, który dostał polecenie obsmarowania kogoś, za bardzo nie przejmuje się ani faktami, ani datami, bo pamiętam, że podobnie Czuchnowski albo Głuchnowski (wybaczcie, obie hieny mi się mylą, ale nie chce mi się, szczerze pisząc, sprawdzać, bo nie chce sobie za bardzo zaprzątać głowy takimi ludźmi) chcieli zaszkodzić Stanowskiemu. Próbują co jakiś czas ponownie i za każdym razem dostają po papie. Podziwu godna konsekwencja w usiłowaniu zniszczenia życia drugiego człowieka. Myślę, że Goebbelsowi zrobiło się odrobinę cieplej na serduszku podczas kąpieli w gorącym garnku gdzieś na samym dnie piekła. Bardziej mnie interesuje, czy pan Jacek Harłukowicz uważa premiera za idiotę? I jak Donald Tusk na to zareagował, bo przecież der Onet należy do tych mediów, które mają być posłuszne. Nie po to Niemcy w nich ładują, żeby obrażał ulubionego pieska kanapowego pani Ursuli, a wcześniej Merkel, ale jemu chyba bez różnicy przed kim merda ogonem. I naprawdę zaskakujące jest to, że obecne TVP tak bardzo płaszczy się przed Tuskiem i łga na temat Nawrockiego, że aż zniesmaczony tym jest dziennikarz z Onetu, który również nie grzeszy zbyt wysoką rzetelnością, prawdomównością czy obiektywizmem. Oznacza to chyba jedynie tyle, że TVP sięgnęło już bruku. A może puka od spodu, bo jak widziałam fragmenty tego nowego programu Sekielskiego to mi żenadometr… sami wiecie.

Koalicja (pustych) serc

Wpadek posłów KO albo ich popularnych nadgorliwców było więcej, ale zajmijmy się jeszcze tylko jedną. Kinga Gajewska zdecydowała się wesprzeć Dom Pomocy Społecznej i dostarczyć im ziemniaki. Mam nadzieję, że nie wykopywała ich z tatusiem, chociaż może wtedy okazało się, że tam między ziemniakami jeszcze by się coś znalazło. Albo ktoś. Chociaż jej tata, to raczej zakopywać lubi, a nie odkopywać. I ludzi, a nie ziemniaki. Sympatyczna rodzinka. W sumie może mam odpowiedź, dlaczego nikt Myrsze nic nie zrobił za złamanie ciszy wyborczej. Boją się teścia. No, ale dobrze, wróćmy do Gajewskiej, bo ona przecież pokazała dobre serduszko. Szkoda tylko, że do tego DPS-u poszła odpierdzielona jak szczur na otwarcie kanału, bo ja szczerze mówiąc miałam kłopoty z jej rozpoznaniem. Nigdy wcześniej nie widziałam jej aż tak umalowanej i tylko fakt, że uważam, że to środowisko jest do tego zdolne sprawia, że zaczynam się zastanawiać, czy nie po to aby różnice między nią a starszym, schorowanym mężczyzną. Prawdopodobnie umierającym, bo to był DPS połączony z hospicjum, ale na pocieszenie dostał ziemniaki. Może sobie poturlać. I oczywiście w pięknej koszulce „Głosuj na Trzaskowskiego”, bo przecież wybory za pasem i ten pan może zdąży dożyć. I zagłosować. Warto było zainwestować w te pyry. Naprawdę dawno nie widziałam czegoś tak obrzydliwego, a śledzę polską politykę od dawna. Nie mam pojęcia, jak Kinga Gajewska połączyła kropki, że wyszło jej na to, że to dobry pomysł. Kinguś, słonko. Nie każdy pomysł, który zrodzi się w twojej (mała litera celowa) chorej, obłąkanej główce jest dobry. Obawiam się, że żaden z nich nie jest dobry i powinnaś zostawić myślenie innym ludziom. Takim z ilorazem, a nie iloczynem, jeśli wiesz do czego piję. Szczerze pisząc, mam nadzieję, że jest to prawda, że to był tylko fejk, bo jeśli do Sejmu dostałaby się osoba tak skrajnie głupia, to źle to świadczy o kondycji intelektualnej polskiego społeczeństwa. Chociaż nie, czekajcie. Dostała się! Bo Kinga Gajewska opublikowała przeprosiny, w których przyznała się, że te zdjęcia nie powinny zostać opublikowane. Zero refleksji. Nie wpadła na to, że nie powinna w ogóle jechać do DPS-u z ziemniakami. Nie wpadła na to, że tego zdjęcia nie powinna w ogóle robić. Ona jedynie żałuje, że je opublikowała, bo nie skończyło się to dla niej dobrze.

Zostawię Was na koniec z przemyśleniem Joanny Pinkwart, dziennikarki Kanału Zero, która zadała jej pytanie:

Czy możemy tylko doprecyzować, Pani Kingo czy przeprasza Pani tych ludzi z filmu i zdjęć, że ich upokorzyła, czy swoich kolegów ze sztabu, że jednak mimo wszystko nie wyszło to najlepiej? Ja się chętnie dołączę do tego pytania, choć myślę, że już znam odpowiedź. I myślę, że Wy też.

Głosujcie mądrze!

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej