Connect with us

Nawiasem Pisząc

Kto otrzyma tytuł „Kasztana Roku”

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Z okazji jesieni zaprzyjaźniony profil Lemingopedia 3.0 stworzył plebiscyt na tytuł Kasztana Roku i przyznam szczerze, że rywalizacja wygląda tak pasjonująco, że aż postanowiłam dołączyć. Tutaj naprawdę ciężko o ostateczną ocenę, a walka idzie dosłownie na noże, ale nie mogę się powstrzymać, żeby podzielić się z Wami moimi typami. W przypadku niektórych par wybór jest wręcz prawie niemożliwy. Sami spójrzcie, ile tu znakomitości! Ilu inteligentów! Ilu mężów (i żon!) stanu! Ilu prawdziwych przywódców! Ile wzorów uczciwości, praworządności i pracowitości! Nic, tylko łapki zacierać. Dajcie znać, czy zgadzacie się z moimi typami! 🙂 Jestem strasznie ciekawa.

Maja Ostaszewska vs Szymon Hołownia

Tutaj wybór jest akurat prosty. O Mai Ostaszewskiej ostatnio jednak mniej się słyszy (chociaż bardzo się starała, bo przecież przyjęła rolę w „Zielonej Granicy”, co na starcie dało jej sporą ilość punktów), bo nie zajęła stanowiska nawet w sprawie bobrów, a Szymon Hołownia zrobił już z Sejmu taką instytucję, że nie tylko z zewnątrz przypomina ona już cyrk. Oczywiście, nie on jeden do tego doprowadził, bo obrady Sejmu od dawna przypominają raczej wygłupy klaunów niż poważną pracę osób odpowiedzialnych za dobro Polski, ale on wniósł ten efekt na kolejny poziom. Poza tym jednak jest marszałkiem i to on wpadł na pomysł robienia sobie z obrad serialu jakiegoś podcastu, albo – co gorsza – reality show. Szczerze wątpię, żeby komukolwiek udało się go przeskoczyć, ale jeśli chodzi o polską scenę polityczną, to jestem bardzo często zaskoczona. Aha, i z Mają Ostaszewską widziałam przynajmniej jeden dobry film; dobrego programu z udziałem Szymka nie widziałam żadnego. Zresztą on zazwyczaj był postrzegany jako ten mniej zdolny kolega Marcina Prokopa. Dopiero jak został politykiem, przekonał do siebie wielu dziennikarzy i celebrytów, bo im ta pyszałkowatość odpowiadała. Tak więc w moim rankingu bezapelacyjnie wygrywa pan Szymon. Gratuluję!

Agnieszka Holland vs Urszula Zielińska

No i zaczynają się schody. Agnieszka Holland nakręciła wyjątkowo paskudny paszkwil szkalujący straż graniczną, w którym na idiotów wyszło przynajmniej dwóch aktorów. I jestem przekonana, że długo jeszcze nie zobaczymy równie propagandowego filmu. Przynajmniej do czasu, aż reżyser znowu nie zasiądzie na krześle reżyserskim. Poza tym artystka wspomogła jeszcze dwóch innych kandydatów w tym konkursie, więc walczyła jak lwica. Ale jednak stawiam na Urszulę Zielińską. Holland przynajmniej jest konsekwentna w tym, co robi i całkiem niedawno ostro skrytykowała Donalda Tuska za jego nagły zwrot w polityce migracyjnej. Zielińska zaś znana jest z tego, że zazwyczaj nie pamięta, co mówiła wcześniej i zaprzecza sobie na każdym kroku. Poza tym uważam ją za współodpowiedzialną za koszmarne zniszczenia w związku z powodzią, bo dla pani Urszuli klimat okazał się ważniejszy od życia, zdrowia, bezpieczeństwa i dobytku ludzi. Holland długo była na prowadzeniu, ale w mojej opinii na ostatniej prostej wyprzedziła ją Urszula Zielińska.

Jerzy Owsiak vs Anna Maria Żukowska

Cóż, Owsiak nie ma jakiejś zatrważającej liczby wpadek w tym roku na koncie. Poza coroczną orkiestrą, niewiele udzielał się w tym roku. Kiedy Tusk ogłosił, że to Owsiak zajmie się wsparciem dla powodzian, nie wiadomo po co i dlaczego, oczywiście zgodził się i dumnie stanął u jego boku, bo on jest tak dobry, że zawsze pomoże. O tym co prawda nie wolno mówić, ale przewaga Caritasu była tutaj gigantyczna, jeśli chodzi o zebrane środki. Oj, bardzo starają się polskojęzyczne media, żeby przypadkiem o tym nie napomknąć. Widocznie fani jego dobroczynności i bezinteresowności potrafią zmobilizować się raz do roku, dla powodzian czasu nie starczyło. Ale jak mogłabym nie docenić Anny Marii Żukowskiej, która bawi nas od lat? Praktycznie całą kadencję Sejmu pani Anna skupia się na tym, żeby jak najbardziej tę chwiejną koalicję ze sobą skłócić. W wyniku jej starań PSL i Lewica nie mają już żadnego punktu, który by ich łączył. No i ten uroczy twit adresowany do Szymona Hołowni. Polityczny dyskurs na najwyższym poziomie. Żukowska wygrała już kiedyś w plebiscycie na Dzbana Roku, w tej chwili niepowstrzymywana przez nikogo wyciąga rękę po kolejne trofeum.

Marta Lempart vs Klaudia Jachira

Umówmy się, Marcie Lempart nie zostało już nic, oprócz wulgarnych wrzasków. Jej „oddolny i spontaniczny” protest bardzo szybko ucichł i kolejne marsze wściekłych macic miały już coraz niższą frekwencję. Jestem pewna, że jeśli polski Sejm kiedykolwiek przegłosuje ustawę o depenalizacji aborcji (oby nie!), to na pewno nie ze względu na Lempart, która była po prostu narzędziem w rękach ówczesnej opozycji, żeby jeszcze bardziej poośmiogwiazdkować i dokręcić śruby na „wredny, zły PiS”. Kiedy zaś Klaudia Jachira otworzy usta, to wiadomo już, że usłyszymy coś głupiego. Za każdym razem. Niesamowita skuteczność! Jej wielkie oburzenie na mównicy sejmowej, że skoro ksiądz może sobie pracować w niedzielę, to dlaczego sprzedawca nie może, jest koronnym na to dowodem. Zdjęcia z jej smutnym obliczem, które wstawiała na Twixa z powodu śmierci Nawalnego albo powodzi, dobitnie pokazują jak płytką i infantylną jest osobą. „Ciężka” praca w Sejmie nie przeszkadza jej też w nagrywaniu kolejnych, idiotycznych filmików. Na jednym z nich, z sobie tylko znanych powodów, zaczęła udawać zombie z porażeniem mózgowym. I oczywiście taniec w Sejmie, w którym gracją przypominała łosia potrąconego przez samochód z przedśmiertnymi drgawkami. W tej wyrównanej walce to ona wychodzi na prowadzenie.

