Nawiasem Pisząc
Jeszcze trochę o powodzi…
Jeszcze parę słów chciałam napisać o powodzi, bo uwypukliła ona pewne kwestie, które spora część ludzi podnosiła już od dawna, ale jakoś nikt ich nie chciał słuchać. Dramat powodzian pokazał nam: po pierwsze, że nasi rządzący wolą pajacować, niż zajmować się rzeczywistymi problemami; po drugie – że faktycznie jesteśmy państwem z dykty i kartonu, a teorie spiskowe o tym jakobyśmy byli sterowani przez Niemcy wcale nie są takie niedorzeczne; po trzecie – że daliśmy dojść do głosu hipokrytom i obłudnikom, którzy wykrzykiwaniem publicznie bzdur przekonali nas, jak mamy myśleć. Wnioski są to niby oczywiste, a jednak nie widać, żeby ktokolwiek je zauważał. Ba, niewielu osobom choćby przeszło przez myśl, że przecież coś tu jest chyba mocno nie tak. Że coś się tu mocno nie klei. Że nas ktoś zwyczajnie w wała robi.
Polityczne show
Zacznijmy może od naszych cudownych polityków, którzy przyjechali na miejsce dramatu. Wyróżnijmy może na początek Klaudię Jachirę, która pojawiła się w zalanych miejscowościach chyba wyłącznie po to, żeby się promować. Naprawdę nie wiem, jak inaczej mam jej zachowanie interpretować. Właśnie zdjęcie z jej konta na TT/X postanowiłam tutaj dać, bo pokazuje ono dosyć osobliwe podejście pani poseł do ważnych i trudnych tematów. Po śmierci Nawalnego wrzuciłam już tutaj tekst o tym, jak to Jachira poprosiła kogoś, żeby zrobił jej zdjęcie, kiedy stoi zasmucona i zamyślona na korytarzu sejmowym, bo ładnie będzie pasowało do jej wniosków po śmierci innego człowieka. I nie chcę tutaj wracać do oceny pana Nawalnego, bo przyjacielem Polaków on na pewno nie był, ale o sam fakt, że mówimy o drugiej osobie, która została wykończona w więzieniu za poglądy tak naprawdę. Klaudia nie mogła się powstrzymać przed wrzuceniem swojego zdjęcia, żeby pokazać ludziom, jak mocno nią ta śmierć wstrząsnęła. Właśnie tak bardzo, że musiała jeszcze pięknie zapozować. Bo przecież, pierwsze o czym myśli normalny człowiek po otrzymaniu wstrząsającej wiadomości, to odpowiedni obrazek na mediach społecznościowych. I tutaj mamy to samo – pani Jachira z wielkim niepokojem i smutkiem spogląda na wylewającą się rzekę. To zdjęcie było niezbędne, żeby mogła potem podzielić się swoim zdaniem na temat powodzi. A teraz zwróćcie uwagę, jak była ubrana. Wiosenna sukienka i (tego nie widać na zdjęciu, ale można to zauważyć na wrzucanych przez nią filmikach) sandały. Idealny ubiór na to, żeby targać po kostki w błocie worki z piaskiem. Klaudia oczywiście nie jest w ciemię bita, więc wrzuciła oczywiście krótkie nagranie jak trzy razy machnęła łopatą, a potem poszła fotografować się z żołnierzami, których jeszcze rok temu odsądzała od czci i wiary. Wymazujemy, nie pamiętamy, teraz już nie mówimy o „prywatnym wojsku Antoniego Macierewicza” (to akurat o żołnierzach WOT-u), teraz to są bohaterowie poświęcający swój czas, siły i zdrowie dla innych ludzi, więc zasługują na to, żeby pani Klaudia zrobiła sobie z nimi zdjęcie. Większego bohatera zrobiono, oczywiście, z Donalda Tuska. Pan premier jest jednak trochę mądrzejszy od swojej koleżanki z koalicji, bo przynajmniej ubrał się odpowiednio, a potem nakręcił swoje wielkie chwile, jak to wyłamuje drzwi, żeby dostać się do zalanego pomieszczenia, w którym już wcześniej stali i czekali filmowcy. Fenomen. Skąd oni wiedzieli, że on akurat tam będzie próbował wejść? Bo przecież niemożliwe, żeby nagrania, w którym wielki mąż stanu wykazuje się olbrzymim poświęceniem były reżyserowane. Nie, kiedy wszędzie wokół stoją załamani ludzie, którzy utracili dorobek życia. Prawda?