Donald Tusk vs Maciej Stuhr

Baaaaaardzo trudne. Maciej Stuhr to jeden z tych aktorów, którym udało się skompromitować dzięki twórczości pani Holland (drugą, w mojej opinii, jest nie Ostaszewska, ale Agata Kulesza, która pieprzyła coś o paleniu świeczek pod sądami). To on, zapluty ze złości, krzyczał o polskim nacjonalizmie i faszyzmie, a potem ubolewał nad tym, że mu nie staje. I wprost przyznał, że nie staje mu dlatego, że żółć już go zalała z nienawiści do PiS. Biedny facet. Stuhr jest jednak aktorem, on do kamery może powiedzieć wszystko, a potem upierać się, że odgrywał rolę, mimo że w tym konkretnym przypadku grał po prostu samego siebie. Ale zobaczmy, co wyprawia Tusk, od kiedy wrócił do polskiej polityki. Zaprzecza sam sobie na każdym kroku, w żenujący sposób wykpiwa się z własnych obietnic („paliwo za 5,19 mogłem załatwić tamtego konkretnego dnia, teraz już się nie da”), uprawia tak jawnie proniemiecką politykę, że zastanawiam się, jak ktoś może tego nie dostrzegać. Kiedyś był jednak lepszym kłamcą, bo potrafił tak namieszać, że człowiek za cholerę już nie potrafił dojść, o co chodzi (tak było choćby, kiedy usprawiedliwiał swojego syna zamieszanego w aferę Amber Gold), teraz kłamie, bo może i lubi, ale robi to w tak nieprzemyślany sposób, że na prawie każdy jego występ możemy znaleźć inny, wcześniejszy, w którym opowiada co innego. Mam wrażenie, że to spore poparcie, którym się cieszy, to bardziej zasługa mediów, które mu sprzyjają, niż jego samego. Nie wiem, czy w tym przypadku powinnam wybrać większego błazna czy większego szkodnika, więc postawię na czynnik ludzki. Stuhrowi niedawno zmarł ojciec, więc na pewno przeżywa żałobę i nie ma głowy do żadnych plebiscytów, a zatem w tym wypadku wygrana trafia w ręce Tuska.

Marcin Józefaciuk vs Monika Olejnik

Tutaj znowu było łatwiej. Głównie ze względu na to, że nie oglądam TVN-u, więc nie wszystkie mądrości Olejnik do mnie trafiają. Kojarzę jakąś jej wpadkę, kiedy pomyliła logikę z logistyką, ale to na pewno nie było w tym roku. Wiem też, że różne plotkarskie portale publikują ciągle jej zdjęcia, podpisując je, jaka to jest zjawiskowa kobieta, która wygląda jak milion dolarów i świetnie się ubiera. Naprawdę mam nieodparte wrażenie, że ona sama te portale opłaca, żeby takie bzdury wypisywali. Albo, że autorzy takich tekstów sobie z niej trollują, bo na zdjęciach, które wstawiają zdecydowanie nie wygląda jak milion dolarów. A Józefaciuk? Wygrał wszystko swoim ostatnim zachowaniem i ubiorem podczas orędzia prezydenta, a później swoim bezczelnymi i prostackimi tłumaczeniami. A pamiętajmy również o tym, że facet nie wiedział, kto sprawuje władzę wykonawczą w Polsce oraz, że jako dyrektor szkoły mógł pochwalić się zdawalnością matur poniżej 50%. Zjawiskowo wyglądająca bogini została zdeklasowana przez faceta, który tak rozpaczliwie starał się zwrócić na siebie uwagę, że w końcu mu się udało. Myślę, że ta wygrana mile połechcze ego pana Marcina, a pani Monice zostały plotkarskie portale na pocieszenie.

Michał Szczerba vs Adam Michnik

To też niełatwy wybór. Głównie dlatego, że mam wrażenie, że jeden i drugi usunął się trochę w cień. Szczerze, nie przypominam sobie jakiejś potężnej afery z Adamem Michnikiem w tym roku. Z lat poprzednich jak najbardziej, ale w tym roku gdzieś się schował. Ale ze Szczerbą jest podobnie. Tyle lat podlizywania się Donaldowi Tuskowi nie dało mu nawet ministra, ale za to zarabia sobie teraz solidne pieniążki za nic-nie-robienie w Parlamencie Europejskim. A ogólnie polscy politycy mają to do siebie, że – poza nielicznymi wyjątkami – jak już dorwą się do funkcji europarlamentarzysty, to starają się za bardzo nie wychylać. Gdyby wziąć pod uwagę całą ich działalność, to zdecydowanie bardziej zaszkodził Michnik, który w latach 90-tych przejął praktycznie całe media i sączył latami ludziom do głowy, że komunizm nie był taki najgorszy, a poza tym bycie Polakiem to żaden powód do dumy, a jedynie do wstydu i umartwiania się. Szczerba jest po prostu pajacem. Pajacem, który może głosować i decydować w sprawach ważnych dla Polski, to fakt, ale wciąż pajacem. Mam wrażenie, że Michnik jednak to już melodia przeszłości. Dajmy szansę młodym! Mój głos dostaje poseł Platformy.

Aleksandra Gajewska vs Janina Ochojska

Pani Janina znana jest od dawna ze swoich nieprzemyślanych apeli w sprawie uchodźców. Mam wręcz wrażenie, że ona wyznaje zasadę, że jeśli chodzi o wypowiadanie się w tym temacie, to im głupiej, tym lepiej. Wciąż jednak jest w tej swojej głupocie konsekwentna – ona również, podobnie jak Agnieszka Holland, atakowała premiera za jego nagłą zmianę zdania w sprawie migrantów z granicy polsko-białoruskiej. Ola z kolei, po tym jak dostała się do Sejmu, osiadła na laurach. Bardzo nieładnie, bo w trakcie kampanii wszędzie było jej pełno, a w tym roku nie zdążyła jeszcze odpalić takiej bomby, żeby mi to zapadło w pamięć. Postanowiłam jednak, z braku pomysłu, nagrodzić ją za zeszły rok, bo wtedy chyba nie było żadnego plebiscytu, a dziewczyna bardzo się starała. W ramach rekompensaty oddaję więc jej mój głos za zeszłoroczną debatę w TVN, podczas której cały czas zadawała te same pytania, bo – bidulka – nie rozumiała odpowiedzi. Trzeba też docenić, że w gronie tych wszystkich ministr, ona twardo trzyma się męskiej formy „sekretarz stanu”, bo widocznie tak brzmi jej dumniej niż „sekretarka”. Bo wiadomo, ta druga to po prostu stłamszona przez patriarchat kobieta, która nosi papiery za swoim szefem. Być może Gajewska nie rozumie (debata w TVN pokazała nam, że ona ogólnie mało co rozumie), że obie formy znaczą dokładnie to samo, podobnie jak w przypadku gospodarza i gospodyni. Poza tym konsekwentnie tak jak przy ostatnim wyborze – wspierajmy młodych!

A jakie są Wasze typy? 😉

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

 

Wesprzeć nas można poprzez Patronite

Nawiasem Pisząc

Rafał Trzaskowski ustrzelony hat-trickiem

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Drodzy Czytelnicy, jestem Wam winna jedno sprostowanie – otóż Dorota Wysocka-Schnepf, czego nikt z nas nie mógł się spodziewać, minęła się z prawdą podczas ostatniej debaty prezydenckiej. Krzysztof Stanowski nie był nigdy pracownikiem TVP, a jedynie sprzedawał im jeden ze swoich programów. Pani Dorota grzmiała na Twixie ileż to pieniędzy Stanowski dzięki temu zarobił; ten w odpowiedzi wyjaśnił, że za każdy program otrzymywał 4000 złotych, a pod koniec 6000 złotych, z czego większość szła na sygnał albo opłacanie pracowników, którzy w tym projekcie uczestniczyli. Zwrócił również uwagę, że dziennikarka Telewizji Publicznej poświęca mu wyjątkowo dużo uwagi i nie szczędzi, często kłamliwej krytyki, mimo że on w dalszym ciągu jest kandydatem na prezydenta. Nie startującym na poważnie, ale w dalszym ciągu kandydatem. Zostawmy już jednak w spokoju tę biedną kobietą, bo tuż przed I turą sporo bomb wybuchło Rafałowi Trzaskowskiemu prosto w tę jego śliczną buźkę. Czy będzie to tak zwany „game-changer”? Do pierwszej tury zostało już niewiele czasu, więc nie wiadomo, czy uda się temat odpowiednio nagłośnić, ale przed drugą… Kto wie? Ja ze swojej strony postaram się temu tematowi trochę pomóc.

Komu wolno robić szwindle z mieszkaniami?

Najpierw jednak zajmijmy się mniejszą aferką, bardziej lokalną, bo dotyczącą samej Warszawy, a konkretnie zabytkowej kamienicy przy ulicy Marszałkowskiej 66 i jej mieszkańców, którzy zostali eksmitowani pod pretekstem remontu, który im obiecano. Z tego, co mówią zapewniano ich, że wrócą do swoich mieszkań po zakończeniu prac. Jak się można łatwo domyślić – nie wrócili, a miasto planuje sprzedaż budynku. Argument też jest łatwy do przewidzenia – remont kamienicy ma rzekomo kosztować 50 milionów, a Warszawy nie stać na taki wydatek. Stać na olbrzymi, biały kloc, który ma być Muzeum Sztuki Nowoczesnej, natomiast z tego, co się zdążyłam zorientować, prezentowane tam „dzieła” i pokazy niewiele ze sztuką mające wspólnego. Bardziej mi się to kojarzy ze spełnianiem fantazji seksualnych pewnej grupy ludzi, którzy mają problem z udzieleniem odpowiedzi, jakiej są płci albo feministek, które przyzwyczaiły nas do tego, że swoje zdanie wyrażają za pomocą pokazywania pewnych części ciała, które przyzwoici ludzie zasłaniają. Stać też na niedziałający kibel, do którego do niedawna ciężko było się było nawet dostać, bo brodziło się w błocie po kostki – co ciekawe, bo ubikacja jest podobno dostosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych, którzy nie bardzo mieli możliwość dotarcia w ogóle do drzwi budynku, skoro nawet ludzie w pełni sił mieli z tym problemy. Rafał jednak stanął na wysokości zadania i kazał przed wejściem wysypać trociny, żeby było ładnie. Do tej pory jednak nie wiem, czy da się już do tego kibla w ogóle wejść, bo widziałam parę reportaży na ten temat i żadnemu z prowadzących się nie udało. Być może prezydent Warszawy pozazdrościł pięknej ubikacji Białystokowi? Stać też Warszawę na strefy relaksu, które są po prostu drewnianymi paletami, ale chyba takimi luksusowymi, bo nie kosztowały tyle ile powinny kosztować drewniane palety. Stać ich również na ulicę mierzącą 300 metrów, ale za to kosztującą dużo więcej. Nie wspomnę już o różnych ozdobnikach w parkach w postaci na przykład srającego psa. Koszt pierwszej inwestycji waha się między 700 milionami (najtańsza wersja) a 1,2 miliarda, ubikacja kosztowała 650 tysięcy złotych. Jedna strefa relaksu zabrała miastu 920 tysięcy złotych, druga – 60 tysięcy złotych. Wspomniana ulica Wojciecha Fangora zaś 39 milionów złotych. Aha, Warszawę stać również na finansowanie lokum Ostatniemu Pokoleniu. I na naprawę tego wszystkiego, co zdążyli zniszczyć. Na to wszystko pieniądze były. Na remont kamienicy, w której mieszkali ludzie, już nie. Nie ma i nie będzie.

Nie tylko słowne przepychanki z mieszkańcami

Mieszkańcy zabytkowej kamienicy zaczęli protestować na wiadomość, że miasto zamierza sprzedać kamienicę za 31 milionów złotych. Obawiają się, że budynek zostanie sprzedany deweloperom, następnie rozebrany i przerobiony na jakiś super nowoczesny i mega luksusowy budynek, w którym będzie Bóg wie co. Ktoś coś mówił o akademikach, ale nie wiem, czy to te za złotówkę. Zastanawiam się tylko, jak zamierzają obejść fakt, że budynek jest wpisany do rejestru zabytków, w związku z tym takie załatwienie sprawy powinno być niemożliwe. Z drugiej strony nikt nie kupi kamienicy za 31 milionów ot tak sobie, bez możliwości zainwestowania w coś, co później będzie przynosiło zyski. Dlatego obawiam się, że urzędnicy ratusza znajdą sposób, żeby ten niewygodny fakt ominąć, bo po co Warszawie zabytkowa kamienica, jak można w tym miejscu postawić jakiś nowoczesny, super oszklony grzmot, bo w stolicy to jest właśnie miarą odpowiedniego statusu. Zresztą skoro ktoś rzeczoną kamienicę do rejestru zabytków wpisał, to ktoś inny może ją wypisać, co za problem? Wyeksmitowani ludzie zaprzeczają, że powodem eksmisji miał być nieopłacony czynsz, a na takie sugestie można trafić w Internecie. Mnie też się nie chce wierzyć, że nagle wszyscy postanowili tego czynszu nie opłacać, a przecież wynieść kazano się każdemu. Pojawiają się również informacje, że wyeksmitowana została również rodzina z sześcioletnim chłopcem, ale tutaj byłabym mocno ostrożna, bo politycy bardzo lubią grać tymi dziećmi na emocjach. Poza tym, tak postępować z ludźmi nie wypada, obojętnie w jakim by nie byli wieku. W tej kamienicy mieszkało przecież sporo ludzi starszych. Ale to nie wszystko, bo podczas ostatniej nadzwyczajnej sesji Rady Miasta, na której obradowano na temat przyszłości zabytkowego budynku, nie wpuszczono jego mieszkańców. Mało tego, zostali oni bardzo brutalnie potraktowani przez Straż Miejską, która agresywnie wypychała zdenerwowanych ludzi, nie przejmując się za bardzo, czy traktują w ten sposób kobietę czy osobę starszą. Czyli postanowiono podjąć decyzję w sprawie mieszkań bez udziału ich właścicieli, zamiast tego ich z tego posiedzenia najzwyczajniej w świecie wykopano. Baaaardzo demokratycznie. Dlatego nie mogę się nadziwić, że Platforma zdecydowała się wyciągać akurat to mieszkanie Nawrockiego, skoro sami dosłownie w tym samym czasie robią szwindle na dużo większą skalę. A tyle Trzaskowski opowiadał o obłudzie i hipokryzji. Rafał jednak, zdaje się, z powrotem stał się katolikiem, więc zapytam: Czemu widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Nie wypada również zapominać o gigantycznej aferze reprywatyzacyjnej za rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz, z którą obecny prezydent współpracował ani o zamieszaniu z mieszkaniem małżeństwa Myrchów, które Donald Tusk zignorował, ale wyciągał Nawrockiemu jakieś mieszkanie w Gdańsku. I nigdy nie powinniśmy zapominać o Jolancie Brzeskiej.