Przyjaźni sąsiedzi z Zachodu
Dalej możemy przejść do tych obrzydliwych teorii spiskowych, jakoby nasi niemieccy przyjaciele dyktowali polskim politykom, co i jak mają robić, jakie decyzje podejmować i na co wydawać pieniądze, które nam łaskawie podarowali. Otóż Koalicja Obywatelska triumfalnie ogłosiła, że otrzymamy od Unii aż 10 mld złotych na pomoc powodzianom. Tylko że tak naprawdę my niczego nie dostaliśmy. Są to pieniądze, które już mieliśmy, ale jak mogliśmy się później dowiedzieć – tylko teoretycznie. A Ursula von der Leyen pozwoliła nam przekazać te środki na odbudowę zalanych terenów. Złota kobieta. Niestety, to w dalszym ciągu wygląda tak, że UE daje nam łaskawie jakąś tam kwotę, a potem tłumaczy, na co możemy ją wydać. Na wiatraki niemieckiej firmy, na zużyte niemieckie samochody, którymi nasi zachodni sąsiedzi nie chcą już jeździć, ale przy okazji pokazali nam jakie mają dobre serduszko, bo możemy też część wydać na pomoc w odbudowie doszczętnie zniszczonych miast. Bo, przypomnijmy, my te pieniądze mieliśmy tylko teoretycznie, więc wdzięczność wielka się należy. Praktycznie będziemy je mieć, kiedy Unia Europejska zdecyduje na co mamy je wydać. Ale nie, tego w żadnym wypadku nie można uznać za dowód na to, że Niemcy sterują naszym państwem, broń Boże! To tylko taka braterska, przyjazna, sojusznicza pomoc. Wracając jeszcze do politycznego lansu, to pani Ursula też pojawiła się w Polsce, żeby sprawdzić wnikliwym okiem, czy Polacy równo te worki z piaskiem układają. Bez jej pomocy ani rusz! Dziękujemy, Ulka, za uratowanie Wrocławia i Opola! To nie jedyna rzecz w kwestii sterowania polskim państwem, ponieważ ekolog (nie mylić z eko-terrorystami) Grzegorz Chocian wprost powiedział, że Niemcy próbowali go zwerbować, aby głośno sprzeciwiał się budowie zbiorników retencyjnych w Raciborzu. Wywiad niemiecki próbował mnie zwerbować, żebym protestował. Nie zgodziłem się, ale wiem, kto został zwerbowany – miał powiedzieć w jednym wywiadzie. Zapewniał również, że to nie była pierwsza taka sytuacja, bo podobne próby pojawiały się jeszcze zanim Polska weszła dla Unii – wtedy jeszcze nieświadoma, że ku własnemu nieszczęściu. Nie wiem, czy pan Chocian mówi prawdę i wcale nie przesądzam, że powinniśmy mu wierzyć bez żadnych wątpliwości, ale patrząc na służalczo-poddańczą politykę Donalda Tuska wobec Niemiec coś może być na rzeczy. Zabawne jest jednak to, jak zareagowały na to media otwarcie wspierające obecnego szefa rządu (czyli zdecydowana większość). Otóż „NaTemat” obwieściło, że Chocian kłamie, bo oni zasięgnęli informacji u źródła! I wywiad niemiecki przekazał im, że wcale nie, nieprawda! Bo, rzecz jasna, gdyby tak było przyznaliby się nam od razu, nie ma bata, żeby nas w trąbę robili! Tacy to ludzie wpływają teraz na opinię publiczną. Dramat. Ciekawe jest też to, że bardzo długo musieliśmy czekać na komentarz ABW w tej sprawie, który powinien ukazać się zaraz po wypowiedzi ekologa. A kiedy wreszcie się pojawił, nie dowiedzieliśmy się z niego absolutnie nic.
Głos celebrytów – głosem narodu!
Na koniec zajmijmy się olbrzymią hipokryzją celebrytów, którzy nie wiadomo dlaczego stali się nagle autorytetami i głosem narodu. Donald Tusk znalazł już bowiem winnych powodzi. Winnym nie jest on sam, mimo że na dobę przed pierwszymi podtopieniami przekonywał, że nie ma powodów do paniki. Nie są to też oczywiście jego koleżanki z koalicji, Monika Wielichowska czy Urszula Zielińska, które otwarcie protestowały przeciwko budowie zbiorników retencyjnych na terenach zalewowych. I to w sposób mało szarmancki, powiedziałabym. W żadnym wypadku. Wszystkiemu winne są bobry, więc należy się ich pozbyć. I teraz przypomnijmy sobie, jaki był wrzask, krzyk, płacz i lament, kiedy PiS podjął zbrodniczą decyzję o odstrzale jakiejś tam części populacji dzików. Tej szopce nie było końca. Od razu uruchomili się celebryci, aktywiści, a później zwykli obywatele, że jak to tak można na biedne dziki? Weźmy na tapet Maję Ostaszewską (to ona stała się wręcz twarzą tych protestów), która stanęła twardo w obronie dzików, walcząc o ich życie kartkami papieru z odpowiednimi hasłami. Zdaje się, że to samo robiła z karpiami, bo wiadomo Boże Narodzenie to Holocaust karpi (nie śmiejcie się, mniej więcej na takie porównania trafiałam). Teraz, kiedy premier ogłosił taką, a nie inną decyzję jest cisza jak makiem zasiał. Wcześniej były nawet nakładki na zdjęcia profilowe, że się jest z dzikami; bobry niestety nie dostąpiły tego zaszczytu. Z nory wyłoniła się na chwilę, skrupulatnie wcześniej chowana, jedynie Urszula Zielińska, która nieśmiałym tonem oznajmiła, że złożyła wniosek o odwołanie decyzji swojego szefa. Baaaaardzo kulturalne podejście, patrząc na to jaka była reakcja na decyzję PiS-u o odstrzale dzików. Można wysnuć z tego dwa wnioski. Pierwszy jest taki, że nowej koalicji wolno zabijać, a PiS-owi już nie wolno. A drugi, bardziej według mnie wiarygodny (chociaż, jakby się na tym chwilę zastanowić, jeden nie wyklucza przecież drugiego), jest taki, że tak naprawdę te dziki w sumie były nieważne, ważne było osiem gwiazdek, a każdy powód jest dobry, prawda? I to właśnie, według mnie, pokazuje całą obłudę i hipokryzję pani Mai, ale też resztę tych celebryckich krzykaczy, których tak oburzyła decyzja o odstrzale dzików. Odstrzał bobrów już im nagle nie przeszkadza? Należy się buntować w imię dzików, karpi i piesków, które się boją w Sylwestra, ale bobry to tam pal sześć, dobrze rozumiem? I, oczywiście, koniecznie trzeba przymknąć oko na fakt, że decyzja w sprawie dzików zapadła na skutek epidemii afrykańskiego pomoru świń, a bobry trzeba wybić głównie dlatego, że – takie mam wrażenie – Tusk chce odwrócić uwagę od swojego nieudolnego rządu. Nazwijcie mnie ignorantką, ale nie jestem w stanie uwierzyć w to, że te zwierzęta mogły mieć aż tak katastrofalny wpływ na polskie ziemie. Przypomnijmy, że ich populacja w Polsce wynosi ok. 150 tysięcy, ale to na całym terytorium Polski, a nie w regionach, które dotknęła powódź. I wydaje mi się jasnym, że ten cały protest pani Ostaszewskiej i wielu innych gwiazd był spowodowany bardziej chęcią odebrania władzy temu przebrzydłemu PiS-owi, niż faktyczną troską o dobrostan zwierząt. Wybranych zwierząt, przypomnijmy. Zresztą tu innym przykładem może być przyznanie Polsce środków KPO, które zapadły krótko po wyborach. W czasie kiedy kamienie milowe nie zostały przecież zrealizowane. Co też może budzić wątpliwości, czy Polska jest niezależnym państwem, czy też – być może – steruje nami kto inny, bo komuś z jakichś powodów bardziej zależało, żeby Tusk był u władzy. Ale to też, na pewno, dla naszego dobra. Wszak Niemcy przez całe swoje istnienie nie robią nic innego, tylko starają się, żeby żyło nam się jak najlepiej!
Które zwierzątko jest fajniejsze?