Tajemnicze wsparcie Rafała Trzaskowskiego

Całe to zamieszanie sympatii Rafałowi Trzaskowskiemu na pewno nie przyniosło, a tutaj już kroi się afera na skalę ogólnopolską, poddającą w wątpliwość legalność całej kampanii kandydata KO. Otóż jest sobie taka fundacja „Akcja Demokracja”, która publikowała spoty wyborcze wychwalające Trzaskowskiego i mocno atakujące Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena. Widziałam część tych spotów i nie pamiętam aż tak siermiężnej propagandy. Goebbels byłby dumny. Prezes tej fundacji Jakub Kocjan jeszcze parę tygodni temu pełnił funkcję asystenta jednej z posłanek PO, a swego czasu otrzymał nawet nagrodę od prezydenta Warszawy, więc wiadomo, że musiał się chłopak odwdzięczyć. Spoty wykupiono za 400 tysięcy złotych. Problem polega na tym, że nie do końca wiadomo, skąd wzięły się te pieniądze, ale bardzo możliwe, że… zza granicy. J.D. Vance tłumaczył kiedyś, że partia demokratyczna ingerowała w wybory w Polsce, żeby wygrała je właśnie KO. Unia Europejska zresztą robiła to dość jawnie. Tych przykładów było sporo, teraz mamy kolejny i naprawdę zastanawiam się, ile jeszcze ich potrzeba, żeby tych ludzi przekonać, że Donald Tusk jest wspierany przez odpowiednie opcje polityczne zza granicy i że to może niedobrze, żeby obce państwa ingerowały w demokratyczne wybory w Polsce? Żeby chociaż pojawił się w ich głowach cień refleksji, nutka wątpliwości? Nic? No dobra, to lecimy dalej. Otóż państwowy instytut badawczy NASK (podkreślam: państwowy, czyli teoretycznie nie powinien być powiązany z żadną partią polityczną, no ale TVP też jest państwowa), który został powołany do walki z dezinformacją, sam w tej dezinformacji brał udział. Ujawniono między innymi, że ich zespół Działania Przeciw Dezinformacji miał monitorować nastroje społeczne PiS i ich wyborców i analizować reakcje internautów na mniejsze lub większe aferki, które zarzuca się posłom tej partii. Mieli również zbierać dane na temat działalności opozycji czy związanych z nią dziennikarzy, a następnie grzecznie informować o wszystkim Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. Na taką „walkę z dezinformacją” rzekomo przeznaczono 19 milionów złotych ze skarbu państwa. Niedawno sami pracownicy DPD mieli pochwalić się spotkaniem z prezesem „Akcji Demokracja”, istnieją więc dosyć wysokie szanse, że współpracowali ze sobą również w sprawie tych spotów. To jest naprawdę bardzo szeroko zakrojona akcja nielegalnej ingerencji w wybory prezydenckie w Polsce, jak to ujęła Ewa Zajączkowska. I trudno się z nią nie zgodzić, bo szwindlem śmierdzi z daleka. Moim zdaniem poddaje to w wątpliwość legalność całej kampanii Rafała Trzaskowskiego i samego kandydata.

Klasyczna reakcja Platformy

Czy wyciągnięte zostaną jakieś konsekwencje, a przynajmniej wnioski? Szczerze wątpię, bo przecież Roman Giertych zupełnie jawnie organizował na Twixie swoją armię trolli, którym dokładnie tlumaczył, co i jak mają pisać. Najczęściej były to wpisy wulgarne i będące zwyczajnym kłamstwem, często były to też urojenia samego Giertycha, bo tych roi się w jego głowie naprawdę sporo. Do grup przez niego tworzonych zapisywali się ludzie o prawicowych poglądach i dokładnie wszystko analizowali, między innymi Profesor Pingwin, który jako pierwszy całą tę akcję nagłośnił. Nic się w tej sprawie jednak nie wydarzyło, a Giertych najpewniej dalej stosuje swoje sztuczki, wysyłając swoje bezmyślne owieczki do tępego i perfidnego nawalania w PiS. Zresztą facet miał też finansować „Sok z Buraka”, a większego ścieku medialnego już nie znajdziecie, mimo że żyjemy w kraju, w którym TVN, Onet czy Wybiórcza należą do najpopularniejszych mediów. Do tej pory nie usunięto z sieci żadnych spotów wspierających Rafała Trzaskowskiego i atakujących jego dwóch największych rywali. KO postanowiła zareagować na te doniesienia, jak to tylko oni potrafią – wyłgać się. Pierwszym krokiem było – a jakże! – pozwanie Sławomira Mentzena. Udało się za pierwszym razem, kiedy Szymon Hołownia pozwał go za to, że powiedział prawdę, bo przecież pamiętamy, że sam Hołownia wrzucał zdjęcia z nielegalnymi migrantami, którzy szeroko uśmiechali się do obiektywu aparatu właśnie w Sejmie. Wyjaśnienie było tak idiotyczne, że naprawdę wzbudza wątpliwości co do powagi instytucji, jaką jest (a raczej powinien być) sąd. Teraz pewnie będzie podobnie, bo nie po to KO czyściła sądy z niewygodnych sędziów i obstawiała swoimi upolitycznionymi klakierami, żeby teraz tego nie wykorzystać. Poza tym zdecydowali się na inne swoje stare sprawdzone sztuczki. Po pierwsze zaprzeczanie: oni o niczym nie wiedzieli, nie mieli pojęcia i jest im bardzo przykro. To oni są pokrzywdzeni, dlatego że opublikowane zostały spoty zgodne z ich narracją i atakujące bez pardonu Nawrockiego i Mentzena. Oni nie chcieli i im się to bardzo nie podobało. I to przecież nie ich wina, że ludzie kochają ich tak bardzo, że sami organizują takie akcje. No dobra, z tym ostatnim to przesadziłam. Dokładną analizę całej tej sprawy prowadzi zaprzyjaźniony profil Wojciech Kozioł – mikroblog, serdecznie polecam się zapoznać.

Z troski o pana Jerzego

Na sam koniec jeszcze mała drobna bombka, która też spadła ostatnio Trzaskowskiemu pod nogi i zepsuła mu humor. Otóż kandydat KO wpadł na wyjątkowo durny, nawet jak na siebie, pomysł, żeby pokazać, co takiego wręczył Karolowi Nawrockiemu w kopercie. Przy okazji pokazał też dane wrażliwe tego nieszczęsnego pana Jerzego, w związku z czym Urząd Ochrony Danych Osobowych wszczął przeciwko niemu postępowanie. UODO uznał, że choć ujawnione dane nie stanowią same w sobie danych szczególnej kategorii, to w kontekście podanych informacji oraz dużego zainteresowania mediów, dane Jerzego Ż. i jego sytuacja życiowa stały się powszechnie znane, co potwierdza fakt, że w Internecie krążą już screeny z jego prywatnego konta FB. A pamiętacie, kiedy podobny błąd popełnił Adam Niedzielski, kiedy był ministrem zdrowia? Udostępnił receptę na psychotropy, na której widniały pełne dane lekarza, który tę receptę wystawił. Ależ się wtedy wszyscy w KO oburzyli! Jak tak można, krzyczeli. To moralnie naganne, przekonywali. Naraził lekarza na poważne kłopoty, argumentowali. W efekcie Adam Niedzielski stracił stanowisko, a w 2024 roku prokuratura postawiła mu zarzuty przekroczenia uprawnień oraz ujawnienia danych wrażliwych. Ciekawe, jakie konsekwencje spotkają kandydata na prezydenta, bo w tym przypadku posłowie KO nie są już tak chętni do wydawania osądów? Przecież sprawiedliwości musi stać się zadość, skoro to było takie złe, okrutne i moralnie naganne, prawda? W tym jednak wypadku myślę, że Rafałkowi włosek z pięknej główki nie spadnie, ale bardzo liczę na to, że za kampanijne oszustwo poleci kilka głów, bo teraz praktycznie każdy może poddać w wątpliwość legalność tych wyborów.