Umówmy się, bobry są żyjątkami, o których ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy są pożyteczne czy wręcz przeciwnie. Tak naprawdę wszystko zależy od terenów ich bytowania – zdarza się, że np. na skutek ich działalności pola rolników zostają podtapiane, ale zdarza się też, że skutecznie nawadniają inne tereny, niezagospodarowane przez ludzi, co wpływa na większą bioróżnorodność. Zresztą – podobnie jak dziki. Potrafią być one uciążliwe, a nawet niebezpieczne dla ludzi, ale też dzięki ryciu w glebie, kiedy szukają pożywienia, użyźniają ją, co ma raczej pozytywny wpływ. Ale przypomnijmy sobie, że Niemcy, pardon, Unia Europejska chciała, aby w celu odtwarzania przyrody zalać część polskich pól. Również tych użytkowanych przez rolników. Właśnie po to, żeby tę bioróżnorodność uzyskać. Absolutnie nie jest to kolejny dowód na to, że Niemcy znowu wyciągają łapska po to, co polskie. Standardowo – to wszystko dla nas, Drodzy Rodacy! Ale dlaczego w takim razie nie zostawić tej roboty bobrom, zamiast znowu ingerować w naturę, bo tego podobno nie wolno robić? Tak przynajmniej mówili w przypadku przekopu Mierzei Wiślanej. I trochę się zaczynam gubić, kiedy ingerencja w naturę jest fajna, a kiedy nie. Bo przecież, gdyby natura chciała, to Mierzeja Wiślana sama by powstała, jak to mówiła Małgorzata Kidawa-Błońska. I można tę jej wypowiedź parafrazować na różne sposoby- na przykład, że gdyby natura NIE chciała, to woda by NIE zalewała kolejnych miejscowości na zachodzie Polski, więc cóż można na to poradzić? Chciała, to zalała. Ale spójrzmy na to z innej strony – kiedy ktoś powie, że „Bóg tak chciał” to go wyśmieją, zgnoją i wyzwą o najgorszych. Ale „natura tak chciała”? To już inna para kaloszy, Drodzy Czytelnicy. Gdyby dalej doszukiwać się logiki w wypowiedzi pani byłej kandydatki na prezydenta (przynajmniej dopóki nie zmienili jej na Rafała Trzaskowskiego – ach, ten patriarchat!), powinna ona mieszkać w jakiejś jaskini, a nie w rodzinnym dworku z dużym, zabytkowym domem. Tak mi się przynajmniej wydaje, że jej posiadłość nie powstała na skutek sił natury, a raczej na skutek sił ludzkiej pracy, a przecież gdyby natura chciała, to by jej ten dom tam postawiła. Widocznie nie chciała. Ciekawa jestem, cóż pani Małgorzata pocznie z tą świadomością?
Cóż, gdyby ktoś mnie zapytał, to czysto subiektywnie stwierdziłabym, że bobry wydają się sympatyczniejsze, niż dziki i karpie. I że całkiem niedawno dopiero odrodziły się na naszych ziemiach. Bo przecież kiedyś już je wyniszczyliśmy, żeby potem je na nowo zasiedlać. Teraz znowu trzeba je tępić. Historia kołem się toczy, ale wniosków niestety żadnych.
M.
Wesprzeć nas można poprzez Patronite
Nawiasem Pisząc
Legalna propozycja łapówki
Oj, dużo się wydarzyło od kiedy Donald Trump wygrał wybory. Najpierw drugi Donald, nasz niemiecki, zaczął wycofywać się ze wszystkich bzdur, które wystosował wobec kandydata republikanów i to nie tylko podczas tej kampanii. Chociaż ta ostatnia była najbardziej kontrowersyjna, ponieważ Tusk przekonywał, że nowy wybrany prezydent Stanów Zjednoczonych jest w rzeczywistości powiązany z Kremlem, który miał znacząco wpływać na wybory. Potem się jednak ze swoich słów „zręcznie” wycofał, mówiąc, że wcale nie powiedział tego, co powiedział. A później mieliśmy gorzki zawód szeroko uśmiechniętych, którzy niedawno obwiniali PiS za aferę w Collegium Humanum, dopóki nie okazało się, że spora część ich absolwentów to osoby blisko związane z Koalicją Obywatelską. Na pierwszy ogień poszedł Jacek Sutryk, co do którego cała Platforma zarzeka się, że w sumie gościa nie znała.
Niebagatelny pomysł na rozwiązanie kryzysu migracyjnego
Nie o tym jednak chciałam pisać, bo umówmy się – to że Tusk wygaduje co kilka dni coś innego, już się wszyscy zdążyliśmy przyzwyczaić. A Sutryk? Jestem jakoś dziwnie spokojna, że facet za kratki nie trafi. Wybronią go jakoś, mimo że teraz nikt się do niego nie przyznaje. Chyba że postanowili kogoś spuścić dla przykładu, bo oni są przecież praworządną partią. Bardziej chciałabym się skupić na kolejnym genialnym pomyśle naszego rządu. Bo widzicie – nie chcemy migrantów, tak? Uważamy, że ważniejszy jest spokój i bezpieczeństwo na ulicach, dlatego serduszko nam nie kruszeje na widok zamaskowanych mężczyzn na granicy z Białorusią? Jesteśmy mało empatyczni i bezwzględni, nie wykazujemy choćby minimum wrażliwości, a nasi rządzący i tak, wbrew temu wszystkiemu, postanowili nam dać, co chcemy! Nie wierzycie? I słusznie, bo sam projekt nie jest taki super, jakby się mogło początkowo wydawać. Rozwiązać problem z migrantami rząd planuje mianowicie wydając na prawo i lewo nasze pieniądze, bo tak jest najłatwiej. I najgłupiej. Zaproponowali oni bowiem, że będą dopłacać nielegalnym migrantom za to, że łaskawie się wyniosą – około trzy tysiące złotych według plotek. Po raz pierwszy miał ogłosić to Maciej Duszczyk, podsekretarz stanu w MSWiA, ale potem potwierdził to Tomasz Siemoniak. Co prawda, wił się jak piskorz, żeby nie powiedzieć tego wprost, ale z drugiej strony argumentował też, że wiele krajów już to wprowadziło i że to rozwiązanie jest bardziej opłacalne, bo inaczej musielibyśmy ich przecież utrzymywać. Jak to, inżynierów i chirurgów? Ale do brzegu, faktycznie na podobne rozwiązanie wpadła już Litwa i Wielka Brytania. Nie wiem, jak ta pierwsza, ale Wielkiej Brytanii to super rozwiązanie chyba za wiele problemów nie rozwiązało.
Konsekwencje tak oczywiste, że aż niewidoczne?
Ten pomysł jest tak odklejony, że musiałam sobie trzy razy obejrzeć tę wypowiedź ministra MSWiA, żeby być na sto procent pewną, że ten człowiek opowiadał te bzdury całkiem na serio. Przecież nie trzeba być geniuszem, żeby dostrzec absurd tego pomysłu – taki imigrant weźmie sobie chętnie naszą jałmużnę i wyjedzie „na zawsze”. Przeczeka chwilę aż sprawy ucichną i żeby na pewno nikt go nie poznał na granicy i za jakiś czas wróci. Znowu prawdopodobnie nielegalnie, bo po co się męczyć z jakimiś wizami i paszportami, prawda? Potem znowu chętnie zgłosi się po wyprawkę na wyprowadzkę i tak sobie będzie podróżował. No, może jeszcze w międzyczasie zahaczyć o Litwę czy Wielką Brytanię. Jak minister Siemoniak wyobraża to sobie w praktyce? Jakim cudem sprawdzi, czy dany cudzoziemiec na pewno pierwszy raz jest w Polsce i na pewno pierwszy raz chce z niej wyjechać? Jaką będzie miał pewność, czy gościu na pewno podaje prawdziwe dane albo czy wcześniej nie zamówił sobie nowej tożsamości? W większości wystarczy zmienić tylko imię i nazwisko, bo i tak nikt już dawno nie ma nad tym kontroli. Ja nie widzę możliwości, żeby to się miało udać i nie rozpieprzyć po drodze. Przyznajcie sami, że pomysł najbardziej naiwny z możliwych. Bardziej naiwny słyszałam tylko za „wcześniejszego Tuska”, kiedy to jego koledzy partyjni przekonywali, że najlepiej jest ich wszystkich wpuścić, a kim są, ustali się później. Konkretnie to pani Hartwich jest autorką tych słów, ale spokojnie, wtedy jeszcze nie miała matury. Teraz zresztą też nie. Cóż, ustalenie tożsamości kilkudziesięciu tysięcy chłopa po wpuszczeniu ich na terytorium Polski jest absolutnie niewykonalne, ale czy – na zdrowy, chłopski rozum – nasze służby potrafiłyby zapanować nad bałaganem, który rozpocząłby się, gdybyśmy zaczęli próbować ogarnąć, który człowiek faktycznie przybył do nas pierwszy raz, a który robi sobie tournee po Europie, bo okazuje się, że ci wspaniali Europejczycy z własnych pieniędzy płacą mu za to zwiedzanie?