I zobaczycie, że po tych wyborach jeszcze będą w związku z tym cyrki.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

Orka w Telewizji Publicznej

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Powiem Wam, że mam już taki przesyt tej kampanii i w ogóle całej polityki, że patrzeć już nie mogę na żadnego z kandydatów. No, może poza Stanowskim, który wczoraj postanowił powiedzieć wszystkim to, co widzi prawie każdy, ale udaje, że wcale nie. Próbowałam napisać dla Was dłuższy tekst odnośnie do afery mieszkaniowej z Karolem Nawrockim, ale im dłużej szukałam materiałów, żeby tę sprawę opisać jak najlepiej, tym bardziej się w tym gubiłam. Bo o to właściwie chodzi w tej przepychance – jedna strona mówi, że ma dokumenty, że Nawrocki złamał prawo, druga, że wcale nie i właśnie z tych dokumentów wynika, że to on ma rację. A Ty, Obywatelu? A Ty nie masz dostępu do żadnych dokumentów, więc prawdy to sobie możesz szukać albo w Onecie, albo w TV Republice. A potem ewentualnie wyciągnąć średnią. Albo – po prostu – zaufaj albo jednemu, albo drugiemu. W końcu żaden nigdy w życiu, pod żadnym pozorem, by nas nie okłamał, prawda? Napiszę może jedynie, że Trzaskowski nie przemyślał sobie tych ataków o mieszkanie, bo został szybko skontrowany aferą reprywatyzacyjną za Hanny Gronkiewicz-Waltz, której był wtedy bliskim współpracownikiem, (zdaje się, że był szefem jej sztabu wyborczego) albo kamienicą przy Marszałkowskiej, bo tam zdaje się mieszkańcy mogą zostać bez dachu nad głową, bez kluczy i bez opieki. Prezydent Warszawy dużo tam krzyczał o wstydzie i hańbie… Napiszę szczerze – po tym, co prokuratura zrobiła ze śmiercią Jolanty Brzeskiej pan Trzaskowski jest ostatnim ze wszystkich kandydatów, którym wypada zabierać w ten sposób głos. A o kamienicy na Marszałkowskiej też napiszę, z dziką przyjemnością.

Przeciętna debata, zmęczeni kandydaci

Sama debata nie wyłoniła chyba żadnego zwycięzcy, ani żadnego przegranego. Kto podjął decyzję wcześniej, raczej jej nie zmienił, kto jest nieprzekonany nie zmądrzał od wczoraj wiele. Najlepiej wypadł Stanowski według mnie, ale do niego – jak możecie się domyślać po zdjęciu – jeszcze przejdziemy, bo prał całe TVP a w szczególności Wysocką-Schnepf, po tyłkach niemiłosiernie i tylko patrzył, czy równo puchnie. Największą przegraną została zdecydowanie „arcykapłanka propagandy”, choć do niej to długo nie docierało, bo jeszcze – na swoje nieszczęście – próbowała pyskować. Karol Nawrocki zupełnie przyzwoicie, bo nie przegapił okazji, żeby Trzaskowskiego sprowadzić do parteru, kiedy ten sięgnął po rozpaczliwą broń tego nieszczęsnego mieszkania. Już nawet Anna Maria Żukowska napisała na Twitterze, że sam dośrodkował piłkę do kandydata z ramienia PiS-u, a ten strzelił pięknego gola. Bo, jak sama zauważyła – atakować też trzeba umieć. Z Żukowską jest jak z zepsutym zegarem – dwa razy na dobę pokaże dobrą godzinę i tu kolejny raz to się potwierdza. Czasem zdarza jej się powiedzieć coś mądrego. Ale miło widzieć, że ta koalicja od środka już się pruje. Podejrzewam, że przegrana Trzaskowskiego uwaliłaby już ten cały rząd, z czego KO zdaje sobie sprawę, dlatego nawala w tego biednego Nawrockiego czym tylko może. Brakuje jeszcze reportażu o tym, jak to Trzaskowski wbiegł do płonącego budynku i uratował dziecko, pieska i kotka. A Nawrocki? Nawrocki stał obok i palił papierosa, dlatego trzeba powołać szybko komisję śledczą, czy to przypadkiem nie on podpalił. Może zdążą przed II turą. Pozytywne wrażenie zrobił Adrian Zandberg, który mówił konkretnie i na temat, nie uciekał też do pyskówek (za wyjątkiem tej z Magdaleną Biejat), ale on jest takim kandydatem na którego ja zagłosuję, jeśli potrąci Adrianobusem pijanego Donalda Tuska, kiedy przechodził w niedozwolonym miejscu. Pozostali kandydaci raczej się nie wyróżniali – Trzaskowski zawsze wypada słabo w debatach i ta nie była wyjątkiem, chociaż nie wyszedł tak niemiłosiernie oklepany, jak w tej poprzedniej, na której odważył się pokazać; Biejat też mnie ani ziębiła, ani chłodziła, Senyszyn przyłapałam na drobnym kłamstwie, ale ta pani ma duże trudności, żeby przyznać się do swojej przeszłości w PZPR; Mentzen chyba był już zmęczony tym swoim „tour de Pologne”; Woch kompletnie niewidoczny; na Hołownię patrzeć już nie mogłam; a Maciak zdecydował się zadać pytanie Stanowskiemu, co tylko potwierdza, że facet chciał po prostu wypromować siebie i swój kanał na YouTube. I tyle, jeśli chodzi o te wszystkie debaty. Dobrze, że już się skończyły. Jeszcze pewnie jedna debata w II turze, a potem wrócimy do dawnego grajdołka – niestety takie mam wrażenie.

Orka Stanowskiego

Od początku byłam bardzo ciekawa materiałów Stanowskiego dotyczące tych wyborów i nie zawiodłam się. A wczoraj… było pięknie. Tak czułam, że jeśli któryś z kandydatów skrytykuje TVP i panią Dorotę Wysocką-Schnepf, to będzie to właśnie założyciel Kanału Zero. Wypomniał jej właśnie fakt, że aż osiem z trzynastu sztabów sprzeciwiało się jej udziałowi, wspomniał o tym, że jej mąż stara się o stanowisko ambasadora we Włoszech, a pani Dorota bardzo chciałaby mu pomóc (zupełnie bezinteresownie, jako kochająca i wspierająca żona, rzecz jasna), nawiązał też do pana Maksymiliana Schnepfa. Jeśli ktoś nie wie, kim był ten szanowny jegomość, niech poczyta sobie o obławie augustowskiej. Powinno mu to rozjaśnić, z jakiego rodzaju ludźmi mamy do czynienia. Tak, tak, wiem… Dzieci nie są winne grzechów swoich rodziców, ale umówmy się – to rodzice te dzieci wychowują. Najczęściej zgodnie ze swoimi przekonaniami. A jeśli chodzi o Wysocką-Schnepf, to mam wrażenie, że pan Maksymilian osobiście zajął się jej wychowaniem, mimo że nie był jej ojcem. I jeszcze załatwił jej korepetycje u Jerzego Urbana. A skoro pani Dorota uczyła się od najlepszych, nic dziwnego, że nie chciała pozostać dłużna, wypominając Stanowskiemu, że kiedyś sam pracował w TVP. Pan Krzysztof nie chciał już jednak wchodzić w dłuższą wymianę zdań, więc łaskawie przypomniał prowadzącej, że powinna skupić się na pilnowaniu zegara, bo za to jej płacą. Domyślam się, że niemało. Co z tego, że Stanowski pracował w TVP? A ona pracuje teraz i co w związku z tym? Różnica jest taka, że Stanowski zajmował się sportem, a pani Dorota propagandą. Właściciel Kanału Zero pięknie podsumował całą tę debatę i polityczną wojenkę – całość jego wypowiedzi znajdziecie na profilu Fanatyka Wolności, więc nie ma sensu kopiować, ale na pewno warto się zapoznać. Kończąc jednak wątek TVP, który teraz serwuje ludziom czystą wodę, a nie partyjniacką propagandę, nigdy w życiu, to warto przypomnieć, że trzy ostatnie pytania Rafał Trzaskowski miał zadawać… jako ostatni. Tak żeby, broń Boże, nie natknął się na jakąś niewygodną ripostę. I to, rzecz jasna, zupełny przypadek. W tej telewizji są same przypadki ostatnio. Ktoś kiedyś pisał, że TVP jest obecnie takim samym ściekiem, jak za rządów PiS-u. Nie zgadzam się, wtedy było fatalnie, ale teraz jest gorzej. Ale nie tylko TVP potrafi w propagandę. Przegląd Sportowy (podkreślam: Sportowy), należący teraz do der Onetu wysmarował aż cztery artykuły o tym, że Stanowski jest wredny i pani Dorotce było przykro. Cztery. Nie minęła nawet doba. Artykułów dotyczących sportu od wczoraj było niewiele więcej. Nieźle tam musiała zaboleć pana Węglarczyka pewna część ciała.