Jasne zdanie Polaków
Ciekawostką jest, że Radio Zet, na którego kanale YT można obejrzeć tę rozmowę z Siemoniakiem, zrobiło ankietę z pytaniem: „Czy Polacy powinni dopłacać imigrantom, żeby opuścili terytorium Polski”. Cóż, wyniki pewnie nie są zaskakujące. Ponad 90% naszych rodaków stwierdziło wprost, że szef MSWiA może się schować z takim pomysłem i już nie wychylać. Ciekawa teraz jestem, kiedy pan premier przeanalizuje sobie tę ankietę? Podejrzewam, że kiedy to zrobi, możemy spodziewać się artykułów, że „Tusk jest wściekły”, a niedługo później jakiś przypadkowy człowiek będzie musiał ponieść karę, bo przecież Siemoniaka nie ruszą. Pożar byłby za trudny do wygaszenia, bo myślę, że Maria Stepan niewiele przesadza, kiedy mówi wprost, że jest to propozycja łapówki od naszego rządu w stronę nielegalnych imigrantów. Zamiast wyrzucić ich na zbity pysk za nielegalne przekroczenie granic, my im jeszcze zapłacimy, żeby sobie sami poszli.
Niebywałe.
M.
Nawiasem Pisząc
Marsz Niepodległości 2024
Załączam dla Was filmik z ostatniego Marszu Niepodległości. W linku dorzucę Wam bezpośredni link do naszego kanału YouTube, na którym na razie niewiele się dzieje (wrzucamy tam tylko relacje z różnego rodzaju marszów i protestów), ale będę wdzięczna, jeśli obejrzycie naszą pracę właśnie na YouTube. Teraz załączam film bezpośrednio, bo FB nie bardzo lubi linki i tnie zasięgi, a chcielibyśmy, żeby obejrzało to jak najwięcej ludzi. Będziemy wdzięczni za opinie oraz udostępnianie dalej, jeśli Wam się spodobało.
Musimy się pochwalić – tym razem jako podkład wybraliśmy muzykę mojego Grzesia. Myślę, że pasuje, sama wpadłam na ten pomysł.
Aha, i oglądajcie do końca! Zamieściliśmy pod koniec parę fragmentów, dla których nie znaleźliśmy miejsca w samym klipie, bo jak tu do takiej podniosłej muzyki Braun z gaśnicą? A na sam koniec pozdrowienia od Hektik Hektor, obcokrajowca, który zakochał się w Polsce. „Piękna Polska”.
Miłego oglądania, mamy nadzieję, że choć w minimalnym stopniu udało nam się uchwycić niesamowitą atmosferę tego wydarzenia!
M.
P.S.: W nagraniu pojawiły się momenty, w których ludzie strzelali fajerwerkami w stronę mieszkania z wywieszoną tęczową flagą w oknie. Chcemy jasno podkreślić, że nie popieramy tego rodzaju zachowania, zwłaszcza że mieliśmy przykład w 2020 roku, że może to się skończyć różnie. Nie dajmy się prowokować!
Nawiasem Pisząc
Parę słów o wyborach (i nie tylko)
Wybory, wybory i po wyborach. Zdecydowanie wygrał Donald Trump, chociaż jeszcze parę dni temu TVN przekonywał, że w sondażach między kandydatką demokratów, a reprezentantem republikanów nie ma żadnej różnicy. I pokazywał wykres, na którym ta różnica była widoczna (choć nie tak duża, jak ostatecznie), kłamiąc ludziom niemalże prosto w oczy. Jeśli chodzi o głosy elektorskie, to jego przewaga jest niższa, niż ta, którą wypracował sobie w roku 2016 nad Hillary Clinton, ale też tym razem zdecydowana większość obywateli USA, bo przypominam, że po przegranych przez Clinton wyborach, jej zwolennicy utrzymywali, że przecież więcej Amerykanów głosowali jednak na kandydatkę demokratów (miała bodaj dwa miliony przewagi nad Trumpem, ale wybory w USA rządzą się jednak swoimi prawami). Bukmacherowie mieli jednak lepsze typy, bo za wytypowanie zwycięstwa Kamali Harris można było wygrać dużo więcej pieniędzy, co z reguły oznacza, że oceniono szansę Trumpa jako zdecydowanie większe. Ciekawa to była kampania – mieliśmy jeden zamach i jedną próbę, mieliśmy Taylor Swift, a potem jeszcze McDonald, śmieciarkę i… wiewiórkę, której smutny los pokazał, że poziom biurokracji jest tam na wybitnie wysokim poziomie, skoro można się komuś wbić na chatę, tylko dlatego, że ma wiewiórkę, którą trzyma w domu. Trzeba było koniecznie sprawdzić, czy zwierzę nie ma wścieklizny, ale żeby to zrobić, najpierw trzeba było tego sympatycznego gryzonia uśpić. Z tego co wiem, okazało się, że nie miała. Przy okazji odstrzelono też szopa pracza. Przyjaciele zwierząt, psia ich mać. Nie wiem, czy nowo wybrany prezydent na pewno jest dobrą opcją dla Polski, bo mam cały czas pełno wątpliwości, ale wiem, że Harris by nią nie była. Pomijając jej poglądy w sprawie aborcji czy imigracji, miałabym duże obawy w przypadku jej zwycięstwa, zwłaszcza, że jest ona też wielką fanką europejskiego zielonego ładu i mogłaby mocno na Unię naciskać, żeby tę katastrofę przyspieszyć. A w końcu skoro „prezydentka świata” każe, to jak możemy się jej sprzeciwiać?
Niepokojące doniesienia nowego wiceprezydenta USA
Myślę jednak, że o kampanii i samych wyborach już wszystko wiadomo, teraz pozostaje nam czekać na konsekwencje wyboru Amerykanów. Jedyne, o czym można wspomnieć, to fikołek Romana Giertycha, który zachwalał Sikorskiego, że kontaktował się z kandydatami obu partii (bo jest taki obiektywny i zaakceptuje każdy wybór, rzecz jasna!), tylko jakoś zapomniał, że żona naszego ministra całkiem niedawno wspominała, że Trump „mówi językiem Hitlera, Stalina i Mussoliniego”. Nasz premier z kolei bardzo długo wzbraniał się przed pogratulowaniem Trumpowi – być może dlatego, że jeszcze parę lat temu twierdził, że jeden Donald w polityce wystarczy. Zgadzam się – pan Tusk najwięcej dobrego by zrobił, gdyby się wycofał. W każdym razie w końcu łaskawie pogratulował, licząc na owocną współpracę… A z kolei Michał Szczerba będzie przedstawicielem komisji spraw zagranicznych i będzie nas reprezentował w delegacji PE. Ten facet wprost pisał na swoim TT, że „miejsce Trumpa jest w śmietniku”, tak więc dyplomacja pełną gębą.
Chciałam Wam jednak opowiedzieć o czym innym. James David Vance, który będzie nowym wiceprezydentem (w chwili, kiedy to pisał posiadał już prawdopodobnie wiedzę, że zostanie kandydatem na wiceprezydenta albo przynajmniej miał już na to olbrzymie szanse), umieścił na swoim Twixie w styczniu tego roku następujący wpis:
Oto dlaczego Polska jest tego rodzaju kwestią międzynarodową, na której mi zależy jako waszemu senatorowi.
Do niedawna Polska miała rząd konserwatywny. Używając dużej presji dyplomatycznej i ekonomicznej, administracja Bidena (i wiele narodów europejskich) zaatakowała ten rząd jako antydemokratyczny. Rząd ten został niedawno zastąpiony przez globalistyczny rząd liberalny, który obecnie aresztuje swoich przeciwników politycznych i zamyka debatę publiczną (brzmi znajomo?). W imię ochrony demokracji wykorzystują pieniądze z podatków, aby zaatakować rząd, który był naszym wielkim sojusznikiem.
Wykorzystywanie przez Stany Zjednoczone nacisku dyplomatycznego do atakowania konserwatywnych wartości i rządów jest haniebne. Ponownie wykorzystują do tego *twoje* pieniądze z podatków. Stworzono też rządy globalistyczne, które będą bardziej skłonne do współpracy w przypadku niektórych najgorszych zachowań administracji Bidena.