Politycy nie pomogą, my to zróbmy

U szefa Kanału Zero podoba mi się jeszcze jedna rzecz – on faktycznie potrafi wykorzystać swoją popularność, żeby zrobić coś dobrego. Na samym początku, kiedy kanał dopiero raczkował, Stanowski pomagał szukać psom ze schroniska domy – zapraszał wolontariuszki, które przyprowadzały czworonogi i opowiadały o nich, żeby zachęcić ludzi do przygarnięcia psiaka. Teraz nagłaśnia zbiórki dla chorych dzieci i robi to skutecznie. To, co stało się od wczoraj ze zbiórką dla małego Ignasia chorującego na wyjątkowo paskudną chorobę to jakiś kosmos. Zwrócił jednocześnie uwagę na to, że od wielu lat się nic nie zmienia. Pamiętam, jak byłam w gimnazjum, a potem liceum, że były akcje zbierania dla chorych dzieci… nakrętek od butelek plastikowych. Teraz już nie wolno, bo klimat, więc zamiast zbierać nakrętki, zakłada się zbiórki, ale poza tym nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu ciężko chorzy ludzie muszą zbierać grube miliony, żeby mieć możliwość leczenia za granicą, bo państwo nie potrafi pomóc, obojętnie czego by nie opowiada Tusk, Nawrocki, Trzaskowski czy jakiś inny Hołownia. A zrozpaczeni rodzice muszą biegać po różnych firmach i zgłaszać się do popularniejszych osób, żeby nagłaśniać zrzutki i prosić o pomoc obcych ludzi. Wiecie, ile udało się na razie uzbierać? Ponad osiem milionów. Bardzo dużo. A wiecie ile brakuje? Niewiele mniej, bo ponad siedem. Rodzicom chłopca od paru miesięcy udało się zgromadzić niewiele ponad połowę. Przecież to jest absurd. Skąd ci ludzie mają wziąć tyle pieniędzy? Ale spokojnie – kiedy zadano pytanie na temat ochrony zdrowia Trzaskowskiemu, ten odpowiedział, że przecież pani Leszczyna się tym zajmuje. Pozostaje nam trzymać kciuki. Pod tekstem zamieszczę link do zrzutki dla małego Ignasia. Co prawda nie mam takich zasięgów jak Stanowski (brakuje mi niecałych… dwóch milionów 😉 ), ale chociaż tyle mogę zrobić. Dołożę swoją cegiełkę do tej ciężkiej i nierównej walki małego chłopca i jego rodziców. W poprzedniej pracy miałam koleżankę, której syn też chorował na dystrofię mięśniową Duchenne’a – to jest takie cholerstwo, że atakuje tylko chłopców, natomiast nosicielem jest… matka. Kobiety są na tę chorobę odporne, mogą być jedynie nosicielkami. Możecie sobie wyobrazić, jak czuła się moja koleżanka i jak czuje się mama czteroletniego Ignasia. Wyobrażam sobie, że jest to dla niej podwójnie ciężkie.

Na sam koniec pozwolę sobie na pewną złośliwość. Pamiętacie, jak posłowie KO i ich dziennikarskie tuby propagandowe z Tomaszem Lisem na czele przekonywali, że Karol Nawrocki na pewno nie spotkał się z Donaldem Trumpem, bo co tam prezydent USA miałby tracić czas na jakiegoś tam Nawrockiego? No to opublikowano zdjęcie, na którym Nawrocki z Trumpem pokazują „okejkę”. I to nie gdzieś na korytarzu czy lotnisku, jak to udało się Donkowi i Rafałowi, kiedy Trump przyleciał do Polski, tylko w Gabinecie Owalnym. Trochę to zepsuło humory naszym wspaniałym rządzącym i ich dziennikarzom, ale zaraz zaczęto nas przekonywać, że ta wizyta tak naprawdę nic nie znaczyła i mamy się nie podniecać. No, to niedawno z wizytą do Kijowa udał się Donald Tusk – ale nie sam. Znaczy – sam siedział w wagonie; Macron, Merz i Starmer jechali osobnym i dumnie uśmiechali się do wspólnego zdjęcia. A na miejscu jeden z panów wskazał premierowi Polski palcem, żeby się pod nogami nie kręcił, na co ten posłusznie się ukłonił i zwiał. Ale spokojnie, sprawa została już przez uśmiechniętych wyjaśniona – otóż Donald Tusk jest dla Putina najgroźniejszy, dlatego dla bezpieczeństwa całej czwórki postanowiono go odseparować od reszty. I co? Łyso Wam pewnie, nie? 😛