Uważam, że ważne jest, abyśmy nie wykorzystywali wpływów Stanów Zjednoczonych do niszczenia rządów wyznających wartości większości mieszkańców Ohio (ten tekst był odpowiedzią w stronę jakiegoś mieszkańca tego stanu).
Miedzynarodowy spisek?
Oczywiście nie mamy takiej wiedzy, żeby kategorycznie zgodzić się albo zanegować stanowisko Vance’a, ale wydaje się ono dość prawdopodobne, patrząc na to, jakich nacisków używała Unia, żeby wygrał rząd Donalda Tuska. A to KPO, a to jakieś debaty na temat praworządności w Polsce, a to wreszcie wielki, szturmowy atak na poprzednią władzę i to dosłownie na chwilę przed wyborami. Z tym KPO też było zabawnie, bo okazuje się, że największym (i w sumie jedynym) kamieniem milowym okazała się wygrana Tuska, wbrew temu co Unia wmawiała nam na początku. Nagle wszystko inne przestało być istotne, chociaż niedawno wyczytałam, że może być problem z kolejnymi wpłatami w ramach KPO. Pamiętamy też chyba to, co się działo podczas ostatniej kampanii parlamentarnych w naszym kraju, a nawet długo, długo wcześniej i jakie było stanowisko mediów sympatyzujących z partią Tuska i fajnopolaków. PiS nas skłóca z całą Europą! A przecież Niemcy to nasi najlepsiejsi na świecie sojusznicy! Musimy ich słuchać, bo wszystko robią tylko i wyłącznie dla naszego dobra! No i Niemcy mają, o co walczyli, mianowicie służalczego pieska na stanowisku premiera Polski. A jak ta służalczość się objawia, wszyscy widzimy. Z reparacjami musieliśmy się pożegnać (chociaż wcześniej KO zapewniało, że jeśli ktokolwiek ma wywalczyć te reparacje, to tylko oni), CPK trzeba urżnąć, bo „to byłaby tragedia dla Niemców”, podobnie inne wielkie inwestycje, a jeśli chodzi o uchodźców, których niemieckie służby szmuglują przez naszą granicę, premier nie pofatygował się nawet do Scholza, żeby to wyjaśnić, mimo że zapewniał, że tak właśnie zrobił. Zygfryd Czaban, użykownik Twixa, pisze wprost o międzynarodowym spisku, który miał obalić rząd Morawieckiego:
Temat udziału administracji Bidena w owym spisku może mieć dalszy ciąg. W USA nowa ekipa lubi czasem „rozliczyć” poprzedników, zupełnie jak u nas. Nie wykluczam, że pojawi się pomysł powołania komisji śledczej w Kongresie (zależy to oczywiście od wyniku wyborów do Kongresu przeprowadzanych równocześnie z prezydenckimi). Zamilknięcie Brzezińskiego (domniemanego głównego wykonawcy w owym spisku) po nominacji Vance’a jest dość znamienne.
Dalej wskazuje, że łącznikiem między premierem Polski, a zamieszaną w to ekipą Bidena miało być pewne amerykańsko-polskie małżeństwo. I jeśli ten fakt się potwierdzi, nie będę specjalnie zdziwiona. Nie pierwszy to raz, kiedy to nasz minister spraw zagranicznych bruździ, ile może, na linii Polska: USA. Ciekawa jestem, czy będą podejmowane kolejne kroki w sprawie zbyt dużego zaangażowania administracji Bidena w „niezależne” wybory w Polsce, ale patrząc na to, że Unia Europejska robiła to całkiem jawnie, a my zgadzamy się na kolejne umizgi wobec Niemiec, bo przecież trzeba żyć w przyjaźni, więc taki przyjaciel może nam narzucić cokolwiek, byleby pozostać przyjacielem, to mam spore wątpliwości, czy w ogóle dowiemy się czegokolwiek więcej w tej sprawie. O jakichkolwiek konsekwencjach tym bardziej możemy chyba zapomnieć. Zwłaszcza, że mogła to być po prostu próba zdobycia głosów w amerykańskiej Polonii, bo nie jest tajemnicą, że jeden i drugi kandydat bardzo mocno zabiegał o głosy naszych rodaków mieszkających w USA.
M.