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

https://www.siepomaga.pl/ratuj-ignasia#wplaty

Czytaj dalej

Nawiasem Pisząc

O debatach… ale nie tylko

logo nawiasem pisząc

Opublikowano

on

Wielkimi krokami zbliża się kolejna już debata prezydencka. Oglądałam wszystkie, ale nie wszystkie dałam radę Wam opisać, więc może w skrócie napiszę, jak odebrałam, wydaje mi się, że najbardziej znaczących, występy kandydatów na dwóch ostatnich. Wolałabym to robić bardziej na bieżąco, ale miałam przesyt polityki już w pewnym momencie i nie miałam ani dosyć siły, ani ochoty, ani uwagi, żeby skupić się na tym, co kto tam nawygadywał. Przepraszam. Dlatego w skrócie opiszę, jak odebrałam niektórych z kandydatów. Nawrockiego i Brauna w całej debacie oceniam pozytywnie. Ten pierwszy pokazał, że niekoniecznie jest nudny i nijaki. Braun wykorzystał to, co ma najlepsze, a nie można mu odmówić ani erudycji, ani błyskotliwości, a już na pewno nie inteligencji. Te atuty wykorzystał na ile było to możliwe. Muszę też przyznać, że Braun zyskał w moich oczach po akcji w oleśnickim szpitalu – wiele osób sugeruje, że Braun zrobił to głównie na potrzeby kampanii, bo praktyki aborcyjne i obchodzenie prawa stosuje się tam od dawna – stosowano je jeszcze przed „wytycznymi” Tuska i Leszczyny, które wprost mówiły, jak obejść istniejące prawo, bo nie ma odpowiedniej większości, żeby je zmienić. Ale dla przykładu Mentzen bardzo długo nabierał wody w usta i nie poruszał tematu. Zrobił to po jakimś czasie dopiero, kiedy sprawa już zaczęła przycichać – a skoro można sugerować, że Braun zrobił to na potrzeby kampanii, to kandydatowi Konfederacji też można, bo mam wrażenie, że jego sztabowcy najpierw chcieli temat przeczekać, a potem pod wpływem, jak podejrzewam, nacisków wyborców zdecydowali się, że lepiej będzie jednak zabrać głos, bo milczeniem nie zyska nowych sprzymierzeńców, ale może stracić tych, których już ma. Co do samego Mentzena – pierwsza z debat, które z nim widziałam, nie wyszła mu najlepiej. W każdym przemówieniu powtarzał, że to on ma największe szanse na pokonanie Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze. Zasięgnęłam trochę języka i dowiedziałam się, że było to celowe, bo sztabowcy liczyli na internetowe memy, które potem to hasło nagłośnią; inni z kolei tłumaczyli, że debaty telewizyjne oglądają głównie starsi ludzie, bo ci młodsi raczej korzystają z Internetu, a starszym trzeba parę razy powtórzyć, żeby zapamiętali. Podobno, to nie moja słowa. Ja uważam, że jeśli wychodzili z takiego założenia, mogli zdecydować się na powtórzenie tego dwa razy – na początku i na końcu. Osobiście byłam już tym zmęczona w pewnym momencie. W drugiej debacie wypadł już dużo lepiej. Ah, i swojego rozgłosu doczekała się książka-wywiad z Rafałem Trzaskowskim. Okazuje się, że my nawet nie doceniamy jaki skarb nam się trafił – pływa z rekinami i boi się tylko troszkę; gdyby nie miłość i służba Ojczyźnie, to na pewno zostałby aktorem, bo sam osobiście odrzucił rolę Adasia Niezgódki w ekranizacji „Pana Kleksa”, a w ogóle to jest lepszym pisarzem i poetą niż Mickiewicz, Słowacki czy Norwid razem wzięci. Powiem Wam szczerze, że jak nie kupuję biografii polityków pisanych przez samych polityków albo współpracy z nimi, tak tę książkę mam ochotę sobie kupić w celach rozrywkowych. 😉

Czysta woda czy czysta propaganda?

No dobrze, a co w związku z wielką, demokratyczną debatą, która ma się odbyć 12 maja i ma być poprowadzona przez TVP, TVN24 i Polsat News? Ano, pojawiły się kontrowersje, bo większości sztabów nie spodobał się pomysł, aby miała ją poprowadzić Dorota Wysocka-Schnepf, która nie zasługuje na nazwanie ją dziennikarką, bo podobnie jak jej koleżanka, Justyna Dobrosz-Oracz, jest zwykłą, niezbyt lotną umysłowo, propagandzistką jedynej słusznej władzy. Według opowieści Krzysztofa Stanowskiego aż 8 z 10 albo 11 obecnych na spotkaniu informacyjnych sztabów, aż 8 opowiedziało się za zmianą prowadzącej TVP. Co zrobiła TVP? Bardzo długo nie chciała się zgodzić na zmianę prowadzącej, która z oczywistych względów, nie spodobała się większości sztabów. Argumentowali to różnie, ale rozpoczęła się dość burzliwa dyskusja. Podejrzewam, że TVP, żeby uciąć temat stwierdziła, że przemyśli sprawę, ale nie spodziewam się, żeby doszło do zmiany. Ewentualnie właśnie na Justynę Dobrosz-Oracz, bo linia narracyjna, nawet w demokratycznej debacie prezydenckiej musi być jedyna i słuszna. Ale, jak na razie, musimy chyba uwierzyć na słowo, że pani Dorota jest niezależna i profesjonalna, bo nic nie słyszałam o zmianach w tym temacie. Jeżeli komuś nie jest znana postać pani Wysockiej-Schnepf, to spieszę poinformować o niektórych jej wyczynach. Kiedy wróciła do Telewizji Polskiej w 2024 roku, przeprowadziła wywiad z wdową po mężczyźnie, który sam się podpalił na Placu Defilad, a niedługo później zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Na pasku na dole ekranu ukazał się wtedy napis: „Oddał życie w obronie demokracji”. Cóż, nie chcę za bardzo znęcać się nad człowiekiem, który już bronić się nie może, ale nawet jeśli w wyborach wygrywa nie ta partia, która nam się podoba, nie oznacza to z automatu, że tej demokracji nie ma. Powiedziałabym nawet, że z demokracją zaczynamy mieć problemy, od kiedy do władzy dorwał się znowu Donald Tusk, który pragnie politycznej zemsty i, żeby tylko odpowiednio nabruździć PiS-owi, każe aresztować wszystkich, którzy może mogli, a może nie mogli wiedzieć coś o aferach PiS-u, które były, ale może ich nie było. Napiszę nawet więcej – jestem zdania, że żeby podpalić się z manifestem, który brzmiał dosłownie jak program Nowoczesnej (bo KO wtedy uznała chyba, że programu mieć nie musi, a potem sama zerżnęła program od Nowoczesnej, niemalże słowo w słowo), trzeba mieć nierówno w głowie. Są różne powody, żeby popełnić samobójstwo, sama chorowałam na depresję i wiem, jakie myśli chodzą wtedy człowiekowi po głowie, ale… PiS rządził wtedy już dwa lata. Nie wiem, ja nie odczułam na własnej skórze tego, co wygadywali na temat rządów PiS-u w telewizji, żyło mi się ani lepiej, ani gorzej. Nikt mnie w niedzielę rano za włosy z mieszkania nie wywlekał na mszę; po pracy, jeśli miałam ochotę, włączałam sobie mecz i dopiero od Małgorzaty Kidawy-Błońskiej dowiedziałam się, że podobno nie mam takiego prawa. Ale OK, nieważne, przecież Wysocka-Schnepf nie mogła mieć żadnego wpływu na to, jaki tytuł pojawi się na pasku, więc zostawmy to, mimo że sam wywiad był… mocno tendencyjny, delikatnie to ujmując. Później mieliśmy jeszcze debatę kandydatów do Europarlamentu, którą poprowadził wybitny duet dziennikarski, czyli pani Schnepf właśnie z Justyną Dobrosz-Oracz. Obie panie starły się wówczas z Beatą Szydło. Przepychanka słowna, która miała wtedy miejsce, nie pasuje chyba do standardów, jakie powinna utrzymywać Telewizja Publiczna. Później obie panie postanowiły nagle zmienić język na angielski, na co – nie wiedzieć, czemu – niemalże doskonale przygotowany był Borys Budka, ale to pewnie przypadek, prawda? Na słowa sprzeciwu, że przecież jesteśmy w Polsce i powinniśmy mówić po polsku, odpowiedziano, że przecież w Brukseli mówi się po angielsku. Nie, w Brukseli nie mówi się po angielsku, ale możemy się domyślać, o co chodziło. I tu niestety panie też nie trafiły, bo w Europarlamencie korzysta się już z tłumaczy, żeby te różnice językowe zniwelować. Naprawdę nie trzeba znać języków obcych, żeby zostać politykiem – te się przydają, jeśli chce się zostać kelnerem w każdym, większym polskim mieście, ale nie politykowi. Jeszcze innym razem pani Wysocka-Schnepf była łaskawa… zagłuszyć swojego gościa alarmem z telefonu, bo mówił nie tak, jak jej się podobało. Pisałam coś o standardach w Telewizji Publicznej i… muszę cofnąć te słowa, bo to zagranie było poniżej jakichkolwiek standardów. Nie wierzyłam, że to jest możliwe, ale TVP to w tym momencie jeszcze większe dno, niż za czasów PiS. Taką „czystą wodę” szanowni dziennikarze z TVP mogą spuszczać w kiblu, a nie wlewać ją na siłę ludziom do szklanek 24 godziny na dobę.

Nie było wizyty, nie było wywiadu?

A co tam się jeszcze wydarzyło ciekawego podczas majówki? Sporo, ale chciałabym się jeszcze skupić na dwóch wydarzeniach. Pierwsze to wizyta Karola Nawrockiego w USA. No, bo co to za wizyta, skoro nie było spotkania z Donaldem Trumpem? Na wycieczkę pojechał? Łatki alfonsa się nie udało przylepić, z mieszkaniem też sprawa się rypła, więc zagramy na nieudacznika – tak odczytuję motywację polityków Platformy i najwierniejszych wyborców tej partii. Zaczął się wysyp prześmiewczych memów, jak to śmiesznie i małostkowo potraktowali Karola Nawrockiego. Zdaje się, że to Tomasz Lis buńczucznie wypisywał, że jak nie ma zdjęcia, to nie ma dowodu i tym spotkaniem z Trumpem Nawrocki może mydlić oczy komu innemu, ale nie jemu. Wiecie, coś na zasadzie: „Pics or it didn’t happen”. Chciał to dostał, bo Trump nie dość, że się z Nawrockim spotkał, to jeszcze wspólnie pokazali „okejkę”. No cóż, tyłek obity, ale propaganda się sama nie zrobi, więc mainstreamowe media zaczęły się rozpisywać, że wizyta kandydata wspieranego przez PiS tak naprawdę nic nie znaczyła, była kompletnie zbędna i nieważna, a tak w ogóle to Trump jest głupi i zły, a jakby wygrała Kamala Harris to na pewno by nie przyjęła takiego chłystka, jakim podobno jest Nawrocki. Możliwe, że tak by właśnie było, ale na ich nieszczęście to nie Harris jest prezydentem, ale Trump. Ja już naprawdę nie wiem, czy te żałosne zagrywki mają służyć osłabieniu Nawrockiego, czy oni po prostu rozpaczliwie próbują z tego całego zajścia wyjść z twarzą, co w ich przypadku jest cholernie trudne, żeby nie powiedzieć, że niemożliwe, bo twarz stracili już ładnych parę lat temu. Niemniej – jest to wybitnie słabe, patrząc na to, że Tusk i Trzaskowski ładnych parę lat temu rywalizowali ze sobą, który z nich dłużej z Trumpem rozmawiał, a w obu przypadkach prezydent USA po prostu podał im rękę i zamienił parę słów, bo był umówiony na wizytę z… Andrzejem Dudą. Musi boleć. Mnie by bolało, gdybym była ślepą wyznawczynią Trzaskowskiego albo Tuska. Druga kwestia, którą chciałabym poruszyć jest „wywiad” Krzysztofa Stanowskiego z Maciejem Maciakiem. Nie ogarniam tak naprawdę, co tam się wydarzyło, bo Stanowski po pierwszej odpowiedzi przerwał rozmowę i wyszedł ze studia. Maciak próbował się jeszcze jakoś przedstawić i wyjaśnić swoje poglądy, ale redakcja Kanału Zero przypadkiem wyłączyła mu mikrofony, więc gadać on sobie mógł, ile chciał, ale niczego nie słyszeliśmy. Słabe to było. I wcale nie dlatego, że zgadzam się z Maciakiem, wręcz przeciwnie. Jest mi do jego poglądów bardzo daleko, głównie ze względu na jego podejście do wojska polskiego i zbrojenia Polski, ale nie zgadzam się również z jego podejściem do Rosji. Co prawda, ja już zostałam nazwana ruską onucą, tylko dlatego, że domagam się prawdy o Wołyniu i kilka razy wprost napisałam, że jeśli mamy być przyjaciółmi z Ukraińcami, musimy ten Wołyń rozliczyć. Tego się nie da obejść tak, jak nasze dziurawe prawo; to jest cierpienie i olbrzymia trauma dla setek tysięcy Polaków. Polaków, którzy o tym pamiętają i o tę pamięć wołają. Moja rodzina, co prawda, osobiście tego nie doświadczyła, nas bardziej poszarpali Niemcy, ale… jesteśmy narodem, który oberwał niemalże z każdej strony; jestem pewna, że jakbyśmy wspólnie usiedli i prześledzili losy naszych przodków, to każdy znajdzie kogoś w rodzinie, który ucierpiał od Niemców, Rosjan, Ukraińców… I dlatego sobie myślę, że powinniśmy trzymać się razem i wspólnie dbać o nasz interes narodowy, żeby ta Polska jakkolwiek jeszcze istniała. Żeby sama mogła o sobie decydować, bo niestety mam wrażenie, że ta decyzyjność została odebrana. I myślę sobie jeszcze, że nie po to walczyła Armia Krajowa, nie po to ludzie walczyli w Powstaniu Warszawskim, nie po to nasi przodkowie dostali wielokrotnie nożem w plecy, żebyśmy my teraz tę Polskę oddali za darmo. A to właśnie robimy. Ale do brzegu – Stanowski wręcz chwalił się na jednej z debat, kiedy słusznie zauważył, że nie była ona sprawiedliwa, bo część kandydatów nie miała możliwości dotrzeć na miejsce, że on tę możliwość wypowiedzi udzieli. I że on jest tą przestrzenią medialną, która zapewni każdemu z kandydatów swobodną wypowiedź, przynajmniej dwugodzinną. I ja naprawdę rozumiem, że pan Maciak aż tak bardzo mu nie pasował, że nie chciał z nim rozmawiać; rozumiem, że Maciak wyskoczył mu nagle jako kandydat na prezydenta jak Filip z konopii, a jemu z jego poglądami bardzo nie po drodze i nie chce dawać przestrzeni medialnej komuś takiemu, ale… słowo się rzekło. Jest oficjalnym kandydatem na prezydentem, a jak sam Stanowski wielokrotnie powtarzał, wszyscy kandydaci mają równe prawa. Tyle, że jak widać – nie u niego. Mocno mnie zawiódł pan Krzysztof, bo uważam, że robi dobrą robotę, pokazując od środka, jak ta kampania wygląda. Chętnie oglądam jego materiały, bo wydaje mi się, że facet ma łeb na karku, ale no… Nie pasowało mi to. Już chyba lepiej by wyszło, żeby go nie zapraszał w ogóle, bo po co targać faceta specjalnie do studia, żeby przerwać rozmowę po jednym pytaniu? Mam wręcz wrażenie, że Stanowski to sobie z góry ustalił, że umówi się tego i tego dnia, zada jedno konkretne pytanie, a po odpowiedzi od razu przerwie wywiad i pojedzie do domu, żeby obejrzeć mecz Barcelony. Chyba że zrobił to w jeszcze innych celach, żeby potem wyskoczyć i wskazać hipokryzję innych, jak w akcji ze Stonogą, ale nie mam żadnego pomysłu na czym ta akcja miałaby polegać. Jeśli macie inny pomysł, jak tę sprawę z Maciakiem ugryźć, dawajcie znać w komentarzach. Chętnie się zapoznam, bo mi nie przychodzi nic innego do głowy, niż to, że Stanowski po prostu popełnił błąd.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Czytaj dalej